• Nie Znaleziono Wyników

Listy i podania – ciąg dalszy

W dokumencie Projekt okładki i strony tytułowej: (Stron 43-48)

Pani Halina regularnie jeździ nocnymi pociągami do Lublina. Jest maj 1982 roku, zrozpaczona pisze do Oddziału Karnego Sądu Rejonowego w Lublinie podanie z prośbą o uchylenie aresztu wobec syna. Narzeka na swoje wysokie ciśnienie: „Syn mój Andrzej także nie cieszy się dobrym zdrowiem, zwłaszcza teraz, i istnieją obawy, że pobyt w aresz-cie wyciśnie swój ślad u niego na całe życie, gdyż jego zdrowie fizyczne i

psy-Siedziba Komitetu Wojewódzkiego PZPR i redakcji

„Sztandaru Ludu” przy Alejach Racławickich w Lublinie. Kartkę z parafrazą hasła widocznego na budynku – „Pogrom partii programem narodu” – SB znalazła podczas rewizji w mieszkaniu przy placu Wolności w Lublinie.

Fot. Jacek Mirosław.

Ze zbiorów Jacka Mirosława.

nę śmierci podano za-wał serca. Teksty Man-delsztama wykorzystał Teatr Provisorium do spektaklu Nie nam le-cieć na wyspy szczęśliwe.

42 Za: Jan Piotr Szamryk, Teatr Provisorium 1975–

1995. Zarys monograficz-ny, Warszawa 2002, pra-ca magisterska napisa-na napisa-na Wydziale Wiedzy o Teatrze Akademii Te-atralnej w Warszawie pod kierunkiem prof.

Lecha Śliwonika.

chiczne pozostawia wiele do życzenia.

[…] Proszę gorąco zatem o uchylenie aresztu, by pod moją opieką w Krako-wie mógł wrócić trochę do sił i równo-wagi, a równocześnie by mógł roztoczyć nade mną jakąś opiekę i poprawić mój stan zdrowia”.

Rozprawa

17 czerwca 1982, Sąd Rejonowy w Lublinie:

Pani Kasia, administrator domu stu-denckiego: – Nie wiem, o co jest ta sprawa. Pracuję na UMCS i jestem kie-rownikiem bloku G. Nie było niepo-rozumień między mną a studentami.

Flag żadnych nie było. Służba porządko-wa sprawdzała legitymacje wszystkich wchodzących do akademika. Żadnej akcji protestacyjnej nie było. O godzi-nie dziesiątej 13 grudnia miało miej-sce zebranie rady mieszkańców. Gdy tam byłam, rozmawiano o sprawie po-rządkowej i roztrząsano, czy studenci mają jechać do domów. Znam Jerzego Rajperta i komunikowałam wszystkim studentom, aby rozjechali się do domów.

Jerzy Rajpert: – 13 grudnia znajdo-wałem się w Domu Studenckim „Grześ”.

Był duży ruch, dezorientacja, różne opi-nie. Na temat akcji strajkowej nic nie wiem. O żadnym Komitecie nic nie wiem. Oskarżonego znałem z widze-nia i tego dwidze-nia go nie widziałem.

Sędzia zarządza wprowadzenie oskarżonego.

– Zrozumiałem zarzut. Nie przyznaję się – mówi Mathiasz i wyjaśnia: – 13 grud-nia 1981 dowiedziałem się o stanie wo-jennym i przestraszyłem się. Poszedłem do akademika „Grześ”. Tam spotkałem się z kolegami i rozmawiałem z nimi o sprawach prywatnych. Był samorząd, który pilnował porządku. Żadnych pla-katów nie widziałem. Było jakieś zebra-nie w holu i ono miało charakter po-rządkowy. Żadna komisja nie została

powołana. O żadnym Komitecie Straj-kowym nic nie wiem. Będąc w „Grze-siu”, nie widziałem żadnych oznak straj-ku. Dopiero gdy byłem przesłuchiwany, zasugerowano mi, że był to strajk. Na-leżałem do Zrzeszenia Studentów po zarejestrowaniu tej organizacji. Żad-nych funkcji tam nie pełniłem. Byłem członkiem Komitetu, ale potem wyco-fałem się. Akademik opuściłem go po-południu następnego dnia. Żadnych sił porządkowych tam nie było. Na terenie

„Grzesia” działał samorząd. Po opusz-czeniu „Grzesia” poszedłem do przyja-ciela, by przenocować.

Sąd dwukrotnie odracza rozprawę.

Wyrok zapada 26 sierpnia 1982 roku:

Sąd Rejonowy w Lublinie postępowanie karne w stosunku do Andrzeja Mathia-sza warunkowo umarza, przyjmując, że nie kierował on strajkiem okupacyjnym.

Zasądza od oskarżonego na rzecz Skar-bu Państwa kwotę 600 zł tytułem opła-ty oraz koszopła-ty postępowania w kwocie 3600 zł.

W ciągu pierwszego tygodnia trwania

PS

stanu wojennego w więzieniach i ośrod-kach internowania znalazło się ok. 5000 osób. Ogółem w okresie trwania stanu wojennego zostało internowanych ok.

10 000 osób – w czterdziestu dziewię-ciu ośrodkach internowania na terenie całego kraju. Byli to głównie przywódcy NSZZ „Solidarność”, doradcy związku i związani z nimi intelektualiści oraz działacze opozycji demokratycznej.

Andrzej Mathiasz przez pierwsze trzy miesiące jest oskarżany o kierowanie strajkiem studenckim i druk nielegal-nych publikacji. Postępowanie w jego sprawie odbywa się w trybie przyśpie-szonym – grożą mu co najmniej trzy lata więzienia. Bez zawieszenia. Z taką świa-domością siedzi trzy pierwsze miesiące.

Konsekwentnie powtarza, że przyjechał z Krakowa, ulotki znalazł na ulicy, przy-niósł do domu, papieru potrzebował do pisania pracy magisterskiej i do własnej twórczości literackiej, a żadnego strajku nie było. Sprawą najpierw zajmuje się prokuratura wojskowa, potem cywilna.

Wiele lat później Andrzej Mathiasz tłu-maczy: – Wbrew pozorom prokuratu-ra wojskowa była lepsza od tej cywilnej.

Prokuratorzy wojskowi mieli większą swobodę myślenia.

Po trzech miesiącach zarzuty wobec Mathiasza o kolportaż i druk zostają wycofane. Tryb przyśpieszony zostaje zmieniony na zwykły, ale studentowi nadal grozi więzienie. Dopiero kiedy latem jego koledzy – Kania i Rajpert – dostają wyrok w zawieszeniu, wie, że i on nie pójdzie siedzieć43.

Kiedy w 1982 roku Mathiasz wycho-dzi, Janusz Opryński z żoną wydają dla niego kolację. Kobieta przynosi czerwo-ny barszcz. Andrzej uśmiecha się, bo

Scena ze spektaklu Nie nam lecieć na wyspy szczęśliwe Teatru Provisorium. Od lewej: Andrzej Mathiasz, Sławomir Skop, Jacek Brzeziński, 1981.

Ze zbiorów Elżbiety Skop.

43 Andrzej Mathiasz po la-tach dodaje: – Sąd umo-rzył postępowanie, ale później, gdzieś w latach 90., uznano, że jednak zostałem skazany, ale sąd mnie uniewinnił, zresztą zaocznie, bo za-wiadomienia przycho-dziły na stary adres i nic o tym nie wiedziałem.

niedaleko więzienia była uprawa bura-ków i często dawali botwinkę. A na niej mnóstwo mszyc.

Wraca do teatru. Provisorium do spektaklu Nie nam lecieć na wyspy szczęśliwe44 dodaje kilkuminutową sekwencję więzienną – występuje trój-ka aktorów, nad którymi wisi żarówtrój-ka.

Pada i taka kwestia: „Nie mogę do was napisać, ręce mi się pocą […] Nie mogę do was napisać. Kolejny tydzień bez sen-su! Tracę czas! Moje notatki, ukradli mi moje notatki, wszystkie rysunki i wier-sze […] Który?!”.

A później: „Nie będziesz jadł? Nie bę-dzie jadła świnia? Wsadź mu rurkę!”45.

Potem rozlega się rozdzierający krzyk:

„Bartuniu, synku kochany, dobranoc”.

Jest i więzienna piosenka, którą koń-czą słowa: „Wszyscy tu wylądujecie – bulgoce radośnie miska”.

Żarówka gaśnie46.

– Dziś byłby to teatr dokumentu. Zrobi-liśmy tę sekwencję po tym, jak chłopcy wyszli z więzienia. Przerażające sceny – mówi po latach Janusz Opryński. –

W naszym środowisku nikogo nie zła-mano. Nikt z nas nie był donosicielem, nie pogrążył drugiego. Nie zniszczono nas jako ludzi. Ale człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach. Byłbym daleki od osądzania tych, którzy się złamali, bo nie wiemy – i nikt z nas nie wie – jaką w sobie ma granicę wytrzymałości.

Ale powtarzam – w naszym środowisku nikogo nie złamano.

Matka Andrzeja ma dziś osiemdzie-siąt jeden lat. Sześć lat temu napisała wiersz47:

Do matek w stanie wojennym O, Matki, które żyjecie jeszcze pamiętacie tę noc złowieszczą ten łomot do drzwi i krzyki to trwożne serca bicie gdy synów naszych zabierano.

A w odległych Akademikach

nie mogłyście spojrzeć w oczy na pożegnanie swemu synowi gdy go w nieznane prowadzono.

Tyle już lat upłynęło

lecz tym matkom, które jeszcze żyją wraca często ów koszmar w snach i do serca znów wciska się strach.

Andrzej Mathiasz ma dziś pięćdziesiąt trzy lata. W 1990 roku podjął pracę w telewizji. Miał nawet pomysł: zrobić o ulicy Grodzkiej film dokumentalny, a potem widowisko. Został szefem re-dakcji kulturalnej. Z Ulicą Grodzką i kolejnymi widowiskami: Legenda i Sen, jeździł po Europie. Potem wciągnęło go kino niezależne. Numer to film w jego reżyserii dostępny na YouTube. Teraz spełnia się jako animator i organizator festiwali oraz przeglądów filmowych.

Prywatnie jest ojcem, a był mężem – Teresy Karbownik, którą poznał na

studiach, tej samej, której w 1982 roku podrzucił walizkę, i tej, która potem musiała tłumaczyć się na komendzie.

Teresa Karbownik została dziennikar-ką TVP Lublin. Była reżyserem telewi-zyjnym i teatralnym oraz producentem.

Dziś miałaby pięćdziesiąt cztery lata.

Dziś uśmiecha się już tylko ze zdjęcia – siedzi przy sprzęcie telewizyjnym, ma na sobie sweterek z kapturem i śliczne kolczyki. Podobno miała ironiczne po-czucie humoru. Był 29 marca 2012 roku, kiedy Teresa Karbownik po raz ostatni przechodziła przez przejście dla pie-szych na ulicy Skłodowskiej w Lubli-nie (Lubli-niedaleko mieści się siedziba TVP Lublin). Przechodziła tamtędy setki razy. Tamtego dnia zginęła potrącona przez samochód. Kierowca, który pro-wadził auto, miał dwadzieścia trzy lata i był dostawcą pizzy. Zamieścił nekrolog w „Kurierze Lubelskim”: „Jako spraw-ca tragedii, która wydarzyła się w dniu 29 marca 2012 roku na ulicy Skłodow-skiej, gdzie śmiercią tragiczną zginę-ła Pani Teresa Karbownik, wiedząc, że

44 Premiera pierwszej wer-sji spektaklu Nie nam lecieć na wyspy szczęśli-we odbyła się szczęśli-we wrześ-niu 1979 roku. „W 1979 r. do członków Tea-tru dotarło sporo no-wych tekstów z drugie-go obiegu, a wśród nich znalazły się utwory Osi-pa Mandelsztama w tłu-maczeniu Stanisława Barańczaka. Pod wzglę-dem literackim Nie nam lecieć na wyspy szczęś-liwe było spektaklem o wiele bardziej zróż-nicowanym niż Na-sza niedziela [poprzed-ni spektaklu Teatru Provisorium]. Proviso-rium wykorzystało teks-ty takich autorów jak O. Mandelsztam, F. Do-stojewski, S. Brzozow-ski, Cz. Miłosz oraz po raz pierwszy na większą skalę teksty własne”. Jan Piotr Szamryk, op. cit.

45 Janusz Opryński w 2011 roku wyjaśniał, że for-mą protestu była gło-dówka.

46 O sekwencji ze spekta-klu napisałam za: Teatr Provisorium 1975–1995…

47 Halina Potocka--Mathiasz, Do matek

w stanie wojennym, Kra-ków, 10 XI 2006.

słowa w takiej sytuacji nic nie zmie-nią, chciałem mimo wszystko wyrazić Jej Bliskim ogromne współczucie i żal.

Jest to również moja tragedia osobista, z którą będę żył do końca moich dni.

Z całego serca Państwa przepraszam”.

Było popołudnie, kiedy Andrzej Mathiasz wrzucił zdjęcie nekrologu na Facebooka. Wspomina żonę. Opi-suje ją jako pięknego, dobrego, mą-drego człowieka. Wierzy, że spotkają się w Nowym Yorku albo w Filadelfii.

Może oglądać jej zdjęcia i uśmiechnąć

się, widząc, że i ona się śmieje. Może też przeglądać ich wspólne produkcje, na przykład spektakle Teatru Projekt, które też znajdują się na YouTube. Tere-sa Karbownik zostawiła po sobie wiele wspomnień. Mathiasz przy zdjęciu ne-krologu umieścił napis: „Wybaczamy i współczujemy”…

2011/2012 Korzystałam z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Oddział w Lublinie –

IPN Lu 76/5; IPN Lu 23/269.

Fotografia wykonana podczas próby do spektaklu Nie nam lecieć na wyspy szczęśliwe. Od lewej:

Jacek Brzeziński, Sławomir Skop, Andrzej Mathiasz, Janusz Opryński, Jacek Łupina.

Ze zbiorów Elżbiety Skop.

W dokumencie Projekt okładki i strony tytułowej: (Stron 43-48)