• Nie Znaleziono Wyników

Zaciskanie zębów i dyskretne sygnały

Obecne w formule „zastaw się a postaw się” przekonanie, że gości-na wiąże się z gości-napięciem, wysiłkiem, trudem, często przywoływane jest jako spadek po socjalizacji, po tym, jak wychowali nas i jak sami zachowywali się nasi rodzice, a najczęściej mamy. To ich praktyki goszczenia stoją często za naszym przekonaniem, że sami jako go-ście nie powinniśmy się narzucać ani za bardzo „gościć”, bo gościna, jaką znamy z perspektywy gospodarza, jest tak naprawdę przede wszystkim problemem:

144 Maja Brzozowska-Brywczyńska

Ale to też wynika z tego mojego domu. Bo goście to problem. I mi to tak głęboko w mózg weszło, że też tak myślę, że gość to problem. Dlatego ja świruję. Jak jadę do kogoś na weekend, to się umówię kilka dni wcze-śniej. Nie chcę, żeby ta mi gotowała trzy posiłki dziennie. Ale z drugiej fajnie by było, żeby ci znajomi przyjechali. (K28wyższe)

Być może to właśnie ta samodyscyplina stoi za tym, że najchęt-niej – jako goście – chcielibyśmy pozostać niewidoczni, nieprzeszka-dzający, zmywać po sobie i nie zostawiać śladu:

Ja się czuję niedobrze, jak nie wyniosę po sobie. Czuję, jakbym się kimś wysługiwała. Czuję się wtedy niekomfortowo. (K17uczennica)

Jednocześnie samodyscyplina obowiązuje również gospodarzy, wymuszając – jako zasadniczo bazową strategię „radzenia sobie” z gościną – konieczność zaciskania zębów i pozostawiania w sferze domysłów i dyskretnych sygnałów tego, co naprawdę myślimy czy nawet – w skrajnych przypadkach – kim naprawdę jesteśmy.

U mnie w domu zawsze była taka spina. Musiało być posprzątane, go-ściowi trzeba było usługiwać. (K28wyższe)

Goście przede wszystkim pierwsi wszędzie, dostęp do wszystkiego. Czy łazienki, czy w ogóle cokolwiek. Gospodarz już na końcu. Niestety. Go-ści trzeba położyć. Pierwsi muszą być. (M56średnie)

A ja myślałam, że wyjdę z siebie. I stanę obok [z powagą]. To mi się bar-dzo nie podobało. […] No i dobra, no jak są z psem, no to są z psem. No dobra. No wytrzymam jakoś, nie. No ale jak później, dopiero jak pojechali, zobaczyłam, że ja cały obrus mam porwany, nie. No. (K64zawodowe) To tak się słucha i się myśli: Boże, kiedy on wyjdzie? Tak że nie każdy jest tym Bogiem, ale jak się jest, dajmy na to, w cudzysłowie może, go-ścinnym, to trzeba ścierpieć to, żeby ten ktoś nie odczuł tego, że on tutaj jest natrętem. Tak ja to myślę. (K72wyższe)

145 Akrobatyczny wymiar gościnności albo kilka uwag o tańcu na linie

Wydaje się, że z wszystkich sytuacji, w których dochodzi do zaciskania zębów (czy jest to niezapowiedziana wizyta, czy wizyta z psem, czy z dziećmi, czy konieczność ustępowania gościom), naj-większym dylematem jest kończenie wizyty. Wspominałam już, że w myśl niepisanych reguł gościny odpowiedzialność za wyznacze-nie momentu pożegnania spada zasadniczo na gościa. Z perspek-tywy gospodarza propozycja zakończenia spotkania zazwyczaj po-strzegana jest w kategoriach wypraszania, a wypraszanie nie tylko jest niegrzeczne, lecz także kłóci się z regułą bezwzględnej gościn-ności, przyjętą najwyraźniej jako niepoddawany głębszej refleksji punkt odniesienia:

No i właśnie problem jest w tym, że ciężko wyprosić. (K40wyższe) Wiadomo – człowiek się nieraz nie umawia, goście są nieproszeni, nie spodziewa się człowiek, że ktoś przyjedzie, ale wtedy przyjmujemy, uśmiechamy się, zagryzam zęby i daję radę. (K44średnie)

No przecież nie wygonię. (K17uczennica)

Oczywiście nie wyprosiłam jej, powiedziałam, że spoko siadaj, ale nie czułam się komfortowo. […] Co miałam w tym momencie zrobić…

(K29wyższe)

Gospodarze stosują jednak pewien zestaw strategii mających na celu zasygnalizowanie gościowi, że czas gościny powinien dobiec już końca. Otwartość i szczerość są przy tym, jak widać, rzadkością (choć dobrym usprawiedliwieniem, buforem, który pochłania część niezręczności związanej z wypraszaniem gości, są np. dzieci, które trzeba wykąpać, położyć spać itp. – por. tekst Zofii Małkowicz-Daszkowskiej w tym tomie). Kluczowe formy radzenia sobie gospodarza z finalizowaniem gościny obejmują: wysyłanie dyskretnych sygnałów, stosowanie żartu jako zawoalowanej for-my przekazywania prawdziwych intencji, przeczekanie oraz wiara w cud:

146 Maja Brzozowska-Brywczyńska

Ja zazwyczaj… jak się nadarzy taka sytuacja, to daję takie oznaki. […] po-kazuję, że jestem zmęczona. Ale są takie osoby, które nie potrafią się domy-śleć. Dzieci śpią, już jest taka godzina…, ale nie. I głupio też zwrócić uwa-gę: słuchaj, już jest późno, jestem zmęczona, chce mi się spać. No w sumie nie mamy […] tej odwagi, żeby kogoś wyprosić. (K30-40wyższe) No ale to tak [śmiech] wiesz, między wierszami. No. […] Się trochę śmieją, mówią: Dobra już idziemy, idziemy, bo już się zasiedzieliśmy. No mówię: No właśnie, idźcie już [śmiech]. No. Ale to też, też na za-sadzie – wszystko jest w takim dobrym smaku. Nikt nikogo nie obraża, tak? (K37wyższe)

„To co, mamy iść do domu?”, „Nie, no co wy, siedźcie”. [śmiech] Ech, no pewnie, że macie iść. A jeżeli ktoś mówi „to my pójdziemy” to się nie mówi „nie, nie, siedźcie”, tylko „nie, jak chcecie, to siedźcie jeszcze”. „No to jeszcze posiedzimy”. Trzeba uważać. Chcą iść do domu, to nie zatrzymywać. (K40wyższe)

I czekamy po prostu, aż ta osoba łaskawie się domyśli [śmiech]. No, ale ciężko jak się spotyka takie osoby. Bo głupio powiedzieć…

(K30-40wyższe)

Nic nie mówiłam. Tylko w duchu się modliłam, kiedy już pojedzie

[śmiech], nie. (K64zawodowe)

Gość powinien domyślić się znaczenia sygnałów wysyłanych przez gospodarza, a gospodarz – licząc się z tym, że gość tych sy-gnałów nie odczyta, bo są one z konieczności bardzo subtelne – musi zacisnąć zęby i jakoś wytrzymać. „Gość w dom, Bóg w dom”, to w większości rozmów niepoddawane głębszej refleksji – a przecież najbardziej chyba polskie – przysłowie związane z gościnnością, oznacza więc najwyraźniej przede wszystkim obowiązek podtrzy-mywania gościny niezależnie od związanych z tym kosztów.

To ciekawe sformułowanie „mieć odwagę”, by poprosić kogoś, żeby opuścił nasz dom. Wydaje się – zwłaszcza, kiedy

przyjrzy-147 Akrobatyczny wymiar gościnności albo kilka uwag o tańcu na linie

my się refleksjom badanych na temat międzykulturowych różnic w przyjmowaniu gości i rozumieniu gościnności – że jest w trak-towaniu asertywności jako odwagi, a dalej w nierzadkim łączeniu szczerości z obcesowością (wątek ten pojawia się szczególnie w ana-lizie formatów wizyt w innych kulturach, głównie niemieckiej, an-gielskiej i skandynawskiej) jakaś lokalna, kulturowa deklaracja by-cia zakładnikami własnej gościnności. Niewypraszanie, ta niepisana norma porządkująca strukturę spotkania i podział ról między jego aktorami, wydaje się dla gospodarza zupełnie oczywistym wybo-rem nawet w obliczu własnego dyskomfortu (badani przywoływali nawet sytuacje, w których raczej zaproponowaliby gościowi noc-leg, niż wyszli z inicjatywą zakończenia spotkania): „No bo prze-cież nie wyproszę. Nie powiem: No ubieraj buty i do widzenia, tak” (K24wyższe). Odpowiedź na pytanie, dlaczego mielibyśmy tego nie robić i dlaczego podjęcie takiej decyzji wydaje się trudnym, wyma-gającym odwagi aktem, nie pojawia się wprost. Pozostaje raczej we wspomnianej już przestrzeni tautologicznych wyjaśnień – nie robi się tak, bo tak po prostu nie wypada.

No właśnie mi ciężko zasygnalizować ten moment, że już powinno się pójść. No wie pani, to, że ktoś tak ostentacyjnie ziewa i „o, ale mi się chce spać” [���]� No, sprzątanie ze stołu albo takie marudzenie, „ale jestem zmę-czona”, ale to też nie wypada. To też jest takie… no takie mało eleganckie. No zaprosiło się te osoby [���] można się przemęczyć. (K40wyższe) Nie, ja to do końca gości przyjmuję i tak uważam, że tak wymaga kultu-ra. Nie daję znać osobiście, żeby ktoś sobie poszedł. Dobra mina do złej gry. (K30-40wyższe)