• Nie Znaleziono Wyników

Z trzech obozów jenieckich przeżyło 447 więźniów, którzy z różnych powodów zostali wykreśleni z listy skazanych na śmierć. Kilkudziesięciu ofi cerów urato-wało się dlatego, że zadeklarowali się jako Niemcy, a wielu innych – wśród nich pułkownik Zygmunt Berling – ponieważ sympatyzowali z komunistami.

W trakcie tworzenia Wojska Polskiego jesienią 1941 roku największy pro-blem stanowiło to, że w punktach organizacyjnych nie pojawili się ofi cerowie, o których Anders i jego współpracownicy wiedzieli, iż znaleźli się w obozach je-nieckich. Stalin wypowiadał się niejasno na temat miejsca ich pobytu, mówił na przykład, że przebywają na ziemi Franciszka Józefa lub że zbiegli do Mandżurii.

Najszczerszy okazał się Beria. Kiedy Berling odniósł się do kwestii służby pol-skich ofi cerów z Kozielska i Starobielska, ten odpowiedział zdaniem, które za-brzmiało złowieszczo: „Popełniliśmy z nimi duży błąd”. Brak blisko 10 tysięcy ofi cerów pozostał zagadką i zaciążył na stosunkach polsko-sowieckich, które i bez tego nie były dobre. Między innymi z tego powodu tworzona w Związku Radzieckim Armia Andersa przeniosła się do Iranu, co nastąpiło wiosną 1942 roku.

W końcu 1941 roku w uzdrowisku NKWD w lesie katyńskim zakwatero-wano 557. Pułk Łączności, na którego czele stał pułkownik Friedrich Ahrens.

Pracujący na tym terenie sowieccy jeńcy wojenni powiadomili go w lutym 1943 roku, że znaleźli ludzkie kości. W rosyjskojęzycznej gazecie wydawanej w Smo-leńsku przez Niemców już w styczniu pojawił się artykuł ze wzmianką o zaginię-ciu kilku tysięcy polskich jeńców wojennych. Co więcej, polscy członkowie jed-nego z niemieckich batalionów pracy, poszedłszy tropem miejscowych pogłosek, już w 1942 roku oznaczyli krzyżem brzozowym jeden z grobów. Ahrens dokonał w tym miejscu próbnych wykopalisk i trafi ł na doczesne szczątki polskich ofi ce-rów. 1 marca 1943 roku przedstawił stosowny raport w głównej kwaterze środ-kowej armii.

Niemcy wiedzieli, że jeśli chcą wykorzystać mord katyński do własnej kam-panii propagandowej, to nie mogą popełnić błędu. Minister Joseph Goebbels był pewien, że ujawniając ten fakt, mogą skłócić aliantów. Starannie przygotowali odkrywanie grobów i badanie zwłok. Kierownictwo urządzonego w tym celu w Smoleńsku laboratorium powierzono Gerhardowi Buhtzowi, profesorowi

medycyny sądowej i kryminologii Uniwersytetu Wrocławskiego, specjaliście w sekcji zwłok. Do 10 kwietnia odkryto 11 mogił zbiorowych. W siedmiu z nich, znajdujących się kilometr od szosy smoleńsko-witebskiej, na wschód od drogi prowadzącej do willi, były złożone szczątki polskich ofi cerów. W 4 mogiłach zbiorowych, położonych na zachód od szosy, spoczywały szczątki doczesne Ro-sjan rozstrzelanych 10 lat wcześniej (ręce mieli związane w taki sam sposób jak Polacy).

Niemcy sądzili, że ekshumacja będzie wiarygodna, jeśli w pracach będą również uczestniczyć Polacy. 10 kwietnia przybyli tam w tym celu polscy przed-stawiciele Czerwonego Krzyża z Krakowa, Warszawy i Lublina. Pokazano im 250 odkopanych już zwłok Polaków, m.in. – szczątki generałów Mieczysława Smorawińskiego i Bronisława Bohaterewicza. Polacy oświadczyli, że nie złożą żadnej deklaracji, która mogłaby być wykorzystana przez nazistowską propagan-dę. Bezpośrednim pożytkiem ich misji było poinformowanie rządu londyńskiego o losie zaginionych polskich ofi cerów. Przedstawiciele Polskiego Czerwonego Krzyża dopiero wtedy przyłączyli się do akcji ekshumacyjnej. Uczynili to pod warunkiem, że będą uczestniczyć jedynie w odkrywaniu grobów, identyfi kacji zmarłych i ich ponownym pochówku, jak również w przekazywaniu cennych bądź pamiątkowych przedmiotów członkom ich rodzin (dzienniki urwane wio-sną 1941 roku, daty kart pocztowych itp. okazały się ważnymi dowodami).

7 czerwca przedstawiciele Polskiego Czerwonego Krzyża po ekshumowaniu po-nad 4 tysięcy zwłok powrócili do Generalnego Gubernatorstwa.

Tymczasem 26 kwietnia Stalin, oskarżywszy premiera Sikorskiego o współ-pracę z Hitlerem, zerwał stosunki dyplomatyczne z polskim rządem emigracyj-nym. Chodziło o to, że 17 kwietnia Sikorski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z wnioskiem o zbadanie katyńskich mogił zbiorowych. To samo – w odstępie kilku godzin – zrobili Hitler i Goebbels. W odpowiedzi na to Międzynarodowy Czerwony Krzyż wystąpił do prawnego gospodarza tego terytorium o zgodę na taką akcję, co spotkało się z odmową i oburzeniem ze strony Stalina. Na pytanie, które wcześniej przez ponad półtora roku czekało na odpowiedź, wówczas odpowiedziano natychmiast: polscy ofi cerowie jako jeńcy wojenni zostali rozstrzelani w sierpniu 1941 roku przez Niemców. (Kiedy przed-stawiciele Międzynarodowego Czerwonego Krzyża zwrócili uwagę, że ofi ary zostały pogrzebane w ubraniach zimowych, Sowieci powiedzieli, „że jesienne noce w Smoleńsku są zimne, a jeńcy najprawdopodobniej nie mieli żadnej innej wierzchniej odzieży”, lub też sugerowali, że egzekucja jednak odbyła się w li-stopadzie).

Do zerwania stosunków dyplomatycznych przyczyniło się również to, że w marcu 1943 roku na terytorium ZSRR utworzono Stowarzyszenie Patriotów Polskich i Stalin coraz bardziej skłaniał się do traktowania tej komunistycznej organizacji jako wyłącznego przedstawicielstwa narodu polskiego. Ostatecznie

nie Międzynarodowy Czerwony Krzyż, lecz państwa neutralne oraz związane sojuszem z Niemcami wysłały swych lekarzy w celu przeprowadzenia badań oraz ustalenia daty egzekucji. Węgry delegowały profesora Ferenca Orsósa. Za-stosowana przezeń procedura – badanie czasowego przebiegu procesów zacho-dzących w mózgu i płucach ofi ar – dostarczyła ważnego materiału dowodowego.

Po wojnie Ferenc Orsós zbiegł do Szwajcarii. Strona radziecka starała się o jego ekstradycję jako zbrodniarza wojennego, ale Bern odrzucił te żądania. Dla Ame-rykanów profesor posiadający wiedzę i doświadczenie związane ze zbrodnią ka-tyńską stał się w okresie wojny koreańskiej kimś cennym, co sprawiło, że żyjący podówczas w Republice Federalnej Niemiec Orsós znalazł się pod ich opieką.

Faktem jest jednak, że ani Churchill, ani prezydent Roosevelt nie chcieli przyjąć zbrodni w Katyniu do świadomości i nie interesowało ich to, kto ponosi odpowiedzialność za to ludobójstwo. W końcu 1943 roku Wielka Trójka podjęła w Teheranie decyzje w sprawie Polski (bez udziału Polaków). Uznano ją za strefę wpływów ZSRR. Jakby chciano tym zrekompensować fakt, że wskutek opóźnień w tworzeniu drugiego frontu główny ciężar wojny spadł na Związek Radziecki.

W pierwszym tygodniu maja 1943 roku Niemcy wysłali do Berlina, a stam-tąd samolotem do Smoleńska amerykańskiego podpułkownika Johna Van Vlieta, trzymanego przedtem w rotenburskim obozie jenieckim. Razem z nim wyprawio-no jego rodaka kapitana Donalda B. Stewarta oraz sześciu ofi cerów angielskich.

Wiedzieli oni z niemieckich gazet o grobach odkrytych w katyńskich lasach, ale uważali, że zbrodnia była dziełem nazistów. Protestowali zatem, że dla celów propagandowych wciąga się ich w „akcję katyńską”. Niemcy nie przejmowali się tymi protestami.

13 maja wysłańcy przybyli do lasu katyńskiego. Od początku czuli się za-kłopotani: na skraju lasu stała polska uroczysta warta, nad którą powiewał pol-ski sztandar. Zaprowadzono ich do największej otwartej mogiły. Sami mogli wybrać ze sterty szczątków ludzkich te, które zostaną w ich obecności prze-badane. Van Vliet, Stewart i ich towarzysze przekonali się w ten sposób, że to nie znienawidzeni przez nich hitlerowcy dopuścili się tego masowego mordu.

Zwłoki w odkrytych grobach były niemalże sprasowane w jedną pryzmę. Nie-możliwe, by zostały znacznie wcześniej wydobyte, odpowiednio spreparowane i „zaopatrzone” w akcesoria dowodowe. Wyłonionych spośród jeńców wojen-nych świadków zdumiało również to, że większość rozstrzelawojen-nych ofi cerów odziana była w zimowe płaszcze, skoro Niemcy – jak utrzymywali Sowieci – pojmali ich jakoby w końcu lata 1941 roku. Dla tej grupy świadków najbar-dziej przekonującym dowodem było to, że „eleganckie, wysokie, ręcznie szyte ofi cerki były znoszone w niewielkim stopniu, nawet na obcasach”. A przecież gdyby polscy ofi cerowie przez blisko dwa lata pracowali wcześniej przy budo-wie dróg (jak utrzymywali Sobudo-wieci), ich obubudo-wie byłoby o budo-wiele bardziej zużyte.

W obecności ofi cerów amerykańskich opróżniono też kieszenie ofi ar. Znalezione

w nich przedmioty miały jednoznaczną wymowę. Co więcej, do związania rąk ofi ar użyto sznura produkowanego w Związku Radzieckim, a „sposób wiązania był taki sam, jaki zastosowano przy krępowaniu Rosjan pogrzebanych w pobliżu, a zamordowanych wiele lat wcześniej”.

Dwa tygodnie po zakończeniu wojny w Europie Van Vliet złożył w Wa-szyngtonie ustny, a następnie pisemny raport generał-majorowi Claytonowi Bis-selowi (zastępcy szefa sztabu do spraw wywiadu) o tym, co zobaczył w Katyniu.

Złożył przy tym przysięgę – ustną i na piśmie – że będzie milczał w tej sprawie.

To obciążające Sowietów poufne sprawozdanie zaginęło w tajemniczych oko-licznościach. Kiedy w okresie wojny koreańskiej utworzono Specjalną Komi-sję Śledczą Kongresu Stanów Zjednoczonych do Zbadania Zbrodni Katyńskiej, zwrócono się do Van Vlieta z prośbą o zrekonstruowanie zaginionego raportu.

Bissel wyjaśniał później swoje postępowanie w tej sprawie, choć twierdził, że dokument przekazał do Departamentu Stanu. Jednak dodał, że w maju 1945 roku Stany Zjednoczone nie mogły w żaden sposób ryzykować i prowokować Rosji, którą chciały nakłonić do włączenia się w wojnę amerykańsko-japońską.

Pułkownik Van Vliet nie był jedynym ofi cerem amerykańskim, któremu zamknięto usta w związku z Katyniem. Drugi to George Howard Earle, biegły w sprawach bałkańskich specjalny agent prezydenta Roosevelta, wcześniej am-basador w Bułgarii i Austrii. Na podstawie raportów rumuńskich i bułgarskich Earle informował prezydenta, że wszystko wskazuje na to, iż to Sowieci dokona-li rzezi na polskich jeńcach wojennych. Prezydent Roosevelt, obejrzawszy foto-grafi e z ekshumacji, odpowiedział: „George, to wszystko niemiecka propaganda i niemiecki spisek. Jestem absolutnie przekonany, że Rosjanie tego nie zrobili”.

Po powrocie do Turcji dręczony przez wyrzuty sumienia Earle 22 marca 1945 roku poprosił Roosevelta o zgodę na ujawnienie sprawozdania katyńskiego. Pre-zydent kategorycznie odmówił, a Earle, jako ofi cer marynarki wojennej, został przeniesiony na wyspę Samoa, położoną w południowej części Oceanu Spokoj-nego, skąd mógł powrócić do USA dopiero po śmierci Roosevelta. Gdy Henry J. Szymański, amerykański pułkownik polskiego pochodzenia, zgłosił odmienny pogląd na sprawę katyńską, otrzymał naganę. Mógł się ofi cjalnie wypowiedzieć dopiero sześć lat później, poproszony o to przez Specjalną Komisję Śledczą Kon-gresu.