• Nie Znaleziono Wyników

STAROMODNA PRZYGODA W NOWOCZESNEJ FORMIE

Z JOSHUĄ MOWLLEM, AUTOREM OPERACJI CZERW ONE JERYCHO ROZMAWIAJĄ: MICHAŁ ZAJĄC („GULIWER”) I PIOTR DOBROŁĘCKI („NOWE KSIĄŻKI”)

A u to r O p e ra c ji C zerw one Je rych o , powieści dla młodzieży, która ukazała się w maju na polskim rynku nakładem w y­

dawnictwa Muchomor, Joshua Mowll wła­

śnie ukończył 36 lat. Urodził się w Wielkiej Brytanii, jego ojciec był duchownym. Ro­

dzina m ieszkała w różnych m ie jsco w o ­ ściach, aż osiadła w hrabstwie Kent, o go­

dzinę drogi od Londynu w stronę Dover.

Po ukończeniu studiów z dziedziny grafiki przeniósł się w 1994 roku do Londynu.

Mieszka te ra z w centrum te g o m iasta.

Operacja Czerwone Jerycho została na­

grodzona British Book Award w kategorii

„nowatorstwo w książce dziecięcej”.

- Ze wstępu do „O peracji Czerwone Jerycho” wynika, że m iał pan dostęp do ogromnego tajnego archiwum odziedziczo­

nego po ciotce. Na podstawie takiej doku­

mentacji można było napisać wiele różnych książek... Dlaczego zdecydow ał się pan na napisanie akurat pow ieści dla m łodszych nastolatków ? Jeden z brytyjskich re ce n ­ zentów p yta ł wprost, czy warto było tracić taki fascynujący m ateriał na książkę dla młodzieży?

Na początku miała to być książka ilu­

strowana, coś w rodzaju komiksu ja k Tin- Tin. Ukończyłem przecież studia artystycz­

ne i pracuję jako grafik dla gazety. Myśla­

łem więc, co przy tym zawodzie naturalne, raczej nad konceptem powieści komikso­

wej (graphic novei). W trakcie rozwoju prac okazało się jednak, że dużo bardziej od tw orzenia ilustracji interesuje mnie samo pisanie. Chciałem też jednak koniecznie, aby było w niej wiele szczegółów graficznych:

dużo ilustracji, zestawień i diagramów. Wy­

daje mi się, że nie było jeszcze takiej książ­

ki, że powstało coś nowego. Sądzę, że pew­

nie trudno byłoby opublikować taką książkę dla dorosłych. Nie wiem, czy można powie­

dzieć, że szkoda tego materiału archiwalne­

go dla dzieci... A zresztą słyszałem, że po­

wieść podoba się także wielu sześćdziesię­

ciolatkom!

Joshua Mowll. Fot. Michał Zając

- C zy trudno było znaleźć wydawcę dla takiej książki, dla takiego innowacyjne­

go pom ysłu - ścisłego połączenia tekstu z rozbudow anym i, n ie typ o w ym i form am i graficznym i?

Zaczęło się od tego, że znalazłem agent­

kę Clare Conville, osobę o dużych ambi­

cjach. Od razu zrozumiała, że moja książka jest inna, jest nową propozycją, że stanowi dużą szansę. Przez sześć miesięcy praco­

waliśmy razem. Wiedziałem, że ilustracje są w porządku, gdyż zajmuje się tym zawodo­

wo, ale bardzo mi pomogła w odniesieniu do tekstu. Potrafiła mi podpowiedzieć, co będzie dobrze przyjęte, ja k niektóre wątki powinny być rozwinięte. W końcu okazało się, że aż trzech dużych brytyjskich wydaw­

ców jest zainteresowanych m oją książką, dlatego że jest taka inna i nowa.

- A czy trudno było znaleźć polskiego w ydawcę?

Nie miałem z tym nic do czynienia - po sprzedaży praw do książki wydawnic­

twu Walker Books ten wydawca podejmo­

w ał już wszelkie dalsze decyzje o sprze­

daży powieści do innych krajów.

- Do jakich jeszcze krajów sprzedano te prawa?

Nie liczyłem ich dokładnie [śmiech].

Zdaje mi się, że do jedenastu? Wiem, że sprzedaliśm y prawa do Japonii, do Fran­

cji, do Hiszpanii... Trzeba ponadto pamię­

tać, że W alker Books ma jeszcze swoje oddziały zagraniczne, które również były włączone do dystrybucji mojej książki, więc można założyć, że Operacja... znana jest w szesnastu albo siedem nastu krajach.

Poza tym mam jeszcze oddzielnego agen­

ta, który zajmuje się teraz sprzedażą praw do sfilmowania tej powieści. Agencja na­

zywa się Creative A rtist Agency i reprezen­

tuje nie tylko pisarzy, ale też aktorów i to tak znanych jak Tom Hanks, Tom Cruise czy Nicole Kidman.

- Powiedział pan, że książka podoba się sześćdziesięciolatkom - może przypo­

mina im trochę książki z ich dzieciństwa?

Nam przypom inała trochę klasyczne tek­

sty Juliusza Verne’a: Dzieci kapitana Gran- ta czy 20 tysięcy mil podwodnej żeglugi?

Tam są bardzo podobne m otywy - dzieci szukające zaginionych rodziców, podróże morskie, czy te pow ieści ja k o ś pana inspi­

niejszy niż czasy Verne’a: lata dwudzieste.

Bardzo lubię tę dekadę - s ą to naprawdę niesamowite lata, także ze względu na roz­

wój nauki.

- Czyli wśród inspiracji więcej je d n ak filmowego Indiany Jonesa niż literackich dzieci kapitana Granta... Na stronie inter­

ne to w e j W a lk e r B o o k s o p o w ia d a p a n o swoim dziecinnym, niezapomnianym „ki­

nowym” wrażeniu: widok imperialnego krą­

żownika, p rz e p ły w a ją c e g o na e k ra n ie w „Gwiezdnych w o jn a ch ...” Nie m ia ł pan pokusy, by wrócić do tamtych fascynacji, sięgnąć do stylistyki science fiction?

Nie znacie je s z c z e całej opow ieści o rodzeństwie Mc Kenzie. Poczekajcie tro­

chę - i to nie na drugą, ale nawet trzecią

część książki [śmiech]. Tam będzie dużo takich fantastycznych historii, tyle, że ra­

czej w moich historiach cofam się w cza­

sie. Nie interesuję się przyszłością, ale cza­

sem przeszłym, latami bardzo, bardzo od­ film zrobił wówczas na mnie ogromne w ra­

żenie. W łaśnie ten statek, który się zbliża i zbliża, i jest coraz większy, zajmuje cały ekran...

- W Polsce odczuw any brak literatury dla chłopców, znacznie więcej wydaje się tytułów skierowanych do dziewcząt. Pana książka wydaje się być przeznaczona wła­

śnie dla chłopaków, szczególnie takich, co to fascynują się działaniem wału korbowe­

go czy podobnym i tajemniczymi sprawami technicznym i... A le czy w dobie Internetu i elektroniki są jeszcze tacy czytelnicy i czy takie - ja k sam pan m ów i - starom odne historie m ogą być dla nich interesujące, intrygujące?

P isząc książkę cały czas m yślałem o tym , co chciałem czytać, gdy miałem trzynaście lat, a wtedy właśnie fascynowa­

łem się w ałam i korbowym i, różnym i w y­ jakiś problemem. Bo rzeczywiście tak jest, że dziewczęta czytają, a chłopcy w jakim ś m o m e n cie ja k b y się w y łą c z a ją z kręgu oddziaływania literatury. A co do czytelni­

ków : z a u w a ż c ie , że w m o je j k s ią ż c e , oprócz chłopca o imieniu Doug, je st jego

siostra Becia, a także młoda kobieta - Li­

berty. To są dwie silne kobiety, silne boha­

te rk i i m am d la te g o n a d z ie ję , że m oja książka trafi nie tylko do ch ło p ców i że dziewczęta też się nią zainteresują!

- W „O peracji Czerwone Jerycho” po ­ daje pan mnóstwo pozornie wiarygodnych detali, przytacza pan szczegółow ą doku­

mentację faktów i przedmiotów, które oka­

zują się tworem w yobraźni... Czy nie oba­

w ia ł się pan, że „cienka czerw ona lin ia ” m iędzy realnością a wykreowanym św ia­

tem powieści je s t zbyt cienka? Czy miody czytelnik nie uwierzy na przykład w istnie­

nie groźnego „zoridium ”? Czy statki klasy

„Q ” pływały rzeczywiście po morzach, czy istn ia ły tylko w znalezionym p rze z pana archiw um ? Książka przecież je s t bardzo sugestywnie napisana, co dodaje je j nie­

wątpliwego uroku i buduje swoistą magię, ale jednocześnie powstaje niebezpieczeń­

stwo, że czytelnik uzna w ym yślone ele­

m enty za rzeczywistość.

Troszeczkę jestem tym zaniepokojo­

ny, ale uważam też, że najlepsze kłamstwa leżą najbliżej prawdy [śmiech]. Dostrzegam takie niebezpieczeństwo, cóż, mogę je d ­ nak pow iedzieć: inni autorzy też stosują podobne zabiegi, szczególnie pisarze z ga­

tunku science fiction. Rzeczywiście, sam może poszedłem dość daleko w niektórych przypadkach. Mylące może być na przy­

kład to, że w książce umieściłem prawdzi­

we fotografie, co miało bardziej zaintrygo­

wać czytającego. Mnie bardzo się jednak podoba takie igranie z tym, co jest realne, a co nie. Jeżeli ktoś po przeczytaniu książki będzie m yślał, że „zo rid iu m ” istnieje, to chyba potw ierdzi, że dobrze w ykonałem sw oją pracę. Ale w książce jest zam iesz­

czona przecież uwaga, że je st ona fikcją literacką. A gdy ktoś przeczyta o „zoridium”

i chociaż będzie świadomy, że ono nie ist­

nieje, to może dzięki temu zainteresuje się bardziej nauką. A nawiasem rzecz biorąc, chociaż „zoridium” oczywiście nie istnieje, to okręty klasy „Q ” naprawdę pływały po morzach w trakcie pierwszej wojny świa­

towej i naprawdę było ich dwieście. Ja sam tylko trochę poszedłem dalej w wykreowa­

niu konkretnego okrętu, „Expedienta”. Dla mnie zresztą rozwój nauki w latach dwu­

dziestych związany z takimi nazwiskami, jak Bohr czy Einstein, jest tak bardzo fa­

Niektóre zdjęcia przedstawiają moich krew nych, ale reprodukcje dokumentów i rysunki wykonałem sam, bo mam prze­

cież duże doświadczenie jako grafik pra­

sowy.

- J a k długo trwała praca nad „O pe­

racją Czerwone Jerycho”? Musiała to być mozolna robota...Te wszystkie drobiazgo­

wo przygotowane - i wymyślone! - kopie dokumentów, diagramy, ilustracje, wresz­

cie sam tekst...

Przygotowywanie powieści zacząłem w roku 2001 i te prace trwały mniej więcej dwa lata, a później jeszcze przez sześć mie­

sięcy z m oją agentką szlifowaliśmy osta­

teczne dzieło. Bardzo się starałem , aby wszystko było na tyle dokładne, jak tylko je st to możliwe, żeby dołączone rysunki te ch n iczn e d obrze odw zo ro w yw a ły np.

prawdziwe okręty. To zabrało rzeczywiście dużo czasu, ale cóż: aby efekt był odpo­

wiednio dobry, trzeba włożyć dużo wysiłku.

- N a stro n ie in te rn e to w e j wydawcy napisano, że a utor korzystał ze zbiorów

biblioteki British Museum. Czy inne biblio­

teki były też dla pana przydatne?

W bibliotece British Museum nie ko­

rzystałem z m ateriałów źródłowych. Tam jest tak piękne stuletnie m iejsce w stylu wiktoriańskim, taka piękna przestrzeń, źe przynosiłem książki ze sobą i właśnie tam je czytałem. Z konkretnych materiałów ko­

rzystałem w British Library, która dla od­

miany mieści się w nowoczesnym i bardzo brzydkim budynku, ale posiada ogrom ne zbiory książek.

- Pomimo dość uważnej lektury, czy­

telnik nie je s t w stanie rozszyfrować tajem ­ nicy tytułu książki...

Tytuł Operacja Czerwone Jerycho jest po prostu grą słów, zabawą, nigdzie nie wytłumaczoną w książce. Jest to odniesie­

nie do Biblii, gdzie Jozue, czyli mój imien­

nik, niszczy m ury Jerycha. W pow ieści mamy zaś kapitana stworzonego właśnie przez Jozuego, który niszczy fortecę ne­

gatywnego bohatera. Tytuł jest częścią gry, którą prowadzę z czytelnikiem.

- Czy nie obawia się pan, że „Opera­

cja..." nie zostanie postawiona w księgar­

niach pośród „m ęskich” tytułów, ja k chociaż­

by „Polowanie na Czerwony Październik”, zamiast wśród książek dla młodzieży?

Rzeczywiście: może się i tak zdarzyć z moją książką. Chyba nie m iałbym nic przeciwko tem u... Zresztą powieść Clan- cy’ego jest bardzo dobra [śmiech].

- Przy lekturze „O peracji... "pojawia się jeszcze je d n o skojarzenie, niezbyt - we­

dług nas przynajm niej - fortunne. Wątek trwającego przez stulecia tajnego stow a­

rzyszenia, ingerującego w losy świata wią­

że się natychmiast z „Kodem Leonarda da Vinci”. Czy i w tym przypadku nie b o i się

pan, że pana książka zostanie postaw io­

na w je d n y m s ze re g u z in n y m i ty tu ła m i o sekretnych stowarzyszeniach?

Ja w każdym razie nie mam zamiaru z a to p ić k o ścio ła k a to lic k ie g o [śm ie ch ], W Operacji Czerwone Jerycho w prowadzi­

łem rzeczyw iście tajne tow arzystw a, se­

kretne wątki, ale odchodzę od tego dość szybko. Nie, nie wydaje mi się, aby związ­

ki mojej powieści z thrillerem Dana Brow­

na były zbyt bliskie.

- Co było pierwsze, pana książka czy

„K od Leonarda da Vinci”?

P ierw szy na rynku b ył Dan Brow n, chociaż jego K od przeczytałem ju ż po na­

pisaniu swojej książki. Pamiętam, że było to w Hiszpanii na plaży. W ówczas zaczy­

nałem w łaśnie pisać drugi tom mojej po­

wieści. Tak więc książka Browna nie miała wpływu na moją.

- Skoro ju ż w naszej rozmowie poja­

wił się tem at drugiego tom u tworzonego p rzez pana cyklu p o w ie ścio w e g o ... Czy m oże pan - na zakończenie n a sze j ro z­

m ow y - zdradzić coś z je g o treści?

Drugi tom nosi tytuł Wybrzeże Tajfu­

nów i jest już ukończony. Ukaże się w Wiel­

kiej Brytanii 1 października. Jego akcja za­

czyna się cztery dni po zakończeniu pierw­

szego tomu, gdy bohaterowie w ypływ ają spod tajfunu. Poszukują Juliusa Pembleto- na-Crozier, o którym je st mowa w pierw ­ szym tomie, docierają do wysp w pobliżu Borneo, próbują zdobyć informacje o zagi­

nionych rodzicach... Akcja jest bardzo skon­

densowana, trwa nie dłużej niż półtora ty­

godnia, a zakończenie jest niesamowite!

- Dziękujemy za rozm owę!

Warszawa, 12 maja 2006 r.

NA LADACH