• Nie Znaleziono Wyników

Czuć się jak u siebie w granicach sceny

„Gość w dom” oznacza dla gospodarza najczęściej „gość w prze-strzeniach wykreślonej przez gościnę sceny”. Czucie się jak u sie-bie – tak jak rozumie je gospodarz – zazwyczaj wyklucza otwie-ranie przez gości lodówki, zmywanie naczyń, „łajzowanie” po domu, zaglądanie do pomieszczeń, otwieranie szafek (por. tekst Marty Skowrońskiej w tym tomie). Wspominana już formatywna dla gościny swoboda ma więc swoje ramy, ale to „się wie” (czy też powinno wiedzieć), bo wiedza ta stanowi element zarówno wy-niesionych z domu zasad goszczenia, jak i kulturowych przepisów gościnności. Sama świadomość ograniczonego charakteru swobo-dy nie oznacza jednak koniecznie, że między gościem a gospoda-rzem panuje zgoda co do tego, gdzie ramy te zostają wykreślone. Mówiąc inaczej, dobry gość „czuje się dobrze u kogoś, ale też ma świadomość, że jednak u siebie nie jest” (K17uczennica). Mimo obopólnego nacisku na swobodę i spontaniczność podczas gości-ny, jako gospodarze zazwyczaj nie czujemy się komfortowo, kiedy gość w ten czy inny sposób wykracza poza przypisaną mu rolę, do-określaną nierzadko w opozycji do roli gospodarza. I nie dotyczy to jedynie sytuacji, w których gość łamie reguły gościnności, ale również, kiedy rozmywa granice między kompetencjami obydwu partnerów towarzyskiego tańca.

Kiedy jednak definiujemy siebie jako gości, obraz ten wygląda inaczej – pomaganie gospodarzowi, angażowanie się, wyręczanie go w przygotowaniach, wszystko to, co z perspektywy gospodarza jest wyjściem z roli gościa, okazuje się – dla gościa – ważnym elementem składowym jego definicji. Wydaje się, że właśnie pomaganie, bycie obecnym nie tylko na scenie, ale i za kulisami spotkania, stanowi dlań aspekt „czucia się jak u siebie”. Jest to zresztą spójne z treścią wspominanej na wstępie strategii bycia nieintruzywnym, z którą wiążą się różnorodne formy „odpłacania się” za możliwość bycia goszczonym. Poniższe cytaty ilustrują to zderzenie perspektyw:

139 Akrobatyczny wymiar gościnności albo kilka uwag o tańcu na linie

Ja, np. jak gdzieś jadę […]. To ja [staram] się pomóc. Słuchaj, to może ja obiorę ziemniaki. Może ja do stołu podam, nakryję. Może ja posprzątam to ze stołu, czy tam jak, czy pomyję, nie. Ja tak, ja taka jestem. Ale są ludzie tacy, że, że nie. Tak jak w restauracji, nie. Są i tacy ludzie. A ja tak nie, ja tak nie robię. Bo ja po prostu źle się czuję.

(K64zawodowe)

A jak już skończymy, np. nie wiem, obiad […] też zawsze mówię: Po-sprzątam, po, po, po, po tym. Poznoszę ci chociaż naczynia, czy coś. Za-wsze proponuję. No, no bez przesady. Nie jestem żadną księżniczką ani żeby siedzieć, usiąść i... Że tak powiem, siedzieć i pachnieć [śmiech].

(K24wyższe)

I kolejne, już z perspektywy gospodarza:

Wolę sama, jak najbardziej. Tak, tak, tak, tak. Bo mnie, wiesz co, chyba by mnie drażniło to, jakby mi tak ktoś... No nie, nie, no. Oni już sobie idą, a ja wtedy na spokojnie znoszę. (K37wyższe)

Ja usługiwałam. Ja usługiwałam cały czas, nie. Ja usługiwałam. Ja go-towałam. No tam przyszła do kuchni: Może ci coś pomóc? Ja mówię: Nie, nie, idź już sobie siadaj, nie. No ja nie lubię jak mi się tam ktoś plącze. (K64zawodowe)

Na pytanie o to, czy gość powinien pomagać gospodarzowi, pa-dają ostatecznie różne odpowiedzi, często uzależniające oczywiście taką możliwość od typu gościny i rodzaju gości, ale – jako pewną niepisaną normę – zakłada się najczęściej, że jakaś propozycja pomo-cy powinna paść. „Może Ci pomóc?” jest tutaj bezpieczną formułą, bo mieści się w gościnnych przepisach kurtuazji i zazwyczaj spotyka się z grzeczną odmową gospodarza; pozwalając tym samym zarów-no gościowi zachować twarz, jak i gospodarzowi utrzymać pozycję kontroli nad sytuacją gościny.

140 Maja Brzozowska-Brywczyńska

Jeśli gospodyni sama w kuchni robi, to zapytajmy, czy nie pomóc. To jest takie dobre wychowanie. Też z domu musimy wynieść, żeby się dobrze gościć. (K24średnie)

Zasygnalizowane powyżej potencjalnie odmienne sposoby ro-zumienia pomocy oraz włączanie jej bądź wyłączanie z definicji roli gościa są kolejnym ciekawym momentem w definiowaniu gościny i jej bohaterów, w którym wzajemne oczekiwania mogą okazać się niesymetryczne, a tym samym prowadzić do możliwych napięć. Jako goście zakładamy w zdecydowanej większości przypadków, że pomaganie gospodarzom jest jak najbardziej w porządku. Jed-nocześnie jednak jako gospodarze miewamy z takimi ofertami pomocy problem. Niekoniecznie trudność ta wiąże się z niechę-cią wobec idei angażowania się gości w przygotowania, przebieg czy sprzątanie po wizycie w ogóle. Chodzi raczej w takich przy-padkach o możliwość decydowania przez gospodarza o zakresie i charakterze tej pomocy. Zachowanie gościa samowolnie rzuca-jącego się do zlewu pełnego naczyń może zostać odebrane jako podważanie kompetencji gospodarza, jako sygnał, że gospodarz sobie nie radzi w swojej roli. To oczywiście skrajna interpretacja, tym niemniej nadwyżkowe oferty pomocy ze strony gości często są traktowane jako powody do zażenowania gospodarzy. Wiążą się z przekraczaniem kruchych granic swobody, załamywaniem nie-zbędnej dla komfortowego doświadczania gościny równowagi. Po raz kolejny warunkiem płynnego przebiegu gościny jest utrzyma-nie ekwilibrium, wymagające utrzyma-nie tyle stosowania się do odgórutrzyma-nie ustalonych, symetrycznych reguł bycia gościem i gospodarzem, ile raczej wrażliwości na kontekstualny charakter gościny, umiejęt-ności rozpoznania nie zawsze wprost wyartykułowanych zasad. Normalnie zachowujący się gość jest towarzyskim akrobatą. Jeśli spojrzymy na definicje dobrego gościa wyłaniające się z rozmów z badanymi, wiele z jego pożądanych atrybutów wiąże się z umie-jętnością rozmowy, z byciem. Wydaje się więc, że z perspektywy gospodarza nie tyle pomoc, co raczej intensywna obecność jest oczekiwaną od gościa inwestycją w gościnę.

141 Akrobatyczny wymiar gościnności albo kilka uwag o tańcu na linie