• Nie Znaleziono Wyników

Księga druga

Polska, część dawnej Sarmacji, jest nieco większa, chociaż mniej zalud-niona od Francji, ale ludniejsza od Szwecji. Polacy przyjęli wiarę chrześcijań-ską dopiero około 750 lat temu. Rzeczą dla tego kraju znamienną jest po-wszechne używanie języka Rzymian, którzy przecież nigdy tu nie dotarli;

tutaj wszyscy mówią po łacinie, nawet służba. Ten wielki kraj jest bardzo urodzajny, ale jego mieszkańcy nie błyszczą pilnością. Robotnicy i kupcy,

których spotyka się w Polsce, to Szkoci, Francuzi, a nade wszystko Żydzi. Ci ostatni mają tutaj ponad 300 synagog; z uwagi na ich dużą rozrodczość zo-staną pewnie z tego kraju wypędzeni, jak niegdyś z Hiszpanii. Kupują po niskich cenach zboże, bydło i artykuły żywnościowe produkowane w kraju, sprzedając je w Gdańsku i w Niemczech; jednocześnie po wysokich cenach sprzedają szlachcie przedmioty zbytku, na których szlachta się zna i w któ-rych się lubuje. Tak więc kraj ten, mający najpiękniejsze rzeki, bogaty w pa-stwiska, kopalnie soli i plony, pozostaje ubogim, pomimo obfitości wszyst-kiego, albowiem lud jest traktowany jak niewolnicy, szlachta natomiast jest dumna i rozpróżniaczona.

Rząd tego państwa jest dotychczas wiernym odbiciem rządów starożyt-nych Celtów i Gotów, a przecież podobne wzory wszędzie indziej zostały już przeinaczone lub zarzucone. Jest to przy tym jedyne państwo, które za-chowało nazwę Rzeczypospolitej obok godności królewskiej.

Każdy szlachcic ma prawo głosu podczas wyboru króla, a i sam może nim zostać. To najpiękniejsze z praw łączy się jednak z największym nad-użyciem: tron jest niemal stale przedmiotem licytacji; a że Polak rzadko jest dość zamożny, by go kupić, ten często był sprzedawany cudzoziemcom.

Szlachta i duchowieństwo bronią swojej wolności wobec króla, a odbierają ją reszcie narodu. Cały lud pozostaje niewolnikiem, jakby przeznaczone było ludzkiemu losowi, by wszędzie większość była w ten czy inny sposób pod-dana mniejszości! Tu chłop nie sieje bynajmniej dla siebie, lecz dla panów, do których on sam, jego pole i praca jego rąk należą, i którzy mogą go sprzedać czy zabić razem z bydłem. Szlachcic jest panem na swojej zagro-dzie. Tylko zgromadzenie narodu może osądzić go w sprawie kryminalnej;

może być zatrzymany dopiero po skazaniu; tak więc najczęściej pozostaje bezkarny. Wielu z nich cierpi biedę; idą wówczas w służbę u możniejszych, wykonując najpośledniejsze prace, za którą otrzymują zapłatę. Wolą służyć sobie równym, niż bogacić się na handlu; doglądając koni swoich panów, przydają sobie miano elektorów królewskich i pogromców tyranów.

Ktokolwiek widział polskiego króla w całej świetności majestatu, mógłby pomyśleć, że to najbardziej absolutny władca Europy. Tymczasem jest wręcz przeciwnie. Polacy wykonują w rzeczywistości zawartą z królem umowę, podobną w teorii do umów łączących i u innych narodów władcę z podda-nymi. Jednakże w praktyce król polski już w czasie uroczystości namaszcze-nia go oraz gdy zaprzysięga pacta conventa, zwalnamaszcze-nia poddanych od posłu-szeństwa, w wypadku gdyby naruszył prawa Rzeczypospolitej.

Król obsadza wszystkie stanowiska i nadaje wszystkie zaszczyty. Nicze-go nie wolno dziedziczyć w Polsce poza ziemią i szlachectwem. Nawet sy-nowie wojewodów i królów nie mają żadnych praw z tytułu zaszczytów piastowanych przez ojców. Król może nadać każdy urząd, jednak nadawszy

89

go, nie może odebrać. Rzeczpospolita natomiast może mu odebrać koronę, jeśli naruszy prawa obowiązujące w państwie.

Szlachta, zazdrosna o swoją wolność, często sprzedaje swoje głosy, ale rzadko swoje uczucia. Ledwie wybrali króla, a już boją się jego niepohamo-wanej żądzy władzy i montują przeciw niemu spiski. Wyniesieni przez nie-go, których nie może odwołać, zamiast być jego poplecznikami, stają się często jego wrogami. Związani z dworem są obiektem nienawiści ze strony reszty szlachty, co zawsze prowadzi do utworzenia dwóch partii; podział nieunikniony, a nawet konieczny w krajach, gdzie pragnie się mieć królów i jednocześnie zachować swoją wolność.

Wszystkie sprawy Państwa załatwiają stany generalne, zwane tu sej-mem, złożonym z senatu i większej liczby posłów; senatorami są woje- wodowie i biskupi; druga izba składa się z deputowanych poszczególnych sejmików z każdego województwa. Tym wielkim zgromadzeniom prze-wodniczy arcybiskup Gniezna, prymas Polski, wikariusz królestwa podczas interregnum, pierwsza osoba w państwie po królu. Rzadko znajdzie się w Polsce inny kardynał poza nim, purpura nie daje bowiem żadnych prero-gatyw w senacie, co oznacza, iż biskup-kardynał byłby zmuszony albo za-siadać zgodnie ze swoją rangą senatora, albo zrezygnować z istotnych przywilejów, jakie daje w jego ojczynie ta godność, by cieszyć się zaszczy-tem zagranicznym.

Zgodnie z prawem, obrady winny odbywać się na zmianę w Polsce i na Litwie. Deputowani rozstrzygają często swoje sprawy z szablą w ręku, ni-czym dawni Sarmaci, których są potomkami, a czasem nawet w stanie upo-jenia, przywara, której Sarmaci nie znali. Każdy poseł na sejm korzysta z podobnego prawa jak w Rzymie trybuni ludu, to jest z prawa sprzeciwia-nia się decyzjom senatu. Wystarczy, że jeden szlachcic powie „nie pozwa-lam”, by tym jednym słowem obalić jednomyślne uchwały reszty. Jeżeli ponadto szlachcic ten opuści miejsce obrad sejmowych, to i sejm również musi się rozejść.

Niebezpieczniejszy od chaosu wytworzonego przez stosowanie podob-nego prawa jest środek zaradczy. Otóż w Polsce rzadko tak się dzieje, by nie było dwóch frakcji. Skoro zatem niemożliwa jest zgodność poglądów na sejmie, każda z tych partii zawiązuje konfederację, w której decyduje więk-szość głosów, bez względu na protest mniejszości. Konfederacje te, two- rzone wbrew prawu, lecz uświęcone zwyczajem, działają w imieniu króla, chociaż często bez jego zezwolenia, a nawet wbrew jego interesom, mniej więcej tak, jak Liga posługiwała się we Francji imieniem Henryka III, by go obciążać, i jak parlament w Anglii, który zanim posłał Karola I na szafot, powoływał się na jego imię we wszystkich rezolucjach, jakie podejmował na jego zgubę. Po zakończeniu sporów, sejmy mogą uchwały takich konfedera-cji zatwierdzać lub odrzucać. Podobnie może sejm zmienić uchwały sejmu

poprzedniego z tych samych powodów, z jakich i w państwach monarchi-stycznych król może znieść prawa stosowane przez poprzednika, a nawet przez siebie samego.

Szlachta, która stanowi prawa Rzeczypospolitej, jest zarazem jej siłą.

W potrzebie siada na koń i może wystawić armię liczącą ponad sto tysięcy ludzi. Ta wielka armia, zwana pospolitym ruszeniem, jest mało zwrotna i trudno nią dowodzić. Trudności wyżywienia i furażu powodują, że jest niezdolna do przetrwania w ordynku przez dłuższy czas. Ale chociaż brak jej dyscypliny, subordynacji i doświadczenia, miłość wolności czyni ją groź-ną […].

Księga trzecia

Młody poseł Stanisław Leszczyński został wysłany przez sejm warszaw-ski do króla szwedzkiego, by mu wyjaśnić, jakie nastąpiły powikłania z po-wodu porwania królewicza Jakuba. Leszczyński miał szczęśliwą powierz-chowność, postawę śmiałą i ujmującą, co razem z prawością i szczerością promieniującą z oblicza stanowiło największe jego walory zewnętrzne i wię-cej nadawało wagi jego słowom niż sama wymowa. Karola XII uderzył umiar, z jakim wyrażał się o królu Auguście, sejmie, kardynale-prymasie oraz różnych prywatach, wywołujących niezgodę w Polsce.

Król Stanisław zaszczycił mnie powtórzeniem tego wszystkiego, co po-wiedział wówczas po łacinie do Karola XII. Między innymi rzekł: „Jakżeż możemy zwołać elekcję, jeżeli królewicze Jakub i Konstanty Sobiescy są w rękach Augusta?” Na to Karol odpowiedział: „Jakżeż można wyzwolić Rzeczpospolitą, jeżeli nie przystąpimy do elekcji?” Ta rozmowa była jedyną intrygą, która wyniosła Stanisława na tron. Karol rozmowę przedłużał roz-myślnie, by lepiej poznać umysłowość młodego posła. Po audiencji rzekł dobitnie, że jeszcze nigdy dotychczas nie widział człowieka tak właściwego do pogodzenia wszystkich partii. Nie omieszkał też zasięgnąć wiadomości o charakterze palatyna Leszczyńskiego. Powiedziano mu, że jest bardzo odważny, wytrzymały na trudy, że sypia na pewnego rodzaju sienniku ze słomy, że nie wymaga specjalnych usług od służby, że – jak na klimat tego kraju – jest nader wstrzemięźliwy, że jest oszczędny, kochany przez podda-nych i jest być może jedynym w Polsce magnatem posiadającym przyjaciół w kraju, w którym nie znano wtedy innych węzłów poza interesami partyj-nymi.

Słysząc o charakterze tyle podobnym z jego własnym – a wpłynęło to całkowicie na decyzję Karola XII – król wyrzekł głośno po naradzie: „Oto człowiek, który będzie moim przyjacielem”. Wkrótce zrozumiano, że słowa te oznaczały: „Oto człowiek, który będzie królem”.

91

Kiedy prymas polski dowiedział się, że Karol XII mianował palatyna Leszczyńskiego, tak mniej więcej jak Aleksander Abdolonima, przybiegł do króla Szwecji, by wpłynąć na zmianę tej decyzji. Chciał bowiem korony dla jednego z Lubomirskich.

– Cóż macie do zarzucenia Stanisławowi Leszczyńskiemu? – zapytał zdobywca.

– Sire – rzekł prymas – on jest zbyt młody.

Król odrzekł sucho: „Jest prawie w moim wieku” – po czym odwrócił się plecami do prałata i wysłał hrabiego Horna do Warszawy, by oznajmił sej-mowi, że należy wybrać króla w ciągu pięciu dni i ma nim być Stanisław Leszczyński […].

Kiedy nadeszła sobota 12 lipca 1704 roku, ustalony dzień elekcji, zgro-madzono się o trzeciej po południu na polu elekcyjnym na Kole: biskup po-znański objął przewodnictwo obrad w miejsce kardynała prymasa. Przybył w otoczeniu szlachciców ze swojego stronnictwa. Hrabia Horn i dwaj inni oficerowie uczestniczyli w tej uroczystości jako ambasadorowie nadzwy-czajni Karola w Rzeczypospolitej. Ceremonia trwała do dziewiątej wieczór:

biskup poznański zakończył ją, ogłaszając w imieniu sejmu Stanisława kró-lem Polski. Czapki poszybowały w górę, a wiwaty zagłuszyły krzyki prze-ciwników Leszczyńskiego […].

Koronacja przebiegła bez przeszkód i bardzo hucznie 4 października 1705 roku w Warszawie, pomimo zwyczaju koronowania w Polsce królów w Krakowie. Stanisław Leszczyński i jego małżonka Katarzyna Opalińska zostali koronowani na króla i królową Polski przez arcybiskupa Lwowa, w asyście wielu prałatów. Karol XII przyglądał się ceremonii incognito: był to jedyny owoc jego podbojów.

Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie, tom drugi, wiek XVIII–XIX. Wy-brał i opracował Jan Gintel, Wydawnictwo Literackie Kraków, 1971, t. 2, s. 8-10, 15-16. Przekład uzupełniony tu o kilka fragmentów pominiętych w opracowaniu, na podstawie Œuvres de Voltaire, éd. M. Beuchot, Paris, Werdet et Lequien fils, 1829, t. XXIV, s. 87-92, 120-132.

Popadłszy w niełaskę na dworze wersalskim, zagrożony nowym uwięzieniem, z zadowoleniem przyjmuje Wolter zaproszenie króla Stanisława Leszczyńskiego.

Przybywa do Lunéville w lutym 1748 roku ze swoją metresą, markizą du Châtelet.

Oboje pozostaną tam do świąt Bożego Narodzenia, aby powrócić w lipcu 1749 roku.

Na dworze w Lunéville, małym, ale gościnnym, odzyskuje Wolter zdrowie i spo-kój, wiodąc szczęśliwe życie u boku tego „nowego Trajana”, z którym dzieli zami- łowanie do filozofii. Na dworze mają miejsce nieustanne zabawy, przedstawienia teatralne, bale kostiumowe, gry towarzyskie, długie spacery po okolicy, pozostaje

jednak pisarzowi dość czasu, by ukończyć sztuki Sémiramis i Catilina ou Rome sauvée, a także Zadiga, który opublikowany zostanie w Nancy we wrześniu 1748 roku.

Jeśli nawet Lunéville pozostanie dla niego naznaczone bolesnym wspomnieniem śmierci pani du Châtelet, która nastąpiła 10 września 1749 roku, na zawsze zachowa Wolter w pamięci gościnność księcia Lotaryngii; wspominając po dziesięciu latach to tragiczne wydarzenie, przypomina sobie wciąż tego „dobrego króla Stanisława, któ-ry przyszedł do jego sypialni, by pocieszyć go i płakać razem z nim”, i dodaje: „Nie-wielu monarchów zachowuje się podobnie w takich sytuacjach” (Mémoires pour servir à la vie M. de Voltaire, écrits par lui-même). Spośród zamieszczonych poniżej fragmentów poetyckich, skomponowanych w latach 1748–1749, dwa ostat-nie są więc wyrazem szczerej wdzięczności wobec tego króla filozofa. Inaczej ma się rzecz z pierwszym z nich, utworem okolicznościowym, mającym na celu zyskać przychylność świeżo wybranego monarchy.