• Nie Znaleziono Wyników

Związek Radziecki jako ta strona bardziej ekspansywna osiągnął w drugiej połowie lat 70. XX w. pewną przewagę w umownym ciężarze salwy nuklearnej. Tzn. wypro-dukowano w tym państwie, kosztem nieprawdopodobnego wprost wysiłku ekono-micznego, tysiące rakiet balistycznych, oczywiście wraz z głowicami. I teoretycznie można było z punktu widzenia ówczesnego Biura Politycznego KPZR zaryzykować wojnę z USA, ze sporą nadzieją, że pierwsza salwa zniszczy całe terytorium Stanów Zjednoczonych na tyle skutecznie, że zanikną tam wszelkie przejawy życia zorga-nizowanego.

Tyle tylko, że nie mogło być mowy o  żadnym wariancie zaskoczenia czy też ataku prewencyjnego. Czas przelotu rakiet balistycznych wystrzelonych z  wyrzut-ni umieszczonych na lądzie, bez względu, czy byłyby to podziemne silosy czy też np. ruchome wyrzutnie kolejowe, między USA a ZSRR to circa 22 min. Zatem było

2 Z. Brzeziński: Wielka Szachownica. Poznań 1998, s. 43–47.

3 Szerzej zob. W.T. Kowalski: Wielka Koalicja 1941–1945. Tom III. Warszawa 1977, s. 390 i nast.

dość czasu, by przeciwnik też zdążył otrzymać ostrzeżenie i odpalić własne rakie-ty. Ponadto zakładając atak radziecki, USA posiadały więcej niż ⅓ potencjału swo-ich rakiet balistycznych zlokalizowanych na okrętach podwodnych. Tu dysponowa-no zatem zupełną, nieograniczoną czasem swobodą nuklearnej odpowiedzi. Zatem hipotetycznie tego typu wymiana salw rakietowo-nuklearnych była zupełnie nieopła-calna dla każdej ze stron. Korzyść z  tego typu wojny mogły odnieść jedynie Chi-ny, na zasadzie poczekania, aż dwaj wielcy rywale się zupełnie lub prawie zupełnie zniszczą, a  wtedy właśnie Chiny, których potencjał rakietowo-nuklearny był bar-dzo skromny w porównaniu do ZSRR i USA, mogłyby odegrać swego rodzaju rolę

„języczka u  wagi”, dobijając zarówno jedną, jak i  drugą stronę4. Aczkolwiek idąc dalej w tego typu rozważaniach, byłyby spore trudności z zajmowaniem i utrzyma-niem terytorium, bo przecież praktycznie wszędzie byłoby promieniowanie przeni-kliwe o wysokim stężeniu.

Stąd też zarówno ówcześni radzieccy marszałkowie, jak też kierownictwo poli-tyczne Związku Radzieckiego byli znacznie bardziej zainteresowani inną koncepcją

„starcia z imperializmem”, jak to z języka propagandy ówczesnego ZSRR wynikało.

Po prostu zaplanowano i dawano też priorytet planowi ograniczonej wojny o Euro-pę Zachodnią. W tym wariancie starcia Rosjanie wraz z satelitami posiadali wyraź-ną przewagę. Związek Radziecki dysponował w połowie lat 70. XX w. wielką armią lądową. Były to 152 dywizje pierwszego rzutu, z czego 50 pancernych i 14 powietrz-nodesantowych. Do tego dochodziły armie państw satelickich, czyli dalsze circa 40 dywizji wojsk lądowych. Sama Polska była zobowiązana wystawić 20 takich dywizji.

Mimo że pokaźne kontyngenty wojskowe musiały pozostawać w innych częściach ZSRR, m.in. na granicach z Chinami 45 dywizji i dalsze 12 w Mongolii, 26 kolejnych dywizji miało osłonić ZSRR od prawie pewnego ataku w warunkach wojny, oczywi-ście ze strony Turcji, a minimum 22 dywizje musiały pozostawać na Dalekim Wscho-dzie po to, żeby podjąć walkę z Japonią5.

Zatem liczba dywizji, która mogła być użyta w  pierwszym rzucie przeciwko Europie Zachodniej i Skandynawii, spadała realnie do 60-kilku, jeżeli chodzi o same radzieckie. Ponadto, co wykazały późniejsze działania zbrojne w Afganistanie, jakość i  bojowa mobilność szeregu radzieckich dywizji pozostawiała wiele do życzenia.

Wprowadzone do Afganistanu w  pierwszym rzucie dywizje złożone z  Kazachów, Tadżyków i Uzbeków trzeba było po niecałym roku wojny z mudżahedinami wyco-fać, bo po prostu szerzyła się w tych oddziałach prawie masowa dezercja. Wprowa-dzono w ich miejsce formacje złożone z Rosjan i Ukraińców6. Również nie wszystkie, a nawet nie większość dywizji, reprezentowała poziom wyszkolenia czy posiadanego i używanego sprzętu, takich jednostek uznawanych powszechnie za elitarne, jak kan-temirowska dywizja pancerna czy też tamańska dywizja zmechanizowana. Summa

4 Szerzej zob. E. Januła: W cieniu czerwonej gwiazdy. T. 1. Katowice 2016. s. 164 i nast.

5 Ibidem, s. 170–176.

6 E. Januła: Afganistan. Wichry wojny. W: „Dziś Warszawa” 2002, nr 3.

summarum wszystko to podnosiło rangę i rolę wojsk państw satelickich w koncep-cji przeprowadzenia błyskawicznej wojny w Europie. Błyskawicznej, bo w Moskwie planowano, że po niecałych 2 tygodniach trwania działań wojennych wojska Ukła-du Warszawskiego dojdą do Pirenejów, a po kolejnym tygodniu znajdą się nad brze-gami Zatoki Biskajskiej.

Niestety ta przerażająca, zdawałoby się, koncepcja miała wszelkie możliwości pozytywnej weryfikacji. Terytorium ówczesnych Niemiec Zachodnich posiadało tylko ok. 200 km głębokości operacyjnej, a w pierwszym rzucie NATO mogło przeciwsta-wić nacierającym armiom Układu Warszawskiego tylko circa 35 dywizji wojsk lądo-wych. I to jeszcze przy optymistycznym założeniu, że na czas zostanie z terytorium USA dostarczony 13 Korpus Armijny, 7 Amerykańskiej Armii Polowej, która na stałe stacjonowała w Europie. Tu oczywiście zachodziły z naturalnych względów kolejne pytania, w rodzaju tych, czy RFN wobec postępu wojsk strony wschodniej zdąży na czas zmobilizować 24 dywizje Bundeswehry, drugiego rzutu i 12 dywizji Landwehry.

Następnie, czy Wielka Brytania na czas dośle swoje dwie dywizje dla uzupełnienia brytyjskiej Armii Renu, która stacjonowała w północnej części RFN. Kolejne kwe-stie to, czy Francja oprócz 3 Korpusu Armijnego, stacjonującego na stałe w garnizo-nach w rejonie Koblencji, zechce przysłać 2 dalsze korpusy do Niemiec, czy też raczej zechce bronić się już na granicy francusko–niemieckiej. No i wreszcie podstawowe pytanie, a mianowicie, czy tuż przed wybuchem wojny Amerykanie zdąża zainsta-lować i postawić w stan pogotowia operacyjnego pas atomowych min na pograni-czu RFN-NRD. Bo tylko zmasowane wybuchy atomowych min mogły powstrzymać bardzo silne uderzenia pancerne strony wschodniej. Sam Związek Radziecki dyspo-nował na kierunku zachodnim ok. 55 tys. czołgów. Dalsze ok. 8 tys. znajdowało się w dyspozycji jego satelitów, z czego tu najwięcej, bo ok. 3 tys., posiadała Polska. Silo-sy przygotowane do założenia min oczywiście były przygotowane, same miny rów-nież, ale, jak zakładano, zainstalowanie łącznie ok. 2,2 tys. min miało zabrać pra-wie 36 godzin czasu7. Niby niepra-wiele, ale przecież trzeba było założyć też intensywne przeciwdziałanie sił Układu Warszawskiego. Specjalne oddziały radzieckiego Spec-nazu były przygotowywane, żeby tuż przed wybuchem wojny wtargnąć, różnymi zresztą sposobami, na teren pogranicza, i nie tylko zresztą tam, i m.in. uniemożli-wić zainstalowanie min8.

W scenariuszach III wojny światowej po stronie zachodniej zakładano, że mini-mum 1,9 tys. atomowych ładunków wybuchnie i wyłączy z walki co najmniej 20 tys.

czołgów przeciwnika oraz znacznie większe ilości innych, słabiej opancerzonych pojazdów. Zakładano również, że strefa wybuchu będzie przez 4 doby nieprzejezd-na dla całego transportu strony wschodniej, a przesuwający się zgodnie z różą wia-trów na wschód opad radioaktywny poważnie utrudni i zakłóci koncentracje drugich rzutów strategicznych, znajdujących się już na terenie NRD. Jeżeliby to wszystko się

7 E. Januła: Tak miało być. Scenariusz III Wojny Światowej. „Geopolityka.net” 2012.

8 E. Januła: Specnaz. „Spadochroniarz” 2001, nr 3.

powiodło, to wtedy można by było założyć po stronie zachodniej, że ofensywa wojsk UW zostanie poważnie wyhamowana, a obrona będzie coraz mocniejsza9.

Scenariusz ten oczywiście był znany stronie wschodniej i było wiadome, że zro-bi ona wszystko, żeby do realizacji tej niekorzystnej dla siezro-bie koncepcji nie dopuścić.

Jednym ze środków zaradczych miały być właśnie prewencyjne działania Specnazu.

Inne to np. grupy niemieckich dywersantów. Ale przede wszystkim podstawowym antidotum miało być taktyczne i operacyjne zaskoczenie oraz taka szybkość działań, żeby do instalacji i wybuchów atomowych min nie dopuścić.

Mimo tych wszelkich przedsięwzięć podejmowanych po stronie NATO opinie eks-pertów militarnych brzmiały dość minorowo. Mianowicie olbrzymia większość analiz wskazywała, że ZSRR i jego satelici mają wszelkie dane do tego, żeby swój plan, szybkie-go zajęcia całej Europy Zachodniej i Skandynawii, któreszybkie-go kryptonim brzmiał w koń-cówce lat 70. XX w. „Piotr Wielki”, zrealizować. W świetle wszelkich ówczesnych analiz jedynym ratunkiem dla wojsk NATO broniących Europy było użycie od samego począt-ku konfliktu broni atomowej. Miny atomowe oraz liczne atomowe ładunki taktyczne mogły powstrzymać rajd radzieckich związków pancerno-zmechanizowanych. Para-doksalnie taka koncepcja wojny nie była absolutnie na rękę Związkowi Radzieckiemu.

Rosjanie po prostu nie chcieli toczyć wojny o Europę w ogniu atomowych wybuchów.

I wcale tu nie chodziło o głośne ideologiczne hasła propagujące pokój i oskarżanie impe-rializmu, szczególnie amerykańskiego, o propagowanie tendencji agresywnych. Kon-kluzja po stronie wschodniej była znacznie bardziej pragmatyczna. Związek Radziecki, który w analizowanym okresie był już u kresu wytrzymałości ekonomicznej, właśnie w szybkim zajęciu Zachodniej Europy, ale niezniszczonej wraz z jej zasobami, techno-logiami i wykwalifikowanymi kadrami, widział swój ratunek ekonomiczny. I również polityczny10. Ekipa Breżniewa chciała w kontekście ekonomicznym złapać przysłowio-wy „drugi oddech”. Natomiast alternatywnie zniszczona wojną jądrową Europa przed-stawiała już wartość znacznie mniejszą.

Ponadto było bardziej niż oczywiste, że jeżeli broń atomowa będzie użyta na szcze-blu taktycznym, to próg jej użycia będzie się sukcesywnie podnosił i z przeważającym prawdopodobieństwem dojdzie do wymiany ciosów o charakterze strategicznym, czy-li praktycznie wojny globalnej. Tu znów, jak już pisano poprzednio, ZSRR miał pew-ną przewagę w salwie rakietowo-nuklearnej. Ale z kolei posiadał dużo za słabą flotę wojenną, żeby w następstwie wymiany nuklearnego ognia mógł pokusić się o strate-giczny desant na terytorium Stanów Zjednoczonych11. Ponadto pewną, wcale niema-łą, rolę odrywała obawa przed hipotetycznym zachowaniem Chin, które w wyniku wojny między ZSRR a USA otrzymywały, i to w sposób naturalny, swoją wielką szan-sę w dążeniu do hegemonii nad światem lub tą jego resztą, która by z niego pozosta-wała w wyniku starcia supermocarstw.

9 E. Januła: W cieniu…, s. 186 i nast.

10 E. Januła: Tak miało być…

11 A.M. Wasljew, G.P. Złobin., J.W. Skorochod: Współczesne desanty morskie. Warszawa 1972, s. 107–193.