• Nie Znaleziono Wyników

O rządzie i prawach w Polsce

Rozdział II

O środkach niezbędnych dla ustanowienia władzy ustawodawczej w Polsce

Cokolwiek by przedsięwziąć dla ustanowienia w Polsce prawdziwej władzy ustawodawczej, mówię Panu, Panie Hrabio, bez obawy o pomyłkę, że każda reforma stanie się bezużyteczna, jeśli zachowane zostanie liberum veto. Mówi się, że Polacy je dezaprobują, krytykują, potępiają, ale na mocy jednej z tych sprzeczności umysłu ludzkiego, jakie wszędzie można znaleźć, są doń niezwykle przywiązani. Skoro konfederaci muszą liczyć się w tym względzie z opinią publiczną, czy nie mogliby spróbować zniszczyć veto pod pozorem chęci jego zachowania? Łatwo wykazać, jak absurdalne jest kry- terium jednomyślności. Czyż nie jest bezrozumnym spodziewać się, że sześciuset lub siedmiuset ludzi żywiących różne namiętności, nie mających tej samej wiedzy ani tej samej otwartości umysłu, mieć będą ten sam punkt widzenia i te same opinie? Jeszcze łatwiej jest pokazać, jak bardzo veto sprzeczne jest z wolnością, skoro może z każdego obywatela uczynić despo-tę lekceważącego i zwalczającego wolę powszechną narodu.

Należałoby zacząć od dziś głosić tę prawdę w Pańskiej ojczyźnie: nie usunęłaby wprawdzie przesądu całkowicie, ale go osłabiła, a w momencie wprowadzania reformy dałoby się, być może, ustanowić, iż odtąd veto bę-dzie tylko wtedy skuteczne, gdy zgłoszą je jednomyślnie wszyscy posłowie danego palatynatu. Dostrzegam oczywiście wielką niestosowność, jaką jest zezwolenie na to, by jedno województwo sprzeciwiało się woli trzydziestu dwóch regionów. Jest to absurd, ale co robić? Kiedy ustawodawca ma przed sobą przeszkodę nie do pokonania, zatrzymuje się i powtarza za Solonem:

jeśli proponuję wam prawo niedoskonałe, to wasza wina; dlaczego nie po-traficie przyjąć mądrzejszego? Pocieszająca jest w tym wypadku świado-mość, że bardzo rzadko wszyscy deputowani województwa osiągną jedno-myślność dla zgłoszenia veta […].

Liberum veto weszło do praktyki niepostrzeżenie, bez żadnych podstaw prawnych; należy spodziewać się, że jeśli nie zostanie uchwalona specjalna ustawa, równie niepostrzeżenie wyjdzie z użycia. Poszczególne ogniwa pol-skiego systemu rządów były dotychczas tak źle pomyślane, tak do siebie niedopasowane, tak mało skuteczne, iż Rzeczpospolita mogła już dwa- dzieścia razy utracić wolność, gdyby nie to, że jeden obywatel miał prawo ją ocalić, narażając się samotnie w tym potoku korupcji. Jakże mogłaby ona oprzeć się księciu, który arbitralnie dysponował godnościami, ludźmi

i posiadłościami? Po wprowadzeniu reformy, którą rozważają konfederaci, a która może się powieść tylko w przypadku pozbawienia korony jej naj-ważniejszych prerogatyw, wolność osadzona na mniej kruchych podsta-wach potrafi utrzymać się sama z siebie. Jeśli znikną wady, które dotychczas czyniły veto niezbędnym, mniej odczuwalna będzie potrzeba uciekania się do tego środka; wasza potomność będzie was błogosławić i sprawi, że pew-nego dnia stanie się rzeczą niezrozumiałą, jak wasi ojcowie mogli tolerować błąd, którego przykładu nie masz w żadnym innym kraju […].

To, co powiedziałem o veto, odnosi się do konfederacji, które były dla Po-laków korzystne tylko dlatego, że mieli okropne rządy; wada ta była jedynie półśrodkiem zapobiegającym innej wadzie. Ileż to razy utracilibyście waszą wolność, gdybyście nie mieli możliwości sprzysiąc się dla jej obrony i za-chowania jej z bronią w ręku? Ale jest bardzo złą rzeczą, jeśli trzeba uciekać się do takiego środka w walce z arbitralną władzą; Polska tak długo nie bę-dzie szczęśliwa, jak długo rozsądne prawa nie pozwolą jej obejść się bez niego. Konfederacje łechcą próżność waszych wielkich panów; zawierają w sobie jakąś trudną do zdefiniowania ideę suwerenności, która zadowala ich dumę, a wiem, że duma wielkich nie słucha rozumu. Wasz rozum naka- zuje zatem w tym względzie milczenie. A zresztą drobna szlachta w wa-szym kraju, niezbyt chyba zaprawiona w polityce, uznałaby prawdopodob- nie za rzecz dziwną, a nawet śmieszną, gdyby konfederaci barscy, którzy uratowali Republikę, chcieli specjalnym prawem wziąć w obronę praktykę zawiązywania konfederacji. Winniście zadowolić się raczej ustanowieniem wystarczająco rozsądnych zasad rządzenia, aby nie odczuwano już koniecz-ności zawiązywania konfederacji i chwytania za broń dla obrony ojczyzny.

Zwracam Panu uwagę, Panie Hrabio, że to wyłącznie anarchia panująca w waszym kraju dała narodziny konfederacjom, i że ich los związany jest z losem liberum veto. Od kiedy to straszne veto rozłożyło republikę i zablo-kowało działanie rządu, jest rzeczą naturalną, iż aby zaradzić brakowi auto-rytetu, bez którego obejść się nie można, tworzy się autorytet nowy; może nim być jedynie konfederacja skupiająca niezadowolonych albo ludzi dobrej woli zmuszonych podjąć energiczne działania, by pośpieszyć na pomoc oj-czyźnie. Ale jeśli osiągniecie oczekiwany sukces, jeśli zdołacie wprowadzić dość szacunku dla władzy ustawodawczej, by utrzymać w granicach obo-wiązku złych obywateli i nie przestraszyć ludzi uczciwych, możecie być pewni, że przesądy Polaków długo się nie utrzymają. Im mniej będzie chęt-nych do zakładania lig, tym bardziej osłabnie wspomnienie konfederacji.

Dobrodziejstwo pokoju oświeci umysły, które bez trudu uznają, że ludzie nie tworzą społeczeństw po to, by toczyć między sobą wojny; nowi konfede-raci, jeśli się znajdą, zostaną uznani za mącicieli porządku publicznego.

117 Rozdział XIII

O urzędzie marszałka generalnego, czyli Radzie Generalnej Stanów Skonfederowanych

W Sejmie, gdzie konfederaci mają zaproponować i powołać nowy rząd, wielce rozsądną rzeczą byłoby, jak sądzę, starannie unikać wszystkiego, co mogłoby prowadzić do wniosku, że Rzeczpospolita chce stać się groźna jako potęga militarna. Po co ostrzegać cudzoziemców, że ma się zamiar zbudo-wać siłę, która może im zagrażać? Proszę ponadto, byście nie zapominali, że nie można zwiększać liczebności wojska bez ustanowienia podatków, które nie mogą zostać dobrze przyjęte, tym bardziej, że naród pański nie jest przy-zwyczajony do łożenia na potrzeby Rzeczypospolitej, a jego zasoby mocno ucierpią na skutek wojny, zewnętrznej i wewnętrznej zarazem, jaką prowa-dzi. Wasza drobna szlachta jest skąpa z konieczności, a wasi wielcy pano-wie, których rujnuje zamiłowanie do luksusu, nonszalancja i liczna służba, mają zbyt wiele potrzeb własnych, by myśleć jeszcze o potrzebach państwa.

A zresztą, czyż rozsądek nie nakazuje wam zaprowadzić najpierw praw-dziwą dyscyplinę w oddziałach istniejących, zanim powołacie nowe? Te, które utworzycie dzisiaj wzorować się będą na dotychczasowych. Przejmą ich zalety i wady; tym trudniej będzie potem oddziały te reformować, im będą liczniejsze. O wiele łatwiej będzie natomiast uzdrowić sytuację w woj-skach już istniejących; te, które zostaną utworzone w sprzyjających okolicz-nościach, bez trudu dostosują się do dyscypliny, jaką zastaną.

Armia jest dziś w Polsce równie źle dowodzona, jak była przed trzema wiekami w całej Europie […]; podczas gdy wszystkie inne narody zaczęły dyscyplinować swoich żołnierzy i prowadzić wojny za pomocą starannie opracowanych metod, które podziwiano u starożytnych, tylko Polska pozo-stała przy swoim nieokrzesaniu. Byłoby już znacznym postępem, Panie Hrabio, gdyby reformatorzy zdołali zaprowadzić prawa sprzyjające dyscy-plinie; jednak nawet gdyby stała się ona podobna do dyscypliny panującej w armii pruskiej, proszę nie sądzić, że byłby to szczyt doskonałości, do któ-rego winniście aspirować. Król pruski uczynił wszystko, co może uczynić król; raz ustanowiona republika winna natomiast uczynić to wszystko, co może uczynić republika. Żołnierze narodów zniewolonych nigdy nie okażą takiej patriotycznej odwagi, jaką znajdujemy u Greków i Rzymian, zawsze tej samej w różnorodnych potrzebach i w różnorakich, krytycznych sytu-acjach wojennych. Mężczyźni wyciągnięci ze swoich domów albo pozbierani przypadkowo spośród nizin społecznych niechętnie prowadzą wojnę albo noszą broń tylko dlatego, że do niczego innego się nie nadają; cóż mogłoby obudzić ich zainteresowanie sprawami publicznymi? A przecież to właśnie zainteresowanie uszlachetnia duszę […].

Te wielkie armie, które państwa uparcie utrzymują, aby budzić postrach, i które, zaspokajając ich śmieszną próżność czy dziecinne ambicje, osłabiają je tylko i sprawiają kłopot, to najgorsza spośród chorób europejskich. Rzec by można, że chodzi o to, by liczbą zastąpić cnoty wojskowe; ale czyż histo-ria nie jest pełna wielkich armii rozpędzonych przez garstkę Greków, Mace-dończyków albo Rzymian? Pięćdziesiąt tysięcy zdyscyplinowanych żołnie-rzy wystarczy dla bezpieczeństwa Polski, a kosztować będzie niewiele.

Dwieście tysięcy wojska, takiego, jakie wszyscy znają, kosztować będzie drogo, a bronić jej źle. Jest mi przykro, Panie Hrabio, że muszę wypominać rzeczy nieprzyjemne, na które zwrócili moją uwagę niektórzy z pańskich rodaków. Niczego nie przesądzam, jeśli jednak prawdą jest, że nie ma dziś w Polsce ani jednego specjalisty wojskowego zdolnego do sformowania ar-mii, czy reformatorzy nie powinni zaproponować Sejmowi, by skorzystał z usług kilku oficerów zagranicznych o uznanej sławie? Jeśli chcecie sami ustanowić wśród was dyscyplinę wojskową, postęp będzie bardzo powolny, bo trzeba będzie naprawiać błędy wynikające z waszego braku doświadcze-nia, a naprawiając je, popełnicie być może kolejne. Chciałbym, by z chwilą podjęcia reform cała wasza armia była armią narodową, jeśli to jednak nie-możliwe, nie powierzajcie waszego ratunku ni bezpieczeństwa tym kana-liom dezerterom i włóczęgom bez ojczyzny, niezdolnym do zachowania dyscypliny, którzy gotowi są sprzedać się każdemu. Wydaje mi się, że aby skompletować armię, jaką Rzeczpospolita jest w stanie utrzymać, mogli- byście rozmawiać ze Szwajcarią. Są to najbardziej zdyscyplinowani ludzie w Europie; rzeczą ich urzędników jest służyć narodowi wolnemu, gdzie oficerowie i żołnierze nie przeniosą do swoich kantonów wad, które psułyby obyczaje miłe rządowi Helwetów.

Jeśli Polacy chcą być prawdziwie wolni u siebie, bronić swojej wolności przed poczynaniami wrogów wewnętrznych i zniewagami ze strony cudzo-ziemców, winni budować społeczeństwo militarne […]3.

Był pan łaskaw przekazać mi, Panie Hrabio, swoje poglądy na temat od-działu trzydziestu czy czterdziestu tysięcy żołnierzy piechoty, jakie dobrze by było sformować, nakazując każdej wsi wystawić i utrzymywać jednego żołnierza spośród swych mieszkańców. Pański projekt jest godny obywatela kochającego swą ojczyznę i kierującego się najmądrzejszą polityką. Proszę jak najszybciej poinformować o swoim pomyśle Pańskich kolegów. Projekt ten może wejść w życie już z chwilą podjęcia reformy. W niczym nie uwła-cza on interesom szlachty, a wasi sąsiedzi przyjmą to bez niepokoju. Poka-żecie w ten sposób jedynie milicję, której celem będzie utrzymanie bez- pieczeństwa publicznego, zapewnienie przestrzegania prawa i udzielenie

________________________

3 Podobnie jak Rousseau, Mably postuluje tu, wzorując się na modelu szwajcarskim, utworzenie milicji ludowej.

119

pomocy wymiarowi sprawiedliwości w walce z rozbójnikami i buntowni-kami odmawiającymi podporządkowania się jego wyrokom. Ale w gruncie rzeczy utworzycie narodową piechotę, której oddziały rozproszone po wo-jewództwach łatwo będzie zebrać, i która po odpowiednim przeszkoleniu w czasach pokoju będzie zdolna z pożytkiem służyć ojczyźnie w czasach wojny. W niektórych krajach milicja ta jest plagą, bo stanowi jedynie pań- szczyznę, która szkodzi rolnictwu i czyni los chłopów jeszcze bardziej nie-szczęśliwym. W Polsce jednak może ona, przeciwnie, złagodzić zniewolenie waszych poddanych, a nawet przysporzyć pewnego poważania tej grupie ogłupionych i nieszczęsnych ludzi. Po dwudziestu latach służby, dlaczego nie przyznać tym żołnierzom cywilnej wolności i ziemi niezbędnej do utrzymania rodziny? Ujrzycie wówczas, jak tworzy się w Rzeczypospolitej warstwa wolnych chłopów, a nadzieja wolności wyciąga pozostałych z tego stanu ogłupienia, w którym tkwią, i który odbiera im wszelkie zaintereso-wanie losem Republiki…

Przekład Wiesław Mateusz Malinowski

Wg Gabriel Bonnot de Mably, Œuvres complètes, t. VIII, Du Gouvernement et des loix de la Pologne. A M. le comte Wielhorski, Londres 1789, s. 23-28, 170-174, 178-179.

Jean-Paul Marat