• Nie Znaleziono Wyników

pansemantyczność i (nie)szablonowy bohater elitarnej(?) liberatury

W dokumencie Liberackość dzieła literackiego (Stron 135-140)

Patrząc na kolejne tezy Żuchowskiego, trzeba przyznać, że słusznie dostrzega on, iż liberatura – w przeciwieństwie do komiksu – może sięgać też po inne niż papier tworzywa. Jednak zupełnie bezzasadnie badacz dopatruje się w takich za-biegach „nobilitacji”. Istotne – i skądinąd wynikające z sugerowanej przez autora

245 Zob. Jerzy Ziomek, Powinowactwa przez fabułę, [w:] idem, Powinowactwa literatury.

Studia i szkice, Warszawa 1980. Kategoria powinowactwa przez fabułę pozwala mówić również

o bliskości komiksu i filmu. Ten zaś w badaniach komiksologicznych jest drugim – obok literatury – głównym punktem odniesienia.

246 Zewnętrzne kodeksy Oka-leczenia opisuje on jako „białe”, zupełnie jakby nie dostrzegł całej części historii, która jest w nich opowiedziana na kartach czarnych współtworzących te części książki. A w tych właśnie miejscach w Oka-leczeniu to nie słowo pełni funkcję narracyjną.

charakterystyki – jest tu nie tyle to, że jedni z artystów wykorzystują większą róż-norodność mediów, lecz fakt, iż autorzy związani z literaturą totalną, sięgając po kolejne tworzywa, angażują je w proces tekstowej semiozy w sposób analogiczny do tego, w jaki twórcy komiksów wykorzystują wyłącznie obraz.

Stąd (o czym będę też pisać szerzej w dalszej części rozdziału) zapropo-nowane przez Wojciecha Birka pojęcie pansemantyczności (nad wyraz bliskie jedności ikono-lingwistycznej) wydaje się nawet lepsze niż ten ostatni termin do charakteryzowania dzieł literatury totalnej. Pozwala bowiem opisać typo-wą dla tych utworów sytuację, w której znaczą wszelkie możliwe kody i ele-menty utworu (nie zaś wyłącznie eleele-menty ikoniczne i lingwistyczne). Zaś to, czy takie „pansemiotyczne” teksty są – jak sugeruje Żuchowski – lepsze, czy „cieszą się większą estymą” zależy nie tyle od użytego medium, co od sensow-ności sfunkcjonalizowania takiego, a nie innego jego zastosowania248.

W obliczu starań Fajfera i Bazarnik o popularyzację dzieł liberackich, w kontekście coraz większych nakładów wydawanych w serii Liberatura tomów (nie mówiąc już o wznowieniach249) trudno też tak łatwo zgodzić się z tezą, że liberatura funkcjonuje w obiegu elitarnym. Choć pewnie przez część odbiorców nadal bywa postrzegana jako praktyka eksperymentalna, mniej lub bardziej liberacki charakter szeroko dostępnych publikacji współczesnych (o których będę pisać dalej) pokazuje, że od (początkowej) elitarności literatu-ra totalna coliteratu-raz silniej się oddala. Podobnie jak komiks walczyła o swoje miej-sce w świadomości krytyków i czytelników250, i – jak on – chyba je znalazła.

Trudno też przyznać, by formułowane przez Żuchowskiego tezy dotyczące bohatera komiksowego (do których prowadzi go refleksja o autorze) były istotne. Rzeczywiście, sposób konstruowania postaci może odróżniać komiks od libera-tury. Batman, Superman czy inni bohaterowie-ikony kolejnych serii (o których

248 Trzeba też dodać, że istnieją przecież komiksy nie-papierowe: tzw. komiksy sieciowe (inne spotykane określenia to: komiks internetowy lub webkomiks). Co istotne – owa sieciowość (wkroczenie w przestrzeń nowego medium) najczęściej nie jest tu semantycznie nośna. Komiksy te zazwyczaj pozostają komiksami, fabułami opowiedzianymi obrazem (uzupełnionym, lecz rzadko w twórczy sposób, o animację i dźwięk), w których wiele elementów dopowiada występujące w róż-nych postaciach słowo. Usieciowienie jest tu kwestią upowszechnienia, zmiany kanału dystrybu-cji, typowego dla współczesności przenoszenia tekstów z jednego medium do drugiego bez zmiany ich jakości (najczęściej w celu archiwizacji), owocem remediacji. Nierzadko nawet w przypadku komiksów niemających swoich papierowych odpowiedników nowe medium – jak dotąd – nie jest raczej twórczo wykorzystywane, co owocuje brakiem różnic między komiksem papierowym i inter-netowym i – tym samym – wątpliwą sensownością wyraźnego rozgraniczania tych form. Podobnie uważa Robert Wyrzykowski (Robert Wyrzykowski, Internetowość komiksu internetowego, http:// esensja.pl/magazyn/2007/08/iso/09_30.html [dostęp 20.07.2011]), stwierdzający wprost: „webko-miks z pewnością nie jest oddzielnym gatunkiem ko„webko-miksu” (ibidem). Innego zdania jest Paulina Potrykus-Woźniak, badaczka nie podaje jednak przekonujących argumentów (por. Paulina Po-trykus-Woźniak, hasło ‘komiks internetowy’, [w:] eadem, Słownik nowych gatunków i zjawisk

literackich, Warszawa 2011, s. 89–91).

249 W 2009 r. ukazało się drugie wydanie Spoglądając przez ozonową dziurę Fajfera.

250 Znamienne może, że rok 2010 przyniósł jubileuszowy tom Komiks a komiksologia pod-sumowujący dziesięcioletnią pracę komiksologów współpracujących z organizowanymi w Łodzi Sympozjami Komiksologicznymi oraz – również wydany z okazji okrągłej, dziesięcioletniej roczni-cy – tom Liberatura czyli literatura totalna.

Żuchowski pisze jako o tych, którzy „przeżyli” swoich autorów) są – jak podsumo-wuje Krzysztof Toeplitz – „rodzajem ideogramów, reprezentujących niezmienne ludzkie postawy, niezmienne pytania egzystencjalne, niezmienne wartości”251. Nie podlegają metamorfozom, nie dojrzewają, nie przechodzą kryzysów. Są inni niż bohaterowie literaccy – bardziej szablonowi, typowi i nie niebanalni. Z kolei postaci pojawiające się na (niekoniecznie) kartach liberatury nie muszą dać się zidentyfikować na pierwszy rzut oka. Nie są (i nie mogą być) elementem kon-wencji, gdyż literatura totalna się jej przecież sprzeciwia.

A zatem – choć sugerowane przez Żuchowskiego różnice wydają się bła-he, zastanowienie się nad nimi może prowadzić w kierunku rozważań już nie całkiem banalnych: a mianowicie stosunku porównywanych przez autora form do konwencji. Kwestii tej jednak młody badacz nie porusza252, ja zaś (uznając ją za kluczową dla całego tego rozdziału) wrócę do niej później, znacząco ten temat rozwijając. Tu poprzestać muszę na stwierdzeniu, iż dywagacje badacza o liberackich oraz komiksowych autorach i bohaterach niewiele wnoszą.

3.4. „Myślenie stroną” i „myślenie książką”, czyli kilka

słów o metakadrze

Czas odnieść się do wskazywanych przez Żuchowskiego podobieństw. Na pewno dopowiedzenia wymaga kwestia łączącego twórców komiksu i litera-tury totalnej myślenia metakadrowego, patrzenia na stronę jako jednostkę kompozycyjną. Rzeczywiście, liberaci nieraz „myślą stroną”. Jednak przede wszystkim, jak powtarzał po wielokroć Fajfer, liberatura to „myślenie książ-ką” i to ono jest tu kategorią najistotniejszą. Wyłamanie się konwencji patrze-nia na pojedynczą kartkę jako uschematyzowaną przestrzeń zapisu to krok liberacki, dostrzeżenie w niej skomponowanej wizualnie całostki, która (wła-śnie jako tak zaprojektowana) może znaczyć – również. Niemniej – pozostaje pytanie o to, czy twórcy komiksu idą krok dalej i myślą też książką. Czy też podobieństwo ogranicza się do – kluczowego chyba dla ujęcia Żuchowskiego – otwarcia na wielolinearność opowieści, symultaniczność zapisu nierespektu-jącego konwencjonalnego porządku aranżacji strony253?

251 K. T. Toeplitz, Sztuka komiksu..., s. 80. Por. też m.in. Jerzy Szyłak, Komiks, Kraków 2000.

252 Chciałabym podkreślić, że w gruncie rzeczy skupia się on wyłącznie na opisie sytuacji, w której bohater staje się ikoną serii i – zdaniem Żuchowskiego – urasta do rangi osoby istotniej-szej dla odbiorcy niż autor.

253 Dwa akapity, które autor poświęca omawianemu tu zagadnieniu są dość enigmatyczne. Nie-mniej, zdaje się, iż tak należałoby rozumieć myśl zawartą w słowach: „Zasługą «metakadru» jest więc to, że komiks bezdyskusyjnie zaliczany jest do gatunków sztuki, które posiadają zdolność symulta-nicznego prezentowania wydarzeń. A jak pamiętamy z lektury teoretycznoliterackich tekstów owa – zatracona na rzecz lektury linearnej – symultaniczność na kartach «odrodzonej literatury» byłaby wielce pożądana. Podporządkowanie wszystkich zgromadzonych na stronicy elementów przedstawia-nia (znaków ikonicznych i lingwistycznych) w celu spotęgowaprzedstawia-nia zamierzonego przez autora znacze-nia – tak w komiksie, jak i w liberackiej książce – prowadzi do «metakadru»” (J. Żuchowski, s. 152).

Sądzę, że o ile liberat „myśli książką”, twórca komiksu – co najwyżej me-takadrem lub historią. Jerzy Szyłak – zwracając uwagę, że niesłuszne jest bagatelizowanie istnienia dzieła w formie książki i oddzielanie (w konsekwen-cji) jego analiz od namysłu nad formą, w jakiej są przekazywane (istniejącym w kulturze obiektem) – przyznaje, że w przypadku komiksu książka to jed-nak obiekt „spełniający funkcje użytkowe – podobnie jak łyżka, grzebień czy krzesło”254. Zatem, twórcom tej formy obce jest typowe dla liberatów myśle-nie o materii i kształcie tomu niczym o środku przekazu, elemencie istotnym przy budowaniu sensu dzieła, składniku utworu o potencji znaczeniotwórczej. Co, oczywiście, nie przeczy – sygnalizowanemu przez Żuchowskiego – podo-bieństwu w odrzuceniu klasycznego pojmowania wartości pojedynczej strony. Sprawia jednak, że analogia ta jawi się jako mniej istotna.

3.5. Na manowcach autopromocji lub o zamkniętych

kręgach wtajemniczonych

Więcej racji ma Żuchowski w swoim omówieniu podobieństw dotyczących „metod autopromocji”255. Rzeczywiście, zarówno komiks, jak i liberatura mu-siały się postarać, by teoretycy i „zwykli” czytelnicy poświęcili im trochę uwagi. W obu przypadkach, dążąc do tego, by ich zauważono, twórcy próbowali wska-zywać na swoich poprzedników w odległej tradycji. Zakorzenienie w niej miało nobilitować, pokazywać, że ich dzieła nie są żadnymi dziwacznymi tworami, wybrykami sztuki czy wręcz cudakami niedającymi się rozpatrywać w kate-goriach estetycznych. Miało uprawomocnić wpisywanie ich w obręb działań artystycznych (przy czym komiks dopraszał się o nazywanie go w ogóle sztuką, liberatura zaś nie chciała być wyrzucana poza marginesy literatury).

Jednak nie sądzę, by Żuchowski miał rację, stwierdzając, że w przypadku liberatury takie poszukiwania są uprawomocnione, że tylko w odniesieniu do komiksu są pewnym nadużyciem. I może istotne jest tu też podkreślenie, że o ile wśród badaczy drugiej z przywołanych form możemy wyróżnić i takich, którzy szukają owych antenatów w możliwie dalekiej przeszłości (np. Andrzej Banach), jak i takich, którzy owemu szerokiemu ujęciu nie są zbyt przychylni (np. Jerzy Szyłak), to wśród zajmujących się liberaturą trudno byłoby wska-zać tych, którzy zaliczą do niej wyłącznie twórczość powstałą po roku 1999. I ja skupiam się na szukaniu liberackości tekstów powstałych przed XXI w. 254 J. Szyłak, Poetyka komiksu..., s. 154. Por. też cały rozdział Okładki i odbiorcy. Komiks

jako książka, ibidem, s. 154–157. Szyłak wskazuje wyłącznie okładkę jako element mogący się

wy-różniać. Zauważa również – co urzekłoby liberatów i co wymaga (choć marginalnego) przywołania w tej pracy – że ci, którzy badają „język artystyczny” pomijają zupełnie kwestie jego zapisu – zaj-mują się „przekazem, który nie zmienia się w zależności od sposobu wydania” (s. 155), zaś badacze książek zastanawiają się nad konkretnymi publikacjami. Teoretycy i czytelnicy liberatury winni stawiać pytania podobne jak ci ostatni.

Pozornie nic w tym złego, bowiem na pierwszy rzut oka liberatura, rzeczywi-ście, wydaje się terminem zdolnym objąć całą historię sztuki słowa. Jednak – zwłaszcza gdy mowa o nobilitowaniu literatury totalnej na drodze podkreśla-nia jej związku z tradycją – niezwykle ważne wydaje się odejście od mówiepodkreśla-nia o liberaturze na rzecz rozważań o liberackości.

Jak już zaznaczałam, takie ujęcie pozwala określać stopnień nasycenia ową cechą utworów pochodzących z różnych epok, odnosząc je do wzorca, pro-totypu za jaki – sugerując się tezami Bazarnik – przyjmuję Oka-leczenie. Zaś niebezpieczeństwo szukania liberatury wszędzie tkwi w tym, że określa się tym mianem zarówno teksty od wzorca bardzo odległe, jak i nad wyraz mu bli-skie. Sam termin bywa nieraz „naciągany”, co w połączeniu z usilnym poszuki-waniem przykładów literatury totalnej wśród arcydzieł prowadzi do sytuacji, w której wprowadzone przez Fajfera pojęcie staje się wytrychem do mówienia o ogromnej grupie tekstów, w dużej części dość grafomańskich, nobilitowanych przez rzekome podobieństwo do arcydzieł. A taki „termin-worek” musi być od-rzucony przez tych, którzy choć odrobinę krytycznie patrzą na pojawiające się nowe propozycje teoretyczne256.

I tak, choć jestem zwolenniczką poszukiwania liberackości, i choć uwa-żam postulowane w tej książce spojrzenie na historię sztuki słowa i literackiej komunikacji za zasadne, słuszne i użyteczne, raczej przeciwna jestem Fajfe-rowskim zapędom dostrzegania arcydzieł liberatury wszędzie. Prowadzi to nie tyle do nobilitacji literatury totalnej, co raczej ją ośmiesza. Przeciwna jestem też bezmyślnemu nieraz powtarzaniu przez teoretyków, że coś jest liberackie, bez zastanowienia się nad tym „dlaczego”. Część moich rozważań (m.in. ten rozdział) poświęcona jest przecież właśnie pokazaniu, że choć „koń jaki jest, każdy widzi”, niemniej nie wszystko, co do liberatury podobne (i co Fajfer czy Bazarnik jako taką przedstawiają) w istocie musi nią być.

Podobnie sceptyczne podejście do zbyt drobiazgowego poszukiwania ante-natów w przypadku komiksu reprezentuje Toeplitz. Pisze on o błędzie często popełnianym przez pasjonatów komiksu (również teoretyków), którzy „poszu-kując możliwie najdostojniejszych antenatów dla tej sztuki, skłonni są powo-ływać się na kolumnę Trajana, dywan z Bayeux lub cykl dziesięciu gobelinów, obrazujących żywot Aleksandra Wielkiego”257. Badacz zwraca uwagę na istotę problemu – takie rozszerzanie granic pojęcia oddala nas od zrozumienia jego istoty. Identycznie jest, jak sądzę, w przypadku liberatury.

Powiem więcej, sygnalizowane przez Żuchowskiego podobieństwo pro-wadzi ku jeszcze jednej konstatacji. Środowiska komiksologów i liberaturo-znawców (?) są raczej zamknięte i rozproszone, lokują się też na peryferiach teoretycznoliterackich. W konsekwencji ich przedstawiciele komunikują się głów-nie sami ze sobą. W takiej sytuacji, nawet gdy pojawiają się głosy wyważone,

256 Okazuje się bowiem np., że każda, nawet najmniejsza ingerencja w kształt typograficzny dzieła czyni je stuprocentową liberaturą. A przecież – jak pokażę na przykładzie analizy druku funkcjonalnego w kontekście literatury totalnej – jeśli nie zadamy pytania o cel tych innowacji, trop taki może prowadzić nie tyle ku liberaturze, co na manowce.

przyczyniające się do rozwoju formułowanych teorii czy mogące inspirować dyskusje w szerszych kręgach, takie związanie z wiecznie tą samą grupą od-biorców hamuje dynamiczny rozwój refleksji i w efekcie doprowadza do jej zu-bożenia. Co więcej – jeśli terminy takie jak komiks czy liberatura mają stać się użyteczne – nie potrzebują wcale „promocji”258, lecz sprawdzenia, czy są w stanie spełniać przypisywane im funkcje. Winny być używane, testowane w naukowych dyskusjach. W tym akurat zbytnie promowanie (którego nie po-trzebowały chyba określenia takie, jak choćby przekaz intersemiotyczny, gatu-nek politypiczny czy – modne ostatnio – remediacja lub konwergencja) może im nieraz zaszkodzić.

3.6. Właściwy początek: jedność ikono-lingwistyczna

W dokumencie Liberackość dzieła literackiego (Stron 135-140)

Outline

Powiązane dokumenty