• Nie Znaleziono Wyników

Nowy Pamiętnik Warszawski : [dziennik historyczny, polityczny, tudzież nauk i umiejętności]. T. 15 (sierpień 1804)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nowy Pamiętnik Warszawski : [dziennik historyczny, polityczny, tudzież nauk i umiejętności]. T. 15 (sierpień 1804)"

Copied!
134
0
0

Pełen tekst

(1)

w 1 p <& W A R S Z A W S K I . " DZIENNIK H IS T O R Y C Z N Y , P O L I T Y C Z N Y T U t) Z I E Z N A U K i U M

1

E I Ę T N O S C L T O M X V ,

R O K

1 804.

L I P I E C , S I E R P I E Ń , W R Z E S I E Ń .

Haec s tu d ia adolescetitiam s i u ń t , g e n e d a t s m oh le-

ctanfc , s e c u n d a s res o r n s n t , adversis p e r f o g i u m sc solu-

tidra p r a j b e n t, d e l e c t s n t dorni , non ia>pe<Jium forta

4

p e r n o c t s n t nobiscuna t peregrinarttur t r a s t i c a n t u r . Cicer o s '1/. i •; ' i ^ ’-.a • »•• •; Z d pozwoleniem Zwierzchności w W A R S Z A W I E 18 0 4

(2)
(3)

N

O

W

Y

A M

W A R S Z A W S K I .

R O K .

1 8 0 4 .

S I E R P I E Ń .

H I S T O R Y A.

W ypis trzeci z podróży do S z w e c y i, Finlandyi

i j f t i p o n i i , p r z e z Jozefa Acerbi.

a p r z y b y c ie m do Vasa odwiedziliśmy p r e z y ­ denta i gubernatora. Zaproszeni na o b i a d ,

znaleźliśmy dobran e towarzyltwo , i p rzyięci

byliśmy z ta sama okazałością i z w y c z a ia m i , iak w S t o k o l m i e , g d y ż w k a ż d y m kraiu p ro w in -

cyalne miafta naśladuią ftołicę. Znalazłem

ram p r z y ie m n ą , o b y c z a y n ą i n ad er o ś w ie c o n ą k o b i e t ę , to ie lt, ż o n ę prezydenta s ą d o w e g o ; mówiła bardzo d o b rze p ofran cu zku , p o w ło s k u ,

i znała wszyltkie p o e z y e W ło s k ie .

P o zn a łe m tam ta k że iednego xiędza , z k t ó ­

rym miałem bardzo miłą rozmowę. O p o w i e ­

dział mi w iele ciekaw ych rzeczy , t y c z ą c y c h się rozm aitych o s ó b , a m ianow icie L in n eu sza , z k t ó r y m miał ścisłą zn aiom ość w Ujpsalu. Opo~

(4)

wiadał mi takie szczegóły o p ró żn o ści tego wiel­ kiego n atu rałifty, iż trzeba wielu p o łą c z o n y c h

świadectw, a ż e b y im wierzyć. Pewna dam a,

która w ż y c iu swoiem nie była za granicą swo- ie y p r o w in c y i, prosiła p r z y i a c i o ł k i , a że b y za ie y zalecenie.ni moc i a widzieć naturałifte i iesoJ O C O

k o llek cyą. Linneusz p rzy la ł ią bardzo grzecznie,

i zaczął p o k a zy w a ć swoie muzeum. T a dama

zadziwiona wielością przedmiotów i u w ag , k t ó ­ re nad k a żd ym z nich c z y n i ł , zawołała : „ pra­ wdziwie nie dziwiiię się t e r a z , iż imie Łinne-

usza znane ieft w e wsżyltkicli kantonach p ro -

w'incyi Upsalskiey.,, Linneusz spodziewaiąc. się okazałszey p o c h w a ły , uraził się tern , i natych- miaft p o z b y ł się damy.

Jednego dnia Linneusz nie b y ł ^ humorze przyym o wania g o ś c i , i dał r o z k a z , ^azeby n i­

k o g o nie wpuszczano. Pewny ofiicyer przybyły

z bardzo dalekiey Itrony z kilku kobietam i ied y n ie w celu widzenia k o łłe k c y i, znalazłszy

drzwi zamknięte , a nie b ę d ą c w humorze w r a - ćania się z n i c z e m , w ybił ie i wszedł do gabinetu L in n eu sza , k t ó r y zrazu okazał twarz

zagniewaną, Officyer nauczony, iak so b ie miał

p o itąp ić , rzekł do n iego: „ S ł a w n y F i l o z o f i e , k tó re g o świat cały uznaie za naypierwszego z

g ie n iiu s z ó w , k t ó r y m o c ą tw ego rozumu w ydar­ łeś naturze wszyitkie iey t a i e m n i c e . . . Linnt-

usz ucieszony tem z a c z ę c ie m , przerwał officye- rowi m o w ę , uściskał go i nazwał swoim przy-

iacielem. Przez cały czas iego bawienia b y ł

W lak naywesełszym humorze.

134

rltjwrijci

.

(5)

Wypis z podróży do Szwecp,

135

Linneusz tak m o c n o lubił p o c h w a ł y , iż

n ig d y ich od pochlebftwa rozeznać nie umiał. T e n sam duchowny, k t ó r y mi to o p o w ia d a ł, nie

ch cia ł tem u w ie r z y ć , lecz przekonał s i ę , g d y w i d z i a ł , ia k ą rad o ść sprawiła w Linneuszu p o ­

chw ała, k t ó r ą napisał ieden z jego p rz y ia c ió ł, a k t ó r ą nawet dziecko n a zw a ło b y szyderftwem , tak ie y w y ra zy b y ły nadęte. T a p och w ała b y ła w Itylu azyatyekim : autor nazwał p rofessora

słońcem botanisłów, Jow iszem n a u k , sekreta­ rzem n a tu ry , Oceantm 'iim ieiętności, bicgeiącą g ó rą eruBycyi i t.d. Zamiaft obruszenia się na

ta k śmieszne w y r a z y , Linneusz u rad ow an y prze­ ryw ał po kilka r a z y czytanie dla uściśnienia

a u t o r a , riazywaiąc go swoim naymilszym p r z y ­ jacielem.

Z a c z ą w s z y od Gamla Carleby ( p o r t m o r ­ ski ) odbyw aliśm y dalsza naszę p o d r ó ż saniami

przez o d n o g ę Botnii wzdłuż brzegu , aż do

LJleaborg: w t e y drodze doznaliśmy n o w y c h

n iesp okoyn ości. T a m y ś l, iż się znaydowali-

śmy nad g łę b o k o ś c ią O c e a n u , w ultawiczną wprawiała nas trwogę. S ło ń c e czasami dogrze- w a ia c e , zoltawiało w n ie k tó ry c h m ieyscach w o ­

dę na dwie (topy, Jadąc po te y w odzie na n o ­

wo zam arźniętey , częfto nam się zdarzało za­

łamać. N a g łe spadnięcie s zalanie sanek w o d ą ,

p ra c a o k o ło w y d o b y c ia konia z p ośród l o d u , sprawuią na umyśle p o d r ó ż n e g o p rzyk re u -

pzucia.

N a p o tk a liśm y r y b a k ó w , k t ó r z y ściągnęli

na siebie naszę ciekawość. Mieli na n o g a ch

(6)

136

Histonja.

drewniane ł y ż w y , w rękach kosztur o k o w an y w żelazo , którym się popychali. P ręd kość z ja­

k ą ci ludzie biegaią po lodzie iefl: niesłychana , atoli ich nogi nie maią nic do czynienia, same

tylko ręce pracuią. U ż y w a ią pew nych n o ­

ż y c do przebiiania lodu w m i e y s c a c h , gdzie żarzucaia wędki aż do trzydzieftu ftóp g łę b o - .

kości. Podczas m ocnego mrozu muszą ufta-

wicznie mieszać w o d ę , ażeby nie zamarzła. Nąchw ytali przy nas wiele ryb ; przyłożyliśm y się także do te y p racy ło w ią c ich narzędziami.

Chcieliśmy również doświadczyć naszey zrę­ czności na ich ł y ż w a c h , lecz nie byliśmy tak szczęśliwemi , a naszd czelte upadnienie wrię c e y

ich , niżeli nas zabawiło.

Zamierzyliśmy sobie zoftawać tylko przez

p ię ć dni w ULeabord, Chcieliśm y doftać się do

naydalszych p ó łn o c n y c h części k r a iu , p ó k i lo d y trzym a ły , a ż e b y p o w r ó c ić przed końcem l a t a , i widzieć kray w e dwóch pi’zeciwnych porach roku„

Chcieliśm y odprawiać p o d r ó ż rennami p o śnie­ gu , widzieć śnieg (topniały, murawę wzralta- i ą c ą , nltępuiących w g ó r y L a p o n ó w , i p ola

nagle bogatym plonem odziane. L e c z nasze

zamiary ult^piły ponętom życia w Uleaborgu , gdzie znaleźliśmy przyiemne towarzyltwo i n a ­

der u ym u iącą gościnność. Miałem ta k że s p o ­

s o b n o ś ć nauczenia się co k o lw ie k hiftoryi n a ­ tura I n e y , co mnie przysposobiło do p o ź y t e -

czney p o d r ó ż y przez L a p o n ią .

(7)

swo-Wij pis z podróży do Szwecyi.

137

ie g o ż y c ia p rzy k ró lu Gultawie. W i e l e odbył p o d r ó ż y , i liczne w nich zebrał dla nauk k o ­ r z y ś c i; posiada gabinet fizyczny i laboratorium

Chimii.

N ik tb y się nie s p o d z i e w a ł , a ż e b y czło­ w iek tak ośw iecony b y ł gorliwym ftronnikiem magnetyzmu zw ierzęcego , i zapalonym apofto-

łem Mesmera. Czynił przy nas po kilkarazy

d o ś w ia d c z e n ia , k tó re osłabiwszy m oie n ied o - w ia r lt w o , usposobiły mnie do wierzenia, iż

W samey rzeczy znayduie się iakaś m oc , k t ó r e y

my ieszcze nie znamy własności i biegu. S k u ­

tk i k t ó r y c h byłem świadkiem, nie m o g ą b y d ź przypisane im a g in a c y i, ani m o g ą się obiaśnić

przez zw yczayne prawidła fizyki. N ie dał mi

wprawdzie uczuć ża d n e g o skutku m agnetyzuiąc m n ie , lecz udało mu się to na innych osobach,

o k tó ry e h rzetelności p o w ą tp ie w a ć nie mogę. N i e ch cę w ch o d zić w ro zb ió r skrytości natury. Poftrzeżenia fizyczne tak b y ły w oftatnich cza­

sach l i c z n e , iż m o ż n a się spodziew ać na­

b y c ia n ieiak iego światła o naturze tey m o c y , k t ó r e y rzeczywiltość zdaie mi się b y d ź dziś

dowiedziona.O

M ó y towarzysz p o d r ó ż y rów nie iako i ia n ie wierzył w skutki Mezmeryzrnu. B a ro n zrobił na nim swe d ośw iad czenie, i bez innych sp o ­ s o b ó w , prócz poruszenia iego p a l c ó w , w p r o ­ wadził go w głębokie uśpienie. ,, W czasie tego snu odpow iadał na wszyftkie- za p y ta n ia , którem

m u czynił. D ośw iadczałem , czyli go nie obu-'

(8)

*38

B iftonja.

le c z na próżno ; znaydował si<g w (tanie zupeł-

n e y nieczułości iak g d y b y ż y ć przeftał. G d y

baron chciał go obudzić , zrobił to n atych - miall iedynie przez poruszenie iego palców. O niczein nie pamiętał, co się z nim działo w c z a ­ sie tego uśpienia, nie chciał w i e r z y ć , że spał,

i nie [>rzeftał się sprzeczać, d o p ók i go nie p rze k o ­

n ał iego własny zegarek , i świadectwo w'szy-

ftkich osób przytomnych temu doświadczeniu.

M ó g łb y m tu przydać wielką liczbę zdarzeń i

okoliczności , z k tó ry ch okazuie się n ie p o d o - bieńltwo , a ż e b y mogła zachodzić iakakolw iek zm ow a między magnetyzuiącemi i m agnetyzo- w a n e m i ; lecz ta nauka ieft dziś nadto zarzu­

c o n ą , ażgbym się nad nią długo miał zaftana-

wiać. Muszę iednak p r z y to c z y ć naflępuiącą

okoliczność.

P o d czas naszego bawienia w 'Uleć.horg , p rzy b yli tamże dway w ęd row n icy Angielscy *

ludzie u c z e n i , i ieżeli b yd ź m o ż e , bardziey

ieszcze od nas nie w ie rzą c y w magnetyzm. Z a ­ trzymali się w tem mieyscu dla widzenia do™ świadczeń m ag n etyczn ych , o których cudow ne

rzeczy słyszeli. Umówili się między sobą, a że ­

b y zażartow ać z barona. Jeden z nich miał

u d a ć , ż e g łę b o k o zasn ął, a potem za danym znakiem śwoiego towarzj^sza miał się nagle o- d e c k n ą ć dla wzbudzenia śmiechu przytom nych

kosztem magnetyzuiącego. Z a częło się do­

świadczenie. Anglik zasnął tak d o b r z e , iż i e ­

go towarzysz nadaremnie dawał utnowione

(9)

g r ą ż o n e g o letargu. C i dway wędrow nicy w y d a ­ dzą zapewne opisanie swoich p o d r ó ż y , i m o gą p o tw ierd zić to zdarzenie.

Ż a ł o w a ć n a l e ż y , iż w powszechności M e - smeryftow^ie tak. daleko daią się uwodzić swoiey im a g in a c y i, iż chcą zn ayd yw ać w niebie p rzy ­

c z y n y fkutków , k tó ry c h są świadkami , zamiaft c o b y mieli b a d a ć naturę , pow tarzaiąc i odmie- jniaiąc tysiącznemi sposobam i swoie doświad­

czenia , i Itrzegąc się uprzedzeń mieszaiących.

ro zsą d e k . G d y im aginacya raz zeydzie z to r u ,

w tenczas zapędza się w niesk o ń czo n e b e z d r o ­ ż a , i usiłuie tym lub ow ym sposobem d o c h o ­

dzić zw iązku przyczyn ze fkutkami. S tą d p o ­

s z ły szalone t e o r y e Itronników magnetyzmu : naprzykład b aron de Silfuerkielm b y ł p r z e k o ­ n a n y , iż dusza o s o b y magnetyzmem u ś p io n e y ,

opuściła c ia ło , i przechodziła się po niebie. O p o w ia d a ł wiele rzeczy o k ra in a c h , w k tó ry c h

dusze tym sp osob em podczas snu prze­

byw ały. U tr z y m y w a ł, iż tam były, ubrane w

b i e l i , iż doznaw ały s z c z ę ś c ia , iakiego sobie

w yftaw ić nie iefteśmy zdolni. Mniema] , iż

dusza tym sposobem od w ięzów ciała o sw o ­ b o d ź ona , widziała przyszłość i wiele innych rz e c z y , k t ó r y c h nasze grube organy o b ia ć nie

m o g ą . Zamiaft w ypytania się magnetyzowa-

n e g o człow ieka względem czucia iakiego d o ­ ś w i a d c z y ł , o w yo b rażen iach iakie mu się zo>- ftały po iego u śp ien iu , i zamiaft; zasięgać ia- k o w e g o światła z porównania odpow iedzi w ro.- zmaitych m ateryacli, on zapytywał się u (i. a w

(10)

i 4 o

Historya.

cznie o ubiorze dusz i o rodzaiach ich ż y c ia mm

w tych niebieskich krainach. Badał śpiącego,

co się dzieie z jego o j c e m , dziadem , a za-

zw yczay o b u d zo n y przynosił mu p rz)iem ne

z tamtego świata o iego przodkach nowiny.

Potrafiono oznaczyć bieg płynu elektry­

cznego i galwanicznego. N ie widzę n ie p o d o -

bieiiftwa , ż e b y nie miano w yn aleźć bytności i biegu innego płynu, k t ó r y ma swoie osobne wła-»

sności i związki. Rozumiem te ra z , iż fe n o ­

mena magnetyzmu zw ie rz ę c e g o , nie m ogą b y d ź przyznane źad n ey z tych p r z y c z y n , iakie w y ­

myślili nieprzyiaciele tey nauki. Rozumiem

t a k ż e , iż akadem icy F r a n c u z ć y , k tó ry m p o ­ le c o n o , a że b y w te y mierze swoie ogłosili

zdanie , nie dali sobie dosyć czasu , i nie mie­ li d o sy ć bezltronnego d u c h a , iaki ielt nieu­

chronnie potrzebn y w tak^trudnem d o ch o d ze ­ niu, i po tych wszyftkich dziecinnych p o w ie ­

ś c ia c h , k t ó r e w tey okoliczności opow iadano i opisywano.

B a ro n nie narobił sobie ilronn ików w Ule-

aborg, Oświecenie d o s y ć tam iefl; upowsze­ chnione , a że b y się nie miano na baczności przeciw temu w sz y ftk ie m u , co tylko na szarla-

tanizm zakrawa. B a ro n de Silfuerkielrn nie ma

ani p o m o c y , ani za ch ę ce n ia, iakie w ynikaią

(11)

mnie-W y f i s z podróży do Szwer.yi.

141

*

manym skutkom ż a d n e y przyczyny naznaczyć nie m o ż e , a w ie d zą c bardzo dobrze , iż zrę­

czn e oszuftwo om am ić u m i e , b o ią s i ę , a ż e b y nie zoftali igrzyskiem o s z u lió w , i wolą nicze­

m u nie wierzyć. N a p ó ł uczeni są ieszcze

tru-i do uwtru-ierzentru-ia. N i e zaltanawiaia

się nad powziętem i raz m n ie m a n ia m i, lecz m a ią za praw idło w ie rz y ć i a k n a y m n i e y , i o d - rzu caią przez lekkom yśln o ść t o , o czem inni

p o w ą t p i e w a j przez roltropność. G ł u p c y są

nayniebezpieeznieyszem i nieprzyiaciołam i k a ż -

d e y n o w e y nauki , p o n ie w a ż zawsze o k a -

zu ią się łatw em i do i e y przyjęcia , i w ię ce y ich uderza t o , co porusza ich i m a g i n a c y ą ,

niżeli co p r z e k o n y w a rozum ; osobliw ość ma

dla nich nayw iększe p o n ę ty . S tą d p o c h o d z ą

obw inienia o c z a r y , o z m o w y z diabłami, tak z w y c z a y n e p o m ięd zy pospolitwem. D o m y ś l a ć

się tr z e b a , iż baron d e Silfuerkielm b ył u c ie ­ s z o n y z o k a z y i , k t ó r ą ś m y mu p o d a li do p o n o ­ wienia doświadczeń na ro z m a ity ch o s o b a c h , k t ó r e na to z e z w o li ły , ie d y n ie a ż e b y naszey

ciek aw o ści dogod zić.

T a p ó łn o c n a część świata ma w ro k u taki m o m en t , w k tó ry m wszyftko się nagle odm ie­

nia. D z ie ń po dzień obudzą się przyrodzenie,,

i ruch p o w s z e c h n y p o letargu Itworzenia na-

Itaie. Ptaftwo zdaie się zlatyw ać ze wszyftkich

świata z a k ą tó w dla napełnienia lasów , bagien

i iezior. N o c y tak prawie iak dni i a s n e , po^

(12)

s 42 '

Hijłorya.

W iecze rze kończyliśmy o godzinie d z ie w ią te y , a o dziesiątey wieczorem wyieżdżaliśmy na p o ­ lowanie t z k tó rego powracaliśmy o drugiey z

rana. Światło n ocn e ielt nierównie przyie-

mnieysze dla ftrzelców , niżeli dzienne ; dosyć

ielt iasne, a nie przeraża oczu. P ta k i spo-

koynieysze niż za dnia. D z ik ie kaczki przela­

ty w a ły uftawiczritie po nad naszemi głowami. R zeki , ieziora , bagna o k ry te b y ły ptaftwem

wodnem wszelkiego rodzaiu.

D o uprzyiemnienia naszego mieszkania w

Uleaborg , nie mało się p rz y ło ż y li dway arna-

to r o w ie m u z y k i, k tó rz y tam przypadkiem zje­ chali, a z k tó ry c h ieden grał na a l t ó w c e , dru­

gi na violoneli. W sp ó łto w a rzy sz m oiey p o ­

d r ó ż y grał na fkrzypcach , ia na k la r y n e c ie ,

m ogliśm y w ie c r o b ić kwartet. T o połączenie

czterech in ftru m en tów , b yło cudem w Ulectr

borgu. S łu ch a ią cy spoglądali na nas iak na

b o ż k ó w muzyki. Przez cały czas naszego tam

b a w i e n i a , grywaliśmy wieczorami k w a r t e t y , i

nikom u nie wzbranialiśmy przyftępu do słu­

chania. N acisk ciekaw ych tak b ył w ie lk i, iż

musieliśmy się przenosić na obszerny salon ,

gdzieby sig m ógł k a ż d y pomieścić. Wszyftkie

znacznieysze o so by z mialta tak damy ia k o i m ę ż c z y z n i, codziennie zbiegali się na nasz k o n ­

cert. Skutek naszey muzyki na tem zgrom a­

dzeniu, był ciekawy i interesuiacy. Chcieliśmy

d o ś w i a d c z a ć , i a k ą m oc mieć m o że na tych słuchaczach muzyka żywa lecz profta , z od­

(13)

lem zrobiliśmy umyślnie kilka sztuk n o w ych , do k t ó r y c h uczyniliśmy iak naylepsze p rzy sp o ­

sobienie. Sprawiło to na naszych słuchaczach

p o t ę ż n e wraż'enie. W s z y s c y b y li rozmaitem

czu iem zaięci : m ożna b y ło stad w zią ć rzecz do obrazu: p rzypom in ało to cuda harmonii u

jftarożv tnych G r e k ó w . W s z y s c y wlepili w nas

w zro k natężony. Fizyonom iie m ieniły się z w y­ razami muzyki. Uważaliśmy skutki r ó ż n e p o ­

dług organizacyi osób. Jeden okazyw ał sw oie

p o d ziw ie m e przez zupełną osłupiałosć. Jrjni

z szyią w y c ia g n io n ą , okiem n ie z m r u ż o n e m , i

zaledwie o d d y c h a i ą c , ronili łzy czułości , i

zdawali się b y d ź w zachwyceniu. Jnni n ako -

n iec w gwałtownem sobą m i o t a n i u , Itosowali

wszyitkie swoie poruszenia do taktu sztuk

w yg ryw an ych . G d y nam przyszło grac m uzykę

id u b io n e y pieśni Finlandzkiey nazwaną runa , poruszenie b yło m ocnieysze , rozkwilenie słu­

c h a c z ó w ze wszyftkich ftron słyszeć się dało.

R una ieltto dawna nota przez p od an ie

Finlandczykom zoftawiona ; wygrywa się tam na harpu inftrumencie znanym u dawnych G r e ­ k ó w , pod imieniem c y t a r y , a k t ó r y b y ł p o d o ­ bno m odelem do naszych arf.

F in lan d czyk o w ie okazuią dla tego inltru-

mentu uszanowanie zb liża ia ce sie do zab o b o n -W

ności. M o ż n a so b ie wyitawić , iak -musi b y d ź

słaba muzyka inftrumentu m aiące g o tylko p ó ł-

czwarta tonu. L e c z ten lud ko n ten t ieft z

swoiego harpu , ta k iak z Syyoiego p r o / t e g o i

etszczednego życia.

(14)

144

Hijloryct.

Mieszkańcy p ó łn o cn i podlegaiąc większey liczbie potrzeb , maią ta k że dla dogodzenia im

dzielnieyszą zręczność niżeli mieszkańcy p o łu ­ d n i o w i ; stąd pochodzi znaczna różnica w cha­

rakterze i obyczaiach. Chłop Finlandzki przez

długie zimy zatrudniony ielł wszyftkiemi pra­ cam i, k t ó r e tęgość zimna czyni ła tw ie y s z e m i, ia k o to przewożeniem c ię ż a r ó w , polow aniem i rybołostwem. Rybołoltw o odbywa się we dwóch Wyrąbanych przeręblach , do k tó ry c h za p o m o ­

c ą ż e r d z i , przeciągaią p o d lodem s ie c i, w y -

d o b y w a ią c ie potem z niemałą trudnością.

Finlandczykow ie maią ieszcze inny sposób chwy­

tania ryb p o d lodem. Przechodzą się z pałką

W ręku po lodzie ieszcze c i e n k i m , a p o -

Itrzegłszy r y b ę d o ty k a ią c ą się l o d u , uderzaią w to mieysce i rozbiiaią lo d ; tym sposobem

ogłuszona ryba w ychodzi na wierzch w o d y , i daie się w ziąć rękami.

P o lo w a n ie na niedźwiedzia , wymaga wiele

odwagi i przytomności umysłu. W ieśn iak Fin­

landzki częfto W wysokim Itopniu te p rzy m io ty

posiada. Dziś znayduie się iuż znaczna liczba

(15)

W ieśniak dowiedziawszy się o schronie­ niu niedźwiedzia , Itaie przed w^eyściem do iego i a s k i n i , i (tara się z n i e j go wywabić. Czefto bierze z so b ą p s a , a ż e b y go do tego p obudził

szczekaniem. G d y n ied źw ied ź w ybiegnie ze

swego schronienia i poftrzeże Itrzelca, idzie p r o llo k u n i e m u i Iława na d w óch tyln ych ła ­

p a c h , ajżeby go w sztuki rozszarpać. W t e d y

Itrzelec umyka w tył swoię w ł ó c z n i ą , i zasłania swoiem p o c h y ło n e m ciałem , a ż e b y u k r y ć ie y d łu g o ś ć , i przeszkodzić a ż e b y mu i e y nie­ d źw ie d ź z rą k nie w y trą c ił; utwierdza się na n o g a c h i nie u d erza , aż g d y n ied źw ied ź o tw o ­ r z y paszczę i rozszerzy szp o n y na sch w ycenie

Itrzelca , k t ó r y mierzy profto w serce. K r z y ż

p o p r z e c z n y u żelaza , słu ż y ta k ż e do tego a że ­ b y przebity niedźw iedź nie upadł na Itrzelca,

i nie p r z y tło c z y ł go swoim ciężarem. Strzelec

utrzym uie go przez nieiaki czas w Itoiącey p o - f t a w i e , a n a k o n ie c w tył wywraca. T o ielć rz e c z ą osobliwszą, iż niedźw iedź zamialt w y r ­

wania z siebie z a b ó y c z e g o ż e l a z a , w pycha ie bard ziey w sw oie p ie r s i, ia k g d y b y ie chciał

g łę b ie y w sobie utopić. G d y w reście upada

na śnieg i z d y c h a , Itrzelec zw o łu ie sąsiadów , a ż e b y mu d o p o m o g li zabrać łup z d o b y t y , co b yw a p o w o d e m do wyprawienia u c z t y , na k t ó - r e y nie p rzy g o to w a n y p o e ta opiewa m ężn y czyn

bohatyra.

D l a zabiiania w iew iórek bez nadpsucia ich s k o r y , Finlandczykow ie uży^waią p rzy tę p io n e y

Itrzały. Zamiaft oparcia

łuku

0

ram ie, opieraią

(16)

14.6 HiJłonja.

go o b r z u c h , a przecięż trafiaią w sw óy cel

z naywiększą dokładnością. Strzały są u nich

rzeczą nadto s z a c o w n ą , a ż e b y ie gubić nue^

li. Z a każd ćm wyftrzeleniem zbieraią ie tro-

fldiwie.

L e c z nayniebezpiecznieysze ś ^ n a y p ra c o - witsze ieft polowanie na cielęta morskie*. Czas w którym l o d y to p n ie ią , i kra w wielkich sztu­ kach pływa po powierzchni w o d y , ieft do t e ­

go naylepszy. Czterech lub pięciu wieśniaków wsiadaią na słabą łodź, o iednym m aszcie, i częfto po całym miesiącu bawią na morzu.

C a łą nadzieię wyżywienia się p okład aią w m ię­ sie cielęcia m o rsk iego , które przypiekaią , a

tłuftość i s<korę o d w o ż ą do domu. Ci

wie-sm a cy narazaią się na s»mierc rozmaitego

r o d z a i u ; zagrożeni są uftawicznie przew róce­ niem swoiey ł ó d k i , przez uderzaiące w nię o-

grom ne bryły lodu. G d y poftrzegą cielęta

m orskie na tych b ry ła c h , w y c h o d z ą z swoiey ł ó d k i , i czołgaią się z oftrożnością iak n a y - b liże y do tych zwierząt. L a t temu s i e d e m , iak dw ay wieśniacy Finlandcy popłynęli na to p o ­

lo w an ie w maleńkim baciku. Poftrzegłszy cie­

lęta morskie siedzące na iedney sztuce pływ a­ ją c e g o lo d u , przywiązali sw óy bacik do lodu,

i z oftrożnością powlekli sie na kolanach doV

1

V

upragnionego łupu. W tym powftał nagły wiatr, bat się oderwał i w k ró tc e zoitał w sztuki ftrza- Ikanym. D w a y m jś liw c y uyrzeli się bez ża-

(17)

promie-Wij-pis z podróży do S,zwecyi.

147

nie słońca zrnnieyszały coraz bardziey tę ni­ k n ą c ą w y s p ę , a tym sposobem znaydowali się

w ftraszłiwey oftateczności. W dokuczaiąeym głodzie ogryzali ciało r ą k swoich , a nakoni.cc przywiedzeni do óitalniey r o z p a c z y , poftano- wili rzu cik się razem w m o rze, gdy w tym mo­

m en cie poftrzegłi żagiel. Jeden z nich p o d a rł­

szy k o s z u l ę , wywiesił iey sztuki na k o ń c u łuzyi. L u d z ie o k rę to w i i a d ą c y n a p o łó w wie­ lo ry b a , na ten znak skierowali tam okręt i

p o w r ó c ili im życie.

D a lsz y ciąg w naslępuiącytn Numerze*,

Wywód sprawy generała Moreau przez iego

obrońcow w sadzie: Ciąg dalszy,

Z a r z u t I V.

W idzenie się z P icheg ru i innemi wspoloOcar-zonerni. Fropozycye uczyn ion e,

lub przyiete.

Przeszło iuż siedin m iesięcy upłynęło , iak

M or tau, ani słyszał o L a jo la is , gd y iednego

(18)

148

H i story a*

go ten ienerał. Z wielkiem podziwieniem do-

wiedział się od niego Moreau, iz Picfiegru znay-

duie się w Paryżu. Prosił go m ocno L a jola is,

ab y wyznaczył czas i mieysce dla Pichegru , k tó r y chciał z nim p o m ó w i ć , iakim by sp o so ­ bem m ógł sobie ^wyrobić publiczny p o w ro t do

Francyi. N ie przyitał na to Moreau , i uczy­

nił Lajolaisowi u w a g ę , iż gd y tu Pichagru ba­ wi bez zezwolenia rządu , m o ż e b y d ź p o y m a - nym , i ż e nie ż y c z y ł sobie , a b y , gdyby p o y - mano Pichegru w czasie ich widzenia się , miał się wyftawić n a r o ż n e dziwaczne tłum aczenia, iaicieby m o g ły mieć mieysce z tego p o w o d u , a k tó r y c h iuż doświadczył z p rzyczyn y ow ego liftu 1 7 . Fructidor ro k u V. tak źle przyiętego od publiczney opinii. Wszelako L a jola is nalegał na Moreau, i kilka mu mieysc do zeyścia się p o ­ d a w a ł , m ó w i ą c , iż Pichegru m o cn o p r a g n i e , aby z nim p o m ó w i ł ; lecz Moreau ftatecznie się. temu sprzeciwiał.

M niemał M o rea u , iż iu ż o tem ani u s ły ­ s z y , g d y znowu dnia pew nego na p o c z ą tk u miesiąca Pluyiose o k o ło ósm ey g o d zin y w ie­ czorem oznaymiono mu , iż L ajolais z dwiema

innemi osobami przyszedł. W y c h o d z i do sali

i zaftaiez Lajolaisem Pichegru i Couchery. T e n

b y ł przyiacielem Lajolaisa , i przyszedł był

raz do Moreau przed kilku miesiącami z za­ pytaniem , czyliby nie chciał przesłać liftu prze^

niego do P ic h e g r u ; na co Moreau o d p o w ie ­ dział , iż nie miał nic do doniesienia temu ie - n e r a ł o w i : a p o t e m , iż d o p ó t y nic do niego

(19)

Wywód sprawy iemrałĄMoreau.

1 49

*

nie napisze , d o p ó k i będzie przebyw ał w kraiu

W w o y n ie z F ran cyą zoltaiącym .

JNie w yp ad ało w cale ienerałowi Moreau ,

a ż e b y się widział z Pichegru. P o tem wszyft-

k i e m , co zaszło w r o k u V. b y łb y n ie u k o io - n y m w ż a l u , g d y b y Pichegru w dom u iego

poim an o. Weszli do biblioteki p rzy le g łey sa­

lon ow i , i zabawili tam kilka minut. W czasie

tym P icheg ru m ówił ty lk o o wymazaniu siebie z lilty w yg n a ń có w , o ż y w e y chęci p o w r ó c e n ia do F r a n c y i , o sp o so b ach doltania paszportu do w y y ś c ia z k r a i u , o dawnych swoich k o l e g a c h , i t. d. Radził mu M o r e a u , ab y ieśli ch ce p o ­ z y s k a ć a m n e l t y ą , p orzu cił A n g lią , i przeniósł

się na nieiaki czas do N iem iec. W k o ń c u na­

legał na P ic h e g r u , ż e b y się o d d a lił, d o d a ­ w s z y , iż chetnieby g o w id yw ał u s ie b ie , g d y b y

mu i a k o w ą przysługę m ó g ł u c z y n i ć ; lecz ż e n ie m o ż e mu b y d ź w niczem przyd atn y , ż ą d a ,

a b y iuż w ię c e y u niego n ie poltał. C ała ta

ro zm o w a trwała n a y w i ę c e y 12.. lub 1 5 minut. W y s z e d ł potem Moreau do La/olaisa i ftro fo - wał g o , ż e p rzy p ro w a d ził P icheg ru , i prosił go,

a b y i sam nie przychodził w ię c e y d o d o m u iego. -JNic niew innieyszegó , ia k ta rozm ow a ; a ż e o niczem w i ę c e y nie m ó w io n o , dow odzi n ap rzó d i e y k r ó t k o ś ć ; bo ia k ż e s ą d z ić , aże.-

b y w p ierw szey kwadrans tr w a ią c e y r o z m o ­ w ie , m o żn a b y ło ro zw in ą ć cały plan spisku ?

A p o tem c i , k tó r z y p o w ie d z ie li, ż e Pichegru zwierzył się zamiarów swoich ienerałowi M o­

(20)

rozmowy. L e c z Moreau nie chciał się iuż wi­ dzieć ani z P ich eg ru , ani z Lajolaiscm ; za p o ­ wiedział to w yraźn ie p ie rw sze m u , oświadczył

t o ż samo i drugiemu: ia k o ż L a jjla is nie p o ­

kazał się w ię ce y u ienerala Moreau. L e c z w

kiika dni przyszedł do niego z rana nieiaki P.

Roland , k tó r y w ro k u IV. V. . V I I I . i IX. s ł u ­

ż y ł pod ienerałem Moreau przy w oysku nad- reńskiem , w ftopniu d o zo rcy transportów woy--

s k o w y c h , i z tego p o w o d u zwykł był u niego

bywać. G d y p rzy sze d ł, prosił ienerala, aby

się chciał widzieć z Pichegru m ieszkaiącym u niego. O d m ó w ił tego Moreau ; poczem Roland

o ś w i a d c z y ł , iż Pichegru miał o czemsiś wa- żnem do p om ow ien ia z M orea u ' ale ten trw a- i ą c w uporze nie p rz y y m o w W ia Pichegru dla­ tego , aby nie przyszedł p o w t o r n i e , a c h c ą c przytem ten upór p o g o d zić ze w zg lę d a m i, iakie się n ależy nieszczęściu i dawney p r z y i a ź n i ,

powiedział R olan dow i, iż p ośle do P ich e­

g ru sekretarza swoiego , aby się d o w i e d z i a ł ,

czego chce i żada od niego.

Cz ekał Moreau bardzo cierpliwie na o d ­ pow iedź , g d y wieczorem sam Pichegru p r z y ­

bywa. D o n o s z ą ienerałowi M oreau, iż k tó ś

c h c e się z nim w id z ie ć ; w ychodzi do gabi­ netu , i z wielkiem swoiern podziwieniem widzi

P ichegru. N ie k o n te n t b y ł z tego Moreau ’

1

<j c z

c ó ż miał c z y n i ć , k ie d y iuż b } ł P ichegru? N ie dopuścił się on ża d n e y nieprzyzwoiftości na pierwszey rozmowie ; śmiesznieby w ięc , a n a ­ wet niegrzecznie b y ł o , g d y b y Moreau robił ia~

(21)

W y w ud spfawy i en er ata Moreau.

151

kiś h a ł a s , i k a za ł mu p o y ś ć za drzwi. R o z p o ­ czyna się ro zm o w a : Pichegru mowi znowu o s.woiem n ie s z c z ę ś c iu , o zamiarze p o w r ó c e n ia do F r a n c y i , o pozyskaniu p a s z p o r tu , i tym p o d o b n y c h a o b o ię tn y c h rzeczach. O d tych zwraca ro zm o w ę do m ateryi p o l i t y c z n e y , i nie masz dziwu , ż e dw ay ci m ę ż o w ie mówili o n i e y , k t ó r z y t a k w ielką grali ro lę w p o li t y ­

cznych w yp ad k ach , Pichegru m ów ił o zamie-

rzonem w y lą d o w a n iu do Anglii 5 o m o g ą c y c h w y n i k n ą ć niebezpieczeńltwach dla s p o k o y n o ś c i

p u b lic z n e y z n iep rzyto m n o ści pierwszego k o n ­ sula w k ra iu , o nieszczęściach * ia k ie b y t o ż

W ylądowanie sprawić m ogło. O takich rze -

ęzach r o z p r a w ia ią c P ich eg ru * n a p o m k n ą ł o w zro ście o p i n i i } k tó r a iu ż zupełnie wyszła z

marzeń r e p u b li k a ń s k i c h , o B u r b o n a c h , o ich nieszczęściu i

N ie p o d a i ą c on ża d n e g o planu , ani p e ­ w n ego p r o i e k t u , lecz m ó w ią c tylko w a ru n k o ­ w o , g d y b y się w y lą d o w a n ie nie udało, a za tem p o s z ł o , i ż b y znowu r ó ż n e p a rty e pow itały i d r ę c z y ły F ra n c y ^ , chciał d o c ie c i w y m ia rk o - w a ć z Moreau > ia k b y się miał względem t e y

familii. W ten ezasto pierwszy raz dopiero odebrał

Moreau nie ża d n e uwiadom ienie o spisku , ani

w y ia w ie n ie ie g o , lecz ty lk o , iak to wszyscy zeznaią j nieiakie napomknienie o tem > c z e g o b y interes Francyi m ó g ł w y m a g a ć , g d y b y p o d o -

z n a n e m przez flotyllę nieszczęściu i odnow iło

się zamieszanie i rozterki wr kraiiu C o do Mo­

r e a u , zb ył ozięble i w y ra źn ie tak o w e napom r

La

(22)

152

ffijtorya.

knienie ; powiedział exienerałowi Piche-gru , iż myśli, k tó ry c h z iego słów dorozumiewał s i ę , są śmiechu go d n e , i zupełnie prze. wne n o ­ wemu gieniiuszowi n a r o d o w e m u : Z e zaś tak

o d p o w i e d z i a ł , okazało się dokładnie z całego

w y w o d u sprawy. Umilkł Pichegru , i na tern

zakończyła się ich rozmowa ; przy czem Moreau p o n o w ił usilną p r o ś b ę , ażeb y Pichegru nie przychodził iuż w ię ce y do n i e g o ; co on przy­

rzekł. Rozftałi się z so b ą bardzo ozięble , a

Pichegru nawet wyszedł z nieukontentowaniem„

N ik t nie b y ł przytom ny tey ro z m o w ie ; ale d o ­ wiedziono matematycznie w rozpraw ie s ą d o - w e y , ż e Pichegru w cale nie b y ł kontent. R o ­

land , k t ó r y zdaie się b y d ź nienaychętnieyfzym.

dla Moreau , zeznaie przecięż , iż Pichegru p o ­ w ró ciw szy od tego J e n e r a ła , powiedział m u ,

iż nie zg od zili się na iedno zdanie. L a jo la is

i Couchery. m ó w ią , iż widać b y ło z twarzy ie­ go n ie u k o n te n to w a n ie , a pierwszy zeznaie na­ w e t , iż gdy Pichegru mówił o Moreau , w y m ­

k n ę ły mu się te w yrazy : Z d a ie s i ę , ze ten

g ł ...ma także ambicy.ą\ tak b o w ie m w y ­

tłu m a c z y ł, ieśli powiedział to co mu w ulta kładą , wyszydzenie , z którem Moreau p rzy iął wszelki p ro iek t osadzenia B u r b o n ó w na tro n ie 5

c h o ć b y nawet nie udało się w ylądow anie.

J a k o ż k o lw ie k b ą d ź , to p e w n a , iż p o tern.

zwierzeniu się i napom knieniu P ic h e g r u ,

a

suchey odpow iedzi ze Itrony M o re a u , nie

wi­

dział się iuż w ię c e y ten ienerał z Pichegru.

(23)

$wo i-ego Lajolaisow i ; a zatem wszelkie związki m ię d z y nim a Fichegru prawie się zerwały.

Rolandowi tylko nie był ieszczep rzyltęp z a b ro ­

n io n y , i przyszedł nazaiutrz. T e n zwrócił ro zm o ­ w ę do n iektórycli myśli n a p o m k n io n y ch przez

F ich eg ru dnia p o p rzed zaiącego . R.ozmawiaiąc o

rzeczach politycznych, a o k t ó r y c h m ógł Moreau m ó w ić z człowiekiem , znanym od 7. czy 8. lat, przyftąpił Roland do tego , o czem F ichegru m ó w i ł ; o p o d o b ie ń ft w ie , iż m o ż e się w y ­ lą d o w a n ie nie p o w ie ś ć , ó zamieszkach m o g ą ­

c y c h n a lt ą p ić , o pretensyach B u r b o n ó w , k t ó - r y m b y też zamieszki drogę ułatw iły , i o t y ­

siączn y ch in n ych rzeczach n ie p ew n y ch , w k t ó ­ r e się na p r ó ż n o z a c i e k a ł , a k t ó r e Moreau w p o w s z e c h n o ś c i , iak sam Roland z e z n a i e , za

czylte głupftwo poczytał.

W dalszym c ią g u t a k o w e y ro zm o w y s p y ­ t a ł się ienefrała M o r e a u , czylib y te ż wr przy­ p a d k u r o z r u c h ó w nie ż y c z y ł so b ie ftanąć przy

Ityrze rząd u ? P y t a n ie to ta k się śmiesznem

zdaw ało ienerałowi Moreau , iż mu w k r ó t k o ­ ści odpow iedział z uśmiechem p o g a rd za ią cy m : „ G d y b y w yniknęły r o z r u c h y , ieft s e n a t, k t ó ­ r y tem u zaradzić potrafi ; co do mnie nie ie-r ftem w cale nierozsądny ; b o g d y b y tak prywa­

tna o s o b a , iak ia , k t ó r y z y i ę na uftroniu , i oddaliłem się o d w o y s k o w y c h i ludzi wziętość p o s i a d a i ą c y c h , m ogła m yśleć o iakim p r o ie - k c i e ambitnym , trzebaby , i ż b y wprzód c a ły k r a y b y ł ze szczętu w zruszonym , aby konsula * familii ie g o i wszylikich ia k ą ż k o lw ie k w ła d cą

Wij w od sprawy knerata Moreau.

153

(24)

*54

Hijlorya.

pialtuiących nie było. A g d y b y b y d ź m ogło ,

i ż b y mi się władzy -zachciało , tedybym się

b y ł o nię wówczas p o k u s i ł , gdym na czele w o y sk a zoltawał.,, N a tern Moreau za k o ń czy ł; p o czem R o la n d , k t ó r e g o on zbył tak otwar­

cie j zaraz się wyniósł,

Z a r ę c z a M o rea u , iż taka ieft iftótnie i prawdziwie cała hiftorya związków i ego i r o z ­ m o w y z Piche.gra i Rolandem. W szyftko działo

się między ni n a P ic h e g r u , między nim i' R o­

landem, nikt t cey nie był przytomny, nie masz

ża d n e g o świau^a , ani pisma,, N ie p o k a ż e nikt ani iednego wiersza, ani nawet słów ka napisa­ nego rę k ą M o rea u , k t ó r e b y dow odziło , ż e coś

p o d o b n e g o m y ś l a ł , lub powiedział. N ie ż y ie i u ż P,cheg} u ,3 i g d y ż y ł , nic • ta k o w e g o nie ze- znał> c o b y twierdzenia Moreau, fa łs z y w e m i’ok«*»

zywało. Z d a ie się -więc, iż nietylko podług

wszelkich prawideł względności dla o s k a r ż o ­ n y c h , ale n a w e t p o d łu g pierwszych w y o b r a ­ żeń p o sp olitey loiki, b y d ź nie m o ż e , aby czło­ w ie k rozsądny m ó g ł m y ś l e ć , iż Moreau ina~

czey , niż wyznał, sprawił się w tey o k o l i c z n o ­

ści i mówił. J a k że ted y akt oskarżenia odn

w a ż y ł się cech^ zbrodni zn aczyć te związki i m o w y ? Jakie ma na to d o w o d y przeciw ien e- yałowi Moreau ? oto naltępuiące :

P o d łu g aktu oskarżenia , o p ró c z d w u kro- t n e y bytności Pichegru u M oreau, i dw ukro- tn ey między niemi ro zm o w y w dom u iego , widzieli się oni t a k ż e o godzinie g t e y w i e c z o ^

rena na bulwardzie l a M a d e lę i n e : Zeznał to

(25)

(Wywód sprawy jenerała Moreau.

1 55

L a jo la is na iedney indagacyi swoiey. Victor Couchery o św ia d czy ł, iż wiedział o t e y schadz­

c e , a w rozprawie s ą d o w e y p o w i e d z i a ł, iż go

o tern L a jo la is uwiadomił. Bouuet de Łosicy

twierdzi w bardzo' nadzw yczaynem zeznaniu , k t ó r e podpisał zaraz prawie p o t e m , iak. mu p rzeszkodzono d o p e łn ić sam obóyflw a, iż w rze­

c zy sam ey p o ie c h a ł w p o ie ź d z ie na b u lw a r d

la MaBeleinc, w dniu oznaczonym przez Lajo­ la is a , z P ickeg ru i i n n e m i ; że Lajolais wziął -Pichegru do p o iazd u k o ń c e m zawiezienia go

do Moreau, i ż e ci mieli z s o b ą na p o la c h E li— zeylkich r o z m o w ę , z k t ó r e y iu ż p o k a z a ło się',

z e Moreau ieft przeciw roialiftom.

P o d ł u g aktu oEkarżenia , Arm and PolignaćO ' O wiedział z p o g ł o f k i , iż M o r e a u , Pichegru i

Georges widzieli się i rozmawiali w Chaillot. ‘

P o d ł u g aktu ofkarżenia, Picot ze zn a ł, iż p e ­ w n ego dnia czekał Pichegru na kogoś na polach.

E l i z e y s k i c h , a ten ktoś nie ftawił się. Jene-

ra ln y p ro k u ra to r przyftaiąc na to , iżf tam Mo­

reau nie b y ł, wnosi atoli z oczekiw ania Piche-%/ f g r u na k o g o ś , iż czek ał na Moreau , i żę

n ie czekałb y na niego , gd yby nie obiecał przy- b y d ź .

P o d ł u g aktu ofkarżenia , na Fundamencie zeznania L a jo la isa , Moreau sam wyznaczył

czas i m ieysce do widzenia się z Fichegru^w tym d n i u , k t ó r e g o b y ł pierwszy raz u Moreau.

P o d łu g aktu ofkarżenia , ten że ieszcze

M o rea u , iak Roland twierdzi , w yzn aczył czas*J ^ tj

(26)

P o d łu g aktu otkarżenia nareście , Moreau, ja k mówi Roland, na oftatniey rozm ow ie, k t ó ­ r ą z sobą m i e l i , odrzuciwszy wyraźnie p rop o-

z y c y ą , a ż e b y się złączył z roialiftami, mówił R o­

landowi, aby roialiści w przeciwnym układzie

. działali , ażeb y sprzątnęli konsula i g u b e r n a ­ tora Paryzkiego , a ż e potem dopiero Moreau m a ią c y d o sy ć m o cn ą p a rty ą w senacie , otrzy­

ma za iey p o m o c ą nayw yższą władzę , a co daley •uczynić w ypadnie , opiniia wskaże.

N a te wszyftkie zarzuty n ależy odpowie-*

d zieć porządkiem . O ia k że przykra ieft k o ­

nieczność usprawiedliwienia się z n ich ! ale o~

raz iak łatw e usprawiedliwienie s i ę w tey

mierze!

V , \

A n a p r z ó d , sam ienerai Moreau przyzna- i e , iż widział się dwa razy z Pichegru w wła­

snym swoim domu. T e r a z zaś i o b o k tegoż

wyznania , czyli przyftał lub n i e , na widzenie się z Pichegru raz ieszcze nie w domu swoim , ale na bulwardzie la Madelaine ; czyli o b iecał lub nie obiecał p rzy b y d ż dla widzenia się z nim w C h a illo t, d o k ą d nie p r z y b y ł ; czyli przyrzekł, lub nie, Rawie się na polach Elizeyskich , a gdzie się nie f t a w i ł ; czyli z e z w o l i ł , aby Pichegru w i­

dział się z nim pierwszy raz w domu iego , a o co prosił L ajolais imieniem P ic h e g r u , lub cz}li też Pichegru p rzyb ył tą pierwszą razą sam

z siebie i niespodzianie ; czyli przyrzekł R olan- d o w i, lub mu o d m ó w i ł , aby Pichegru ftawił się

u niego drugi raz ; czyli n a k o n ie c o posłał se­

kretarza

swoiego dla wezwania P ichegru , lub go

(27)

Wywód sprawy ienerała Moreau.

i

57

te ż p osłał dlatego i owszem , aby. Pichegru nie p r z y b y ł do niego , zalecaiąc sekretarzowi , ż e b y się dow iedział od tego exienerała , co mu ch ce p o w i e d z i e ć ; nie masz zailte nic nadto wszyltko

o b o ię tm e y sze g o .

N i e ieft zb ro d n ią , c h o ć b y o b ie ca ł widzieć się z P ichegru w C haillot i na polach E lizey-

skich , gdzie się ied n ak nie ftawił. N ie ieft

z b r o d n i ą , c h o ć b y się ieszcze widział z P iche­

g ru i n a bulwardzie la Madelaine , gdy w y ­

zna ł , i ż się z nim widział d w a k r o ć w dom u swoim. N i e ieft z b r o d n i ą , c h o ć b y na ż ą d a n ie

L a jo la is a i Rolanda p o z w o lił w idzieć się z

s o b ą exienerałowi Pichegru. N i e ieft nareście

z b r o d n i ą , c h o ć b y posłał sekretarza sw oiego p o P ic h e g r u , a ż e b y się Itawił na oltatnią ro~ zmowę.

C o w iększa, g d y b y Moreau , zamiaft o» świadczenia rzeczyw iltey p r a w d y , szedł za in­ teresem w łasn ey o b r o n y , naów czas n ietylko b y nie zbijał ty c h z e z n a ń , ale owszem u c h w y c iłb y się ich o c h o c z o . B o g d y b y wszyftkich ty c h ro z m a ity c h zeznań n i e m o ż n a b yło w ro z p ra w ie s ą d o w e y o b a l i ć , u trz y m a ły b y się w ięc t a k , iak i e u c z y n io n o , a n a ó w c z a s b y ienerałow i M o­

reau do d o k ła d n e g o usprawiedliwienia się służyły.

' A t a k trzeb a b y u w ie rzy ć L a jo la is o w i, k t ó ­ r y m ó w i , iż g d y prosił ienerała Moreau o fla-

w ienie się na bulwardzie la MadeLaine ( co p o ­ dług n iego miało b y d ź w e w t o r e k ) , M oreau

(28)

158

H ijłorya.

sobie w yiech ać na p o l o w a n i e „ na które iednak

nie wyiechał. T o ż w i ę c , g d y Moreau w y ­

prawi ł posłańca do Anglii dla układania spi-fku z Pichegru

g ru p r z y b y ł , i p ałał ż ą d z ą pom ów ienia z wspólnikiem swoim, iak zapewne i Moreau pra­ g n ął z nim p o m ó w ić , i gdy L a jo la is n a l e g a ł ,

a b y ' s i ę z sobą w id zieli; to ż m ów ię Moreau m iałb y od kład ać rozm o w ę od wtorku do p ią t ­ k u ! t o ż b y ią odkładał do czterech dni d la .p o ­ lowania s k tó re leszcze nie przyszło do Ikutku!

O ia k ż e to m o cn y p o w ó d do od ło że n ia tak w a­ żn eg o interesu !

w y , k t ó r y dla polowania k a ż e zoftawać w nie- czynności sprzysięgłym przez dni cztery, i sam w n i e y z o l t a i e ! D l a polowania ? mylerny się w t e y mierze, bo ty lk o dla nadziei polow ania! K t o ż zatem m o że uwierzyć, p rzy takich o ko li­

cznościach , aby b ył iaki proiekt. s p i s k u !

P o trz e b a b y ieszcze dać wiarę p o g ło lk o m , o' k t ó r y c h mówi b ą d ź Bouuet z e z n a i ą c y , iż

dowiedział się od Pichegru , ia k o b y z te y r o ­ zm o w y m ożna iuż b y ło p om iark o w ać , co p o - & niey, p o d łu g n ie g o , n a f t ą p iło , to ie lt, iż

M oreau w yraźnie o św ia d czy ł, ż e się nie chce

m ieszać w sprawę roialiftów ; b ą d ź te m u , co m o w i W i k t o r Couchertf, iż g d y Moreau spoltrzegł iakąś fnieznaiomą o s o b ę , a to ia k m ó w io n o , m iał bjrdź G eo rg es, oddalił się z a r a z , i że ro zm o w a iego z Pichegru była k r ó tk a i zimna. 'Lecz gd y samo pokazanie się Georgesa skłoniło

Moreau, do oddalenia s ię , nie m ógł w ięc w

(29)

Piche-dzić z mm w s p i s e k ! G d y rozm owa z Pichegru b^ła k r ó t k a i z i m n a , nie m ógł .więc Moreau

u d ać się na nię z zapałem dla p r o ie k tó w tego

Wygnańca ! G dy. iuż roialiści mogli byli po

tey

ro z m o w ie m i a r k o w a ć , ż e Moreau nie uczyni im ż a d n e y p r z y s łu g i, k t ó r e y się po nim na m o c y fałszywych p o g ło s e k L o n d y ń sk ic h sp o ­

dziewali , Moreau zatem do n iczego nie n a le ­ ż a ł , a zwłaszcza do niczego się w t e y mierze n ie o b o w ią za ł.

P o t r z e b a b y n a k o n ie c u w i e r z y ć , iż ch o­ c ia ż b y t e ż Woreau o b ie c a ł itawić się w ChaiUat i na p o lach E l i z e y s k i c h , nie Itawił się tamże', g d y ż to sam akt oskarżenia przyznaie ; lecz na

ówczas, nie tylko nie przyzwał Pichegru, nietylko nie miał z nim nic do czynienia, ani się ż nim n;e chciał sp ikn ąć ; o k a zyw ał w id oczn ie przez to

daw anie słowa 1 niedotrzym anie o n e g o ż , przez to .w y m ó w ie n ie się p o l o w a n i e m , i tę oziębłość

n

i rozm ow ie , iak wielki miał wltręt od w idze­

nia się i m ów ienia z Pichegru. A g d y tak ie lt ,

nie n a le ż a ł w ię c M orea u w niczem do ż a d n y c h iego zam iarów,

G d y przeto ien erał Moreau zaprzecza t e ­ mu w s z y itk ie m u , nie dogadza w tem intereso­ wi o b r o n y s w o i e y , lecz i owszem czyni w b re w ,

Wywód sprawy ienerała Moreau.

15.9

* •

tem uż m t e r e io w i ; c z y m to przez uszanowanie dla p ra w d y , czyni d l a t e g o , iż nie m o że p ow ie­

dzieć , aby obiecał Itawić się na b u lw a id z ie Ul

M adelainc i na p o la ch E liz e y s k ic h , gd y tego

nie o b ie c y w a ł, i że nie m o ż e p o w i e d z i e ć , aby

(30)

b y d ź do s ie b ie , gdy ón p rzy b y ł niespodzia­ nie , i gdy Moreau nie chciał się z nim widzieć.

Zaprzecza M o rea u , ia k o b y się ftawił na bulwardzie La. M adclaine , i nikt też nie twier­

dzi , aby go tam widział. N ie widział go Geor-

ges; nie widział Bouuet, ani Filleneuve. B oujjet

i Couchery m ów ią o tey schadzce ąe słyszenia, a d o c h o d z ą c , skąd ta p o g ło s k a w y s z ł a , zdaie s i ę , z e od Lajolaisa. T e n w czasie' indagacyi

z e z n a ł, ż e się tam M oreau ftawił; a w roz­ p ra w ie s ą d o w e y n a r z e k a ł , iż źle zeznanie

iego zapisano ; m aiaczył w ięc , tłumaczył się ,, i widzieć w szyscy m o g li, iak usiłował co fn ą ć

zeznanie swoie. P ow ied ział z a ś , iż zdawało

m u się , ia k o b y tam widział Moreau , lecz że nie był tego pewnym ; iż rów n ież nie był p e ­ w n y m , a b y Moreau zezwolił na tę schadzkę , i

a b y się tam on i Fichegru zeszli. Pow iem y

n i ż e y , dlaczego m ó g ł puścić wieść o tey

schadzce , a potem zeznawać w indagacyach na d o m y s ł, ż e przyszła do skutku.

Zaprzecza ienerał Moreau , ia k o b y poftał

W Chaillot. Odźwierni domu , w k t ó r y m Itał

Fichegru , na tera przedm ieściu, zeznali w są­

d z ie , iż go tam nigdy nie widzieli , i naym niey- szego nie masz śladu , aby tam poftal. Z a p rze ­

cza n a k o n i e c , i a k o b y ftawił się na p o lach E lize y sk ich ; a co i akt oskarżenia przyznaie ;

zaprzecza n a w e t , ia k o b y obiecał t a m p r z y b y d ź , i nikt ani ze św ia d k ó w , ani z ofkarżonych nie

zeznał, aby tę obietnicę uczynił. A k to w i ofkar- l ę n i a tylko

softawiQ.no

b y ł o , a ż e b y w y ra z ił, iż

(31)

tFijwod sprawy ienerała Moreau.

161

czekan o tam na k o g o ś , a z e czekano na k o -O /

g o ś , iż ten k tó ś był Moreau ; a poniew aż

nTiałto b y d ź Moreau , w i ę e on obiecał tam

p r z y b y d ź ! rI ’aki sposób rozum ow ania nie wart

p o r z ą d n e y odpowiedzi. W materyi cywilney

b y ł b y nierozsądny; l e c z g d y idzie o ż y c ie ludzkie

ielt- okrutny.

Stemwsżyftkiem b ie g a ły takie p o g ło s k i i

L n jo la is , k t ó r y , ieśli b ie g a ły , zdaie si<g b y d ź ich sprawca , powiedziały iż schadzka na bulwardzie la M aD elaine. prżyszła do skutku. J a k ż e tu obiaśnić wszyitkie te twierdzenia La~

jo la is a , i wszyflkie inne p o gło ski o o b ie tn ic y

ftawienia się na p ized m ie ściu Ckaitlot i n a p o ­ lach E liz e y s k ic h , k t ó r e w yp ad a przypisać L a -

jo la iso w i ? bardzo łatwym i proltym sposobem.

Musieliśmy w y ż e y acz n ie c h ę t n ie , p rzy­ p u ś c ić ieden w n i o s e k , k t ó r y tu p rzy p o m n ie ć n a le ży . P r z y o b ie c a ł L a jo la is w L o n d y n ie i e ­ nerała Moreau roialiftom , a ta obietnica, przez k t ó r ą zdawał się b y d ź przydatnym do ich zamia- róv/, przyniosła mu zapewne w zysku iakie za* p o m o ż e n ie . D o b r z e mu z tćm b y ło , dopóki ro~

ialiści w Anglii siedzieli. A le p otem p rzy b y li

do F r a n c y i , L a jola is u d ał się tam z niemi „

albo ich iuż źaltał. N ie w iem y co z tego

d w o y g a ielt p r a w d a ; lecz nie do nas n a le ży te ­ g o d o ch o d zić. Ani w ątp ić , iż nalegano na nie­

g o , o s p o s o b y widzenia się z Moreau , ż e b y p o ­ ro zu m iał się z roialiftami i dotrzymał u ro io n y c h

przyrzeczeń. G d y więe p rzy o b ie ca ł ienerała

(32)

ifoa H ijiorya.

\

W id oczn a rzecz , iak wielkito b y ł k ł o p o t dla L a jo la is a , k tó rem u Moreau nigdy nie dał żadnych zleceń i naymnieyszego przyrzeczenia. L e c z mu nie w ypadało otwarcie p o s i e d z i e ć , iż w cale nie wie, iafcie są myśli ienerała Moreau ani

w yznać przed roialiltaini, że ich zwiódł, nie ma- ią c naymnieysźey chęci do spiknienia się z nie­

m i , ale tylko dla wyłudzenia pieniędzy. Wziął się w ięc Lajolais do maiaczenia. Starał się o przyltęp do M o re a u , i usiłował go w jakie k r o k i w cią g n ą ć ; czego gdy nie mógł d o p ią ć ,

udał się do baiek i do przyrzeczenia imieniem

M o r e a u , ż e się ten ftawi na r o z m o w ę ; a na­

p rzód dla uspokoienia niecierpliwości P ichegru uroił so b ie , iż Moreau nie m oże się z nim widzieć t bo iedzie na polow an ie ; potem zn o­

wu obiecał schadzkę na bulwardzie la MaSe-

la in e : b y ł ta m , p o w ie d z ia ł, iż tam ftawił się M o re a u , iż przywiózł do niego Pichegr u , ale

gd y go nikt nie w id z ia ł, prawi Sednym-, iż

Moreau za zoczeniem na te y schadzce Georgesa

oddalił się , drugim , iż tam coś niecoś p o m o - wili zso łfśi, ale z te y k r ó t k ie y ro zm o w y d o ­ ciekł Pichegru oziębłości Moreau względem ro- ialistów.

O b ie c a ł potem schadzkę imieniem M o­

reau

na

polach Elizeyskich, Stawił się tam

Pichegru , lecz nikt do niego nie przybył. C ó ż

w ię c czyni? oto idzie z Pichegru gwałtem do

domu Moreau i puszcza wieść, ż e Moreau

na

to pozwolił. O t o ż to takim s p o s o b e m , o czem

(33)

u d a ć się do k ł a m l i w a , nre m aiac zapew ne

s z c z e r e y c h ę c i szkodzenia je n e ra ło w i M o­

reau , ale ie d y n ie dlatego , a b y się nie okazał

szalbierzem przed t e m i , k t ó r y m dla k a w a łk a

chleba , baśnie sw oie przedał. O t o ż łatw o

t a k ż e obiaśnić p o ltę p e k ie g o w rozpraw ie są- d o w e y , podczas k t ó r e y widzieli i słyszeli wszy­

scy , iak o b a r c z o n y wyrzutami sumienia sw o ­

j e g o w o b e c n o ś c i tego znakom itego męża k t ó r e g o niechc^c wyftawił na s z t y c h , i na­

glony z iedney ftrony osobiftym in te r e s e m , a b y się nie okazał impostorem , z drugiey zaś p o c z c iw o ś c ią , k tó ra mu zabraniała kła-mać w

sprawie gło w n ey ze szkodą ienerała Moreau , iak m ó w i ę , cofał zeznanie s w o ie , iak utrzymy­ w a ł, iż ie nie dobrze zrozumiano , lub że on, iak o Niemiec, źle dobrał w yrazów ; iak osłabiał

V

t e , k t ó r e obwiniały i w yznaw ał, ż e bydź m o ­ ż e , iż się pomylił , ż e ienerał Moreau nie o~ b ie c a ł Itawię się na bulewardzie la Madelaine', i ż tam nie p r z y b y ł, ani się tam Pichegru z nim nie widział , ż e wreście nie miał nigdy żadnegd

zlecen ia od Moreau do L o n d y n u . P ó ź n y to

ieft zailte p o w ro t do praw dy ; i ieśli nie n a ­ gradza p rzy k ro ś c i, k tó ry c h niebaczność L a jo -

laisa nabawiła ienerała Moreau , p o w in ien

przynaym niey temuż Lajolaisowi iakowąś wzglę^ dność wyiednać.

Przyftąpm y teraz do dalszego wytłuma-r

C z e n i a zaprzeczeń ienerała M oreau. Zaprzecza

o n , ia k o b y przyrzekł widzieć się p i e m s z ą ra~

z Pichegru w domu s w o i m ,

5

pominąwszy

(34)

164

Hi/lory a.

maiaczenie Lajolaisa w zeznaniu, samo p o d o - bieńftwo do prawdy okazuie doftatecznie, iż

tego nie przyrzekł. Pow iedział L a jo la is na

pierwszych i n d a g a c y a c h , iż ci ienerałow ie w i­ dzieli się z s o b ą tego dniś , k ie d y Moreau miał

gości u siebie. P ra w d a , iż p o d łu g zwyczaiu,

k t ó r y od lat kilku naftał po wielu wielkich domach w ftolicy naszey , miewał zawsze

ieneto w a rzy -Itwo ; w dniu takowym przyszedł Pichegru do n i e g o , a z a t e m , leżelib y Pichegru przyszedł na m o c y wezwania , i ie że lib y Moreau w y ­

znaczył na to godzinę i chw ilę, ted yby iey nie wyznaczał zapewne ienerałowi Pichegru 9

nie p ow iem y iako sp is k o w e m u , ale iako w y ­ gnańcow i, i m aiącem u w t e m osobilty in teres,

aby go nie s p o l t r z e ż o n o , w taki d z i e ń , kiedy b y li goście u M oreau, i o sio d m e y czy osmey godzinie w ie c z o re m , k ie d y właśnie zjeżdżali się

goście. T ę przynaym niey ma ienerał Moreau

p o c i e c h ę , iż prawie we wszyltkiem ofkarżenie ty c z ą c e się o s o b y i e g o , w yraźnie się zdrowem u ro zu m o w i sprzeciwia.

T e n ż e zd ro w y rozum zadaie fałsz R olan­

dowi zapewniaiącem u , iż ienerał Mor ca u [kło­

nił się do p o w tó rn eg o widzenia się w domu swoim z P ic h e g r u , i że tym ko ń cem posłał

sekretarza po niego. I owszem utrzymywał ie­

nerał Moreau , iż gdy Roland p r z y b y ł , ia k s a m wyznaie , z p ro śb ą o p ozw olenie przyyścia do

dom u iego , a on mu tego o d m ó w ił, posłał

(35)

Wywód sprawy ienerata Moreau*

165

i ż e b y się p o z b y ł naprzykrzenia R o la n d a , se­

kretarza swoi ego , k t ó r y b y wywiedział się od

P ich eg ru , co ma do powiedzenia ienerałowi Moreau. K t ó r e ż ielt prawdziwe z dwóch tych

przeciw nych twierdzeń? T o zai£te, k t ó r e się

zdrówsrnu rozum owi nie p r z e c iw i, czyli twier­ dzenie ienerała Moreau.

P o c o ż w rz e c z y samey b y ł Roland

u Moreau? o to z p ro ś b ą o p o z w o le n ie dla P i -

ć h e g r u i aby m ógł p rzyyśdź do n ie g o , i ia k Roland tw ie r d z i* Moreau na to pozwolił. P r o -

fta w ie c rzecz, ż e k ie d y Roland przychodzi

p ro sić o p o z w o le n ie , Moreau ie daie i g o d zi­ nę wyznacza. R oland odchodzi z o d p ow ied zią

M o re a u , i Pichegru p rzy b y w a b ą d ź sam , bo iuż

b y ł u M oreau i i wiedział gdzie mieszka , b ą d ź

z Rolandem , k t ó r y iuż należał do sekretu.

U ż y c i e więc sekretarza wcale nie p o t r z e b n e : b o po co go p o sy ła ć z oświadczeniem, k t ó r e m o ­ gło b y d ź u czyn ion e od Rolanda ? N ie w takim

p rzy p a d k u , a osobliwie gd y wygnaniec musi się u k r y w a ć , przypuszcza się do sekretu osoby,

bez k t ó r y c h o b e y ś ć si^ można, Jeżeli w ięc

ta k ie y o s o b y u żyto , to zapewne nie do tego , co-by m ó g ł Roland sprawić 2 ale ż e ienerał

Moreau , iak to iuż o ś w ia d c zy ł, nie c h cą c przy-

i a ć u siebie P ic h e g r u , k t ó r y p o d łu g Rolanda , miał mu w a żn e rzeczy p o w ie r z y ć , i ch cąc się wszelkiemi sposobami p o z b y ć iego natręctw a i

zamiali zezwolenia , aby przyszedł do domu ie ­ g o , p o sy ła ł do niego sekretarza, k tó re m u b y

mógł żądania swoie otw orzyć. W szyftkie zatem

(36)

i

66

Hijlorya

w yo b rażen ia rozumu i l o i k i , zgadzaią się zu­ pełnie z tłumaczeniem Moreau , a przeciwne są

tłumaczeniu Rolanda : Roland więc ieft kłam cą. Kłam ie on ieszcze w innym nierównie w a- żnieyszym punkcie. Czas przyltąpić cl o tego p o - tw ó rn ego obwinienia , k tó re g o sam ieft auto­ rem, a na k tó r e nam samym włosy powitaią, gd y

o niem wspomniemy. P o d łu g zgod nego zezna­

nia wszyltkieh o b w i n i o n y c h , nie wyymuiąę.

L a jo la isa ani samego Rolanda, r o ia liś c i, ieżeli

im obiecano p o m o c ze Itrony ienerała M oreau,

ciężko oszukani zoftali. Przeświadczyli się z a ­

raz w pierwszych k ro k a ch do niego u czy n io ­ n y ch . ż e ich wspierać nie będzie ; ż e gd y na­ trą cił rzecz Pichegru , o m o g ą c e y nałtąpić /tra­

cie fte r n ik a , i p o w ro c ie burzy, dał do zrozu­ m i e n i a , ż e nigdy o p o w ró c e n iu B u r b o n ó w n i e p o m y ś li; ż e Pichegru w czasie ro z m o w y z M o­

rea u , poltrzegłszy to n ieprzezw yciężon e w nim

poltanowienie, wyszedł od niego z naywiękfzem n ie u k o n te n to w a n ie m , a nie m o g ą c temu u p o ­

rowi w zdaniu swoiem inney naznaczyć p r z y ­ c z y n y , nad w idoki osobiftey a m b icy i, w gnie­ w ie miał p o w ie d zie ć: i ten gł.... ma ta k ż e am-

b ie y a : że Roland widząc sie nazaiutrz z M o-O i/

reau, w p o d o b n e m się mniemaniu utwierdził.

Z altan ów m y się tu nieco. P o n ie w a ż M o­

reau nie chciał ani B u r b o n ó w , ani r o i a l i f t ó w ,

(37)

roia-Wijwod sprawi/ jenerała Moreau.

167

liftyczne z Pichepru, sa czyftóm marzeniem : ż eJ

O ' ^ J '

te u ro io n e zlecenia dane n iby LajoLaisowi do wszyftkie u m ow y z Georgestm i ftroną iego, są srogim w y m y s łe m ; że iednem słow em , by też

Moreau naybardziey przeciw rząd ow i w y k ro ­

c z y ł , oftatni ieft nierozum p o c i ą g a ć go do sć|du za spisek z roiahftami.

L e c z na co tyle rozum ow ania * a b y o k a ­ z a ć , ż e nie m ógł b y d ź urzeftnikiem iego! k t ó ż k i e d y k n u ie spisek przeciw własney chwale i

osobiftemu interesowi sw oiem u? Jeśli im ie

M oreau głośne ieft w E u r o p i e , te d y nie przez

co innego , tylko przez nieszczęścia domu B u r- b o n ó w , przez ^wycięztwa odniesione nad temi* k t ó r z y ich byli opiekunami i sp rzy m ie rze ń ca m i;

przez u p a d e k te g o ż d o m u , k t ó r y to u p ad ek p o r a ż k i k o a l i c y i , c h c a c e y go p rz y w ró c ić > p e - wnieyszym ieszcze uczyniły* Jakże w ię c m o ż n a

b y ł o p rzyp u ścić do g ł o w y , że chciał ten dom p r z y w r ó c i ć ! Jakież go h o n o r y i n a g ro d y za

p o w r o t e m B u r b o n ó w c z e k a ły ? W tenczasci to p o w im e n b y sig lęk ać W y r z u t ó w , obelg i o sk a r­ ż e n i a ! W teńczascito p rzym u szo n y zhańbić wła*

sne sw oie tryum fy , b y łb y skazanym n a to ^ i ż ­ b y nie m ó g ł ani ied n ego dzieła swego w o ie n - n ego p r z y t o c z y ć , bo te b y ł y b y ty lu ż z b ro d n ia ­

mi ; ani przysług u czy n io n y c h sprawie publi- c z n e y , b o b y te b y ł y tyl^ż czynam i buntowni* czerni !

A le o c o ż innego o fk a rż o n y ielt Moreau ? G d y s p o y r z y w o k o ło siebie na te fatalne ła-^

Cytaty

Powiązane dokumenty

jeft opasane murami, nieporządnie rozprzeftrze- nione domami zbudowanemi od panów dworlkich, odtąd iak to miafto ftalo s-ię z w ykłem mieszka­ niem Królów.. W

czego obowiązali się traktować przez czte ry dni Króla i dwór iego, ile razy miafto ich odwiedzać będzie. Dał im tenże X iąże ftraż morza , dozwa­ lając

N ik t atoli przeciw niemu powitać się Sie odważył.. K onarski dopełnił tey

prawo spodziewać się wszelkich względów iakie się należą nieszczęśliwemu i walecznemu

Szanow ny admirał Mordwinow kazał mu wystawić monument z tym tylko napisem :.. Ta leży dobry

Ratunek iego przy- ia c ió ł równie dla niego był bezfkuteczny , iak iego poświęcenie się dla swoiey

Boiażń boflcich wy ro kó w ieft u nich słabością Bluźnierftwo okrywa się ślachetną wolnością : Zdrada z dwoiftem czołem mądrości ieft płodem S A wzgarda

re y złoty napis świadczył bytność króla u