Tomek wychowywał się na osiedlu Kruczkowskiego w dzielnicy Dziesią-ta w Lublinie – nie każdy mieszkaniec należał tu do partii i nie każdy po-pierał Jaruzelskiego. Chłopiec bawił się na podwórku, gdzie jeden sąsiad wyprowadzał na spacer Prona, a dru-gi Reagana. Pierwszy pies dostał imię jako wyraz pogardy dla Patriotycz-nego Ruchu Odrodzenia Narodowe-go, podporządkowanego Jaruzelskie-mu; w przypadku drugiego chodziło o niechęć do prezydenta USA. Pod-czas gdy Ronald Reagan dla jednych był bohaterem, bo w Białym Domu stawiał świeczkę „Solidarności”, są-siad Tomka nim gardził.
Zimą 1981/1982 w mieszkaniu Kitliń-skich unosił się aromat sernika. Maria piekła ciasto dla internowanych i po-dawała sąsiadce – pielęgniarce. Choć sama w pięćdziesiątym trzecim płaka-ła po Stalinie.
Tomasz Kitliński: – Wy wierzyli-ście w te plany stalinowskie. Tyś na-wet śpiewała.
Maria Kitlińska: – Sześcioletni plan, letni plan – nuci i dodaje: – Jak Sta-lin zmarł, był ogólny płacz i rozpacz.
W szkole akademia, straszne żale.
Mama była pewna, że Stalin będzie się smażył w piekle.
T. K.: – Z jednej strony babcia urzą-dzała akademie „na cześć”, jako nauczy-cielka musiała. Z drugiej chodziła do kościoła. Mama płakała, kiedy przecho-dziła przez plac Litewski, a ze szczeka-czek rozbrzmiewała żałobna muzyka.
Była młoda i zindoktrynowana.
M. K.: – Teraz wstyd się przyznać. – Uśmiecha się. – Ale nie potrzebowałam wiele czasu, aby zmienić zdanie.
– Mamo, robimy bandaże – rzucił To-mek, kiedy 13 grudnia 1981 roku jego oj-ciec, który miał dyżur w szpitalu, oznaj-mił, że jest wojna.
Maria pracowała w szpitalu wojsko-wym. Brakowało lekarzy. Na oddzia-le tylko trzech. Łóżek dwadzieścia.
Pracowała w wolne dni. Na przykład przez oficera, który czekał na kon-sultację neurologiczną. Na dodatko-wym dyżurze spędzała pół godziny, godzinę. Nieraz noc. Zwykle wraca-ła po 22. Ulice były puste. Tylko po obu stronach Kunickiego maszerowa-li ormowcy.
Maria Kitlińska: – Wyobrażasz so-bie, ile ludzi musiało być zatrudnionych, żeby obstawić miasto?
Za pieniądze z dodatkowych dyżurów kupiła synowi flanelową koszulę. Za ser-nik dostała od internowanego z „Soli-darności” karteczkę z podziękowaniem.
Tomek miał pewność, że stan wojenny to zapowiedź czegoś krwawego i po-twornego (rzeczywiście – byli zabici i internowani). Nastawiał się na tajne komplety. W szkole jednak wszystko wróciło do normy. Prawie. Przedtem miał lekcje polskiego z profesor Marią Barczentewicz, która czytała uczniom Trans-Atlantyk Gombrowicza czy
ese-je Miłosza.
Był ateistą zafascynowanym sztuką współczesną.
– Dla mnie sztuka była jak religia. Teraz coraz bardziej widzę Biblię jako dzieło literackie, bardziej ją czuję i coraz bar-dziej interesuję się religiami. Ale atei-zmami też – mówi. – Jako nastolatek przeżywałem bunt ateistyczny. Potem dochodziłem do tego, że ta wiara jest czymś ciekawym. Najpierw intelek-tualnie, potem pojawił się mistycyzm.
Teraz widzę ten dialog. Nie tylko mię-dzy człowiekiem a człowiekiem, ale – tak jak w filozofii zielonych – między człowiekiem a przyrodą, człowiekiem a rowerem, człowiekiem a Bogiem, tym, co niewidzialne. Ta sprawa religii była ważna w teatrach alternatywnych, któ-re z jednej strony były obrazoburcze, a z drugiej były to w dużym stopniu te-atry ludzi wierzących.
Na pierwszym roku studiów po raz drugi obejrzał Cudowną historię Gru-py Chwilowej. Został tłumaczem tego teatru.
Tomasz Kitliński: – To były niepo-wtarzalne przygody i rozmowy. Praca od śniadania do późnej nocy. Te osoby były twórcze, nieprzewidywalne, bar-dzo mi imponowały. Borowiec mówił, że jest to teatr życiem płacony. Wtedy w to powątpiewałem, ale rzeczywiście tak było. To nie tylko była decyzja este-tyczna, oni zdecydowali się na opozycję.
To, co mnie frapowało w tych ludziach teatru, to nastawienie na zmianę spo-łeczną. Byli antykomunistami. Wtedy
jeszcze mówiło się, że powstanie trzecia droga wobec tamtego systemu i wobec kapitalizmu. Mówiło się o samorząd-ności i solidaro samorząd-ności. Istniał bezpośredni związek ze światem pracy. Na przykład Tomek Pietrasiewicz116 chodził do
fa-bryk pomagać ludziom zakładać związ-ki zawodowe. Dlatego z jednej strony była sztuka postmodernistyczna (choć wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że nią była), z drugiej polityka. Działalność konspiracyjna, społecznikostwo. Nie chodziło o dojście do władzy, a pomoc pokrzywdzonym. Tak jak dziś robią to Ósemki w więzieniach czy Szymon Pie-trasiewicz117 dla mieszkańców lekce-ważonych dzielnic Lublina. To waż-ne: wyjście poza swój teatr i spotkanie z innym.
Wtedy Tomek rozmyślał o losie kra-ju. Kultura „Solidarności”, która jesz-cze na początku dawała powiew
wolno-116 Bohater reportażu Prochowiec.
117 Szymon Pietrasie-wicz – animator zja-wisk kulturalno-spo-łecznych, happener, kulturoznawca.
Zdjęcie z próby do spektaklu Cudowna historia. Na zdjęciu odlewy gipsowe głów członków teatru Grupa Chwilowa. Fot.
Mieczysław Sachadyn, Chatka Żaka 1983.
Ze zbiorów Mieczysława Sachadyna.
Jeden z gipsowych odlewów głów członków teatru Grupa Chwilowa w spektaklu Cudowna historia.
Fot. Marek Nawratowicz, 2005.
Z Archiwum TNN.
ści, zaczynała ograniczać się do jednego nurtu. Sprawy narodowej. „Żeby Polska była Polską”.
– Dlaczego tylko „Polską”? – zastanawia się dziś. Jest zdania, że kraj składa się z mniejszości: – Komunizm to tłamsił.
Ruch „Solidarności” też. Poprzez po-kazywanie jednego modelu bycia Po-lakiem. Poprzez katolicyzm jako ideę narodową.
W 1985 roku esbecy pacyfikowali środo-wisko gejowskie. Prowadzili aresztowa-nia. Zmuszali do podpisywania „karty homoseksualisty”. Grozili ujawnieniem.
Akcja „Hiacynt”, która dla niektórych była zakończeniem stanu wojennego, trwała aż do roku 1988.
W 2007 roku Tomasz Kitliński zasta-nawia się, w jakim stopniu Lublin jest gość-inny. Pisze:
Dziś wielokulturowość to pielęgnacja praw człowieka, kobiet, gejów, mniejszości naro-dowych i wykluczonych ekonomicznie. Skąd inspiracje? Na przełomie lat 70. i 80. kontr-kultura kwitła w Lublinie. Teatr alternatywny dostrzegł mniejszości, zainteresował się toż-samością żydowską w Polsce. Nawiązał kon-takt z żydowskimi twórczyniami teatru. Pod koniec lat 80. na Festiwalu Edynburskim Gru-pa Chwilowa zaprzyjaźniła się z izraelskim te-atrem Tmu-Na – reżyserki, tancerki i poetki Navy Zuckerman; „Gardzienice”118 współpra-cowały z zespołem Double Edge z Bostonu, prowadzonym przez reżyserkę Stacey Klein, zafascynowaną Brunonem Schulzem. Twór-cy teatru alternatywnego zagłębiali się w tra-dycję żydowską: Janusz Opryński z Teatrem Provisorium inspirował się nowym odczyta-niem tej tradycji przez Marię Janion, a także jej książką [napisaną wspólnie] z Marią Żmi-grodzką Odyseja wychowania. Grzegorz Lin-kowski z Grupy Chwilowej reżyserował filmy Marsz żywych i Wpisany w gwiazdę Dawida – Krzyż, o podwójnej tożsamości ks. profeso-ra Romualda Jakuba Weksleprofeso-ra-Waszkinela;
Jerzy Lużyński z tego samego teatru wpro-wadził do swej ekspozycji fotografie świątyń Rzeczypospolitej, obrazy synagog119. Tomasz Pietrasiewicz, także z Grupy Chwilowej, wraz z Witoldem Dąbrowskim ze Sceny 6 rozpo-czął działalność edukacyjną o wielokulturo-wości Lublina w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” w stałych konsultacjach z autory-tetem w dziedzinie kultury żydowskiej, profe-sor Moniką Adamczyk-Grabowską z UMCS.
W przedstawieniu Teatru NN Renata Dzie-dzic lirycznie śpiewała w jidysz pieśń Mój biały kwiat120.
PARTNER
W 2010 roku Jan Smoleński przeprowa-dza z Tomasz Kitlińskim wywiad dla
„Krytyki Politycznej”: – Czy te panie
118 Ośrodek Praktyk Tea-tralnych „Gardzienice”.
119 W latach 2000–2009 Fundacja Ochrony i Promocji Dóbr Kultu-ry NIKE, której preze-sem jest Jerzy Lużyń-ski, realizowała projekt
„Świątynie dawnej i obecnej Polski – świą-tynie łączące narody”.
Wystawa ukazywała tradycje polskiej tole-rancji religijnej, wie-lokulturowość Polski oraz chrześcijańskie korzenie naszej kultury narodowej. Opowiada-ła o źródOpowiada-łach tożsamo-ści kulturowej Euro-py. Dokumentowała współistnienie róż-nych narodów, religii i wyznań w historycz-nych granicach Polski, a także ich znaczenie i udział w tworzeniu polskiej kultury, http://
www.fundanike.nazwa.
pl/ (data dostępu: 5 X 2013).
120 http://www.hf.org.pl/
ao/index.php?id=657 (data dostępu: 5 X 2013)
Fragment notatki prasowej o duńskich wojażach Grupy Chwilowej.
tam, Nasi wśród światowych gwiazd, „Kurier Lubelski” z 12 VI 1985 r.
Z Archiwum Grupy Chwilowej.
sprzątaczki nie mają problemu z tym, że jesteś skamingautowanym gejem, le-wakiem, zielonym i w dodatku cykli-stą? – pyta.
Tomasz Kitliński: – Nie, wiedzą o tym wszystkim, bo uczestniczyłem w kampanii „Niech nas zobaczą”. Jestem
ich gejem. Wpisałem w swój program akceptację mniejszości i prawa kobiet.
Te panie widziały te ulotki i przekazu-ją je dalej. Może już wcześniej były ot-warte, a może to wspólna walka przeciw wyrzuceniu ich z uczelni zjednoczyła nas. Od czasu, gdy otrzymały pomoc
Ulotka reklamująca spektakl Cudowna historia Grupy Chwilowej.
Prezentacja przedstawienia miała miejsce podczas Tygodnia Teatru Europy Wschodniej w Londynie w 1989 roku.
Ze zbiorów Dariusza Galickiego, Archiwum Grupy Chwilowej.
od środowisk feministycznych, gejow-skich i lewicowych, wiedzą, że mogą li-czyć na tych ludzi121.
Kampania, o której mówi, ruszyła w 2003 roku. Poruszała kwestię gejów i lesbijek w Polsce. Karolina Breguła sfotografowała trzydzieści par gejów i lesbijek. Zdjęcia były w galeriach. Na billboardach, w mediach. W lutym roku 2010 wisiały w Akademickim Centrum Kultury UMCS „Chatka Żaka” w Lubli-nie. Na którejś fotografii Tomasz Kitliń-ski. Z Pawłem. W ramach kampanii ra-zem piszą książkę Miłość i demokracja.
Na portalu InnaStrona.pl krótka recen-zja: „To książka o miłości, seksie i polity-ce napisana przez parę. W partnerskiej, erotycznej i intelektualnej wspólnocie autorzy prowadzą przez mroki seksual-nego labiryntu polskiej współczesności i historii kultury”.
Tomek i Paweł są razem od siedemna-stu lat.
Krzysztof Borowiec: – Byłem u rodzi-ców Tomka na obiedzie. Ja, on i Paweł.
I wtedy przedstawił Pawła rodzicom, mówiąc, że to jego partner życiowy.
Tomasz Kitliński: – Ludzie teatru byli otwarci. Jak Ósemki i Ewa Wój-ciak. Do tej pory w Poznaniu włączają się w akcje społeczne. Parady równo-ści. W rozwój kultury LGBT. Jak właś-nie Krzysztof Borowiec, który pojechał na festiwal do Portugalii i kiedy hostel, gdzie teatry alternatywne nocowały, był już zamknięty, wdrapywał się po parapetach i nagle przez okno zobaczył stosunek gejowski. Opowiadał o tym bez homofobicznych komentarzy. Raz na dancingu poprosił czeskiego akto-ra do tańca. To wzbudziło pewne bul-wersacje. Ale nie jakieś homofoniczne wybuchy.