• Nie Znaleziono Wyników

Między Boyem i plebanem

W dokumencie GOMBROWICZA MILCZENIE O BOGU (Stron 61-67)

Z Małoszyc w świat

4. Między Boyem i plebanem

Kościół katolicki w okresie międzywojennym miał bardzo mocną pozycję. Zawdzięczał ją przede wszystkim zasługom z okresu roz-biorów, kiedy pozostawał ostoją polskości i łączył ponad granica-mi państw zaborczych. Można powiedzieć, posługując się typologią Charlesa Taylora, że mimo wyłomów próbował się wciąż odwoływać do modelu peleodurkheimowskiego, który zakłada ontyczną zależ-ność państwa od religii, a zarazem oczywistość grupowej identyfi ka-cji narodowo-religijnej31. Po roku 1918 dalszemu uprzywilejowaniu Kościoła sprzyjało narastające poczucie zagrożenia związane z kry-zysami nowej państwowości. Znakiem tego stosunku do Kościoła był zapis w konstytucji 1921 roku, powtórzony potem w ustawie zasadniczej 1935 roku: „wyznanie rzymskokatolickie, będące reli-gią przeważającej większości narodu, zajmuje w państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań”32. Także konkor-dat z 1925 roku uprawomocniał to uprzywilejowanie, bo zabrakło tam (powszechnie wpisywanej do konkordatów w innych krajach) osobnej klauzuli stwierdzającej, że uprawnienia Kościoła nie mogą stać w sprzeczności z porządkiem prawnym państwa polskiego.

Konkordat wprowadzał obowiązek nauczania religijnego w szkołach

30 Cyt. za: Z. Jabłoński, „Cud nad Wisłą” w sierpniu 1920 roku – dzięki Maryi, Królowej Polski, „Jasna Góra” sierpień 1982.

31 Por. Ch. Taylor, Oblicza religii dzisiaj, tłum. A. Lipszyc, Kraków 2002, s. 52–

62. Paradoksalnie ten model wypierał porządek neodurkheimowski, który zdążył się zadomowić nad Wisłą w okresie zaborów.

32 Cyt. za: K. Jarkiewicz, Bez gwałtu i rewolucji 1918–39, w: Dzieje Kościoła w Polsce, red. A. Wiencek, Warszawa–Bielsko-Biała 2008, s. 385.

powszechnych i średnich, co dawało biskupom instrument nadzoru nad nauczaniem, a pośrednio nad moralnością nauczycieli.

W obawie przed wpływami komunizmu Benedykt XV sprzyjał zaangażowaniu polskiego kleru w życie polityczne. Dopiero Pius XI próbował studzić znaczne zapały polityczne duchowieństwa nad Wi-słą, zabraniając mu wstępowania w struktury organizacyjne partii.

Zalecenia z Watykanu tylko częściowo osiągnęły zamierzony skutek.

Bo choć pod ich wpływem przestrzegano zasady, by zamiar kandy-dowania duchownego do parlamentu zyskał aprobatę zwierzchników, a liczba księży parlamentarzystów stopniowo malała, kler nie przestał się angażować w bieżącą politykę. Największym poparciem ducho-wieństwa cieszyła się endecja, co było o tyle zaskakujące, że w jej ideo-logii istniały elementy z katolicyzmem sprzeczne (np. zasada egoizmu narodowego i doktryna nadrzędnej wobec innych systemów wartości etyki narodowej). Partia jednak częściowo ewoluowała, zacieśniając związki z katolicyzmem, czego przypieczętowaniem było przekształ-cenie w 1928 roku Związku Ludowo-Narodowego w Stronnictwo Narodowe. Do endecji przyciągały duchowieństwo idee utożsamie-nia narodowości z wyznaniem katolickim, pielęgnowautożsamie-nia rodzimych tradycji, a także populistyczne hasła walki z „wrogimi siłami”, wśród których – podobnie jak w popularnych wydawnictwach katolickich – najczęściej wymieniano komunistów, masonów i Żydów.

Mniejszym poparciem kleru cieszyła się Chrześcijańska Demo-kracja nawiązująca do społecznej doktryny Kościoła i głosząca hasła solidaryzmu, uwrażliwienia na biedę środowisk chłopskich i robot-niczych. I jej poplecznicy żywili się jednak negatywnymi stereotypa-mi ideowych wrogów – przede wszystkim zwracających się do tego samego elektoratu socjalistów i komunistów.

Na polaryzację stanowisk politycznych kleru wpłynął gwałtownie zamach majowy z 1926 roku, kiedy to kardynał Kakowski udzielił poparcia Piłsudskiemu i gabinetowi Bartla. Podzieliło to episkopat i wzburzyło zwłaszcza (choć nie tylko) popleczników endecji. W die-cezjach, które były bastionami endecji, czyli na przykład sandomier-skiej33, księża organizowali nabożeństwa w intencji pomyślności Związku Ludowo-Narodowego, święcili partyjne sztandary i pro-porce. Przypomnijmy, że sąsiadujący z Małoszycami kościół w

Gro-33 Por. tamże, s. 393.

cholicach (opisany w Pornografi i), gdzie chrzczono Gombrowicza, należy do diecezji sandomierskiej.

Kościół w dwudziestoleciu międzywojennym na ogół źle sobie ra-dził z najważniejszymi wyzwaniami tamtego czasu. Dość powszech-ne sympatie endeckie i lękowa wizja nowoczespowszech-nego świata czyniły wielu katolików podatnymi na teorie resentymentalno-spiskowe.

W kwestiach społecznych Kościół przyjmował stanowisko zacho-wawcze, sprzyjając utrwaleniu się quasi-feudalnych podziałów kla-sowych. Mimo rozmaitych stowarzyszeń i akcji służących edukacji wsi, mimo rozwoju placówek szpitalnych prowadzonych przez sio-stry zakonne itp., Kościół nie stał się znaczącym konkurentem dla ruchów lewicowych głoszących hasła rewolucji społecznej i tracił wyznawców wśród warstw najuboższych.

Jeszcze gorzej wypada bilans Kościoła, w kwestii stosunku do mniejszości narodowych, a zwłaszcza do Żydów. Aprobowane przez władze kościelne pisma religijne w rodzaju „Rycerza Niepokalanej”

(który osiągnął w 1939 roku nakład 800 tysięcy egzemplarzy), „Ma-łego Dziennika”, „Przeglądu Powszechnego” czy „Kalendarza Kró-lowej Apostołów” zawierały artykuły przepełnione nienawiścią do Żydów, często odwołujące się do stereotypu Żyda kłamliwego i nik-czemnego, jak w szokującym artykule z „Kalendarza Królowej Apo-stołów” z 1927 roku:

Rozrzuceni po całym globie, a jednak ściśle ze sobą złączeni żydzi – to istoty podstępne, niebezpieczne i wrogo usposobione do reszty ludzi. Nie wolno patrzeć obojętnie, gdy podnoszą oni łeb do góry, lecz natychmiast wybijać ich tak, jak wybija się jadowite żmije. W przeciwnym razie kąsać będą – a ukąszenie żydowskie jest śmiertelne34.

W czasopismach tych oskarżano Żydów o demoralizujący wpływ na polskie społeczeństwo i często wszelkie prądy ideowe, które pod-ważały nauczanie Kościoła, uznawano bezrefl eksyjnie za żydowskie (bolszewizm, masoneria, laicyzm itp.).

Głównymi antagonistami Kościoła stały się środowiska lewicowe, które oskarżały kler o sprzyjanie niesprawiedliwemu porządkowi społecznemu i obskurantyzm, oraz elity liberalne, postrzegające

Koś-34 Cyt. za: J. Baudouin de Courtenay, Mój stosunek do Kościoła, Warszawa 1927, s. 50.

ciół jako konserwatywną siłę polityczną podporządkowującą „ciem-ną” jednostkę opresywnej grupie. Ważną postacią dla tego drugiego nurtu stał się Tadeusz Boy-Żeleński. Jego głośne batalie obyczajo-wo-społeczne wzmagały nastroje antyklerykalne, ale też na zasadzie rykoszetu potęgowały wrogość Kościoła wobec środowisk laickich.

Głośnym echem odbiły się zjadliwe artykuły Boya, który próbował forsować w Polsce francuski model rozdziału Kościoła od państwa.

Do historii przeszły jego zaangażowane felietony (publikowane głów-nie w „Wiadomościach Literackich”), które późgłów-niej ukazywały się w formie książkowej: Dziewice konsystorskie (1929; o nadużyciach i praktyce krzywoprzysięstwa przy stwierdzaniu nieważności mał-żeństw przez katolickie sądy konsystorskie), Piekło kobiet (1930;

przeciwko karalności przerywania ciąży, zwłaszcza w przypadku ni-skiego statusu materialnego matki), Jak skończyć z piekłem kobiet?

(Świadome macierzyństwo) (1932; cykl propagujący nowoczesne metody antykoncepcji), a wreszcie Nasi okupanci (1932; publikacja najbardziej wojownicza w tonie, ośmieszająca zacofanie i zapędy po-lityczne kleru). Najsłynniejszy bodaj stał się felieton opublikowany pierwotnie w drugim numerze „Wiadomości literackich” z 1932 roku (przedrukowany później w Naszych okupantach), zatytułowany Ku czemu Polska idzie... Boy wziął w nim na warsztat kuriozalną książ-kę księdza Mariana Pirożyńskiego zatytułowaną Co czytać?, w której redemptorysta oceniał z punktu widzenia „moralnego zdrowia” 3500 książek. Oto próbka tych cenzurek:

G o e t h e Jan Wolfgang. Poeta niemiecki. Za młodu prowadził życie hulasz-cze i rozpustne. Na kanwie tych przeżyć napisał w r. 1774 Cierpienia mło-dego Wertera; on się w niej zakochał, ona wychodzi za mąż, on nadal się w niej kocha i kończy życie samobójstwem. Romans ten był w stylu epoki – rozczulanie się, płakanie, analizowanie siebie – opanował więc współ-czesne umysły i narobił wiele złego (...).

Ż e r o m s k i Stefan. Utalentowany pisarz, mistrz słowa polskiego, entu-zjasta pragnący odegrać rolę nauczyciela narodu – rolę do której nie do-rósł... Dzieje grzechu... ohyda. Wierna rzeka, powieść z roku 1863, w której ranny powstaniec bałamuci dziewczynę – to jest wszystka treść... Przed-wiośnie, ohydny paszkwil na Polskę i na inteligencję wiejską, stronnicze i niezgodne z rzeczywistością apoteozowanie warstwy robotniczej i Żydów.

Poza tym wybujały erotyzm i wywrotowa ideologia35.

35 Cyt. za: T. Żeleński (Boy), Nasi okupanci, Warszawa 2008, s. 60–62.

Żeleński bezlitośnie i ze swadą obnaża ignorancję i osobliwą, bo ograniczoną do pornografi i, erudycję Pirożyńskiego, dopatrując się w jego publikacji znaku „okupowania kraju” przez kler, który ma aspirować do powszechnego rządu dusz. Jak stwierdza Boy, po przeczytaniu rad księdza, ogarnęła go „litość i groza”:

Litość dla człowieka, który ma takie widzenie świata, takie horyzonty; dla tej naiwnej płaskości i ciemnoty; ale zarazem zgroza, kiedy się pomyśli, że to jest przekrój kasty, która z całą bezwzględnością i z takim zuchwalstwem wyciąga ręce po wszystkie władze w dzisiejszej Polsce, która zwłaszcza chce wyłącznie kierować duszą młodzieży36.

Żeleński angażował się w akcje prawno-obyczajowe zmierzające do wyjęcia spod władzy Kościołów regulacji rozwodowych, do eman-cypacji kobiet, do propagowania wiedzy na temat aborcji i środków antykoncepcyjnych (należał do komitetu organizacyjnego pierwszej w Polsce Poradni Świadomego Macierzyństwa, przypominającej

„komitet dla ratowania niemowląt”, w którym miała działać... pani Młodziakowa), do krzewienia tolerancji dla homoseksualistów. Stał się symbolem „nowoczesności”, wyzwolenia z pęt konserwatyzmu i intelektualnej ciasnoty, choć w swoim reformatorskim zapale czę-sto się zagalopowywał (np. stwierdzając pół żartem, pół serio: „tro-chę wysublimowanej pederastii jest może najistotniejszym tworzy-wem idealnego pedagoga”37). Grzeszył zarazem mniej lub bardziej niebezpieczną naiwnością, uważając na przykład, że „demobilizacja macic” (wskutek regulacji poczęć) doprowadzi do „rozładowania na-pięć społecznych i międzynarodowych”38, albo bezkrytycznie apro-bując projekty eugeniczne.

Gombrowicz miał ambiwalentny stosunek do Boya, o czym świadczy satyra na dom Młodziaków, bez wątpienia wyznawców Żeleńskiego. To on otwierał autorowi Ferdydurke oczy na kulturę francuską, uczył dowcipu (wpływ Słówek) i dystansu do domowych, często anachronicznych i obłudnych obyczajów. A jednak, zwłaszcza po bliższym zaznajomieniu, Gombrowicz dostrzegał jego naiwność i ograniczenia:

36 Tamże, s. 65.

37 Cyt. za: H. Markiewicz, Boy-Żeleński, Wrocław 2001, s. 149.

38 Tamże, s. 144–145.

Z Boyem rzadko się widywałem. Od czasu do czasu bywałem u niego na herbatkach i nie powiem, żebym tam się bawił: tłok, popijanie na stojąco owej herbatki i pogadywanie, ale tak ulotne, że z jednym się zaczynało zda-nie, z drugim kończyło. Sam gospodarz zbyt był rozrywany, fetowany, aby mógł komukolwiek bardziej się udzielić.

Z kobietami go otaczającymi też niewiele styczności miałem, głównie dlatego, że ten boyizm z drugiej ręki, ukobiecony, nie tylko mnie nie pocią-gał, ale wręcz zrażał. Były to albo starsze literatki, stanowiące coś w rodzaju sztabu kobiecego mistrza, albo młode, ładne (...), garnące się do środowi-ska, w którym ich uroda mogła wyżywać się łatwiej i bujniej, a bez strachu.

Ale, rzecz dziwna, akurat w bezpośredniej orbicie Boya te wdzięki szuka-jące „życia ułatwionego” o wiele mniej były pociągaszuka-jące, miały w sobie coś zamierzonego, coś z teorii i ta emancypacja zanadto stereotypowa zanadto niekiedy była irytująca.

Przyznać muszę jednak, że ten człowiek dokonał wielkich rzeczy, jeśli idzie o znormalizowanie kobiety polskiej39.

Boy budził sympatię Gombrowicza jako przewodnik po świecie literatury i orędownik „normalności”, bezpośredniości w kontaktach międzyludzkich (zwłaszcza męsko-damskich). Nie zyskiwał jednak jego aprobaty, gdy w imię oświeceniowej utopii, „dojrzałości” wal-czył z katolicyzmem:

Wiele wody upłynęło od czasów, gdy Boy atakował „czarną okupację”. Nie byłem nigdy zwolennikiem zbyt płaskiego laicyzmu, a wojna i powojnie niewiele mnie zmieniły w tym względzie, raczej utwierdziły w pożądaniu świata bardziej elastycznego, o głębszej perspektywie (D, I, s. 48).

Podobnie sprzeczne uczucia żywił Gombrowicz względem Anto-niego Słonimskiego, drugiego najważniejszego prześmiewcy z „Wia-domości Literackich”, które pod koniec lat dwudziestych stały się bastionem liberalnej inteligencji. Nie przypadkiem zresztą Gombro-wicz zestawiał dwóch autorów, którzy w różnym natężeniu (Słonim-ski nie przypuszczał ataków na katolicyzm, lecz głównie na poplecz-ników endecji) propagowali ducha laickiego humanizmu. Słonimski imponował mu złośliwym humorem i jak sam przyznawał, pisząc Ferdydurke, marzył o tym, by jego dowcipowi dorównać40. Oto frag-ment z Dziennika, który co prawda odnosi się do literackiej spuś-cizny dwóch pisarzy (i podsumowuje dłuższe rozważania na temat

39 W. Gombrowicz, Wspomnienia polskie..., s. 139.

40 Tamże, s. 121.

wartości literatury międzywojnia), ale ujawnia pośrednio stosunek Gombrowicza do ich działalności publicznej:

Boy Żeleński, Antoni Słonimski. Ci się udali, na koniec dwóch z prawdziwe-go zdarzenia – urzeczywistnionych. Wiersze Słonimskieprawdziwe-go nie brały mnie, jego poezja wybuchała mi w prozie, z kronik w „Wiadomościach” – tam ciskał sobą na wszystko i wszystkich i bawił się, mistrz w organizowaniu hecy, której sam był bohaterem (a więc poetą). Śmieszne porównywać jego wpływ z wpływem Sienkiewicza, Żeromskiego. Ale ja twierdzę, że na nim wychowało się pokolenie, tak to niekoniecznie trzeba być bogiem, aby mieć wyznawców.

Ale co uważam za ważne i ciekawe: że Boy i Słonimski, ta bodaj jedyna proza w Niepodległości sprawnie funkcjonująca, była ściąganiem z wyżyn w dół, na grunt zdrowego rozsądku i przeciętnego, trzeźwego myślenia. Siła ich polegała na nakłuwaniu balonów – ale do tego nie trzeba większej siły (D, I, s. 258).

Także Słonimskiego Gombrowicz posądzał o naiwność, poczciwy pacyfi zm pożeniony z socjalizmem, a w gruncie rzeczy o brak wy-czucia dla tragizmu i zagadkowości istnienia. Słowa, za pomocą któ-rych Gombrowicz charakteryzował w 1938 roku Wellsa (wyznawcę pooświeceniowego, naukowego ateizmu i w tamtym czasie ideowego mistrza Słonimskiego), zapewne odniósłby też do autora Kronik ty-godniowych: „Wszechmocny rozsądek Wellsa zbyt łatwo triumfuje nad materią, gdyż brak mu zrozumienia dla tych wszystkich ubocz-nych rozgałęzień i komplikacji instynktu, które osaczają nas bez przerwy ze wszystkich stron i stanowią poezję naszej egzystencji”41.

W dokumencie GOMBROWICZA MILCZENIE O BOGU (Stron 61-67)