• Nie Znaleziono Wyników

charakteru rodziny

4. Sytuacja prokreacyjna Polski

W 1990 r. na 1000 kobiet przypadało 58 urodzeń (już niewiele), w dzie­ więć lat później tylko 37. Coraz mniej matek jest wsTÓd kobiet młodych, które nie ukończyły 25 lat. 1 nie ma znaczenia, czy są zamożne, biedne, mieszkają na wsi czy w mies'cie. Od boomu niemowląt w 1982 r., tłuma­ czonego przerwami w dostawach energii elektrycznej podczas stanu wo­ jennego, krzywa wciąż leci w dół. Psychologowie zarzucają społeczeństwu egoizm, ekonomis'ci zastanawiają się, kto będzie pracował na nasze eme­ rytury, policja dokonuje pokazowych nalotów na gabinety, w których nie­ legalnie przerywa się ciążę. Bez rezultatu.

Dla młodych dziewcząt ciąża jest coraz częs'ciej wynikiem głębokiego namysłu, a nie romantycznego uniesienia lub wpadki.

Sytuację demograficzną, a raczej prokreacyjną Polski s'wietnie cha­ rakteryzuje raport „Polityki” (7/1998), opracowany przez E. Nowakowską pt. „Dlaczego Polki nie chcą dzieci”, z którego warto przytoczyć obszer­ niejsze fragmenty.

W końcu 1997 r. było nas 38 min 659 tys. Pod względem liczby lud- nosxi znajdujemy się na ósmym miejscu w Europie, a gęstos'ć zaludnienia sytuuje nas wsTÓd krajów s'rednio zaludnionych (123 osoby na 1 km2; w miastach ok. 1 150 osób, na wsi - 50). Na 100 mężczyzn przypada 105 kobiet. O naszej sytuacji ludnosxiowej decydują trzy główne zjawiska: urodzenia, migracje zagraniczne i zgony. Te pierwsze maleją od 1989 r.

Lucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻEŃ STW A 1 R O D Z IN Y

tak gwałtownie, że lata 90. nazwano ju ż okresem głębokiej depresji uro- dzeniowej.

W tym obrazie jest jeden punkt zasługujący na szczególną uwagę: nadal rodzi się mniej dzieci, chociaż w wiek najwyższej płodności (20-29 lat) wchodzą coraz liczniejsze roczniki kobiet urodzonych w drugiej poło­ wie lat 70. Jednak najmłodsze pokolenie nie kwapi się do zakładania rodzin. W latach 80. na tysiąc ludności przypadało 9 nowych małżeństw, na początku lat 90. - 6, a ostatnio - 5. W ubiegłym roku, podobnie jak rok wcześniej, połączyło się ok. 250 tys. par. Aż 7% z nich stanowiły związki młodocianych, wymuszone przez ciążę. W 1996 r. zawarło małżeństwa za zgodą sądu 3,1 tys. dziewcząt szesnasto- i siedemnastoletnich oraz 12,1 tys. chłopców w wieku od 18 do 20 lat.

Polki rodzą swoje pierwsze dziecko mając (średnio) 22,9 roku. W ostat­ niej dekadzie rysuje się znamienna polaryzacja wieku matek. Zostaje nimi coraz więcej bardzo młodych dziewcząt, poniżej 19 lat (8% urodzeń), i coraz więcej kobiet dojrzałych, powyżej 35 roku życia (11%). Pierwszy z tych biegunów powiększa się w wyniku przypadkowych ciąż, czyli niewiedzy i lekkomyślności. Drugi jest mocno zróżnicowany. Mieszczą się tutaj kobiety niezamożne i nisko wykształcone, które rodzą kolejne, nieplanowane już dzieci, ponieważ Kościół zabrania antykoncepcji, a aborcja stała się dla nich niedostępna. Znajdujemy tu także kobiety o wysokiej pozycji społecznej, wykształcone i świadome swoich praw, które odraczają decyzję o macie­ rzyństwie (pierwszym lub kolejnym). Kobiety z wyższym wykształceniem rodzą pierwsze dziecko (średnio) w wieku powyżej 27 lat.

Nowym dla współczesnej Polski zjawiskiem jest stały wzrost urodzeń pozamałżeńskich. Na początku lat 80. było to 5% nowo narodzonych dzieci, a w 1997 r. dwa razy więcej. Większość z nich przychodzi na świat w związkach nieformalnych, których liczba także wzrasta. Ostatni spis powszechny (1988) informował o 110 tys. par żyjących w kohabitacji. Z badań Zbigniewa Izdebskiego (patrz raport. Polityka 1) można wnios­ kować, że ta liczba uległa podwojeniu.

Główny Urząd Statystyczny przeprowadził w odstępach dziesięcioletnich (1985-95) bardzo szczegółową ankietę rodzinną, skierowaną do reprezenta­ tywnej grupy 5% młodych małżeństw zawartych w 1985 r. Pytano m.in. o pla­ ny rodzicielskie, a w dziesięć lat później - o ich realizację. Co piąta z badanych kobiet nie zrealizowała swoich planów macierzyńskich i stanowczo nie chce 164

Lucjan K ocik W ZORY M A ŁŻ EŃ STW A I R O D Z IN Y

już powiększać rodziny. Najczęściej uzasadniały to złą sytuacją materialną (35%), złym stanem zdrowia (25%) i obawą przed bezrobociem (8%), jako że obecnie urodzenie dziecka może być powodem utraty pracy.

„Mam chyba zbyt dużo odpowiedzialności i wyobraźni” - napisała 31- letnia kobieta z wyższym wykształceniem, która poprzestała na jednym dziecku. Matka trójki dzieci (29 lat, wykształcenie średnie) tak podsumowała swoje doświadczenia: „Problem nie tkwi w tym, że kobiety nie chcą rodzić, ale w tym, że nie mają warunków do wychowywania dzieci. Zasiłek jest śmiesznie niski. Opieka nad rodziną prawie żadna” (Nowakowska 1998).

Prof. J. Witkowski z GUS pesymistycznie komentuje to zjawisko gwał­ townego i głębokiego spadku urodzeń. Pisze on: (zob. tamże): „Od dłuż­ szego czasu z dużym niepokojem obserwujemy malejącą liczbę urodzeń. Osiągnęliśmy obecnie poziom najniższy od 1945 r. W konsekwencji może to prowadzić do depopulacji, czyli zmniejszania się liczby ludności. Jak wskazują prognozy, przynajmniej do 2020 r. nam to jeszcze nie grozi, chociaż już jesteśmy w obszarze zawężonej zastępowalności pokoleń. Niski poziom urodzeń nie gwarantuje odtworzenia populacji.

Druga konsekwencja wiąże się ze strukturą ludności według wieku. W Polsce mamy bardzo zmienną liczbę urodzeń. Mieliśmy okres wyżu demograficznego lat pięćdziesiątych, później nastąpił okres zmniejszonej liczby urodzeń, w latach siedemdziesiątych notowano niewielki wzrost, na początku lat osiemdziesiątych ponowny szczyt, teraz znów spadek. W tych warunkach bardzo trudno dostosować rozwój gospodarczy do rozwoju i potrzeb ludności. Raz mamy ogromną presję na szkoły, potem powstaje popyt na miejsca pracy i na mieszkania, bo pojawia się wyż, który rozpoczyna naukę, wchodzi na rynek pracy, zakłada rodziny itd. Malejąca obecnie liczba urodzeń oznacza, że wszystkie kłopoty, których doświadczaliśmy do tej pory, będą pojawiać się w przyszłości.

Jest też dodatkowy, szczególnie drastyczny problem: po roku 2010 w wiek poprodukcyjny wkroczą osoby urodzone w okresie wyżu demo­ graficznego lat pięćdziesiątych. Nie stanowiłoby to problemu, gdyby temu zjawisku towarzyszyła wysoka liczba urodzeń. Jednak w obecnej sytuacji obciążenie ludności aktywnej zawodowo grupą w wieku poprodukcyjnym stanie się szczególnie duże. Może to powodować poważne problemy z za­ bezpieczeniem emerytalnym i z zagwarantowaniem niezbędnej dla rozwi­ jającej się gospodarki, odpowiedniej liczby osób aktywnych zawodowo.

Lucjan K ocik W ZO RY M A ŁŻEŃ STW A I R O D Z IN Y

Demografowie są ostrożni - przewidywanie zmian ludnościowych w przyszłości wymaga analizy bardzo wielu przesłanek. Nie wystarczy szczegółowe rozpoznanie obecnych tendencji oraz ich społecznego i gos­ podarczego tła. Im mniej ustabilizowana sytuacja w życiu publicznym, gospodarce, na rynku pracy, tym więcej wątpliwości i znaków zapytania. Tak ja k w ydarzenia polityczne na początku poprzedniej dekady zmodyfikowały procesy demograficzne, tak i transformacja ustrojowa z przełomu lat 80. i 90. odciska swoje piętno, utrudniając prognozowanie”.

Zaskakujący demografów skok urodzeń w latach 1982-83 nastąpił po traumatyzującym doświadczeniu stanu wojennego z jednej strony i po wprowadzeniu płatnych urlopów wychowawczych (lipiec 1981) - z drugiej. Tłumaczono go ucieczką w prywatność, ale bodziec socjalny też odegrał swoją rolę. W wielu domach przychodziły na świat drugie i trzecie dzieci, wcześniej nieplanowane. M ożliw ość skorzystania z płatnego urlopu sprzyjała zaspokojeniu (lub obudzeniu) potrzeby rodzicielstwa. Zgodnie z teorią G.S. Beckera, ekonomicznego noblisty, można by powiedzieć, że ludzie decydowali się na dzieci, ponieważ te stały się - w pewnym sensie - dobrem atrakcyjniejszym od innych, wówczas dostępnych.

Poza racjonalnymi przesłankami jest jeszcze coś, co wymyka się szkiełku i oku badaczy. To spontaniczne zachowania jednostek i rodzin, które przekładają się na zachowania całych grup społecznych.

„Ostatnio nastąpiła wyraźna zmiana w zachowaniach ludzi - myślę nie tylko o zachowaniach prokreacyjnych” - przekonuje dyrektor Lucyna Nowak. „Możemy zmierzyć, jaki wpływ na procesy demograficzne ma polityka socjalna, fiskalna, gospodarcza, ale nie potrafimy zmierzyć ani przewidzieć sumy ludzkich zachowań”. Można pytać, dlaczego kobieta zrezygnowała z planowanego wcześniej drugiego lub trzeciego dziecka, jednak uzyskane odpowiedzi nie dają wystarczających podstaw do wnioskowania, jak w podobnych okolicznościach życiowych zachowają się w przyszłości inne kobiety.

Demograficzne niespodzianki wzbudzały zawsze nie tylko falę inter­ pretacji, ale i pretensji pod adresem demografów - że nie przewidzieli. Bo gdyby przewidzieli, wówczas politycy przygotowaliby warunki na przy­ jęcie wyżu lub niżu. To argument sugestywny, ale nieprawdziwy. Powo­ jenne prognozy były zawyżone, zapowiadano np. że w 1975 r. będzie nas

Lucjan K ocik W ZORY M A ŁŻEŃ STW A I R O D Z IN Y

mieszkań, szkół, szpitali dotkliwie brakowało. Na początku lat 60. demo­ grafowie trafnie ostrzegali o tendencji spadkowej, jednak socjalną politykę przywilejów dla matek zainicjowano wiele lat później, gdy już wychodzi­ liśmy z dołka (zasiłek porodowy - styczeń 1976). Następne prognozy okazały się zaniżone, a skokowego wyżu z lat 1982-83, porównywalnego tylko z wyżem końca lat 50. nie przewidział nikt.

„W październiku 1983 r. zaprosiliśmy do „Polityki” grono demografów, aby zapytać, jak długo potrwa ta wyżowa tendencja i co z niej wyniknie. Dr Władysław Kondrat przewidywał stabilizację urodzeń; jego zdaniem w pierwszej połowie lat 90. miało przychodzić na świat około 600 tys. dzieci rocznie. Prof. Jerzy Holzer dzielił się obawami na temat znacznego spadku urodzeń w kolejnych latach i jego odległych następstw w postaci dysproporcji między grupami wieku - produkcyjnego, przed- i poproduk­ cyjnego -jakie mogą się zarysować w przyszłości.

Zycie przyznało rację temu drugiemu. Jednak bez względu na różnice poglądów demografowie nie dawali się wciągnąć w politykę i nie traktowali macierzyństwa instrumentalnie - nie twierdzili, że naszą narodową ambicją powinna być jakaś docelowa liczba ludności. Mówili o naturalnych uwa­ runkowaniach i płynących stąd konsekwencjach dla polityki oświatowej i zdrowotnej, dla rynku pracy i konsumpcji. Takie ekspertyzy zawsze po­ rastały kurzem w szafach polityków, ponieważ wyjście im naprzeciw wymagało zróżnicowanych i długofalowych starań, nie zwiastując zarazem szybkich i błyskotliwych sukcesów. Dziś czeka je podobny los” (Nowa­ kowska 1998).

5. Kształtowanie się antyprokreacyjnych postaw i wzorów