• Nie Znaleziono Wyników

Tymczasem rzeczywistość podsuwa inne rozwiązania:

W dokumencie ISBN 978-83-7164-797-0 (Stron 124-128)

Gmachy – jak pisze Ewa Rewers – podwajały piękno na zasadzie quasi – sy-metrii między realną budowlą i budynkiem wytworzonym jako obraz, który pokazuje się zawsze w skróconej perspektywie. Ta oś quasi – symetrii przebie-gała poziomo dzieląc całość na górę i dół. Góra pięła się do nieba. Jej kontury były wyraźne i kolory nie zamazane. Odwrotnie dół: niestabilny, zależny od powiewu wiatru i pojawiającej się, zniekształcającej bądź zacierającej obraz fali, o barwach ciemniejszych i mniej wyraźnych, ukrywał zawsze coś, co zbliżało miasto do podziemnego królestwa

305

.

W tym miejscu mit Narcyza kończy się. Rzeka jest nieprzewidywalna, zmienna, niezdolna do ukazania wiarygodnego obrazu, który dzieli się na stabilną górę i rozedrgany dół, po to, by i tak prędzej czy później się rozpłynąć.

Po wtóre mia-sto Gliwice nie może rozkochać się w sobie, ponieważ Owidiuszowe źródło jest czarne, daje obraz zamazany i mętny. Czy ta brudna, spieniona woda w ogóle ma zdolność odbijania czegokolwiek?

304 R. Barthes, s. 40.

305 E. Rewers, Ekran miejski, w: Pisanie miasta…, s. 42–43.

Rzeka w dole była czarnym lustrem, błyszczącym i rozpływającym się. Była to mała […] rzeczka […]. Stara Kłodka była tylko sobą, brudna i cierpliwa, czasem – wiosną i podczas roztopów – dzika i wzburzona, jak ludzie, którzy osiedlili się wokół niej

306

.

Powinieneś zobaczyć naszą starą, zmęczoną Kłodkę po roztopach, tak trochę za miastem, zalewa wtedy drogi, łąki i pola, zupełnie jak morze. Tak, ta mała rzeczka, którą tu przed chwilą widziałeś […] zabiera sobie co roku kilkoro dzie-ci…

307

.

Kłodnica płynęła w tym miejscu tak wolno, ze robiła wrażenie wody stojącej.

Jej powierzchnia połyskiwała metalicznie, co wiązało się z licznymi zakładami płuczek rudy, odprowadzającymi do rzeki nieczystości. Teraz, kiedy woda się ogrzała, Josel poczuł zapach metalu

308

.

Woda jest zwierciadłem przewrotnym. Obraz, który wytwarza, raz trwa w mia-rę wiernie i nieruchomo, to znów rozpływa się, traci kontury, sprawia wrażenie nierealnego, nawet halucynogennego. Jej powierzchnia migotliwa i ulotna, tak bardzo zależna od wiatru i światła, jest krucha i nietrwała. Nie sposób zaufać zdolności jej mimesis. Mit miasta zostaje pochłonięty przez opowieść rzeki i jest to już inna historia. Zmącony obraz wyłaniający się z rzecznej fali, opowiada o dostojności i powadze, która zamieniła się w karykaturę. O prawdzie, która okazała się „pieruńskim kłamstwem”. Obnaża utopię wykreowanej na użytek władzy baśni o wielkości, którą unieważnia ludowa prawda o rzece – życiu.

Granica lustra przywodzi na myśl granicę dwóch światów: realnego i odbitego. Jej przekroczenie oznacza przekroczenie progu tajemnicy. Tak jak u Josepha Campbella: „Obrazy zwrócone są na zewnątrz, ale ich odbicie – do wewnątrz”309. W opowieści ludowej rzeka jest więc życiem, a życie jest rzeką.

Przynależna do świata natury jest żywiołem wymykającym się ludzkiej kontroli.

Dlatego nie warto z nią walczyć i ją ujarzmiać, a raczej trzeba próbować ją zrozumieć. Potrafią to tylko nieliczni, na przykład Wodna Milka, tajemnicza bohaterka tetralogii, szamanka opiekująca się wodą jak fetyszem, która mówi, że

„zna się na Kłodnicy”, gdyż „wyrosła nad rzeką, obserwowała ją latami”:

306 H. Bienek, Pierwsza polka…, s. 215.

307 Tamże, s. 72.

308 H. Bienek, Czas bez dzwonów…, s. 332.

309 J. Campbell, Potęga mitu, s. 75.

Ja wiem, kiedy woda nadchodzi. Jeszcze wieczorem rzeka jest niema, wieje tyl-ko zimny wiatr południowo-wschodni, a daleko w Beskidach, błyska się, ale już słyszę jak woda śpiewa, mówię ludziom: ludzie, rzeka idzie, Kłodka się gniewa, ale oni mi nie wierzą […] Następnego ranka woda jest już na nadbrzeżnych łą-kach, a w południe sięga do ogrodów i pada taki deszcz, który nie przepuszcza już żadnego światła ani żadnej nadziei […]

310

.

Rzeka jest dzika i nieprzewidywalna, zimą niesie złowrogie kry, wiosną za-lewa pola i domy, zabiera ludzi i ich dobytek, pochłania wszystko, co napotka na swej drodze. Jest też przepastna, chowa w sobie tajemnice, nieraz straszne: ubroczoną we krwi koszulę, po zaatakowaniu feldfebla, Josel wrzuca do rzeki, zaś chłopcy z ferajny Andreasa Ossadnika, topią w Kłodnicy Hottka – polskiego chłopca z osiedla Hultschynsky’ego.

Figura rzeki wprowadza w świat dawnych obrzędów i zwyczajów. Skądinąd dowiadujemy się, że Gliwice to specyficzne miasto. Ludzie wierzą tu „tak samo w gnomy i wodniki, jak i w świętego Antoniego, który spaceruje we własnej osobie po ulicach, by zwracać pobożnym dopiero co zgubione przedmioty”311. W lu-dowej opowieści rzeka – wcielenie sacrum, nie traci przy tym cech zwierciadła. W rozumieniu etnologicznym, wiara w jego mądrość i wszechwiedzę tłumaczy się tym, że jak każde lustro odbijając, wchłania w siebie rzeczy, sprawy i ludzi. W tym znaczeniu rzeka jest skarbnicą mądrości i wiedzy o teraźniejszości, prze-szłości i przyszłości. Dlatego, jak z lustrem, związane są z nią zakazy, na przykład istnieje zwyczaj zasłaniania luster, kiedy ktoś umarł w domu, nie wolno też patrzeć w lustro w Wielki Piątek. To dlatego służąca Piontków, Halina, za nic nie chce spoglądać w toń rzeki, boi się, „że pewnego dnia mogłaby odkryć w sitowiu albo między koronami piany głowę swego grubiorza, zieloną, woskową i zastygłą”312. Na potrzeby literackie rzeka staje się jednak zwierciadłem niezwykłym – „czarnym lustrem”. Tym samym figura rzeki-lustra będąca signifie zmienia się w signifiant, dając początek kolejnemu procesowi semiozy. Powołuje nową mityczną opowieść – literacki dyskurs o trudnym mieście i pogmatwanym losie jego mieszkańców. „Czarne lustro” wymaga, tym razem na czytelniku, skon-struowania nowej syntagmy, odpowiedzi na pytania: Czym jest lustro rzeki, co ostatecznie mówi o mieście i ludziach, dlaczego wreszcie jest „czarne”?

O ile płaskie zwierciadło ma jedynie moc duplikacji, krzywe lustra wytwa-rzają procesy definiowalne jako semiozyczne. W naszym przypadku znaki mnożą się z powieści na powieść. Oksymoron „czarne lustro” zawiera sam

310 H. Bienek, Pierwsza polka…, s. 186.

311 Tamże, s. 104.

312 Tamże, s. 253.

w sobie sprzeczność, prowokuje zwielokrotnienie znaczeń. Wytwarza napięcie pomiędzy „nie widać”(„czarne”) a „widać” („lustro”), pomiędzy pogrążeniem w mroku a ukazaniem w świetle, utajnieniem a ujawnieniem. Po pierwsze lustro jest czarne, ponieważ woda jest zwyczajnie brudna. A dalej? Rzeczywistość jest skomplikowana, czy też lustro jest niedoskonałe? Co jest bardziej mętne: woda czy świat, który odbija się w niej? Może lustro jest czarne, bo ukazuje świat wartości, który zasłonił mundur SS? „Żyliśmy tylko iluzjami” stwierdzą posępnie bohaterowie, a młody Kotik wykrzyknie w ostatniej części tetralogii:

Co to jest prawda? Już dawno w nią nie wierzę. W ogóle jej nie ma. Jest tylko złudzenie, Wahnheit

313

.

Uważny obserwator miasta zmienia swoją perspektywę. Następny etap se-miozy stanowią dalsze zwierciadła, w których odbija się świat. Okna domów, witryny sklepów, szyny kolejowe.

Pod wiaduktem przebiegały setki migocących szyn […] kiedy szyny zaczęły mienić się czerwienią, zauważył, że słońce zachodziło i robił się wieczór

314

.

Spojrzał ponad mostem w kierunku wschodnim. Pod nim rozpościerało się olbrzymie pole manewrowe. […]. Wstęgi szyn tworzyły oszałamiający poły-skujący żelazny splot, który w oddali zrastał się ze sobą, gubiąc w jednolitym metalicznym migocie

315

.

Wizerunki miasta zwielokrotniają się i deformują. Odbite w krzywym lustrze, coraz bardziej nierealne, surrealistycznie rozciągnięte miasto, płynie rzeką, bie-gnie w szynach, w coraz dalszą nieskończoność i nieokreśloność. Ujawnia w ten sposób metatekst miasta pragnącego zwielokrotnić swoje cechy, być większym miastem, przekroczyć własne granice. Uciec przed samym sobą, w przeczuciu, że tutaj zaczyna dziać się coś, co „przekracza możliwości ludzkiej natury”. Jedno-cześnie umykające w dal miasto snuje opowieść o wydostaniu się ze zbyt ciasnej, prowincjonalnej rzeczywistości i wyruszeniu w daleki świat. „Wyjechać”, „zamknąć za sobą drzwi”, „znaleźć się w zupełnie innych miastach” – to motywy powra-cające na kartach tetralogii. W autobiograficznej Podróży w krainę dzieciństwa autor stwierdzi, że człowiek musi w swoim życiu „przejść przez wiele miast”316.

313 H. Bienek, Ziemia i ogień…, s. 14.

314 Tenże, Czas bez dzwonów…, s. 281.

315 Tenże, Wrześniowe…, s. 153.

316 Tenże, Podróż…, s. 209.

Woda to żywioł melancholijny – dowodzi Gaston Bachelard – niezgłębiona, milcząca, posępna jest materialnym podłożem śmierci317. Jest drogą ostateczną, która przywodzi na myśl nieubłaganą konieczność losu, fatalizm i kres. Z drugiej strony heraklitejska woda fascynuje swoją zmiennością, presją podążania do celu, porywa poetę otwartego na nowe doświadczenia:

Pod rozmaitymi imionami was tylko sławiłem, rzeki!

Wy jesteście i miód i miłość i śmierć i taniec.

Od źródła w tajemnych grotach bijącego spośród omszałych kamieni, Gdzie bogini za swoich dzbanów nalewa wodę żywą […]

Zaczyna się wasz bieg i mój bieg, i zachwyt i przemijanie

318

.

Rzeka Czesława Miłosza odsłania „tajemnicę odsuwania się każdego dzisiaj we wczoraj, znikania każdego jest zastępowanego przez było”319, ujawnia także i tę prawdę, że człowiek także jest rzeką pośród innych, nieskończonych nurtów, niosących całe spektrum ludzkich doświadczeń. W tej refleksji zawiera się optymistyczny paradoks, odsłaniający zresztą pokrętną logikę mitu, którego naturą, o czym przypomina Claude Levi-Strauss320, jest łączenie sprzeczności: rzeka przemija i trwa jednocześnie. Tak jest z mityczną rzeką Horsta Bienka – mknie, zabiera, unicestwia świat kultury, ale źródło przecież ciągle trwa, tak rozumie ją także Henryk Waniek: „Miasta powstają i upadają, ale źródła zawsze zostają w tym samym miejscu”321.

W dokumencie ISBN 978-83-7164-797-0 (Stron 124-128)

Outline

Powiązane dokumenty