• Nie Znaleziono Wyników

A utor, o któ rym chcę n apisać, nie bywa na pewno kojarzony z literaturą dla dzieci i młodzieży, ale jego teksty z pełną odpow iedzialnością mogę polecić nasto­

letniemu czyte ln iko w i. R obert przede wszystkim w zbiorze 0 0 / Kilka uwag na tem at życia po

obu stronach drzw i lodówki2. Przygodny­

mi mistrzami narratora-autora (Fulghum niejednokrotnie eksponuje tę zależność) bywają przede wszystkim ludzie, ale jeden z tekstów3 poświecony jest psu (a właści­

wie - suce) o imieniu Gyda.

M ieszanka ow cza rka n ie m ie c k ie g o z dalmatyńczykiem. Grube czarno-białe by­

dlę - napisał o swej nowej sąsiadce, zrazu jej niechętny narrator-kynofob, gdy Gyda wraz ze swymi opiekunami osiedliła się na łodzi-domu zacumowanej w przystani (gdzie

„obowiązywała zasada »żadnych psów«”).

Suka była już stara, bardzo spokojna, do­

nie pogryziony przez psa) nie umiał zrozu­

mieć, że pies może być łagodny. Zasta­

nawiał się nad sposobem pozbycia się nie­

chcianego sąsiedztwa. Na początku sto­

sunki m iędzy bohateram i (czło w ie kie m i psem) nie układały się najlepiej. Wydaje się jednak, że mimo zgryźliwości narrato­

ra, nie było w tych relacjach nienaw iści (w każdym razie na pewno nie ze strony Gydy), mimo iż mężczyzna sw oją niechęć projektował na dom niemaną wrogość suki:

Gdy psica mnie zauważała, siadała, pochylała łeb i przyglądała mi się. Nie szczekała, nie piszczała, nie śliniła się.

Tylko patrzyła. A co ja na to?

Nigdy jeszcze żaden pies nie przyglądał mi się w ten sposób.

Czułem się pewnie tak ja k antylopa, kiedy gdzieś obok siedzi lew i ją obsenvuje. Psy obronne robią tak na chwilę przed rzuceniem się do gardła (s. 124).

F u lg h u m nie b y łb y so b ą , szkicowo przedstawił nie tyle zmianę ludz- ko-psich relacji, co raczej - ludzkiego na­

s ta w ie n ia do z w ie rz ę c ia . O d n o to w y w a ł swoje uczucia i związane z nimi zachowa­

nia. Mimo strachu zwyciężyła najpierw cie­

kawość, a po niej „przyszedł etap szacun­

ku” . Zm iana w relacjach znalazła odbicie w z m ia n ie d y s ta n s u , a p ie rw s z y d o ty k stworzył specyficzne poczucie wspólnoty:

Wiem, że ludzie głaszczą psy przez cały czas, i nie ma w tym nic niezwykłego, ale jeżeli ktoś bał się psów tak bardzo ja k ja kiedyś (zauważcie czas przeszły),

nietrudno chyba zrozumieć, jakie znaczenie miała dla mnie ta chwila.

Suka pozwoliła, abym ją pogłaskał. Nie polizała mnie po dłoni, nie skakała wokół i nie szczekała. Po prostu spokojnie przyjęła pieszczotę. Ten dotyk sprawił, że między mną a Gydą

wytworzyła się jakaś więź (s. 125).

Powyższy cytat w prosty, ale i trafny sposób pokazuje narodziny intym nego - w sw ym e ty m o lo g ic z n y m z n a c z e n iu - zw iązku, w którym nie tylko w ażna je s t zewnętrzna relacja, ale przede wszystkim to, co powstaje i rozwija się w e wnętrzu człowieka, pozwalając mu inaczej postrze­

Robert Fulghum

gać to, co na zewnątrz. Świat człowieka zostaje wzbogacony przez relację z psem, ale to nie świat staje się inny, ale człowiek.

Pies - zdaje się twierdzić Fulghum - pozwala człowiekowi zrozum ieć samego siebie przez monolog. Kontakt z człowie­

kiem zakłada (choć nie zawsze realizowa­

ny) pewien typ dialogu, z psem je st ina­

czej - inaczej odbierana je st zatem jego obecność jako niby-interlokutora:

Czasem zabieram Gydę na spacery.

Mówię do niej. Ja, człowiek, który uważa rozmawianie z psami za głupotę.

Nigdy jeszcze nie zaszczekała ani nie wydała żadnego innego dźwięku.

Zawsze tylko siada i patrzy na mnie, kiedy się do niej odzywam. Raz wyjaśniłem je j nawet różnicę między muzyką B. B. Kinga i Chucka Berry’ego, a ona nawet na chwilę nie odwróciła wzroku. To dopiero pies (s. 125).

W yjaśnienia skierow ane do psa tak naprawdę prow adzą człowieka do siebie.

Rozważania o muzyce były pretekstem do pokazania, że dzięki psu człowiek może zrozum ieć coś w ięcej, odkryć nowe za­

leżności, zm ienić się nie tylko w stosun­

ku do z w ie rz ę c ia , ale i ludzi, stw o rz y ć nowe więzi:

Gyda stała się dla nas swego rodzaju symbolem najlepszych relacji, jakie tylko są możliwe w niewielkiej społeczności naszej przystani -i symbolem najwspan-ialszych w-ięz-i między istotami żywymi. Wszystkiemu można zaradzić, jeżeli ludzie mają dobrą wolę, lekkie serca i silną wiarę. Ja w to wierzę. Nawet pies może znaleźć swoje miejsce na przystani. Gyda,

przechodząc codziennie obok mnie, przypominała mi, że to nie rosnąca wartość naszych domów na wodzie czyni z nas bogatych ludzi, ale raczej jakość kontaktów między nami,

uwzględnianie zarówno indywidualnych praw, ja k i potrzeb grupy. Pojawienie się

tego psa w niezwykle zabawny sposób uczyniło nas bardziej ludzkimi. Po jego odejściu w naszym codziennym życiu będzie czegoś brakowało. Dzięki Gydzie byliśmy bardziej szczodrzy wobec siebie.

A z a te m tra w e s tu ją c zn a n e (choć w wersji oryginalnej nie najlepiej świadczą­

ce o conditio humana przysłowie) można powiedzieć: człowiek człowiekowi człowie­

kiem, czasem dzięki psu! Tego właśnie doświadczył autor, ponieważ pozwolił so­

bie na otwarcie się na kontakt z inną formą istnienia.

W tekstach Fulghuma najważniejsze wydaje się ścieranie z własnymi uprzedze­

niami. Gyda jako pies (okaz gatunku) ma, oprócz w ym iaru jednostkow ego, wymiar s y m b o lic z n y -je s t przedmiotem uprzedze­

nia i jednocześnie, w efekcie końcowym - symbolem przełamania, okiełznania tegoż właśnie uprzedzenia. Świadomość, że tak właśnie jest, narasta w narratorze w trak­

cie przebiegu opowiadania:

Trudno je st się przyznać do własnych błędnych sądów na jakiś temat - dużo wstydu i upokorzenia kosztuje taka zmiana poglądów (s. 125).

Trzeba dodać, że zachow anie Gydy nie je s t nadm iernie antropomorfizowane (choć nie jest także standardowo psie), by narrator poczuł z nią związek, a ostatnie zdania tekstu w skazują na to, że zmiana dokonała się na dobre:

Gyda. Wspaniała istota w przebraniu psa.

Podczas nauki w seminarium nikt nie uczył mnie, ja k odprawiać psie pogrzeby.

Aby się tego nauczyć, trzeba

prawdziwego psa. A kiedy już uczeń jest gotowy, pojawia się również i nauczyciel (s. 127).

Gyda (jak zresztą wiele postaci z tek­

stów Fulghuma) przekonuje, że w artość istoty żywej nie \eży w jej gatunku, rasie, rodzaju, w każdym razie nie w tym, co w niej genetycznie konieczne, ale w tym, co indy­

widualne i je d n o s tk o w e , a k o n ie czn o ść stwarza jedynie ramy tego, co niepowtarzal­

ne. Wartości nie istnieją w oderwaniu od człowieka, człowiek je dostrzega, odkrywa, a tym samym powołuje do istnienia. Nie­

kiedy jednak potrzebuje do tego psa.

1 Fulghum sam nazywa się filozofem, ale wżyciu imał się wielu różnych zajęć, był (lub bywa):

kowbojem, pieśniarzem, sprzedawcą, artystąi du­

chownym.

2 R. Fulghum: 0 0 / Kilka uwag na temat życia po obu stronach drzwi lodówki, przeł. A. Jacewicz, Wyd. AMBER, Warszawa 1991.

3 Fulghum nie nadaje odrębnych tytułów tek­

stom zamieszczanym w swoich zbiorach.

Agnieszka Sobich

BARRY TROTTER KONTRA