• Nie Znaleziono Wyników

Opowieść historyczna

Strofy te cieniom Wandy będą poświęcone,

Miejscom, co były niegdyś przez Wandę rządzone, Gdzie jej zalet szlachetnych wciąż dążą śladami;

Ludowi gościnnemu nad Wisły brzegami, Co sławny ze swych czynów i swej wspaniałości, I gdzie imię ojczyzny pełne jest świetności, Gdzie kwitną sztuki wszelkie pośród nawałnicy.

Byli Sarmaci wtenczas jeszcze niemal dzicy, Gdy Wandy ojca, Kraka, królem obwołali I zasiadł na ich tronie. Wkrótce zbudowali To miasto znakomite, co szybko wzrastało I na cześć Kraka miano Krakowa dostało.

Malowniczy krajobraz, przeszłości pomniki Budzą podziw przez wieki utwierdzony mitem.

Tam to każdy król nowy koronę przyjmował,

Tam też Kraka grobowiec: wszystkich dreszcz przejmował Na widok próżnej pompy dworskiego splendoru;

Wisła toczy swe wody u stóp miasta murów.

Krakus, dzielny wojownik, żyjący cnotliwie, Ogładę wniósł do kraju, rządził sprawiedliwie.

Miał on serce żarliwe, kochali go ludzie, Na zewnątrz zaś zwyciężał i szacunek budził.

Żalu, co po nim został, dowodem wymownym Pomnik na brzegu rzeki postawiony godny.

Nie z marmuru ni złota pomnik wykonany, Lecz dziś jeszcze widoczny kopiec usypany.

Syn był jego następcą; żył jednak bez chwały I krótko rząd sprawował; ślady nie przetrwały.

Wanda jedna została z potomków Krakusa.

I gdy berła przywilej córce przypaść musiał, Od wybrzeży Bałtyku aż po brzegi Dniestru, Jej władzy niepodzielnej poddano królestwo.

Sąsiedzi jego byli wszak wojownikami, Dlatego wszystkie oczy spoczęły wnet na niej.

183

A była nadto piękna, miała wdzięk młodości.

Lecz od dziecka gardziła oznaką słabości I łączyć wciąż umiała, w toku działań wielu, Wraz z cnotami kobiety, cnoty bohaterów.

Przybyli z państw ościennych najwięksi panowie, Każdy chciał się spodobać młodziutkiej królowej.

Na próżno się starali! Bo Wanda nie zmienia Swego raz powziętego już postanowienia, By dla ludu żyć tylko i być niezależną.

Wśród tych, co zapałali pasją nieostrożną, Rystygier, który ludom germańskim przewodził, Zmusić ją lub ukarać wzgardę postanowił:

Oto armię gromadzi, wojnę wypowiada Jakże młodej księżniczce. Ona odpowiadać Na swój sposób raczy, konia dosiadając, Zbrojąc się i do walki o honor ruszając.

Żołnierzom Rydygiera wstyd w tej roli, przeto Zbiorowo odmawiają wojować z kobietą.

Porzucają szeregi. Rydygier, zdziwiony, Zostaje przez żołnierzy swoich opuszczony I, znieść nie mogąc wstydu, który mu doskwiera, Sam karze się i życie sam sobie odbiera.

Pomszczona bohaterka, wolna już od wroga, Wraca w rodzinne strony, sercu jej tak drogie.

Lud radośnie wybiega na jej powitanie,

Chce wszak prześwietnej Wandzie dać uszanowanie.

Urodą jej, odwagą, jest oczarowany;

Drogi usłane kwieciem oraz gałązkami,

Biegną zewsząd wiwaty, słychać tłumu brawa, Królowa polska wkracza do swego Krakowa.

W dniu wskazanym zwołuje wszystkie stany kraju, Gdzie każdy winien przybyć w uroczystym stroju, Na szerokiej równinie, kędy płynie rzeka

I gdzie jest grób jej ojca, widoczny z daleka.

Dzień ów nadszedł. Lud wokół licznie zgromadzony W spektakl godny podziwu pilnie był wpatrzony.

Śpiew nabożny zwiastował królowej przybycie, Na kopca wyniosłego zjawiła się szczycie.

Powaga majestatu z jej postawy biła,

Z nią wszak pogoda ducha zaraz się łączyła.

Uroczyście zasiada na wysokim tronie, Pięknie czoło dziewicy wygląda w koronie.

Kadzidła dym się wznosi ku niebu wysoko, Wandę na tle błękitnym kontempluje oko.

Skupieni i godnością królowej olśnieni,

Trwają wszyscy w napięciu, w ciszy pogrążeni.

Wanda wstaje i mówi: „O wierny narodzie!

Dziś pokój i zwycięstwo dają nam bogowie.

Chcemy przeto im złożyć korne dziękczynienie.

Stąd też przy prochach króla nasze zgromadzenie, Bo to on dał mi życie i wam też jest drogi.

Śpiewajmy hymn miłości, by nieść w bogów progi Wyraz naszej wdzięczności. I w serc naszych głębi Wielbijmy na kolanach znaki ich potęgi”.

Natychmiast rozproszone tam westalek grupy Intonują ochoczo świętych śpiewów nuty;

Słuchacze, poruszeni głosami czystymi, Ze słowami modlitwy śpieszą żarliwymi.

Gdy śpiewy już ustały, tak Wanda przemawia:

„Polacy, jeśli niebu miła nasza sprawa, To dlatego, że słuszna; czyż chciałoby ono, By o łotrów wspieranie dziś je posądzono?

Oddalając z ziem naszych obce zagrożenia, Ocaliło nas ono wszak od zniewolenia.

Jego dekrety odtąd będą naszym prawem, To my sami je sobie nadamy dziś razem.

Jego to inspiracje moje kroki wiodły;

Odrzucić je byłoby zdradą, czynem podłym I profanacją władzy; jej depozyt święty Troską moją jest stałą; a celem najświętszym Jest honor i ratunek imienia polskiego.

Żaden człowiek śmiertelny do serca mojego Praw nie ma. Czystość jego gwarantem niezbitym Niepodległości waszej i waszym profitem.

Wolności zawsze chciejcie; któż mógłby ją zabrać?

Przysięgnijmy jej nigdy nikomu nie oddać”.

Tysiąc wnet się rozlega głosów na równinie:

Tak, tak, tak, przysięgamy na królowej imię!

185

Słowa te hen, daleko, z ust do ust się niosą:

Na Wandy widok serca w mgnieniu oka rosną.

„O szlachetni Polacy!, mówi znów królowa, Cokolwiek los nam jutro zapragnie zgotować, Jakże me słabe ramię może was ochronić

Przed wrogiem tak dziś licznym? Czyż zdołam was bronić, Jeśli traktaty złamią, umowy niepomni?

Czyliż mamy prowadzić już bez końca wojny?

Przedmiotem ich pretensji jest wasza królowa, Aby mogli bez przeszkód nad wami panować.

Wszak zuchwałego księcia zbrojne wystąpienie Było już, choć daremne, zbawczym ostrzeżeniem Od niebios samych danym. Zrozumieć musiałam, Że zrzucić trzeba ciężar, co go znieść nie zdołam.

Niebo mnie zatem wzywa; bieg mój dobiegł końca, Każe dziś ono Wandzie połączyć się z ojcem.

Wasze szczęście ostatnią życzeń moich treścią:

Bogowie, ojczyzna i honor w nim się mieszczą.

I oto schodzi Wanda powoli, bez trwogi, Aż do podnóża kopca, ku rzeki brzegowi.

Staje, ramiona wznosi i rzuca się w fale, Z życia na pokój wieczny odchodzi bez żalu.

Na próżno biegną ku niej, rozpacz ich prawdziwa:

Nie żyje bohaterka; już z ojcem przebywa.

Lecz przecie śmierci prawa, choć tak wiele ważą, Cnót Wandy z serc Polaków nigdy nie wymażą.

Przekład Wiesław Mateusz Malinowski i Karol Pietrowicz

Wg Lazare Nicolas Marguerite Carnot, Opuscules poétiques, Paris, Baudouin Fils, 1820, s. 23-28.

Germaine de Staël