• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1999, nr 7-8 (32-33)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1999, nr 7-8 (32-33)"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

KRAKÓW 7 - 8/99

UKAZUJE SIĘ OD 1989 ROKU C E N A

5,00

z ł

■i

NR J2/ 1J

ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2

PRZEGLĄD EWANGELICKI

MSES1ĘCZW1I4 SPOŁECZNO - KULTURALNY

. Pi • «-:

J1& .Ä lfe Ife

W numerze m.in.:

Westfalski Pokój, Kościół Jezusowy w Cieszynie,

Polska parafia ewangelicka w Cambridge

a ponadto:

rozważania o papieskiej wizycie w Polsce, sekty i nowe ruchy religijne,

interesujące spojrzenie na laika oraz „pytania” i „zabójcze baby” .

i jeszcze

Tomasz Żółtko,

(2)

1

Bułat O k u d ż a w a

Jak się nauczyć malować

Jeśli chcesz zostać malarzem, rysunku nie kwap się uczyć.

Rozłóż przed sobą pędzle, najlepiej z sierści borsuczej, białą w eź farbę, bo jest początkiem wszystkiego, a potem w eź żółtą farbę, bo wszystko na świecie dojrzewa, potem szarą w eź farbę, gdy jesień niebo ołowiem pociąga, nie zapomnij o czerni, bo ws2ystko swój koniec osiąga, liliowego koloru nie żałuj,

śmiej się i płacz,

potem w eź granatu, by wieczór jak ptak zatrzepotał na dłoni, dodaj też czerwieni, żeby buchnęły płomienie, potem dorzuć nieco zieleni, niechaj gałąź na ogniu spłonie.

Zmieszaj te tony, jak uczucia w sercu tajone, potem uczucia i serce zmieszaj

z niebem i ziemią,

a potem...

Bo najważniejsze to płonąć i w ogniu nic nie żałować.

Może ktoś najpierw potępi, w pamięci jednak zachowa.

I »

Tłum. Ignacy Szenfeld

Ilustr.: St. Wyspiański, Cykl „Cztery żywioły”, fragment „Ogień”, szkice do polichromii kościoła Franciszkanów w Krakowie

(3)

Jesteśm

SYMBOLE

W num erze:

Jesteśmy

Symbole 1

Żyć i wierzyć uczciwie Rozmowa z Tomaszem

Żółtko 2

O. Zdzisław Kijas (QFMConv)

M ałżeństwa mieszane - ubogacanie, czy zagrożenie

dla Kościołów 3

Ks. A lfred Jagucki Czy dwojaki koniec historii ludzkości:

wieczne zbawienie i wieczne potępienie 5 Ks. M arcin Undas

50 lat chóru parafii ew. - augsb. w Zgierzu 7 W ładysław Sosna Wielcy rodem

z Końskiej 8

A gnieszka G odfrejów Zrozumieć now e ruchy

religijne 9

Sz. Beźnic, Z. Pasek, P. Pawelec

Sekty i now e ruchy

religijne 10

Ks. Paw eł H ause Ekumeniczny plany obchodów Wielkiego Jubileuszu 2000 roku 11 Ks. A lfred Bieta

50-lecie polskiej parafii ew.-augsb. w Cambridge 12 Karol Toeplitz

Nieznośne pytania 13 Krzysztof R. M azurski Westfalski Pokój 14 W ładysław Sosna

Ewangelicki Kościół Łaski

w Cieszynie 16

Srebrny Krzyż

Zasługi 17

H enryk D om inik

Pielgrzym sam otny 18 A gnieszka G odfrejów

Zabójcze baby? 19

H enryk O rzyszek Śląskie śpiewanie 20 Ks. A lfred Bieta

Bóg jest miłością 20 Jacek R om ankow

Wrocławskie wspom nienie

D.Bonhoeffera 22

W ładysław Pytlik Droga i praw da.

i żyw ot 23

Rafał Leszczyński Igraszki z laikiem 25 Janina Unicka

Założenie zboru w Ligotce Kameralnej 26 Edw ard Rydygier

Reforma edukacji a integracja europejska 27 M ajowe obrady ZG

PTEw. 28

Zam iast katechizm u Potrzeba odnowy 28 Iw ona Czajka

Zm arł kardynał

Hum e 29

VI Forum Inteligencji

Ewangelickiej 29

Spotkanie przew odników -

ew angelików 29

Listy Inform acje K onkurs

Przegląd czasopism Nasza okładka:

B. Heczko, Ustroń

W

okresie wakacji i urlopów - w czasie w o ln y m od co­

d z ie n n y c h z a ję ć , m a m y m ożliw ość zatrzym ać się na

ch w ilę i p o m y śle ć o s p r a ­ w ach, k tó ry m i n ie chcem y zajm ow ać się n a co d zień . M ożem y też w czasie letnich w ęd ró w ek otrzeć się o m iej­

sca i zd arzen ia, które n ieraz g łęb o k o z a p a d n ą w n a sz ą pam ięć i nasze serca.

M oże znajdziem y się w O św ię c im iu - B rzezince ? M oże spojrzym y na „żw iro­

w isko" ? N asz w zrok będzie się m ógł zatrzym ać tylko na

„papieskim " krzy żu (ośm io­

m etro w y krzyż został z b u ­ dow any w czasie p obytu p a ­ p ieża w O św ięcim iu w 1979 r., w czasie pierw szej w izy ­ ty w Polsce, a u staw io n y zo­

stał n a „żw irow isku" w 1988 r.). C hw ilę, zap ew ne, z a d u ­ m a m y się n a d z a m ie s z a ­ n ie m , k tó r e w y w o ły w a ł, jeszcze nie tak d aw no, sto ­ jący tu „las" krzyży. Z naj­

d z ie m y w p a m ię c i w y p o ­ w ie d z i K a z im ie rz a S w ito- n ia , k tó ry s ta n ą ł n a g le w obronie krzyża, jako sym bo­

lu w iary (podobno w o d p o ­ w ie d z i n a p a p ie s k i a p e l:

„Brońcie k rzyża"). Pojaw ią się n a m też p rz e d oczam i o b razy o d p raw ian ia, p rzez k się ż y ż B ractw a P iu sa X, mszy. U słyszym y w y p o w ie­

d z i h ie r a r c h ó w K o śc io ła rzy m sk o k ato lick ieg o i „la­

ru m " ortodoksyjnych środo­

w isk żydow skich. Z astan o ­ w im y się jeszcze ch w ilę i być m oże zadam y sobie p y ­ tanie, czy m y jako ew ange­

licy m a m y tu coś do p ow ie­

dzenia. Polska Rada Ekum e­

niczna n ab rała w o d y w u sta . Kościół ew angelicko - a u ­ gsburski ...? M ilczał. H onor i odw agę ew angelików ra to ­ w ał ks. bp. Z. Tranda (patrz m .in. "SiM" 11/98). A m oże to jest tak , jak p o w ie d z ia ł m i, w p ryw atnej rozm ow ie, j e d e n z k s ię ż y K o śc io ła

ew angelicko - au g sb u rsk ie­

go „To n ie n asza sp ra w a ."

C z u ję w s o b ie ja k iś lęk i pustkę. Czy jesteśm y?

N ie k tó r z y z n a s , te g o roku, w ybiorą się na M azu­

ry. W dro d ze na północ Pol­

ski, mijając W ielbark zo b a­

czy m y w c e n tru m m ia s ta p u sty , z a n ie d b a n y k ościół ew angelicki. Jeszcze chw ila i go nie b ęd zie. Z ajrzyjm y do niew ielkiej miejscowości B isz ty n e k w p o w ie c ie bi- skupskim . Stoją tam w y p a ­ lone ru in y kościoła ew ange­

lickiego, a w m iejscu, za p a ­ m ię ta n e g o p rz e z e m n ie z d zieciń stw a, ołtarza rośnie drzew o . P iękny to sym bol, ale zn o w u znajduję w sobie te n lęk i p u stk ę. Pojedźm y do R eszla w p o w iecie k ę ­ trzyńskim . W cieniu górują­

cego n a d m ia s te m z a m k u (h isto ry c z n e j s ie d z ib y b i­

sk u p ó w w a rm iń s k ic h , ale także daw nej p arafii ew an ­ gelickiej) znajdziem y zg rab ­ ny, p o ło żo n y na uboczu b u ­ d y n e k k a p lic y e w a n g e lic ­ k iej. N ie c h n a s n ie z m y li k rz y ż zw ień czający b u d y ­ nek - m ieści się tu kaw iar- nia-g aleria „K aplica". O w ­ szem , n a s tro jo w a , ale nie m am y ochoty pochylić czo­

ła w m odlitw ie. A m oże o d ­ w iedzim y W arpuny, położo­

ne n iedaleko od prężnej p a ­ ra fii ew an g elick iej w S or­

k w ita c h . Z a p re z e n tu je się n a m b u d y n e k k o ś c io ła e w a n g e lic k ie g o d u m n ie sp o g ląd ający w stro n ę p o ­ bliskiego jeziora. K iedy p o ­ dejdziem y bliżej zobaczym y p ierw sze w ybite szy b y

P a trz ę n a ś w ia t, k tó ry m nie otacza. Szukam w p a ­ mięci obrazów z dzieciństw a i znajduję w nich pew ną p o ­ ciechę, ale po chwili w racam do teraźniejszości i zn o w u zaczynam odczuw ać pustkę i lęk.

I

sam sieb ie p y ta m . CZY JESZCZE JESTEŚMY ?

Bogusław Tondera

(4)

Zyć i wierzyć uczciwie

T omasz Żółtko

- rocznik 1962, absolw ent Chrześcijań­

skiej A k ad em ii Teologicznej, m u zy k , k o m pozytor, poeta, publicysta. B arw na i niekonw encjonalna p o ­ stać w spółczesnej p iosenki autorskiej. A utor tom ików w ier­

szy: M odlitw y (1990), Trzy odsłony niewidzialnych obrazów (1992), Postmodernistyczne impresje wolne od cła i reguły (1993), Tam , gdzie trzeba być jakimś (1997).

W ydal także autorskie płyty: Wspólne myśli (1990), Listy do Karoliny (1991), Dominika z w yspy poszukiwaczy prawd (1992), The best of... (1992), Klatka skandalu (1994), W poprzek (1996), Targ mięsny (1998).

- Ostatnio miałem okazję usłyszeć Cię na tzlo. „Koncercie eku­

menicznym" w Toruniu. Kiedy zacząłeś się interesować poezją i muzyką? Czy miała na to wpływ szkoła, czy impuls indywidual­

ny, potrzeba duszy?

- U rodziłem się i w ychow ałem w rodzinie, w której p ie­

lęg n o w an y był szacunek dla sztuki. N iezależnie w ięc od m oich „in d y w id u aln y ch im p u lsó w ", zainteresow anie m u ­ zyką i poezją w y n ik a w znacznej m ierze z odebranego w y ­ chow ania.

Bogu kogoś, k to m nie kocha, k to m i w ybacza, p rzy w raca m oją godność, nadaje sens istn ien iu i o b d arza pokojem . Bi­

blię traktuję jako Słowo Boga, co w n a tu ra ln y sposób im pli­

kuje m oje zainteresow anie jego treścią oraz p rag n ien iem in ­ tegralności codziennego życia z B ożym i oczekiw aniam i.

- Te „Modlitwy" są właściwie poetycką wykładnią teologii bi­

blijnej. nie ma w nich "taniej łaski" miłościwie nam powszechnie panującej. Dotknąłeś iu nich głębokich zoarstw ludzkich wahań, pytań wątpliwości, które ma każdy uczciwy, a nie powierzchowny chrześcijanin. Skąd się wzięło u Ciebie to CREDO, osadzone u samych źródeł Ewangelii?

- U w ażam , że żyć uczciw ie i w ierzyć uczciw ie oznacza niek ied y p rzy zn an ie się p rz e d Bogiem i p rz e d sam y m sobą

d o w ła s n y c h w ą tp liw o śc i.

Ten, kto n ig d y nie w ą tp i jest albo pyszałkiem , albo fa n a ­ tykiem . Z dw ojga złego nie w iem , co gorsze.

- Wiele występujesz w róż­

nych środowiskach. Czy ludzi świeckich raczysz tylko świecki­

mi, określając umozonie, tema­

tami, czy wplatasz także piosen­

ki stricte religijne?

- Jestem „w ojującym p rz e ­ ciw n ik iem " d zielen ia tw ó r­

czości n a religijną i św iecką.

M ięd zy in n y m i d lateg o , że nie w iem , w k tó ry m m iejscu n a le ż y w y ty c z y ć g r a n ic ę m ięd zy je d n ą a d ru g ą i p o co w ogóle takiego m iejsca s z u ­ kać? Stąd niezależnie od miej­

sca i a u d y to riu m m oje k o n ­ certy są takie sam e. P o ru szam w nich w szystkie istotne dla m nie zagadnienia. O czyw istym jest, że tem at życia z Bogiem należy do jed n eg o z nich.

- Pieśniarska twórczość tzw. chrześcijańska po latach zastoju przeżywa obecnie swoisty renesans. Soliści, zespoły, festiwale, budzą zainteresowanie bez względu na formę i styl utworów m u­

zycznych. Jak sądzisz, czy to zainteresowanie to tylko moda, czy rzeczywiście przykład odrodzenia duchowego - przynajmniej mło­

dzieży, uczestniczącej zu tych koncertach?

- Twoja twórczość jest osadzona w realiach współczesnego ży- - O d ro d zen ia duchow ego, n a w iększą skalę, n ig d zie w cia. Szczególnie mocno dotykasz spraw bolesnych: zakłamania, ob- Polsce do tej p o ry nie zaobserw ow ałem . Sądzę w ięc, że za- łudy, oszukiwania samego siebie i innych. Widać to mocno w wier- in tereso w an ie tzw. „m u zy k ą chrześcijańską" jest p rzy k ła- szach refleksyjnych. Skąd te bolesne odczucia dzisiejszego świata? d em p rz e m ia n k u ltu ro w y ch zachodzących w obrębie pol- Dlaczego zajmują one tak dużo miejsca w Twojej twórczości? skiego katolicyzm u.

- Tem atyka tak a jest odzw ierciedleniem m ojego postrze- - Czy Twoje nowe utwory, które mam nadzieję jeszcze w tym gania rzeczyw istości, a także m oich osobistych przeżyć - o ro/or usłyszeć, będą podejmowały jakąś nową tematykę, nowe cele,

których nie chciałbym m ów ić. które sobie stawiasz?

- Dużą część twórczości poświęcasz Bogu i sprawom wiary. - N a razie nie p rzy g o to w u ję m ateriału na n o w ą płytę. Pła- Kiedy i dlaczego problem czystej nauki biblijnej i zbawienia zain- nuję w y d ać takow ą d o p iero latem 2001 roku.

spirowały Twoje zainteresowania?

- D zięku ję za ro zm o w ę i życzę p o w o d zen ia . - Wiele lat te m u p odjąłem decyzję uczynienia Jezusa C hry­

stu sa kim ś w ażniejszym od siebie. D zięki tem u odkryłem w N o t. H en ryk D o m in ik

2

(5)

10 marca br., w Krakowie, odbyła się sesja poświęcona problematyce tzw. małżeństw

m ieszanych („ S iM '. nr 3-4 '"O. Została ona zorganizow an i przez K rakow ski O ddział Polskiej Rady Ekum enicznej i M iędzyw ydziałow y Instytut El um enii i D ialoyu l’apie- sl iej .'.Ladom ii Teologie ■naj. j a t ... kontynua. ja ekum enic ch rozmów prow adzi my ch na ten tem at p rz e z krakow skich przedstaw icit ii po-,:, zególnych denom inai ji cluześci- jańsl ich. \ \ ygłoszone w ó w cza s referaty stały się po d staw ą artj kulów, które prezentu jem y naszym C zytebrikom na łam ach kolejnych num erów „Słowa i M yśli".

Małżeństwa mieszane - ubogacenie czy zagrożenie dla Kościołów?

K

w e s tia m a łż e ń s tw m ieszanych w p ra k ­ tyce i praw ie Kościo­

ła n ie je st czy m ś n o w y m . G łów ną osnow ą tego proble­

m u był, sięgający starożytno­

ści, zak a z za w ie ra n ia m a ł­

żeństw a m ieszanego ze stro­

n y katolickiej. W niektórych okresach nabierał on szcze­

gólnej ostrości. Tak np. słyn­

n y kan. 72 S ynodu Trullań- skiego z 691 r. p o raz p ierw ­ s z y w p r o w a d z ił te r m in

„ p r z e s z k o d y z ry w a ją c e j"

m a łż e ń s tw o m ie s z a n e w K o ściele W s c h o d n im . D o w ie k u XIII zakaz ten d o ty ­ czył w rów nej m ierze herety­

ków , s c h iz m a ty k ó w i n ie ­ w iernych. D opiero w okresie późniejszym „zakaz zawiera­

nia małżeństwa między katoli­

kiem a ochrzczonym niekatoli­

kiem przybrał postać przeszko ­ d y w zbraniającej, natomiast w odniesieniu do niewiernych ustaliła się przeszkoda z ie w a ­ jąca".

M im o tych orzeczeń co­

ra z częściej d o ch o d z iło do zaw ierania m ałżeń stw m ie­

szanych. Podczas gdy w śre­

dniow ieczu m ałżeństw a ta ­ kie należały do rzadkości, od czasu Reformacji zw iązki ta­

kie zaczęły pojaw iać się co­

raz częściej. Pojaw iła się więc p o trz e b a uściślenia w y m o ­ gów p raw n y ch p rz y ich za­

w ieraniu. D okonał tego p a ­ p ież Benedykt XIV w konsty­

tucji „M agnae nobis" z roku 1748. K onstytucja skierow a­

n a do Kościoła w Polsce p o ­ d aw ała d o k ład n e w aru n k i, p o d jak im i m o żn a u dzielić zezw olenia n a zaw arcie m ał­

żeństw a m ieszanego: „Odtąd Kościół zezwalał na związki mie­

szane jedynie w wypadku, gdy

strona akatolicka złożyła formal­

ne zobowiązanie (rękojmię), że stronie katolickiej nie będzie w takim małżeństwie groziło nie­

bezpieczeństwo utraty wiary, a oboje nupturienci złożą zobo­

wiązanie, że potomstwo będzie ochrzczone i wychowane w wie­

rze katolickiej. Jest też charakte­

rystyczne, że od Benedykta X IV Kościół nie wymagał ju ż od stro­

ny akatolickiej wyrzeczenia się błędów iu wierze".

Obecnie rów nież docho­

dzi do zaw ierania m ałżeństw pom iędzy katolikam i a aka­

tolikami. W św ietle n au k i II Soboru W atykańskiego oraz d o k u m e n tó w o p u b lik o w a ­ n y c h p o n im z a g a d n ie n ie m ałżeństw m ieszanych trze­

b a r o z p a tr y w a ć w in n y m świetle, choć kw estia ta jest n ad al tru d n a i skom plikow a­

na, zarów no p o d w zględem p ra w n y m jak i d u sz p a ste r­

skim. Do p raw nych tru d n o ­ ści należy niew ątpliw ie za­

gadnienie tzw.

rękojmi

i peł­

nego u d ziału w Eucharystii, d o d u s z p a s te r s k ic h n a to ­ m iast kw estia uczestniczenia w życiu swojego Kościoła.

Czym są „małżeństwa mieszane"?

K odeks P raw a Kanonicz­

nego „m ałżeństw em m iesza­

ny m " określa każde m ałżeń­

stw o zaw ierane m iędzy stro­

n ą k a to lic k ą a s tr o n ą ochrzczoną, która nie p o zo ­ staje w pełnej kom unii z Ko­

ściołem rzym skokatolickim . O k re śle n ie to p o d d a w a n e jest krytyce i w jego miejsce proponuje się inne: „m ałżeń­

stw a o różnej przynależności w yznaniow ej", „m ałżeństw a o różnej przynależności ko­

ścielnej" albo też „m ałżeń ­ stw a o niejednakow ej p rz y ­

należności wyznaniow ej (czy kościelnej)". Jednakże pojęcie

„m ałżeństw a m ieszane" jest n a tyle popularne, że uży w a­

ją go często naw et jego kry­

tycy. N a p o p u la rn o ść tego term in u w p ły w a niew ątpli­

w ie zarów no historyczna cią­

głość jego u ż y w a n ia , jak i zw ięzłość sam ego sform uło­

w ania.

Trudny problem rękojmi

W okresie posoborow ym , polskie środow isko ekum e­

niczne podjęło ten tem at 22 lis to p a d a 1979 r. P u n k te m wyjścia do spotkania się pol­

skiego śro d o w isk a ekum e- nicznego i ro zm o w y na te­

m a t m ałżeństw m ieszanych b y ł p r o je k t „ In s tru k c ji w spraw ie duszpasterstw a m ał­

żeństw o niejednolitym w y ­ zn aniu", który został n astęp­

nie przedłożony do zatw ier­

dzenia Konferenqi Episkopa­

tu Polski. Prace n a d tym p ro ­ je k te m p r o w a d z o n e b y ły p rz e z P o d k o m isję D ialogu K onferenqi E piskopatu Pol­

ski oraz Polską R adę Ekum e­

niczną. R ozm ow y w ykazały w iele w spólnych elem entów w iary i teologii istniejących p o m ię d z y ty m i Kościołam i w o d n ie sie n iu d o m a łż e ń ­ stw a. Jednocześnie potw ier­

dziły one sm u tn y i bolesny dla w iern y ch z in n y ch Ko­

śc io łó w fa k t tzw . rę k o jm i (cautelae), k tó ry c h K ościół rz y m sk o k a to lic k i ż ą d a ł w p rzy p ad k u m ałżeństw o róż­

nej p rzy n ależn o ści w y z n a ­ niowej, zgodnie z ustalenia­

m i K o d ek su P ra w a K ano­

nicznego z 1917 r., które ob­

w iązyw ały katolików do cza­

su o p u b lik o w a n ia n o w eg o K o d e k su w r. 1983. M im o w y d a n y c h w m iędzyczasie

kilku dokum entów n a tem at m ałżeństw m ieszanych stary K odeks zach o w y w ał sw oje ustalenia w tej kw estii. Tym sam y m tw o rz y ł on p e w n ą p raktykę w świecie katolic­

kim urabiając um ysły p rzy ­ szłych duszpasterzy. Sobór W atykański II, k tó ry z a p o ­ czątkow ał now y sposób m y­

ślenia teologicznego w Ko­

ściele katolickim , m yślenia otw artego na Kościoły p ra ­ w o sła w n e i p ro te sta n c k ie , spojrzał ró w n ież inaczej n a problem m ałżeństw o różnej p rz y n a le ż n o śc i w y z n a n io ­ wej. Kw estia ta pojaw iła się już w konstytucji „M agnae nobis" w 1748 r. Podtrzym ał ją ró w n ie ż K o d ek s P ra w a K an o n iczn eg o z 1917 r. w kan. 1601, 2°: „Rękojmię skła­

da nupturient niekatolicki, że usunie od nupturienta katolic­

kiego niebezpieczeństwo odpad­

nięcia od wiary, a oboje nuptu­

rienci, że wszystkie dzieci będą ochrzczone i wychowane tylko po katolicku".

Prawodawca katolicki wymagał moralnej pewności co do wypełnienia rękojm i,

k tó ra zasa d n ic z o w in n a być sk ła d a n a n a p i­

śmie. W kan. 1602 była rów ­ n ie ż m o w a , ż e k a to lic k i w spółm ałżonek w inien roz­

tropnie zabiegać o naw róce­

nie swojego w spółm ałżonka akatolika n a w iarę swojego Kościoła. O bow iązkiem or­

d y n a r iu s z a o ra z in n y c h d u s z p a s te rz y b y ło w ie rn e czuw anie n a d w ypełnieniem tych zobow iązań.

S ytuaqę zm ienił II Sobór W atykański, k tó ry zm ien ił n a s ta w ie n ie n ie ty lk o d o chrześcijan innych w yznań, ale rów nież do rękojmi i m ał­

ż e ń s tw w y z n a n io w e ró ż ­ nych. Oficjalne dokum enty n a te n te m a t zaczęły p o ja­

w iać się jednak dopiero w okresie posoborow ym .

N ie sposób om ówić tu tre­

ści każdego z nich. N ależy jednak podkreślić, że w kw e­

stii rękojmi, ze strony Kościo­

ła rzym skokatolickiego n a ­ stąpiła d u ża ewolucja i chęć wyjścia naprzeciw w ym aga­

n io m stro n y niekatolickiej.

W p ra w d z ie są o n e w c ią ż

3

(6)

przypom inane i obow iązują stro n ę katolicką, to je d n a k zm ieniło się zarów no ich ro ­ z u m ie n ie , ja k i s ta w ia n e przez nie w ym agania. N adal je d n a k śro d o w isk a ek u m e­

niczne staw iają sobie p y ta ­ nie, czy zm iany te z w łaści­

w y m sz acu n k iem o d n o szą się do strony niekatolickiej, która rów nież m oże odczu­

w ać zo b o w ią z a n ie d o w y ­ chow ania p otom stw a w w ie­

rze swojego Kościoła.

Prawo m iłości prawem podstaw ow ym Katechizm Kościoła Katolic­

kiego podkreśla w agę proble­

m u , jaki sta n o w ią m a łż e ń ­ stw a m ieszane. „Nie można jednak nie dostrzegać trudności małżeństw mieszanych. Wyni- kają one z faktu, że podział chrze­

ścijan nie został jeszcze prze­

zwyciężony. Małżonkowie mogą odczuwać dramat rozbicia mię­

dzy chrześcijanami we własnej rodzinie. Różnica religii może spotęgować jeszcze te trudności.

Rozbieżności dotyczące wiary, samej koncepcji małżeństwa, a także mentalności religijnych mogą stanowić źródło napięć w małżeństwie, ziołaszcza w od­

niesieniu do wychowania dzie­

ci. Może luystąpić wówczas nie­

bezpieczeństwo indyferentyzmu religijnego" (n. 1634).

W Katechizmie nie pojawia się w yraźnie kw estia rękojmi.

W przeciw ieństw ie do w cze­

śniejszych dokum entów w a­

tykańskich stawia na pierw­

szym miejscu samo m ałżeń­

stw o m ieszane, m ocno ak­

centuje aspekt duszpasterski tego rodzaju związków:

„W wielu regionach dzięki dialogowi ekumenicznemu róż­

ne wspólnoty chrześcijańskie mogły zorganizować zuspólne duszpasterstwo małżeństw mie­

szanych. Jego zadaniem jest po­

moc tym małżeństwom w prze­

żywaniu ich szczególnej sytuacji to świetle wiary. Ma ono także pomagać im w przezwyciężaniu napięć między zobowiązaniami, jakie małżonkowie mają wobec siebie, a zobowiązaniami wobec swoich wspólnot eklezjalnych.

Powinno ono zachęcać do rozwi­

jania tego, co jest wspólne w ich wierze, i do szacunku dla tego, co ich dzieli" (n. 1636).

Je st to b a r d z o w a ż n a m yśl, którą przejm ie n astęp ­ nie Dyrektorium Ekumeniczne, opublikow ane w 1993 roku, p rzez Papieską R adę ds. Jed­

ności C hrześcijan. D o k u ­ m en t ten stara się zauw ażyć wiele pozytyw nych w artości m a łż e ń s tw m ie s z a n y c h . P r z y p o m in a , że tr o s k a o

„trwałość i stałość nierozerwal­

nego zoęzła małżeńskiego i 'wy­

nikającego zeń życia rodzinne­

go" jest najw ażniejszą troską Kościoła. Już nie sam o egze­

kw ow anie p ra w a jednej czy drugiej strony, ale troska o w zajem ną m iłość, zgod ę i trwałość zawartego zw iązku jest głów n ym i p od staw o­

w y m z a d a n ie m K o śc io ła (Kościołów), je st to w ielka now ość w dokum entach ko­

ścielnych. Kościół rzym sko­

katolicki sp o g lą d a n a m a ł­

ż e ń s tw a m ie s z a n e n ie o d

„swojej" strony, tzn. od stro­

n y p r a w a , ja k ie p o s ia d a w zględem strony katolickiej w chodzącej w zw iązek m ał­

żeński ze stroną akatolicką, ale, przeciw nie, stara się spo­

glądać n a życie m ałżonków ich w łasnym i oczami. P róbu­

je więc dostrzegać ich potrze­

by, problem y czy niebezpie­

c z e ń s tw a ja k ie n ie s ie im w spółczesny św iat. Tym sa­

m y m bardziej, niż d o tąd Ko­

ściół stara się uszanow ać su ­ m ienie strony niekatolickiej, która „może odczuwać podob­

ne zobowiązanie ze względu na swe w łasne zaangażow anie

chrześcijańskie" (n. 150). C hy­

ba rów nież z tej racji Dyrek­

torium stw ierdza, że „w Pra­

wie Kanonicznym nie wymaga się od tego drugiego partnera żadnej, pisemnej czy ustnej, obietnicy", że dzieci będ ą w y ­ chow yw ane po katolicku.

D yrektorium dopuszcza także m ożliw ość udziału w celeb row an iu m ałżeństw a szafarza z K o ścio ła lu b Wspólnoty eklezjalnej strony niekatolickiej. M oże on od­

czytać Pism o Święte, w y p o ­ wiedzieć słowa krótkiej zachę­

ty i pobłogosławić związek (n.

158). Dyrektorium stw ierdza również możliwość, p o d okre- ślonym i w arunkam i, uczest­

n ictw a e u ch a ry sty czn eg o osób żyjących w małżeństwie mieszanym:

„Chociaż małżonkowie w małżeństwie mieszanym mają zuspólne sakramenty chrztu i małżeństwa, udział w Euchary­

stii może być tu tylko 'wyjątko­

w y i powinno się w każdym przypadku zachowywać normy podane niżej, a dotyczące do­

puszczenia chrześcijanina nieka­

tolika do komunii eucharystycz­

nej, jak też normy dotyczące udziału katolika to komunii eu­

charystycznej w innym Koście­

le" (n. 160).

W p ra w d z ie d o k u m e n t nie m ów i w p ro st, że istnieje m ożliw ość p ełnego i ciągłe­

go u czestniczenia w sak ra­

m e n c ie E u c h a ry s tii p rz e z m a łżo n k ó w z ró żn y ch K o­

ściołów, jed n ak w ażn e jest,

że problem zostaje zau w ażo ­ n y i że d o p u sz c z a się tak ą m ożliw ość. B ardziej szcze­

gółow e u sta le n ia w o d n ie ­ sieniu do m ożliw ość i zak re­

su teg o u c z e stn iczen ia p o ­ w in n y p o d a ć K o n feren cje E p is k o p a tó w p o s z c z e g ó l­

nych krajów.

* * *

Z asługą Dyrektorium jest zw rócenie u w a g i n a p o trz e ­ b ę e k u m e n ic z n e j fo rm acji m a łż o n k ó w n ależący ch do różnych K ościołów chrześci­

jańskich. P o n ad to ten d o k u ­ m e n t w a ty k a ń s k i a p e lu je w yraźnie do otoczenia d u sz ­ p a s t e r s k ą o p ie k ą r o d z in m ie s z a n y c h w y z n a n io w o . O s o b y ż y ją c e w m a łż e ń ­ stw ach m ieszanych nie p o ­ w in n y b y ć p o z o s ta w io n e bez troskliw ej opieki ze stro­

n y Kościoła. Troska ta nie m a jednak polegać n a przeciąga­

n iu s tro n y a k ato lick iej n a k ato lick ą, ale n a d o w a rto ­ ścio w an iu ich w zajem nego d u chow ego bogactw a.

O d p o w ie d n ia o p ie k a d u szp astersk a oraz w zajem ­ n y d ia lo g p o m ię d z y m a ł­

żo n k am i staje się d ro g ą do ic h w z a je m n e j h a r m o n ii, zg o d y i stałości w m iłości.

Z auw ażm y, że w spółczesna n a u k a Kościoła rzy m sk o k a­

tolickiego zdaje się zw racać w iększą u w ag ę n a m ałżo n ­ ków , ich tro sk i i nadzieje, a n iż e li n a „ sw o je " p ra w o stro n y katolickiej. W zajem ­ n a m iło ś ć i tr w a ło ś ć ic h zw iązku, ich godność i w o l­

n o ść w d ia lo g u z B ogiem , zdają się w y p rzed zać ż ą d a ­ n ia staw iane p rz e z rękojm ie.

W te n sposób m ałżeń stw a m ieszane stać się m ogą na­

dzieją dla jedności K ościo­

łów , środow iskiem ro zw o ­ ju rzeczy w isteg o ek u m e n i­

z m u . T ak r o z u m ia n e n ie b ę d ą już m iejscem zagroże­

n ia i p o d z ia łó w , ale m ie j­

sc e m b ło g o s ła w ie ń s tw a i je d n o ś c i. Ż e b y je d n a k d o tego do szło p o trz e b a w ie l­

kiego w y siłk u sam ych m ał­

żonków , jak ró w n ież w sp ó ł­

d z iałan ia d u sz p a ste rz y ich Kościołów.

o. dr hab. Z d z is ła w K ijas (OEM Conv)

r 1

i' i K ó r1')

Rodzicielskie błogosłaiuieństiuo M arkus von Lindau (1516)

4

(7)

Czy dwojaki koniec historii ludzkości:

wieczne zbawienie i wieczne potępienie?

A

p o sto ł P aw eł n a p i­

sał: „Bóg chce, aby w szyscy ludzie byli

zbawieni i doszli do poznania praiudy" (1 Tym. 2, 4-8).

D latego P a n n asz Jezus C h r y s t u s w y s ła ł s w o ic h apostołów n a m isje m ówiąc:

„Idźcie tedy i czyńcie ucznia­

mi wszystkie narody, chrzcząc je io imię O jca, Syna i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystko, co wam przykaza­

łe m " . D o d a ł ta k ż e : „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie będzie zbawiony, ale kto nie u io ierzy będzie p o tęp io n y"

(M at. 28,19-20 i Mar. 16,16).

O d te g o c z a su m in ę ło ju ż 2000 lat, a są jeszcze m ilio­

n y lu d z i, k tó rz y nie do szli d o p o z n a n i a p r a w d y i u m a rli b ez c h rztu św iętego.

W p ra w d z ie A p o sto ł n a p i­

sał: „Co o Bogu wiedzieć moż­

na, jest i dla pogan jawne, gdyż Bóg im to objawił. Bo niewi­

dzialna Jego istota, to jest wie­

kuista Jego moc i bóstwo mogą być od stworzenia świata oglą­

dane w dziełach i poznane umysłem, tak iż nic nie mają na siuoją obronę" (Rzym . 1, 12). Ale czy to w y starczy do zb aw ien ia?

P io tr p o w ie d z ia ł o Jezu ­ sie: „Nie ma w nikim innym zbawienia, albowiem nie ma żadnego imienia pod niebem danego ludziom, przez które m o g lib yśm y być zb a w ien i"

(D z. 4, 12). Tak w ię c a n i M ojżesz, ani M ahom et, ani K o n f u c ju s z lu b B u d d a - n ik t p o z a Jezusem C h ry stu ­ sem nie je st tym , p rz e z k tó ­ reg o człow iek m ó g łb y być zbaw iony. To b u d z i sp rz e ­ ciw i n iepokój u w y z n a w ­ ców in n y ch religii.

S u n d ar Singh, w y z n a w ­ ca h in d u iz m u , g d y p rzeczy ­ tał Biblię, w pie rw sz y m o d ­ ru c h u sp alił ją. N ie zazn ał je d n a k spokoju, d o p ó k i nie do stąp ił łaski jaka wcześniej b y ła d a n a p r z e ś la d o w c y chrześcijan P aw ło w i - obja­

w ił m u się C h ry stu s. O d tą d m a rtw ił się o sw oich zio m ­ k ó w ż y ją c y c h w p o g a ń ­ stw ie, a szczególnie o sw o ­ ich najbliższych - o ojca, k tó ­ ry go w y g n a ł z d o m u i w y ­ d z ie d z ic z y ł. P o c ie sz a ł się jed n ak , że istnieje purgato- rium , g d z ie n ie w ie rz ą c y m

re p re z e n to w a n a w cześniej p rz e z O ry g e n e s a , te o lo g a z m a rłe g o w 254 r. G reck i te rm in apokatastasis w y stę ­ p u je ty lk o w k a z a n iu ap . P iotra, któ ry p o w ied ział, że n a d ejd zie czas „odnowienia w szystkich rzeczy" (D z. 3, 21). N a u k a o ap o k atastazie

tam y: „Kościoły nasze uczą, że przy końcu świata Chrystus się zja w i, by odpraw ić sąd i wskrzesi wszystkich zmarłych.

Pobożnym i wybranym da ży ­ wot wieczny i radość wieku­

istą, a bezbożnych i diabłów potępi, by cierpieli bez końca".

O d w o ja k im k o ń c u ż y c ia ludzkiego m ów i biblijne p o ­ d o b ień stw o o bogaczu i Ła­

z a rz u , g d z ie n a p is a n o : „I stało się, że umarł żebrak i za­

nieśli go aniołowie na łono Abrahamowe. Umarł też i bo­

gacz i został pochowany, iv kra in ie u m a rłych cierpiał m ęki" (Ł u k . 16, 19-21), Śm ierć nie jest kresem , k o ń ­ cem w s z y s tk ie g o ; n ie je st też k ro p k ą , lecz d w u k ro p ­ k ie m , p rz e jś c ie m w in n ą rzeczyw istość, w in n y stan b y tu . A są d w ie rzeczy w i­

stości: „łono A braham ow e", czyli raj oraz m iejsce m ęki.

W raju znajdują się ap o sto ­ łow ie, za w y ją tk ie m J u d a ­ sza, oraz „dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, które złożyli" (Obj. 6, 9-). O nich p o w ied zian o , że „cały ich duch i dusza i ciało będą zachow ane bez n a g a n y na dzień przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa" (1 Tes. 5, 23). W tej wielkiej p o czek al­

ni, jak ą jest „łono A b rah a­

m o w e" (raj), znajduje się też lu d w y b ra n y Izrael, o k tó ­ ry m A p o sto ł n a p isa ł w 11.

rozdziale L istu do Rzym ian:

„Zesłał Bóg na nich ducha znieczulenia. Dał im oczy, któ­

re nie widzą i uszy, które nie słyszą aż do dnia dzisiejszego"

jednak „Nie odrzucił Bóg swe­

go ludu, który uprzednio sobie upatrzył" b o „Zatwardziałość przyszła na część Izraela aż do czasu, gdy poganie w pełni wejdą" (w. 25). P oza kilkom a w y jątk am i w sp o m n ia n y m i p rz e z Biblię (H en och - 1.

M ojż. 5,23, Eliasz - L. Król.

L. 11, być m oże M ojżesz -

Ikona Anonim

b ę d zie d a n a sposobność do głosi, że w k o ń cu w szystkie w e w n ę tr z n e j p r z e m ia n y , duchy, n a w e t dem ony, w ró- oczyszczenia i d o jrzew an ia cą d o oczyszczone do Boga.

d o o g ląd an ia C h ry stu sa. W A w ięc n a stą p i p o w szech n e tym , zbliżył się do rzym sko- zb a w ie n ie .

katolickiej n a u k i o czyśćcu. D o k try n a ta zo stała od- o p a r te j n ie s te ty ty lk o n a rz u co n a zaró w n o p rz e z Ko- k s ię d z e a p o k r y f ic z n e j i ściół w sch o d n i ja k i zachod- uznanej p rz e z Kościół kato- n i. P rz y ję to n a to m ia s t n a - licki d o p iero w 1546 r., n a u k ę o w ieczn y m zb aw ien iu Soborze Trydenckim . W po - i w ieczn y m p o tę p ie n iu . W b o żn o ści Singha w y stą p iła a rty k u le XVII A u g u s ta n y te ż m y ś l o apokatastazie, czy- z a ty tu ło w a n y m „O p rz y j- li p o w szech n y m zb aw ieniu, ściu C h ry stu sa n a są d " czy­

5

(8)

5. M ojż. 34, 6) w szyscy m u ­ s z ą p r z e jś ć p r z e z k r a in ę u m a r ły c h , ż e b y s ta n ą ć p r z e d s ą d e m C h r y s tu s a : jed n i p o p obycie n a „łonie A b r a h a m o w y m " in n i p o pobycie w „m iejscu m ęk i".

J a k n a p i s a ł a p . P a w e ł

„W szyscy staniemy przed są­

dem Bożym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, do­

konane w ciele, dobre i złe" (2.

Kor. 5,10).

N a p rz e strz e n i w iek ó w ży ły n a św iecie m ilio n y lu ­ d z i, k tó r z y n ie d o c z e k a li przyjścia n a św iat Zbaw icie­

la. O n i w ie d z ie li o B ogu tyle, co m o że b yć o g ląd an e w d ziełach stw o rzen ia i p o ­ z n a n e u m y s łe m (R zym . 1, 19-20). Ich grzech em było i jest, że „poznawszy Boga nie wielbili Go jako Boga i nie zło­

żyli M u dziękczynienia", lecz

„zamienili chwałę nieśmiertel­

nego Boga na obrazy przedsta­

wiające śmiertelnego człowie­

ka, a nawet ptaki i czworonoż­

ne zwierzęta i płazy. Zamieni­

li Boga prawdziwego na fałszy­

wego i oddawali cześć i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosłaioiony na wieki" (Rzym. 1,23-25). Było i je st to w id o c z n e w reli- giach p o g ań sk ich . A le takie b a łw o ch w alstw o u w id o c z ­ n iło się ró w n ie ż w h itle ry ­ zm ie, a tak że w stalinizm ie i faszyzm ie.

C zy p o z d ro w ie n ie „heil Hitler" n ie by ło tego w y ra ­ zem ? D zieci u czono m odlić się „Unser Führer, unser Gott, gibt uns unser täglich Brott".

A w śró d tych, k tó rz y w iw a ­ to w ali n a cześć sw oich w o ­ d z ó w , b y ły ty s ią c e lu d z i w y w o d zący ch się ze sp o łe­

c zeń stw z n a z w y chrześci­

jańskich. Ci lu d zie, p o odej­

ściu z naszeg o św iata, znaj­

d u ją się te r a z w k r a in ie u m arły ch z tym i, k tó rz y z a ­ m iast o d d a ć cześć Jezusow i C h ry s tu s o w i w o ła li: „Nie chcemy, aby ten królował nad nami!" (Łuk. 19, 14). W ielu z nas chrześcijan nie b ęd zie m ia ło w y m ó w k i w d n i u S ąd u O stateczn eg o , p o n ie ­ w a ż J e z u s p o w ie d z ia ł:

„G dybym nie p rzy sze d ł do nich i nie mówił, nie mieliby

grzechu, lecz teraz nie mają w ym ów ki z powodu grzechu swego" (Jan. 15,22).

A co z m ilio n am i lu d zi, k tó rz y u m a rli p rz e d p rz y j­

ściem Jezusa? O ni zn ajdują się w k ra in ie u m a rły c h w stanie bezcielesności. C zy są n ie ś m ie rte ln i, sk o ro są w H ad esie ju ż o d tysięcy łat?

P rzecież n ieśm ie rte ln y jest tylko Bóg, m ów iący o sobie

„Jam jest alfa i omega,( począ­

tek i koniec)" (Obj. 1, 8). Bóg jest „...jedyny, który ma nie­

śmiertelność" (1. Tym. 6,16).

K ra in a u m a r ły c h je st sta n e m p rzejścio w y m , d e ­ c y d u ją c y m o w ie c z n o ś c i.

P o śm ierci n a k rz y ż u Jezus z stą p ił d o k ra in y u m a rły c h - w y z n a n iu w ia ry p o w ta ­ rz a m y słow a: „...umarł i po- grzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zm a rtw y c h ­ w stał...". A p. P io tr n a p isa ł o Jezu sie „...w ciele wprmo­

dzie poniósł śmierć, lecz w duchu został przwrócony do życia. W n im też poszedł i zwiastował duchom będącym w w ięzieniu" (1. P. 3, 19) -

„W tym celu bowiem i umar­

łym głoszona była Ewangelia, aby tu ciele osądzeni zostali na sposób ludzki, ale w duchu żyli na sposób Boży" (4, 6).

Z aś a p . P a w e ł n a p is a ł do E fezjan (4, 2,9,10): „ W stą­

piw szy na wysokość, powiódł za sobą jeńców i ludzi darami obdarzył. A to, że wstąpił, cóż innego oznacza aniżeli to, że lopierw zstąpił do podziemi.

Fen, który zstąpił, to ten sam, co i w stą p ił wysoko ponad wszystkie niebiosa, aby napeł­

nić w szystko ". Tu n a s u w a się p y ta n ie . C z y z w ia s to ­ w a n ie z m a rły m E w an g elii s k o ń c z y ło s ię p o z m a r ­ t w y c h w s t a n i u i w n ie b o ­ w s t ą p i e n i u J e z u s a ? C z y u m a rli n ie m ają ju ż m o ż li­

w o ści p rz y ję c ia lu b o d rz u ­ cen ia Z b aw iciela? N ie k tó ­ r z y u w a ż a j ą , ż e s łu ż b ę z w ia s t o w a n i a E w a n g e lii u m a r ły m w y k o n u ją z b a ­ w i e n i , k t ó r z y b ę d ą c

„...przed tronem Bożym słu ­ żą M u we dnie i w nocy w, św iątyni Jego" (Obj. 7, 15).

Z w ró ćm y je d n a k u w a g ę n a to , że p o z n a n ie E w an g elii

je st m o żliw e n ie ty lk o d z ię ­ k i sło w u m ó w io n em u . W ie­

lu d o c h o d z i d o p o z n a n ia i w ia r y p o p r z e z c z y ta n ie . B iblia je st ju ż p r z e tłu m a ­ czo n a n a n ie m a l w sz y stk ie ję z y k i i, s ta ra n ie m T ow a­

rz y stw B iblijnych, w m ilio ­ n a c h e g z e m p la rz y do ciera do w sz y stk ic h n aro d ó w . W o d p o w ie d z i n a to . P a n Bóg m ó g łb y p o w ied zieć: „Myśli moje, to nie m yśli wasze, a drogi wasze to nie są drogi moje [...]. Lecz jak niebiosa są w yższe niż ziemia, tak moje drogi są w yższe niż drogi wa­

sze i m y śli m oje n iż m yśli wasze" (Izaj. 55, 8.9).

Jest rzeczą n ie b e z p ie cz ­ n ą le k c e w a ży ć m o ż liw o ść z b a w ie n ia d a n ą w ż y c iu d o c z e sn y m , a n a w e t je s z ­ cze p o p rz e jśc iu d o k ra in y u m a r ły c h . C h r y s tu s P a n m ó w i: „Kto słu ch a słow a mego i w ierzy Temu, który mnie posłał, ma żyw ot wiecz­

ny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do ży w o ta " (J. 5, 24). W te d y p o s ta w ie n i p o p ra w ic y Bo­

żej u sły szą: „Pójdźcie błogo­

sław ieni Ojca mego, odzie­

dziczcie Królestwo, przygoto­

wane dla was od założenia ś w ia ta " . N a t o m i a s t ty m , k tó rz y z n a jd ą się p o le w i­

cy p o w ie: „Idźcie precz ode mnie przeklęci, w ogień wiecz­

ny, zgotow any diabłu i jego aniołom" (M at. 25,34 i 41).

W Konfesji A ugsburskiej (rozdz. 17.) n ap isan o : „Ko­

ścioły nasze uczą, że przy koń­

cu świata Chrystus się zjawi, by odprawić sąd i w skrzesi wszystkich zmarłych. Poboż­

n ym i w ybranym da ży w o t wieczny i radość wiekuistą, a bezbożników i diabłów potępi, by cierpieli bez końca". G d y czytam y te sło w a ro d zi się p y tan ie, czy w olą Boga, k tó ­ ry jest m iłością m oże być, że n a w ieczn e p o tę p ie n ie z o ­ stan ą sk azan i w szyscy, k tó ­ rz y n a p rz e strz e n i w iek ó w nic o Jezusie C h ry stu sie nie słyszeli, czy n a w e t ci, k tó ­ rz y słyszeć nie chcieli? C zy w ie c z n e p o tę p ie n ie , p o tę ­ p ien ie b ez końca jest w sp ó ł­

m iern e d o n a w e t n a jstrasz­

niejszej zb rodni? C zy m ogą

b yć szczęśliw i ci, k tó rz y d o ­ s tą p ią z b a w ie n ia w ied ząc, ż e są in n i, k tó r z y c ie rp ią w iek am i m ęki, a w śró d nich lu d z ie n ie g d y ś n a m bliscy?

T e o lo g S c h le ie r m a c h e r u w a ż a ł, że m o żem y p o g o ­ d z ić się je d y n ie z c z a s o ­ w y m , ale n ie z w ie c z n y m p o tę p ie n ie m b ezbożnych.

D u sze p o tę p io n y c h nie s ą n ie ś m ie r te ln e ! B ib lia m ó w i o „ drugiej śm ierci"

(Obj. 2, 11 i 10, 14) czyli o c a łk o w ity m u n ic e stw ie n iu (2. Tes. 1,9) w szy stk ieg o , co sp rzeciw ia się Bogu. W O b­

jaw ien iu św. Jana czytam y, że: „...śmierć i piekło zostaną wrzucone do jeziora ogniste­

go" {Ob). 20,10 i 1 9 ,2 0 ).D la­

tego te ż m ó g ł Jan n ap isać, ż e „śmierci ju ż nie będzie"

(Obj. 21, 4), a P aw eł oznaj­

m ić: „A jako o sta tn i wróg zniszczona będzie śmierć" (1.

Kor. 15, 26). W te n sposób w szy stk o zo stan ie p o d d a n e B ogu i „Bóg będzie w szystkim we w szystkich" (1. Kor. 15, 28). To stan ie się, „...aby na imię Jezusa zginało się wszel­

kie kolano na niebie i na ziemi i pod ziemią i aby wszelki ję­

zyk wyznawał, że Jezus Chry­

stu s je s t Panem ku chwale Boga Ojca" (Bil. 2 , 10.11).

Jest rzeczą zro zu m iałą, że nie w szy scy zg ad zają się z tak ą w izją końca lu d z k o ­ ści. M yśl o w ieczn y ch m ę ­ k a c h p o tę p io n y c h je s t n ie d o z n ie s ie n ia , n a w e t je śli s k a z a n i n a n ie b y lib y n aj­

w ięk si zb ro d n ia rz e lu d z k o ­ ści, p o d o b n i d o tych, k tó rzy w kończącym się tysiącleciu w o k ru tn y sposób zg ład zili m ilio n y lu d z i. Jed n ak że nie m o żn a n ik o m u w ziąć za złe, je ż e li ob staje p r z y d w o ja ­ k im k o ń cu h isto rii lu d z k o ­ ści. Przecież n asze p o zn an ie e s c h a to lo g ii, rz e c z y o s ta ­ te c z n y c h , m a c h a r a k t e r cząstkow y. M o żn a też zro ­ zu m ieć ty ch , k tó rz y życzą sobie, ż e b y ch w ila śm ierci b y ła k o ń cem w sz y stk ie g o , rz e c z ą d e f in ity w n ą . Taką m y ślą k ieru ją się ateiści, a z a p e w n e i ci n a jw ię k s i z b r o d n i a r z e w d z ie ja c h lu d zk o ści.

K s. A lfre d Jagucki

(9)

5 0 LAT CHORU

PARAFII EWANGELICKO - AUGSBURSKIEJ W ZGIERZU

P

ierwszą informację do­

ty c z ą c ą p o c z ą tk ó w działalności muzycznej w zgierskiej parafii znajduje­

m y w piśm ie Rady Parafialnej

polskim i tekstami, repertuar chóru stawał się coraz obszer­

niejszy. W dużej m ierze było to zasługą pierw szego dyry­

genta - Paw ła R iedla, który

Chór ze Stalowej Woli z 8 maja 1948 r., zaś pierw szy u d o k u m e n to w a n y w y stę p chóru parafialnego odbył się z okazji Konfirmacji, w Zgierzu (również pierwszej, powojen­

nej) 18 kwietnia 1949 r.

O d początku istnienia chór uśw ietniał sw oim śpiew em nabożeństw a i wszelkie uroczystości kościel­

ne nie tylko w rodzimej para­

fii. Wyjeżdżał także do parafii w: Ozorkowie, Kutnie, Łowi­

czu, Łęczycy, Kaliszu. Oprócz występów „obowiązkowych"

(święta, pogrzeby, konfirmacje, śluby) chór brał udział w die­

cezjalnych zjazdach chórów. Je­

den z nich szczególnie zapisał się w pamięci uczestników, za spraw ą utw oru pt.: „Dzięki", o nowoczesnym jak n a lata 60-e rytmie. Pieśń ta w zbudziła u słuchaczy mieszane odczucia - jednych zachwyciła jej orygi­

nalność, inni krytykowali chór za „niepoważne potraktow a­

nie zjazdu".

Lata 90-e to okres obfitują­

cy w liczne w y jazdy (także zagraniczne). Trzykrotnie chór gościł w partnerskiej parafii w A ltenm edingen (1991, 1992, 1998), a raz w Lenz (1992).

Po początkow ych tru d n o ­ ściach ze zdobyw aniem n u t z

fot. Autor przekładał teksty niemieckich pieśni ze starych przedw ojen­

nych śpiew ników chóralnych na język polski.

Chór zgierski nie m iał am ­ bicji w ykonyw ania wielkich, uznanych utw orów o w yso­

kim stopniu trudności. Śpie­

w ał natom iast

pieśni bliskie sercom jego czło n k ó w . Ten śp ie w urzekał słuchaczy i był naj­

w ięk szy m a tu te m zesp o łu . N ie w iadom o dokładnie, ile pieśn i w yćw iczył z chórem Paw eł Riedel w okresie sw o­

jej 33-łetniej d y ry g e n tu ry . Szacuje się, że m ogło ich być około 200.

W 1950 r. chór liczył 18 członków. Tworzyła go głów­

nie m łodzież. W latach 60-ych liczebność zesp o łu w zrosła do 20-30 osób. N astępne lata okazały się dla chóru trudne.

Emigracja rodaków zagrani­

cę, głównie do Niemiec w la­

ta c h 7 0-ych, o b jęła ta k ż e członków chóru, także tych będących jego „filarami". Do­

chodziło w ów czas do sy tu ­ acji, k ied y to P aw eł R iedel d y ry g o w a ł i je d n o c z e śn ie śpiew ał jako tenor lub alt.

Lata 80-e były również nie­

łatwe. Długoletnich członków

chóru nie oszczędzał czas, a młodych osób nie przybywa­

ło. Dopiero w połowie lat 90- ych sytuacja zaczęła się popra­

wiać. W skład chóru weszło kilka m łodych osób, w tym rów nież z zaprzyjaźnionych p arafii rzym skokatolickich.

Odmłodzenie chóru spowodo­

w ało, że do jego repertuaru m o ż n a by ło w łączyć nieco trudniejsze, oryginalne utwory, z partiami solowymi wykony­

w anym i przez Katarzynę Mat- czak. N adal jednak zespół w ra­

ca chętnie do utw orów sprzed lat, a jest z czego wybierać. O d 1981 r., kiedy to pałeczkę dyry­

gencką przejęła Janina M arek - U ndas , wyćwiczono blisko 150 mniej lub bardziej znanych pieśni kościelnych.

Obchodzący swój Jubileusz chór liczy obecnie 18 osób. Ma charakter ekum eniczny i za­

p rasza w szystkich chętnych do wspólnego chwalenia Boga pieśnią. Dla parafii liczącej dziś około 100 osób słowa księdza Gloca: „Jak chór śpiew a to zbór żyje" nabierają podw ój­

nego znaczenia.

O d 5 do 6 czerwca br. chór parafii ewangelicko - augsbur­

skiej w Zgierzu obchodził 50- lecie swego istnienia. W rocz­

nicowym nabożeństwie m .in.

udział wzięli: ks. bp Mieczy­

sław Cieślar, który wygłosił kazanie i dokonał poświęcenia nowego instrum entu organo­

wego (typu Content D 2700), ks. dr hab. Bogusław Milerski z Łodzi, ks. prob. Cezary Jor­

d an i chór parafii ewangelic­

kiej ze Zduńskiej Woli, pani diakon teol. Halina Ploszek z Żyrardowa, ks. Henryk Góra - proboszcz najbliższej parafii rzymskokatolickiej w Zgierzu, ks. Szczepan Orzechowski - proboszcz parafii starokatolic­

kiej mariawitów w Dobrej oraz Zgierzu, ks .Kazimierz Kacz- m arski-proboszczparafii sta­

rokatolickiej m ariaw itów w Strykowie, ks. dziek. Stanisław M uchewicz z Kościoła polsko- katolickiego z Łodzi i ks. Fry­

deryk Domaradzki ze Zborów Chrystusowych z Łodzi oraz przewodniczący Rady Miasta Z gierza - S ław om ierz Jani­

szewski. Z zagranicy przybyli daw ni parafianie, mieszkający dzisiaj na terenie Niemiec (m.

in.: A leksander Ernst, Erich Miller, H elm ut Spletzer, Anna Radke - córka pierwszego dy­

rygenta chóru), a także człon­

kowie przedwojennych para­

fialnych o rk iestr d ęty ch ze Zgierza (Alfred Reiter) i okoli­

cy (Helmut Grunwald).

Jubileusz uświetniły koncer­

ty: Chóru - jubilata pod dyrek­

cją Janiny Marek - Undas oraz Chóru Towarzystwa Śpiewa­

czego LUTNIA ze Zgierza pod dyrekcją Dawida Bera.

Nadesłał ks. Marcin Undas

N abożeństwo jubileuszowe fot. Autor

7

(10)

W 125. rocznicę urodzin Józefa, Jana i Jerzego Jana B u zk ó w

WIELCY R O D EM Z K O Ń SK IEJ

Cz. II

J

an i Jerzy Jan Buzkowie, sy­

nowie Andrzeja i Marii z Kajzarów, przyszli na świat 27 III 1874 r., a więc zaledwie cztery miesiące po narodzinach Józefa. I oni okazali się niemniej zainteresow ani nau k ą i nie­

mniej zdolni od swego kuzyna.

Rok później od niego pożegna­

li cieszyńskie gimnazjum z ta­

kim samym przeświadczeniem o nabytej wiedzy i o swoich ko­

rzeniach. Każdy z nich wszak­

że poszedł za głosem swego po­

wołania.

Lekarz

Jan Buzek, śladem swego ku­

zyna poszedł do Krakowa, po­

dejmując dla odmiany studia medyczne. Już w 1901 r. uzyskał tytuł doktora nauk wszechme- dycznych i miał zapewnioną dalszą karierę naukową u boku słynnego profesora H enryka Jordana. Widać jednak zaszłyja- kieś okoliczności, że dr Jan Bu­

zek przeniósł się bliżej domu ro­

dzinnego. Krótko zatrzymał się w Białej, a w 1902 r. osiadł na stałe w Dąbrowie na Śląsku Cieszyńskim, gdzie przez kilka­

dziesiąt lat pełnił obowiązki le­

karza gminnego i górniczego.

Rychło zasłynął z wyjątkowo ofiarnej służby lekarskiej, a w równym stopniu także jako nie­

zwykle aktywny społecznik w szeregu polskich organizacji.

Największe zasługi położył w Macierzy Szkolnej. Przy wy­

datnym jego poparciu doszło do założenia drugiego polskiego gimnazjum na Ziemi Cieszyń­

skiej - w Orłowej. Był także za­

łożycielem i pierwszym preze­

sem Ogniska Polskiego w Dą­

browie. Powołał też do życia Związek Staiych Strzech "Zni­

cza", wspierający materialnie ubogich studentów. Zmobilizo­

wany w czasie I wojny świato­

wej, wrócił z niej szczęśliwie w sławie lekarza. Skutecznie ratu­

jącego żołnierzy przed różnymi epidemiami. W rodzinnych stro­

nach nie ominęły go jednak bo­

lesne doświadczenia z powodu wybuchu konfliktu zbrojnego pomiędzy Polakami i Czechami i ostatecznego podziału Śląska Cieszyńskiego pomiędzy Cze- chosłowację i Polskę w połowie 1920 r. Dr Jan Buzek postanowił mimo wszystko pozostać w Dą­

browie i ze zdwojoną energią włączył się w działalność naro­

dową. Oprócz pracy w Macie­

rzy Szkolnej, w Związku Har­

cerstwa Polskiego, w "Sokole" i wielu różnych komórkach żyda narodow ego, zw iązał się ze Stronnictwem Ludowym, został jego prezesem i z jego ramienia, w 1929 r. został wybrany posłem do Zgromadzenia Narodowe­

go w Pradze. Sześć lat później powierzono m u funkcję wice­

prezesa Rady Naczelnej Pola­

ków w Czechosłowacji. Siłą rze­

czy, skrótowo przedstawiona li­

sta funkcji wystarczająco ilustru­

je niezwykłą aktywność i odda­

nie dr. J. Brożka dla polskiego śro­

dowiska na Zaolziu. A przecież prowadził jeszcze wykłady w szkołach z zakresu higieny, opu­

blikował szereg artykułów za-, równo związanydi z wykony­

waną praktyką lekarską, jak i działalnością społeczną.

Przyszła jesień 1938 r., gdy na niespełna rok zachodnia część ziemi deszyńskiej znalazła się w granicach Polski. Następna je­

sień przyniosła bolesną napaść wojsk hitlerowskich na nasz kraj. Na Polaków, także z Zaol­

zia, spadły pierwsze ciosy terro­

ru. Dr Jan Buzek rychło przeko­

nał się, jak kruche było jego prze­

konanie o możliwośdadr niesie­

nia pomocy innym. Wszak on nigdy nie pytał wzywającego go

pacjenta jakiej jest narodowośd.

Cieszył się też powszechnym szacunkiem. Teraz stał się ofia­

rą aresztowań. 2 1 IX 1940 r. za­

kończył żyde w obozie koncen­

tracyjnym w Dachau. Urna z prochami dr. Jana Buzka zosta­

ła złożona w grobie jego pierw­

szej żony A nny córki ks. Karola Michejdy, zmarłej w 1909 r.

Metalurg

Jerzy Jan Buzek pozostawił swój chlubny ślad w zgoła zu­

pełnie innej dziedzinie, w me­

talurgii żelaza. Po maturze w 1895 r. udał się do znanej au­

striackiej uczelni technicznej w Leoben, uzyskując ostatecznie w 1899 r. tytuły inżyniera gór­

nika i hutnika. Pierwsze lata przepracował we wspomnianej Hucie Żelaza w Trzyńcu. Od 1911 r. przez resztę życia służył swoim talentem Odlewni Że­

liwa w Węgierskiej Górce; ry­

chło doprowadzając zakład do niezwykłego rozkwitu. Stop­

niowo też, od starszego inży­

niera awansował na dyrektora zakładu, a w 1923 r. na naczel­

nego dyrektora Spółki Hutni­

czej.

Już w Trzyńcu, inż. Jerzy Bu­

zek podjął szerokie badania nad tedmologią wytopu żeliwa i budow y żeliwiaków. Wyniki tych badań opublikował w kil­

ku czasopismach technicznych w kraju i zagranicą. Bezpośred­

nim efektem tych badań było ustalenie optymalnej ilości po­

w ietrza, potrzebnego dla za­

pewnienia właściwego przebie­

gu wytopu żeliwa w zależno­

ści od przekroju poprzecznego pieca. Wielkość tę w literaturze fachowej przyjęto nazywać na cześć inżyniera - stałą Buzka.

Zakład Odlewniczy w Węgier­

skiej Górce był zresztą dla inż.

J. Buzka kolejnym laboratorium badawczym i miejscem doko­

n y w an ia śm iałych ekspery­

mentów. Niemałą sensację było wówczas odlanie największej na świecie rury wodociągowej o średnicy 1, 2 m. i długości 5 m. Wiedza inżyniera podbudo­

wana solidną praktyką zwróci­

ła uwagę Akademii Górniczo - Hutniczej w Krakowie. Od 1927 r. inż. J. Buzek prowadził już wykłady na uczelni z zakre­

su odlewnictwa, a później tak­

że metalurgii wielkich pieców.

W 1933 r. habilitował się, przed­

stawiają kolejną pracę pt. „Teo­

retyczne uwagi o budowie i pę­

dzeniu płomieniaków odlewni­

czych", z którą zapoznał rów- nież uczestników Międzynaro­

dowego Zjazdu Odlewników w Pradze. Dwa lata później zo­

stał członkiem koresponden­

tem Polskiej Akademii Nauk Technicznych. Już jako profe­

sor założył Stowarzyszenie Techników Odlewników Pol­

skich STOP i był jego pierw ­ szym prezesem. Uczestniczył także w pracach Komitetu Nor­

malizacyjnego przy Minister­

stw ie Przem ysłu i Handlu.

Obok wielu innych, wielkie za­

sługi położył w Towarzystwie Szkół Ludowych, zarówno w Zarządzie Głównym, jak i w Kole w W ęgierskiej G órce, gdzie ustanowił specjalny fun­

dusz zapomogowy dla kształ­

cenia ubogiej m łodzieży Ży­

wiecczyzny. Dużo publikował - ktoś obliczył, że jest on auto­

rem 64 prac naukowych z za­

kresu swojej speqalności. Dzię­

ki jego osiągnięciom, polska szkoła odlew nictw a stopów żelaza wysunęła się na czołowe miejsce w świecie.

Prof. Jerzy Jan Buzek zmarł 9 I I 1939 r. i został pochowany na cieszyńskim cmentarzu ko­

munalnym. Wraz z jego śmier­

cią technika polska poniosła wielką stratę.

Już na marginesie w spo­

mnijmy, że z jeszcze innej ga­

łęzi tego ro d u w yw odzi się obecny premier Rzeczypospo­

litej, prof. Jerzy Buzek. Ale to już osobny temat.

Władysław Sosna

(11)

Czy m ożliwe jest pojednanie?

ue zaangażowanie się m rzecz pojednania: Pojednanie- dar Boga i zrodto nowego życia.

P o d c z a s D r u g ie g o Z g r o m a d z e n i a E k u m e n ic z n e g o E u r o p y , k tó r e o d b y ło s ie w G r a z u , w c z e r w c u 1997 r o k u , w ) d a n o d o k u m e n t z a t y t u ł o w a n y '" C h r z e ś c ija ń s k ie z a a n g a ż o w a n i e s ię n a r z e c z p o je d n a n ia : P o - j e d n a n i e d a r B o g a i ź ro d io n o w e g o ż y c ia " . O d te g o c z a s u te m a t p o j e d n a n i a to w n r z ) s z v w ie k i s p o t k a - t i o m e ł u m m ic z n y m : je s t p r z e d m i o t e m d y s k u s ji. W p a r a f ii e w a n g e lic k o - a u g s b u r s i iej w iC rak o w ie d o k u m e n t z G r a z u s ta l s ie b a z ą d o sześ< i u s p o tk a ń d \ s k u s y jn v c h ( g r u d z i e ń 1998 - c z e r w ie c ! 999). P re - z e n t o u a n s p o n i ż s z ) c y k l a r t y k u ł ó w je s t re la c ją z ty c h ż e .

CZĘSC IV

ZROZUMIEĆ NOWE RUCHY RELIGIJNE

C

zytając „Orędzie" z Gra­

zu nie sposób oprzeć się w rażeniu, że pragnie ono objąć wszystkich i wszyst­

ko. Nie chodzi więc tylko o po­

wtórzenie pewnych tematów, dosyć szeroko dyskutowanych już wcześniej, ale także o spoj­

rzenie na problem y całkiem nowe i wcale nie mniej ważne.

Takim tematem jest chociaż­

by kwestia nowych mchów re­

ligijnych, sprawa nowa i nieno­

wa, bo tzw. sekty istniały jesz­

cze przed powstaniem chrześci­

jaństwa (były grupą w obrębie danej religii). Od pewnego cza­

su można zauważyć wzrost za­

interesowania nowymi mchami religijnymi związany z sytuacją końca wieku i wymieszaniem się elementów różnych kultur.

Współczesny człowiek zaczął poszukiwać własnej

tożsamości,

a w tych poszukiwaniach czę­

sto czuje się samotny. Może więc zwrócić się ku wspólnocie, któ­

ra obiecuje, ale także daje, ciepło, akceptację i pomoc w trudnych sytuacjach życiowych. Są tacy, którzy znajdują to wszystko w chrześcijaństwie, ale są też tacy, którzy nie mogą odnaleźć się w tej instytucji, która zrzesza masy i często pomija jednostkę. Nie jest już dzisiaj prawdą, czego do­

wiedli psychologowie, że istnie­

je tylko pewien typ charaktem podatny na działalność nowych ruchów religijnych. Czasami grupy społeczne czy bardziej zinstytucjonalizowane mają w swoim gronie osoby z tenden­

cjami psychotycznymi. Jak w każd y m p rz y p a d k u istnieją wyjątki i gdybyśmy chcieli zna­

leźć w jakiejś nieformalnej gra­

pie kogoś niezrównoważonego emocjonalnie to zapewne nam by się to udało.

Wraz z zainteresowaniem nowymi ruchami religijnymi,

pojawiła się też niechęć i stereoiypy,

które powtarzane są w mediach i literaturze na ten temat. Nie tylko nie mówi się o pojedna­

niu, ale zapomina się o podsta­

wowych prawach człowieka - prawie do wolności myśli, su­

mienia i wyznania. W kwestii nowych ruchów religijnych po­

trzebne jest więc nowe spojrze­

nie w duchu pojednania i ak­

ceptacji, które nie wyklucza jed­

nak „-poszukiwań sprawiedliwości i prawdy".

Termin „nowe ruchy religij­

ne" jest stosunkow o now y i chyba bardziej trafny niż do­

tychczas stosowane słowo „sek­

ta", które nabrało w yraźnie ujemnego charakteru. Mimo to pragnę podać definicje obu tych określeń. Wiele jest definicji

„sekty”, gdyż samo słowo poja­

wiło się jeszcze zanim zaistnia­

ło chrześcijaństwo, początkowo także zwane sektą. Słowo po­

chodzi z łaciny, wyprowadza się je od następujących słów:

„secta" - kierunek, postępowa­

nie, stronnictwo, „secare" - od­

cinać, rozdzielać „seyuor" - iść za kimś. Sekty - jak stwierdza Ersnt Troeltsch w „Die Sozial­

lehren der christlichen Kirchen und Gruppen" - to takie odróż­

niające się od oficjalnego Kościoła grupy, które zachowując określone elementy idei chrześcijańskiej uj­

mują je i kultywują w oderwaniu od innych, czyniąc to w taki spo­

sób, że w konsekwencji przeciwsta­

wiają się doktrynie Kościoła panu­

jącego i wyłamują się ze wspólno­

ty, którą on stanowi." Soq'ologia, jak i religioznawstwo używają (lub używały) tego pojęcia tak­

że w stosunku do grup społecz­

nych lub grup w obrębie danej

religii. „Naiue ruchy religijne" to wewnętrznie zróżnicowany zespól organizacji, z których większość po­

jawiła się w dzisiejszej postaci zv drugiej połowie naszego wieku, i które oferują zwykle pewien rodzaj odpowiedzi na fundamentalne py­

tania natury religijnej, duchowej i filozoficznej (Eileen Baker, Nowe ruchy religijne). Ta definicja uak­

tualnia sprawę, poszerza per­

sp ek ty w ę i w ydaje się być obiektyw na. W tem acie n o ­ wych ruchów religijnych nie często jednak stosuje się defini­

cje o charakterze obiektywnym.

Tworzy się raczej własne, nada­

jąc im charakter powszechny, jak np. definicja p. Ryszarda Now aka z Komitetu Obrony Przed Sektami, który w progra­

mie TY określił sektę jako

„grupę przestępczą, która nazyw a siebie religią."

W praktyce więc o wiele czę­

ściej używa się słowa „sekta" i z góry przesądza się o ujemnym wpływie danej grupy. W tym miejscu można by zapytać dla­

czego tak się dzieje. Jest to zwią­

zane z niewiedzą, brakiem ak­

ceptacji, ze strachem przed in­

nością. Wielokrotnie praw da o danym stowarzyszeniu zostaje przekształcona i poddana „spo­

łecznej o&ró&ce ". Nie widzi się już nic poza zagrożeniem , jakie grupa stanowi. Zapomina się, że to właśnie do tych grup moż­

na wstąpić w wyniku świado­

mego wyboru. Mało kto prze­

cież rodzi się członkiem sekty.

Ten artykuł nie ma na celu idealizaql nowych ruchów re­

ligijnych i przekonania wszyst­

kich, że powinni do nich nale­

żeć. Chodzi raczej o to, by za­

stanowić się jakie są źródła na­

szych uprzedzeń i czy w jakiś sposób można się z nimi upo­

rać. Należy jednakpamiętać, że

nowe ruchy religijne nie są jednolitym tworem.

Jak sama definicja wskazu­

je to nie jedna organizacja, a ze­

spół organizacji. Każda z nich m a inne założenia i zasady, każda odwołuje się do innej religii lub filozofii niejedno­

krotnie zupełnie obcej miesz­

kańcom Zachodu. W związku z różnorodnością poglądów i sp o so b am i d ziałan ia, NRR można podzielić na szkodliwe, destrukcyjne i nieszkodliwe, niedestrukcyjne. Eileen Baker pisze o sytuacjach „potencjal­

nie" niebezpiecznych, które mogą wskazywać na szkodli­

wość sekty: „1) Odcięcie się ru­

chu (pod względem geograficz­

nym lub społecznym) od reszty społeczeństwa, 2) Stopniowe uza­

leżnienie się konwertyty od defi­

nicji i ocen rzeczywistości podsu­

wanych przez ruch, 3) Ustana­

wianie przez ruch ostrych, niewe- ryfikowalnych rozgraniczeń po­

między 'nami' i 'nimi', 'boskimi' i 'szatańskimi', 'dobrym' i 'złym ', itp., 4) Podejmowanie przez inne osoby istotnych decyzji dotyczą­

cych życia konwertytów, 5) Pod­

pieranie się przez przywódców bo­

skim autorytetem dla uzasadnie­

nia swoich działań i żądań, 6) Dą­

żenie przywódców do osiągnięcia jedynie słusznego celu w jedynie słuszny sposób". („Nowe ruchy religijne" s.213-214).

Istnieją grupy niebezpieczne, które łamią prawa człowieka i można zauważyć ich szkodliwe działania na członków (jak cho­

ciażby „Niebo"). Każdą grupę powinno się badać oddzielnie i dopiero po zbadaniu ostrzegać o jej szkodliwości (pocieszające jest, że powstają centra informa-

9

Cytaty

Powiązane dokumenty

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?&#34; To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć&#34; - ripostuje

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

n ia. To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa.. Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to

pejskiej, ani nie w yrzeka się w skutek takiego kroku swej w iary (religijnej), ani nie jest do tego zm uszany.. N ie

Wielość ról społecznych, w jakich m ożna spotkać wielu pastorów, jawi się bardziej jako przeszkoda niż pomoc dla współczesnego badacza.. Wiejski pleban m a tu

nym ku czci i chwale Bożej. Tym ziarnem jest rodzaj ludzki, który zawsze miał cieszyć się wielkością Boże­.. go błogosławieństwa oraz obdarzony wolą Bożej nauki miał