• Nie Znaleziono Wyników

Zastawa „cebulowa”

W dokumencie Projekt okładki i strony tytułowej: (Stron 21-31)

Kredens jest niewysoki. Stoi tuż za drzwiami mieszkania na poddaszu ka-mienicy znajdującej się opodal placu Zamkowego w Lublinie. Mieści talerze, kubki, inne przedmioty. Także zastawę

„cebulową”. W jej skład wchodzi spo-dek, średniej wielkości i przezroczysty.

Ma „cebulowy” nadruk i kilka, może kilkanaście lat. Kiedy Renia pierwszy raz z niego jadła, nie mogła wiedzieć, że fakt, iż teraz sama może go wyjąć i z powrotem włożyć do kredensu, pod-nieść i opuścić, będzie dla niej wielkim sukcesem. Nie mogła też wiedzieć, że komputer i Internet staną się dla niej namiastką kontaktu. Że tak będzie ro-bić zakupy, wyrażać myśli, mówić, cze-go chce, że tak będzie rozmawiać.

Dziś, kiedy siada w fotelu – wygod-nym i czarwygod-nym, stojącym naprzeciw-ko monitora – herbatę w kubku stawia po lewej stronie biurka. Kubek wydaje się ciężki, herbatę robią jej dzieci albo mąż. Coraz częściej parzy ją sama, już to potrafi.

Na biurku – za nim i na nim, przy łóżku – obok niego i przed nim, peł-no przedmiotów: słonie na szczęście, drewniany kot, anioły w postaci obraz-ków czy figurek. I zdjęcia. Z fotografii obok łóżka patrzy razem z mężem – ma na imię Grzegorz. Zdjęcie jest sprzed

kilku lat. Dokładnej daty, nawet roku, Renia nie pamięta, ale Grześ, jak o nim

mówi, ze swoją siwizną, stał się dla niej miarą czasu. I choć z czasem pamięć zaczęła jej wracać, to jeśli chodzi o fo-tografie, dat nadal nie musi pamiętać.

Wystarczy, że spojrzy na kolor brody męża i śmiało może powiedzieć, że było to kilka lat temu, kilkanaście – albo niedawno.

Renia patrzy też ze zdjęcia, które stoi obok łóżka. Nie jest już na nim student-ką, choć wygląda na dwadzieścia kilka lat, a w to, że może być po trzydziestce, trudno uwierzyć. Ma dziewczęcą urodę, luźny T-shirt i ciemne włosy uczesane tak, że odsłaniają czoło.

Dziś Renia, kiedy spogląda na foto-grafie i chce ocenić, z jakiego okresu po-chodzą, widzi nie tylko na zarost męża, ale też siebie – i wtedy może stwier-dzić, czy jakieś wydarzenie miało miej-sce przed, czy po „tamtym”. Zdjęcie, na którym ma na sobie T-shirt, na pewno jest wcześniejsze. Ona bez grzywki, a si-wizny w jego brodzie jeszcze niewiele.

Teraz Renia ma włosy ciemne, ścięte na kacapkę i nosi grzywkę, która przy-słania blizny. Kiedy wstanie (wstaje i siada sama), zdejmie okulary (zwykle je nosi i wtedy zasłania prawe oko), wy-prostuje prawą rękę, delikatnie poma-gając sobie lewą (od kilku dni jej się to udaje), a prawy kącik ust uniesie lewą

dłonią, widać, że jest piękna. Tak jak na dużej fotografii, która wisi na ścianie.

Renata Dziedzic-Rzepec- ka (ur. 1959)

Z wykształcenia inżynier zootechnik, z pasji aktor-ka teatrów alternatyw-nych, instruktor teatralny, animator kultury. Była aktorką Grupy Chwilowej i Teatru NN. Uczestni-czyła w przygotowaniu i realizacji projektów związanych z kulturą żydowską i ukraińską.

Pracowała w lubelskim oddziale „Gazety Wybor-czej”, Katolickim Radiu Plus i Kancelarii Prezy-denta Miasta Lublin.

Ze zbiorów Renaty Dziedzic-Rze-peckiej

Sceny ze spektaklu Cudowna historia.

Fot. Mieczysław Sachadyn.

Ze zbiorów Mieczysława Sachadyna.

Trudno uwierzyć, że to zdjęcie zrobio-no już po „tamtym”. Renia uśmiecha się właśnie w ten swój uroczy sposób i po-kazuje, jak do fotografii przytrzymywa-ła mięśnie twarzy. Tak, prawy kącik ust uniosła lewą dłonią. To, jak się śmieje ze zdjęcia, widać już w drzwiach mieszka-nia. Widać też mnóstwo książek.

– Pełno ich. – Rozglądam się.

Renia zaczyna mówić, ale na mojej twarzy chyba widać niepewność, może zmieszanie, bo Łukasz, jej dwudziesto-letni syn, podpowiada: – Mama mówi, że już nie dba o nie.

Kilka minut później zaczynam rozu-mieć, Renia mówi całkiem wyraźnie.

Na przykład kiedy pytam, którą książ-kę lubi. Jest ich naprawdę mnóstwo. Na półkach – przy ścianie i tej na górze.

Widzę Hrabala, Czechowa. Renia lubi Mistrza i Małgorzatę. Uwielbia też poe-zję Mandelsztama.

Dziś jest lekko po pięćdziesiątce.

Podpiera się laską. Wcześniej miesią-cami leżała, potem był chodzik, teraz ta laska. Od kiedy? Tego nie pamię-ta, dlatego przegląda swoje archiwal-ne e-maile. Bo nie tylko broda męża i jej uśmiech, ale i wirtualna skrzynka pocztowa mówi jej, co i kiedy się wy-darzyło. Laskę kupiła na Allegro, datę może sprawdzić w komputerze. Żeby zrobić zakupy, też nie musi wycho-dzić z domu. Mija kilka minut, Renia przegląda kolejne strony. Teraz czyta e-maile z maja ubiegłego roku. Dalej nie sprawdza, ale wiemy, że laskę na pewno ma już ponad rok.

Na monitorze komputera ma też ot-warty plik tekstowy. Pisać zaczęła nie-dawno. Najpierw prozę, potem wiersze.

Mówi, wyraźnie: – Mnie czasami coś gnębi. Wcześniej tylko myślałam, po-tem zaczęłam pisać. Dużo o Bogu i wie-rze, dobru i złu, śmierci i życiu.

Bywa, że kiedy pisze o śmierci, to na przykład o tym, że można się jej nie bać.

Że wszyscy czują przed nią lęk, póki nie mają jej za sobą. „Przeżyłam tzw. śmierć kliniczną, nic nie pamiętam, tylko ta niezwykła radość odczuwana jeszcze po odzyskaniu przytomności”.

Bywają dni, kiedy tematem dla Reni staje się sam Bóg. Jak wtedy, kiedy pi-sała, że miała w życiu ogromne szczęś-cie. Szczęście? Tak, szczęśszczęś-cie. Trafiła na ludzi, którzy uczyli ją o wielkości Boga, ale bez pogardy dla innych religii i wy-znań, pozwolili jej pokochać Boga bez szukania bezwzględnej prawdy. Pisała i o tym, że pomagali jej uwierzyć, bez naukowych argumentów, a z dziecięcą prostotą i ufnością.

… jednak nie jest proste odczytywanie JEGO słów, gdy inni wrzeszczą!

a kto szaleje, jak źle się dzieje?

a kto się cieszy, jak ludzi uciszy złym, okrutnym, w serce uderzeniem, niedostępnej miłości pragnieniem?

BÓG rękę wyciąga z troską nad nami, ale… chwycić ją musimy SAMI!

to wtedy słychać dobre słowa wędrującej do BOGA duszy wyraźne, mimo szalejącej burzy, pełne cudnie ciepłych nut grania, nabrzmiałe miłością i cudem oddania…

O pierwszym balu:

Kaszmiry, jedwabie i tiule Pachnące cudnie

Poukładane w zmysłowe wzory Rozpoczynają pierwszego walca Prawie bezgłośny, lekki krok Spojrzenia subtelnie powłóczyste.

Pierwszy taniec

Pierwszego balu, cudownego balu.

Pierwszy taniec – skromny i poważny Rozwiera wrota jasności kolorowej!

Już nigdy

Nie usłyszymy dziecięcego paplania…

Młodość zaszalała – uroczo, z energią!

Sceny ze spektaklu Cudowna historia.

Fot. Mieczysław Sachadyn.

Ze zbiorów Mieczysława Sachadyna.

I… ustawiła rodziców w kolejce Wiecznych oczekiwań.

Oto epoka

Ważnych kroków – nie tylko walca…

Decyzje o życiu zapadają wyważenie:

Jeszcze nieśmiało wypowiadane słowa, Już wkrótce będą budowały świat.

Ten pierwszy bal!

raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy, raz…

Pliki tekstowe Reni mogą zawierać już tysiące wierszy. Niektóre teksty popra-wia, uzupełnia. Bywają i takie, do któ-rych nie wraca. Pyta mnie, a może jed-nak samą siebie: – Ciekawe, czy któryś z tych tekstów może być interesujący?

– Ktoś czyta?

– Mój mąż.

– Ocenia?

– Czasem się zachwyca – mówi Renia, a na jej twarzy znów maluje się uśmiech.

Potem na chwilę urywa i dodaje: – On jest moim mężem i inaczej na to patrzy.

Kiedy mówi, słychać, że potrafi już pa-nować nad głosem, który na co dzień jest dość wysoki, ale kiedy Renia się postara, odzyskuje swój niski tembr, ten sam, który miała przedtem. Tak-że wtedy, kiedy była jeszcze studentką.

Teraz ćwiczy samogłoski i już potrafi wymówić je pełnymi ustami: „a”, „o”,

„u”. Rozchyla wargi i trenuje, aby mó-wić jeszcze wyraźniej. Wtedy te same samogłoski mogła ćwiczyć z innych po-wodów. Na przykład w związku z te-atrem – ale żeby rozwinąć ten temat, musimy się cofnąć.

Renia była studentką zootechni-ki. Kiedy miała niespełna dwadzieścia lat, pasjonowały ją zwierzęta dalekich krajów. Pamięta, że w Lublinie mówiło

się, iż będzie tu ZOO. Chociaż na zaję-cia chodziła rzadko – z genetyki miała mocną piątkę. Na wykładach bywała nieczęsto, bo zamiast na uczelnię szła do Chatki Żaka.

Próba do spektaklu Cudowna historia. W dzwonach zamiast serca znajdowały się gipsowe odlewy głów członków Grupy Chwilowej.

Fot. Mieczysław Sachadyn.

Ze zbiorów Mieczysława Sachadyna.

Mniej więcej wtedy, kiedy Telewizja Polska wyemitowała premierowy od-cinek serialu Kariera Nikodema Dyzmy, a w Warszawie odbyła się inauguracja Międzynarodowych Spotkań Teatral-nych, Renia poznała „mocną czwórkę”.

Była wiosna roku 1980.

„Mocna czwórka” – bo tak ją określa Renia – działała w teatrze. Nazywała się Grupa Chwilowa3. Razem ćwiczyli emi-sję głosu: „a”, „o”, „u”. „Mocną czwór-kę” Renia dobrze pamięta – w składzie, jaki zastała tuż przed przedstawienia-mi Martwa natura i Cudowna historia.

Kolejność jest przypadkowa. Przyjmij-my, że najpierw zetknęła się z Tomkiem Pietrasiewiczem4. Drugi niech będzie Krzysiek Borowiec, zwany „Borówą”

(reżyser Grupy)5, potem Jurek Lużyń-ski6 i wreszcie Bolek Wesołowski7, który, jak wspomina Renia, fantastycznie grał na gitarze i potrafił pociągnąć za sobą innych, kiedy brakowało im energii.

Kiedy Renia spotkała ich po raz pierwszy, siedzieli na materacach i rozmawiali.

Krzysztof Borowiec: – Ogłosiliśmy zapisy do teatru i do szóstki w Chatce Żaka weszła taka sierota – uśmiecha się, mówiąc o Reni – i została w Grupie.

Sala miała ściany i sufit pomalowane na czarno. Kiedy pojawiła się tam Re-nia, dyskutowali o życiu. Pierwsza, a po-tem kolejne rozmowy zaczynały się od błahostek – na przykład od tego, jak poznać kłamcę – kończyły się zaś na tematach poważnych – kto kłamie na świecie.

„Borówa” wspomina, jak Renia nogą w bolszewickim bucie rozgniatała pi-łeczki pingpongowe w spektaklu Mar-twa natura. Ona nie może sobie tego przypomnieć, za to pamięta, że były próby. Nawet kilkunastogodzinne. Za-myka oczy, widzi tamtą salę. Tak, sufit też był czarny. Wie też, że potem do

„mocnej czwórki” dołączył Jurek Rarot8.

Albo to, że kiedy ona trafiła do teatru, zajrzała tam też Eda Ostrowska. Eda, teraz poetka, zakochana w poezji ab-solutnie. Eda, która czasem wpada do Reni i czyta wiersze. Albo rozmawiają o dzieciach, bo Eda ma syna w wieku Agi – córki Reni.

Aga jest najmłodsza. Dzieci Renia ma troje. Cała ich piątka jest na zdjęciu tuż przy łóżku, obok fotografii, z której Re-nia patrzy razem z mężem. Na tamtym zdjęciu dzieci były jeszcze dziećmi, te-raz mają 25, 20 i 16 lat, choć dla Reni ta najmłodsza ma 15 – 25, 20 i 15, tak liczby wyglądają lepiej.

Renia pamięta, że zdjęcie, na któ-rym dzieci są dziećmi (dla matki będą nimi zawsze), robił profesjonalny foto-graf. Jest pewna, że na Starym Mieście w Lublinie. Nosiła jeszcze długie włosy.

Na zdjęciu ma śmiejące się oczy i zdro-wą cerę. – To było wtedy, kiedy kręcili film o Żydach – mówi. – Tylko Grze-gorz i Aga dostali rolę. Łukasz! – woła syna, który siedzi w sąsiednim pokoju.

– Na pewno mój mąż pamięta. Może Łukasz…

– Nie pamiętam – Łukasz kręci tylko głową i dodaje: – Ale to był film o II wojnie. Można sprawdzić, bo grał tam Martin Landau…

Martin Landau miał już na koncie Oscara, kiedy u jego boku zagrał mąż Reni. Był rok 2004, a w Lublinie stwo-rzono polsko-brytyjską koproduk-cję The Aryan Couple (Aryjska para).

Film był thrillerem opartym na faktach.

Tłem – Holocaust węgierskich Żydów w 1944 roku. Grzegorz Rzepecki grał Żyda.

– Od znajomych dowiedzieliśmy się, że będą potrzebni statyści. A nasze cór-ki chciały zobaczyć, jak wygląda plan filmowy, więc poszły na casting. A ja z żoną razem z nimi, dla towarzystwa.

Okazało się, że zakwalifikowała się młodsza córka i… ja, bo jako brodacz

3 Teatr alternatyw-ny w Lublinie założo-ny w 1975 roku jako ka-baret Nazwać (Grupa Chwilowa). Początko-wo działał przy Chat-ce Żaka w Lublinie. Po sukcesie dwóch pierw-szych programów – Gdzie postawić przeci-nek. Obrazki oraz Pieśni nagminne – wieczór au-torski Witalisa Romeyko – nagrodach na

Festiwa-lu Teatrów Debiutują-cych „Start 75” w Opolu i FAM-ie Grupa rozsze-rzyła skład i rozpoczęła prace nad swoim pierw-szym spektaklem tea-tralnym. W 1976 roku, na pierwsze Konfron-tacje Młodego Tea-tru w Lublinie, Grupa Chwilowa przygotowa-ła Scenariusz. Kolej-ne premiery to Pokaz (1977), Lepsza przemia-na materii (1978), Mar-twa natura (1980) i Cu-downa historia (1983).

Teatr prezentował swo-je spektakle na festiwa-lach w Polsce i za grani-cą, m.in. we Włoszech, Francji, w Niemczech, Portugalii, Danii, Nor-wegii, Szwecji, Czecho-słowacji, Wielkiej Bry-tanii oraz Izraelu.

4 Tomasz Pietrasiewicz – bohater reportażu Pro-chowiec.

5 Krzysztof Borowiec – bohater reportażu ZO-MO najmocniej bije bra-wo.

6 Jerzy Lużyński – aktor Grupy Chwilowej.

7 Bolesław Wesołowski – współzałożyciel Grupy Chwilowej.

8 Jerzy Rarot – studiował wtedy na Wydziale Pra-wa UMCS i występoPra-wał w Teatrze Grupa Chwi-lowa. Później aktor w Teatrze NN. W 1993 roku ukończył aplika-cję notarialną. Obec-nie prowadzi prywat-ną kancelarię notarialprywat-ną w Krasnymstawie.

jestem trochę podobny do Żyda – opo-wiadał „Kurierowi Lubelskiemu”9 pan Grzegorz, który wówczas uważał, że sama praca statysty nie należy do naj-ciekawszych. – Dużo czekania – tłuma-czył w rozmowie z dziennikiem. Czekać było warto dla kilku momentów, choć-by takich jak ten, o którym opowiedział gazecie dalej: – W scenie odlotu z oku-powanych Węgier, kręconej w Radawcu, maszyna stała oczywiście na ziemi, a jej wstrząsy i drgania imitowali mężczyź-ni stojący na obu skrzydłach i rytmicz-nie się poruszający. Miło wspominam to doświadczenie, mogę w końcu po-wiedzieć, że zagrałem u boku Landaua, laureata Oscara. A moja córka zarobiła wtedy pierwsze pieniądze, które zain-westowała w wieżę stereo.

Ta sama wieża stereo być może dalej stoi w pokoju Agi w ich mieszkaniu. Na pew-no jest tam komputer, z którego Renia pisała do mnie e-maile. Nie wiedziałam jeszcze, jak Renia wygląda, jak mówi, jak się porusza, że pisze. Wtedy „użytkow-nik renia napisał”: „Zacznę najnatural-niej – od ostatnich moich lat, bo one decydowały o tym, co dalej i co było…

Moja pamięć funkcjonuje na własnych prawach. Kilka lat temu zabolała mnie głowa”. Dalej Renia opisuje swój ból jako oszałamiający, zatrzymujący myślenie.

Jest istotnym wspomnieniem. Choć ból i to, co się stało, pamięta dobrze, to już okres bezpośrednio przedtem – znacz-nie gorzej. Żyli normalznacz-nie: Renia, mąż, dzieci. Rodzice chodzili do pracy, dzie-ci do szkoły. Pamięta tyle, że pracowa-ła w Urzędzie Miasta Lublin i zajmo-wała się kulturą. Do tej pory ma tam przyjaciółkę Małgosię. Bywa, że wpada do Reni na herbatę. Renia pamięta też, że miała jakieś plany. Wie, że podobno szef czekał na jej powrót. Tak było tuż przed „tamtym”, czyli przed ostatnim dniem grudnia 2005. Miała czterdzie-ści pięć lat.

Zaplanowali sobie tamten dzień. Re-nia i Grzegorz. Był Sylwester, więc za-planowali na pewno. Wyjść na bal, do znajomych albo zostać w domu i razem wypić szampana. Nie zdążyli. Renię za-bolała głowa. Wzięła tabletki, położyła się. Obudziła się na podłodze łazienki.

– Boże, pomocy! – tyle zdołała wyjęczeć.

Strona informatora Grupy Chwilowej zawierającego informacje o historii teatru, a także recenzje teatralne.

Z Archiwum Grupy Chwilowej.

9 http://www.archiwum.

kurierlubelski.pl/modu- le-dzial-printpub-tid-9--pid-55628.html (data

dostępu: 30.04.2013).

Mąż złapał telefon i zadzwonił na pogo-towie. Chwilę potem był lekarz, później szpital i operacja. Renia doznała rozle-głego wylewu krwi do mózgu. Lekarze

mówili, że pacjentka albo umrze, albo przeżyje, ale z możliwymi konsekwen-cjami – całkowity paraliż albo bezpod-stawna agresja – bicie, krzyki.

Jak przez mgłę Renia pamięta jesz-cze szpital i ból zatrzymujący myślenie.

Potem powoli odzyskiwała przytom-ność, jeszcze wolniej pamięć. Pierwsze wspomnienia powracały przez blisko pół roku, ale proces trwa do dziś. Na początku nie pamiętała tego, kim jest i jak się nazywa. Nikt nie przypominał jej o Bogu.

– Dostałam szansę. Z Bogiem i Duchem Świętym – mówi teraz.

Gdy otrzymała pierwszą, trzydniową przepustkę ze szpitala, mężczyznę, któ-ry siedział codziennie obok niej i miał przemiły uśmiech, spytała: – Przepra-szam, kim pan jest? Dlaczego poświę-ca mi pan tyle czasu? – Potem pytała o to wiele razy.

Na to on się uśmiechał i tłumaczył, że jest jej mężem.

Musiało upłynąć trochę czasu, nim to zrozumiała (teraz jest tego pewna).

Przez kolejne dni i tygodnie przypomi-nała sobie swoje dzieci, swoją ukochaną trójcę, bo tak o nich mówi.

Grzegorz ma wielkie serce, ciepły uśmiech, wyobraźnię i inteligencję. Kie-dy za niego wyszła, wiedziała, że nie musi obawiać się życia.

Wcześniej jednak był Krzyś. Nie, Krzyś nie był mężem, narzeczonym ani chłopakiem. Ani synem. Renia jeszcze nie miała dzieci. Mówimy o czasie, kie-dy jeszcze sama była dzieckiem. Lata 60. – Krzysia wymyśliła Alina Stanow-ska. Był teatrzykiem – wspomina Re-nia. Był to teatrzyk kukiełkowy, a lalki i scenografię robiły dzieci, prawie sa-modzielnie. Ostateczny kształt nada-wała pani Alinka. Wspaniała kobieta, która pięknie i często się śmiała. Tak ją pamięta Renia, która miała wtedy sie-dem lat i grała Wesołą Ludwikę, śpie-wając: „Jestem Wesoła Ludwika, tańczę leciutko walczyka”, kiedy miły pan grał na pianinie.

Kilka lat później pojawił się teatr osiedlowy, a potem młodzieżowy. Była w liceum, połknęła bakcyla żeglarstwa.

Jeździła na rejsy. Była już aktorką Gru-py Chwilowej, gdy autokarem, potem zaś volkswagenem zjeździła Europę. Pa-mięta, że z teatrem odwiedziła na przy-kład Szwajcarię, z którą kojarzy kawę w maleńkich filiżankach. Aromatycz-ną i mocAromatycz-ną, o słodkawo-ostrym sma-ku i zapachu, który potem towarzyszył jeszcze przez wiele godzin. Kawiarnie były w Genewie, a Renia kawę piła z ak-torami Grupy Chwilowej i Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, który osiadł w Neapolu10.

Pisarz spotkał się z Grupą Chwilową na emigracji, to Renia pamięta. No i to, że słuchał ich w skupieniu i mówił sza-lenie inteligentnie, z emfazą. Głos miał raczej niski, z leciutką chrypką, wesoły.

Herling był na pewno. Ale czy w Szwajcarii? Relacje są trochę sprzecz-ne. Kawa w Genewie to jedna wersja, ta Reni. Druga jest Krzysztofa Borowca, reżysera Grupy Chwilowej. Przyjmijmy jednak, że obie są prawdziwe, bo Renia

10 Gustaw Herling-Gru-dziński (1919–2000) – pisarz, eseista, krytyk literacki, dziennikarz, żołnierz. Więziony w łagrach i obozach NKWD. Przez pięć lat przebywał w kolejnych więzieniach. Następnie trafił do łagru w Jerce-wie (potem napisał In-ny świat), przyłączył się do armii gen. Ander-sa i walczył pod Monte Cassino. Po wojnie pra-cował dla Radia Wol-na Europa, poślubił Li-dię, córkę Benedetto Crocego, a w pięćdzie-siątym piątym osiadł w Neapolu.

Spotkanie aktorów Grupy Chwilowej z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, Neapol 1984.

Ze zbiorów Krzysztofa Borowca.

po opowieści o spacerach z Herlingiem po Genewie dodaje, że Grupa Chwilowa miała też inne spotkanie z pisarzem. Ale gdzie i kiedy – tutaj pamięć już ją zawo-dzi. Może gdzieś głęboko w pamięci ma spotkanie, o którym mówi Borowiec – w Neapolu? Podobnie może być z Suche-dniowem, gdzie miała – tego jest pewny

„Borówa” – razem z nim robić zdjęcia.

Ona Suchedniowa teraz nie pamięta. To czarna plama, tak mówi, czarna plama bez najmniejszej nitki. Nawet sprawdze-nie w Internecie tego sprawdze-nie zmienia. Za-gląda raz jeszcze. Nie, dalej nie pamięta.

Pamięta za to Borowiec – także i to, że była kawiarnia. Kawa też, ale w Neapolu:

wcześniej „Borówa” przepisał numer te-lefonu z „Kultury” wydawanej w Paryżu.

Jeszcze przed wyjazdem teatru, był rok 1984. Numer wykręcał już momencie,

kiedy Grupa Chwilowa wracała z Pa-lermo. Powiedział do słuchawki: – Je-dziemy przez Neapol. Chcielibyśmy się z panem spotkać.

Gustaw Herling-Grudziński się zgo-dził. W Neapolu aktorzy kupili róże.

Ten, nie ten. Ten, nie ten. Może tam-ten? Ela Bojanowska11, aktorka Grupy Chwilowej, krzyknęła: – Słuchajcie, to chyba ten.

Jakiś mężczyzna niósł plastikową siatkę.

Borowiec machnął ręką: – Ela, za-pierdalaj, to on!

Siatka zasłaniała książki. Pisarz niósł je dla Grupy.

Pili kawę z maleńkich filiżanek

Pili kawę z maleńkich filiżanek

W dokumencie Projekt okładki i strony tytułowej: (Stron 21-31)