• Nie Znaleziono Wyników

Nowy Pamiętnik Warszawski : [dziennik historyczny, polityczny, tudzież nauk i umiejętności]. T. 15 (wrzesień 1804)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nowy Pamiętnik Warszawski : [dziennik historyczny, polityczny, tudzież nauk i umiejętności]. T. 15 (wrzesień 1804)"

Copied!
128
0
0

Pełen tekst

(1)

w 1 p <& W A R S Z A W S K I . " DZIE NN IK H I S T O R Y C Z N Y , P O L I T Y C Z N Y T U t) Z I E Z N A U K i U M

1

E I Ę T N O S C L T O M X V ,

R O K 1 804.

L I P I E C , S I E R P I E Ń , W R Z E S I E Ń .

Haec studia adolescetitiam s i u ń t , g e n e d a t s m ohle- ctanfc , s ec u n d a s res o r n s n t , adversis p e r f o g i u m sc solu- tidra prajbent, d e l e c t s n t dorni , non ia>pe<Jium forta 4 p e rn o c t s n t nobiscuna t peregrinarttur t ras ti cantur.

Cicer o s ' 1 / . i •; ' i ^ ’• -.a • »•• •; Z d pozwoleniem Zwierzchności w W A R S Z A W I E 1 8 0 4

w Drukarni Xię£y Piiarów.

(2)
(3)

N O W Y

M

W A R S Z A W S K I .

R O K 1 804.

W R Z E S I E Ń .

H I S T O R Y ł

Dalszy wypis z podróży do Szwecyi, Finlandyi i

Laponii przez £foz>/a Acerbi

.

a r o d y p ó ł n o c n e z a c h o w u ią p e w n e zwyczaie,

k t ó r e w oczach n a s zy ch zdaią się o b r a ż a ć p r z y f t o y n o ś ć . W o k o lic z n o ś c i małżeńftwa , Fin-

l a n d c z y k o w i e są n a d e r osobliwi. G d y m ł o ­ d zie n ie c ma c h ę ć zaślubić sobie m ło d ą p a ­ n i e n k ę , zgłasza się o to przez m atron ę ; ta

idzie z oświadczeniem i czyni ie w tym m o m e n ­ c i e , g d y p an ienka rozbiera się do ł ó ż k a ; w y ­ chwala przed nią p rz y m io ty swego pow ierzy-

c i e l a , i daie w u p o m i n k u ia k ą sztukę m o n e t y , w ftą ż k ę lub chuftkg. Jeżeli panienka nie chce w c h o d z ić w ż a d n e p o ro z u m ie n ie ze swoim c z c i­ c i e l e m , w t e d y nie p r z y y m u i e u p o m in k ó w , a m a t r o n a p o w r a c a do niego z tą n ie p o m y śln a n o w in ą . T y m z a w o d e m n ie z r a ż o n y k o c h a n e k

(4)

\

262

HiJlorija.

v

nie przeftaie czynić k r o k ó w , i czofto uporem-L * v 1 zwycięża. Jeit p rzecięż s p o s ó b , k tó ry m p a ­ nienki o k a z u ią n iep rze zw y cię żo n a o d r a z ę , i k t ó r y wstrzymuie dalsze zapędy. Podarunki b y w a i ą zazw yczay zamknięte w puszce. M atro- n a kładzie ią za suknią p a n ie n k i, któ ra ieżeli nie chce mieć związku z zalecaiacym się mło-C L' J O

dzieńcem , rozwięzuie s w ó y pas i pozwala zem- k n ą ć się puszce na ziemię. M atron a p o d n o s i i ą i p o w ra ca bez nadziei. Jeżeli zaś p o d a ­ runki zoftaną przyięte , wtenczas naliępui^ za­

r ę c z y n y , a w k r ó t c e pewne małżeńltwo.

Z a nadeyściem dnia przeznaczonego ku zaślubieniu, ieden z sąsiadów uproszony b y w a , a ż e b y przew odniczył u r o c z y i t o ś c i ; o b o w ią zk ie m ie g o ieft b y d ż razem m ó w c a i p o e t a po d łu g

p o trzeby.

Nazaiutrz p o ślubie w szyscy k t ó r z y b yli na w e s e l u , zgrom adzała się na n o w o , a za­ w o ław szy m ałżonka, p y t a i ą , czy iego ż o n a była

dziewica ; ieżeli przyznaie iż nią była, m ó w c a winszuie mu wierszami , i wypiia za zdrowie n o ­

w o ż e ń c ó w z pięknego ś w ie c ą c e g o kubka. Je­ żeli m a łżo n ek nie przyznaie dziewictwa, m ów ca w ypiia z b ru d n eg o i p o d ziu raw io n e g o k u b k a ,

tak iż n a p ó y rozlewa się całkiem od spodu : daie po tem m a łż o n c e nieprzyiemne uwagi i r a d y , nakoniec. wziąwszy spodnia m a ł ż o n k a , rzuca ie na nią m ó w i ą c : , , K o b i e t o , day p o ­ t o m k ó w twoiemu m ałżonkow i.,,

Z w y c z a i e ludu co do zw iązków p o m ię d z y picia z a c h o d z ą c y c h , są w miarę cywilizacyi te­

(5)

-W ijpif zpodrozij dd Szweciji.

26 rt

brażenia , k t ó r e Grotius mniema b y d ź piętnem ch arakteryltycznem ro d za iu ludzkiego , a k t ó r e n azyw a p a d o r circa res uenereas.

Ł a ź n i e w a p o r o w e u F in lan dczyków są n o ­ w y m o s o b liw o ś c i ich o b y c z a i ó w rodzaiem. N i e masz prawie ie d n e g o w tym kraiu rolnika , k t ó r y b y nie p o s ia d a ł małego d o m k u przezna­

c z o n e g o na łaźnie. T e n d o m e k fkłada się z je - d n e y tylko i z b y p rze d zielo n ey na dwa piętra , lub te ż na r u s z t o w a n i a , na k t ó r e w c h o d z i się p o drabinach. W jednym k ą c i k u izby freżą k a m i e n i e r o z p a l o n e w o g n iu , na k t ó r e leią w o ­

d ę ta k d ł u g o , p ó k i się izba nie napełni parą. M ę ż c z y z n i i k o b i e t y zupełnie nagie sa ra ­ zem p o m i e s z a n e , co tam nie sprawia ż a d n e g o w l t y d u , ani p o r u s z e n i a , ia k ie z r ó ż n i c y płci w y n i k a ć zw y k ło . A to li g d y o b c y człow iek o-

tw iera nagle drzwi dla w e y ś c ia , k o b i e t y zdaią się b y d ź przeftraszone. Prawda , iż w łaźn iach światło b yw a bardzo słabe i przechodzi ty lk o szparami. P o s z e d ł e m nieraz p o m ię d z y k ą p i ą ­

c y c h się tym s p o s o b e m , lecz nie m o g łe m n a d minutę znieść t e y p a r y , o d k t ó r e y , g d y ­ b y m tam d ł u ż e y z o fta w a ł, p e w n o b y m b j ł u-

duszonym. Z a p o m o c ą term om etru uw ażałem c ie p ło t y c h łaźni , i z trudnością kto u w i e r z y , g d y p o w i e m , ż e ci ludzie częfto po całey godzi­ n ie przesiadaią r o z m a w ia ią c i śmieiąc się w 7 $

Itopniu term om etru Celsyusza (*). Jnftrument S 3

(6)

264

H ifłorya.

tak był g o r ą c y , iż zaledwie utrzymać go m o ­ głem w ręku.

F in lan d czy k o w ie przez c a ły czas bawienia w łaźni, nacieraia sobie ciało i smagaią brzo- zoweini rózgami. W kilka minut ciało fta ie s ig czerw one nakształt ż y w e g o mięsa. W czasie zimy w y c h o d z ą w tym ftanie z łaźni i nurzaią się w śniegu w 50. ftopniu mrozu. INiekiedy w y ­ b ie ga ła nago z łaźni dla rozmawiania na ulicy z przechodzącemi. G d y potrzeba dać p o m o c bliłko p rz e ie ż d ż a ią c y m , p r z y b y w a ią w tym łta- nie dla w y p r z ę ż e n ia k o n i , nie o k a z u ią c a ż e b y doznawali naym nieyszey przykrości w tak gwał- t o w n e y odmianie, gdy tymczasem podróżni, p o -

obwiiani w futra, d r ż ą ©d zimna.7 O

T y m sposobem F in la n d c z y k o w ie p rze ch o ­ dzą nagle z g o r ą c a na 70, ftopni, do zimna na

30. co na skale R eaum ura w y n o s i o d 63. g o ­ r ą c a do 2.4 zimna. N i e tylko stąd ż a d n e g o nie

czuią u szkodzenia, ale z a p e w n ia ią , iż bez u ż y ­ wania tych w a p o r o w y c h łaźni b y l ib y niezdolni

p o d e y m o w a ć p r a c e , do iakich są przeznaczeni. U trzym uią , iż te łaźnie, są potrzebn e tak ia k sen do p okrzep ien ia ich siły. T o rzecz pewna, iż nie znaią ani k a t a r ó w , ani rumatyzmów.

Światło literatury rzuciło nieco c h o ć sła­ b y c h promieni na g ó r y Finlandskie. T o świa­ tło d o c h o w a n e b y ło w akademii mi aft a Abo.

U w a ż a n o bardzo częfto , iż nau ki kw i­ t n ą ć nie m o g ą ty lk o w czasie s p o k o y n y m . Fin- łandya była k ilk o k r o t n ie celem napaści s w o ­

(7)

W yph z

podróży do

Szwecyi•

265

w pierwiaftkach Chrześciiańftwa r o z b o y n ic z e h o rd y. R o ss y a n ie , Szwedzi i D u ń c z y k o w i e w r o z m a it y c h czasach spufloszyli Finlandya. N a - k o n i e c k r ó l Szwedzki E r y k I X . zawoiował ten k r a y w r o k u 1 1 5 6 . p rzyłączył go do Szwecyi , i w p ro w a d ził do niego Religiią Chrześciiańtką. O d t e y e p o k i F in la n d c z y k o w ie przyszli do le ­ p szego nierównie ftanu, a p o e z y a , k t ó r e y n ig d y n ie z a n ie d b y w a li, znacznie zoftała w y d o s k o ­ n a lo n ą .

P o e z v a Finlandzka składa sie J U z wierszów

JRunickich, tak nazwanych od dawnego słowa

G o t y c k i e g o Runoot. S ąto wiersze ośmiozgłolko-- w e b e z r y m u : ale k a ż d y wiersz ma słowa , w k t ó r y c h się ta sama zgłoska na p o c z ą t k u lub na k o ń c u znayduie.

W i eśniac-y Finlandzcy a m ianow icie w O ftro-

B o t n i i ćwiczyli się zawsze w p o e z y i R u n ic k ie y . W części ftykaiatcey się z odnogę, i nad m o ­ rzem B a lty c k ie m , mało ieft ludzi n ie u m ie ia c y c h

fkładać la b p o w t a r z a ć z pamięci wielką liczbę wierszy. W i e ś n i a c y w p o w s z e c h n o ś c i cenią wier­ sze iak n a y d a w n i e y s z e , i częfto zdarzaia się^ judzie zdolni o d p o w i a d a ć wierszami bez p r z y ­ g o t o w a n i a , ns k a ż d ą p o d a n ą so b ie m ateryą. M ó w i ę to p o d ł u g świadectwa u c z o n y c h , zn ają­

c y c h i ę z y k Finlandski. Wie zaydzie ż a d n e w t y m kraiu zdarzen ie, a ż e b y się razem nie zna­ lazł p o e t a , k t ó r y ie wierszem opiewa. U r o d z i ­ n y , malżeńftwa, p o g r z e b y , b y w a i ą p o w o d e m

(8)

266

Hijłorya.

\ ' "( \ i

wiersz ó w , k t ó r e b y b y ł y bardzo d a w n e , i zdaie s i ę , iż p o c z ą tk i ich daley nie zasiegaia iak o d r e fo r m y Lutra.

S p osób , iakim F in la n d czy k o w ie odmawiai^ wiersze , ieft d o s y ć ciekawy. Jmprowizaror sta­ wa w p o ś r o d k u słuchaczów. M a p r z y swoim b o ­

ku p o m o c n i k a , k t ó r y chwyta oftatnią syllabę lub oftatnie słowo k a ż d e g o wiersza , Ikoro tylko jvry y d zie z uft im prow izatora , a ż e b y p o t e m cały

wiersz po nim p o w t ó r z y ć . T o daie czas a utorow i do zrobienia naltępuiacego w i e r s z a ; tym s p o s o ­ b e m odmawia się lub wyśpiewuie całe poema. K i e d y n ie k ie d y ci dw ay m ó w cy czyli śpiewany za-

trzym u ią się dla po krzepien ia sił swoich piwem lub g o r z a łk ę ,c o im.daie s p o s o b n o ś ć p o p is y w a n ia

się przez kilka godzin. T a m t e y s i wieśniacy nie m a i a c we zwyczaju tańcu , ■ nagradzaią to sobie tym rodzaiem zabawy. Czasem ieden muzykant

przygry w a sp ie w a ią c em u p o e c i e na h a r p a , a w t e d y nikt iuż nie powtarza wierszy.

P rzytoczę tu w y p is y n i e k t ó r y c h p o e m a ­ t ó w Finlandzkich , i zacznę od pierwszych f t r o f

elegii u i o ż o n e y przez jed n eg o wieśniaka z p o ­ w o d u śmierci brata.

„ T o słowo wyszło z nieba , i p r z y b y ło od te g o , w k t ó r e g o r ę k u są wszyftkie rzeczy.

- •„ P rzy b liż się do m n i e , c h c ę c i ę u c z y n ić przyiacielem moim. P r z y b l i ż się , g d y ż na

(9)

trzy-Wypis z podroży do Szwecyi.

267

%

i

rńałeś b o l e ś ć i ch o ro b ę . Przyszła godzina twe­ g o o sw o b o d ze n ia . Jefteś od złych dni uw ol­ n i o n y . P o k o y w y c h o d z i naprzeciw t o b i e , wszy-

ftkie troski są ci odięte.

,, A tak wzniósł sie ku swoiemu T w ó r c y ,' 1 doszedł do ieeo chwałv. O */ Poszedł dla u ż y w a -%f ni a s w o i e y w o l n o ś c i , i pośpieszył do n a j w y ż ­ szego szczęścia. P o r z u c i ł ż y c i e b o l e ś c i , i o p u ­ ścił sw oie ziem (kie mieszkanie.,,

W wierszach K u n ic k ic h zn ayd u ie się wiel­ k a liczba p r z y s ł ó w , p o d o b n y c h do s e n t e n c y y H e b r a j skich , tak iż oftatnia część przysłowia ieft tylko w ykładem , czyli potwierdzeniem pier- wszey: naprzykład:

„ C z ł o w i e k cnotliw y 'o d e y m u ie część szczu- p ł e y s w o i e y ż y w n o ś c i dla dania p o t r z e b u i ą c e - mu ; z ły dać nie u m i e , g d y n aw et ż y w n o ś ć i e g o ieft wielka.

„ M ą d r y w ie co ma c z y n i ć ; głupi w szy­ k i ego doświadcza.

„ Ł z y nic nie p o m a g a i ą , a frasunek nie ie/l lekarftwem p r z e c iw k o złemu.

„ K t o ma dośw iadczenie w ja k ie y r z e c z y , w i e . o d czego z a c z y n a ć ; lecz kto go nie m a , żo- ftaie w n iep ew n ości i nic nie robi.

„ M ą d r y ze wszyftkiego umie k o r z y f t a ć , i

n a w e t z r o z m o w y głupich.

„ N i c nie ieft milszego dla człow ieka iak* p o l e , k t ó r e do niego n a l e ż y , a n a y p i ę k n ie y -

szemi lasami są zawsze iego lasy.

(10)

268

H u t ary a.

„ G d y wschodzi i u t r z e n k a , sądzę, czyli dzień będzie p o g o d n y ; człowiek, p o c z c iw y daie 6ię p o z n a ć p o swoiem spoyrzeniu.

„ Rzecz ro zp oczęta ieft przez p o ł o w ę sko ń­ c z o n a ; nie traćm y czasu na p y t a n i u , c ó z mam c z y n ić ?

„ P ł u g człowieka p r a c o w ite g o ieft o f t r y , p łu g leniwego zawsze potrzebuie oftrzenia.,,

P a n Franzen z Abo dał mi wiersze zro ­ b i o n e przez iednę m ło d ą wieśniaczkę , s ł u ż ą c ą

u bakałarza w s i , z k t ó r e y przez ż y c i e nie w y ­ chodziła Jeft p o d o b i e ń f t w e m , iż g d y b y ta m ło d a dziewczyna znaydowała się w innych o ko liczn o ścia ch , b y ł a b y m o ż e drugą Sapho.

O t o są pierwsze trzy f t r o fy t y c h wierszy , u- ł o ż o n y e h z p o w o d u nieprzytomności iey k o ­

chanka.

„ O g d y b y m o y przyiacieł ftanął teraz p r z e d e m n ą , g d y b y iego o so b a ia k zawsze ielt

m o i e y m y ś li, ta k b yła oczom moim p r z y t o ­ mna! a c h ! iakbym się rzuciła na iego r ę c e ! i a k ż e b y m okryła całow an iem twarz iego wten­

czas n a w e t , k i e d y b y była krw ią dzikiego z w ie ­ rza zmazana! ia k ż e b y m ściskała iego r ę k ę ,

c h o ć b y się n aw et do niey w ą ż i a d o w i t y p r z y ­ czepił!

„ N i e f t e t y ! czem uż w iatry nie maią daru p o i ę c i a i czemuż nie m o g ą w y razić słów ? P r z e ­

n o s i ł y b y nasze m o w y i nasze ż y c z e n i a , i b y ł y ­

b y tł umaczami w zaiem nego czucia.

(11)

-• -•

\ *

Wypis z podróży do Szwecyi.

269

la b y m n ieu w a żn a p rzy gotowalni m o i e y p-anii za p o m n iała b y m o wszyłtkim dla m oiego k o ­

chanka ; g d y ż on tylko ieft przedmiotem m o ic h myśli w l e c i e , a m o ic h n i e s p o k o y n o ś c i w p o ­

rze zim ow ey.,,

P o ł o ż ę ieszcze m a łą p r ó b k ę p o e z y i Fin* la n ^ zk ie y , z r o b i o n e y przez k o b ie t ę . T a p i o ­ sn eczk a ieft bardzo d łu g a ; spiewaią o n ę za- z w y c z a y matki dla uśpienia dzieci.

„ Z a s y p i a y , z a s y p i a y mała polna ptaszy­ n o , s p o c z y w a y d r o b n y szczygiełku. B ó g cię p r z e b u d z i , g d y t e g o b ę d z i e potrzeba. O n to

z r o b i ł tę g a ł ą z k ę , k t ó r a cię ś p ią c e g o dźwiga ; ta ga łązk a k t ó r ą o taczaią liście zielonego drze­

w a , dla ciebie b y ła z r o b io n a . Sen ftoi oto p r z y drzwiach i m o w i : a nie ma tu maleń­ k i e g o d z ie c ię c ia ś p ią c e g o w sw o ie y k o l e b c e ?

d ziecię c ia ciepło o k r y t e g o sw o ią k o ł d e r k ą w e łn ia n ą ? „

T a p io s n e c z k a iełt interesuiąca dla p rzy­ w iązania i czułości m acierzyńlkiey p o ł ą c z o n e y z w i e y s k ą proftotą.

S ą ieszcze inne r o d z a ie p o e z y i w s p ó ln e y F in la n d c z y k o m i L a p o n o m , a między niemi takie k t ó r y m p rzypisu ią m o c czarów ; ta p o e - zya p o c h o d z i od p o g a n , p o zn a n ie iednak ew an- ielii nie p o tłu m iło tych z a b o b o n ó w . D u c h ó - wieńltwo czyni wszelkie usiłowania , a ż e b y o d ­ w r ó c i ć F in la n d c z y k ó w o d wierzenia w u r o k tey p o e z y i , lecz d o t ą d n a p r ó ż n o .

(12)

270

H iJionja

i o w 5 ’ ie d n e n azyw aią się l u g u t ; ł y c h n igdy n ie śpiewraią, lecz tylko szepcą p rzy wykrzywianiu

tw arzy i r ó ż n y c h dziwactwach.

Jnne wiersze przeznaczone są do leczenia ran , drugie od ukąszenia w ę ż a , inne od o p a ­ rzenia i t. d. K a ż d y z tych r o d z a ió w p o e z y i ma

sw oie nazwitko osobne. S łow o Sanat znaczy

urok. M adan Sanat ieft lekarftwem przeciw ko ukąszeniu węża. Tuleń sanat leczy op arzeliznę; a Raudan s a n a t, ieft skuteczne przeciw ko r a ­ no m . T e gusła p o t y tam zapew ne u trzym yw ać się b ę d ą , p ó k i sztuka lekarlka w tym kraiu w r ę k a c h ftarych k o b i e t i szarlatanów zoftanie.

C i mniemani le k arze mieszaią do sw oiego gu­ sła s o l , g o r z a ł k ę , m le k o , słoninę i słowa niezrozumiane. Staraią się c zyn ić iak n a y m o - cnieysze w rażenia na im a ginący i c h o r y c h , i n m ie i ą p r z e k o n y w a ć , iż ich c h o r o b y b ę d ą c s k u tk ie m c z a r ó w , p ow inny, b y d ż le c z o n e przez czary.

N a d e r trudna ielt rzeczą o c doltać t y c hJ c z a r u ią c y c h w-ierszy , albowiem g d y k t o prosi F in la n d c z y k ó w , a ż e b y ie p o w tó r z y li , w n oszą s o b i e , iż ich chce o s k a r ż y ć przed urzędem lub przed plebanem , od k t ó r y c h o b a w ia ią się k a r y , a p rzyn aym n ie y nagany. Ż a ł o w a ć n a l e ż y ,

(13)

Wij pis

Z

podróży do Szwecyi.

2 7 1

/

Z t e g o o k a z u ią się w id o c z n e p o d o b i e ń - ftwa m i ę d z y dzisieyszemi F in lan dczykam i i da- w n e m i Grekam i. W i a d o m o ielt, ż e ten lud f i a r o ż y t n y miał pieśni na k a ż d e r z e m io s ło , i

n ie ia k o na k a ż d e zatrudnienie. W r e s z c i e dzi­ w i ć się nie p o t r z e b a n a d tem p o d o b ie ń ftw e m z w y c z a ió w m iędzy ludem z n a y d u ia c y m się w je ­

d n a k o w y c h o k o li c z n o ś c i a c h , i w r ó w n y m /lopniu oświecenia. T o b y t y lk o sprawiedliwie

zadziwiać p o w i n n o , iż widziemy tak w i e lk i e p o d o b ie ń lt w a w o b y c z a i a c h n a r o d ó w , p o d ta k n i e r ó w n y m klim atem zoftai

Przedsięwzięta o d nas p o d r ó ż do C ap-

N o r d , zdawała się naszym p r z y i a c i o ł o m w Ulea- borg n ied o rzecznem marzeniem. K a ż d y w ylta- w iał z u p e łn e n ie p o d o b ie ń iłw o u fk u te c z m e n ia t e g o zamiaru. JNazywano L a p o n i i a k ra ie m o k r o ­

pn y m , z a p e w n ia ią c , i ż p o d cza s lata n ie masz tam ż a d n e g o gościńca. L e c z w i d z ą c nas n ie ­ p o r u s z o n y c h , cieszyli się p r z y n a y m n ie y tą n a -

dzieia, iż n a p o tk a n ie m ty s ią c z n y c h t r u d n o ś c i , w y p r o w a d z e n i z b łędu , w k r ó t c e do nich w r ó ­

ci emy.

W czasie b aw ien ia w Uleaborg n i e pomi-^ nęliśm y ż a d n e y o k a z y i n a b y c ia w ia d o m o ś c i o

s p o s o b a c h o d b y w a n ia p o d r ó ż y przez L a p o n i i ą w p o r z e letniey. Jeden k u p i e c z Tornea n a u c z y ł

(14)

K engis i do Kollary. W y m i e n i a n o nam ieszcze

d r o g ę przez iezioro , z k t ó r e g o w y p ły w a rzeka

To> •n ea , lecz ta droga nie prowadziła t a m ,

gdzieśmy sobie b y d ź zamierzyli. Naszym zamy­ słem b y ł o nie oddalać się iJe m o żn o ś c i od p o ­ łu d n ik a Tornei , i w tym celu trzeba b y ło p o ­ m i n ą ć tę r z e k ę , a udać się rzeką Muortio dla

doftania się do M uonióniska , a stam tąd do

Kautokeino. T a m mieliśmy ftanąć na brzegu i e d n e y rzeki w p a d a ią c e y w O c e a n l o d o w a ł y , i t y m ż e brzegiem d o y śd ź aż do A lten . O d

jALten wyftawialiśmy s o b i e , iż nam nie będzie

tru d n o doftać się aż do Cap N o r d , b ą d ź w odą, b ą d ź lądem. W p o w r o c i e te ż nie sp o d z ie w a li­ ś m y się doświadczać wielkich trudności.

C a ł y ten zamysł zdawał się b y d ź naszym p r z y ia c io ł o m prawdziwym napowietrznym p a ła ­

cem w y b u d o w a n y m przez W ło c h a , k t ó r y nie u m ie sobie w y lt a w ić trudności, iakie p o k o n y w a ć

m u przyydzie. T a o k o l ic z n o ś ć Itała się m a te ry ą r o z m o w y całego miafta , i p o m n o ż y ł a liczbę

towarzyszów, naszych. P a n J>uLin biegły na- turalilta i ch ciw y nabywania w i a d o m o ś c i , p r z y ­ ł ą c z y ł się do nas. P. Casłrein z Kem i b o t a n i- (ta , chciał dzielić nasze p rzyg o d y.

Kupili śmy namiot Rossyyski ; nabraliśmy n a dwadzieścia dni ż y w n o ś c i t ia k o t o c h l e b a , s u c h a r ó w , s o lo n e g o mięsa z renu , gorzałki i

t. d. O patrzyliśm y się w p o d w o y n ą f u z y ą ,t e r m o ­ m e tr , dwie m appy le g o kraiu , kom pas ozna-

c ? a iąc y razem godzinę, w ta b a k ę , siarkę, k a m ­ f o r ę , i p u d e lk a dla chowania insektów.

(15)

Wij pis z podroży do Szwecyi.

27 3

T a b a k ę i gorzałkę przeznaczyliśmy na p o ­ darunki dla L a p o ń c z y k ó w , maiących. w t y m n a y w ię k s z e u p o d o b a n i e , o s o b liw ie w gorzałce.

Nasz wyiazd z UUaborg b y ł w ażnem zda­ rzeniem : wsiedliśmy do itatku dla p r z e b y c i a rze k i dnia 8» C z e r w c a o dziesiątey w i e c z o r e m . W s z y s c y nasi p rz y ia c ie le i znaiomi o d p r o w a ­

dzali nas aż do Itatku. P o ż e g n a n i e nasze b y ł o prawdziwie t k l i w e , i n ig d y nie w y y d z ie z m o i e y pamięci. W tym kraiu nikt nie wftydzi się r o ­ n i ą c ł z y rozrzewnienia.

P r z y b y w s z y na drugą Itronę r z e k i , w sie­ dliśmy do p o w o z u c ią g n io n e g o końmi. G d y ś m y się przeprawili przez r z e k ę nazw aną Leiuani-

e in i, p r z y c i ą g n ą ł nas o dgłos muzyki do ch a ty

c h ł o p s k i e y , gdzieśmy znaleźli dwanaście o s ó b t a ń c u i ą c y c h , tak m ę ż c z y z n ia k o i k o b ie t. Z a - ftanowiło ich nasze p r z y b y c i e a bardziey nasze Itroie. Sam t y l k o s k r z y p e k grać nie przefta- w a ł , g d y ż b y ł ślepy. Prosiliśmy, a ż e b y r o z ­

p o c z ę li na n o w o s w ó y taniec , k t ó r y b y ł w c a le n ie z g ra b n y i n ie p r z y ie m n y , a pracow ity.

N a stole stał dzban z p i w e m , k t ó r e k a ż d y pił ile mu się p o d o b a ł o , lecz to p iw o ta k b y ł o l i c h e , iż n ik o m u nie d o d a w a ło w e s o ł o ś c i , i w s z y s c y mieli ia k nayzimnieysze m i n y , co

rzadko zdarza się u Finlandezyków , k t ó r z y p r z y ta ń c u zwykli rzęsisto p o p ii a ć gorzałką.

T r z e b a b y ło w i e r z y ć , iż ci ludzie t a ń c o ­ wali z powinności. Z siedmiu b ę d ą c y c h tam

(16)

2 7 4

Hi/lory a.

szenie ciężkie i niezgrabne ; k r ó y flroiu czynił ie bardziey ieszcze o d r a ż a i ą c e m i ; m iały długie

stany a k r ó t k ie spódniczki.

W y ią łe m z kieszeni pugilares dla nazna­ czenia m u z y k i , k t ó r ą skrzypek w ygryw ał. N a ­ tychm iast wszyscy przestali t a ń c o w a ć , i z b i e ­ gli się dla widzenia te g o com czynił. Prosiłem s k r z y p k a , a ż e b y mi zagrał m uzykę prawdziwie n a r o d o w ą , i naznaczyłem i ą sobie.

P r z y odeyściu daliśmy p o d a r u n e k b i e ­ dnemu niew idom em u , k t ó r y przez w d z ię c z n o ś ć szedł za nami przez znaczną część drogi p rzy- -gryw aiąc na skrzypcach.

N i e p o g o d a i tr u d y dzienne n a k ł o n ił y nas do p rze n o co w a n ia w je d n e y wiosce. P o n i e w a ż b y ł o ieszcze d o s y ć w c z e ś n ie , ba yiliśmy sio z ciekaw em i w i e ś n i a k a m i , k t ó r z y pozbiegali sie

do naszey iz b y z w ie lk ą p o u f a ło ś c ią . P o k a z a ­ liśmy im nasze narzędzia fizyczne , dw u ru rn a f u z y ą , p e r s p e k t y w y , co wzbudziło w nich w ie lk ą c i e k a w o ś ć , lecz n a y b a r d z i e y zadziwiali

się n a d drobnow idzem . P o w ie d z ia łe m im , iż a ż e b y o tern dobrze sądzić, trzeba wziąść p c h łę , k t ó r ą g d y nam dano , p o ło ż y l i ś m y ią na s w o - iem m i e y s c u , i kazaliśmy ią w k o l e y o glą d a ć . P o d z iw ie n ię ich b y ło niezmierne na w i d o k t e ­

go r o b a k a ta k c u d o w n ie p o w ię k s z o n e g o .

Stanęliśmy w Kenii w dom u pana Casirtin , k t ó r y nam miał t o w a r z y s z y ć aż do Cap Nord. Jelito czło w iek nader m i ł y , u c z o n y , a r a ­

(17)

-Wypis z podróży do Szwecyi.

£75

jiorein parafii Kcmi. M a ż o n ę i d z i e c i , i p r ó c z tego utrzym nie leclenaście sw oich k r e w n y c h . Jeit i a k o y c e m t e y całey fa m ilii, z k t ó r a ż y i e

W d o ł k o n a ł e y iedności.

Z abaw iliśm y dwa dni w K e m i ; zwiedzili­ śm y tamteysze o k o l i c e , k t ó r e z d a w a ły nam

się b y d ź roskoszne.

K o ś c i o ł te g o mialta ieft b u d o w a zadzi- w i a i ą c ą w ę d r o w n i k ó w . N i k t b y się nie s p o ­

dziewał zn a le źć w kraiu n a p o ł dzikim g m a c h m o g ą c y b y d ź o z d o b ą k a ż d e y E u r o p e y s k i e y sto licy. Musiał k o s z t o w a ć niezmierne summy ,

g d y ż ieft z c io s o w e g o kamienia. A k a d e m iia S z t o k o l m s k a dala plan do tego k o ś c i o ł a , p o ­ t w i e r d z o n y przez Guftawa III. M a p o z ó r k o ­ ścioła G r e c k i e g o architektury D o r y c k i e y , a ten gm a ch ta k wspaniały o t o c z o n y c h a t a m i , i w p o ś r ó d dzikiego k r a i u , czyni o so b liw s z y

Ikutek na umyśle p a tr z ą c y c h .

T u ż p rzy t e y o k a z a ł e y b u d o w i e u w a ż a ­ łe m le p ia n k ę ie d n e g o Finlandskiego chłopa , na dwanaście ftop w c z w o r o g r a n d ł u g o ś c i , a na sześć w y s o k o ś c i. M i e s z k a i ą c y w n i e y cier­

p ia ł n a ranę w r ę c e , k t ó r a mu przeszkadzała p r a c o w a ć . Z o n a ie g o p ie k lą chleb , w' k t ó r y l a k m ało w c h o d z iło mąki m ieszaney z o t r ę b a ­ m i , iż nie m o g ą c u le p ić c i a f t a , musiała u ż y ­ w a ć desek do ściskania o n e g o . T e n b i e d n y

c z ło w i e k nie miał in n e y ż y w n o ś c i p r ó ć z t e g o chleba ; nie miał ani p o la , ani o g r o d u , ani k r o w y . P r z e i ę t y wskroś b y łe m tą o k ru tn ą n ę ­

(18)

zawołałem , g d y wasi paraiiianie umieraią z ąło~ d a , w y irn b u d u iecie k o sz to w n e k o ś c i o ł y ! Sza- fuiecie skarbami dla p r o ż n e g o p r z e p y c h u , a n ic nie czynicie dla c ie r p i ą c e y l u d z k o ś c i , dla o ż y w ie n ia roln ictw a, dla zachęcenia przemysłu. P o w r ó ć c i e tym ub ogim mieszkańcom p i o f t ą k a p l i c z k ę , a do ltarczaycie im s p o s o b ó w do ż y c ia .,,

N i c nie masz smutnieyszego i bardziey ra ­

ż ą c e g o , iak te przeciwności między o k a z a ło ś c ią

i nędza. T o ż samo czucie wzbudził we mniei> o

p o d o b n y ż w i d o k w Jrlandyi. J e d n e g o dnia b ę d ą c na p o lo w a n iu postrzegłem budę w y d r ą ­

ż o n ą w k u p i ę gnoiu. C i e k a w y , co się w niey z n a y d o w a ł o , zobaczyłem oyca, matkę i kilkoro dzieci nagich l e ż ą c y c h razem z prosiętami. O c o ż ta b u d a była oparta? O mur , k t ó r y n a le ­ ż a ł do o b w o d u p a rk u fty k a ią c e g o się z zam­ kiem ie d n e g o bogacza.

P rzybyw szy do M ałtarange wsi p o w i a t u

T o r n e a , odwiedziliśmy m ie y s c o w e g o pastora pana Swamberg , k t ó r y nalegał, a ż e b y śm y wszy­ s c y u niego stanęli. Jeltto niezm ienny zw y-

czay w całym kraiu S z w e d z k i m , iż w y i ą w s z y wielkie gościńce , p o d r ó ż n i stawaią u p le b a n ó w parafii. D o p o m i n a i ą się o s o b n e y izb y z t a k ą w o ln ością iak w o b e r ż y . D u c h o w ie ń s t w o iest

b o g a t e i z o św ie c o n y c h ludzi z ło żo n e . W p o w s z e ­ chn ości przykrzy się x ię ż o m smutne ż y c i e , k t ó r e w tych dalekich i dzikich krainach p r o ­ wadzą. M a i ą się za s z c z ę ś l i w y c h , g d y z o b a c z ą

cudzoziemca', k t ó r y im d o n o si co się dzieie

w reszcie

(19)

Wypis z podroży do Szwecyi.

-2 7 7

t

w r e s z c i e świata, i zawsze przyymuią go z n a y - większą uprzeymością.

Paltorowie wszyscy posiadaią ięzyk łaciń­ ski i niemiecki , a niektórzy i Francuzki; lecz

dla poznania innych klass ludzi potrzeba umieć i ęz y k kraiowy. Panienki maiętnieyszych o b v - w a t e l ó w wysyłane bywaią na e d u k a c y ą do Ito- l i c y , lub do innego znacznieyszego miafta w królestwie; nabyw aią zatem nieiakiey o b y c z a y - n o ś c i , i rade widzieć cu d z o z i e m c ó w , k t ó r y c h r o z m o w y przerywaią na czas smutna i e d n o - ftayność i samotność ich d o m o w e g o życia.

K o b i e t y mówią zwyczaynie t y l k o ięzykiem k r a - i o w y m , maią iednak równe prawie u k o n t e n ­

towanie przysłuchiwać się r o z m o w o m c u d z o ­ z i e m c ó w , iak g d y b y ie rozumiały. Jeżeli m ę ż ­ czyzna a osobliwie przyltoyny , sili się m ó w ić językiem k r a i o w y m , wszyscy mu d o p o m a g a i ą , i w je g o nawet omyłkach znayduią wdzięk i przymilenie. Jm z dalszego przychodzi kraiu , z tem większą rozpatruią się w nim c i e k a w o ­ ścią , i nie m o g ą się nacieszyć z widzenia i

słyszenia iego. R a d o ś ć i w eso łość panów prze­ chodzi do s ł u ż ą c y c h , tak d a l e c e , iż prawie naprzykrzaią się swoiem nadskakiwaniem i po^- sługami. N i e wspominam o w y g o d a c h w i e - dzeniu , k t ó r e zawsze obfitość i rozmaitość zaleca.

M o m e n t odiazdu ie/t prawdziwie przykry. P o d r ó ż n y z trudnością w yr yw a się z g o ś c i n y , g dzie ty le doznał przyiemności i Itarań, i gdzie

c h c i a n o b y go zatrzymać przez wszyftkie fortele;

(20)

. .To ieft właśnie czego doświadczałem w y - i e ż d ż a i ą c od pana Siuambcrg. C ó r k i iego b y ły piękne, pełne ż y w o ś c i i naturalnego dowcipu. Jedna z nich, iak na ten k r a y , g r a i a d o syć d o ­

brze na fortepiano. Pa flor miał w swoim k o ­ ściele o r g a n y , z czego tern bardziey się chlu­

b i ł , ż e w te}^ odległości od ek w a l o r a n i e b y ł o ich w żadnym innym kościele*.!

K o r z y iia ią e z naszego p o b y t u u P. Swam?

berg , poszliśmy o g lą d a ć g ó r ę Avasaxa., i

•vVłaśnie tą samą d r o g ą , k l ó r e y się trzymał

JMaupertuis. Z o fta w io n e przez niego opisanie t e y g ó r y zdawało mi się tak d o k ł a d n e , iż nic

do miego p rzyd ąćm ie można.

. Mieiiśoiy , wiatr ■ p o m y ś l n y , , i płynęliśmy b.yftró' przeciw kó.'w odzie•, r a c h u ią c p o pięć mil •na godzinę : nasza l o d ź tak była m a l a , iż nas ,tylko- czterech w sobie mieściła. K ołj^ anie rp o c h o d z ą c e od b i j ą c y c h b a ł w a n ó w , narzucał

czeito w o d y do ł o d z i , co nas z p o c z ą t k u na-f> J 1 > I w ■bawiło b o ia ź n ią , lecz i w tern przyzw yczaien ie

uczyniło nas śmiałemu N i e m o ż n a iuż

rnyślić. o odprawianiu p o d r ó ż y lądem ; musie­ liśmy n arażać się na niebezpieczeuftwa żeglugi. P rzybyliśm y do k r a i u , gdzie nie masz ani drogi, ani k o n i , ani innego p o w o z u , i w k t ó r y m m o ­ żna p rz e b y ć czteryfta mil n ie w id zą c ani ie-L %/ J o

278

Hiflorija*

Q

dneffo domu.O

(21)

Wypis zpodrózij da Szwecijt.

27 9

Z akup iliśm y ied n eg o z n a j w ię k s z y c h , N a u c z o ­ n o n as, ia k go ieść zwyczaiem tego kraiu , to je f t s u r o w o . Kraią go w p o p r z e k w li lik i b ard zo

c i e n k i e ; t e liftki dobrze n aso lo n e k ła d ą w n a ­ c z y n ie drew niane, n a le w a ią nieco w o d y , i tak i e zoftawuią przez trzy dni, w k o ń c u k t ó r y c h o-obi się z tego przedziwna potrawa. W S z t o k o l-

m ie n ie masz ż a d n e g o w ielkiego o b i a d u , na k t ó r y m b y się nie zn ayd ow ał ło s o ś surowy. T e n zapas b y ł nam n ie w y m o w n ie p o ż y t e c z n y w na- s z e y ż e g lu d z e po r z e k a c h , g d y ż r y b a ta ielt n a d e r łatwa do ł a p a n i a , a przypraw a i e y ie- s z c z e łatwieysza.

O osim mil o d Kaulim ple odmieniliśmy

ł o d ź ; ż e g lu g a ftawaia się coraz bardziey tru­ d n ą i niebezpieczną. P o t r z e b n a ieft w prze­ w o ź n i k a c h doskonała z n a io m o ś ć p ę d u w o d y ,

[ k a ł , przeyścia , a ż e b y dobrze kierow ali łodzią. W y p a d a w ię c częfto p r z e w o ź n i k ó w odmieniać. Z d a r z a i ą się m i e y s c a , w k t ó r y c h rzeka tak ielt p o m i ę d z y dwoma (kałami ściśniona , iż ty le t y l k o miey&ca zoftaie, ż e ledwie l o d ź p r z e m k n ą ć się m o ż e . N i e p o d o b n a u y ś ć ro z b ic ia , nie zna- i ą e dobrze zak rętów . G d y ś m y przybyli do

pasma k a t a r a k t n a z w a n y c h KattiLa - K oski ? p r z e w o ź n i c y spuścili żagiel i zaczęli czynić o-

b r o t y w c a le innego rodzaiu. T e k a t a r a k t y znay- duią się p o d liniią p o la r n ą , i są w y r a ż o n e na kartach. N i e p o d o b n a s o b ie wystaw ić z r ę c z n o ­

ści p r z e w o ź n i k ó w w p rzebyw an iu tych p o t o ­ k ó w na tak s ła b y c h Itatkach, i a k b y ł y n a s z e .

Ł e e z nic n i e ielt w tym rodzaiu n i e p o d o b n e g o

(22)

dla ludzi o s w o io n y c h z niebezpiećzeńltwy. C i L a p o n o - Finlandczykowie maią nadzw yczayną z r ę c z n o ś ć ; a co ieszcze ielt potrzebnieysza , zimna krew i ia k o w a ś nieczułość . k tó r a ich

i , C y. w

czyni sędziami niebezpieczeńfiwa. D w a y są p r z e w o ź n i c y , i e d e n na p r z o d z i e , drugi na tyle

b a t u ; obadwa maią w ręku lalki piętnaście Itóp

28o

Hisłorya.

długie. Z tą laską szukaią w głębi w o d y m ieysca dla oparcia się i odepchnięcia batu. P o tr z e b a wielkiey siły dla utrzymania w głę­ binie l a l k i , k t ó r ą woda wypycha. T r z e b a nie- zmierney zręczności dla k ie ro w a n ia batem w

zygzag , p o m ię d z y Ikałami zawsze przeciwko pę­ dowi w o d y. Zdarza się częfto biednemu prze­ w o ź n i k o w i , iż op arłszy laskę o ślifką Ikałę ,

osuwa się i w p a d a g ł o w ą w wodę. P o d r ó ż n i maią go za [zgubionego ; lecz w k r ó t c e daie sig widzieć nad w o d ą i w ł o d ź wfkakuie. W t a k o ­ w ym razie p o zo ftały p rze w o źn ik liara się u- t rz y m y w a ć bat na mieyscu p rzo dem k u pędo'' wi w o d y : g d y b y się bat o b r ó c i ł , ż y c i e w nim siedzących , b y ł o b y w wielkiem n ieb ezp ieczeń ­ stwie.

D l a nieiakiego w p r a c y ulżenia , p r z e w o ­ ź n ic y radzili wysieść na brzeg i iśdź n i m , d o ­ p ó k i nie p o m in ie m y katarakt. Piadość nasza b y ła w i e l k a , gdyśm y się d o w ie d z ie li, iż w sa- m e y rzeczy można było iśdź brzegiem. D l a n ie zm ie rn e y trudności w p rze b yw an iu k a t a ­ rakt , w ę d r o w n ic y w ynaleźli ten sp o s ó b o d b y ­ wania p o d r ó ż y lądem ; lecz p o n i e w a ż przez

(23)

wyna-• •

Wypis z podróży do Szwecyi.

281

Ieziono m ałą ścieszkę nad samym brzegiem r z e k i , p o z a k ła d a w s z y o p a lo n e m i iodłam i m ie y - s c a nadto p o c h y ł e i spadzilte.

W z d łu ż rzeki uważaliśmy w wielu m ie y - s c a c h osobliw szy sposób, iakim m ieszkańcy d o - Itawaią i a y p ew nego ptaka nazwanego od L i n - neusza M ergus M ergansor. T e n p t a k n igdy s o b i e nie ściele gniazda; dzieci ie g o s k o ro się t y l k o u r o d z ą , znayduią swoię ż y w n o ś ć w rze­

ce. M ergus Mergansor dla z ło ż e n ia swoich i a y szuka schowania w ftarym pniu w y p r o c h n i a - ł e g o drzewa. Strzelec ułatwia mu p r a c ę , Itawiaiąc nad rzeką pień z w y d r o ż o n y m o t w o ­

rem. P t a k składa weń swoie iaia , chłop z a ­ biera i e zoftaw uiąc zawsze t y lk o iedno lub

dwa. M ergus zdaie się tego nie p o f t r z e g a ć ,

i nie przeftaie znosić sw oich iay zawsze w tem samem mieyscu. N a k o n i e c ftrzelec p ozw ala w y l ę g n ą ć się p e w n e y liczbie p i s k l ą t , k t ó r e Ikoro ty lk o z i a y k a w y c h o d z ą , M ergus bierze i e p o iednemu swoim dziobem , i sadza na ziemię, p o k a z u i ą c d r o g ę do r z e k i , gdzie Iko­ r o się tylko d o f t a n ą , ta k dobrze p ły w a i ą iak

stare.

N im e ś m y przybyli do Kertgis d o k u c z a ły nam m o c n o komary. Nasi s ł u ż ą c y okazali nie- ukontentowa/iie z p o n o s z o n y c h niezmiernych t r u d ó w , i dali nam, do p o z n a n i a , iż p o d r ó ż naszę mieli za naywiększe szaleńftwo.

(24)

-szey przyiemności ż y c i a , ani nawet la d a ia k ie y

o b e rży . Czyniliśmy doświadczenie na wzór

d o b r y c h officyerów , c h c ą c y c h zachęcić ż o łn ie ­ rzy swoim przykładem : lecz n a p r ó ż n o dzieli­ liśmy z niemi i w y g o d ę i p r a c ę , nie p o ­

d o b n a ich było u g ł a s k a ć ; nie dali się n a k ł o ­ n ić na przeyście ieszcze Hu dwudzieftu mil w pro (tey linii k u biegunowi. O niczem słyszeć nie chcieli tylko o p o w ro c ie .

D o z o r c a kopalni w Kengis , niczego ni® zaniedbał dla naszey zabawy. .Zgromadził w ie ­ śniaków dla p o k azan ia nam ich t a ń c u , i dla

dania nam w y o b r a ż e n i a o ich muzyce. Jeden

z tych tań có w ieft prawdziwie do nich ftoso-

w n y , to ieft taniec niedźwiedzi. W ie ś n ia k fta- w a na ręk a ch i na n o g a c h , i skoki swoie 2gadza z m u zyką, T e n taniec tak ieft m o r d u ­

j ą c y , iż tancerz w k r ó t c e zalewa się p o t e m : tę i e d n a k ma k o r z y ś ć , iż wzmacnia m uskuły

r ą k , co ieft wielkim p o ż y t k ie m w ieśn iaków przym uszonych do gw ałtow n ey p r a c y przewod­

zenia c i ę ż a r ó w przeciw w o d z i e ; z te y p r z y ­

c z y n y zręczność i siła nay w iększy w tym kraiu maią szacunek.

G d y ś m y się bawili w n a m i o c i e , pTzy^ szło do nas kilkanaście dziewcząt FinłandskichO

ciekawością zwabionych. D a w a liś m y im wina , p o n c z u , p iw a , lecz to wszyftko nie b y ło do ich s m a k u ; p rzy zw y cza io n e b y ł y do samego t y l k o mleka i w o d y. Z a c h ę c e n i ich śm iało ­ ś c i ą , chcieliśmy u ż y ć w ię k sze y p o u f a ł o ś c i ,

(25)

Wtjpis z podtozy do

Szwecyi-I

lecz ich o d p ó r dat nam p o z n a ć ich o d w a g ę i

silę. U b i ó r ich b y ł i e d n a k o w y i d o s y ć czylty. Rozmawialiśmy przez ^cała godzinę z tpmi dziewczętami nawzaiem się nie rozumieiąc. Gały dzień ( byłato niedziela ) przeszedł na sam ych zabaw ach. D o z o r c a tak nas p o n c z e m u r a c z y ł ,

i ż gdyśm y chcieli u w a ż a ć w y s o k o ś ć słońca o

p ó ł n o c y , ied n y m zdawało s i ę , ż e widzieli dwa innym cztery słońca, a tak nie rnogac się z g o d zić na i e d n o , poszliśmy do spoczynku.

Nazaiutrz 'odltąpili nas t r z e y przyiaciele z

Uleaborga. Słusznie m o ż e n ie chcieli wylta- w ia ć się na nietaezpieczeńltwa naszey w y p r a w y /

T r z e b a b y ł o wiele Itałości , a ż e b y trw a ć w przedsięwzięciu po o d e y ś c iu naszych prżyiaciół. M i ł o ś ć własna nie pozw alała nam p o w r ó c i ć do

Uleaborga nie dopełniwszy naszego zamiaru

X

w zwiedzeniu p rzylądka p ó ł n o c n e g o . P ó ł k o w n i k

Slcioldebrand i i ego s ł u ż ą c y zoftali przy nas.

T e n officyer miał ró w n e zemną poftanowienie p r z e z w y c ię ż e n ia tych wszyftkich trudności. P r z y ­

znam się , iż ta myśl , ż e b ę d ę pierwszym W ł o ­ chem, k t ó r y doydzie aż do n a y w y ż s z e g o ku p ó ł ­ n o c y punktu E u r o p y , p o t ę ż n i e utrzymywała,

m o i e odwaeę.c o c

O d Kengts do K o lla r e , to ieft mil dwa­ dzieścia trzymaliśmy się ie d n e y ł o d z i , ta p o ­ d r ó ż zabawiła dwanaście eodzin. Przez ten czasO spadł deszcz tak obfity i d ł u g i , żeśmy się z a ­

(26)

-a 84

HMorya.

w* i *.«.•\ \ * *

miotu. Pierwszy raz t e g o dnia słyszeliśmy grzmoty w t e y odległości północney.

Napotkaliśmy t a kż e wielką liczbę katarakt, lecz te z przyzwyczaienia w ię ce y nam przy­ niosły zabawy aniżeli boiaźni. Zawieźliśmy przez nieiaki czas na skale w pośrodku rzeki. N asz bat utrzymywał się na niey w r ó w n o w a ­

d z e , niebezpieczeńftwo było oczywifte. Śmiali­ śmy się z tak osobliwszego poło żenia , a na­ sza wesołość mocno zadziwiała przewoźników'.

P ł y n ą c blisko przez dwie mile przeciw wodz ie na rzece Muonio , nie mogliśmy daley poftąpić dla niezmiernie bystrego i e y pędu. N i e p o d o b n a było porzucić naszego b a t u , g d y ż

c h c ą c p r z y b y d ź do Muonioniska trzeba b y ł o p r z e p ł y n ą ć rzekę. N i e zoltawało więc innego s p o s o b u , tylko c ią g n ą ć sznurami nasze ba ty przez las aż do mieysca , gdzie rzeka była

spła-S z y m o n nieznaiący żad ny ch przeszkód , dał nam tę ra­

dę ; wprzód iednak namawiał nas do p o z o l t a - nia w bacie , lecz nie chcieliśmy na złe u ż y ­ w a ć iego |odwagi. W samey rzeczy m o c n e tar­

cie batu o pnie i korzenie drzewa czyniło te przenosiny niezmiernie trudnemi. W t e y p r a -

c o w it e y p o d r ó ż y byliśmy ciekawi o g l ą d a ć sła­ wne katarakty M uonio-koski, i lubo na pierwsze spoyrzenie zdawało się rzeczą n i e p o d o b n ą spu­

szczać się z tak gwałtownym spadkiem w o d y , odważyliśmy

ftwo za naszym powrotem.

(27)

Wypis z podróży do Szwecyi

. 285

T r z e b a sobie wyltawić , iż rzeka w prze-' ciąg u blisko mili ielt tak ścieśniona w sw o im k o r y c i e , i urwiskami skał zawalona r ż e m o c

spadku w o d y Itaie się tem gwałtowni eysza. Ł a ­ tw o się domyśleć , w jakiem niebezpieczeńltwie zoftaie Itatek i d ą c y za t y m impetem w o d y , k t ó r e m u iednak p o d d a w a ć się nie m o ż e * lecz musi unikać u k ry ty ch w w o d z ie haków. T r z e b a nieiako przemykać się lekko p o powierz­

chni zakrętów ; t y m k oń c em dway silni przewo­ ź n i c y pracuią wiosłami po o b y d w ó c h Itronach, a trzeci z tyłu kieruie. T y m sposobem b ie g Itatku ielt ta k b y l t r y , iz na iednę milę nie potrze- b u i e nad trzy lub cztery minuty. P i l n u i ą c y Ity- ru z trudnością poltrzega haki , które omin ąć n a l e ż y , i częlto w tenczas dopiero ie w id zi, g d y iuż ielt prawie p e w n y rozbicia o skałę ,

atoli czyni n a gł y zwrot i unika śmierci. D r ż ą c y wędrownik co moment widzi pewn ą swą zgu­

b ę , i co moment dziwi się , ż e ieszcze ż yie. W iele Itatków p og in ęło w t e y przeprawie. W e wsi Muonio d w ay t y l k o są pr ze w oź nic y , k t ó r z y mieli d o s y ć zaufania p o d i ą ć się dla n^s t e y przeprawy. Jeftto o y c i e c sześćdziesiątoletni i syn ieg o m a i ą c y lat 26. O y c i e c przewoził tam p o d r ó ż n y c h przez lat dwadzieścia i nau­

czył swoiego syna niebezpieczney sztuki i e ź d ż e - nia po ty m kanale.

(28)

k o y n i c przy rucllu z uw agą natężoną. Jle ra ­ z y przebył ciasne zakręty , zwracał oczy na s y ­ na p r o w a d z ą c e g o drugi ftatek. W i d a ć b y ło , iż niebezpieczeńltwo syna w i ę c e y go z a y m o - w ało niżeli własne. M inąw szy fkałiftą cieśni­ n ę , i doszedłszy d o szerokiego rzeki k o r y t a , wysiedliśmy na ląd dla ucieszenia się z p o - m yśln ey przeprawy. W te n c z a s uważaliśmy Iter- n ik a drugiego batu ieszcze blad ego z przeftra-

chu. S ł u ż ą c y k t ó r y c h on p r o w a d z ił, p o w i a ­ d a li, iż dwa razy r o z u m i e l i , iż iuż bat

ftrz alkany.

W Lapperjcwi wyftawiono nam riiepodo- bieńftwo dóftania się do Kauto-keino. T r z e b a b y ł o w p rz e c ią g u siedmiudziesiąt mil p r z e b y ć w ie le ie zio r , b a g i e n , r z e k , p o d w o d ę i z w o - , bez nadziei doftania się do i a k i e y chaty, Jub widzenia ż y i ą c e g o człowieka. Uczyniliśmy m o c n e postanowienie nie uftąpić tylko o cze- wiftemu n ie p o d o b ie ń s tw u ; nie daliśmy w ię c się odwieść od naszego zamiaru przez ż a d n e o k a z y w a n e nam trudności. G d y nam u c z y ­ n i o n o nadzieię znalezienia n i e k t ó r y c h r y b a ­ k ó w L a p o ń s k ic h na ieziorze P a lla r jc v i, o d w a ­ ży liś m y się p ł y n ą ć p o d w o d ę m a łą r z e c z k ą

P o lla jo k i , w y c h o d z ą c ą z t e g o ż ieziora. T a rzeczka t a k mało ma w o d y , iż musieliśmy iść p i e c h o t ą wzdłuż b rzegów i d źw ig a ć nasze sprzę^ ty. P r z y b y w s z y do m a ł e y w y s e p k i K in ta sa ri , ł e ź ą c e y na i e z i o r z e , widzieliśmy trzech r y b a ­

k ó w przed b u d ą , nad k t ó r a zawiesili sw oie l y b y do suszenia.

(29)

Wypis z podroży do Szwecyi.

Zabawiliśmy na t e y w y s e p c e przez t r z y diii nader przyiemnie. Jezioro d ofiar czało n a m ryb w obfitości. Nabiliśmy d o s y ć zwierzyny W lesie, kapaliśmy się' w j e z i o r z e , i p o tylu ti-G-

dach kosztowaliśmy roskosznego spocz

P owietrze ochłodziło się przez b u r z ą , k t d r a p r ó c z tego uwolniła nas od k o m a r ó w nie**

zmiernie w tem mieyscu d o k u c z a i ą ć y c h . ? M i ł o nam b y ł o p r z y p a t r y w a ć się p o w r a ­ c ający m z rybołowliwa L a p o n o m ; twarze i c h ’ o k a z y w a ł y zupełną szczęśliwość, P o w r o t ich o z n a y m o w a ł y roie morskich i a [kołek zlatuiąK

c y c h się iak g d y b y na ich powitanie. T o p t a - ftwo ż y i e małemi rybkami zoftawionemi o d r y b a k ó w . P r z y b y w a i ą corano do r y b a k ó w bu**

d z ą ć ich do z w y c z a y n e y r o b o t y . S ł u ż ą im z a p r ze w o d n ik ó w i przez trzepotanie [krzydłami p o k a z u i ą z pewnością m i e y s c a , gdzie połowy

m o ż e b y d ź nayobfitszy. R y b a c y ta k są p r z y ­ wiązani do tych p t a k ó w , iż m o c n o się smucili, w id zą c nasz zamysł zabicia kilku dla w y p c h a ­ nia. T e ptaki tak są o s w o i o n e , iż p r z y l a t u j ą

aż do łodzi r y b a c k i c h , a ta k z r ę c z n e , iż rzw* ćane sobie r y b y na powietrzu chwytaią, R.y« b a c y b o i ą c ’ się , a ż e b y te ptaki nie odftraszyły się hukiem , prosili, a ż e b y ś m y do nich nie fir^e*

lali. Chciałem więc ch w y t a ć ie n a sidło % l e c z t a k są o s t r o ż n e , i i p r ó ż n e b y ł o m o ie u s K

łowanie, **

P rzeyśc ie nasze przez g ó r y , zależało oc| znalezienia pr ze wod nika ; t y m k o ń c e m wystaw

(30)

2 8 8

H i story a.

dził iednego z b ł ą k a i ą c y c h się L a p o n ó w i u- godził się z nim. R y b a k przyobiecał powrocie

we z Ą godzinach. Przy końcu drugiego dnia dzi­ wiliśmy się ze nie przychodził ; trzeciego dnia i e g o towarzysze byli mocno niespokoyni. N i e b y ł o się wprawdzie czego obawiać nawet od

niedźwiedzi , które w łecie nie porywaią się na l u d z i ; łecz mógł wpaść w jaka przepaść lub zabłądzić w lesie. Juz się wybierali w y y ś d ź n a iego szukanie , g d y w tym samym czasie p o ­ wrócił. Powiedział f iż nie znalazłszy nikogo W górach pobliższych , a nie chcąc z niczem p o w r ó c i ć , poszedł daley ku p ó ł n o c y i znalazł n a k o n i e c dwie familie L apo ńsk ie , które przy­ prowadził aż do ftrumyka nazwanego Reiłyyokir gd zie ci ludzie na nas oczekiwali.

T o doniesienie b y ł o hasłem do naszego w y i a z d u , udaliśmy się do wymienionego ftru­ m y k a , a ż e b y L a p o ń c z y k o w i e długo na nas nie oczekiwali, N a k o n i e c znaleźliśmy sześciu m ę ż ­

czyzn i iednę młodą dziewczynę: znaydowalisię p o d dużą brzozą , pozawieszawszy na gałęziach swoie ż y w n o ś c i , składaiące się z ryb suszonych. Siedzieli ko ło roznieconego ognia i piekli ry­ b y » trzymaiąc ie na rozczepionych kiiach. M ł o d a dziewczyna naypierwey nas postrzegła.

M ę ż c z y z n i zaś zatrudnieni swoią pracą wcale n a nas nie uważali. Mieli na sobie suknie ze fkóry renna z w y ł o ż o n y m k o ł n i e r z e m , a przez śr od ek byli opasani. Potrzebne sobie narzędzia

chowali za pas i pomiędzy fałdy sukni. Nosili

(31)

Wypis z podroży m Szwecyi.

V z szerokiemi podeszwami mchem w środku w y ­ słane. D z ie w c z y n a miała także p a n t a lo n y , lecz suknia iey była wełniana, na głowie k o ń c z a - ta c z a p k a zielona. Wszyltkich wzrolt był bar­

dzo m a ł y , broda sp icza ft a, szczupłe policzki. D z i e w c z y n a nie b y ła szpetna ; miała lat i 8 lub i 9. w ł o s y i ey b y ł y iasne. Z sześciu mężczyzn, cztery mieli włosy czarne. W ca łe y m o i e y p o ­ d r ó ż y Finlandskiey nie widziałem iednego czło­ wieka z włosami ezarnemi.

N i e można sobie wyltawić nic obrzydli­ wszego nad tych L a p o n ó w . T łuftdś ć ryb, k t ó ­ re iedli prż yp iek aią c u ognia , ściekała im p o p a l c a c h , i napełniała r ę k a w y w y d a i ą c zapach smrodliwy. D zie w czyn a miała iakowąś wltrze- miężliwość. Chciała a ż e b y i ą przyniewalano nawet do rzeczy k t ó r y c h pragnęła. A tak c h o ­

ciaż lubiła gorzałkę równie iak m ę ż c z y ź n i , p r z y ią ć i e y od nas nie chciała.

Nagrodziliśmy naszym dobrym Fin la nd cz y- k ó m , z którymi trzeba się b y ł o rozstać, i dla k t ó r y c h powzięliśmy prawdziwy szacunek. O d ­

prowadzali nas a ż z Muonioniska. Odchodzili ze łzami w oczach. P r z y p o z e g n a u i u ściskali nas za ręce z p oufałością ob owiężuiącą. F le gm a­

tyczni L a p o ń c z y k o w i e nie byli nieczułemi t e y s c e n y ś w i a d k a m i , powzięli o nas dobre mnie­

manie i chęć szczerego usłużenia.

P o odeyściu naszych przyjaciół Finland- c z y k ó w ^ L a p o ń c z y k o w i e zoltali nieiako panami naszego losu. G d y b y nas opuścili ? nie mieli­

(32)

JBylo ich sześciu mężczyzn?,. n&s tylko czterech, t o ielt, p ó ł k o w n i k Skio Id e-b r a n d , nasz tłumacz ,

i

i ę d e n s ł u ż ą c a i ia. L a p o ń c z y k o w i e powiedzieli n a m , iż r e n n ó w w lecie u ż y w a ć nie m o żn a z p r z y c z y n y k o m a r ó w ; musieli więc międz.y si.e- jbie p o d z ie lić na sze s p r z ę t y , z k t ó r y c h dali

n a w e t ie d n ę .'.część m ło d e y dziewczynie.;

Uvva-290

Hiflorya.

wiellęą-sprawiedliwość W p o d ziale cię:-ż a r ó w , co nam dato d o b r e o nich mniemanie. P r z e d podziałem daliśmy im po kieliszku g o ­ r z a ł k i , o b i e c u i ą c p o drugim gd y się iuż p o ­

d zie lą ; lecz o n i prosili ieszcze o trzeci przy- t a c z a i ą c k r a i o w e przysłowie.:. „ . N i m wyydziesz w d r o g ę w y p i y kielich gorzałki dla Wzmocnie­ n i a , w y p i y drugi dla o d w a g i , trzeci dla we­

sołości.

N a k o n i e c udaliśmy, się w d r o g ę : z a ■-sia­ d e m L a p o ń c z y k ó w . T r z e b a nam było iśdź za siiemi dla zap ew n ienia się , a ż e b y nie zgubili ł a d n e g o z naszych sprzętów. L e c z gdy, słońce z a c z ę ł o d o g r z e w a ć , a L a p o ń c z y k o w i e p o c i ć się p o d c i ę ż a r e m , wtenczas nie można .iuż b y ł o w y t r z y m a ć feroru , k t ó r y za so b ą zoltawiałi. T e r m o m e t r Cełsyusza b y ł na a g . stopni w c ie ­

n i u , a na

45

* słońcu; Ziemia paliła nam fiogi. L a p o ń c z y k o w i e utkarżałi się na niezno^ iśną p ra c ę , zatrzym u iąc się ustawicznie i . w o

-l a i ą c o gorzałkę. W t e d y uczuliśmy , iakieśmy w i e l e stracili r o z łą c z a ią c się z naszemi . p o c z c i- wem i Finlandezykami. Mieliśmy z* s o b ą m i z e *

r a k ó w bez odwagi i n ie n a s y c o n y c h m o c n y m

(33)

Wij fis z podróży da Szwecyi.

291

W p r z e c ią g u sześciu mil o d b y t y c h w sze­ ściu godzinach , L a p o ń c z y k o w i e kładli się na ziem ię przyna y m n ie y p ięćd ziesiąt razy , a n igdy

b e z ż ą d a n i a gorzałki. G d y b y ś m y i e y na k a ż d e z a w o ł a n i e d o f t a r c z a l i , ich piiańftwo b y ł o b y nas

w c ą l e zatrzymało w p o d r ó ż y . Z d a w a li się za­ wsze mieć p o ż e r a i ą c e p r a g n i e n i e , a n a p a d ł­ szy na w o d ę lub k a ł u ż ę nurzali w n i e y całe g ło w y . Musiełiśmy ich ustawicznie n a p ro w a d z a ć

na d r o g ę , g d y zaś k t ó r y przez n ie zg ra b n o ś ć u p a d ł , kładli się wszyscy na zie m ię, a ż e b y .choć na m o m en t s p o c z ą ć .

I

P rz y b y liś m y n a k o n i e c do. b r z e g ó w ieziora

Keuirjeui

, przy k t ó r y c h daie się w id zieć p a ­

smo g ó r dzielących L ap o n ii^ S zw e d zk a od L a ­ p o n i i N o r w e g s k i e y , N a b rze g u ieziora znale^ ź li ś m y b a t y pełne rozpadlin i wiosła pogniłe. T r z e b a się iednak b y ło takiemi statkami p r z e ­ w o z i ć . G d y dway L a p o ń c z y k o w i e robili w i o ­ słami , przez ten czas inni zatrudnieni byli w y ­ rzucaniem, w o d y , w czem g d y b y n a m o m en t ustali , nasza ł o d ż b y ł a b y pełna w o d y , a p r z e - c i ę ż ci p r z e w o ź n i c y p o s tę p o w a li z tą sama o s p a ł o ś c i ą i flegma i a k na ladzie.

P rze w ie źliśm y się ie d n a k bez ż a d n e g o p r z y p a d k u i szliśmy ia k dawniey. U w a ża liśm y iż nasi L a p o ń c z y k o w i e rzucali się czasami 7.

w i e l k ^ c h c i w o ś c i ą na p e w n ę r o ś lin ę , i p o ż e r a li i a ł a k o m o . i/ In lato sławna A n g e lik a uznana zaJ O

(34)

292

Hijlorya.

nasycić nie m o g ł e m ; uż y w ałem l e y przez Cał$ p o d r ó ż , i przekonany ieftem , ż e iey winienem

ciągłe zdrowie, które służyło mi w tym kli­ macie pomimo niezdrowych p o k a r m ó w , iakoto

ryb solonych , sucharów i gorzałki. M ó y t o ­ warzysz p o d r ó ż y nie lubiący tey rośliny, c z ę - lto uskarżał się na bole w żołądku.

L u b o iuż była p ó ł n o c , roie ko marów nie przeftały nam nieznośnie d o k u c z a ć , zapach L a p o ń c z y k ó w przyciągał ich miliony. Uszedłszy trzy mile, Itanęliśmy nad brzegiem rzeki Pepo-

jouciiui, gdzie znaleźliśmy kilku r y b a k ó w La^ pońskich , z pięciorgiem czy sześciorgiem dzieci przy rozłożonym ogniu. Poftanowiliśmy tam u ż y ć

spoczynku: nasi przewodnicy krzątali się około wieczerzy. Kom a r y okrutnie nas drę cz y ły; nie m o ż n a b v i o zdiać na moment rękawiczek , atj C b w k ł a d ą c do ust p o ż y w i e n i e , musieliśmy z ostro­ ż n o ś c i ą o d e y m o w a ć z twarzy zasłonę. P o m i m o iednak wszelkich ftarań, często zdarzało się, ż e ­ śmy połykali to robactwo wraz z naszem p o ż y w i e ­

niem, i nie było przeciw temu innego sposobu, tylk o wyftawić całą głowę na dym wznoszący się z

Ognia prosto w górę, g d y ż nie b y ł o naymnieysze- g o wiatru. N a k o n i e c roznieciliśmy ogień w k o ł o siebie, M o ż n a sobie wystawić , iaką to roba­

ctwo sprawia męczarnią, g d y wczasie tak wiel­ k ie g o upału , woleliśmy się dusić w dymie i p i e c przy ogniu , a ż e b y się od iego dręczenia

uwolnić. A*

P o wieczerzy zabawialiśmy się rozmową z ^Lapończykami, D w o j e dzieci było rumianych i

(35)

Wypis z podróży do Szwecyi,

,293

* •»%

zd ro w yc h : nasza pr zy to mnoś ć nie wzbudziła w nich ani podziwienia , ani boiaźni. B i e g a ł y do rzek i i p o w r a c a ły do nas z w o d ą , k t ó r ą ob le ­ w a ł y przez swawolą nasze trzewiki i sprzę tyj

b a w i ł y się psuiąc lub przenosząc z mieysca n a m ie ysce to wszyltko , co tylko napadły. O y c o - wie tak na to nie z w a ż a l i , iak g d y b y ich tam nie było. T e dwoie dzieci zdawały się b y d ź p a ­ nami mieysca i naszych sprzętów. W id z i e l i ­ ś m y , iż L a p o ń c z y k o w i e nie maią n a ym n ie y- szego w y o b ra ż e n ia wzglę dów n a l e ż ą c y c h się własności i gościnności.

G d y tak dzieci zatrudniały się psowaniem wszyftkiego co im wpadło p o d r ę k ę , tym cza­ sem L a p o ń c z y k o w i e nasycali się supą z ryb p o - k r a i a n y c h w sztuki ■, i g o t o w a n y c h w tiuftości rennów. P ó k i k o c i e ł e k ftał p r z y o g n i u , p ó t y siedząc w o k o ł o i trzymaiąc w rękach ł y ż k i , k a ż d y z nich kosztował czasami, czy się p o t r a ­ w a ugotowała , a p o t e m razem zsiadali z je ­ dnego kociełka. K t ó r y z nich wprzód się n a ­ s y c i ł , natychmialt z a s y p i a ł , a przebudziwszy się znowu ieść z ac z ął , tym czasem inny usy­ piał i tak wszyscy z kolei.

N i e b y ł o wddać, a ż e b y ci ludzie znali ia

4

u e prawidła lub p o r z ą d e k życia. N i c z e g o nie rozpoczynali i nie kończyli niczego ; głod

i inftynkt b y ł ich przewodnikiem. G d y nie i e - d l i , ani spali, natenczas palili tytuń. We szli­ śmy z niemi w rozmowę. Zapytali , czy ieden z nas nie b y ł królem lub synem, albo p r z y n a y - tnniey komissarzem królewskim ? D ow ia d y w ali

(36)

294

H ijlorya.

się t a k ż e od nas, p o co przyszliśmy do ich k r a - iu ? Mieli p o d e y r z e n i e , iż byliśmy przysłani od r z ą d u , a ż e b y p o z n a ć ich Itan i po ftęp ki, i czynili wszelkie usiłowania , a ż e b y nas prze­ k o n a ć , iż byli niezmiernie ubodzy. O d p o w ie d z i ich nie b y ł y tak p ro lle , iak się n a le ża ło s p o ­

dziewać od p o d o b n y c h l u d z i ; też same n a ­ miętności , k t ó r e o św ie co n y c h ludzi do tylu głupftw p r o w a d z ą , d o d a i ą ciemnym d o w c i p u , a przynaym niey interes naucza ich fortelów.

G d y m o n a r c h o w ie p ó ł n o c y do tych l o d o ­ w a ty c h k r a ió w wysyłali.missyonarzów dla o p o ­

wiadania E w anielii, missyonarze przymuszali

m ieszkań ców do o p ła c a n ia s o b ie k o s z t ó w p o ­ d r ó ż y i p r a c y p o d e y m o w a n e y dla ich o św ie ­ cenia. L a p o ń c z y k o w i e nie m o g li zrozumieć, co zyskali na t a k o w e y zamianie. D a w n ie y s z e o b ­ r z ą d k i nic ich nie k o s z t o w a ły ; zabiiali czasem,

Cytaty

Powiązane dokumenty

jeft opasane murami, nieporządnie rozprzeftrze- nione domami zbudowanemi od panów dworlkich, odtąd iak to miafto ftalo s-ię z w ykłem mieszka­ niem Królów.. W

czego obowiązali się traktować przez czte ry dni Króla i dwór iego, ile razy miafto ich odwiedzać będzie. Dał im tenże X iąże ftraż morza , dozwa­ lając

R«ktor Uniwersytetu bezpośrednie de- penduia od Popieczyteła Uniwersytetu i iego w yd zia łu ; Dyrektorowie gimnazyów są podlegli bezpośrednie Rektorowi Uaiwersytetu

prawo spodziewać się wszelkich względów iakie się należą nieszczęśliwemu i walecznemu

Szanow ny admirał Mordwinow kazał mu wystawić monument z tym tylko napisem :.. Ta leży dobry

Ratunek iego przy- ia c ió ł równie dla niego był bezfkuteczny , iak iego poświęcenie się dla swoiey

re y złoty napis świadczył bytność króla u

Nie mogłem dociec przyczyny tego przymuszone­ go wstrzymywania się iego od widzenia się z nami; domyślam się iedynie z powziętych wia­ domości, iż to tylko