• Nie Znaleziono Wyników

Spokojna polityka Moskwy w stosunku do Niemców, cynizm wobec Polaków

Trudna sytuacja polskiego rządu i dowództwa wojskowego nie dawały genera-łowi Brauchitschowi powodów do optymizmu. Niemcy mieli dosyć amunicji i materiałów pędnych tylko do końca września. Sytuacja na froncie zachodnim była niepewna, między 15 a 18 września można było się spodziewać ataku Fran-cuzów. Dlatego też opóźnianie się akcji sowieckiej napawało Berlin niepokojem.

15 września o godzinie dwudziestej Ribbentrop w ściśle tajnym telegramie prosił ambasadora niemieckiego w Moskwie o przekazanie informacji Mołoto-wowi. Wedle punktu 1 owego telegramu: „rozbicie armii polskiej zbliża się do końca. W najbliższych dniach spodziewamy się zająć Warszawę”.

Punkt 3 zawierał prośbę o rozpoczęcie, zgodnie z paktem Ribbentrop‒Mo-łotow, niezbędnych działań wojennych. W przeciwnym wypadku Niemcy będą zmuszone wyprzeć Wojsko Polskie aż na granicę z ZSRR. Ribbentrop podkreślał przy tym, że „z braku sowieckiej akcji (…) na terenach na wschód od niemieckiej strefy wpływów mógłby powstać obszar pustki politycznej… (…) zrodziłaby się tam przy braku akcji rządu sowieckiego możliwość powstania nowych państw”.

W punkcie 5 znajdujemy świadectwo, że dla Niemców niezwykle ważne było, w jakiej formie Sowieci przedstawią światu swoją inwazję na wschodnie terytoria Polski. Berlin w żadnym razie nie uważał za właściwe, by Moskwa uzasadnia-ła interwencję, powołując się na zagrożenie ludności białoruskiej i ukraińskiej, albowiem Niemcy nie stanowią dla tych narodów zagrożenia, ponieważ Rzesza chce realizować tylko „niemieckie potrzeby życiowe”. W tej sytuacji wspomnia-na argumentacja „nie dałaby się pogodzić z przyjętymi w Moskwie ustaleniami,

zaś na koniec i w sprzeczności do obustronnie wyrażonego pragnienia ustano-wienia przyjacielskich stosunków zaprezentowałaby światu oba państwa jako przeciwników”.

Polski rząd i wyższe dowództwo, rozmieszczone wzdłuż granicy rumuń-skiej w Kołomyi, Śniatyniu, Kosowie i Kutach, do północy 16 września łudziły się, że ze strony ZSRR nie grozi Polsce żadne niebezpieczeństwo. Tego samego dnia ambasador francuski w Londynie André-Charles Corbin wysłał złowrogą depeszę do premiera Daladiera, głoszącą, że „ograniczona akcja, do której ZSRR może się posunąć wobec części obszarów Polski zagrożonych inwazją niemiec-ką, nie powinna koniecznie pociągać za sobą natychmiastowej reakcji dyploma-tycznej naszej strony”.

16 września o godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści Schulenburg wysłał do niemieckiego ministra spraw zagranicznych ważną depeszę, w której zdał relację ze swej, przeprowadzonej kilka godzin wcześniej, rozmowy z Mołoto-wem. Z pewnością najważniejszą dla Ribbentropa informacją było to, że „akcja militarna Związku Sowieckiego nastąpi lada chwila. Może nawet jutro z rana lub pojutrze”. Najwięcej miejsca poświęcono w depeszy przeznaczonemu dla reszty świata uzasadnieniu sowieckiej interwencji. W tej sprawie Mołotow nie omieszkał podkreślić, że z powodu rozpadu Polski „Związek Sowiecki czuje się (…) zobowiązany wkroczyć w obronie swych ukraińskich i białoruskich braci i stworzyć tej nieszczęśliwej ludności warunki do spokojnej pracy”.

W dalszej części depeszy Schulenburga czytamy: „Mołotow przyznał, że za-planowane przez rząd sowiecki sformułowanie zawiera w odczuciu niemieckim pewną skazę, prosi jednak, by przez wzgląd na trudne położenie rządu sowiec-kiego nie potykać się o to źdźbło trawy. Rząd sowiecki nie widzi niestety innego pretekstu, ponieważ dotychczas Związek Sowiecki nie troszczył się o położenie swoich mniejszości w Polsce i musi w jakiś sposób usprawiedliwić wobec zagra-nicy swoją interwencję”.

Z paru dni zrobiło się parę godzin. 17 września o drugiej Stalin w towarzystwie Mołotowa i Woroszyłowa przyjął ambasadora Schulenburga i oznajmił mu, że o godzinie szóstej Armia Czerwona przekroczy granicę radziecko-polską na całej jej długości od Połocka po Kamieniec Podolski. Dlatego też poprosił, by samo-loty Luftwaff e nie wylatywały, poczynając od tego dnia, poza linię Białegostoku, Brześcia i Lwowa. Zaznaczył przy tym, że przynaglany od wielu dni komitet so-wiecki nazajutrz przybędzie do Białegostoku, aby uzgodnić z Niemcami wspólną akcję. Schulenburg kontynuował: „Stalin odczytał mi notę, która jeszcze tej nocy ma być przekazana ambasadorowi polskiemu, a w ciągu dnia zostanie w odpisach dostarczona do wszystkich przedstawicielstw dyplomatycznych, po czym opu-blikowana. Nota uzasadnia sowiecką akcję. (…) W odczytanym w mojej obec-ności projekcie są trzy z naszego punktu widzenia niedopuszczalne punkty. Na moje zastrzeżenia co do nich, Stalin bardzo chętnie zmienił ich sformułowanie

tak, iż nota wydaje się teraz do przyjęcia dla nas. Stalin oświadczył, że komuni-kat niemiecko-sowiecki zostanie wydany dopiero za 2–3 dni.

Kwestie militarne ma się w przyszłości omawiać w toku bezpośrednich spo-tkań Generalleutenanta Köstringa z Woroszyłowem”.

Władimir Potiomkin, zastępca komisarza ludowego ds. zagranicznych, od-czytał godzinę później notatkę Mołotowa Wacławowi Grzybowskiemu, polskie-mu ambasadorowi, zaproszonepolskie-mu do Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicz-nych ZSRR:

„Wojna niemiecko-polska ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa pol-skiego. W ciągu dziesięciu dni operacji wojskowych Polska straciła wszystkie swoje okręgi przemysłowe i ośrodki kulturalne. Rząd polski uległ rozkładowi i nie okazuje przejawów życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego Rząd prze-stały praktycznie istnieć. Dlatego straciły ważność traktaty zawarte pomiędzy ZSRR i Polską. Pozostawiona własnemu losowi i pozbawiona kierownictwa Pol-ska stała się łatwym polem wszelkiego rodzaju niebezpiecznych i niespodziewa-nych akcji, mogących stać się groźbą dla ZSRR. Dlatego Rząd Sowiecki, który zachowywał dotychczas neutralność, nie może w obliczu tych faktów zajmować nadal neutralnego stanowiska.

Rząd Sowiecki nie może również pozostać obojętny na fakt, że zamieszkują-ca terytorium Polski pokrewna ludność ukraińskiego i białoruskiego pochodze-nia jest bezbronna i zostawiona własnemu losowi.

W obliczu tego stanu rzeczy Rząd Sowiecki polecił dowództwu naczelnemu Armii Czerwonej wydać rozkaz wojsku, aby przekroczyło granicę i wzięło pod swoją opiekę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi.

Rząd Sowiecki zamierza równocześnie podjąć wszelkie środki mające na celu uwolnienie narodu polskiego od nieszczęsnej wojny, w którą wepchnęli go nierozsądni przywódcy, i umożliwienie mu życia w pokoju”.

Ambasador Grzybowski nie przyjął obraźliwej w tonie i kłamliwej notat-ki. Wobec tego przekazano ją na adres polskiej ambasady jako zwykły list, co wszelako nie zmieniło faktów. Jak zapowiadano, Armia Czerwona przekroczyła o świcie, między trzecią a szóstą, rozciągającą się między Łotwą a Rumunią gra-nicę sowiecko-polską, bronioną przez 25 słabych batalionów Korpusu Ochrony Pogranicza. Dwie grupy wojska radzieckiego otworzyły dwa fronty: białoruski i ukraiński. Front białoruski tworzyły 3. i 4. Armia pod dowództwem Michaiła Kowalowa, front ukraiński – 5., 6. i 12. armia pod dowództwem Siemiona Ti-moszenki. Było to w sumie 38 dywizji, 7 dywizji konnych, 1 korpus pancerny i 7 samodzielnych brygad pancernych. W tym czasie Armia Czerwona dyspo-nowała ogółem 5 tysiącami czołgów i samochodów pancernych oraz niespełna 2 tysiącami różnego typu samolotów bojowych. 17 września 750 tysięcy żołnie-rzy sowieckich przekroczyło polską granicę. Siły zbrojne ZSRR były w zasadzie znacznie większe niż Wehrmacht. Brakowało im tylko wyższej kadry ofi cerskiej.

Od czasu wielkich czystek, przeprowadzonych w latach 1936–1938, kadry te spoczywały w zbiorowych mogiłach albo dogorywały w łagrach.

Bezradność polskiego kierownictwa politycznego