• Nie Znaleziono Wyników

Tuchaczewski nie wiedział, że za linią rzeki Wieprz olbrzymie polskie siły szy-kują się do ataku, chociaż rozkaz z 6 sierpnia, który o tym stanowił, Sowieci znaleźli przy ciele zmarłego polskiego kuriera i dostarczyli swemu wodzowi. On jednak podejrzewał w tym jakiś podstęp i bardziej ufał konnym oddziałom Bu-dionnego. W rozkazie z 11 lipca wyznaczono Lublin jako kierunek marszu. Tylko 12. Armia sowiecka doszła do Włodzimierza Wołyńskiego. Z tego powodu na-czelne dowództwo 11 sierpnia wysłało dowództwu frontu południowo-zachod-niego nowy rozkaz, by armia konna nie brała udziału w oblężeniu Lwowa, lecz poszła w stronę Zamościa. Gdyby zarządzono tak natychmiast, Budionny mógł-by zagrozić Piłsudskiemu z boku i na tyłach jego wojska.

Tuchaczewski pisał o tym zaniedbaniu w swej pracy o kampanii wiślanej:

„Siły frontu południowo-zachodniego nie współdziałały z zasadniczymi siła-mi frontu zachodniego. Szczególnie mocnym podkreśleniem powyższego było to, że front południowo-zachodni miał przed sobą nadzwyczaj ważne zadanie owładnięcia ośrodka obszaru galicyjskiego – miasta Lwowa. Toteż w tym kie-runku szły zasadnicze wysiłki frontu południowo-zachodniego, rozchodząc się w ten sposób z wysiłkami frontu zachodniego o co najmniej 90 stopni”. W wy-głoszonym w 1923 roku wykładzie Tuchaczewski taktownie przemilczał fakt, że wszystko to zdarzyło się wskutek uporu przewodniczącego Rady Rewolucyj-nej Frontu Południowo-Zachodniego, Józefa Wissarionowicza Stalina, który za wszelką cenę chciał realizować swój plan. Plan ów, do którego słuszności i da-lekosiężnych skutków międzynarodowych udało się przekonać również Budion-nego, zakładał, że należy czym prędzej zająć Lwów i natychmiast wtargnąć do Basenu Karpackiego, by w ramach rewolucji światowej przywrócić na Węgrzech władzę Rad. Dlatego bez końca ociągano się z wykonaniem rozkazu, który miał dla Tuchaczewskiego kluczowe znaczenie. Jeszcze 21 sierpnia depeszowano do wyższego dowództwa, że należy bezwzględnie zająć Lwów.

Straszliwa armia wyruszyła w stronę Zamościa 19 sierpnia (według innych źródeł – kilka dni później). Wtedy już było za późno. Tak więc odpowiedzial-ność za warszawską porażkę ponosił również sam Stalin. Tuchaczewski nie robił z tego tajemnicy; chętnie postawiłby niesubordynowanego komisarza wojsko-wego przed sądem wojennym. Z tym większą satysfakcją Stalin w 1937 roku, w okresie wielkich czystek, kazał go rozstrzelać. Ale dostało się również

Trockiemu, którego później oskarżano też o pozbawienie frontu południowo-zachodniego głównej siły uderzeniowej, czyli 1. Armii konnej. Jeszcze we wrze-śniu 1939 roku wśród wziętych do niewoli polskich ofi cerów Stalin szukał tych, którzy uczestniczyli w wojnie 1920 roku. W tym celu kazano im wypełniać an-kiety ze specjalnie przygotowanym zestawem pytań. Nie przypadkiem Sowieci w lesie katyńskim uśmiercili strzałem w potylicę starego generała Stanisława Hallera – wszak to on rozbił armię Budionnego.

Armia ta dotarła wówczas w końcu sierpnia do Zamościa, bronionego przez ukraińską dywizję generała Bezruczko i kilka polskich batalionów strzelców.

Korpusem ratowniczym, złożonym z 13. Dywizji Piechoty i 1. Dywizji Jazdy, dowodził generał Haller. 31 sierpnia 1. Dywizja Jazdy starła się na komarowskich polach z dwiema dywizjami kozackimi Budionnego. Była to ostatnia wielka bi-twa konna w historii Europy; tysiące ludzi rzuciły się na siebie z mieczami i dzi-dami. Kiedy Mieczysław Głębocki, młody ochotnik z oddziału artylerii konnej, przegalopował jako kurier między dwoma tłumami jeźdźców gotowych do sztur-mu, kiedy znalazł się w błysku mieczów i dzid, w blasku ustawionych na wozach karabinów maszynowych, poczuł się tak, jakby nagle przeniósł się do połowy XVII wieku: „Miałem wrażenie, że biorę udział w bitwie pod Beresteczkiem z opisu Sienkiewicza, bo przecież – jak całe moje pokolenie – na tej lekturze się wychowałem. Wrażenia potęgowała cudna słoneczna pogoda”.

Utraciwszy część parku dział i wozów swej sławnej kawalerii, Budionny jako pokonany zszedł z pola bitwy. Własnymi rękami spalił tabor swych namio-tów, aby nie stał się łupem Polaków. Należący doń samochód osobowy dostał się wraz z proporcem szwadronu jego gwardii w ręce 8. Pułku Ułanów. 2. Dywizja Piechoty Legionów podjęła próbę zatrzymania wycofującej się czerwonej kon-nicy, ale nie poradziła sobie z dwiema dywizjami kozackimi, które – aczkolwiek mocno rozbite – zdołały przedrzeć się na tereny zabużańskie. Pułkownik Mie-czysław Smorawiński, dowódca jednej z brygad 2. Dywizji, zamordowany już jako generał w lasach katyńskich, podkreślał w swych wspomnieniach, że kawa-leria bolszewicka nawet po klęsce pod Komarowem wciąż zdolna była do sku-tecznych ataków: „Psiakrew, zaskoczyli nas bolszewicy. Kawaleria Budionnego.

Przejechali się po nas w szyku konnym na wylot; szarżowali dwiema dywizjami pomimo oporu. Brygada moja rozpierzchła się na wszystkie strony, a zwłaszcza 24 Pułk Piechoty. Utraciłem łączność z dowódcami pułków. Artyleria, zdaje się uratowana, może jedna bateria jest stracona; niektóre baterie strzelały ogniem na wprost, kartaczami. Kilka sotni bolszewickich szarżowało prosto na mój sztab.

Dzikie wrzaski, niesamowite okrzyki, wywijanie szablami i pikami kozacki-mi. Szli na nas rozwiniętym szykiem, kozacką lawą. Zebrałem, co mogłem – kilkunastu szeregowych i paru ofi cerów. Broniliśmy się zawzięcie. Wynik – kil-ku zabitych, pociętych kozackimi szablami, wielu poranionych, a ja dostałem szablą po głowie i w prawą rękę”. Dowódcą owej pokonanej w ostatniej potyczce

polskiej dywizji był pułkownik Michał Rola-Żymierski, późniejszy komuni-styczny marszałek, którego Piłsudski ostro zgromił za niepotrzebną porażkę.

W trakcie trwającego do 18 września pościgu za oddziałami południowo--wschodniego frontu rosyjskiego 14. Dywizja bolszewickiej armii konnej roz-proszyła się całkowicie, pozostałe zdziesiątkowały się do 500 żołnierzy każda, zaś jeden z pułków kozackich poddał się Polakom. W końcu września armia konna została wycofana z frontu. Z kolei za 12. Armią bolszewicką ruszyła w pościg polska 3 Armia, której dowódcą został mianowany generał Władysław Sikorski (wcześniej odznaczył się jako dowódca 5. Armii). Wreszcie za 14. armią poszła w pogoń 6. Armia generała Lamezana-Salinsa. Na koniec września Gali-cja Wschodnia, Wołyń i Podole były już w rękach polskich.

Przeciw zgromadzonym na linii Niemna siłom bolszewickim 22 września wystąpiła polska 2. Armia i po trzech dniach zajęła Grodno. Potem niepowstrzy-manie parła naprzód. W stoczonej 28 września bitwie o Lidę wzięła do niewoli 10 tysięcy jeńców; ponadto jej łupem padło 25 dział i 2 tysiące wozów. Część 4. Armii podążyła na Wołkowysk i Słonim, druga część – na Baranowicze, pod-czas gdy 18. Dywizja generała Franciszka Krajowskiego wraz innymi oddzia-łami zajęła Pińsk. W trakcie zdobywania miasta cały sztab generalny 4. armii rosyjskiej – wyjąwszy zbiegłych konno dowódcę i szefa sztabu – został wzięty przez Polaków do niewoli. W odniesieniu do bitwy niemeńskiej Tuchaczewski zanotował: „Gdyby przeciwnik przeszedł do ofensywy, zanim my byśmy to zro-bili, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że bylibyśmy pobici”.

Armia bolszewicka poniosła w tej bitwie tak ciężką klęskę, że nie była już zdolna do stawiania znaczniejszego oporu. Nie znaczyło to jednak, że Wojsko Polskie mogło maszerować do Kijowa, co przyszło na myśl Piłsudskiemu i do czego zachęcali Francuzi, popierający interwencję Białej Gwardii Wrangla.

Wydaje się, że polskie siły zbrojne nie zdołałyby przeprowadzić tej operacji, a polskie społeczeństwo by jej nie poparło. Wszyscy byli już zmęczeni wojną i pragnęli pokoju. Prawidłowo oceny tej sytuacji dokonał Jan Dąbski, kierownik polskiej grupy negocjacyjnej i sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicz-nych. Napisał, że gdyby polska delegacja upierała się przy swym stanowisku w kwestii Ukrainy, to mogłoby to doprowadzić do długotrwałej wojny nawet w przypadku osłabienia Rosji. A przecież taka wojna oznaczałaby dla Polski zgu-bę. Jesienią 1922 roku, kiedy Rosja sowiecka przyjęła ofi cjalnie nazwę „Związek Radziecki”, Armia Czerwona trzymała pod bronią 5,5 miliona żołnierzy.

Rokowania delegacji sowieckiej i polskiej rozpoczęły się w Mińsku w tym sa-mym dniu, w którym Tuchaczewski zarządził odwrót Armii Czerwonej spod War-szawy, czyli 17 sierpnia. Oczywiście, okoliczności sprzyjały Polakom znacznie bardziej niż w połowie lipca. Pierwsze rozmowy zakończyły się 2 września postanowieniem, że będą kontynuowane 21 września w Rydze. Nie wiadomo, czy ustalenie terminu rozpoczęcia operacji niemeńskiej na 20 września miało

z tym związek. Dla Piłsudskiego rozstrzygnięcie sprawy Wilna było wówczas bodaj najpilniejsze i... najtrudniejsze. Litwa zawarła pokój z sowiecką Rosją 12 lipca 1920 roku. Na początku sierpnia Armia Czerwona ewakuowała Wilno i przekazała je Litwinom. W trakcie pertraktacji prowadzonych w Spa premier Grabski zadeklarował, że Polska przejściowo zrezygnuje z Wilna na rzecz Litwy.

Piłsudski musiał to uwzględnić. Nawet gdyby potrafi ł odłożyć swe uczucia na bok, musiał się przecież liczyć z opinią publiczną i sejmem. Od miesięcy był atakowany za to, że jedną z niepowetowanych konsekwencji zbędnej kampanii kijowskiej była utrata Wilna. Po wygraniu bitwy warszawskiej jego odzyskanie stało się możliwe, a dokładniej: można było podjąć próbę przywrócenia histo-rycznej Litwy (pokrywającej się mniej więcej z dzisiejszą) mimo pewności, że Litwini odrzucą tego typu „inicjatywę” Polaków.

Szykując się do kampanii niemeńskiej, Piłsudski wezwał do swej kwatery Lucjana Żeligowskiego. Ustalili, że stojąc na czele powierzonych mu 14 tysięcy ludzi, generał zbuntuje się przeciw Naczelnemu Wodzowi i władzy centralnej.

Do osłony tego buntu 65 tysięcy ludzi będzie utrzymywanych w gotowości bo-jowej – uspokajał Żeligowskiego ten, przeciw któremu owa rebelia miała być skierowana. W trakcie dalszych rozmów uzgodnili, że po zajęciu Wilna powołają do życia tymczasowy komitet rządowy, a opanowaną przez „zbuntowane woj-sko” Wileńszczyznę nazwą Litwą Środkową. Tą nazwą pragnęli zaznaczyć, że nie rezygnują z przywrócenia historycznej Litwy jako części Rzeczypospolitej.

W tym perspektywicznym planie etniczna Litwa z Kownem jako stolicą, Litwa Środkowa ze stolicą w Wilnie i białoruska Litwa z Mińskiem jako stolicą two-rzyłyby złożony z trzech kantonów litewski organizm państwowy, który byłby – oczywiście – ściśle sprzymierzony z Polską. 9 października o świcie po pięć-dziesięciokilometrowym forsownym marszu oddziały Żeligowskiego wkroczy-ły do Wilna. Szeregowi żołnierze nawet nie byli świadomi, że są uczestnikami

„buntu”, również część ofi cerów nie dała się do tego namówić.

Trzy dni później podpisano porozumienie ryskie, zawierające wstępne wa-runki pokoju. Strona rosyjska chciała, by Polska zobowiązała się do niezawierania z Petlurowską Ukrainą jakichkolwiek umów o poparciu i współpracy. Po przyję-ciu tego warunku przez stronę polską bolszewiccy negocjatorzy bez zastrzeżeń zaakceptowali propozycje odnośnie do kształtu granicy między obu państwami.

Przystaliby nawet na to, by do Polski trafi ł białoruski Mińsk. Jednakże wówczas w państwie polskim znalazłoby się zbyt wielu obcych etnicznie mieszkańców.

Stanisław Grabski, kierownik polskiej delegacji negocjatorów, sądził, że lepiej by prawosławnymi z Mińska i okolic kłopotali się Sowieci. Mińsk pozostał więc w granicach sowieckiej Rosji, mimo że 15 października został zajęty przez polskie oddziały (które niebawem go opuściły). Tym samym idea białoruskiej Litwy ob-róciła się w popiół. Ponieważ zaś „etniczna Litwa” była akurat w stanie wojny z Polską, stawało się jasne, że nie ma szans na żadne przymierze, toteż pojęcie

topografi czne „Litwa Środkowa” w gruncie rzeczy straciło sens. Ponad dwie trzecie ludności zamieszkałej na terytorium liczącym 38 tysięcy kilometrów kwadratowych było z pochodzenia Polakami, podobne proporcje utrzymywały się również w po-pulacji wileńskiej. Rząd litewski nie mógł zatem przystać na polską propozycję, by o przynależności państwowej tych ziem zdecydowało referendum. Odrzucono tak-że pomysł Rady Ligi Narodów, by złożona z dwóch kantonów – kowieńskiego i wileńskiego – Litwa przystąpiła do federacji z Polską. Z kolei Polacy nie zgodzili się na to, by owe kantony stworzyły niezależne od Polski państwo litewskie.

Ostateczny głos należał jednak do Polaków: w 1922 roku przyłączyli Litwę Środkową do Polski. Z tego powodu przez niemal cały okres międzywojenny stosunki polsko-litewskie miały de facto charakter zimnej wojny. Do zawarcia pokoju – pod naciskiem Polski – doszło dopiero w 1938 roku. W tych wydarze-niach tkwią korzenie także dzisiejszej rezerwy Litwinów w stosunku do Polaków.