Sięgając do tradycji, warto zapoznać się z faktami, które, nieznane szerszej publiczności, rzucają trochę światła na wydarzenia, będące dla obecnego pokolenia już tylko historią.
Dzieje jednak tworzą ludzie, tak samo było z historią ruchu robotniczego, który w naszym regionie tworzyli w przeważającej mierze mieszkający tu z dziada pradziada Polacy. Kim byli ci ludzie i jacy byli naprawdę. Przed kilku laty udało się zgromadzić garść informacji, które przekazali mi świadkowie tamtych czasów. Zaginęły już wprawdzie czerwone i białe kolonie górnicze, będące kulisami nie tylko dziejowych wydarzeń i podręcznikowych prawd, ale także scenerią górniczego żywiołu, pulsującego jakimś niespotykanym już później nerwem powszechnego zrywu, zdrowej wiary w słuszność tego, co się wspólnie czyni, to wszystko pozostało jednak we wspomnieniach osób, które zapamiętały.
— Wówczas — wspomina po latach jeden z nielicznych już weteranów tamtych walk, Al
fred Kaleta — było na Sowińcu 24 komunis
tów, a to była najliczniejsza komórka, w in
nych dzielnicach było ich najwyżej od czterech do dziesięciu.
A Ernest Karpeta z Hawierzowa mówi:
— Organizowanie wieców — to była sprawa wcale nietrudna. Tu u Litnera była sala na trzysta pięćdziesiąt osób, to się ludziom po
wiedziało, że Partia zwołuje wiec. Przyszło ich tylu, że musieli stać na dworze, okna po
otwierano, by i tamci słyszeli. A u Ungra to samo, bez zaproszeń, powiedzieli tylko, że jest zebranie w kolonii, przyszedł Śliwka i za chwilę było paręset osób.
Na ławeczce pod ścianą siadywali starzy socjaliści i rozprawiali o polityce, chwalili dawne czasy i własny radykalizm, poglądy nie sprawdzone później przez historię były jeszcze wtedy zażarcie bronione. Ale już u ich boku wyrastało pokolenie nowe, re
prezentowane w koloniach przez zago
rzałego piłkarza i . . . bolszewika w jednej osobie, noszącego nawet na leninowską modłę bródkę i szyltówkę. To był bohater swojej epoki. Jego charakter i osobliwy urok tak wspaniale zostały dopasowane do lat dwudziestych, trzydziestych, że po
mogły stworzyć typ bohatera wprost ludo
wego początku dwudziestego wieku.
Tłumy aprobując jego odwagę,' poczucie humoru a także zdolność zwodzenia polic
ji, przyswajały sobie, często bezwiednie, również jego myśli - głęboko postępowe, klasowe.
— Policja — wspomina Kaleta — zawsze chciała Karła od mas odciągnąć, bo on potra
fił do narodu przemawiać. Raz przyjechał na dworzec do Karwiny, chciał zatrzymać górni
ków, żeby nie szli do kopalni, bo jest strajk.
Nikt z mówców się nie odważył, bo policja była wszędzie. Śliwka wsiadł do taksówki i odjechał. Pod wiaduktem w Karwinie po
wiedział do kierowcy: „T y jedź w kierunku na Frysztat“ . A sam wrócił na skróty na
kar-[3]
wiński dworzec. Policja dopadła taksówkarza na frysztackim rynku a Śliwki nigdzie. Karet tymczasem byl na zgromadzeniu w Karwinie.
— Zbliżał się 1 maja — wspomina Leon Sztuła — W Darkowie w organizacji partyjnej było nas dwunastu, ale uzgodniliśmy, że pój
dziemy do pochodu. Wszystko było przygoto
wane: transparenty, plakaty, nawet kapelę zamówiliśmy. Przed Domem Robotniczym stanęliśmy: cala dwunastka, ludzie przyglą
dali nam się z boku, nikt się jakoś nie kwapił dołączyć. Ale kiedy dochodziliśmy do Frysz- tatu, szło za nami już dwieście ludzi z chodni
ków, przeważnie młodzież. Na rynku stali już robotnicy z Ląk i z Olbrachcie, ale nam nie pozwolono wejść, skierowano naszą grupę na targowisko. To było ciekawe. Na czele po
chodu pierwszomajowego kroczyli narodowi socjaliści, za nimi socjaldemokraci i tak dalej, a my, komuniści, na samym końcu i jeszcze po flamandzku. Policja dopiero potem zre
flektowała się, że to jest komunista z Cze
chosłowacji, i eskortowała go do granicy . . . W czerwonej kolonii w Karwinie miesz
kała do niedawna przyjaciółka jednego z najbliższych towarzyszy Śliwki — Pawła Kłusa — pani Domesowa. Jeszcze po la
tach znać było na jej twarzy ślady dawnej urody. Wówczas była już schorowana, ale z wielkim przejęciem opowiedziała mi o życiu z „obdartym komunistą“, który nie
wiele dbał o to, jak wygląda i co je, po
chłonięty bez reszty rolą rewolucjonisty, agitatora i przywódcy:
— Pewnego razu przychodzi do mnie służąca, taka kobieta, która sprzątała kance
larię, i mówi: „Paweł Kłus ma gorączkę, trze nie wziął pieniądzy. To był doktor Olszak. Na
zajutrz złapałam Karola Śliwkę i mówię: „K a rolu, nie można tak, przecież ten człowiek nie jest nawet ubezpieczony, jak to jest?“ A Ka
rol do mnie: „N ie można tak od razu ..
Nie dałam za wygraną: „Pracuje, a nie jest ubezpieczony“ . Karol powiedział, że załatwi.
I załatwił ubezpieczenie na pięć lat wstecz.
No i tak żeśmy się poznali. Mieszkałam z drugiej strony hotelu Unger, przychodził do mnie na herbatkę, on, taki człowiek obyty w Wiedniu, ubranie miał rzeczywiście dzi
waczne — czarną marynarkę, a do tego jasne płócienne spodnie i melonik. Pewnego razu Domesowa przerwała opowiadanie i jakby na usprawiedliwienie powiedziała: Wybaczy pa
ni, że ja mówię tylko o tych sprawach, ale może powinniście wiedzieć, jak taki komunis
tyczny człowiek pracował, że czasami nawet znają twojej wartości, oni sobie nawet nie po
trafią wyobrazić . . . “ Nie dokończyła.
— To kobiety organizowały jedzenie dla górników — powiedziała po chwili. — Na [4 ]
przykład na kopalni Jan górnicy zostali w podziemiu, nie zgodzili się wyjechać.
Przyszła pani Bogoczowa, żona komunisty, prosiła, żebym pomogła. Ugotowałyśmy wszystkim gulasz, chleb, one to potem za
niosły na kopalnię i spuściły na dół.
— Nasze kobiety były wspaniałe — wspo
mina Robert Polak z Orlowej — one musiały troszczyć się o dom, o dzieci, o to, żeby było co włożyć do garnka, a jak był strajk, szły pod kopalnię i nie chcrały przepuścić łamistraj
ków. Żandarmi z bagnetami, a one: No to chodźcie, śmiało i basta. W naszym domu była" podziemna drukarnia, wydawaliśmy ga
zetę „Blesk“ . Redaktorem był mój brat i nie
jaki Adamik. Żandarmi nigdy nie znaleźli tej drukarni. Drukowaliśmy również ulotki, to przede wszystkim przed wyborami. Nocą z moją żoną rozlepialiśmy je po płotach i do
mach.
Fenomenem tamtych czasów był fakt, że kilkunastu — najwyżej kilkudziesięciu
„czerwonych“ potrafiło porwać za sobą tłumy, nawet te nie bardzo lewicowo myślące, bo tłumy nie miały jeszcze wów
czas legitymacji partyjnych. „Było nas kil
ku — wspominali prawie wszyscy założyciele — czasy były nielitościwe. Tych z partyjną legitymacją wyrzucano na bruk w pierwszej kolejności.“
Ale jeśli przyjrzymy się życiorysom tych pierwszych, zauważyć musimy jedną cechę wspólną, albo przynajmniej prze
ważającą: wiek. Młodość ma swoje prawa.
A że historia lubi się powtarzać, zawsze no
we prądy podchwytują najpierw ludzie młodzi, młodo myślący. Młodzi byli zafas
cynowani tym, co dopiero kiełkowało; po
trafili właściwie to ocenić przywódcy, tacy jak Śliwka, Krauz czy Kłus. Przykładem te
go jest założenie fizkultury komunistycz
nej. Chłopcy i dziewczęta w czarnych spo
denkach i białych podkoszulkach byli najlepszą gwarancją przyszłej liczebności tych pierwszych szeregów.
Antonina Kroczkowa wspomina:
— Od dziecka żyłam w kolonii na Henryku.
Przypominam sobie taki wypadek. Komuniści zwołali tajne zebranie u Altmana, my z fizkul
tury spotkaliśmy się w innym lokalu. Wchodzi komisarz i patrzy: młodzipż. Od razu zrozu
mieliśmy, że na szczęście pomylił drzwi i trzeba go jakoś zatrzymać. Więc zaczęliśmy z nim rozmawiać. Złapał się na to. Nawet za opuczorzem“ . A tymczasem komuniści z dru
giej sali wyskakiwali przez okno i nikogo turniej. Pierwsza piłka należała do Karła, jako starego piłkarza. Mecz rozegrał się na boisku we Frysztacie i nasz darkowski klub Meteor puchar ten zdobył. Potem przyszła okupacja.
Podczas aresztowania puchar stał na kre
densie, ale moja żona, jak tylko zobaczyła gestapo, okazała tyle przytomności, że usunęła tabliczkę z napisem „Puchar Karola Śliwki“ . Gestapo zainteresowało się nim o- czywiście, ale nie na tyle, żeby przedmiot ten mógł zbudzić w nich jakieś dodatkowe emoc
je. Po wyzwoleniu oddałem go do dyspozycji
„S ile“ i „Polonii“ . ..
Niewielu z tamtych ludzi epoki przeżyło okupację. Los Karola Śliwki, Fryderyka Krauza i Pawła Kłusa podzielił prawie cały komitet powiatowy w Karwinie, komitety w Trzyńcu, Cieszynie, wioskach. Niewielu doczekało ostatecznego zwycięstwa, by dać świadectwo nie tylko wydarzeniom, ale przede wszystkim swoistej atmosferze tamtej epoki.
OTYLIA TOBOLA
[5]