• Nie Znaleziono Wyników

Przygody miłosne kawalera de Faublas

Ja szkoły kończyłem w Warszawie; wśród mych współuczni wyróżniał się najmilszymi przymioty młody P***. Z obliczem równie szlachetnym, jak wdzięcznym łączył uroki kształconego umysłu, niepospolitą zręczność w ćwiczeniach wojennych, rzadką skromność, z jaką krył swoje zasługi przed swym własnym okiem, by wynosić nie tak znakomite zasługi rywali, zawsze prawie zwyciężanych w turnieju. Dworność obyczajów, łagodność charakteru przyciągały uwagę, budziły poważanie i jednały mu serca świet-nej młodzi, która dzieliła nasze zabawy i trudy […].

Ojciec mój od lat związany był najściślej z hrabią Pułaskim. Pułaski, wielki wódz i nieulękły żołnierz, znany z surowości obyczajów i

niezłomno-157

ści cnót, iście republikańskich, odznaczył się w niejednej potrzebie swą od-wagą i żarliwą miłością ojczyzny. Na podobieństwo bohaterów, którym bałwochwalczy a wdzięczny Rzym wznosił ołtarze, Pułaski oddałby wszyst- ko dla dobra ojczyzny; przelałby ostatnią kroplę krwi; złożyłby w ofierze jedyną córkę, ukochaną Lodoiskę.

Lodoiska! Jakże była piękna! Jak ją kochałem! Jej drogie imię jest wciąż na mych ustach, a obraz uwielbiany żyje w moim sercu! Przyjacielu, kiedym ją ujrzał, dla wszystkiego innego utraciłem oczy; porzuciłem naukę, zapo-mniałem przyjaźń, wszystkie chwile poświęcałem Lodoisce.

Aby zasłużyć na rękę Lodoiski, Łowziński rusza do walki z Rosjanami. Po po-wrocie do Warszawy dowiaduje się o śmierci swego ojca; udaje się do Pułaskiego po ukochaną. Oto odpowiedź Pułaskiego.

„Nie płonnymi łzami — rzekł mi — czcić należy pamięć takiego jak twój ojca. Polska opłakuje w nim patriotę, który byłby jej z pożytkiem służył w czekających nas ciężkich chwilach. Nasz monarcha, wyczerpany długo-trwałą chorobą, nie ma przed sobą nawet dwóch tygodni życia, a od wyboru następcy zależy dola lub niedola współrodaków. Najchlubniejszym z obo-wiązków, jakie przekazał ci zmarły ojciec, jest godne uczestnictwo w sejmie elekcyjnym, gdzie przejmiesz jego miejsce. Tam to wypadnie ci się wykazać męstwem trudniejszym niż urąganie śmierci w starciu orężnym […]. Czas sejmu elekcyjnego to niezawodnie czas, gdy podnoszą się pretensje współ-rodaków czulszych na prywatę niż na dobro ojczyzny, gdy wychodzą na jaw złowrogie knowania ościennych mocarstw, których okrutna polityka, siejąc wśród nas niezgodę, niweczy naszą potęgę. Młody przyjacielu, jeśli się nie mylę, nadchodzi fatalna chwila, która raz na zawsze przesądzi los naszej zagrożonej ojczyzny; wrogowie spiskują ku naszej zgubie; zgotowali w skry-tości przewrót, którego jednak nie dokonają, póki ramię moje zdolne utrzy-mać szpadę. Oby dobry Bóg, opiekun i obrońca mojego kraju, zechciał oszczędzić mu horroru wojny domowej! Być może jednak ta ostateczność, choć straszna, stanie się koniecznością: mam przynajmniej nadzieję, że bę-dzie to tylko gwałtowny kryzys, po którym odrodzone państwo odzyska swoją starodawną chwałę. Musisz wesprzeć moje wysiłki, przyjacielu; mniej ważna sprawa miłości winna ustąpić wobec świętych interesów ojczyzny.

Nie mogę dać ci swej córki w tej bolesnej godzinie, gdy ojczyzna jest w nie-bezpieczeństwie, obiecuję ci jednak, że wraz z pierwszymi dniami pokoju nadejdzie dzień twych zaślubin z Lodoiską”.

Tymczasem kandydat Poniatowski, na krótko przed elekcją, prosi swego przyja-ciela Łowzińskiego o rozmowę w cztery oczy, by wygłosić przed nim przemówienie wyborcze, które zdumiewa czytelnika naiwnością przyszłego monarchy.

„Przyjacielu – tu znów mnie uściskał – gdybyś nie był mi druhem, gdy-bym cię tak nie szanował, starałgdy-bym się olśnić cię blaskiem obietnicy, ale nie muszę cię uwodzić, wystarczy, abym cię przekonał. Wiesz, jak i ja, o tym, na co patrzymy z boleścią; od lat podupadła Polska ratunek swój zawdzięcza jedynie niezgodzie trzech ościennych mocarstw; żądza wzbogacenia się na-szym kosztem może na chwilę pojednać naszych skłóconych wrogów. Jeśli to możebna, pokrzyżujmy ów zgubny triumwirat, za którym wnet poszedł-by rozbiór naszych dzielnic. Bez wątpienia w fortunniejszych czasach nasi przodkowie mieli swobodę elekcji; dziś ulec trzeba przemożnej konieczno-ści. Rosja z natury rzeczy udzieli poparcia królowi, który będzie jej dziełem;

przyjmując jej wybrańca, uprzedza się potrójne przymierze, które pociągnę-łoby naszą nieuchronną zgubę. Zapewniamy sobie potężnego sojusznika, zdolnego oprzeć się zwycięsko pozostałym wrogom. Oto powody, dla któ-rych podjąłem decyzję; zrzekam się części praw, by z praw tych zachować najdroższe. Pragnę wstąpić na zachwiany tron po to tylko, aby umocnić zdrową politykę; naruszam konstytucję, by państwo uchronić”.

W rezultacie Łowziński oddaje głos na Poniatowskiego, który zostaje wybrany królem. Oburzony Pułaski przepędza pretendenta do ręki Lodoiski z domu, a córkę ukrywa w jednym z zamków na Wołyniu. Po wielu perypetiach, dochodzi wszakże do ślubu, po którym Łowziński, by odkupić swe winy, bierze udział w porwaniu króla. Zostaje jednak opuszczony przez swych towarzyszy; pozostaje w lesie sam z Poniatowskim, który go rozpoznaje.

O ćwierć mili stamtąd [od Marymontu] wpadliśmy na Moskali. Król dał się poznać dowódcy, po czym dodał: „Z wieczora zabłądziłem na łowach.

Ten zacny włościanin, którego tu widzicie, chciał mnie wyprowadzić, a przedtem jeszcze podjąć skromną wieczerzą w swej chatce. Ale żem napo-tkał żołnierzy Pułaskiego, krążących po okolicy, wolałbym co rychlej wrócić do Warszawy i będę wdzięczny, gdy mi tam będziecie towarzyszyć. Co do ciebie, przyjacielu – zwrócił się do mnie – nie żałuję twego trudu, bo równie chętnie wrócę do stolicy z tymi panami, jakbym jechał dalej z tobą. Byłoby jednak dziwne, jeślibym cię zostawił bez nagrody. Czego chcesz? Mów, a udzielę ci każdej łaski, o jaką poprosisz”.

Kawalerze, wystawiasz sobie moje pomieszanie. Wątpiłem jeszcze o in-tencjach króla. Próbowałem odczytać prawdziwe znaczenie słów dwu-znacznych, pełnych gorzkiej ironii czy też wielkoduszności. Król zostawił mnie przez dłuższą chwilę w niepewności. „Widzę twe pomieszanie – rzekł nareszcie z wzruszającą dobrocią – nie wiesz, czego żądać. A więc pójdź, ucałuj mnie, większy to zaszczyt niż korzyść ucałować króla – dodał śmiejąc

159

się – niemniej trzeba przyznać, że niewielu władców byłoby dziś równie hojnych jak ja”. Z tymi słowy odjechał, pozostawiając mnie poruszonego taką wielkodusznością […].

J. B. Louvet de Couvray, Przygody miłosne kawalera de Faublas, skrótu doko-nała i przełożyła Anna Tatarkiewiczowa, Państwowy Instytut Wydawni-czy, Warszawa 1961, s. 60-61, 63-64, 142.

Jacques-Antoine de Révéroni Saint-Cyr