• Nie Znaleziono Wyników

Wyruszyliśmy ze Sztokholmu trzeciego października Roku Pańskiego 16831, tak aby natrafić w Dalles na nasz statek, który wypłynął był dwa dni wcześniej […].

Gdańsk nad Morzem Bałtyckim, przy ujściu Wisły leży. Największe stat-ki płyną kanałami, co ulice zastępują. Wejścia do miasta strzeże okazała twierdza nazywana Wisłoujście. Gdańsk jest pod protekcją króla Polski.

Jednakże wolność, z którą tameczni mieszkańcy tak dumnie się obnoszą, w teorii pozostaje jeno, a ich protektor włada nimi jako pan […].

Gdańsk po łacinie zowie się Gedanum. Niemiecka nazwa, Dantzick, od słowa Dantzen pochodzi, co znaczy tańczyć, a wiąże się z nią historia taka:

pewni wieśniacy mieli w zwyczaju gromadzić się w miejscu, gdzie dziś leży Gdańsk. Pragnąc zbudować tam miasto, poprosili biskupa, w którego posia-daniu owa ziemia była, by im ją odstąpić zechciał. Tenże darował im taki kawałek, jaki mogli otoczyć złapawszy się za ręce, tworząc w ten sposób kółko, jako do tańca […].

Handel miasta opiera się w głównej mierze na zbożu, co przypływa z Polski Wisłą, wosku, stali i bursztynie wyławianym z nadbrzeży aż po Kłajpedę […]. Bursztyn wyjęty z wody tako jest miękki, że można na nim

________________________

1 Błąd: wyprawa miała miejsce w roku 1681. Potwierdzają to, niezależnie od danych bio-graficznych, wewnętrzne sprzeczności w datowaniu opisywanych przez autora wydarzeń.

pieczęć wygrawerować, w wielu kamieniach zatopione są muchy […].

Gdańszczanie handlują również popiołem drzewnym, miodem i litargitem.

Fortyfikacyje miejskie dobrze są zachowane i służą tako za ornament, ja-ko też do obrony. Brama zwana Wyżynną wielce jest symetryczna i nie wi-działem żadnej inszej, co by tak doskonałe proporcje miała. Obaczyliśmy w mieście ulice, dość szerokie, ale wielkimi gankami zatarasowane, połowę ich szerokości zajmującymi. Na środku wielkiego rynku znajduje się fontan-na, postać Neptuna przedstawiająca, a z brązu wykonana. Domy wielce są zadbane i dobrze urządzone […].

Katolicy mają tu trzy alboli cztery kościoły, do jezuitów, dominikanów, karmelitów i karmelitów bosych należące; nigdy nie byłem tako zadziwiony jako tedy, gdy po raz pierwszy mszy świętej słuchałem. Kiedy nadszedł czas podniesienia Hostii, rozbrzmiał odgłos uderzeń dłońmi w policzek przez wiernych czynionych, dźwięk dzwonków zagłuszając. Mało jest ludów, co w nabożności swojej Polakom dorównać mogą, co z równą żarliwością po-stów nakazanych przez Kościół przestrzegają. W dni postne, miast masła, olej lniany spożywają. Mięsa w piątki nie ruszą, a jeśliby kto na Mazowszu zakaz ten złamać się ośmielił, niechybnie na śmierć by się skazał z rąk Pola-ków, podle których tako karać w owej sytuacji należy […].

Gdy o damy idzie, jednego im odmawiać nie przystoi: że też w żadnym inszym kraju piękniejszych nie spotkasz. Wszystkie blade lico mają i wielce są nadobne. Żony panów Mathisów do najwdzięczniejszych należą, szcze-gólnie młodsza, co za piękność najdoskonalszą uchodzić może.

Poruszył nas też taniec polski, wielce osobliwy. Lokaje na przedzie stą-pają, panowie zaś za nimi. Taniec ten zaiste na chodzeniu polega.

Są w tym kraju woły niebywałej miary i wagi: pochodzą z Podola, do Turków należącego, lubo z Ukrainy, której znaczna część też ichnią jest własnością. Ową prowincję Ukrainy zamieszkują Kozacy. Ziemia jest tam tak urodzajna, że wystarczy raz na trzy, cztery lata ziarno w nią rzucić: tego, co wypadnie z kłosa przy zbiorach, tyla jest, że glebę zapłodnić zdoła, a ci, którzy pragną ją zasiać dwa razy, też podwójny plon zbierają; niewiele jest znakomitszych krain […].

Miasta wysyłają swoich posłów na sejmy, które król zwołuje, kiedy mu się spodoba, a każden z owych szlachciców i wysłanników może przerwać obrady: istnieje bowiem w Polsce takie prawo, co stwierdza, że sprawy non pluralitate votorum, sed nemine contradicente rozwiązywane być powinny.

Województwa czy też palatynaty, to coś więcej niźli starostwa: one do-piero na starostwa się dzielą […].

W środę, 29 października, wyjechaliśmy z Gdańska do Warszawy, w małej, zadaszonej kolasce, którąśmy za dwadzieścia cztery talary monety krajowej wynajęli, co daje około dwadzieścia liwrów francuskich. Wycho-dząc, minęliśmy ogromne przedmieście o długości jednej mili niemieckiej,

71

co się Szkoty zowie. Droga jest piękna, ziemia płodna, a zajazdy bardzo nędzne; jednak owej nędzy się nie zauważa, taka bowiem jest w Polsce mo-da, by wszystko ze sobą wozić, nawet łóżko; tak więc w zajazdach można znaleźć jeno to, co się ze sobą przyniesie. Owy zwyczaj ma pewne zalety, jak i wady: niedogodne jest to, że cały ten tabor za sobą ciągnąć trzeba, ale za to cały czas pożywia się człek dobrze i we własnym łóżku sypia, a to duży komfort dla podróżnego stanowi, który kontent jest, skoro w nocy wypocząć może, po męczącym dniu: ta jedna myśl trudy podróży mu osładza.

W Polsce nic znaleźć nie można, z takiej to racji, że panowie szlachta wszystko chłopom zabierają, batogami im za to najczęściej płacąc. Wszyscy chłopi niewolnikami się rodzą, a władza panów jest tak potężna, że wolno im o życiu i śmierci chłopów decydować, a kiedy szlachcic sługę swego zabi-ja, zobowiązany jest zapłacić jedynie… [wydrukowano w oryginale], co równa się około siedmiu frankom i do pokrycia kosztów pochówku służy.

Wartość sprzedawanej ziemi nie wedle powierzchni się ceni, ale liczby chłopów, co ją zamieszkują. Przez pięć dni w tygodniu chłop pracuje dla swojego pana, a szósty dzień – na siebie i rodzinę, w tak wielkiej nędzy żyją-cą, że trudno to sobie wyimaginować. Często zdarza się, że panowie, przy- ciśnięci potrzebą, sprzedają swoim wasalom wolność za pewną sumę pieniędzy; ale w pozostałych przypadkach zabrania im się kędy indziej mieszkać; a chłop na próbie ucieczki przyłapany, nieuchronnie na śmierć z rąk feudała jest skazany. Ta władza pańska rozciąga się takoż na męż-czyzn, jako i na niewiasty, a nawet dalej sięga: jeśli chłop posiada urokliwą córkę, szlachcic nie omieszka z prawa pierwszej nocy skorzystać […].

Król Michał przyjął tę wiadomość z wielką radością2, a to przyczyną śmierci się stało, co osiem dni po tym nań przyszła. Po owym zdarzeniu wiele frakcyj powstało, jako to zazwyczaj w Polsce w podobnych okoliczno-ściach bywa. Sobieski był tedy marszałkiem, a następnie i hetmanem wiel-kim koronnym mianowany, i zanim opuścił armię, nakłonił ją, by swój głos na Jego Książęcą Mość oddała, choć drobna szlachta afektem go nie darzyła.

W owym czasie przybył z Francyi Pan Beauvais i, czy to dlatego, że w jej interesie nie leżało, aby Mości Książę królem Polski został, czy to z powodu zbyt wielkiego sprzeciwu, jaki ze strony szlachty napotkał, wygłosił przed całym senatem najpiękniejszą mowę, jakiej kiedykolwiek słuchano, uświa-damiając Rzeczpospolitej, iż bądź to przez wdzięczność za zasługi w prze-szłości oddane, bądź też w nadziei na przyszłe, największym pożytkiem byłby dla niej wybór Sobieskiego na króla; jako też się stało. Koronacja odby-ła się w Krakowie, a nowy król przybrał imię Jana III.

________________________

2 Wiadomość o zwycięstwie armii polskiej dowodzonej przez Sobieskiego nad Turkami pod Chocimiem (1673).

Wdowa po królu Michale zdążyła już była księcia Lotaryngii poślubić, co większy niż ktokolwiek udział w koronie Polski miałby, gdyby nie podstęp Francji, bo też jej zależało na odsunięciu od tronu tegoż księcia, targnąć się na nią gotowego, by swoje księstwo odzyskać […].

Gdy wybucha wojna, cała drobna szlachta jak jeden mąż na koń wskaku-je i wstępuwskaku-je do armii: zostawskaku-je tam póty, dopóki starcza prowiantu, co z setki małych serów, twardych jak kamień, faski masła i kilku jeszcze innych pro-duktów tegoż rodzaju się składa; a kiedy wszystko, pieniądze ze sprzedaży koni włączywszy, jest już przejedzone, wracają panowie do siebie i nie są w stanie dłużej wojny prowadzić […].

Niewiele prócz Polski pozostało w Europie królestw elekcyjnych. Na ostatnim zgromadzeniu sejmu król na następcę zaproponował swego syna, jednakże Polacy stwierdzili, że jeno za potomka marszałka, a nie syna kró-lewskiego, uznać go mogą, bowiem urodził się, kiedy jego ojciec marszał-kiem tylko był jeszcze. Powstają liczne oddziały opłacane z kasy Rzeczypo-spolitej, a ta w okresie pokoju utrzymuje jeno pięć czy sześć tysięcy wojska dla obrony granic przed najazdami Tatarów. Mają oni w dyspozycji kilka pułków huzarów, których uzbrojenie jest wielce osobliwe. Ekwipunek każ-dego huzara wart jest nie mniej jak dwa tysiące liwrów. Mają oni potężne konie, tygrysią skórę na ramieniu noszą, strzały i kołczan na plecach, kol-czugę na głowie, a do tego szablę, pistolet i włócznię. Giermkowie ich konno jadą, kopię w dłoni trzymając, na przedzie kompanii, a przymocowane do pleców skrzydła niepospolitości im dodają. Gdy nieprzyjaciela napotkają, rozpraszają się pomiędzy jego żołnierzy, by w panikę ichnie konie wprowa-dzić, do takich widoków nieprzyzwyczajone, i przejście swoim panom, na-zad jadącym, umożliwić […].

Na ostatnim zgromadzeniu sejmu postanowiono nie zapalać wcale świec, aby oblicza tych, co sypiali, nie zdradzać. Często bowiem tak się zda-rza, że Polacy, udawszy się na sejm o godzinie trzeciej lub czwartej po obie-dzie, na którym piją więcej, niż ich głowy znieść są w stanie, czas prezentacji ustaw przeciągają aż do chwili, gdy upewnią się, że osoby przeciwne do nich poglądy mające we śnie się pogrążyły. Ustawy przechodzą wówczas bez dyskusji; z której to racji pozbyć się światła na zgromadzeniu zapragnię-to, by – o ile to jeszcze być może – mętlik zwiększyć i śpiące twarze ukryć.

Warszawa, stolica Królestwa Polskiego, na Mazowszu się znajduje. Tu-taj, co trzy lata, sejm na obrady się zbiera. Miasto to nad Wisłą leży, która z Krakowa płynie i wiele pożytecznych towarów z Węgier dostarcza, a w szczególności najprzedniejszego wina, jakie pić można. Nic godnego uwagi tam nie obaczysz, z wyjątkiem statuy Zygmunta III, przez jego syna Władysława przy bramie miasta usytuowanej, na kolumnie z jaspisu, do której Szwedzi gęsto z armat strzelali. Warstwa złota, co figurę pokrywa, grubsza jest niżeli na jednego dukata. Miasto szpetnie jest zanieczyszczone,

73

a małe nieprzyzwoicie, jeno z rynku się składa i ratusza na nim stojącego, a otoczonego licznymi kramami Ormian, gęsto tkaninami i towarem na mo-dłę turecką zapełnionymi: łukami, strzałami, kołczanami, szablami, dywa-nami, nożami i inszymi przedmiotami tego pokroju. Jest tu siła kościołów i klasztorów. Obaczyliśmy pałac Kazimierza, przez nieboszczkę królową wzniesiony, obecnie tako zaniedbany, że w ruinę rychło się zamieni. Widzie-liśmy tam wiele tych krzeseł, co to na nich wjeżdża się i zjeżdża z jednego pokoju do drugiego. Z tego właśnie pałacu królowa zauważyła była Szwe-dów, jak przez rzekę okalającą mury płynąc, do zamku się zbliżali. Tamci też Mości Pan Béthune swego czasu gościł3 […].

Polacy to naród dumny wielce, ze swoją szlacheckością się obnoszący, ale większość tej szlachty tak jest biedna, że do pracy na roli przymuszona.

Kiedy takowy szlachcic w pole idzie, bierze ze sobą szablę, i ją na drzewie wiesza: jeśliby jaki przechodzień ośmielił się do niego panie miast mości panie zwrócić, nie omieszka on mu za to należytej kary wymierzyć.

Poza tym, Polacy wiele uprzejmości okazują i zawsze pierwsi czapki uchylają. Ściśle posty zachowują, a czynią więcej wyrzeczeń, niźli się im nakazuje. Są i tacy, co mięsa w poniedziałki i środy nie jadają, w piątki nie uraczysz nikogo, kto by masło spożywał, w soboty zaś wszyscy od potraw gotowanych stronią, jeno pieczonym się kontentują. Ta ichnia nabożność równie ludzi, jak zwierząt się tyczy: jeden nasz pachołek, co przy sobocie tłustego jadła psu podał, o mało co na srogie katusze od gospodyni się nie naraził, co dobry uczynek chciała zrobić, karząc nieboraka.

Polacy siła pieniędzy na pochówki wydają, a z pogrzebem długo zwleka-ją dla pokazania przepychu. Niektórych spośród wielkich panów chowa się nie rychlej jak pięć czy sześć lat po śmierci, a ichnie katafalki otacza się pło-nącymi świecami, co majątek kosztuje. W dzień pogrzebu, uzbrojeni mężo-wie, jako dawni rycerze, do kościoła z pośpiechem bieżą i pod trumną sta-wają, by tam kopie kruszyć […].

Wielki splendor nas spotkał królowi się kłaniać i dłoń królowej ucało-wać. Ów książę przyjął nas z uprzejmością, z jaką ma w zwyczaju traktować każdego, a w szczególności obcokrajowców. Opowieści o naszej podróży do Laponii wiele uciechy mu sprawiły, a o wszystko nas wypytywał. Królowa nie mniej ciekawa była i o każden szczegół się dopytywała. Księżna ta nie-wiele ma sobie równych w Europie: około trzydziestu ośmiu wiosen liczy, a natura hojnie raczyła ją swymi darami obdarzyć. Na całym dworze nie znajdziesz piękniejszej, przystojniejszej ni z większym dowcipem: jedno spojrzenie wystarczy, by w niej owe zalety rozpoznać, a tym bardziej człek się o nich przekonuje, kiedy ma zaszczyt konwersację z nią prowadzić. Toć to ona na głowę króla koronę włożyła, a ambicja, co jest szlachetną przywarą

________________________

3 Markiz François-Gaston de Béthune (1638–1693), ambasador i poseł francuski.

wielkich umysłów, najwyższy stopień w tej księżniczce osiągnęła. To za jej namową książę o tron się ubiegał, a ona nie żałowała na to ni pieniędzy, ni obietnic. I zdołała takowym sposobem cel osiągnąć, mimo licznym księcia Lotaryngii knowaniom […].

Owego dnia towarzyszyliśmy królowi na polowaniu. Polska jest krajem specjalnie dla tej rekreacji stworzonym, co i z jej nazwy wynika, od słowiań-skiego słowa pole się wywodzącej. Aleć polowania nie takie jako we Francji się tu odbywają. Myśliwi schodzą się, koło formując, dziczyźnie jeno otwór jeden do ucieczki zostawiając. W środek wpuszczają psów watahę i nagania-czy, co psy owe popędzają, by tym fortelem wszystko zwierze z łowiska wypłoszyć. Każden na swym stanowisku staje, na odległość dwóch strzałów z muszkietu od drugiego oddalony, a skoro kto co obaczy, czy to wilka, lisa, czy sarnę, spuszcza się tyle chartów, że jeno niezwykle przebiegła gadzina umknąć im jest w stanie […].

Polacy dumni są, swoją szlacheckością się szczycą i wszystko co w ich mocy czynią, by przedniego rumaka, odzienie czyste, a szablę wspaniałą mieć w posiadaniu. Dość są przystojni, ale nie kobiety: na całym dworze może dwie obaczysz, co byłyby niezgorsze. W dużej liczbie paziów się lubu-ją, a drobna szlachta, co nie ma za co żyć, do możniejszych przystaje.

Białogłowy prawie nigdy domu nie opuszczają, a mężów wracających na powitanie za nogi obejmują. W taki to sposób ludzie najczęściej zwykli w Polsce się pozdrawiać i tako też kobiety szlachetnie urodzone się wita.

Niejeden po trosze zuchwale obejmuje, boć poczuć lubi, co ma pod ręką.

Niewiasty suknie wielce okazałe noszą, a każda z nich złotem i srebrem się zdobi. Odzienie ichnie męski surdut, jeno bez guzików, i spódnica stanowią, a na nogi buty z cholewami, jako też mężczyźni, wkładają.

Na całym świecie nie znajdziesz drugiej krainy jako Polska nizinnej.

Przemierzywszy ją prawie w całości, ani jednej góry nie napotkaliśmy;

z której to racji mało tu jest potoków, a wody długo szukać trzeba. Aleć za to Polacy przednie piwo wytwarzają, w szczególności to, co się Warka zowie, a w kraju za najsmaczniejsze uchodzi. Na równinach zboża wszędy w obfi-tości, że i część Europy w nie się zaopatruje.

Za najprzedniejsze miasto Królestwa Polskiego Kraków jest uznawany, od Warszawy stokroć piękniejszy, większy i w handel bogatszy. Leży nad Wisłą, w pobliżu jej źródła. Akademia Krakowska wielce jest w świecie ce-niona: założył ją, około trzysta lat temu, Kazimierz I. On to profesorów z paryskiej Sorbony sprowadził, którym Akademia swą sławę zawdzięcza.

A i zamek tu okazały stoi, na niewielkim wzgórzu wzniesiony. Budowla ta, choć wielkich rozmiarów, ni formy określonej, ni proporcji nie posiada.

W przestrzennych pokojach z plafonami pięknie złotem zdobionymi sam król zamieszkać by się nie powstydził. W przyzamkowym kościele grobow-ce królów się mieszczą, których nie chowa się póty, póki nowy władca

wy-75

brany nie zostanie. Królów Kazimierza i Michała pochowano tego samego dnia, w którym koronacja elekta się odbywała. Ta zaś zawsze w Krakowie ma miejsce.

Ciało świętego Stanisława w srebrnym relikwiarzu spoczywa, na środku kościoła, pod baldachimem. Za przyczyną tego świętego, przez jednego z królów Polski zarżniętego, Polacy głowy golą i masła w piątki nie spo- żywają, a niektórzy też w soboty: jest to kara przez papieża na okres stu lat nałożona, aleć zwyczaj ten w obowiązek się przemienił, bowiem, lubo czas pokuty już minął, Polacy post ów dalej przestrzegają i głowy golić so- bie każą.

Mało jest miast – nie twierdzę w Polsce, aleć w całej Europie – co by taką liczbę kościołów, księży i zakonników jako Kraków miały. Cieszą się oni takim bogactwem i respektem, jak to się w Italii dzieje: z tej racji taka ich tu siła. Co się kościołów tyczy, trzeba przyznać Polakom, że ze szczególną tro-ską o ich piękno i utrzymanie dbają. W każdym zakamarku złoto błyszczy, bo nim cały kościół aż po sklepienie jest pokryty, co może w zadziwienie wprawić w najpodlejszej mieścinie, kędy ciężko jest o kawałek chleba. Naj-cudniejszymi spośród krakowskich świątyń są Katedra Pannie Maryi po-święcona, na środku rynku wzniesiona; pięknem nowy kościół Jezuitów jej dorównuje, na modłę włoską uczyniony, klasztor Minimitów i kościół ojców Bernardynów. Rynek miasta wielce jest przestronny, a wiodą do niego wszystkie główne drogi, również najważniejsza z nich, od Kazimierza idąca, dzielnicy Żydów, kędy oni swoją republikę, synagogę i sądy mają. Naród ten w Polsce prześladowany nie mniej jest niżeli w Italii czy Turcji, kędy się go jak ekskrementy rodzaju ludzkiego traktuje, czy gąbkę, co się od cza- su do czasu wyciska, a w szczególności gdy państwu niebezpieczeństwo grozi […].

Stoły pańskie szpetnie są w Polsce zastawiane. Potrawy bez ładu ni sy-metrii się podaje, a wnosi przykryte. Na końcu stołu kuchmistrz z łyżką całe towarzystwo obsługuje: nie wolno zapominać, by nóż i widelec ze sobą przynieść, bo inaczej palcami jeść przyjdzie […].

Palatyn Krakowa, Jan Wielopolski, użyczył nam w swej dobroci karocy, która dowieźć nas miała do kopalń solnych w Wieliczce, o dobrą milę od Krakowa się znajdujących. Udaliśmy się tam, by podziwiać wytwory natury w różnych jej postaciach. Pośrodku centralnego placu w mieście ujrzeliśmy hangar; ledwie do niego weszliśmy, zobaczyliśmy wielkie koło za pomocą koni w obrót wprowadzane, a służące do podnoszenia kamieni wydobywa-nych z kopalni. W pobliżu koła widniał otwór o kształcie kwadratu, szeroki jak bardzo wielka studnia, obłożony ze wszystkich stron belami drewna zachodzącymi jedna w drugą. Przez ten właśnie otwór weszliśmy w głąb przepaści; zanim jednak udaliśmy się w tę podróż, założono na nas coś

w rodzaju komży. Użyto mnóstwo sznurów i pasów, które przymocowano jedne na drugich do grubej liny. Pięciu czy sześciu mężczyzn ruszyło z na-mi; zapalili wiele lamp, podczas gdy inni otoczyli otwór i zaintonowali fragment Męki Pańskiej ze słowami Expiravit Jesus, śpiewając dalej, bardziej jeszcze ponurym tonem, De profundis. Wyznam, że w tym momencie krew zmroziła się w moich żyłach; wszystkie przygotowania do tego pogrzebu żywcem przeraziły mnie tak bardzo, że zapragnąłem znaleźć się jak najdalej od tego miejsca; ale było już za późno, trzeba było zjechać do tego grobu i dać się pogrzebać żywcem. Jeden z naszych przewodników stanął na koń-cu liny z lampą w ręku; ja zaś tuż za nim na swoim pasie, nad jego głową;

jeden z tych grabarzy stanął nade mną; nad nim mój towarzysz, a jeszcze

jeden z tych grabarzy stanął nade mną; nad nim mój towarzysz, a jeszcze