• Nie Znaleziono Wyników

ALFREDA NASTĘPCY

49. Pierwsza wyprawa krzyżowa. 1096

¿^Nareszcie rzeczywista w ypraw a krzyżowa dobrze spraw iona przy­ s z ła do skutk u. N a jej czele stanęli k s ią ż ę ta : G o tfr y d de B o u illo n

książę Niższej L o ta r y n g ii ; B a ld w in i E ustacłiiusz jego b r a c ia ; R a j ­ m u n d , h rab ia T u lu z y ; B o e m u n d , ksią żę T a r e n t u ; szlachetny T a n - k r e d , jego k u zyn; R o b e r t, h ra b ia normandzki syn k ró la angielskiego ;

R o b e r t, h rab ia F l a n d r y i , k tó r y już ja k o pielgrzym był w Jerozolim ie;

H u g o n, h r a b i a z Y erm a n d o is, b ra t k róla francuzkiego F i l i p a ; Ste­ f a n , h rab ia Blois i C h a r t r e s , k tóry t a k był b o g aty m , że o nim mó­ wiono, iż tyle ma grodów, ile dni w ro k u ;) s z la c h e tn y rycerz W a lte r

od wieży w L im o g e s , z swym wiernym lwem , który go nigdy nie opu­ s z c z a ł, ponieważ go niegdyś od węża uwolnił. Do tych dowódzców krzyżowców przyłączyła się niezliczona ilość rycerzy i sz lachty z t o ­ warzyszami i ciurami. G łó w n ą silę wojska sta now iły po większej czę­ ści F ra n c u z i, Lota ryugc zyc y, F la n d ro w ie , N orm anowie i W łosi, K a ­ żdy książę prowadził swój hufiec. W s z y s tk i c h zaś przewyższał p o - bożnem usposobieniem i ry c e rsk ą godnością sz lachetny książę G ot­ f r y d de B o u itło n , b ędą cy właśnie w kwiecie wieku, znakom ity pię­ knym w zrostem , pełen powabu i ludzkości. W bitwie był zawsze Postrachem swych nieprzyjaciół. Z lwem równać go można było nie ty lko pod względem siły ale i wspaniałomyślności. J u ż w młodości swojej był uczynił ś lu b , że kiedyś miecz swój poświęci oswobodzeniu grobu ś w . , te ra z wyrósłszy n a m ę ża , ruszył na bój święty dla do­ pełnienia ślubu swego.

A b y zapobiedz niedostatk owi żyw ności, niesforności mass

cią-— 107

-- 108

-gnących do ziemi św iętej, pościli się k s ią ż ę ta różnemi drogami w od­ dzielnych hufcach, jedni lą d e m , drudzy w odą do K o n sta n ty n o p o la , ja k o miejsca powszechnego zbioru. P o c h ó d odbywał się szczęśliwie, ponieważ dowódzcy s ta ra li się o spokojność i porzą dek. ( W maju r. 1 0 9 7 stanęli w liczbie 600,000 wojowników, n a granicy greckiej.\ Ce­ sa rz Alexiusz strw ożył się wielce, gdy widział przechodzące te ogromne kolu mny, po k tó r y c h coraz nowsze n a stępow a ły: cały zachód zd a w ał się toczyć. B ę d ą c p o d ejrz liw y m , obawiał się ab y zdobycie świętego grobu nie było tylko p o z o re m , a w ypraw a głównie przeciw jego sk ie­ ro w a n ą tronowi. L e c z z a bojaźliwy i słaby, aby im się mógł oprzeć w o tw arte m p o lu , uciekł się do różnych przebiegów i intryg. P rzeciw przyrzeczeniu swemu za k a z a ł poddanym swoim , d osta rc za ć krzyż o­ wcom żywności, chcąc głodem niebezpiecznych gości do powrotu przy­ musić. A le przeciw ta k ie j zdradzie wynalazł G otfryd skuteczny śr o ­ dek. Pozwolił on ludziom swoim , aby sami chwytali i brali przem ocą to , czego n a drodze dobrowolnej ugody z yskać nie mogli. Strw ożony te m cesarz cofnął swój za k a z a obóz znów mial dosta te k wszystkiego. Mimo to nie zaniechał cesarz swych intryg, a w końcu n aw e t żądał, a b y jem u wydano zd o b y te m ia sta i aby krzyżówce te k tóre za tr z y ­ m a j ą , przyjęli tylko ja k o lenne jego dzierżawy. W zaślepieniu więc y

sw ojem m nie m ał, że obcy wojownicy poświęcą mienie i krew swoją, ab y go przywrócić do posiadania tego, czego sam u trzym ać lub pod­ bić nie był w stanie!

^.W ojsko przeprawiło się nareszcie do Azyi. \ Z wstąpieniem n a now ą część ziemi, zda w a ła się gorliwość clirześcian powiększać. W ielu postanowiło boso, bez broni, bez pieniędzy, pod dowódzcami własnego w yboru wyprzedzić główne wojsko, żywiąc się korzonkami i najpos­ p o litszą straw ą. ^C iągnąc przez lesiste góry ku Nicei, torowali drogę i oznaczali j ą krzyżami. D n ia 5 m aja 1098 przybyło wojsko pod biam y dawniejszej stolicy Bythynii ^ otoczonej w ysokiem i, grubemi m uram i n a d którem i się liczne wznosiły wieże strażnicze. W m urach z n a j­ dowało się wielkie wojsko tureckie k u jej obronie. W y p ra w ę zaczęto od oblężenia tego miasta. Ć.Gdy miasto było bliskiem pod d an ia się rozpoczęli zdradliwi G re cy z oblężonymi ro k o w a n ia , w s k u t e k k t ó ­ ry c h miasto nie krzyżowcom lecz cesarzowi T u rc y w y d a li , poczem wojsko dalej ruszyło. Z razu strwożyli się Turcy lekko uzbrojeni, zobaczywszy w ielką liczbę jeźdźców w żelaznych z b r o ja c h , uzbrojone ogromne konie i sterczące włócznie; ale przyzwyczaiwszy się z cza- > sem do ich widoku, nauczyli się n a p a d a ć n a nich z ko rzy śc ią, w czem

- 109

-im znajomość lepsza okolic znacznie dopomagała. C a ła A z y a M nie j­ s z a przerżnięta j e s t wysokiemi łańcuchami g ó r , nigdzie d o lin , lecz strome sk a ły i lesiste wąwozy. G d y te dy krzyżowcy w długich kolu­ mnach przechodzili przez owe wąwozy, zaczepiali ich czyhający T u rc y to z przodu to z tyłu. Jeżeli stawali do szyku bojowego, pierzchali spiesznie T u rc y n a swych rączych k o n ia c h , w ra ca jąc natychm iast, gdy się znów do pochodu zabierali. Nigdzie więc nie mieli s p o k o ju , ni­ gdzie bezpieczeństwa. T u r c y przecinali nadto dowozy żywności, p a ­ lili zboż a n a polach i przyprawiali o najcięższy głód armie krzyżow­ ców. P ow sz ec hną klęskę pom nażał jeszcze niezwykły i gorący k li­ m a t. Sło ńce palącem i promieniami rozgrzewało zbroje pielgrzymów t a k dalec e, że im tc hu nie wystarczało. W ielu z tego powodu omdle­ wało, drudzy tracili przyto m ność w s k u te k duszącego p o w ie trz a , inni jeszcze oddawali d u c h a , nie mogąc znieść cierpień ciała. W idziano m a tk i ta rz a ją c e się po ziemi rozpalonej obok spragnionych niemowląt. Konie padały , a wielu rycerzy dosiadało wołów i innych zw ie rząt. W y j ą c biegały psy po polach szukając źródła. Nareszcie wojsko idąc z a psam i doszło do rzeki. P o w itan o odkrycie to o krzykam i radości W je dnej chwili wszyscy rzucili się do rzeki dla ugaszenia palącego p r a g n ie n ia ; ale wielu pijąc n a d m ia r ę , znalazło śmierć swoją.

Pewnego dnia przyniesiono do obozu omdlałego księcia Gotfryda. T rw oga p a d ł a n a wojsko. N i k t nie wiedział, czy zbliżający się nie­ p rzyjaciel, czy te ż p rz y p a d e k był przyczyną tego nieszczęścia, w tem tow arzysze jego dali objaśnienie, m ów iąc: W yjechaliśm y n a polowa­ n ie ; k sią żę oddalił się cokolwiek od in n y c h , i usły szał biednego piel­ g rzy m a , wołającego o pom oc, bo n a ń okropny n a p a d ł niedźwiedź. N a ty c h m ia st k sią ż ę poskoczył mu n a pomoc i uderzył mieczem n a zwierza. T en puściwszy pierwszą zdobycz, zwrócił się przeciw nowemu nieprzyjacielowi, i obalił jeźdźca z koniem. G otfryd zostaw a ł w n a j - większem niebezpieczeństwie. Nagle porwał się znowu, a uchwyci­ wszy niedźwiedzia lewą r ę k ą , p ra w ą go przebił. Niedźwiedź zaś t ą r a n ą bardziej rozjuszony, rzucił się nań powtórnie. K siążę osłabł zu­ pełnie w tej okropnej walce. W tej chwili nadbiegł jeden z tow a­ rzyszów, słysząc krzyk pielgrzyma i ry k niedźwiedzia, a pow aliwszy strasznego zwierza ocalił księcia u t r a t ą krwi omdlałego. Z zgrozą przysłuchiwał się lud opowiadaniu tego nieszczęścia, a po kilku do­ piero tygodniach ujrzał znów n a czele swojem ukochanego księcia.

- 110