• Nie Znaleziono Wyników

Do tej pory nie wspominałam o aktywnościach, które obok roz-mów zdecydowanie najczęściej pojawiały się w kontekście gościny: o wspólnym piciu i spożywaniu pokarmów. Literatura dotycząca socjologicznych oraz antropologicznych aspektów wspólnego uczto-wania i podauczto-wania potraw (por. np. Bourdieu 2005, Douglas 2007) jest tak dobrze znana, że w niniejszym tekście ograniczę się jedynie do zarysowującej się na podstawie wypowiedzi respondentów osi pomiędzy kładzeniem nacisku wyłącznie na rozmowę a wysuwa-niem na pierwszy plan spożywania napojów i pokarmów. Zaznaczę także napięcia, które się tworzą, zwłaszcza w kontekście wysiłku, który gospodarz (a najczęściej gospodyni) podejmuje po to, by za-pewnić poczęstunek. Różnice między wzorcami przyjmowanymi przez poszczególnych badanych ujawniały się tu z całą ostrością.

Na jednym krańcu skali można sytuować stosunkowo nielicz-ną grupę badanych, która podkreślała, że konwersacyjny, humani-styczny aspekt spotkania jest tak ważny, że zupełnie nieistotny staje się kontekst materialno-żywieniowy.

60 Bogumiła Mateja-Jaworska

Ja się czuję dobrze, kiedy idę do osoby, którą lubię, z którą mi się dobrze rozmawia, dla mnie to ma znaczenie. Nieważne, czy mi poda ciasto, czy nie, że ja po prostu lubię tego kogoś, idę, bo chcę tam iść, bo chętnie idę. Bo czasami się idzie, bo musisz, bo są różne sytuacje, ale lepiej się czuję u kogoś kogo znam, u kogo mogę sobie swobodnie usiąść, pogadać o róż-nych pierdołach, że tak brzydko powiem, i to ma dla mnie znaczenie. Nie ma znaczenia, co mi poda do jedzenia, ale to, że atmosfera, do kogo idę, to ma znaczenie. (K39wyższe)

Najszersza grupa badanych starała się jednak rozłożyć akcenty pomiędzy sferą duchową (jak rozumiano rozmowę) a cielesną (jak traktowano jedzenie i picie), biorąc pod uwagę obydwa te elementy. Owo przywiązanie do idei, iż dobre ugoszczenie oznacza nie tylko rozmowę, ale także nakarmienie, pojawiało się niezależnie od wieku badanych. Niektórzy wprost deklarowali, że aspekt komunikacyjny i kulinarny są tymi, które na równi definiują dobrą wizytę. Istotne w przypadku zastawienia stołu okazywało się nie tylko okazanie opieki gościowi, ale także aspekt autoprezentacyjny.

U nas w domu zawsze było odwrotnie, zawsze jak ktoś miał przyjść, to starał się człowiek dobrze pokazać, dobrze ugościć, coś dobrego do jedze-nia, dobrego do picia pokazać. żeby ta wizyta jakoś tam troszkę zapadła. Właśnie niekoniecznie tylko w sensie więzi – wartości rozmowy, tylko też między innymi rzeczami materialnymi, czyli ta kawa czy to jedzenie smaczniejsze, to człowiek chciał się pokazać, że człowiek potrafi, że zrobił coś sam na przykład, a nie też tylko na gotowe. (KiMpowyżej30wyższe)

Często jednak starano się na pierwszy plan wysuwać rozmowy, ale z innych części wypowiedzi wynikało, że kontekst żywieniowy jest również całkiem istotnym elementem. Stosowano przy tym roz-maite strategie werbalnego umniejszenia jego roli: deklarując, że wystarczy jedynie zaserwowanie napoju (np. kawy, piwa, wódki) lub w poszerzonej wersji „tylko” kawy i czegoś słodkiego tudzież podanie niewykwintnego dania (np. kanapek czy nawet kapuśnia-ka, który uznany został za niewyszukany).

61 Gościnne Polaków rozmowy

No, ja też nie robię nie wiadomo czego, ale, ale… lubię się gościć, nie będę ukrywał. Lubię jak ktoś mnie np. poczęstuje czymś dobrym do je-dzenia. Czymś innym niż normalnie na co dzień [���]� Idąc w gości, nie oczekuję, że będzie to coś ponad ich stan. Nie musi być to wystawna ko-lacja, wystawny obiad lub potrawy, nie wiem, gdzie muszą spędzić cały dzień w kuchni, nie? Dla mnie, jeśli mówimy o tej takiej części gastro-nomicznej, bo również można iść w gości po prostu na wódkę albo po prostu pogadać, nie? Otwartość gospodarzy jest chyba najważniejsza. To jest chyba takie najbardziej… to, co lubię, chyba, to otwartość taka. Do rozmowy… (M30-40wyższe)

[...] być dobrze ugoszczonym, gdybyśmy mieli napisać pojęcie w słowniku, co to pana zdaniem znaczy?

R1: Czuć się swobodnie… to wszystko… R2: Nawet jak ci kapuśniak dadzą… R1: Nawet.

B: A co jest takiego z kapuśniakiem?

R1: Nie musi być nic wystawnego, żebym po prostu się czuł swobodnie, można wtedy porozmawiać na różne tematy.

(MiKpowyżej70wyż-sze)

Bo to, że ona mi dała bułkę, nie wiem, z serem, a nie z kawiorem, to tam nie wpłynęło na to, jak się czułam ugoszczona. Tylko właśnie jaki miałyśmy kontakt, jakie były relacje, jaka atmosfera. Właśnie to [���]� Sądzę, że to po prostu właśnie wynika od tego, jakim… w jaki sposób się rozmawia z ludźmi, w jaki sposób się z nimi po prostu ten czas spędza, sam w sobie. (K20-30studiuje)

O tym, że mimo umniejszania wagi kwestii poczęstunku, jest on jednak istotny, świadczył fakt, że brak jakiejkolwiek propozycji zaserwowania napoju czy dania ze strony gospodarza odczytywa-ny był jako rujnujący spotkanie. Ważodczytywa-ny był tu, ponownie, przede wszystkim wskaźnikowy charakter żywności przyjęty w naszej kul-turze w tego rodzaju sytuacjach – jako daru, znaku troski gospoda-rza i specjalnego statusu gościa.

62 Bogumiła Mateja-Jaworska

Byłam tylko raz, koleżanka mnie prosiła o pomoc, zaprosiła mnie, że-bym do niej przyszła [���]� Ale też nie było tak przygotowania, żadnego picia czy jedzenia, nic, tylko po prostu: chodź pogadać [���]� Myślę, że powinno być jedzenie i picie, żeby to nie było takie, że… nie obchodzi mnie, że tu przyjechałeś, rób co chcesz. Nic specjalnego nie przygotuję. Nie czuj się, jak u siebie w domu, tylko… bądź co bądź. Myślę, że trzeba jednak ugościć honorowo gościa. Powinno być przygotowane jedzenie, jakieś picie, może niekoniecznie tyle, co jak rodzinę się przyjmuje, że jedzenie jakieś wykwintne, tylko… Nie wiem, chociaż jakieś przekąski. Albo na kolację jakieś kanapeczki zrobić, no. (K18uczennica)

Mam taką znajomą, gdzie jak idę do niej na kawę czy ona do mnie… I rozmawialiśmy w tamtym roku na ten temat, że głupio jej jest tak samo jak i mnie, jak ktoś przychodzi i niczym nie poczęstuje, nie zapyta się, przychodzi i tak jakoś… dziwnie. Mi się wydaje, że każdy nawet lepiej się czuje, jak przyjdzie do kogoś i zostanie ugoszczony. Takie inne relacje są wtedy, nie? (K30-40wyższe)

Co szczególnie interesujące, u niektórych respondentów uwi-daczniała się walka pomiędzy deklarowanym przez nich prio-rytetem przyznawanym konwersacjom a trudnością ucieczki od tradycyjnej figury bogato zastawionego stołu i kulturowego obo-wiązku nakarmienia gości (o wzorcach opieki nad gośćmi por. tekst Marty Skowrońskiej w tym tomie). Szczególnie jaskrawo owe dylematy były odczuwane przez kobiety. Niejednokrotnie chciały one przekroczyć przypisywaną im przez tradycję rolę go-spodyni żywicielki zapewniającej strawę gościom, ale ucieleśnio-ne przekonania i nawyki im to skutecznie utrudniały lub nawet uniemożliwiały (co za Pierrem Bourdieu moglibyśmy określić jako „histerezę habitusu”, jego niedopasowanie do aktualnej sy-tuacji). Jedna z bardziej refleksyjnych i analitycznych responden-tek przyznawała, że choć lubi gości i chciałaby ich częściej zapra-szać do siebie, skutecznie blokuje ją przekonanie o mierności jej talentu kulinarnego. W słowach innej badanej z kolei ujawniało się rozdarcie pomiędzy chęcią konwersacji z gośćmi (w której

czu-63 Gościnne Polaków rozmowy

ła się swobodnie) i kwestiami kulinarnymi (gdzie krępowało ją wyobrażenie ich oczekiwań). Wydaje się, że słowa obydwu tych respondentek można potraktować jako doskonałą ilustrację napię-cia pomiędzy deklarowanymi przez nie przekonaniami na temat priorytetu gościny (rozmowa) a zinternalizowanym w procesie socjalizacji przekonaniem, że dobra gospodyni musi wspaniale gotować (por. Bourdieu 2004).

B: Co najbardziej lubisz w przyjmowaniu gości? Mówisz, że taki gwar, że coś się dzieje? Mówiłaś coś takiego?

R: Tak. Takie bycie i rozmowy. Że można sobie pogadać po prostu. Ale no może trochę mnie stresuje, bo ja naprawdę się nie czuję gospodynią. I nie upiekę, nie usmażę, nie zrobię takich rzeczy. I myślę, że jak zrobię to niekoniecznie będzie smakowało. (K34wyższe)

Najbardziej się czuję komfortowo, jak mogę być sobą podczas tej wi-zyty. Jak można dużo gadać. Albo jak na stole się ugina. Czasami jest ważniejsze poruszenie wszystkich tematów niż przygotowanie posiłku. Wtedy czuję się niekomfortowo, kiedy czuję, że te oczekiwania są inne, że ja nie potrafię im sprostać. Czuję, że jestem taka nieogarnięta w tej kuchni. (Kok.40wyższe)

Inny aspekt napięcia w opisywanej sferze dotyczył proporcji między wysiłkiem i czasem poświęconym na rozmowę a tym wło-żonym w przygotowanie i zaserwowanie poczęstunku, co ponow-nie odczuwane było przede wszystkim przez kobiety gospodyponow-nie (por. też tekst Marka Krajewskiego w tym tomie). Koncentracja na zapewnieniu pożywienia kończyła się dla nich niejednokrotnie tym, że ze względu na czynności kuchenne nie mogły uczestniczyć w rozmowie i oczekiwały jej z utęsknieniem albo dołączały do niej tak zmęczone, iż nie mogły się nią dłużej nacieszyć. Do dalszego wysiłku skutecznie motywowała je jednak perspektywa sankcji wynikających z nieuczynienia zadość kulturowej normie, ale też sa-tysfakcja płynąca z wyrażanych mniej lub bardziej wprost pochwał komplementujących pożywienie.

64 Bogumiła Mateja-Jaworska

A zdarza się, że młodsi znajomi potrafią siedzieć do drugiej, do trzeciej, a ja jako pani domu – dla mnie najgorsze jest to, że ja jestem po prostu zmęczona. Bo ja przygotowuję, załóżmy, od siódmej rano w kuchni. Dzień wcześniej też. Ja zawsze po prostu: zastaw się, a postaw się! I ja po prostu o 22.00 czuję piasek w oczach. I… wiem, że muszę siedzieć i rozmawiać. Być aktywna, zaproponować herbatę, podgrzać jedzenie, tak? A już po prostu nie mam na to siły. I o 2.00 czy 3.00 w nocy czuję, że zaczyna mi głowa opadać. (K29wyższe)

B: A co pani lubi w przyjmowaniu gości? Co sprawia tę przy-jemność, że…?

R: Wie pani co, że jak ugotuję i oni jedzą! [śmiech] No tak sobie myślę.

B: Ale wystarczy, że jedzą, czy jeszcze muszą chwalić?

R: Nie, chwalić nie muszą, wystarczy, że tego, że… nie lubię jak mi je-dzenie zostaje. No właśnie chyba też klimat, atmosferę. Czy są wspólne tematy, czy rozmowy się kleją, o czym rozmawiam, jak czas mija, tak.

(K40wyższe)

Znaleźli się także rozmówcy, dla których „uginające się stoły” były najważniejszym elementem goszczenia. Głosy takie były jed-nak bardzo nieliczne i odwoływały się przede wszystkim do trady-cyjnej wizji biesiadowania. Charakterystyczne, że w wypowiedzi starszego respondenta oprócz jedzenia i napojów alkoholowych po-jawiły się tańce i śpiew, nie było zaś miejsca na rozmowę. Inna ba-dana wspomniała zaś, że biesiady w przypadku jej rodziny na tyle nie tworzyły dogodnej sytuacji do konwersacji, że zorganizowano osobne spotkanie po to, by porozmawiać.

B: Alkohol się też pojawiał?

R: No, a bez tego no jak to, to [śmiech drugiej osoby], rodzinę bez alkoholu? [zdziwienie] To, to, to niemożliwe. No, bez tego ani rusz, od tego się zawsze, zawsze zaczynało. Wyżerka, wóda, tańce, śpiewy, swawole. (M75zawodowe)

Kiedyś się spotkaliśmy, żeby porozmawiać wtedy, no, bo to już niby biesiadowaliśmy przy stole, ale, ale, ale tak było, że można było

poroz-65 Gościnne Polaków rozmowy

mawiać. Bo czasami na takiej imprezie, jak, czy na koncercie, to też człowiek nie pogada, nie [���]�

B: Głośno jest wtedy po prostu też, nie.

R: Głośno i nie, to człowiek chwilę tam z kimś tam, chwilę z kimś i się rozchodzi do domu i tyle, nie? (K38wyższe)

Za próbę pogodzenia odczuwanego często nakazu zapewnie-nia uginającego się stołu z przeświadczeniem o ważnej roli rozmo-wy można uznać uciekanie się przez wielu naszych badanych do konwencji „kawy”, organizacji imprezy w lokalu lub ewentualnie na świeżym powietrzu (np. jako grilla, pikniku) (szerzej o alterna-tywnych formach goszczenia pisze w tym tomie Ariel Modrzyk). Z wypowiedzi respondentów można wnioskować, że ta ostatnia formuła często funkcjonuje jako impreza składkowa, podczas której podział na gości i gospodarzy rozmywa się. Z kolei „kawa” i cał-kiem popularne wśród naszych badanych organizowanie imprez w lokalu, przypomina uwspółcześnione odzwierciedlenie tego, co Adam Pisarek (2016: 174-185) określa jako podział na: „odwiedziny” i „gościnę”. O ile odwiedziny nie są praktykowane z okazji ważne-go wydarzenia i nie zaburzają codzienności, o tyle ważne-gościna wyzna-cza wyzna-czas odświętny z jego odrębnym rytmem i otoczką. Konwencja „kawy” z góry określała zatem, że poczęstunek będzie skromny i niewymagający długiego przygotowania – ograniczony jedynie do jakiegoś napoju, ewentualnie skromnego dodatku – a najważniej-sza podczas takiego spotkania będzie rozmowa. Z kolei urządzanie imprez (zwłaszcza rodzinnych tj. chrzciny, komunie, wesela, jubile-usze ślubu itp.) w restauracji ma uczynić zadość tradycji biesiado-wania przy suto zastawionym stole, dając jednak zwykle gospodyni /gospodarzowi więcej swobody i czasu na konwersacje niż podczas tradycyjnego domowego przyjęcia2. Niektórzy badani zauważali, że w Niemczech czy w innych krajach zachodnich rzadkością są

impre-2 Za rozwiązanie pośrednie można by uznać z kolei imprezy domowe, na które zamawia się i kupuje gotowe potrawy (catering). Wysiłek włożony w przygotowa-nie przyjęcia jest wówczas znacząco mprzygotowa-niejszy, ale jednak cały czas to na gospodarzu spoczywa obowiązek zapewnienia gościom jedzenia i napojów.

66 Bogumiła Mateja-Jaworska

zy przy tak bogato zastawionych stołach. W świetle zgromadzonych przez nas wypowiedzi nie jest jednak raczej tak, że „kawy” – na wzór zachodni – wypierają gościnę. Urządzane w ostatnich latach w lokalach komunie, wesela czy jubileusze, o których opowiadano nam podczas wywiadów, świadczyłyby raczej o tym, że kulturowy wzór biesiady jest cały czas realizowany, nawet jeśli nieco rzadziej i w przekształconej wersji.

Wystarczy, zależy od temperatury na dworze, szklanka wody albo szklanka herbaty i w porządku. I można posiedzieć przy tym i porozma-wiać, nie trzeba żadnych dodatkowych. Oczywiście, jak jest przyjęcie zorganizowane z jakiejś okazji, no to stara się człowiek ten stół zasta-wić. (Kpowyżej70wyższe)

Też myśmy byli na czterdziestce w lokalu. Mi się wydaje, że dużo ludzi przechodzi do tego, bo ludziom już się nie chce szykować w domu i tego bałaganu, tego wszystkiego. Jak pójdą do lokalu, to zapłacą i jest podane wszystko. (K39wyższe)