• Nie Znaleziono Wyników

Wielu Polaków, przede wszystkim lotników, zostało wcielonych do armii bry-tyjskiej. Poza tym równocześnie z 1. Korpusem powstał Inspektorat Polskich Sił Powietrznych, którego zadaniem było kontynuowanie rozpoczętej jesienią 1939 roku organizacji polskich jednostek sił powietrznych oraz szkolenie polskich pi-lotów w zakresie obsługi nowoczesnych maszyn.

W odpieraniu trwających 114 dni nalotów, mających skruszyć Anglię, naj-więcej zwycięstw odniósł sławny polski Dywizjon 303, mimo że po raz pierwszy przystąpił do walki dopiero 30 sierpnia. Polacy jednak dobrze znali przeciwnika, ponieważ zmagali się z nim już w obronie przestrzeni powietrznej nad Warszawą w pierwszych dniach września 1939 roku, a w maju i czerwcu roku następne-go wielokrotnie ścierali się z myśliwcami i bombowcami Luftwaff e pod niebem Francji.

W chwili napaści na Polskę hitlerowskie siły powietrzne posiadały około 500 bombowców i tysiąc myśliwców (pośród nich Me-109, najszybsza i naj-nowocześniejsza podówczas maszyna latająca). Teoretycznie, Wojsko Polskie mogło przeznaczyć do walki z nimi 900 maszyn różnego typu i przeznacze-nia. W rzeczywistości maszyn przydatnych w walce nie było nawet 400. Polska

miała swój przemysł lotniczy. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych pro-dukowała wówczas nowoczesne myśliwce bojowe P-7 i P-11, które jednakże pod koniec lat czterdziestych okazały się już przestarzałe, łatwe do strącenia i zbyt powolne, by doścignąć niemieckie bombowce. Sojusznicy angielscy i francuscy obiecali Polakom, że do połowy września dostarczą im nowoczesne samoloty.

Polscy piloci byli doskonale wyszkoleni. Szczególną uwagę zwracali na ćwi-czenia, w których dwie maszyny lecące naprzeciw siebie dopiero w ostatniej chwili unikają zderzenia. W walkach powietrznych kampanii wrześniowej Pola-cy mieli szansę na zwycięstwo tylko wówczas, gdy udawało im się spaść z góry na samolot Luftwaff e i otworzyć ogień w jego kierunku z bliskiej odległości.

W ten sposób w trakcie pierwszego nalotu niemieckiego na Warszawę Dywizjon Myśliwski im. Tadeusza Kościuszki zdołał strącić sześć bombowców przeciwnika, a w pierwszych pięciu dniach września odnieść jeszcze dwa zwycięstwa w wal-kach powietrznych z nazistami. Potem z powodu straty własnych maszyn, bra-ku benzyny i części zamiennych Polacy musieli uznać bezapelacyjną wyższość Luftwaff e.

Zdecydowana większość żołnierzy polskich sił powietrznych trafi ła przez Węgry i Rumunię do Francji, a po jej upadku w czerwcu 1940 roku – do An-glii. Do jesieni tegoż roku około sześciu tysięcy Polaków, wśród nich kilkuset pilotów, znalazło się w szeregach brytyjskich sił powietrznych. Część pilotów została przydzielona do brytyjskich dywizjonów bombowców i myśliwców, ale utworzono również samodzielne oddziały polskie. Latem 1940 roku powstały dwa polskie dywizjony myśliwskie: 13 lipca – Dywizjon 302 oraz 3 sierpnia – Dywizjon 303. Obydwa wzięły udział w trwającej od 10 lipca do 31 października powietrznej bitwie o Anglię (pierwszy od połowy, drugi od końca sierpnia). Na-wiasem mówiąc, jako pierwszy Polak zwycięstwo w walce powietrznej odniósł służący w 145. Dywizjonie Królewskich Sił Powietrznych podporucznik Antoni Ostowicz, który 19 lipca zestrzelił Messerschmitta 110.

30 sierpnia podczas lotu treningowego sześciu pilotów Dywizjonu Myśliw-skiego 303 znalazło się nad miasteczkiem St. Albans, niespodziewanie w samym środku toczącej się bitwy. Dowodzący Polakami major Ronald Kellet chciał za-rządzić błyskawiczne wycofanie się z niebezpiecznego rejonu, lecz porucznik Ludwik Paszkiewicz, który z powodu uszkodzenia swego samolotu podczas kołowania na lotnisku prawie stracił zaufanie swoich przełożonych, samotnie zaatakował ugrupowanie niemieckich samolotów i zestrzelił Dorniera 17 (lub dwusilnikowego Messerschmitta). Dzięki temu czynowi, pierwszemu zwycię-stwu Dywizjonu 303, formacja uzyskała status dywizjonu walczącego.

7 września zakończył się dla Dywizjonu 303 bitwą powietrzną. Miano-wicie, porucznik Ludwik Paszkiewicz zauważył, że zbliża się około 40 nie-mieckich bombowców Dornier pod silną osłoną myśliwców. Zameldował o tym swemu przełożonemu, a potem z okrzykami „Do ataku!” i „Za mną!”

odłączył się od szyku i zanurkował wprost na niemieckie bombowce. Klu-cze Dywizjonu 303 poszły za nim i zakreśliwszy wielki łuk w powietrzu, nie-mal jednocześnie spadły na nieprzyjaciela. Otworzyły ogień do bombowców Luftwaff e z odległości 150 metrów. Z 40 bombowców typu Dornier Polacy w ciągu kilku minut zestrzelili dziesięć. Reszta, nie zdążywszy zrzucić choćby jednej bomby, zawróciła w panice w stronę Francji. Później myśliwce Dywizjonu 303 przypuściły atak na Messerschmitty i zestrzeliły cztery z nich. Polacy stracili dwie maszyny, ale piloci, otworzywszy spadochrony, szczęśliwie wylądowali. Tę brawurową akcję pokazano w fi lmie Bitwa o Anglię.

Już następnego dnia Dywizjon Myśliwski 303 wziął udział w kolejnych cięż-kich bojach. W ciągu pierwszego tygodnia mógł zaksięgować na swym koncie na pewno 40 i prawdopodobnie 12 kolejnych zestrzelonych niemieckich samolo-tów. Pułkownik Stanley Vincent, szef bazy w Northolt, narzekał, że Polacy prze-sadzają z mnożeniem niemieckich strat. Miał zresztą do nich pretensje, że nie znają dobrze angielskiego i są niezdyscyplinowani. 11 września poleciał swoim hurricane’em za Dywizjonem 303, aby przekonać się, jak to wszystko w rze-czywistości wygląda. Nad Horsham polskie myśliwce uderzyły w wielką grupę bombowców lecących w stronę Londynu. Stanley Vincent patrzył zdumiony, jak od polskiej eskadry oderwały się dwie maszyny... Spadły niemal pionowo ku niemieckim bombowcom. Za nimi następne. Szyk Luftwaff e rozerwał się. Po-lacy strącali rozproszone dorniery jeden po drugim. „Raptem niebo zapełniło się płonącymi samolotami, spadochronami i kawałami rozwalonych skrzydeł.

Wszystko rozegrało się z oszałamiającą prędkością…” – zapisał Stanley Vincent, który był odtąd jednym z najgorliwszych głosicieli polskiego bohaterstwa. Z ko-lei marszałek sił powietrznych Hugh Dowding, który na początku miał zastrzeże-nia do Polaków, oświadczał potem z zachwytem: „Gdyby nie wspazastrzeże-niałe polskie dywizjony i ich niedościgłe męstwo, nie zaryzykowałbym twierdzenia, że wynik tej bitwy byłby taki sam”. W bitwie o Anglię polscy piloci zestrzelili ogółem 203 samoloty niemieckie, a 36 uszkodzili. Spowodowali 12% wszystkich strat ponie-sionych przez Niemców nad Wielką Brytanią.

W październiku 1940 roku 50 polskich pilotów służyło w Dywizjonach My-śliwskich 302 i 303, a 73 w innych jednostkach RAF. Znaczy to, że w najbardziej krytycznym okresie Polacy stanowili 20% pilotów bojowych Królewskich Sił Powietrznych Wielkiej Brytanii. W większości z Polaków składały się załogi Dy-wizjonu 306, który przystąpił do walk na początku listopada, oraz później utwo-rzonych dywizjonów 307, 308, 309, 315, 316, 317. Oprócz jednostek myśliwców w tym samym czasie powstały też cztery polskie dywizjony bombowców (300, 301, 304, 305). Wiosną 1941 roku formacje te bombardowały już Bremę, Ham-burg, Kolonię, Zagłębie Ruhry i kilkakrotnie Berlin. Do ostatnich chwil II wojny światowej w szeregach brytyjskich sił powietrznych służyło ogółem 17 tysię-cy Polaków. Polstysię-cy piloci zestrzelili na pewno 764 maszyny nieprzyjacielskie,

a prawdopodobnie – 181. Już w czasie trwania bitwy o Anglię Churchill zapew-niał, że Zjednoczone Królestwo nigdy nie zapomni o ofi arach poniesionych przez tych najwierniejszych z sojuszników.

W czerwcu 1946 roku obchodzono w Anglii dzień zwycięstwa. W piętna-stokilometrowym pochodzie przedstawiciele 30 narodów, uczestniczących – po obu stronach – w II wojnie światowej, przedefi lowali w Londynie przed obli-czem króla Jerzego VI. Byli tam m.in. Chińczycy, Holendrzy, Irakijczycy, greccy gwardziści, luksemburscy grenadierzy, brazylijscy artylerzyści, Czesi, Norwe-gowie, BelNorwe-gowie, lekarze wojskowi z Wysp Fidżi, policjanci z Labuanu, saperzy z Seszeli. Do tego tryumfalnego pochodu nie zaproszono ani jednego żołnierza z Polski. Anglicy nie chcieli drażnić Stalina, któremu rzucono Polskę jako łup wojenny. Podpułkownik Witold Urbanowicz, jeden z ofi cerów Dywizjonu 303, który w bitwie o Anglię odniósł 17 zwycięstw w walkach powietrznych, patrzył na ten pochód bohaterów, stojąc na uboczu w tłumie widzów.

W roku 1993 królowa matka odsłoniła pomnik wzniesiony na skałach Dover dla uczczenia dywizjonów uczestniczących w bitwie o Anglię. Londyn już nie musiał się wówczas obawiać, że niezadowolony Stalin zmarszczy brwi. Mimo to wśród wyrytych w kamieniu znaków poszczególnych dywizjonów zabrakło insygniów obu polskich: (Poznańskiego) 302 i (Kościuszkowskiego) 303. „Prze-oczyliśmy” – brzmiało wykrętne wyjaśnienie.