• Nie Znaleziono Wyników

Na bojowym szlaku – krwi i chwały

Związki taktyczne i operacyjne Wojska Polskiego wyszkolone i przygotowane według so-wieckich zasad prowadzenia walki wchodziły do walki z wrogiem silnym, dobrze uzbrojo-nym i przygotowauzbrojo-nym do aktywnych działań obronnych. Przekonano się o tym już w pierw-szej bitwie stoczonej przez 1 Dywizję Piechoty im. T. Kościuszki pod Lenino. Jakkolwiek ocena całokształtu działalności dywizji w walce była pozytywna, to popełniono wiele błędów.

Mimo mgły prowadzono rozpoznanie walką (na wyraźny rozkaz dowódcy 33 armii gen.

Wasilija Gordowa, w której skład wchodziła 1 DP), co w niewielkim stopniu pozwoliło sko-rygować ogień artylerii, a straty 1 batalionu były duże, niewspółmierne do korzyści. Oficerowie sztabów oraz organów zaopatrzenia nie wykazali się operatywnością. Amunicji zabrakło już w pierwszym dniu natarcia. Brakowało rozeznania położenia własnych wojsk na zmieniają-cym się polu walki, niedostateczne okazały się umiejętności tajnego dowodzenia i przygoto-wania map. Niewłaściwe wprowadzenie do walki kolejnych rzutów pułków, a potem dywizji, doprowadziło do wymieszania się pododdziałów i przejściowej utraty możliwości dowodze-nia przez dowódców niższych szczebli, a nawet niektórych dowódców oddziałów (np. 1 pp).

Oficerowie często byli zmuszeni osobistym przykładem podrywać tyraliery żołnierzy, nie za-wsze swoich pododdziałów. Straty wśród oficerów rosły, co przyczyniło się do dezorganiza-cji dowodzenia. W czasie bitwy z szeregów dywizji ubyło 168 oficerów, co stanowiło ponad 18% stanu kadry oficerskiej i ponad 48% strat w korpusie oficerskim dywizji na całym szla-ku bojowym od Lenino do Berlina. Próby szybkiego wsparcia natarcia czołgami przed przy-gotowaniem odpowiedniej przeprawy przez bagnistą Miereję doprowadziły do wyeliminowa-nia z bitwy w pierwszym dniu znacznej liczby czołgów, nie mówiąc już o niezbyt przemyślanym użyciu kilku czołgów jako „zagonu pancernego”.

Błędy te również wynikały z niewystarczającego przygotowanie dywizji do działań w trak-cie szkolenia bojowego. Nigdzie nie stwierdzono większych błędów w wyszkoleniu poje-dynczego żołnierza, drużyny czy plutonu. Również absolwenci Dywizyjnej Szkoły Podchorążych czy absolwenci szkół podoficerskich z powodzeniem kierowali walką na swo-im szczeblu dowodzenia, a w pojedynczych przypadkach, gdy sytuacja tego wymagała, przej-mowali dowodzenie większym pododdziałem. Zawiodło współdziałanie ze skrzydłowymi dywizjami sowieckimi, które – osłabione w dotychczasowych walkach – nie były zdolne wesprzeć polskiej dywizji. Dowódca 33 armii generał Gordow pozostał bierny.

Zdobyte doświadczenie potwierdziło tezę, że w bitwie nie ma utartych schematów, że po-le walki zmienia się częściej niż najbardziej złożone ćwiczenie taktyczne. Doświadczenia te starano się wykorzystać podczas dalszego szkolenia bojowego zarówno w 1 Dywizji Piechoty, jak i w innych polskich jednostkach. Już wkrótce były zauważalne tego rezultaty. 8 kwiet-nia 1944 roku pokaz dobrego wyszkolekwiet-nia bojowego i wytrzymałości psychicznej dali żoł-nierze 1 samodzielnego dywizjonu artylerii przeciwlotniczej podczas aktywnej obrony sta-cji kolejowej Darnica pod Kijowem. W drugiej dekadzie lipca 1944 roku artyleria 1 Armii efektywnie wspierała nacierające oddziały 69 armii gen. Kołpakcziego nad Turią i Bugiem, zarówno kadra, jak i pododdziały zaprezentowały dobry poziom wyszkolenia bojowego.

Gorzej wypadły działania bojowe 1 Armii WP na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku podczas prób uchwycenia przyczółków na lewym brzegu Wisły pod Dęblinem i Puławami.

Wcześniejsze ćwiczenia z niektórymi oddziałami armii wykazały, że nie były one w całości przygotowane do forsowania szerokiej przeszkody wodnej podczas aktywnej obrony nieprzy-jaciela. W programach szkół oficerskich i podoficerskich jedynie sygnalizowano tematykę forsowania szerokich przeszkód wodnych bez możliwości praktycznego jej przećwiczenia.

W trakcie krótkiego przygotowania do forsowania nie otrzymano ze sztabu frontu dokład-nych informacji o nieprzyjacielu, który zajmował obronę na zachodnim brzegu Wisły na kie-runkach jej forsowania przez jednostki 1 Armii.

Brakowało dostatecznej ilości środków przeprawowych, nawet tak prowizorycznych jak tratwy i drewniane łodzie (rybackie), nie użyto wszystkich środków etatowych będących w dyspozycji sztabu 1 Armii WP. Dlatego Wisłę forsowano zaledwie kompaniami, zamiast prowadzić działania w skali dywizji piechoty dwoma–czterema batalionami jednocześnie.

Ponieważ czas na przygotowanie się do forsowania był krótki, działania prowadzono nieco nerwowo; nie wszędzie wytyczono drogi do punktów przeprawowych, między innymi w 1 DP, co spowodowało, że żołnierze błądzili, tym samym opóźniali forsowanie. Ze względu na krótką noc miało to duże znaczenie, uniemożliwiało bowiem przerzucanie kolejnych pod-oddziałów na lewy brzeg Wisły. Zaniedbano również inżynieryjne rozpoznanie przeprawy wodnej, co z kolei, zważywszy na brak doświadczenia w kierowaniu prowizorycznym sprzę-tem przeprawowym i silny prąd wodny, doprowadziło do lądowania rozproszonych podod-działów w różnych punktach linii brzegowej, niejednokrotnie w zupełnie innych miejscach niż zaplanowano. Poruszający się powoli i długo po wodzie sprzęt przeprawowy był narażo-ny na zniszczenie przez ogień nieprzyjaciela. Na uchwyconarażo-nych przyczółkach nie została za-chowana podstawowa zasada walki w tego typu operacjach, a mianowicie szybkie narasta-nie sił na przyczółku i rozszerzanarasta-nie go do wielkości pozwalającej na skupienarasta-nie sił i środków gwarantujących jego utrzymanie. Należało szybko przeprawić zwłaszcza odpowiednie siły artylerii przeciwpancernej zdolne do odparcia uderzeń wozów bojowych nieprzyjaciela, cze-go nie zrobiono pod Dęblinem i Puławami. W rezultacie większość lądujących pododdzia-łów została odcięta i zniszczona.

Ponadto wadą organizacji prowadzenia walki o przyczółki było nie zawsze właściwe współ-działanie między dowódcami pododdziałów forsujących a wspierającą artylerią. Częściowo było to skutkiem braku odpowiednich środków łączności na zachodnim brzegu oraz ustale-nia różnych sygnałów: innych dowodzeustale-nia i innych współdziałaustale-nia. Szwankowało również zaopatrzenie w amunicję, środki opatrunkowe i żywnościowe, a także ewakuacja rannych.

Z forsowania Wisły w rejonie Warszawy wiele doświadczeń wynieśli zarówno dowodzą-cy, jak i żołnierze. Były to doświadczenia bolesne, ale pozwoliły na wyciągnięcie wniosków dotyczących działań w przyszłości. Między innymi polecono przerzucać personel medycz-ny pojedynczo na różmedycz-nych środkach przeprawowych, aby uniknąć przypadku 2 batalionu 6 pp, w którym cały personel medyczny przeprawiany na jednej łódce zginął. Poprawki do szkolenia wprowadzali także artylerzyści, którzy 25–26 sierpnia w czasie walk na przyczół-ku magnuszewskim na dziesięć baterii zorganizowali tylko dwa artyleryjskie posterunki ob-serwacyjne, w związku z czym nie można było prowadzić dokładnego ognia.

Z bagażem doświadczeń wyniesionych zarówno z prób forsowania Wisły pod Dęblinem i Puławami, jak i z walk na przyczółku warecko-magnuszewskim wchodziła do bitwy o Warszawę 1 Armia w drugiej dekadzie września 1944 roku. Niestety krótkie, bo zaledwie czterodniowe, przeszkolenie w zakresie prowadzenia walk w mieście przeszła tylko 1 DP.

Szkolenie obejmowało organizację oraz sposoby działania grup szturmowych jako najprzy-datniejszych do walki w rejonie zurbanizowanym. Brak doświadczenia w prowadzeniu tego typu walk spowodował, że walczącym pododdziałom trudno było zorientować się w terenie.

Z powodu nieznajomości specyfiki walk ulicznych, terenu i planów zabudowy miejskiej do-chodziło do gubienia kierunków natarcia oraz przejściowej utraty dowodzenia na szczeblu kompanii i batalionu.

Niepowodzenia 2 i 3 DP w walkach o przyczółki warszawskie dały asumpt dowództwu 1 Armii WP do oceny dotychczasowego stanu wyszkolenia armii. Stwierdzono, że zarów-no 2, jak i 3 Dywizja Piechoty nie były przygotowane do prowadzenia walk ulicznych.

Ponadto w tych jednostkach w dalszym ciągu nie najlepiej współdziałała piechota z artyle-rią, szczególnie na szczeblach pluton–działon, kompania–pluton artyleryjski. Uznano, że dowództwo 1 Armii niedostatecznie uwzględniało w swoich wytycznych i rozkazach po-trzebę przygotowania wojsk do prowadzenia działań w mieście.

Tematyka działań w rejonach zurbanizowanych pojawiła się w szkoleniu operacyjno-tak-tycznym oficerów w końcu 1943 roku. Nie wprowadzono jej jednak do szkolenia bojowego wojsk. Dopiero w początkach września 1944 roku zalecono omawianie z wojskami proble-matyki walk ulicznych z uwzględnieniem tworzenia grup szturmowych. Udzielenie pomo-cy powstańcom warszawskim przez 1 Armię Wojska Polskiego było właściwą depomo-cyzją, ale tylko z politycznego i moralnego punktu widzenia. Decyzja o pomocy została podjęta, po-dobnie jak pod Dęblinem i Puławami, bez zapewnienia dostatecznej ilości środków przepra-wowych pozwalających na sforsowanie Wisły przynajmniej pułkiem piechoty wraz z całym posiadanym sprzętem bojowym. Rozciągnięcie forsowania w czasie oraz zdemaskowanie miejsca przeprawy przez postawienie zbyt wąskiej zasłony dymnej skutkowało dużymi stra-tami i nie rokowało powodzenia całej operacji. Z punktu widzenia sztuki wojennej było po-ważnym błędem; spotęgowano go decyzją o skierowaniu na drugi brzeg Wisły nieprzygoto-wanych do walk ulicznych pododdziałów 2 i 3 Dywizji Piechoty.

Prowadzone w październiku przez 1 DP walki na kierunku Jabłonny, mimo ich zwycię-skiego przebiegu, uwidoczniły szablonowość działań pościgowych; nie dążono do wycho-dzenia na skrzydła i tyły nieprzyjaciela, lecz jedynie spychano go od czoła. W programie szkolenia bojowego dywizji zarówno w Sielcach, jak i na Ukrainie tematyka ta znajdowała się w programach szkolenia, lecz zdobyta wiedza nie została właściwie wykorzystana.

Działania bojowe 1 Armii w okresie obejmującym sierpień i październik 1944 roku przy-niosły nowe doświadczenia, pozytywne i negatywne, które na gorąco były uwzględniane w planach szkoleniowych 1 i 2 Armii WP. Między innymi za niewłaściwą uznano zasadę, że dowódcy batalionów, kompanii i plutonów powinni kierować walką z odkrytych punktów dowodzenia. Problem ten rozwiązał gen. Wsiewołod Strażewski, szef Sztabu Głównego WP, w postanowieniu z 2 października 1944 roku, w którym stwierdził, że w obronie wszyscy dowódcy od plutonu wzwyż powinni mieć punkt obserwacyjny (PO) z przykryciem.

Styczeń 1943 roku był mroźny. Po krótkich walkach o Warszawę (założono, że mogą trwać nawet trzy tygodnie) 1 Armia Wojska Polskiego posuwała się marszem ubezpieczonym w kie-runku Bydgoszczy i następnie Więcborka oraz Sępolna. Na dalekich tyłach (nawet pod Lublinem) pozostawiła służby medyczne. Od Bydgoszczy, a nawet nieco wcześniej, z powo-du braku paliwa stopniowo zostawały na drodze jednostki o ciągu mechanicznym oraz służ-by tyłowe armii. Co to oznacza, wie każdy dowódca – brak amunicji, żywności, paszy dla koni, pomocy medycznej. Nie zawiodły tylko nogi piechurów. W końcu stycznia armia z mar-szu weszła do bitwy, choć w dywizjach nie wiedziano, że przed nimi są fortyfikacje Wału Pomorskiego.

Z analizy dokumentacji Krótki opis umocnień niemieckich na odcinku 1 Frontu Białoruskiego według danych z 15 lipca 1944 r. wynika, że przebieg ufortyfikowanych rubieży Wału

Pomorskiego oraz jego charakterystyka były znane w sztabie 1 Frontu Białoruskiego, po-winny także być znane w sztabie 1 Armii WP. Z dużym prawdopodobieństwem można też przyjąć, że wydany jesienią 1944 roku przez Sztab Generalny Armii Czerwonej informator o berlińskim kierunku strategicznym był znany również w sztabie 1 Armii WP. Charakteryzował on teren przyszłych działań 1 Frontu Białoruskiego, w dołączonych do instrukcji mapach przedstawiono między innymi usytuowanie Wału Pomorskiego i Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, a także położenie lotnisk oraz głównych przeszkód wodnych. Z ustaleń prof.

Tadeusza Sawickiego wynika bowiem, że informator został rozesłany do podległych wojsk do szczebla korpusu włącznie, a zatem również sztab 1 Armii WP powinien był go otrzy-mać. Ale czy tak było rzeczywiście?

Przyczyny niedoinformowania sztabu armii o umocnieniach Wału Pomorskiego, mimo posiadania stosownych instrukcji, doszukiwać się należy w systemie kierowania organa-mi rozpoznania 1 Arorgana-mii WP. Zasadne wydaje się również twierdzenie, że w okresie zbli-żania się 1 Armii do rubieży Wału Pomorskiego dowódca i sztab armii nie traktowali po-ważnie zagadnień związanych z rozpoznaniem nieprzyjaciela. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego dostępny w sztabie armii dokument w odpowiednim czasie nie dotarł do dowódcy i odpowiedzialnych za planowanie i organizację walki oficerów sztabu armii. Brak pełniejszych danych o nieprzyjacielu spowodował, że 31 stycznia 1945 roku dowódca 1 Armii – zgodnie z rozkazem dowódcy 1 Frontu Białoruskiego marsz. Gieorgija Żukowa, w którym była mowa o rozbiciu przeciwnika – w decyzji o działaniach na naj-bliższe dwa dni polecił pierwszorzutowym jednostkom armii kontynuować pościg. W re-zultacie rozpoznanie, w sile wzmocnionej kompanii z 3 pp 1 DP, wpadło w zasadzkę w Podgajach i stoczyło dramatyczną walkę. Żołnierze, którzy nie zginęli, zostali wzięci do niewoli. Brak łączności między kompanią a batalionem i pułkiem spowodował, że nie tylko nie przekazano żadnej informacji o nieprzyjacielu, lecz przez długi czas w ogóle nie wiedziano, co się stało.

W miarę rozpoznania obrony nieprzyjaciela, uzupełnienia zapasów materiałów pędnych i amunicji oraz podejścia artylerii i czołgów jednostki 1 Armii coraz skuteczniej i z mniej-szymi stratami, stosując różnorodne manewry taktyczne, wdzierały się w silnie ufortyfiko-wane pozycje niemieckie. Dobrze prowadziła działania zwłaszcza 4 DP pod dowództwem gen. bryg. Bolesława Kieniewicza. Szybkie tempo działań w operacji pomorskiej pozwala sądzić, że korzystano z doświadczeń bojowych oraz że żołnierze i wszystkie szczeble dowo-dzenia w coraz większym stopniu opanowywały wojenne rzemiosło.

Na drodze stanął Kołobrzeg. Po pierwszych nieudanych próbach zdobycia go z marszu do walki została skierowana większość jednostek 1 Armii Wojska Polskiego. Jej jednostki (oprócz 4 i 6 DP) zdobyły już doświadczenie w walkach o Warszawę. 1 i 2 DP, które w walkach ulicz-nych brały już udział, Kołobrzegu jednak nie zdobywały. 1 Armia WP podczas walk na Wale Pomorskim i w operacji pomorskiej poniosła tak duże straty w ludziach, że wiarusów z walk o Warszawę pozostało niewielu. Z jednostek mających pewne doświadczenie w walkach ulicznych do szturmu Kołobrzegu została użyta tylko 3 DP.

Po pierwszych dniach zaciętych, lecz niezbyt efektywnych walk we wszystkich jednost-kach skierowanych do bitwy o Kołobrzeg formowano grupy i oddziały szturmowe. Polegano na doświadczeniu własnym i sowieckim zdobytym w walkach o Poznań. Właściwie

współ-działano, zwłaszcza z artylerią i saperami oraz lotnictwem, choć temu ostatniemu ze wzglę-du na pogodę niełatwo było wykonywać zadania bojowe. Nie zawiedli również żołnierze i oficerowie.

Za niedopatrzenie sztabu armii i jednostek z okresu przygotowawczego do bitwy o Kołobrzeg należy uznać nieuwzględnienie możliwości wykorzystania w walkach o miasto niemieckie-go ręczneniemieckie-go granatnika przeciwpancerneniemieckie-go. Dopiero po walkach szybko zapoznano żołnie-rzy całej 1 Armii z budową i działaniem tej groźnej broni. Później była ona używana maso-wo, wykorzystywali ją również żołnierze 2 Armii WP, która zajmowała pozycje bojowe nad Nysą Łużycką.

W operacji berlińskiej brały udział dwie polskie armie ogólnowojskowe, korpus pancerny, lotnictwo oraz jednostki odwodu Naczelnego Dowództwa WP. Ponieważ do jednostek armii licznie napłynęli żołnierzy z uzupełnienia, dla wszystkich pododdziałów przewidziano za-jęcia szkoleniowe dotyczące przepraw wodnych, z nauką wiosłowania włącznie. W porów-naniu z forsowaniem Wisły pod Dęblinem i Puławami znacznie zwiększono liczbę środków przeprawowych w przeliczeniu na pododdziały przygotowane do forsowania, maksymalnie wykorzystywano też zdobyczny sprzęt pływający, lepiej współdziałano z artylerią i sapera-mi nie tylko podczas forsowania Odry, lecz także na dalszym szlaku bojowym 1 Arsapera-mii.

Mimo że większość sił 1 Armii wchodziła do bitwy o Berlin z sowieckiego przyczółka pod Kostrzynem, a forsować Odrę miała tylko 1 DP oraz 6 pp 2 DP, zaniedbano zasadę za-skoczenia. Na drugą stronę rzeki wysłano batalion piechoty z zadaniem przeprowadzenia rozpoznania walką. Batalion poniósł straty i wzbudził czujność nieprzyjaciela, który już po-znał kierunek forsowania. Wybór forsowania prawym, a nie lewym skrzydłem dywizji – w bezpośredniej bliskości przyczółka kostrzyńskiego – również nie należało do najlepszych, a przeciągające się i trwające cały dzień forsowanie wpłynęło na wielkość strat.

Zadaniem 1 Dywizji Piechoty w walkach o Berlin było wsparcie sowieckich brygad pan-cernych. Było to zadanie trudne ze względu na czyhających zewsząd niemieckich niszczy-cieli czołgów. Dywizja była zdecentralizowana do szczebla pułku, w walkach wykorzysty-wano doświadczenia z wrześniowych walk o Pragę. W ciężkich dwudobowych starciach żołnierze i kadra dywizji wykazali dojrzałość bojową. Zadali nieprzyjacielowi straty sięga-jące podobno tysiąca zabitych i ponad 2500 wziętych do niewoli przy stosunkowo niewiel-kich stratach własnych (88 poległych i 441 rannych).

W operacji berlińskiej swój chrzest bojowy całością sił przeszła 2 Armia Wojska Polskiego.

W trakcie wyczerpujących walk przy pokonywaniu obrony niemieckiej nad Nysą Łużycką nie zawsze właściwie działało rozpoznanie sił nieprzyjaciela i współdziałanie z innymi ro-dzajami wojsk, chociaż błędy te szybko naprawiano.

Przeciwieństwem było dobre rozpoznanie inżynieryjne i współdziałanie z saperami w to-ku walki. Sporadycznie zawodziła odporność psychiczna nieostrzelanych w boju żołnierzy.

Wykazali oni jednak upór i inicjatywę zarówno podczas natarcia, jak i obrony. W miarę po-stępującego natarcia i przejścia do pościgu pojawiły się przejściowe kłopoty z łącznością i dowodzeniem ze szczebla armii. Dawał też o sobie znać brak ćwiczeń z okresu szkolenia bojowego armii. Natomiast na szczeblu niektórych pododdziałów zauważono brak umiejęt-ności walki o silnie umocnione rejony zurbanizowane. Zamiast wykonać manewr taktyczny pododdziały często nacierały czołowo (typowa zasada dowodzenia oficerów sowieckich, dla

których najważniejszym słowem rozkazodawczym było Wpieriod!), co skazywało na niepo-wodzenie z powodu częstego braku artylerii bezpośredniego wsparcia.

Najcięższa próba ogniowa jednak dopiero nadchodziła. W lewe skrzydło rozciągniętej 2 Armii WP uderzyły jednostki dwóch niemieckich korpusów pancernych. 2 Armia, której główne zadanie polegało na osłonie lewego skrzydła wojsk 1 Frontu Ukraińskiego, znala-zła się w ciężkim położeniu operacyjnym. Zbyt rozciągnięte wojska (od lasów mużakow-skich do Drezna) oraz luki między poszczególnymi związkami taktycznymi, a nawet od-działami, dawały możliwość zaczepnego działania wojsk niemieckich. Rozbito część oddziałów 9 DP, co skutkowało częściową utrata dowodzenia, natomiast niektóre oddziały i pododdziały 5 DP zostały okrążone i zdane na własną inicjatywę.

Po tym szoku bojowym 2 Armia otrząsnęła się dość szybko i ostatecznie w toku ciężkich walk, przy współudziale jednostek sowieckich, łącząc obronę z natarciem, udaremniła dal-sze posuwanie się wojsk niemieckich. Po częściowym przegrupowaniu oraz uzupełnieniu sił i środków bojowych rozpoczęto natarcie w kierunku południowym. Wkraczano na teryto-rium Czechosłowacji.

Mimo błędów wynikających z braku doświadczenia bojowego 2 Armia wykonała zada-nie w operacji berlińskiej, jednak straciła 18 232 żołzada-nierzy (4902 poległych, 10 532 rannych i 2798 zaginionych). Jak na trzy tygodnie walk były to duże straty, sięgające ponad 27%

wszystkich strat Wojska Polskiego w czasie wojny oraz ponad 20% stanu osobowego 2 Armii.

Marszałek Iwan Koniew, dowódca 1 Frontu Ukraińskiego, w którego składzie armia prowa-dziła działania bojowe, napisał: Nawet dla armii, która przeszła długi szlak bojowy, byłaby to trudna sytuacja, a cóż dopiero dla 2 armii Wojska Polskiego: operacja berlińska była pierwszą operacją, w której brała ona udział po jej sformowaniu. Mimo to Polacy wykazali ogromne męstwo i po pewnym zamieszaniu w pierwszym momencie przełamania walczyli wytrwale i odważnie4 .

Szlak bojowy Wojska Polskiego zapoczątkowany jesienią 1943 roku pod Lenino, prowa-dzący przez ojczysty kraj, 19 miesięcy później dobiegł końca na rubieży Łaby i pod Melnikiem w Czechosłowacji. Swój szlak bojowy okupiło ono stratą około 70 000 żołnierzy: 26 113 po-legło i zmarło na skutek odniesionych ran, 2165 żołnierzy zginęło w wypadkach i w innych okolicznościach oraz zmarło z powodu chorób, około 33 000 zostało rannych, 7330 zaginę-ło bez wieści, a 1385 dostazaginę-ło się do niewoli. Spora to danina krwi, wynosząca prawie 39%

żołnierzy frontowych z połowy kwietnia 1945 roku. I tę żołnierską daninę krwi powinniśmy uszanować.

4 I. Koniew, Notatki dowódcy frontu 1943–1945, Warszawa 1986, s. 521.

n

Szkolenie

personelu latającego