• Nie Znaleziono Wyników

Tej zimy przybyła druga legacja Polaków3, wspaniała i godna naszej cie-kawości. Zaprezentowała nam ona dawną świetność, która od Medów prze-szła do Persów; przepych ich, jak wiadomo, odmalowali tak znakomicie starożytni autorowie. Chociaż Scytowie nie słynęli nigdy z oddawania się rozkoszom, ich potomkowie, obecnie bliscy sąsiedzi Turków, zdają się dążyć do naśladowania bogactwa i wspaniałości tureckiego sułtana. Zdradzają jeszcze ślady dawnego barbarzyństwa; jednakże nasi Francuzi, zamiast się z nich naśmiewać, musieli ich wychwalać i szczerze przyznać, na korzyść tego narodu, że wjazd posłów zasługiwał na nasz zachwyt. By ich zobaczyć, pojechałam na Place Royale do pani de Vellesavin, która ufetowała nas wspa-niałą kolacją; i spotkaliśmy tam kompanię godną, by ją wspólnie spożyć.

________________________

1 Mémoires pour servir à l’Histoire d’Anne d’Autriche, épouse de Louis XIII, 5 vol., François Changuion, Amsterdam 1723.

2 Karol Szajnocha, Krzysztof Opaliński, w: Dzieła, Warszawa 1876, tom III, s. 115 et passim.

3 Pierwszą była, we wrześniu 1645 r., wizyta delegacji polskiej z wojewodą pomorskim Gerardem Denhoffem na czele; podpisano wówczas kontrakt wstępny.

Król polski wybrał wojewodę poznańskiego i biskupa warmińskiego, by dokonali aktu zaślubin z księżniczką Marią i przywiedli ją do Polski.

Pojawili się w strojach według mody ich kraju, aby lepiej uwydatnić swoją świetność i kosztowne materiały. Królowa wysłała na ich powitanie diuka d’Elbeuf wraz z dwunastoma osobami wysokiego stanu oraz karoce króla, księcia Orleańskiego i kardynała. Mówiąc prawdę, okazały się one liche w porównaniu z tymi, które ci cudzoziemcy przywieźli z sobą i które przeje-chały całe Niemcy. Wjazd odbyli przez bramę Saint-Antoine z dużą powagą i w najlepszym porządku świata.

Naprzód szła kompania pieszych drabantów ubrana na czerwono i żółto, a rzucające się w oczy złote szamerowania zdobiły ich przyodziewek. Dowo-dzili nimi dwaj czy trzej oficerowie bogato odziani, na świetnych koniach. Ich strój składał się z niezwykle pięknego kaftana na wzór turecki. Na wierzch mieli narzucone obszerne płaszcze z długimi rękawami, którym pozwalali zwisać niedbale na jeden bok koński. Kaftany, podobnie jak płaszcze, zdobiły guzy, rubiny, diamenty, perły; i kaftany, i płaszcze były podbite.

Za tą kompanią postępowała druga w tym samym ordynku pod do-wództwem oficerów jeszcze wspanialej ubranych. Ich kaftany i płaszcze były w tych samych kolorach co ubiory hajduków, zielone i biało-czerwone.

Potem zobaczyliśmy dwie następne kompanie konne, jedna odziana na czerwono i żółto, druga na biało-czerwono i zielono, tyle że ich stroje były uszyte z kosztowniejszych tkanin, a rzędy końskie były piękniejsze, a także więcej mieli drogich kamieni na sobie. Potem szli nasi kadeci, którzy, by uczynić honor cudzoziemcom, a ojczyźnie przynieść dyshonor, wyruszyli naprzeciwko nich; wyglądali ubogo, a także ich konie, choć ozdobione wstążkami i piórami różnych kolorów, prezentowały się nędznie. Przy tej sposobności francuska moda noszenia jedynie ozdoby ze wstążek wydawała się mało okazała i śmieszna. noszą wcale bielizny, nie śpią na prześcieradłach, tylko na skórach zwierzę-cych, którymi się owijają. Pod futrzanym kołpakiem mają ogolone głowy, tylko na czubku zostawiają mały kosmyk włosów, który zwisa do tyłu. Na ogół są tak grubi, że aż człowieka mdli; we wszystkim, co się tyczy ich oso-by, są mało chędodzy […].

Jako ostatni szli wojewoda poznański i biskup warmiński4. Obok nich postępowali diuk d’Elbeuf i książę d’Harcourt, jego syn. Wojewoda miał urodziwą twarz: wspaniałą cerę, czarne oczy; wyglądał krzepko, nosił

przy-________________________

4 Krzysztof Opaliński i Wacław Leszczyński.

37

długą i gęstą brodę. Biskup warmiński, o czerstwym wyglądzie, nie różnił się niczym od naszych duchownych, nie miał nawet podgolonej głowy. Za nimi jechały karoce, pokryte tam, gdzie nasze mają metal, litym srebrem.

Konie, które je ciągnęły, były dorodne i tłuste i nie robiły wrażenia zmordo-wanych drogą. W końcu wszystko, co się widziało, było godne publicznej parady.

Przejechali przez miasto tak wyglądające: na ulicach stał tłum, a przy oknach ludzie znacznego stanu. Król i królowa, chcąc widzieć orszak, znaj-dowali się na balkonie wychodzącym na plac: niewiele im jednakże z tego przyszło, bo gdy tamci przechodzili koło nich, było już późno. Zaprowa-dzono ich na kwaterę do pałacu Vendôme, który stał pustką, ponieważ wy-gnano tych, którzy go dzierżyli; król gościł tam posłów z tą samą co przed-tem wspaniałością.

Cudzoziemców przyjęto na audiencji w wielkiej galerii Palais-Royal, ob-ciętej do połowy przez wzniesione tam podwyższenie, u stóp którego znaj-dowała się królowa. Księżne i diuszesy otaczały ją półkręgiem, a inne damy stały za nimi. Przez pewien czas miano zamiar celebrować to małżeństwo z ceremoniałem przewidzianym na te okazje, aby temu barbarzyńskiemu narodowi pokazać całą wielkość Francji; ponieważ jednak nie była ustalona kolejność miejsc według rangi rodu i każdy książę chciał kroczyć przed in-nymi, utknięto na tej trudności, której nie można było przezwyciężyć mimo perswazji i próśb, żeby nie przywiązywać wagi do tej sprawy. Ze wszystkich stron podniosły się liczne głosy oburzenia; i tyle dawnych sporów znów odży-ło, że królowa, chcąc im położyć kres w zarodku, postanowiła urządzić tę uroczystość w bardzo małym gronie. Zaczynając od Mademoiselle wykluczo-no całą resztę; do tego stopnia, że nigdy jeszcze ślub pod znakiem purpury i berła nie odbył się przy tak małej liczbie uczestników […].

Biskup warmiński odprawił mszę świętą i udzielił ślubu swojemu kró-lowi i swojej królowej, którą w imieniu władcy poślubił wojewoda poznań-ski […]. Po opuszczeniu kaplicy królowa poprowadziła nową królową na obiad dając jej pierwszeństwo przed sobą: dużo ludzi miało jej to za złe, po-nieważ królestwo polskie jest elekcyjne. Królową Marię usadzono pośrodku bardzo długiego stołu, między królem z prawej, a królową z lewej strony.

Koło króla siedział książę Orleański, a obok niego biskup warmiński […].

Królowa miała obok siebie wojewodę poznańskiego, a resztę stołu zajmowa-li Polacy […].

Kilka dni później królowa wydała wspaniały bal […]. Uraczyła wojewo-dę podsuwając mu pod oczy wielkie misy pełne słodkich pomarańcz, doj-rzałych cytryn i owoców w cukrze; umiała podejmować gości z największą gracją w świecie. Siedziałam blisko tego posła i zauważyłam, że nie okazy-wał zbyt wiele podziwu dla tego pięknego zgromadzenia i pogrążony był całkowicie w poważnym skupieniu, co mu się raczej chwaliło […].

Niedługo po swoim ślubie [królowa Maria] wyjechała pozostawiając cały dwór usatysfakcjonowany jej dwornością […]. We wszystkich miastach Flandrii witano ją uroczyście i nasze gazety przez dłuższy czas pełne były opisów wspaniałego przyjęcia, jakie jej zgotowano od granic Francji aż do granic Polski. Gdy zbliżała się do Gdańska, spotkała się ze wspaniałym przyjęciem; sądząc zaś po bogactwie Polaków, które tu widzieliśmy, bez trudu uwierzyłam we wszystko, co mówiły nadsyłane relacje.

Ponieważ rzeczy dobre są zazwyczaj przemieszane ze złymi, cały ten blask towarzyszący królowej polskiej przygasł z chwilą przybycia do stolicy, a cała radość pierzchła na skutek prezencji króla, do którego zdążała z tak daleka. W Warszawie przyjęto ją bez pompy, ponieważ władca był stary, ociężały na skutek podagry i tuszy, a powodowany chorobą i markotnym usposobieniem nie życzył sobie żadnych uroczystości na jej przyjazd. Nie znalazł jej tak ładną jak na portretach i nie okazywał żadnej estymy dla jej osoby. Dowiedziałam się od marszałkowej de Guébriant, która z rozkazu regentki odprowadzała królową polską, że stary mąż przywitał ją w koście-le siedząc na krześkoście-le, z którego nie powstał, i nawet żadnej ku temu chęci nie zdradzał.

Kiedy znalazła się obok króla, uklękła przed nim i pocałowała go w rękę.

Król odniósł się do jej powitania bez cienia przyjaźni i dobrotliwości. Popa-trzył na nią poważnie i bez słowa pozwolił się pocałować w rękę. Równo-cześnie zwrócił się do posła francuskiego de Bregi i powiedział do niego głośno: ,,Czy to ma być ta wspaniała piękność, o której tyle pan mi opowia-dałeś?” Dowiedziałam się potem od marszałkowej Guébriant5, że królowa polska, która widziała tylko szorstkie zachowanie króla oraz zauważyła, iż budzi w nim dyzgust, była tym zaskoczona; to złe przyjęcie i zmęczenie podróżą uczyniły ją tak brzydką, iż król, zdaniem marszałkowej, mógł się do niej zniechęcić. Rozczarowanie i wstyd nie dodają krasy niewiastom, a cierpienie pozbawia oczy blasku.

Ten władca, chory i cierpiący na podagrę, okazawszy się tak okrutnym, wstał z krzesła i podszedł do ołtarza, przy którym, nie tracąc nic ze swojej szorstkości, poślubił powtórnie królową; ona opanowała się i zaczęła wtó-rować psalmom śpiewanym na chwałę Bożą i jako dziękczynienie za ich małżeństwo. Następnie zaprowadzono królową do pałacu jej męża, gdzie uraczono ich królewskie moście na kolację mięsem, które już z wyglądu wydało się królowej i marszałkowej okropne, a tysiąc razy jeszcze gorsze w smaku. Wszystko, z czym się spotkały, wzbudziło w nich w końcu prze-rażenie; wieczorem zaś królowa, przybita swoją sytuacją, powiedziała cicho do swojej opiekunki, że lepiej wrócić do Francji. Cała reszta dnia upłynęła w tym samym nastroju. Król nie przemówił do niej ani razu; nie tylko nie

________________________

5 Pani de Guébriant, wdowa po marszałku Francji, została mianowana ambasadorem nadzwyczajnym poselstwa, które odwoziło Marię Gonzagę do Polski.

39

okazał królowej cienia czułości, ale wieczorem, wbrew oczekiwaniu, musiała udać się do oddzielnego apartamentu, gdzie noc spędziła samotnie.

Pani de Guébriant utyskiwała z tego powodu i powiedziała do Polaków, których znała, ponieważ należeli do pocztu królowej polskiej, że wzgarda okazywana tej, która przyjechała z Francji, wzbudzi tam wielkie niezadowo-lenie. Oświadczyła, że nie może powrócić do Francji usatysfakcjonowana, jeśli król nie zmieni bodaj trochę swego stosunku do królowej. Pod wpły-wem skarg marszałkowej król przestał odnosić się tak pogardliwie do kró-lowej, zaczął w końcu traktować ją lepiej i żyć z nią jak z żoną. Po wyjeździe pani de Guébriant królowa nabrała lepszego ducha i pocieszała się wspania-łymi darami, które zewsząd napływały; w kraju tym bowiem, gdy królowie się żenią, poddani mają zwyczaj obdarowywać królową przedmiotami ogromnej wartości. Nadzieja na wzbogacenie się przyniosła królowej pocie-chę. Stała się bardzo zamożną, a zgromadzone przez nią skarby przydały się jej wkrótce po wielkich przejściach, które Bóg na nią zesłał, a dzięki którym zyskała sobie sławę w całej Europie dowodami męstwa i odwagi…

Françoise de Motteville, Anna Austriaczka i jej dwór. Przekład Ireny Wach- lowskiej, Czytelnik, Warszawa 1978, s. 90-99.

Abraham Bosse: Uroczystość podpisania kontraktu ślubnego Marii Ludwiki Gonzagi z Władysławem IV (26.09.1645). Króla polskiego reprezentuje Gerard Denhoff, wojewoda pomorski

René de Sainte-Espine