• Nie Znaleziono Wyników

Fraza ta ukazuje, że Korfanty nie był wcale Polakiem, lecz narodowo polsko zorientowanym Ślązakiem, świadomym w pełni wspólnotowej

W dokumencie ISBN 978-83-7164-797-0 (Stron 192-196)

odrębności i ta-kich jej cech jak religijność w duchu katolickim, poszanowanie dawnych tradycji i kultury. Pozwala także w dalszej części wywodu wyrazić przypuszczenie, że demonstracja polskości mogła służyć politykowi do realizacji projektu osią-gnięcia autonomii górnośląskiej w nowopowstałym państwie polskim. Horst Bienek tak komentuje swoją interpretację postaci komisarza plebiscytowego w notatkach:

513 Tamże, s. 33.

514 Tamże, s. 32.

515 Tamże, s. 33–34.

516 Tamże, s. 223.

U mnie jest on […] górnośląskim nacjonalistą, upokorzonym przez pruski Kulturkampf […], który po klęsce Niemiec w roku 1918 Górnemu Śląskowi, mającemu autonomię w nowym państwie polskim (należącym do obozu zwy-cięzców) chciał przynieść dobrobyt

517

.

Korfanty już za życia stał się symbolem i legendą Górnego Śląska. Oso-bliwością jednak wydaje się Georgowi Montagowi fakt, iż postrzeganiu jego osoby towarzyszyły skrajne emocje – od podziwu do nienawiści, równie często go wychwalano, co szargano jego nazwisko. Dla większości ludzi w otoczeniu autora biografii, był on: „wcielonym czartem”, „diobokiem”, o którym

„śpiewano drwiące piosenki i którego przeklinano, którym straszono dzieci w długie zimo-we wieczory (Musisz zmówić jeszcze „Ojcze nasz”, inaczej przyjdzie Korfanty i cię porwie!) i z którego się śmiano po trzech kieliszkach bimbru”518. Ale i po polskiej stronie ostatecznie nie zostawiono na nim suchej nitki; przede wszyst-kim w stosownym czasie przypomniano sobie jego niemieckie korzenie. Polscy nacjonaliści zepchnęli Korfantego do opozycji tak, że w kampanii wyborczej w 1928 roku zaczął się już posługiwać na powrót językiem niemieckim. Zdaniem Montaga popadł on w niełaskę obozu piłsudczyków, ponieważ przeciwstawiał się krępowaniu wolności myśli na Śląsku, naciskom rządu centralnego, nad-używaniu centralnej władzy. Dalej autor cytuje katowicką „Polskę Zachodnią” z 11 listopada 1928:

Związek powstańców jak najostrzej zwalcza antypaństwowe tendencje se-paratystyczne, które nie mają nic wspólnego z polskością. Krzemień (autor artykułu – I. C. ) posunął się tak daleko, że zażądał moralnego bojkotu Korfan-tego, ponieważ wciąż jeszcze pozostaje on na służbie Niemców i swej gazecie

„Polonia” szkodzi polskim interesom za granicą przez publikację fałszywych informacji o sytuacji na Śląsku

519

.

Nazwany „mącicielem spokoju”, „sprzymierzeńcem śląskiego hakatyzmu”,

„przestępcą, którego ręce splamione są krwią powstańców” w końcu trafił do twierdzy w Brześciu Litewskim. „W ten sposób Polska potraktowała swojego

„drugiego wielkiego syna, tak podziękowała mu za pozyskanie Górnego Śląska! Ale miało być jeszcze lepiej…”520 – komentuje poczynania polskich władz Montag. Na dalszych stronach wysuwa teorię zasugerowaną przez Stanisława Sopickiego – sekretarza Korfantego (z którym Bienek rzeczywiście korespondował, a jeden

517 H. Bienek, Opis…, s. 53.

518 Tenże, Pierwsza polka, s. 31.

519 Tamże, s. 218.

520 Tamże, s. 29.

z jego listów dosłownie przepisał, o czym powiadamia na kartach Opisu), że w 1939 roku, kiedy polityk po powrocie z zagranicy został aresztowany i osa-dzony w więzieniu w Warszawie, jego cela była pomalowana farbą wydzielającą trujące wyziewy, co miało doprowadzić do szybkiej śmierci po jego zwolnieniu.

Kiedy śledzimy proces twórczy i historyczne refleksje Georga Montaga, jasno rysuje się analogia pomiędzy losami piszącego biografię i jej bohatera, a w dalszym planie paralelizm tych dwu i historii samego autora tetralogii521. Może raczej wyłania się z tego wątku po prostu literalny los Ślązaka? W historii bojownika śląskiej sprawy, który przez obydwa państwa okrzyknięty został zdrajcą i demago-giem, ujawnia się śląski syndrom, ów cień innego, który, czy to w Warszawie, czy w Berlinie, zawsze stawia człowieka w stan podejrzenia. Okazuje się, iż pytanie o tożsamość narodową na Śląsku jest pytaniem z gruntu źle postawionym, a wybór nie jest tutaj żadnym rozwiązaniem i prowadzi donikąd, zaś historia Korfantego obnaża tylko jego nagość. Deklaracja bowiem, dokonana choćby w najbardziej świadomy sposób, nie zmazuje piętna podwójności i nie niweluje statusu „obcego”, który można łatwo w odpowiedniej chwili wyciągnąć spod podszewki. W sumie historia Korfantego i analogiczny do niej wątek radcy sądowego Montaga, ilustrują dramat człowieka, którego ostateczny los zdaje się zaprzeczać jakiejkolwiek tożsa-mościowej alternatywie, a ukazuje raczej uwikłanie w podwójność, od której nie może się on, czy to Żyd czy Ślązak, uwolnić, przed którą nie ma ucieczki, chyba tylko w śmierć. „Montag ginie, ponieważ […] symbioza między słowiańskością i germańskością, polskością a niemieckością na Górnym Śląsku kończy się osta-tecznie w 1945 roku”522 – pisze Bienek w Opisie pewnej prowincji.

Ciężar demoklesowego miecza wiszącego nad śląską głową rozumie i czuje inny jeszcze bohater tetralogii – tajemniczy pan Appit, który jednocześnie najlepiej potrafi wyłożyć wynikający z położenia geopolitycznego dramat śląski, a czyni to w dziele swego życia zatytułowanym Gramatyka bólu. Niewiele wiemy o autorze, wiadomo, iż nie czyta on narodowosocjalistycznych broszur, nie zaprasza gości do swojego domu, pozwala co najwyżej, by Valeska gotowała mu raz w miesiącu „Schlesisches Himmelreich”- śląskie kluski ze śliwkami. Nie znamy jego pochodze-nia, a z przeszłości wiemy tylko, że podobno był niegdyś socjaldemokratycznym burmistrzem w małym mieście nad Odrą, ale naraził się narodowym socjalistom i ci przenieśli go na wcześniejszą emeryturę. Ktoś twierdzi, że stary Appit pisuje pod pseudonimem artykuły do czasopisma „Der Deutsche in Polen”. Przez swój samotniczy tryb życia, metafizyczne rozważania i tajemniczy życiorys pozostaje dla społeczności gliwickiej postacią na poły mityczną.

521 Zob. M. Michalska, Horst Bienek…, M. Wiatr, Rzecz o ludzkiej granicy… O konstrukcji postaci Montaga por.: M. Dąbrowski, Śląski tygiel Horsta Bienka…, s. 134–136.

522 H. Bienek, Opis…, s. 39.

Kiedy sąsiedzi przy stole rozwodzą się o niemieckim charakterze narodowym, on pije piwo, gdy natrząsają się z polskiej kawalerii, która usiłowała sprostać niemieckim czołgom lub przygadują, że „tego pana Rydza-Śmigłego to teraz swędzi tyłek”, milczy, jednak w momencie, gdy przedmiotem dyskusji są spra-wy Śląska, zawsze zabiera głos. To on przypomina, że polscy Ślązacy w czasie pierwszej wojny światowej walczyli bohatersko ramię w ramię z Niemcami, to on niepokoi się losem Polski po podpisaniu przez Niemcy paktu o nieagresji ze Stalinem, wreszcie to on, Appit, formułuje tezę, że aby „wreszcie raz na zawsze skończyło się kupczenie nami”523, pomiędzy Warszawą a Berlinem, powinno znaleźć swoje miejsce osobne wolne państwo Górny Śląsk.

Śląski los widzi Appit w kategoriach metafizycznych zaczerpniętych z filozofii Arthura Schopenhauera. Kruchość i przemijalność życia uświadamia jedno-cześnie człowiekowi wieczność jakiejś formy wewnętrznej jego istoty. Pozwala zatem sądzić, iż istnieje coś takiego jak śląska dusza, którą można przeniknąć tak, jak zgłębia się istotę rzeczy, zarówno na drodze intelektualnych rozważań, jak i duchowych medytacji (rolę szczególną pełni tu najwyższa ze sztuk zdaniem Schopenhauera – muzyka). Jest to możliwe za pośrednictwem fenomenu cier-pienia. Ból ma sens – powiada Appit w swojej książeczce – prowadzi bowiem do centrum bytu, odkrywa kwintesencję własnej osobowości i tajemnicę świa-ta. W ten sposób, jak niegdyś pod piórem Fiodora Dostojewskiego w Biesach, tworzy się na Śląsku nowy język bólu, pozwalający odsłonić całą demoniczną naturę świata: jego „wieże strażnicze”,

„kazamaty”, „lochy”, „druty kolczaste” i „baraki” oraz przeznaczenie ludzi, którzy nie mogą być nikim więcej jak tylko „niewolnikami” albo „dozorcami”. Appit wierzy w swój język, który, pertraktując pomiędzy ezoteryką a filozofią, pozwoli zgłębić problem immanentnie powiązanej z ludzkim cierpieniem winy i odpowiedzialności, zrozumieć militarne ruchy pionków, odbijające się rykoszetem na małych, smutnych historiach pisanych według scenariusza: „Teraz wleczemy więźniów do Rzeszy […], a kiedy przyjdą Rosjanie, powloką nas jako niewolniczą siłę roboczą na Syberię”524.

Przemawiający językiem odpowiedzialności twórca oryginalnej rozprawy o bólu nie jest już Ślązakiem, lecz przegrywającym wojnę Niemcem. A może właśnie wtedy, paradoksalnie, jest prawdziwym Ślązakiem? Świadomym tego, iż tkwi w nim gdzieś wewnątrz ten inny? O winie i karze mówi bowiem z całą pewnością odprawiający pokutę w panu Appicie obywatel niechlubnej III Rze-szy, świadomy sromotnych aktów dziejowych, które dokonały się, mimowolnie wprawdzie, ale jednak, z jego udziałem. Tym samym językiem przemawiać będzie nieco później także sam Horst Bienek, interpretując swoje zesłanie na

523 Tenże, Wrześniowe światło, s. 215.

524 H. Bienek, Ziemia i ogień…, s. 75.

Ural w kategoriach historycznego koła obracanego ręką córki nocy, bogini

W dokumencie ISBN 978-83-7164-797-0 (Stron 192-196)

Outline

Powiązane dokumenty