• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 37

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 37"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok II. Katowice, Niedziela, 13-go W rześnia 1903 r. Nr. 37.

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

W't/chodzi raz na tydzień w Jfiedziełę.

>Rodxtna chrześciańska* kosztuje razem z »Górnoślązakiem« kwartalnie 1 m a r k ę 60 le n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską*

b o n o w ać, może ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka* w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę piętnastą po Świątkach.

L ekcya

Galat. V , 25 26 i VI. 1 — 10.

Bracia! Jeśli żyjem y duchem, duchem i postę- F Jtny. Nie stawajmy się chciwi próżnej chwały, Br ni- drażniąc, jedni drugim zajrząc. —

’ j e®^^y też człowiek ubieźony był w jakim tak W^’ którzy duchowni jesteście, nauczajcie , w duchu cichości, obaczając samego siebie, ys 1 ty nie był kuszon. Jeden drugiego brzemiona scie, a tak wypełnicie zakon Chrystusów. Albo- em jeśli kto mniema, ie b y czem był, gdyż niczem sw ^e,S^’ San? s' ebie oszukiwa. A każdy niech sprawy

°jej doświadcza, a tak w samym sobie tylko prze­

walanie mieć będzie, a nie w drugim, bo każdy j.^ Sne brzemię poniesie. A niech użycza wszystkich

° w ten, który bywa nauczan w słowie, temu, który naucza. Nie błądźcie, nie da się B ó g z siebie

^ srn iew ać; albowiem co będzie siał człowiek, to też ż5f z 'e żął- Bo kto sieje na swem ciele, z ciała też iać skażenie; a kto sieje na duchu, z ducha

^ będzie żywot wieczny. A dobrze czyniąc, nie awajmy, albowiem czasu sw ego żąć będziemy, nie awając. A przeto póki czas mamy, czyńm y do­

zę wszystkim, a najwięcej domownikom Wiary.

Ewangelia u Łukasza świętego

w Rozdziale VII.

ja . W on czas: Szedł Jezus do miasta, które zowią . lrn, a z Nim szli Uczniowie Jego, i rzesza wielka.

s &dy się przybliż}^! ku bramie miejskiej, oto wyno- ono umarłego, syna jedynego matki jego, a ta była aową; a rzesza miejska wielka z nią. Którą uj­

ą w s z y Pan, ulitował się nad nią i rzekł jej: Nie st Cz\ I przystąpił i dotknął się mar, (a ci co nieśli, j nęli)j [ rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!

Usiadł on, który był umarły, i począł m ówić; i dał Bo rnatce. ł zdjął wszystkich strach, i wielbili Ha m ó w iąc: że Prorok wielki powstał między

rni» a iż Pan B óg nawiedził lud swój.

N auka z tej Ew angelii.

Smutny nam obraz stawia przed oczy Ewan­

gelia św. dzisiejsza. W dowa stroskana z wielkim żalem odprowadza do grobu jedynaka swojego. Może co tylko niedawno na ostatni spoczynek odprowa­

dziła męża, dzisiaj synowi, jedynej podporze, jaka jej została, towarzyszy na tej samej drodze. Aleć obraz ten lubo tak smutny, nie jest dla nas prze­

cież nadzwyczajnym. Jakże to często napotykamy taki sam orszak pogrzebowy, w którym wdowa męża, żywiciela swojego, matka syna, całą swą nadzieję tu na ziemi, wyprowadza na spoczynek grobowy? Ł zy żałosne wdowy onej stroskanej i matki w tak ciężkim smutku pogrążonej w Naim ukoił sam Pan Jezus i najskuteczniej ją pocieszył. A wdowy i rodziców tą samą boleścią dotkniętych któż pocieszyć zdoła?

W iara Jezusowa tego dokona, a jeżeli im powtarza słowa Jezusa, »nie płacz«, słusznie to czyni, bo ma do tego wystarczające powody.

Gdy mędrcowi greckiemu Atenagiosowi donie­

siono o śmierci syna jego , rzekł: Wiedziałem, żem spłodził śmiertelnego. Tak mówił poganin. Jeżeli więc Chrześcianin w W ierze i nadziei swojej w przy­

szłe zmartwychwstanie nie potrafi znaleść pociechy w smutku swoim nad dzieckiem umarłym, słowa one są urąganiem z W iary i nadziei jego. Poskromnij więc źal twój i ukój zbytnie płynące łzy twoje, by wielkiej twojej miłości do dziecka jedynego i smutku niepohamowego niewierny ci nie poczytał za zwąt­

pienie.

Było to dziecię, jak mówisz, tak dobre. Jeżelić tak, toć nie żałuj, żeś je takiem wysłał przed sobą dotąd, gdzie w szczęśliwych gronie się cieszy na wieki. Tęsknij za niem nie jako za utraconem, ale za oddalonem tylko; uważaj je za śpiące, tak ii znowu powstanie. Jeżeli spoglądamy na nieszczęścia, uciski i niebezpieczeństwa czasów naszych, nie pła­

kać, ale cieszyć się nam raczej potrzeba, źe uszło szczęśliwie tego wszystkiego. Szczęśliwe, że nie zazna, ani nie usłyszy tego. My nieroztropni sami cierpim lub widzim, ja k cierpią inni, a jednak i sami żyć pragniemy i o tych płaczem, którzy ju ż od cier­

(2)

290 pień tych zostali uwolnieni. O królu Xerxesie p o­

wiadają, iż przyglądając .się ogromnemu wojsku swo jemu, z wysokiej góry zapłakał, gd y mu przyszło na

myśl, że za sto lat ani jednego ju ż nie będzie przy życiu z tej wielkiej liczby ludzi, jaką teraz ogląda.

Gdybyśm y mogli wstąpić na tak wysoką górę, iżbyśmy stąd widzieli klęski i nieszczęścia całego świata, ujrzelibyśmy pokłócone narody z sobą i królestwa, jednych na męczarniach, drugich zabitych, innych w wodzie utonionych, innych w niewolę prowadzo­

nych ; tu wesele, tam płacz, jednych narodzonych, drugich umierających, jednych opływających w bo­

gactw a i rozkosze, drugich żebrzących i to nie Xer- xesa wojsko tylko, ale ludzi całego świata, którzy teraz żyją, a których wnet nie będzie. Trudno więc tutaj szukać i znaleźć szczęście, i nieroztropnością jest opłakiwać tego, który ju ż znalazł szczęście

trwałe.

Nad powracającym do domu smutek nie przy­

stoi. G dy tedy kto z obczyzny wraca do właści­

w ego domu, z obcego kraju do ojczyzny i właści­

w ego pana swojego, nie smucić, ale owszem cieszyć się należy, zwłaszcza gdy jako Chrześcian prawy schodzi z tego świata i idzie do Królestwa, do któ­

rego nabył prawa. Nie utyskuj więc, że nie będziesz miał dziedzica dóbr twoich i dlatego płaczesz o syna umarłego. I cóżbyś wolał, pyta się Chryzostom św., czy żeby został dziedzicem dóbr twoich, czy dzie­

dzicem dóbr niebieskich? C zegóż pragniesz dla niego, czy żeby objął dobra przemijające, któreby wnet opuścić musiał, czy dobra wieczne? Mówisz, że nie płaczesz o zm arłego syna dlatego, że nie masz ju ż dziedzica dóbr twoich, ale dlatego, że po­

zbawionym jesteś wszelkiej pom ocy i pociechy. Z a ­ pewne mówi Chryzostom św., gdybyś B oga więcej miłował, jak przyjaciela albo męża umarłego, nie uważałbyś się za pozbawionego pomocy, ale owszem za opatrzonego w takową. Chce bowiem B óg, byś więcej ufał je g o opiece i pomocy, aniżeli przyjaciela albo męża i może właśnie dlatego go zabrał, byś całą twą nadzieję i ufność w tym nawykł pokładać, który cię lepiej wspomódz może, aniżeli przyjaciel albo mąż, byłeś tylko miał mocną W iarę, abyś Go miał w miejsce przyjaciela, męża, ojca.

Powiadasz, żeś pozbawiony wszelkiej pociechy.

G dyby tej straty ludzie znieść nie mogli, nigdyby rodzice dzieci swoich od siebie nie puszczali. Skarżą się rodzice, że dzieci umarłe ich opuszczają, a ży­

ją ce w podróż w ysyłają do dalekich krajów, albo dla zysku, albo dla osiągnięcia większego zaszczytu i wcale nie pragną, żeby przy nich w domu zostały skoro tylko osięgnąć mogą, czego pragną. G dy zaś dzieci idą do pałaców Chrystusowych, do chwały ży­

wota wiecznego i do posiadania w iecznego dzie­

dzictwa, nie chcą ich rodzice puścić dobrowolnie i płaczą nad niemi. Jestto niedowiarstwo, powiada Hieronim św., który tak płacze i Bogu ulegać nie chce. W szak to wszystkim jest powszechne, że umrzeć muszą. Abraham na rozkaz Boga, żeby Mu

ofiarował Syna swojego, wnet s i ę też zabrał do tego.

Od ciebie zaś nie wym aga B óg, byś sam zabił dziecko tw7oje na całopalenie i ofiarował, ale to tylko, żebyś gd y B ó g ci je zabierze śmiercią, jaką wszyscy umierać muszą, żebyś j e ze spokojnym u m y s łe m

i mocną W iarą Jemu oddał.

G dy w szyscy umierać muszą, mówi Ambroży święty, nie masz nic nieroztropniejszego, ja k op łaki­

wać to, co na wszystkich jest wydanem, ja k gdyby coś osobliwszego. Jest to wynosić się nad stan swój i chcieć zrzucić ze siebie, co jest wspólnem naturze wszystkich.

Czyż nie wolno tedy płakać o umarłych?

W szakże Sam uel płakał nad niegodnym S aułem i DawTid pobożny nad niegodnym synem. Sam Zba­

wiciel nad grobem Łazarza nietylko płakać nie wzbraniał, ale sam płakał. A le te łzy były wyrazem wrodzonego uczucia, nie zaś świadectwem w ą t p l i w o ­

ści i niedowiarstwa, nie płynęły na szkodę Wiary, ani na niezgodę z wyrokiem Bożym , ale na ochło­

dzenie wrodzonego uczucia.

Nie potępia się płacz, - bo ten jest przyzwoity naturze człowieka, ale płacz zbytni i niepohamowany) bo ten jest grzesznym. Amen.

Księgi rodzaju Jezusa Chrystusa.

Niezawodnie ci ju ż nieraz, Bracie i S io s t r o ,

przyszło na myśl, co też to ma znaczyć, że w u ro -

| czystości Niepokalanego Poczęcia i Narodzenia Najśw.

Maryi Panny czytają się te księgi rodzaju J e z u s a

Chrystusa, że ten zrodził tego a ten owego. W szakże Ewangelia św. nam się czyta ku nauce; ale jakaż tu może być nauka z regiestru samych imion? O je s t

ztąd nauka głęboka i bardzo pożyteczna, skoro tylko znam y znaczenie t e g o wyliczania przodków P. Je"

zusa jako człowieka.

Nie w yliczają się przodkowie P. Jezusa i Najśw.

Maryi Panny dla tego, żeby pokazać, jak możni kró­

lowie są pomiędzy n im i i z jak zacnego rodu więc Matka Najśw. i P. Jezus jako człowiek p o ch o d z i ja k to tak chętnie czynią ludzie dumni, b y wymie­

niając i ukazując bogatych, możnych i s ł a w n y c h

dziadów i pradziadów swoich siebie ich blaskiem oświecić i sobie przydać chwały. Jak wielce P. Je­

zusowi ten rodzaj dumy się nie podoba, pokazali kiedy Żydów , którzy się chlubili, iż są potomkami Patryarchy Abrahama, nazwał dziećmi djabła, po­

nieważ się szczycili pochodzeniem od Abrahama, ale uczynków Abrahama nie mieli. T o ć w ięc jest roztropne szczycenie się przodkami swoimi godnym

(3)

1 to prawe szlachectwo dziedziczne, jeżeli potomkowie odziedziczą cnoty ojców swoich i je naśladują.

Nasz rodzaj szczytny jako chrześcian, początek swój wywodzi od Jezusa Chrystusa, który jest prawym Ojcem naszym duchowym, bo nas grzeszników od­

rodził: na nowy lepszy żyw ot i dał nam prawo dzie­

dzictwa do królestwa sw o jego. Ż e jesteśm y chrze- sc*anami, że Jego imię nosimy, to największy za­

szczyt nasz, to prawe nasze szlachectwo. O to tylko starać się powinniśmy, byśmy imienia i zaszczytu tego byli godnymi. G dy nam tedy księgi rodzaju Jezusow ego wyliczają grzesznych i bez okupu przod­

ków nowego O jca naszego, przypominają nam za- raze.m, czembyśmy byli bez okupu, jaki za nas łożył Jezus Chrystus i bez odrodzenia tego, jakiem się

eieszymy przez Niego.

Najgłówniejszą jednak przyczyną tak troskli­

wego i dokładnego wyliczania przodków Jezusa Chry- stusa w tych księgach rodzaju jest okazanie, jak Wiernym B ó g jest w obietnicach swoich. Już A d a ­ mowi w raju B ó g po upadku jego przyobiecał Zba- wicela. Dla tego Ewangelista Łukasz Św. wylicza Przodków Jezusowych aż do Adama. Abrahamowi Powtórzył B ó g tę obietnicę dla wielkiego posłu­

szeństwa, iż błogosławić go będzie i rozmnoży po­

tomstwo je g o jako gw iazdy niebieskie i jako piasek, który jest na brzegu morskim, i błogosławione będą w potomku je g o wszystkie narody ziemi. Z tej to Przyczyny Mateusz św. poczyna wyliczanie przodków Jezusowych od Abrahama. T ak wiele upłynęło czasu, b°ć długie wieki, i tyle pokoleń już wstąpiło do grobu, nim się narodził obiecany Zbawiciel. Zda- Waćby się więc mogło, że B óg zapomniał obietnicy Swojej, a przecież ją spełnił. Pom iędzy potomkami Abrahama, a przodkami Zbawiciela znajdowało się Wielu grzeszników, którzy więc wywoływali gniew

^°ży. Słuszną zdawaćby się mogło, żeby B ó g dla Ich grzechów był odjął od nich i potomków ich obie­

cane błogosławieństwo i zbawienie, lecz nie uczynił tego, ale chciał pozostać wiernym i prawdziwym W obietnicach swoich. Nie wzdrygał się nawet bez­

bożnych mieć przodków, żeby tylko wierność obiet- nic jego tem widoczniej zajaśniała. Jak lekarz cie­

lesny i brudnemi się nie brzydzi rzeczami, jeżeli tylko przyczynić się może do uzdrowienia chorego, tak i Lekarz niebieski, który przyszedł gładzić grzechy świata, nie wzgardził pokoleniem grzeszni­

ków. Dla tego z niewiast właśnie te tylko w tych g ę g a c h rodzaju Jezusa Chrystusa są wymienione, które były grzesznicami albo pogańskiego pocho­

dzenia, jak Thamar, Raab, Rut, Bersabee.

Koniecznie nam też tego potrzeba, byśmy po­

znali B oga wiernego i prawdziwego w obietnicach swoich. Nic bowiem tak do zbawienia, do wzmo­

ż e n i a wiary i do pokrzepienia nadziei naszej nie dopomaga, jak wierność i pewność obietnic Bożych.

la tego mówi Psalmista: »Tarczą ogarnie cię prawda )eg o , nie ulękniesz się od strachu nocnego.« (Ps. 90, 5') W ierność bowiem tych obietnic, jakie B óg czyni

ludziom pobożnym, iż w ojcowskiej swojej ich będzie miał opiece i okaże im miłosierdzie swoje, jest jako tarcz nocna, której żadne zasadzki ani żadne strzały czartowskie przebić nie mogą. Do niej to jako do nieomylnego schronienia uciekał się Dawid po upadku swoim wołając: »Zmiłuj się nademną Boże, według wielkiego miłosierdzia twego*, a potem d odaje: »Abyś się usprawiedliwił w mowach twoich, a zwyciężył, gdy cię posądzają.« (Ps. 50) Chciał on temi słowy pow iedzieć: Przyobiecałeś, Boże, pomoc i miło­

sierdzie wszystkim uciekającym się do Ciebie; okaż mi je teraz, aby cię ludzie na moim przykładzie po­

znali wiernym w obietnicach Twoich.

G dy nam tedy wierność Boża w obietnicach swoich w tych księgach rodzaju Jezusa Chrystusa przedstawia się tak niewzruszoną, iż jej ani wieki, ani grzechy ludzkie odmienić, ani zachwiać nie mogły, pociechą wielką napełniać nas muszą wszystkie obie­

tnice, jakie B óg dal wiernym swoim, gdyż o nich pewni być możemy, iż one również bez wszelkiego wątpienia spełni i ich tak samo nic odmienić nie po­

trafi, jeżeli my tylko wykonamy wszystko, czego Bóg po nas wymaga, A le też przerazić i zbawienną bo-

| jaźnią napełnić nas muszą wszystkie pogróżki, jakie B ó g ogłosił na bezbożnych, bo tak samo i o tych pewni być możemy, iż się spełnią z pewnością, je ­ żeli rychło się nie upamiętamy. Ztąd więc mamy bardzo skuteczny hamulec od złego a wielką po­

budkę do nawrócenia się i trwania w dobrem.

Nareszcie widząc w tych księgach rodzaju Je­

zusa Chrystusa wyliczonych tak wiele królów po­

tężnych i możnych, uczym y się poznawać, czem jest wspaniałość i wielkość doczesna, chociażby była jak najokazalsza. Gdzież się podziała ich potęga, ich panowanie i znaczenie, gdzie ich bogactwa? Prze­

minęły jako dym, który znika w pow ietrzu; wszystko znikło i popioły ich nie znajdziesz. Nie tego więc szukajmy, co tak prędko znika i bez śladu przemija, nie w tem się kochajmy, co ledwie ręką objąwszy wnet znowu opuszczać musimy, nie tego się dobi­

jajmy, co trwa tak krótko, ale tego szukajmy, co trwa i uszczęśliwia na wieki. A to znaleźć tylko możemy u Jezusa Chrystusa, głowy świętej tego ro­

dzaju grzesznego i śmiertelnego i głow y nowego ro­

dzaju naszego, który sam jeden trwa na wieki i wiei- nych swoich darzy szczęśliwością wieczną. Amen.

Pożegnanie jaskółki.

Nie żal ci nas, jaskółeczko!

Ż e jeno puste gniazdeczko Pod naszą strzechą zostawiasz, Sama w drogę się wyprawiasz?

(4)

Nam naprawdę smutno będzie...

Śpiewaczka ju ż nie usiędzie Z swą piosenką w naszem oknie Dżdżem jesiennym świat omoknie.

Do końca zbliży się wrzesień, Uwierzymy, źe ju ż jesień;

Trzeba cicho zasiąść w domu Z tęsknotą w duszy kryjomą.

A ty wtedy jask ó łeczk o !

B uiać będziesz gdzieś daleczko.

Co ty powiesz tam w cieplicach, 0 tych naszych okolicach?

Chwal nas, że tu ojca, matki, Poczciwie słuchają dziatki;

Ź e ci gniazda nie psowały, Bo surowy zakaz miały.

Powiedz, że kwiaty, krynice, Mają nietylko cieplice;

Ż e i u nas w ody biegną, A mnóstwo kwiecia na brzegu.

Ż e u nas uroczo, ładnie, Nawet kiedy deszcz upadnie;

Ż e ochłodzony po burzy, Pachnie świat ja k pączek róży.

Jeśli możesz, w swej piosence Naśladuj głosy dziecięce, Które z rosą lecą mrokiem, Po wsiach, po polu szerokiem.

Naśladuj fujarki głosy...

Niby skargę na złe losy, Niby żałość i tęsknotę, 1 kojące myśli złote.

Powiedz, że tu deszcze były, I żniwa się opóźniły;

Miejscami grady upadły, Kartofle zarazy zjadły.

Ź e nie mamy dużo chleba, A le ręce wciąż do Nieba Z gorącą prośbą wzniesione, Serca zawsze pokrzepione.

Żeś widziała, jak ubogi

W chodził z pustą torbą w progi, Lecz pełną stamtąd wynosił, I za nami B oga prosił.

Powiedz, źe ten >Pochwalony*

D a się słyszeć z każdej strony;

F igu iy przy drogach gęste, Zarazy, mory nieczęste.

Powiedz wszystko, co dobrego, . A coś widziała smutnego,

Przed Bogiem z piosenką składaj, O złem jeszcze nie powiadaj.

Nie mów, źe w gniazdku słyszałaś, D ochodzący z izby hałas;

Jak mąż w gniewie klął na żonę, Siostry lżyły się rodzone.

T w e znajom e jaskółeczki, Przyczepiają swe domeczki Często do murów kościoła, W środku miasta albo sioła.

T o widziały, ja k w kościele Ludeńka się zeszło wiele, Jak odmawiali pacierze:

O jcze nasz, Zdrowaś i W ierze.

Tam w żalu nieutulona G orąco prosiła żona,

B y Pan Jezus natchnął męża Laską, co i złych zwycięża.

Tam za ludzką nędzę mnogą, B o ga ofiaruje B ogu

Kapłań, który uczy w szkółce:

»Nie czyńcie krzywdy jaskółce*.

W stąpią ofiary kapłana

Z prośbami biednych do Pana, A Pan bardzo miłosierny Jest na ludek swój mizerny.

T o przemieni się pomału, Co tobie złem się wydało;

Bo nie trudne to jest Bogu, C zego ludziska nie mogą.

Jak przylecisz znów na wiosnę, Usłyszysz wieści radosne:

Ż e ju ż zgodni małżonkowie, A b y jeno B ó g dał zdrowie!

Ż e się w szyscy poprawili, Którzy B o gu źle służyli, I że przy pom ocy Nieba,

Już je st wszystko tak ja k trzeba.

Bywaj zdrowa jaskółeczko!

Niech cię w drodze tam daleczko W szelkiej szkody B óg uchowa...

Bywaj zdrowa!... bywaj zdrowa!

Żona Aniołem Stróżem.

(Dokończenie).

»Aleź jeżeli nie zapożyczę z tego funduszu p0' trzebnych mi pieniędzy na zapłacenie Twardosza, t0 zostaniemy zniszczeni, zrujnowani; kredyt mój, który wisi zaledwo na włosku, z przestąpieniem progu prze2 komornika w zupełności upadnie, a brak kredytu, to

(5)

*93

^niierć dla handlu, to bankructwo, to nędza i kij że- braczy dla nas*.

“Jeżeli zaś z nich pożyczysz Karolu, to się od-

"'aźysz na więcej, bo się odważysz na hańbę, na niesławę poczciw ego imienia*, odrzekła żona głosem Pewnym i spokojnym, który zachwiał umysłem męża.

*Cóż w ięc mam zrobić nieszczęśliwy?* zawołał z bolei

było?«

sną niepewnością.

T o cobyś zrobił, gdyby pieniędzy tych nie

‘ A leż one są!«

‘ Powiedziałam ci ju ż raz, żeś je powinien uwa- za niebyłe*.

Mąż stracił cierpliwość i uciekł się do zwykłego SP°s°bu, używanego przez tych, co nie mają za s°bą słuszności; zaczął się unosić:

‘ A więc mamy czekać spokojnie, aż nas stra- UJ3?< zawołał, chodząc wielkiemi krokami po pokoju.

‘Jeżeli niema środka uczciwego do uniknienia n ie s z c z ę ś c ia o d r z e k ła żona, nadając szczególny n&cisk wyrazowi u c z c i w e g o , »to niechaj się dzieje w°Ia Boża!... przynajmniej nie będziemy mieli nic s°t»ie do wyrzucenia*.

Dobrucki przechadzał się czas jakiś wolnym okiem, trąc ręką czoło: ciężka walka toczyła się Jego umyśle pomiędzy obawą ruiny, która popy­

tała go do chwycenia bądź co bądź jedynego , ka, jaki mu pozostawał do zaspokojenia groźnego p r z y c ię ła , a nieskażoną dotąd prawością charakteru,

°rej głos wewnętrzny mówił mu podobnie jak

*°na:

»K arolu! pieniądze te są święte, są to pienią- Ze ubogich; tknąć je byłoby zbrodnią!...*

Marya na obliczu męża widziała cały przebieg . czącej się walki; zauważywszy chwilę wahania się, czujny Stróż Aniół pochwyciła ją zręcznie, by Przechylić postanowienie je g o na stronę dobrego.

Jedy bowiem sumienie szeptało mu przytoczone PoWyżej wyrazy, wstała, ujęła męża za rękę i popa- . zawszy mu w oczy, wzrokiem pełnym przywiązania

słodyczy, rzekła:

. Karolu! mój dobry Karolu! zrób mi jednę skę...«

‘ Cóż takiego?* zapytał kupiec.

^ ‘ Pozwól mi odnieść te pieniądze do kasyera

°Warzystwa Dobroczynności... Opowiem mu, co J|szło, to jest*, dodała zniżając głos, jakby w oba*

^ e, aby nie być słyszaną, »powiem mu od ciebie,

^ obawie skutków jutrzejszej wizyty sądziłeś swoją P°winnością złożyć bezzwłocznie fundusze z kwesty 2^brane na je g o ręce, aby wypadkiem pieniądz ubo­

jach uronionym nie został. Zróbmy to Karolu, od- a«ny pokusę; jestto najlepszy środek, aby nie upaść

Pozostać uczciwymi*.

‘ T ak! tak*, zawołał Dobrucki, chwytając się J myśli, jak rozbitek deski ocalenia. »Zabierz czem- Prędzej nieszczęśliwe te pieniądze, i wynieś je z domu.

ddalmy od nas tę zgubną pokusę; masz słuszność

°ja żono, B ó g cię tą myślą natchnął... G dyby nie

ty, byłbym ściągnął rękę do pieniędzy ubogich! Idź, idz, droga moja przyjaciółko!«

Marya tego tylko czekała: za chwilę była już na ulicy. Odgłos drzwi zamykających się za nią oznajmił Dobruckiemu, że honor jeg o został ocalony z niebezpieczeństwa, jakie mu groziło.

»0 Boże! Boźe«, zawołał wtedy, załamując ręce, »zmiłuj się nad nami nieszczęśliwymi!... Cóż my biedni teraz poczniemy ?«

* * *

Nazajutrz w południe komornik ze zwykłą assy- stencyą stawił się w mieszkaniu Dobruckiego i spisał akt zajęcia.

Dobrucki idąc za radą żony, udał się do swego wierzyciela i powtórzył mu zapewnienia poczynione przez Majera: p. Twardosz zgodził się poczekać do przyszłej soboty.

Sobota oczekiwana nadeszła — a Dobrucki udawszy się do mieszkania swego dłużnika Majera, dowiedział się z przerażeniem i rozpaczą, źe ten spieniężywszy wszystko co posiadał, uciekł za gra­

nicę. Dłużnym on był Dobruckiemu znaczne sumy, których strata przyprawiła tego ostatniego o zupełną ruinę.

Uderzony jakby gromem, powlókł się nieszczę­

śliwy do mieszkania p. Twardosza, któremu oznaj­

miwszy o wypadku, jaki go spotkał, oraz o smutnych następstwach, jakie pociągał za sobą, zażądał zwo­

łania wszystkich swych wierzycieli na wspólną na­

radę dla obmyślenia środków, jakie pozostawały do pokrycia ich należności.

Niektórzy z zebranych na naradę wierzycieli, mianowicie zaś Twardosz byli, za użyciem całej su­

rowości prawa względem niewypłacalnego kupca.

W tem powstał jeden z nich, który dotąd nie zabierał głosu i rzekł:

»Panowie! wierzytelność moja jest nie wielką i nie byłbym się tu stawił, gdybym nie miał innego celu, niż udowodnienie praw moich. Przyszedłem tu dlatego, aby wam odkryć czyn jeden, którego znajomość usposobi was ja k mniemam, przychylniej nieco dla nieszczęśliwego naszego dłużnika. Był on, ja k to wam zapewne wiadomo, upoważnionym przez Towarzystwo Dobroczynności, którego mam zaszczyt być kasyerem, do zbierania kwesty na drzewo dla biednych. Termin do przelania uzbiera­

nych na ten cel funduszów do kasy Towarzystwa nie był jeszcze nadszedł, kiedy drugi tydzień temu, późnym już wieczorem nadbiegła do mieszkania mego na Podwalu pani Dobrucka, przynosząc ukwe- stowane przez męża jej pieniądze w kwocie rs. 300, z oświadczeniem, iż gd y mąż jej dla chwilowych kłopotów handlowych nie będzie zapewne mógł w terminie pieniędzy do kasy sam oddać, prosi mię usilnie, abym go w tej mierze zastąpił. Otóż pano­

wie! gdyby Dobrucki był człowiekem nieuczciwym, mógłby był z tych pieniędzy czerpnąć potrzebny fundusz na zaspokojenie naglącej wierzytelności pana

(6)

294

Twardosza. Nie uczynił tego jed n akie; były one dla niego świętemi. Nie mam ja bynajmniej zamiaru żądać dlań nagrody za czyn tej zwyczajnej prawości, sądzę wszelako, iż człowiek, który umiał oprzeć się podobnej pokusie, jest człowiekiem honoru, i że nie należy go traktować na równi z nędznikami, co w podstępnych bankructwach zysku dla siebie szu­

kają. Postępek ten p. Dobruckiego jest niewątpliwą rękojmią, że nas wsystkich zaspokoi, jak tylko uczy­

nić to będzie w m ożności; zostawmy mu więc po­

trzebny czas do tego. W szyscy, co tu jesteśmy, wiemy dobrze, iź upadek je g o obecny nie pochodzi ani ze zbytków, ani z nieładu w handlu i interesach, ale z nadużycia dobrej je g o wiary przez zręcznego oszusta, której padł ofiarą. Powiedziałem wam pa­

nowie, co powiedzieć sądziłem moim obowiązkiem, mniemam, iżeście mię pojęli, i że odstąpicie od za­

miaru użycia przeciw nieszczęśliwemu surowości prawa, którego celem jest karać złą wiarę i podstęp, nie zaś niezasłużone nieszczęście.

Dobrucki podczas całej tej przemowy siedział z głow ą spuszczoną; zapłoniony wstydem i zgryzotą sumienia, chciałby b ył ukryć się pod ziemię. P o­

chwały mu oddawane, spadały na je g o serce jak najkrwawsze wyrzuty. Zdawało mu się, iż każdy z jeg o niepokoju i pomieszania w yczyta ową walkę z pokusą, której byłby zapewne uległ, gdyby nad nim nie czuwał Stróż Aniół w postaci zacnej je g o żony.

Inaczej się jednak stało; w szyscy spojrzeli nań ze współczuciem i politowaniem. P. Twardosz głó­

wny wierzyciel Dobruckiego, oświadcz}'! pierwszy, iż oceniając prawość charakteru sw ego dłużnika, gotów jest pozostawić mu dwa lata czasu do uiszczenia się z długu. Inni wierzyciele nie chcieli okazać się mniej szlachetnemi i podobnież uczynili oświadcze­

nie. A kt przedłużenia zaraz na miejscu sporzą­

dzony i podpisany, wręczony został Dobruckiemu przez pośrednictwo zacnego kasyera Towarzystwa Dobroczynności, którego odkrycie głównie się do ocalenia przyczyniło.

Dobrucki powrócił do domu szczęśliwy, ale za­

razem upokorzony i zaw stydzon y; czuł bowiem do­

brze, że to nie jem u należała się zasługa owego pra­

w ego czynu, który w nim wynagrodzono. T o też wszedł do mieszkania upadł przed żoną na kolana, opowiedział jej co się stało, i ze łzami w oczach dziękował jej za ocalenie go od hańby i nędzy.

»Wstań Karolu«, odrzekła mu poczciwa ta ko­

bieta, »nie masz bowiem sobie nic do wyrzuce­

nia. Pokusa była silna, aleś się jej przy łasce Bożej oprzeć potrafił. Niebo było świadkiem twej walki i twego zw ycięstw a; to, co cię spotkało, jest jego nagrodą i dowodem, iż B óg nas nie opuścił. K o­

rzystajmy z tej nauki i starajmy się wpoić w synów naszych mądrość tej zasady:

Każdą sposobność do dobrego chwytaj, Czyń, coś powinień, o resztę nie p y ta j!

* *

*

Dla zaspokojenia troskliwości naszych czytelni­

ków o los zacnej tej pary dodamy, że pomyślne n stępne lata przy podwojonej pracowitości i o s z c z ę d n o

ści postawiły ją w możności zaspokojenia swych wierzycieli i dojścia nawet do większej niż kiedyko wiek zam ożności; gd yż wypadek ten, który w swou’1 czasie dosyć był głośnym , sprowadzał liczn ych do handlu kupujących, a synowie wzrośli na poczciw ych przykładach, są dziś ozdobą i zaszczytem kupieckieg0 stanu.

Oboje starzy D obruccy byli dla innych wzorek

• • • Jo*

zgodnego pożycia. Nieraz on sam siedząc na w eczce w swej lubej zagrodzie wspominał soh|e 0 złych i lepszych czasach. Przypominał on takze w gronie swej dziatwy pamiętny dlań wypadek r0^

1845, i spoglądając wtedy z dumą na żonę, powtarz żonom swych synów: »Bierzcie dzieci przykład z wa szej matki, bo dobra i przywiązana żona dla m? a 1 rodziny jest prawdziwym Aniołem Stróżem !«

K ilka słów o o s z c z ę d n o ś c i i b a n k a c h ludowych.

Skreślił W . Szyperski.

(C iąg dalszy).

Każdy w ten sposób niewydany pieniądz trzeb3 uważać za cudem ocalony, za nienależący ju ż więceJ obecnie do mnie, ale do mojej przyszłości. P ie n ić 2 ten trzeba schować. Najlepiej mieć skarbonkę>

której w tym razie i w każdym innym zresztą trzeh3 takie ocalone grosze składać, a gdy się zbierze kilk*1 lub kilkanaście marek, a mam sprawunek do miast®’

w którym się znajduje bank ludowy, to wypróżnia'11 skarbonkę, chowam ten ocalony od zagłady pienią^2 do kieszeni i składam go w banku ludowym, gd?-ie jest zabezpieczony przed handlarzem i kupcem za

chwalającym swoje towary, przed złodziejem i ognielfl i gdzie pieniądz ten dla mnie pracuje, bo przyn°sl procent.

Przejdźm y teraz do oszczędności szczegółowych' W e wszystkich krajach stojących wysoko w oświacl i przemyśle umieją ludzie oszczędzać nawet w n»J mniejszych drobnostkach, jak n. p. zbierając skrzętn *e i chowając wszelkie odpadki w gospodarstwie do mowem, jak papier, szmaty, kości, włósie, sierć, i*°Sł szkło stłuczone, pierze od kur i innego ptact^3’

kapsułki metalowe do flaszek, korki, odpadki że la zn e>

(7)

295 Wszelkie pudełka, w których był zapakowany towar,

?awet pudełka od zużytych zapałek i wiele, wiele tnnych rzeczy i sprzedawają takowe. W przemyśle -^lajszym jest na wszystko popyt, wszelkie odpadki można spieniężać, bo nic prawie nie ginie, szczątki Jednych materyałów przerabia się na inne materyały, 2^pełnie nieraz do pierwszych niepodobne, ja k n. p. pa- Pler’ który, a przynajmniej lepszy, wyrabiają ze szmat, r*°, z których wyrabiają tak zwane linoleum itp.

I w najuboższej rodzinie, w najmniejszem na- gospodarstwie najbiedniejszego robotnika znaj-

takich odpadków za kilka marek na rok, re niestety, z bardzo małemi wyjątkami giną bez Uzytku, bez korzyści.

^ Trzeba je więc pilnie zbierać, gd y przyjdzie do 0111 handlarz sprzedać, otrzymany za nie grosz ozyć Jo skarbonki, aby potem zanieść dalej do anku ludowego.

Na najmizerniejszym na pozór towarze, na f ia t a c h wielu mądrych t. j. takich, co mają bystry

^ r°k i umieją znaleźć pieniądź na drodze, na ulicy p o b iło się milionów. A że to prawda, to możnaby

azdej chwili udowodnić nawet nazwiskami,

tu ^ 0zmyślcie i rozważcie sobie to dobrze, a co

^ tym razie oszczędzicie, to dajcie do skarbonki, P°tem dalej, jak wiecie.

A teraz wstępujmy do obrzydliwej otchłani wy- u tak oszczędności przeciwnego, tak do niej

^ P od obn ego, jak grzech niepodobny do cnoty, , en do nocy, szatan do Anioła-Stróża — występku, . 0ry miliony zrobił złego, miliony wywołał nieszczęść

biliony rodzin pogrążył w nędzy, pokalał grze­

ją611'1! dla milionów dzieci tych rodzin, dla ich wnu-

^ nawet i prawnuków był przekleństwem, hańbą,

^ Bożą.

Zgadniecie, że mam na myśli pijaństwo.

^ Tak jak powietrze potrzebne do życia, gd y nas , Cza, lub lekkiem kołysane powiewem wiatru od- kó

ki

'''oda z cichem szmerem w ypływająca ze źródła stojąca spokojnie na dnie studni niezbędną jest

„ leża naszą krew, nasze siły, nasze życie, ale jako

°ny wicher, jako niczem niepocham owany orkan . zystko, co na drodze swej napotyka, obala j ^ C z y , kaleczy i zabija wszystko, co żyje — tak kh

<lla

nas, bo gasi nasze pragnienie, bo myje nasze 0 i nasze sprzęty i koniecznym jest czynnikiem

! ; / raCy wewnętrznej naszego ciała, ale jako rozsza- y, Wściekły, rozhukany żywioł, występujący z ło- . ‘ 14 rzek lub ze zerwanych chmur potokami lejący na biedną wtedy ziemię, wszystko zalewa, niszczy,

^ _1"ywa i topi, tak i ta nieszczęsna wódka, ta prze- 1 Stą g orza}ai ta w strętna opara, która wreszcie w ma-

^ eJ użyta ilości, być może, przyzwyczajonego do Przynajmniej na chwilę pokrzepia i wzmacnia, Uzyta bezrozumnie w nadmiernej ilości kala duszę c2ło

nie tylko 1 na

^leka, niszczy ciało jego , sprowadza nieszczęście na niego samego, nietylko na pijaka, ale . . niewinną żonę jeg o i jeszcze niewinniejsze jego

lec‘> pogrąża je w nędzy i wystawia na pogardę

ludzi. — Wstrzemięźliwości przeciwnie owocem jest spokój duszy, rzeźwość, czerstwość i zdrowie ciała i to błogie życie w cichem szczęściu na łonie ro­

dziny, u boku żony i dziatek, które szanują i ko­

chają trzeźwego męża i ojca.

Nie chcę tu być zresztą pustelnikiem wołają­

cym na puszczy, nie chcę twierdzić, żeby wcale nic nie pić, bo przypuszczam, że mały kieliszek czystej t. j. nie farbowanej wódki dla robotnika pracującego na zimnie, w kurzu, wilgoci, zaduchu, może być do­

brem pokrzepieniem, a tak samo i w pewnych ra­

zach i szklanka lekkiego piwa — ale nadmiar, choćby najmniejszy, a przedewszystkiem wódki jest straszny w swych skutkach, bo gubi, ja k rzekłem co dopiero, ciało i duszę i nietylko jednego, ale kilku, kilkuna­

stu i kilkudziesięciu nieraz uszczęśliwia ludzi, prze­

nosząc złe skutki jakby przekleństwo na kilka nawet pokoleń.

A teraz ze względu na oszczędność co na to powiedzieć? Ile to milionów srebra i złota utopiło się we wódce — a przeciwnie iluż to ludzi niesu­

miennych tym towarem kupczących dorobiło się mi­

lionów! Czyż nie lepiej zamiast być pijanicą, a więc jeszcze czemś gorszem jak nierozumne bydlę, czyż nie lepiej, powtarzam, oszczędzać ciężko zapraco­

wany grosz, czyż nie lepiej składać go do skarbony, aby zanieść go potem do banku ludowego?

Czytelniku, jeżeli masz wejść do karczmy, do szynku, to pomyśl sobie, że ci Pan B óg dał sumie­

nie, namyśl się zatem, nie daj się wciągnąć przez złych ludzi, nie zważaj na proszącego się towarzy­

sza, przyjaciela, na kłaniającego się grzecznie kar­

czmarza, który jak masz pieniądze, to cię uprzejmie prosi, ale ja k sobie podpijesz, a nie masz ju ż więcej ani grosza, to cię wyrzuci na ulicę, aż gębą ugrzęź- niesz jak Świnia w rynsztoku, w błocie, na pośmie­

wisko i' wzgardę uliczników i gawiedzi.

A więc pamiętajcie, miejcie litość nad samym sobą, nad waszemi żonami i nad waszemi dziećmi, i nie pijcie nad miarę, tylko tyle, co wam koniecznie potrzeba i to najlepiej wódkę czystą, a nie owe przeróżne likiery zielone, czerwone, żółte, i Bóg wie w jakich tam jeszcze barwach, bo te kolory, to tru­

cizna — a jeszcze więcej za nie musicie płacić.

(Dokończenie nastąpi.)

gdania moralne.

Żyj, żyj i przy roli W edług Boskiej woli;

Żyjąc zaś przy glebie, jakbyś chciał żyć w Niebie, Będziesz i w potrzebie jeszcze wciąż przy chlebie.

Do chleba i Nieba sta cnót człeku trzeba.

(8)

296

Szczera chęć ma bystre oko i dużo osięga.

Gospodarz pierwszy na nogach, ostatni w łóżku być winien.

Precz z swobodą i wygodą, gdzie idzie o g o ­ spodarkę,

Dniem i nocą, w piątek i świątek, chociaż już nie pracować, to myśleć i zabiegać trzeba.

I sto rąk mało zrobi, jeżeli jedna głow a dobrze nie obmyśli.

Gospodarka bez zdania sobie sprawy, to jak życie opilca, a bez plonu, to jak jazda błędna w za­

mieci.

Daleko jest lepiej mniejszą liczbę inwentarza należycie wyżywić, niż wielkie mnóstwo nędznie utrzymywać.

W gospodarce, nietylko ważne wypadki spo­

strzegać i porównywać, ale i zapisywać należy.

Wesoły kącik.

W aptece prowincyonalnej;

»Proszę proszków!?

»Jakich ?*

»Białych®.

»Białe są rozmaite. A na co?«

»Na boleści. Ja ju ż brałem te proszki i mi pom ogły*.

»K ied y ?*

» D wanaście lat temu«.

* *

* W yszkolę.

»Ośliński, powiedz prawdę, kto ci napisał ćw i­

czenie?*

»Ojciec, proszę pana nauczyciela*.

>Jakto?... sam całe napisał.*

»Nie proszę pana nauczyciela, ja mu poma­

gałem*.

* *

*

P r a w d ziw e świadectwo.

Jegom ość jakiś spotyka na ulicy małego że­

braka, rzewnie płaczącego.

»Co ci się stało, mały?« zapytuje miłosierny jegom ość.

»A bo... bo... proszę pana, ten chłopak, co tafli pędzi, ukradł mi papier*.

»Jaki papier?*

»Papier, w którym było zaświadczone, jako Ja jestem głuchoniemy od urodzenia*.

* *

*

Kłopot.

P r o b o s z c z : »I cóż m i powiecie, W o j c i e c h u ? '

W o j c i e c h : » B o t o dopraszam się J e g o m o ść *

— hehehe — Jegom ość pewnie się już d o m y ś l i ! '

P . : *Nie mój kochany; i cóż takiego?*

W .: »Bo nam się narodził chłopak i c h c ie li'

byśm y go dziś po sumie dać ochrzcić*.

P .: »A jakie chcecie mu dać imię?«

W .: (Drapie się za uchem). »Ha, kiedy ja tafl1 zapomniałem się zapytać — hm — hm!*

P.: »No, to mu dajcie wasze imię!«

W . (przelękniony): »Moje imię? A ja mam P°

tem bez imienia żyć na św iecie?!«

Ciekaw a.

O n : »Teraz, gdy my są na zawsze złączefl>

zwiąskiem małżeństwa, nie chcem y mieć między sob*

wszelkich tajemnic*. JM

O n a : »Więc powiedz teraz kochany Alfredzie ile zapłaciłeś za pierścień ślubny?«

SZARAJDA.

Trzecie, czwarte i całe dają pierwsze, drugie, Lepsze lub gorsze, zadanie nie długie.

Z a dobrze rozwiązanie w yznaczona n a g r o d a .

Rozwiązanie szarady z nr. 36-go:

Trzecie, pierwsze oznaczają basy, W muzyce przegłoszą wszystkie hałasy;

Również i w śpiewie potrzebne drugie la A wszystko razem będzie sylaba.

Jan Szulc z Poznania- Dobre rozwiązanie nadesłali jeszcze: p. Jad w ig Badura z Roździenia, p. Jan Czech z Polskiej Wisty*

N agrodę otrzymał p. Jan Szulc.

Nakładem i czcionkami »Gómo41ą*aka«, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicack.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cóż ma więc robić mieszkaniec takich okolic fabrycznych, gdzie o wodę dobrą, smaczną, zdrową tak trudno? Najlepiej będzie, żeby się dowiadywał, gdzie w

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

Jeżeli tedy niektórzy ludzi wmawiać W am będą, że nie trzeba zachowywać postów dla tego, że to ma szkodzić w ogóle zdrowiu i sprzeciwiać się hy- gienie,

•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

sławionej M ałgorzacie Alacoąue, aby rozszerzała wśród ludzi nabożeństwo do N ajsłodszego Jego erca Boskiego, rosły z każdym prawie rokiem objawy wielkiej

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie