• Nie Znaleziono Wyników

charakteru rodziny

4. Historyczna rola instytucji rodziny w Polsce

Należy żałować, że nie istnieje jeszcze syntetyczne opracowanie historii rodziny polskiej oraz jej obrazu i znaczenia w dziejach naszego narodu. Obraz ten możemy częściowo odtworzyć, posługując się świetnymi, chociaż cząstkowymi opracowaniami takich autorów, jak J.S. Bystroń (1960), W. Łoziński (1974), M. Koczerska (1975) oraz Z. Kuchowicz (1975), za którymi przytoczone zostaną ważniejsze fragmenty dotyczące funkcjonowania rodziny jako instytucji.

Jak zauważa Łoziński (1974: 172), mawiano, że dawniej Polska stała jednostkami. Rzec by raczej można, że stała rodziną. W społeczeństwie tak niedostatecznie obwarowanym instytucjami ładu i bezpieczeństwa publicznego, w kraju, o którym Rej powiada z goryczą, że „Żadna banda, a snadź i cygańska, nie jest w takiej niedbałości, a snadź jest we lepszym zaopatrzeniu, niźli sławne a zacne to państwo nasze” większa część tych obowiązków, które spełniać winny państwo, władze, ustawy, spadała na rodzinę. Najsurowszy nawet sędzia przeszłości przyznać musi, że rodzina polska spełniała ten wielki obowiązek, że była najsilniejszym fundamentem obywatelskim i narodowym, i że w najgorszych nawet czasach być nim nie przestała. Kiedy wszystko poszło w gruzy, na niej budowało się nowe życie, przechowała w sobie wiernie wszystko, co było warunkiem i rękoj­ mią odrodzenia.

W przeszłości, która nas tu zajmuje, spełniała misję wyrównania, godziła sprzeczności publicznych i prywatnych interesów; była bodźcem i hamulcem zarazem - bodźcem swoją tradycją i ambicją, hamulcem swoją poczciwością i karnością. Można powiedzieć, że topniał w niej i miarkował się krnąbrny i porywczy temperament narodowy, poskramiał się wybujały i aż do nie­ sforności niezawisły indywidualizm szlacheckiego charakteru. Etyczna siła rodziny długo była jedynym ratunkiem spraw publicznych; rodzina była też najwyższą, a może nawet jedyną rozstrzygającą instancją opinii w społe­ czeństwie, którego klątwą była bezkarność i pobłażliwość publiczna. Bardziej niż na wyroku trybunalskim, bardziej niż na sejmikach i na sejmie, na zjazdach i na wyborach, gruntowało się zdanie o ludziach na opinii rodzinnej

L ucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻ EŃ STW A i R O D Z IN Y

- nawet banita i infamis długo mógł wyzywać bezbronne społeczeństwo i żartować z wyroków publicznych, ale próg poczciwego domu wytykał kres jego zuchwalstwu, a związek z szanowaną rodziną stawał się dlań nie­ możliwy. Człowiek wątpliwego charakteru łatwiej mógł odgrywać rolę w publicznym życiu, aniżeli znaleźć poczesne miejsce u czyjegoś' rodzinnego ogniska, łatwiej mu było zostać urzędnikiem powiatowym, posłem lub deputatem na trybunał, aniżeli spowinowacić się z zacną rodziną, otrzymać rękę córki dobrego domu czy ożenić w nim syna.

Wpływ i znaczenie rodziny były tym potężniejsze, im szerzej pojmowano jej granice, a nigdzie nie pojmowano ich tak szeroko jak w Polsce. Swiadomos'c łącznos'ci rodzinnej sięgała w najdalsze filiacje; rodzina stawała się wielką rzeszą, a wymownym symbolem jej moralnego obszaru był fakt, że już sama wspólnos'ć herbu stworzyła w języku szlacheckim nazwę ze znaczeniem powinowactwa, bo nazwę „stryjców herbowych”. Znano i s'ledzono u nas najdalsze powinowactwa i pokrewieństwa, przyznawano się do najodleglej­ szych koligacji i filiacji i uznawano je chętnie nawzajem. W kraju, w którym nigdy nie było heroldii, jaka istniała np. w Anglii i Francji, wiadoma była przecież dobrze historia rodów, a mimo skłonnos'ci do bajecznych wywodów wypływających z manii pochodzenia od cudzoziemskich, często nawet klasycznych rzymskich protoplastów, mimo wszystko i wszystkich szlachta umiała trzeźwo i trafnie ocenić i starożytnos'ć, i dostojnos'c każdej familii. Nigdzie może tylu co w Polsce nie było urodzonych genealogów, którzy z pa­ mięci umieli wyliczyć wszystkie parantele i koligacje szlacheckich domów, sięgając w daleką przeszłos'ć i w dalekie stopnie, nigdzie też może nie starczyło tak mało do tytułu krewieństwa i powinowactwa. „Krewny, jak żerdź po płocie, jak woda po kisielu, jak s'cieżka po zagumniu” - żartowano sobie z tych wywodów, które, dochodząc do przesady, przybierały często cechy s'miesznosci, ale wypływały zawsze z szanownego i szerokiego poczucia łącznos'ci rodzinnej. „Jego baba i moja były to dwie babie - kochały się, jednakie mając w herbie Grabie” -powiada Wacław Potocki o takim sąsiedzie genealogu (tamże: 193).

Jak podkreśla Z. Kuchowicz (1975: 156 i n.) rodzina stanowiła pod­ stawową komórkę panującego owczes'nie systemu społecznego. Posiadała ona strukturę wybitnie patriarchalną. Byt jej opierał się na surowym auto­ rytecie ojcowskim. Wprawdzie zakres i trwałość władzy ojcowskiej zależna była od wielu czynników, przede wszystkim decydowało o tym rozwar­ stwienie społeczne, nie ulega jednak wątpliwos'ci, że odgrywała ona ol­

Lucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻ EŃ STW A I R O D Z IN Y

brzymią rolę w obyczajowości wszystkich grup ludności. Najsilniej władza ojcowska zaznaczała się w rodzinach szlacheckich i u zamożnego miesz­ czaństwa. Między energicznym, dysponującym majątkiem ojcem a resztą rodziny, łącznie z małżonką, istniał w zasadzie olbrzymi dystans. Dla dzieci uosabiał on wręcz władzę, nazywały go zwykle „panem ojcem”, nie śmiały usiąść w jego obecności. Między ojcem a dziećmi istniała więź opierająca się nie tyle na serdeczności, wzajemnym zaufaniu, co raczej na zasadach obowiązującej tradycji, respekcie i strachu. Zakaz ojcowski uniemożliwiał podjęcie jakiejkolwiek decyzji, odmowa z jego strony błogosławieństwa równała się nieszczęściu. Dopóki żył ojciec, dopóty majątek był niepo­ dzielny i nawet dorośli synowie zależni byli od jego woli i nie mogli marzyć o całkowitej samodzielności, chyba że ojciec zezwolił na małżeń­ stwo i syna wyposażył. W wystąpieniach publicznych, nawet w spotkaniach rodzinnych, akcentowano na każdym kroku tę zależność. Dorośli synowie chodzili w pewnej odległości za głową domu, nosząc np. jego szablę, stawali prawie na baczność przy ławce, w której zasiadał on w kościele itp. Stosunki takie typowe były zwłaszcza dla kół tzw. sarmackich, pro­ wincjonalnych, konserwatywnie trzymających się zwyczajów na które złożyły się całe wieki. Władzę zachowywał ojciec aż do śmierci. Nic więc dziwnego, że młodzież traktowała swój dom rodzinny nieomal jak swego rodzaju więzienie. Ciągła obawa przed gniewem i karą, najczęściej fizyczną, jaka mogła spotkać młodego człowieka ze strony ojca, i to zadawaną na oczach domowników i służby, budziła niechęć i rozżalenie. Nie ulega wątpliwości, że u jednostek bardziej wrażliwych i o słabszej konstytucji fizycznej powstawały na tym tle nerwice, wręcz stany chorobowe. Z ra­ dością więc młodzież wyrywała się na dwory pańskie, dwór królewski czy nawet do wojska lub klasztoru.

Stosunki między ojcem a dziećmi układały się nieco łagodniej w kołach wielkopańskich oraz wśród szlachty przebywającej dłużej w dużych mia­ stach i podatniejszej na przyjmowanie nowych wzorów obyczajowych. Przeobrażenia te zaznaczyły się jednak silniej dopiero u schyłku X V III w., tak że właściwie do tego momentu silna władza ojcowska stanowiła cha­ rakterystyczny rys naszej obyczajowości.

Te patriarchalne stosunki budziły zdziwienie u wychowywanych na innych wzorach cudzoziemców, pochodzących z zachodniej Europy, szczególnie zaznaczyło się to w drugiej połowie X V III wieku (tamże: 157).

Lucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻEŃ STW A I R O D Z IN Y

Te surowe stosunki potrafiła często łagodzić matka. Matka w ówczesnej obyczajowości była postacią ogromnie czczoną. Dzieci rzadko ją zniewa­ żały. Jeśli zdarzał się taki wypadek, uważano go za ciężkie, poważne prze­ stępstwo (w podaniach np. potworom-zbrodniarzom zarzuca się często maltretowanie matek). Zarówno wśród plebsu, jak i szlachty piętnowano wyrodnych synów, którzy dopuszczali się zniewag wobec matki. Matki bywały z reguły łagodniejsze, darzyły dzieci serdeczniejszym uczuciem, chroniły je też nie tylko przed przeciwnościami losu, lecz nawet przed tyranią ojców. Przekazy ilustrujące życie szlachty informują, jak to nie­ jednokrotnie ojciec nakazywał preceptorom i wychowawcom surowo karać

wszelkie przewinienia syna, matka zaś zakazywała zdecydowanie realizacji tych żądań (tamże: 158).

Roli kobiety-matki nie można jednak przeceniać, gdyż same uczucia, które miały one dla swych dzieci nie były w stanie zmienić patriarchalnej struktury staropolskiej rodziny.

Małżeństwa zawierane wśród szlachty i magnatów bywały niedobrane nie tylko ze względu na różnicę wieku współmałżonków, gorzej było, jeśli któraś ze stron cierpiała na poważną chorobę fizyczną czy psychiczną. W dążeniu do realizacji ambitnych planów żeniono się bowiem lub wyda­ wano panny za mąż nawet za jednostki nienormalne, kalekie, cierpiące na rozmaite nerwice i psychozy. Komercjalne podejście do małżeństwa sta­ nowiło charakterystyczny rys obyczajowości szlacheckiej.

Większość współczesnych czytelników patrzy na dawne życie oby­ czajowe, m.in. rodzinne, oczyma powieściopisarzy, sugerując się przede wszystkim genialną literacko, lecz niestety daleką od wiarygodności wizją stworzoną w Trylogii przez Henryka Sienkiewicza. Do dziś żywe zainte­ resowanie wzbudza romans i pożycie małżeńskie pana Michała Wołody­ jowskiego. Otóż jego żona Basia, ściśle Krystyna Jeziorkowska, w istocie

nie miała w sobie nic z dzielnego, młodziutkiego hajduczka. Wyszła za pana Michała w wieku lat ponad czterdziestu jako wdowa po trzech mężach: Świrskim, Kondrackim i Cwilichowskim. Nie tylko nie towarzyszyła mę­ żowi podczas oblężenia Kamieńca, lecz w obawie przed inwazją wyjechała aż na Litwę, uwożąc ze sobą rodzinne kosztowności. Powróciła stamtąd dopiero po śmierci męża i zaraz wyszła za mąż po raz piąty za pisarza podolskiego Dziewanowskiego. Oczywiście również i całe porwanie Basi przez Azję jest wytworem wyobraźni autora powieści (tamże).

Lucjan K ocik W ZORY M A ŁŻ EŃ STW A I R O D Z IN Y

Wiek X V III jeszcze bardziej zmerkantylizowal małżeńskie związki. Opinii tych nie można jednak generalizować, fakty takie dotyczą przede wszystkim kół wielkopańskich. Spotyka się bowiem w źródłach informacje świadczące o tym, że wiele małżeństw szlacheckich, a także i magnackich, łączyło serdeczne, głębokie uczucie. W języku staropolskim żonę określano mianem „dożywotniego przyjaciela”. Widziano w niej nie tyle kochankę, ile właśnie powiernika, dożywotniego współtowarzysza doli i niedoli, matkę swego potomstwa. Stąd też dążność do obopólnego zrozumienia się, stąd nadawanie wysokiej rangi przywiązaniu, lojalności, trosce o codzienne spra­ wy swych najbliższych.

Konkludując, sprawy uczuciowe i życie małżeńskie układało się w daw­ nej Polsce rozmaicie, należy więc unikać jakiejś jednostronnej, schema­ tycznej oceny. Na pewno uczucie w tych czasach odgrywało mniejszą rolę niż miało to miejsce w wielu strukturach obyczajowych wieków X IX i X X , obyczajowość szlachecka stworzyła jednak taką koncepcję szczęścia małżeńskiego, że i miłość miała w niej swoje miejsce. W obyczajowości szlacheckiej żona cieszyła się poważną pozycją, wymagano dla niej god­ nego, „obyczajnego” stosunku. Kobiety potrafiły to dyskontować i uzys­ kiwały nieraz poważny, a nawet przemożny wpływ na swoich współmał­ żonków. Fakty takie miały w Polsce miejsce chyba częściej niż w innych krajach, dlatego też pozycja kobiety u szlachty dziwiła nieraz cudzoziem­ ców (Kuchowicz 1975: 169).

Jak podkreśla Łoziński (1974: 173) - gdyby jedyną i rozstrzygającą cechą obyczajowej kultury było stanowisko kobiety, to szlacheckiej Polsce należałby się może z tego tytułu prym między narodami. Stanowisko żony i matki było w całym znaczeniu tego słowa dostojne; wpływ kobiety wielki, często nawet przemożny. Zona „klejnot drogi”, żona „miły i wdzięczny, a tobie równy towarzysz”, żona „ozdoba mężowi”, żona „głowy korona” - wszystkie te nazwy, spotykane ustawicznie u naszych starych poetów i pi­ sarzy, począwszy od Reja i Kochanowskiego, a skończywszy na najpóź­ niejszych, to nie były czcze tylko słowa, jak tyle innych w naszej, nie zawsze szczerej literaturze, to była cała prawda; stwierdzają to wszystkie inne, najmniej podejrzane źródła obyczajowe przeszłości: akta sądowe, intercyzy, testamenty, listy poufne, nie mówiąc już o pamiętnikach.

Z powyżej przytoczonych informacji wynikałoby, że, jak w tylu spra­ wach domowych i pozadomowych, tak samo i w życiu towarzyskim kobiety

Lucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻEŃ STW A I R O D Z IN Y

zajmowały dominujące stanowisko. Jednak wydaje się, że wniosek taki byłby mylny. Mamy wprawdzie tylko skąpe wiadomości o życiu towa­ rzyskim w wiekach minionych, ale to, co wiemy, wystarcza, aby odnieść uzasadnione wrażenie, że towarzyska rola kobiety nie pozostawała w odpo­ wiednim stosunku do jej zalet i przymiotów okazywanych w praktycznym i domowym życiu. Było kilka powodów tego objawu: najpierw surowe aż do przesady pojmowanie skromności i wstydliwości niewieściej, wynika­ jący stąd podyktowany wychowaniem brak towarzyskich stosunków z płcią

męską w pierwszej młodości, a co za tym iść zwykło, brak dozwolonej nawet i niewinnej zalotności - a w końcu i braki samegoż wychowania, które nie dawało kobiecie dostatecznej oświaty, a już zupełnie zaniedbywało kultywowanie tych stron umysłu i fantazji, które są duszą konwersacji i wykwintniejszego pożycia z ludźmi. Kobieta polska wieków przeszłych miała dużo wrodzonej inteligencji, ale bardzo mało umysłowego wykształ­ cenia. Spotykamy liczne przykłady, że szlachcianki ze znaczniejszych nawet domów podpisać się nie umiały: zdradzają nam tę niemiłą tajemnicę akta sądowe (tamże: 180).

W tym czasie jednak wiele kobiet wielkopańskich zaczęło również odgrywać rolę w życiu politycznym, dość przypomnieć królowe - Ludwikę Marię i Marysieńkę Sobieską. Panny ich fraucymeru pełniły rolę agentek politycznych, inspirując misterne intrygi, usidlając swymi wdziękami sarmackich dygnitarzy, by następnie wprzęgać ich w rydwan dworskiej, królewskiej czy frakcyjnej polityki. Bywało, że te ambicje polityczne wią­ zały się z prostą rozwiązłością, niemniej w drugiej połowie X V II w. w kołach wielkopańskich można dostrzec zdecydowany wzrost znaczenia kobiet w życiu politycznym. A już szczególnie zaczęły się wymykać spod kurateli męskiej w wieku X V III, kiedy to coraz staranniejsze otrzymywały wykształcenie. W tym okresie można nawet mówić o zakulisowych rządach kobiet. Słynne jest powiedzenie Fryderyka II z roku 1752, że w Polsce „rozum popadł w zależność od niewiast, one intrygują i rozstrzygają o wszystkim, podczas gdy ich mężowie się upijają”. Następne lata spotę­ gowały jeszcze ich wpływy, stąd też w historiografii o okresie tym mówi

irtobliwie: „kiedy nami rządziły kobiety”. Wpływ kobiet był zarówno w kołach społecznie konserwatywnej konfederacji i w otoczeniu postępowego Stanisława Augusta.

Lucjan K ocik W ZORY M A ŁŻ EŃ STW A 1 R O D Z IN Y

Historycy zwracają uwagę, że wiele wybitnych kobiet tej doby miało niewiele sobą reprezentujących, wręcz ograniczonych mężów, za których właśnie one prowadziły działalność polityczną. Można nawet mówić w tym okresie o swoistej politykomanii dam oraz ich zakulisowych gierkach. Zwróciło to także uwagę cudzoziemców, którzy na każdym kroku podkre­ ślali rolę, jaką ówcześnie pełniły kobiety w Polsce.

Dobrze znający polityczny świat warszawski Schulz, omawiając sprawy publiczne, tak powiada:

Wszystko to razem wziąwszy łatwo zrozumieć, dlatego w Polsce tak zwycięski wpływ na wszelkie sprawy mają kobiety. Powaga, nauka, pracowitos'c nigdzie kobiet podobno nie odznaczają, a u tutejszych ich najmniej. Ale przy sposobie, w jak i tutejsze sprawy się dobywają, nie potrzebują one tych przymiotów, które by im raczej szkodliwe niż pożyteczne być mogły. W dzięk powierzchowny i wypływająca zeń siła przekonania, sztuka zręcznego pochlebiania, obudzania pewnych nadziei, zmiękczania łzami, wzruszania miłą niecierpliwością, pięknym gniewem przeraża­ nia: powolnos;ć i grzccznos:ć, które natura im dała jako oręż przeciw mężczyźnie um ieją użyć bardzo trafnie. Przymioty tc, złączone z chytrością i um iejętnością słowa, cudów dokazują; miłość, zapał, zachwycenie równic wiele czynią jak złoto, klejnoty, ekwipaże i często też się równie zużytkowują.

Należy podkreślić, że wpływy kobiet, a w pewnych latach wręcz nawet ich hegemonia, miały miejsce wyłącznie w sferach arystokratycznych, warstwa średnioszlachecka i patrycjat w dalszym ciągu nie dopuszczały, by kobiety odgrywały jakąkolwiek rolę polityczną, pozostawiało im się najwyżej wpływ na rodzinę i dom. Mimo to można mówić, że w końcu X V III w. pozycja kobiety w wielu dziedzinach życia i we wszystkich warstwach uległa wzmocnieniu i że zmniejszyła się w tym czasie przepaść pomiędzy mężczyzną a kobietą.

Nauka, literatura, sztuki piękne nadal stanowiły prawie wyłącznie domenę mężczyzn. Kobiet w dalszym ciągu nie dopuszczało się do zdobywania wykształcenia. Nawet szlachcianki były analfabetkami lub, w najlepszym razie, półanalfabetkami. Wśród większości mężczyzn pano­ wało przekonanie, że kobiety nie reprezentują zdolności intelektualnych, ograniczano więc ich rolę w procesach kulturowych. Na przestrzeni XVI- XV III w. działało jednak wiele kobiet, które swoją twórczością podważały wspomniane przekonania i przyczyniały się do zapoczątkowania procesu emancypacji. Można tu wymienić tak wybitne jednostki, jak np. Anna

Lucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻEŃ STW A I R O D Z IN Y

Wazówna, Anna Stanisławska, Elżbieta Drużbacka. Poważne zmiany w tej dziedzinie nastąpiły w dobie oświecenia, które sprzyjało tendencjom emancy­ pacyjnym. W tym okresie kobiety zaczęły już odgrywać poważną rolę w ży­ ciu kulturalnym, stając się m.in. głos'nymi mecenasami. Można tu przy­ pomnieć m.in. działalność Heleny z Przeździeckich Radziwiłłowej, Anny Jabłonowskiej, Izabeli Czartoryskiej (za: Kuchowicz 1975: 153).