• Nie Znaleziono Wyników

III Rzesza”, który powołuje epistemologię niemocy zrozumienia i opanowania sytuacji ludzką miarą

W dokumencie ISBN 978-83-7164-797-0 (Stron 183-191)

Niemoc rodzi tragizm, ale przecież życie toczy się dalej. Praktycyzm śląski podsuwa w tej sytuacji pragmatyczne, rzeczowe strategie życiowe, wynikające z przekonania, że jakkolwiek trudno byłoby, człowiek zlokalizowany w prze-strzeni „pomiędzy”, zwyczajnie musi tutaj żyć. Jego kondycja naznaczona egzy-stencjalnym piętnem dramatu, w płaszczyźnie codzienności redukuje się często do zdroworozsądkowych, praktycznych wyborów, tym bardziej że refleksja tożsamościowa zdaje się nie mieć końca i nie prowadzi do żadnych konstruk-tywnych wniosków. Bohaterów tetralogii charakteryzuje więc sceptycyzm („oni […] przeżyli tu niejednego führera i niejedną obietnicę, nie przywiązywali więc do tego wielkiej wagi”), który łatwo przeradza się w konformizm („przez całe

488 H. Bienek, Pierwsza polka…, s. 98.

489 S. Bieniasz, Młode miasto, w: Górny Śląsk – świat najmniejszy, Gliwice 2004, s. 81.

490 K. Kutz, Piąta strona świata, s. 19.

stulecia […] tylko ten mógł się utrzymać na powierzchni, kto nie podskakiwał i umiał się przystosować”), a nawet koniunkturalizm („niektórzy portret füh-rera trzymali za bufetem; szybko go wyciągali i wymieniali z obrazem Matki Boleściwej Maryi, inni wieszali portret führera na korytarzu, w miejscu, gdzie nie dochodziło światło i można go było właściwie zobaczyć tylko wtedy, gdy otwarte były drzwi na korytarz”491). Praktycyzm życiowy podpowiada im, że przynależność narodowa jest czymś, co można zaadaptować do aktualnej sytuacji politycznej i nawet na tym skorzystać, zupełnie tak, jak bohaterom groteskowego świata Cholonka Janoscha, dla których powtarzana formuła: „trzeba być chytrym” staje się maksymą życiową i pozwala odnosić wymierne, przyziemne korzyści w najtrudniejszych czasach nazistowskiego terroru. Ten typ zachowania znany jest zresztą refleksji naukowej jako element „świadomości kresowej”

ukształto-wanej na pograniczu, na którym, jak pisał Józef Chlebowczyk:

Okresowo przewagę zdobywa ten krąg kulturowo-cywilizacyjny oraz ten układ stosunków społeczno-politycznych, który z różnych względów okazuje się miejscowej ludności bardziej atrakcyjny

492

.

Spora grupa gliwiczan trwa więc przy Niemcach, ponieważ jest to w danej chwili lepsza oferta. W czasach kryzysu gospodarczego zapewnia miejsca pracy, przyciąga sprawnością organizacyjno-techniczną, wzbudza szacunek przejrzy-stością biurokracji, kusi wyższością cywilizacyjną i potęgą militarną.

Skrajnemu oportunizmowi społecznemu w rodzaju: „musisz wstąpić do partii, Franzek, to dostaniemy może stypendium”493 autor tetralogii przeciw-stawia przykłady kontestacji, która jest przeważnie cechą młodych bohaterów, a wymierzona jest przeciwko ulegającym narodowym sloganom dorosłym, a także bardziej uniwersalnie kieruje się przeciwko drobnomieszczańskiej koł-tunerii, prowincjonalnej ignorancji, dusznemu katolicyzmowi. Wyraża ją bunt nastolatków, chcących powiesić na ścianie szpadel w miejsce świętego obrazu czy portretu wodza lub iść do ślubu w mundurze partyjnym, jak Irma Piontek, ugryźć dyrektora w nos, jak jej brat Josel, czytać Zaratustrę, uciekać z domu, nie chodzić do kościoła, jak Ossadnikowie. Młodzi bohaterowie tetralogii nie formułują już swojej tożsamości w oparciu o mit ziemi, przejrzawszy pokrętne reguły tożsamościowej gry, pragną raczej być sobą, indywidualną postacią, nie zaś Ślązakiem, który cierpi w milczeniu i uniżenie pada na kolana. Myśl tę formułuje jasno Kotik w zakończeniu Ziemi i ognia:

491 H. Bienek, Wrześniowe…, s. 218.

492 J. Chlebowczyk, O prawie do bytu małych i młodych narodów, s. 205.

493 H. Bienek, Wrześniowe światło, s. 206.

Ja tu nie należę. Muszę stąd odejść. […] Nie wiem, co to jest, ale ja tego nie potrafię, ciągle ze spuszczoną głową, ciągle klęcząc na ziemi, bijąc się w piersi, zawsze poddając się cierpieniu, ja tego nie umiem. Tak, to Kościół tego czło-wieka uczy, ale myślę, że też ta ziemia, ta śląska ziemia zmusza człowieka, żeby klęczał, żeby się kulił, dawał się bić, modlił się i cierpiał, bo Bóg tak chce! Nie, ja już w to nie wierzę. To, co mogłoby uratować tutaj ludzi, to bunt, protest, ale oni nie mają na to sił […]

494

.

Młodzi są inni, przeczuwają, że już tu nie należą i że muszą stąd odejść; ich niedaleka emigracja faktycznie okazuje się buntem, którego przyspieszoną lekcję odrabiają w czasie wojny, ucieczką, do której dojrzewają po to, by wydostać się z ciasnoty śląskiego mitu i uwolnić swe prawdziwe, autonomiczne „ja”.

Jakkolwiek różne pozostają jednostkowe tożsamości, konstytuuje je trwa-nie, konformizm, sprzeciw, a pomiędzy tymi biegunami można by odszukać całe spektrum indywidualnych sposobów weryfikowania, kim się jest lub kim powinno się być, to jednak Horst Bienek niewątpliwie nosił się z zamiarem uogólnienia, stworzenia pewnego modelu śląskości, który mógłby stać się paradygmatem dla innych. Starał się przy tym nie oceniać swoich bohaterów, chcąc uniknąć stereotypów, portretował postaci chłodnym, reporterskim okiem.

Chociaż trudno w związku z tym na podstawie tetralogii, a nawet całego pisar-stwa autora, w wariantywności ludzkich zachowań jednoznacznie wyodrębnić cechę zwyczajową, odkryć, co stanowiło społeczną normę lub ustalić hierarchię społecznych wartości, z pewnością można pokusić się o ustalenie pewnych cech tożsamości, którą socjologowie nazywają społeczną.

Tożsamość społeczna (zbiorowa) jest, z jednej strony, zwielokrotnioną tożsa-mością indywidualną opartą na wspólnych lub zbliżonych dla wszystkich czy większości ludzi systemach wartości, norm, obyczajów, zwyczajów, języka, go-spodarki czy wreszcie określonego terytorium. Z drugiej zaś, jest ponadjed-nostkowym zbiorem autodefinicji pojedynczego człowieka.

Tożsamość spo-łeczna to tożsamość zbiorowa oparta na kultywowanej tradycji, teraźniejszości, wspólnym dla grupy definiowaniu przyszłości

495

. Tak ujęta tożsamość, która łączy cechy indywidualne i grupowe, dopomina się o uformowanie jakiegoś choćby orientacyjnie uogólnionego modelu Ślązaka, który mógłby reprezentować swoją społeczność i świadczyć o cechach warun-kujących jej differentia specifica. Przy całym charakterologicznym bogactwie

494 H. Bienek, Ziemia i ogień…, s. 247.

495 M. S. Szczepański, Od identyfikacji do tożsamości…, s. 21.

postaci tetralogii wydaje się, że Bienek próbuje ową tożsamość śląską sprecy-zować. Jej cechą fundamentalną zdaje się być pograniczność rozumiana jako stygmat i przekleństwo. Ślązak nie jest zwykłym człowiekiem, jest człowiekiem znad granicy, a „granicą jest to, co na człowieku wyciska piętno – pisze autor w Opisie pewnej prowincji – bardzo głębokie, aż do jego podświadomości”496.

W literaturze przedmiotu temat jest znany. O pograniczności śląskiej pisał już ksiądz Emil Szramek, który zauważył niegdyś przenikliwie, iż wynikiem długowiekowej infiltracji jest ukształtowanie się człowieka rozdwojonego, po-dwójnego, podobnego do „kamieni granicznych, które z jednej strony noszą znamię polskie, z drugiej niemieckie, albo też gruszy granicznej, która na obie strony rodzi. Nie są to ludzie bez charakteru, lecz ludzie o charakterze granicz-nym”497. W podobnym duchu całkiem współcześnie wypowiadał się Stanisław Bieniasz w jednej ze swoich sztuk:

My, Górnoślązacy zawsze siedzimy między dwoma krzesłami. Obojętne gdzie nas rzuci, zawsze nam czegoś brakuje: jakaś część naszej duszy zostaje po dru-giej stronie granicy

498

.

Co zatem oznacza dla mnie „bycie Ślązakiem”? Najwłaściwiej byłoby odpo-wiedzieć: bycie człowiekiem wielu światów, z których dwa stawiają ultimatum absolutnej wierności. Ale ja nie potrafię jej dochować, ponieważ zawsze poza sobą jestem jeszcze kimś innym. Ten śląski inny chodzi do innego kościoła, jest może trochę mniej zamożny, najczęściej jednak po prostu mówi tym drugim językiem. Nie jest jednak obcy ani daleki, przeciwnie jest bliski, a nawet imma-nentnie związany ze mną, jak mój bliźniak lub moje alter ego. Inny pokonuje najważniejszą z przestrzennych barier, usadawiając się wprost w moim wnętrzu, we mnie. Jest to możliwe w sytuacji pogranicza, gdzie innego spotykam na każ-dym kroku, przede wszystkim w granicach mojego własnego życiorysu. Problem w tym, że częste z nim obcowanie wymaga stałej gotowości modyfikowania kulturowych relacji, rozwiązywania wewnętrznych sprzeczności, pozostawa-nia w grzechu dwuznaczności moralnej, a w skrajnych sytuacjach rzucania się z nożem na samego siebie.

Za reprezentatywnych Ślązaków uznać można wiele postaci z tetralogii. Z pewnością autentyczną Ślązaczką jest na przykład Valeska Piontek, ale nie dlatego, że reprezentuje jakiś uogólniony, powszechnie rozpoznawany model śląskiej kobiety. Owszem, można ją nazwać nawet ortodoksyjną katoliczką, re-

496 H. Bienek, Opis…., s. 39.

497 E. Szramek, Śląsk jako problem socjologiczny, s. 35.

498 Cyt. za M. S. Szczepański, Regionalizm górnośląski: los czy wybór…, s. 107.

gularnie chodzi do kościoła, bierze udział w pielgrzymkach, jest przywiązana do wartości rodzinnych i do „świętej ziemi górnośląskiej”, potrafi ugotować śląski żur i sprawuje matriarchalną władzę nad swoimi mężczyznami; a zatem posiada większość cech, jakie w powszechnej opinii charakteryzują typową śląską kobietę.

Valeska jednak, niejako ponad tymi stereotypowymi przymiotami, daje się poznać jako osobowość pogranicza, której śląska złożoność jest przyczyną wewnętrznego rozdarcia. W swoich działaniach pozostaje rozdwojona: grzeszna i cnotliwa, delikatna i cyniczna, niezależna i chwiejna, pełna śląskich ambiwalencji.

Niepewna swej tożsamości szuka jej w lustrzanych odbiciach, twarzach i gestach swoich dzieci, imionach katolickich świętych, maskach żony, matki, kochanki, siostry. Zadowala się „małymi prawdami”, ponieważ, jak twierdzi, zawsze „dobrze na tym wychodziła”. Radzi sobie z nimi tak, jak z wieloma

„małymi kłamstwami”, w przeczuciu, że „nawet wiele małych prawd nigdy nie będzie stanowić jednej, wielkiej, niszczącej prawdy”. W efekcie nie żyje w pełni, ale „zręcznie balansuje”, „jakby żyła i nie żyła na tym świecie”499, oddala się od siebie po to, by odkrywać raz po raz uśpioną w sobie – dojrzałej, statecznej, praktycznej niemieckiej kobiecie, polską dziewczynę z miasteczka nad rzeką, która obserwowała błękitne ogniki tańczące na czarnych hałdach i grywała w uniesieniu preludia Chopina. Odkrywa siebie w spotkaniach z innymi: Żydem Montagiem, wyklętym duchownym – „dzikim mnichem”, prawdziwym Śląza-kiem – Appitem, swoim mężem Leo i może najwyraźniej – pomocnicą Haliną:

Valesce zdawało się, jakby nosiła w tych wszystkich latach przedtem tylko ma-skę i dopiero teraz po raz pierwszy ujrzała prawdziwą twarz Haliny. Czyż nie była podobna do niej, może nawet do Irmy?

– Blado wyglądasz, moje dziecko – dwa ostatnie słowa wyrzekła po polsku. – Po-czekaj! Usiądź tutaj!

Popchnęła zaskoczona Halinę na krzesło, poszła w samych pończochach do ła-zienki i przyniosła szufladę ze ściennej szafki, w której przechowywała przybo-ry do makijażu.[…] Teraz wytrząsała nad przestraszoną twarzą Haliny puszek do pudru, a na policzkach, które z zaskoczenia lekko się zaróżowiły, roztarła trochę różu, którym tez grubo posmarowała jej wargi; czarnym ołówkiem po-ciągnęła brwi dziewczyny. Valeska wybiegła jeszcze raz i przyniosła białą bluz-kę, z falbankami przy szyi […].

Wtedy Halina, która do tej pory była cichą służącą, wróciła ze swej przeszłości nad Bierawką, przyjęła białą bluzkę jak sztandar, wciągnęła na ciało biały len, pachnący wodą kolońską, a gdy głowa była już na wierzchu, ramiona opadły, a kołnierzyk leżał jak trzeba, wyglądała tak ładnie, jak jej Valeska jeszcze ni-

499 H. Bienek, Czas bez dzwonów, s. 158.

gdy nie wiedziała. Valeska zdjęła bursztynowe korale z szyi i włożyła je Halinie, by uczynić ją jeszcze podobniejszą do siebie. Może tą bluzką, pudrem i różem chciała tylko upiększyć samą siebie.[…]

Zbliżyła się do niej i wolno objęła ją ramionami, przyciągając bliżej do siebie, aż poczuła jej ciepło […].

Obie kobiety oswobodziły się z uścisku i padły na fotele wyczerpane, bezradne, zmienione; milczały i każda patrzyła w innym kierunku. Być może była to cena za tę jedną chwilę, która je połączyła: że odtąd będą sobie jeszcze bardziej obce niż przedtem

500

.

Definiująca innego „inność”: ten drugi język, pochodzenie z drugiego brzegu rzeki, zapamiętany moment przybycia, niższy status społeczny, określa zara-zem ciebie samego. „Czym bowiem jest twarz […] twojego przyjaciela? – pyta Zaratustra – Twoją twarzą w chropowatym i niedoskonałym zwierciadle”501.

Przeglądasz się zatem w jego twarzy jak w lustrze: jego niedoskonałości są twoimi niedoskonałościami, jego słabości przypominają twoje potknięcia, jego egzystencjalny, przygraniczny lęk i jego pytania o sens tego są twoimi problema-mi. Widoczna na pierwszy rzut oka różność innego paradoksalnie jest częścią wspólną was i identyfikatorem waszej wspólnoty.

Tę odrębność człowieka znad granicy on sam musi zaakceptować. – pisze Ma-ria Dąbrowska-Partyka –Uprzednio zaś zrozumieć, że ów fatalny cień Innego jest częścią jego samego, i że ta ciążąca nad nim odmienność może być walo-rem, a nie tylko brakiem

502

.

Rozumie to dobrze Horst Bienek, dlatego relacja z drugim człowiekiem ma u niego głęboki, intymny, prywatny wymiar. Wykracza daleko poza narodowe, społeczne, ideologiczne stereotypy. W jego powieściach spotykają się Niemcy, Polacy, Ślązacy, Żydzi, a także mieszczanie i robotnicy, artyści i zwykli zjadacze chleba, duchowni i świeccy. Autor znajduje dla nich wszystkich płaszczyznę porozumienia: wspólnotę wielowymiarowej kulturowej przestrzeni przenikniętej pogranicznym fatum.

Doświadczenie inności jest skądinąd tak stare jak świat i towarzyszy człowie-kowi od początku jego dziejów Obok refleksji skoncentrowanej na kulturowym

„tu i teraz”, można zauważyć w Bienkowych tekstach o Śląsku także pewną myśl uniwersalną – egzystencjalizm, inny niż u Heideggera, może raczej podobny jak

500 H. Bienek, Pierwsza polka…, s. 254–256.

501 Tenże, Ziemia i ogień…, s. 83.

502 M. Dąbrowska-Partyka, Literatura pogranicza, pogranicza literatury, s. 40.

u Levinasa: życie przeraża nie dlatego, że żyjemy w obliczu śmierci, ale sam fakt życia (śląskiego trudnego życia) jest zatrważający. Nasze wybory noszą piętno tragizmu, ponieważ jesteśmy rozdarci, rozpięci między siebie i innego, który jest naszą potrzebą i przekleństwem zarazem, naszym cieniem, od którego nie możemy się oderwać. A nasze życie jest grą, z której nie możemy się wyplątać, w której nie ma jedynych właściwych posunięć, grać jednak trzeba, bo stawką jest własna tożsamość.

Nie szukałbym siebie, gdyby nie tkwiło we mnie samym coś, co inne, inne roz-bijające sobość, a może przeciwnie – wzmacniające ją, wspomagające ja w kon-kretyzacji. Trzeba więc pytać o tę grę, która się toczy w tym, co jest w sobie, dla siebie, przez siebie, przez zderzenie z tym, co ową sobość pochłania, roztapia, zaciera, a czasem buduje, co inne, obce, lecz niekoniecznie będące na zewnątrz. To inne jest we mnie

503

.

Gmach śląskiej tożsamości wznosimy na wyjątkowo uciążliwym gruncie, do którego prawa mają także sąsiedzi zza miedzy; budujemy go z cegiełek, z których nie wszystkie należą do nas, a dialektyka „ja” i „inny” stanowi jego fundament. W użytkowaniu tej pospołu cudzej nieruchomości musimy ustanowić jakieś zasady.

Emmanuel Levinas proponuje w tym miejscu trudną etykę:

Bliskość, wychodząc z twarzy drugiego człowieka oznacza przyjętą już za nie-go odpowiedzialność.[…] Pytanie zrodzone z przeczucia tego, co inne, prze-kształca się w odpowiedzialność za innego człowieka

504

.

Jakkolwiek układałyby się nasze wzajemne relacje i jak zawikłany i trudny byłby otaczający nas świat, w sytuacji spotkania obowiązuje nas przede wszystkim powinność moralna. Od pytań o prawdę właściwsze są bowiem pytania o dobro.

Zasada numer jeden brzmi więc: nie da się w sytuacji kryzysowej po prostu uciec od innego. Inny jest jak cień i choć nieraz zachowujemy się jak głupi Iwanuszka z bajki rosyjskiej, który, chcąc umknąć swojemu cieniowi, rzucił mu na pożarcie śniadanie, Levinas przekonuje, że nigdy się od niego nie uwolnimy. Dlatego Valeska Piontek tak silnie będzie przeżywać aresztowanie Haliny przez gestapo, jej brat

– Willi uciekając z miasta, zabierze ze sobą polskiego chłopca Grzegorza, a radcę Montaga pochowają na katolickim cmentarzu, ukrywając fakt, że był Żydem.

Podobnie formułuje problem Paul Ricoeur: „ja” jest podmiotem moralnym – odpowiada na wezwanie, które wysyła mu drugi człowiek. Troskliwość, gotowość

503 B. Skarga, Tożsamość i różnica, Kraków 2009, s. 240.

504 E. Levinas, O Bogu, który nawiedza myśl, Kraków 1994, s. 94.

niesienia pomocy, dbałość o życie i szczęście innego – oto ludzkie powinności. „Być sobą” to – zasada numer dwa – być odpowiedzialnym za swoje czyny, być tym, kogo można ocenić w kategoriach dobro/zło505.

Cóż jednak czynić ma człowiek w sytuacji, kiedy rzeczywistość jawi się jako świat w rozsypce, kres wartości? Fragment o malowaniu Haliny nie ukazuje po prostu spotkania z innym, przedstawia raczej sytuację wyjątkowego spotkania.

Jest rok 1939, trwa wojna, a nasze pograniczne „ja” i „ty”, nasze „my” sytuują się na ostrzu noża. Moment ów pociąga za sobą szczególne konsekwencje kul-turowe, tragizm, który polega nie tylko na nieprzystawalności do zaistniałej rzeczywistości wzorów i norm społecznych, ale na niemożności zrealizowania powinności głęboko ludzkich, o których mówią Levinas i Ricoeur. To stan, w którym mam świadomość powinności względem innego, jednak nie mogę (nie umiem, nie potrafię?) mu pomóc. Bienek rozważa przyczyny biernego trwania w obliczu zła, niereagowania na wywózki ostatnich gliwickich Żydów do Auschwitz, braku zainteresowania znikaniem ludzi w dziwnych i niejasnych okolicznościach, ukazuje rozterki maszynisty prowadzącego pociągi pełne ludzi w bydlęcych wagonach, kupowanie za bezcen żydowskich skarbów.

Zastanawiam się, co myśleli ludzie na terenach przygranicznych, gdy w listopa-dzie 1938 roku płonęły synagogi i plądrowano żydowskie sklepy. Gdy tuż obok wybuchła wojna. Gdy zdejmowano w kościołach dzwony.[…] Gdy widzieli, jak traktowano robotników ze wschodu i polskich przymusowych robotników? Gdy mijali ich więźniowie KZ-tów w pasiakach.

Być może chcieli być apolityczni, jak mój ojciec, jak moja matka. Trzymać się z boku. Czerpać z wojny korzyści, jak niegdyś Mutter Courage.[…] Czy ich wina nie polega już na tym, ze przyglądali się wszystkiemu i milczeli, i ciągle przywoływali swoje alibi: my jesteśmy tylko prostymi ludźmi, my nie możemy niczego zmienić

506

.

Co oznacza ta bierność: znieczulicę, odrętwienie, współudział? Zdaje się, że autor czuje się winnym, w takim sensie, jak określił to jeden z jego ulubionych pisarzy – Fiodor Dostojewski w Braciach Karamazow: „Każdy z nas jest winien za wszystko wobec wszystkich, ja zaś winien jestem najwięcej”507. Swoje wątpli-wości pozostawia jednak w zawieszeniu, zadaje pytania ze świadomością braku jednoznacznych odpowiedzi. Nie usprawiedliwia swych bohaterów, ale też ich nie pognębia, ukazuje ich apatię jako symptom sytuacji kryzysowej, w której

505 P. Ricoeur, O sobie…, s. 234.

506 H. Bienek, Podróż…, s. 284–285.

507 F. Dostojewski, Bracia Karamazow, tłum. A. Pomorski, Kraków 2009, s. 143.

„nikt nie wiedział, co się zdarzy za chwilę, a mogło zdarzyć się wszystko.

Twarze ludzi zastygły w bezruchu. Eksplozje dusz miały miejsce gdzie indziej, były niewidoczne”508.

Tożsamość śląska według Bienka jest tożsamością, która nie tylko męczy nie-jednoznacznością, ale może przede wszystkim trwoży problemem, pojawiającym się w danej dziejowej chwili jak wielki sprawdzian moralny, któremu jednak nie można sprostać w obawie o własne życie. Brak możliwości postępowania zgodnego z najważniejszym etycznym imperatywem rodzi frustrację, ponieważ niemożność pomocy innemu oznacza zarazem niemożność pomocy samemu sobie, jak poucza Levinas.509 Przygnębione, sterroryzowane reżimem „ja”, nie widząc możliwości wyboru, dąży do aktów samodestrukcji. Albo postępuje odwrotnie, przyjmując strategię wyparcia: trudno, nie umiem ci pomóc, to cię wykorzystam i usprawiedliwię się, że nie mogłem inaczej; zabiorę twoje rzeczy, będę chodzić w twoim futrze, poświęcę ciebie, by siebie ocalić, wykrzyknę: „Tu nie mieszkał żaden Żyd!”, „Polaczki są za granicą, my wszyscy tutaj jesteśmy Niemcami!”. Zrobię to w obawie, że: „gdy wygrają wojnę, zaczną traktować katolików jak Żydów. Oni nas nie lubią, to widać”510.

Uosobieniem tragicznego śląskiego rozszczepienia, może być politycznie

W dokumencie ISBN 978-83-7164-797-0 (Stron 183-191)

Outline

Powiązane dokumenty