Trzy LEGENDY
KARTKI Z KALENDARZA
k o r n e l a MAKuszYŃsKiEGo FELiEToN NiE CAŁKiEM
„DOROSŁY"... CZYLi
MĄDROśCiĄ DZiECKA PATRZĄC NA ŚWiAT
Dziś, gdy sięgamy po różnorodne wy
powiedzi i opracowania na temat twór
czości Kornela Makuszyńskiego, prawie zawsze już w pierwszym zdaniu czyta
my, że mamy do czynienia z jednym z naj
wybitniejszych polskich pisarzy dla mło
dego czytelnika. Któż bowiem nie ze
tknął się choćby z jednym tytułem spo
śród rozlicznych powieści dla dziewcząt czy powieści sensacyjno-detektywistycz- nych dla młodzieży albo też z komiksem o najsłynniejszym koziołku świata. Nie dzi
wi więc wyznanie Joanny Olech, odnotowa
ne na łamach „Tygodnika Powszechnego”, w okolicznościowym artykule z okazji 50.
rocznicy śmierci pisarza:
Koziołek Matołek stał się częścią naszego dzieciństwa, ikoną kultury popularnej, dzie
dzictwem narodowym. Gdyby w Polsce po
wstał narodowy gabinet figur woskowych - koza w czerwonych spodniach i żółtych rę
kawiczkach musiałaby stanąć obok Marszał
ka i Wałęsy1.
Autor Panny z mokrą głową powszech
nie uważany jest także za jednego z najpo
czytniejszych pisarzy okresu międzywo
jennego, świadczyć o tym może fakt, że w okresie przedwojennym wierna publicz
ność literacka zwykła kolokwialnie okre
ślać jego książki poufałym mianem korne
li do smakowania. I - jak się wydaje - już w tym potocznym określeniu kryje się pew
na istotna prawda o roli i znaczeniu dorob
ku pisarskiego Makuszyńskiego w polskiej literaturze.
Wypowiedzi Makuszyńskiego cechu
je nieprzebrane bogactwo różnorodnych chwytów artystycznych: zamiłowanie do wirtuozerii gry słownej, liczne odwołania do rozległych aluzji literackich, uciekanie się do ciekawych, często zabawnych anegdot, dyk
teryjek czy znanych przysłów. Do tego pisarz oferuje znakomity, żywy i pełen gawędziar
skiej swady język. A jednak pomimo tylu, jak się wydaje, bezsprzecznych atutów opi
nie krytyczne na temat artystycznych walo
rów tego pisarstwa bywały bardzo zróżnico
wane zarówno wśród opinii publicznej jak i krytyków. I tak, zarzucano Makuszyńskie
mu nadmierny patos i retoryczność2. Raził nazbyt wyidealizowany obraz świata, pe
łen szczerej afirmacji życia, dobra, empatii i nieustannej tęsknoty za ładem i harmo
nią rzeczywistości. Oponenci negowa
li samo przesłanie jego książek, w których nieodmiennie triumfował „tani" optymizm i naiwna wiara autora w dobroć natury ludz
kiej, krytyce także poddawano powiąza
ny z tym „układny styl”, łączący w sobie humor, liryzm i gawędziarską swadę3. Ulu
biony schemat, powielany na kartach ko
lejnych powieści dla młodzieży, mógł nie budzić zbytniego entuzjazmu: oto dziec
ko - niewinne, szczere, spontaniczne - w sytuacji kryzysu, zagrożenia, obłaskawia jakichś zgorzkniałych starców (czy też ko
styczne damy), porusza i odmienia ich uśpio
ną wrażliwość, a oni, idąc za głosem obu
dzonego sumienia, otwierają serce i portfel w dobrej sprawie4. W istocie Makuszyński pa
trzył na rzeczywistość przez lunetę optymi
zmu, obserwował otaczającą rzeczywistość oczami człowieka niepoprawnie, na prze
kór wszelkim przeciwnościom, wierzącego w dobroć i w bliźnich. Trzeba przyznać, że tak wykreowany świat mógł bez przeszkód stanowić jakby antidotum na zagrożenia ówczesnej rzeczywistości5. U progu nowej, tużpowojennej rzeczywistości, obfitą do
tychczas płodność wydawniczą Makuszyń
skiego spotykają poważne przeszkody (po 1945 r. objęty zakazem publikacji), ukazuje się wówczas bodaj jedynie tom List z tamte
go świata (1946).
Jeszcze nawet w Małym słowniku li
teratury dla dzieci i młodzieży z roku 1964 czytamy: Wskutek powtarzania się podob
nych postaci bohaterów, motywów, schema
tów sytuacyjnych i układów środowiskowych (przemiana zdziwaczałych staruszków w szla
chetne istoty, zabiegi w celu uzyskania mająt
ku, szukania skarbu itp.) styl ten przekształca się często w manierę. W niektórych pozycjach razi ponadto sentymentalizm, rozwlekłość i moralizatorstwo6.
I jeszcze jeden znamienny fakt. Para
doksalnie twórczość Kornela Makuszyńskie
go ciągle otwiera swe drzwi przed badacza
mi jakby w oczekiwaniu na reinterpretację w perspektywie naszej współczesności oraz na nową i rzeczową jej ocenę. Myślę, że jest kilka ku temu przesłanek. Po pierwsze - wielka różnorodność gatunkowa i stylistycz
na. Makuszyński dał się poznać jako twór
ca wierszy, ballad, piosenek, opowiadań, humoresek, wreszcie recenzji teatralnych i felietonów7. Nie ulega wątpliwości, że koja
rzony jest przede wszystkim z prozą dedy
kowaną młodemu odbiorcy, słusznie pisze wspominana już Joanna Olech:
Przez całe życie bardzo pracowity, Ma
kuszyński uprawiał poezję, pisywał felietony, krytyki teatralne, humoreski... Czy mógł prze
widzieć, że pozostanie w pamięci czytelników niemal wyłącznie za sprawą książek dla dzie
ci, podczas gdy cały „poważny" dorobek zo
stanie mu (litościwie) zapomniany? Mówię
„litościwie", bo grzebiąc w twórczości Maku
szyńskiego można się natknąć na przedziw
ne kwiatki8.
Świat powieści dla młodych czytelni
ków przepojony jest ciepłem, bohaterowie współczują słabszym i pokrzywdzonym, wie
rzą w moc i trwałość przyjaźni, bo postępu
ją zgodnie z wewnętrznym przekonaniem, w zgodzie z prawdą własnego sumienia.
W powieściach Makuszyńskiego silnie brzmi głos ufności w dobro ludzkiego serca. Czy to banał, trywialność, czy zwykła naiwność, które przekładają się na wątpliwe jakości ar
tystyczne materiału literackiego i jego tani dydaktyzm? Czy możliwe, abyśmy mieli do czynienia z daleko bardziej skomplikowa
ną rzeczywistością artystyczną? Rzeczywi
ście, aby uniknąć uproszczeń, warto przy
wołać szerszy kontekst twórczości autora Awantury o Basię. Warto wkroczyć w tym miejscu na obszary zdecydowanie rzadziej odwiedzane przez profesjonalnych czytel
ników i miłośników korneli do smakowania.
Mianowicie warto odbyć wędrówkę ślada
mi miejsc przenikania się świata dziecka i dorosłego, miejsc w których w zaskakujący sposób ujawnia się harmonia pisarska „ja", obecnego w dziełach Kornela Makuszyń
skiego. To, co łączy oba światy, to bez wąt
pienia szczególna oryginalność artystycz
na, która polega na poruszaniu się po ob
szarach prostoty, przystępności, co jednak dalekie jest od banału czy trywialności. Ma rację Andrzej Możdżonek, gdy powiada, że u Makuszyńskiego występuje zjawisko
skomplikowanej prostoty. W jednym sze
regu stoją obok siebie satyra, groteska i ka
rykatura, ironia, absurd i wyrafinowany ko
mizm.
Pozwólmy sobie na pewien ekspery
ment lekturowy, który dotyczyć będzie przenikania się świata dziecka i dorosłe
go w felietonistyce Makuszyńskiego. Pisarz uprawiał tę formę publicystyki od zarania swej drogi twórczej. Przypomnijmy, iż od początku swej kariery był związany z rze
miosłem dziennikarskim. Dzięki staraniom Jana Kasprowicza i Wincentego Lutosław
skiego w roku 1905 został sekretarzem re
dakcji „Słowa Polskiego" i jego stałym re
cenzentem teatralnym. Po powrocie z Pary
ża, w roku 1910, nawiązał stałą współpracę z lwowskim „Słowem Polskim", prowadząc tam dział krytyki teatralnej. O silnej pozy
cji w środowisku dziennikarskim świadczy już zapewne sam fakt, iż od 1915 roku peł
nił funkcję prezesa Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy w Kijowie.
Po zakończeniu I wojny światowej Ma
kuszyński zamieszkał w Warszawie, gdzie rozpoczął stałą współpracę z najbardziej poczytnymi czasopismami i gazetami co
dziennymi dwudziestolecia międzywojen
nego. Tak więc w latach 1920-1939 współ
pracował jako felietonista, redaktor literacki i krytyk teatralny między innymi z takimi re
nomowanymi pismami jak: „Warszawianka”
(1924-1929), „Ilustrowany Kurier Codzienny”
(1929), wpływowa „Rzeczpospolita” (1920
1924) czy bodaj najpoczytniejszy wówczas
„Kurier Warszawski” (1933-1939)9. Od 1923 r.
Kornel Makuszyński pisywał także w prasie tatrzańskiej: „Gazecie Zakopiańskiej”, „Gło
sie Zakopiańskim”, w podhalańskiej edy
cji „ABC” (1927). Publikował też w periody
kach: „Zakopane” (1929, 1931, 1938), „Zako
pane i Tatry” (1931, 1932) i „Młodym Taterni
ku” (1933, 1934).
Co może łączyć subiektywną wypo
wiedź dziennikarza-erudyty na ważne i ak
tualne tematy społeczne, kulturowe czy obyczajowe z prostotą spojrzenia dziecka?
Jest w twórczości pisarza książka szczególna i wyjątkowa - Kartki z kalendarza, której pier
wodruk ukazał się w przeddzień wybuchu II wojny światowej w Warszawie, w roku 1939, nakładem Gebethnera i Wolffa. Roz
szerzone, powojenne wydanie, opublikowa
no w 1956 roku i jest to wybór felietonów, opatrzony tytułem zapożyczonym ze zbio
ru wydanego w roku 1939, który obejmu
je utwory Kornela Makuszyńskiego z prze
szło dwudziestoletniego okresu jego działal
ności literackiej. Wydanie, o którym mowa, i które stanie się przedmiotem dalszej reflek
sji, zostało przygotowane na podstawie kil
ku wydań zbiorowych: Wycinanki (Warsza
wa 1925; wydanie drugie, Warszawa 1926;
Śpiewający diabeł, Lwów 1934; Kartki z ka
lendarza, Warszawa 1939 oraz z publikacji
w tygodniku „Przekrój”, Kraków 1946-1947 i „Łódź Teatralna”, 1946-1947)10. Na tom skła
dają się swego rodzaju impresje i obrazki, poruszające rozlegle tematy obyczajowe, kulturowe, a także wspomnienia, które łą
czy spoiwo niezwykle istotne dla całokształ
tu twórczości pisarza - wszechobecny hu
mor, wrażliwość i zmysł obserwacji. Zbiór obejmuje dziewięć różnorodnych kręgów problemowych, w których autor słowem, z niezwykłą swobodą i łatwością, kreśli obra
zy życia kulturalnego dwudziestolecia mię
dzywojennego, a także portrety wielkich artystów, pisze o życiu codziennym epoki i o doświadczeniach wyniesionych z pra
cy dziennikarskiej. Nie brakuje również wspomnień z czasów młodości, a wraz z nimi nieuchronnie wkraczają w tok nar
racji zawsze szlachetne (niekiedy tylko na sobie właściwe sposoby) postacie dzie
cięcych, nie bójmy się powiedzieć, mędr
ców. Felieton daje pisarzowi szerokie moż
liwości przedstawiania własnej wizji świata i jego problemów, prawie zawsze ujętych w formę niezwykle żartobliwą, oryginalną i efektowną.
Zatem zadajmy wpierw pytanie zasadni
cze: jakim felietonistą jest Makuszyński, naj
ogólniej rzecz ujmując? Wiadomym jest, że gatunkowymi wyznacznikami felietonu, jako gatunku publicystycznego, jest aktualność i lekkość formy. Nim przejdziemy do Kartek z kalendarza, odwołajmy się wpierw do idei felietonów teatralnych, stanowiących ważną część spuścizny Makuszyńskiego. Otóż felie
tonista, w zamyśle autora, jest niby pośred
nikiem, bowiem krytyk teatralny winien wy
rażać opinię i oczekiwania widzów, winien być propagatorem i nauczycielem przekazu
jącym wiedzę o teatrze11. Ale nie byłby Ma
kuszyński sobą, gdyby nie skorzystał z okazji i nie bywał też spolegliwym moralistą, który
na kanwie recenzji teatralnej wypowiada się chętnie i często na tematy obyczajowe. Mi
rosława Kozłowska o krytyce teatralnej po- wieściopisarza pisze następująco:
Makuszyński, kiedy bywał moralistą, opo
wiadał się za kultywowaniem tradycyjnych za - sad, spośród których za najważniejsze uznał wzajemną życzliwość i wrażliwość na ludzkie nieszczęście. W argumentacji felietonista od
wołuje się do kultury, taktu i dobrego wycho
wania. Czasami sięga do stylizacji biblijnej i popularnych, stosowanych w potocznym ję
zyku cytatów. Boga przedstawia jako dobro
dusznego obserwatora, który z dobrotliwym i wyrozumiałym uśmiechem przygląda się wy
darzeniom na scenie i za jej kulisami12.
Badaczka stawia inne ważne dla nas pytania: kim jest jako felietonista teatralny (widzem, krytykiem czy pisarzem)? Czy i jak korzysta z doświadczeń literackich, a także z warsztatu poety i prozaika? Czy moż
na dostrzec postawę humorysty i jego spojrzenie na sposób prezentacji i oce
nę przedstawienia13. Myślę, że tak sformu
łowane pytania odnoszą się też do innych felietonów Makuszyńskiego, jak choćby do tych pochodzących z interesującego nas zbioru Kartki z kalendarza. Zatem po
wtórzmy: jaki obraz publicysty, jego świata i bohaterów wyłania się z felietonów niete- atral nych? Czy patrzymy oczami a rtysty sło
wa, wrażliwego obserwatora, który wymie
rza sprawiedliwość otaczającej rzeczywi
stości, patrząc oczami doskonałego humo
rysty i błyskotliwego pisarza, a może także i oczami dziecka?
Studia romanistyczne, które odbył pi
sarz na paryskiej Sorbonie, pozwoliły ze
tknąć się z francuskim modelem felietonów Francisque'a Sarceya. Z nich zapewne za
czerpnął takie cechy jak elegancka konwer
sacja, lekkość, elegancja wyrażanych uwag
i ocen, wzorując się na tymże francuskim wy
znaczniku stosował decorum krytyczne ja
ko współbrzmienie i odpowiedniość formy i treści oraz wagi poruszanych problemów.
A jednocześnie kontynuuje tradycje gawę
dy, oferując „lekturę łatwą i przyjemną", wpi
sując się w krąg literatury popularnej.
Ogrom sympatii, wyrozumiałości, a jed
nocześnie pewnego szacunku do „młodości duszy" i dziecięcej szczerości oraz prosto
ty przenika sąd nad światem współczesnym i minionym, zwłaszcza w felietonach pierw
szej części, obejmującej wspomnienia: moje m ias teczko, „skąd p ierwsze g wiazdy na n iebie zaświecą...", namiot poezji oraz drugiej - ty
le listów... skąd te listy?, w niemal sensacyj
nej dykcji w młodym lesie, czarnooki opry- szek czy też historia straszna, lecz prawdzi
wa. Wszystkie te różności, mieszaniny, łączy -przewijający się w opowiedzianych histo
riach - uosobiony motyw młodości lub po
stać dziecięcego bohatera. Zwykle rzecz do
tyczy aspektów etycznych. Przyjrzyjmy się temu nieco bliżej.
W fe lie to n a c h , w któ rych m o
tyw przewodni stanowią w spom nie
nia, pisarz refrenicznie niemal powta
rza kolokwialny zwrot „za moich cza
sów", do tego stopnia, że w felietonie w mój dziennikarski jubileusz refreniczność ta staje się osią konstrukcyjną całej wypo
wiedzi, utrzymanej w konwencji porówna
nia dawnego stylu uprawiania dziennikar
stwa do zwyczajów dnia dzisiejszego auto
ra. Pojawia się więc opozycja nostalgiczne
go stwierdzenia „za naszych czasów" - do pytania „A dziś?". Oczywiście, tonacja całej wypowiedzi jest żartobliwie ironiczna, w ten sposób odsłonione zostają tajniki ówczesne
go stylu uprawiania dziennikarstwa:
Trzeba tylko umieć napisać: z wiarą, z przekonaniem i ze zwycięską odwagą. Sta
ry dziennikarz z naszych czasów, nagle w no
cy zbudzony, mógł od razu napisać wszystko 0 wszystkim. Pan Bóg zakrywał ręką twarz, gwiazdy bladły, ziemia jęczała z rozpaczy 1 ze zdumienia, a ludzie czytali i wierzyli14.
Nie sztuce i sposobie uprawiania dzien
nikarstwa poświęcamy uwagę, ale kilkakrot
nym odniesieniom do młodości, czasu fan
tazji, szaleństwa i pewnej młodzieńczej nie
frasobliwości: Już bym nie potrafił być dzien
nikarzem w dzisiejszych czasach. Bojałbym się grozy tego świata i straszliwego jego obłędu.
Świat „wyszedł z formy" i tak napęczniał, jak anakonda, co połknęła (czy też „połknął"?) - całego konia15. Przy tej okazji Makuszyński odkrywa tajniki swojego warsztatu: Jedno było za naszych czasów bezsprzecznie pięk
ne i jasne: słowo. Staraliśmy się pisać tak czy
stym językiem, że mowa polska uśmiecha
ła się do nas z zadowoleniem pięknej kobie
ty, która wie, że całym sercem jest kochana16.
Piękno języka, pełen wdzięku humor, liryzm i szczypta ironii kierują w stronę tego, co mi
nęło, co w szczególny sposób idealizowane jest we wspomnieniach, gdy „młodość szu
miała skrzydlatymi słowami". „Moje czasy", zdaje się powtarzać Makuszyński, to czasy
„młodych dusz" i „czystego serca", bowiem na dzieciństwo - według Makuszyńskiego - składają się „lata bezgrzeszne".
Felietoniści zwykli wzbudzać w swo
ich czytelnikach całą gamę emocji: od śmie
chu - po oburzenie. W Zjeździe koleżeńskim pisarz z wielką nostalgią wspomina czasy szkolne, szczególnie maturalne. Znakomicie, humorystycznie, prezentuje proces „odmła
dzania się" maturzystów z trzydziestoletnim już stażem, snujących „czułe" wspomnienia największych młodzieńczych występków.
Powiada: Zdolność wspominania jest wiel
kim nieszczęściem i największym szczęściem człowieka11, a jednocześnie wykłada, nieja
ko mimochodem, własną ideę dobrej eduka
cji i wzór nauczycieli: nas uczono z miłością, z wielką miłością, a miłość jest największą mą
drością tej mądrości18. Nie może jednak za
braknąć w tej koncepcji dobrego nauczania
„sztuki uśmiechu". Wówczas szkoła stanie się matką pełną słodyczy i słodkiej mądrości serca, a nie macochą, co ma gębę pełną groź
nych słów, pieczęć urzędową w ręce, nigdy do piersi nie przyciśnie zastrachanego urwipołcia i nie zna prawdy najprostszej, że dziecku trze
ba miłości, miłości i miłości. Wtedy może być i matura, i sto egzaminów...19. Jak wspomina
ła Joanna Olech, Makuszyński zwykł wiązać ton wysoki, patetyczny, z tonem bardzo bli
skim błazenadzie20, by w efekcie wyłonił się komizm w najczystszej postaci. Tymczasem widzimy coś znacznie więcej - celny, uniwer
salny apel o mądrą edukację, o rozumne wy
chowanie młodego pokolenia, jakże aktual
ny w dzisiejszej rzeczywistości.
Nie byłby zapewne Makuszyński tak przekonujący, gdyby nie poparł swych spostrzeżeń własnym doświadczeniem. Na określenie młodych ludzi ma autor w zana
drzu całe mnóstwo najprzeróżniejszych żar
tobliwych określeń, jak choćby te najczęściej przywoływane w całym tomie: „urwipołcie",
„małpoludy", „wesołe żaki", „mrówkojady",
„gumojady", „kretojady" czy „kędzierzawe barany" albo też „dziecko żaczek utrapio- ny". Są one wyrazem szczerej, zwykłej sym
patii i zrozumienia dla szalonych ekscesów dorastającego człowieka. Wszakże obowią
zują pewne zasady. Zostały one zobrazowa
ne bardzo sugestywnie w dwóch felietono
wych opowieściach - w młodym lesie oraz w Czarnookimopryszku. Choć pisarz zapew
nia, że pierwsza historia wydarzyła się na
prawdę, to jednak prawa swobody kom
pozycji i wykorzystanie fabuły w felieto
nie granice te mogą znacznie rozluźnić.
Makuszyński snuje opowieść o literackich oddziaływaniach swoich książek na grono
wiernych czytelników. Owo oddziaływanie traktuje jednak jako poważne zobowiązanie i odpowiedzialność, skoro - jak powtarza za wieszczem - dziecięca literatura moja zbłą
dziła pod ławy szkolne21. List dziecka z prośbą 0 interwencję pisarza - młodemu winowaj
cy za niewypełnienie szkolnych obowiąz
ków odmawia się rodzinnego wyjścia do cyr
ku - staje się ważnym elementem całej nar
racji. Napędza rytm akcji, stopniuje napię
cie dramatyczne. Wiara dziecka-czytelnika w autorytet i w skuteczność wstawiennic
twa pisarza jest niepodważalna, jednak sa
ma ufność zapewne nie byłaby wystarcza
jąca, gdyby nie postanowienie poprawy 1 zadośćuczynienia a ja się nauczę (historii).
Niewinność dziecka duszy cudownej, która wierzy we wszechmoc poezji sprawi, że proś
ba szlachetnego Jerzyka, „rozrzewniającego chłopaczka” musi zostać potraktowana z ca
łą powagą sytuacji. Remedium stanowić bę
dzie autentyczna „literacka wizyta” - hono
rowe zachowanie dżentelmena, ponieważ nawet literacka przyjaźń zobowiązuje.
I jeszcze jeden felieton, w którym Ma
kuszyński w sposób szczególny docenia dziecko i jego naturalne poczucie warto
ści, jednocześnie nie stroni od wypowiedzi na tematy ideowo-wychowawcze. Czarno
oki opryszek, „góralczyk, biedota”, dziecko o wybitnym talencie narciarskim, które peł
ne wiary w siebie dąży do spełnienia marzeń - pragnie być właścicielem prawdziwych nart. Droga nie jest jednak łatwa, co praw
da istnieje możliwość otrzymania sprzętu sportowego jako daru, ale trzeba spełnić kil
ka warunków, przede wszystkim mieć dobre oceny w szkole. Tymczasem portret namalo
wany przez Makuszyńskiego przeczy wszel
kim oczekiwaniom: mały pędrak, śliczny chłopczyna, oczy jak gorejące węgle, czar
ne jak czort, wiercipięta, czarna owca, smyk
diabelski. Dalej następuje znakomity, dra
matyczny bój, niczym biblijna walka Jakuba z aniołem: Nie puszczę cię, dopóki mi nie po
błogosławisz!, w której Wszechmocny siłu
je się z człowiekiem, u Makuszyńskiego zaś zdeterminowane dziecko wymusza: „Dajcie narty”. Dorosły odpowiedzialny człowiek - ulega i jak Jakubowy Bóg daje się pochwycić dziecku. Podobnie jak w biblijnej opowieści pozostaje znak walki - przemiana: niecnota i oberwaniec jest najlepszym uczniem w kla
sie22. Zaufanie było kluczem porozumienia i narzędziem przemiany, skuteczną meto
dą wychowawczą. Trzeba przyznać, że oba felietony balansują na granicy humoru, iro
nii i błazenady, ale jest pod powierzchnią gładkich słów i lekkości jakieś drugie, głęb
sze dno. Dlatego nie inaczej patrzy też Ma
kuszyński na postacie wielkich artystów Ja
na Kasprowicza czy Stanisława Reymon
ta - szuka w nich duszy czystej, dziecięcej, optymistycznej, pełnej światła, bo jak po
wiada: Ach, ci wielcy ludzie to są jak dzieci.
I znów kluczem jest zaufanie, wiara w dobro i przyjaźń, honor.
Felietony Kartek z kalendarza bez wąt
pienia bawią, czasem zaskakują, ale również nie stronią od tendencji dydaktycznych i sa- tyryczno-moralizatorskich. Wiarygodność Makuszyńskiego - felietonisty ujawnia się w sposobie widzenia świata. Ale ten świat dostępny jest jedynie temu, kto patrzy nań właśnie jak Makuszyński, czyli urzeczony spojrzeniem dziecka.
1 J. Olech, Patos i zwykłe dobro. O Kornelu Makuszyńskim (1884-1953) w 50. rocznicę śmierci.
„Tygodnik Powszechny”, nr 31 (2821), 3 sierpnia 2003, http://www2.tygodnik.com.pl/tp/2821/kul- tura01.php (28.06.2014)
2 K. Janicka, W kręgu wartości prozy K. Maku
szyńskiego, Kielce 2012, s. 7-8.
3
J. R. Kowalczyk - krytyk teatralny, absolwent polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Artysta Piwnicy pod Baranami w latach 80. XX wieku. Wieloletni recenzent „Rzeczpospolitej".
Janusz R. Kowalczyk, Kornel Makuszyński.
http://culture.pl/pl/tworca/kornel-makuszynski (28.06.2014)
4
J. Olech, op. cit.5
Ibidem.6
M ały słownik literatury dla dzieci i młodzieży. Red. Krystyna Kuliczkowska, Irena Słońska.
Warszawa 1964, s. 206.