Wilhelma Szewczyka nie trzeba chyba specjalnie czytelnikom „Zwrotu“ przedstawiać. Pi
sarz, publicysta, który postanowił w formie prozy literackiej, felietonów, esejów przybliżyć historię i współczesność Śląska. Spośród z górą pięćdziesięciu książek i niezliczonej ilości materiałów publicystycznych przytłaczająca większość poświęcona jest tej właśnie problematyce.
— Poświęcił pan całe swoje życie jednemu regionowi bez względu na to, czy sytuacja sprzyjała zainteresowaniu tą tematyką, czy też nie. Ostatnio wprawdzie, trzeba przyznać, tak zwany regionalizm jest w modzie, nie wy
daje mi się jednak, żeby to słowo rozumiane było zawsze pozytywnie.
— To zależy, jak się je pojmuje. Regiona
lizm powinien być otwarty, to nie może być separatyzm. Regionalizm musi być świa
domością rodzimych wartości wytwarza
nych w jakimś regionie, mniejszym lub większym, które muszą być jednak w stałym kontakcie duchowym z wartoś
ciami ogólnonarodowymi. Regionalizm ot
warty — to znaczy wspomaganie państwa przez dodatkowy wysiłek społeczny, który jest częścią ogólnego żywota, losu państwa czy narodu. Tak właśnie pojmuję ów reginalizm otwarty. W przeciwnym wy
padku jest to spojrzenie niewspółczesne,
spojrzenie wręcz staroświeckie. To było dobre w okresie, kiedy narody były często pod obcą władzą i wtedy te małe społecz
ności stwarzały swoją własną siłę du
chową. Ale też nie mogły działać w oderwa
niu od całego narodu, bo wtedy byłyby odosobnione, łatwo byłoby je zniszczyć.
— W rozważaniach nad regionalizmem w literaturze wiąże się z tym również wykor
zystanie dialektów. Jak pan zapatruje się na tę sprawę i jakie ma ona odbicie w pana twór
czości?
— Ja w gwarze pisywałem jeszcze w młodości takie komedyjki dla teatrów lu
dowych. Ale kiedy debiutowałem, to już w języku literackim. Choć gwara pojawia się u mnie czasem — jeżeli to jest na przykład powieść i akcja dzieje się na Śląs
ku, to oczywiście postacie w tej powieści mówią czasem gwarą, ale tak, żeby była zrozumiała również dla czytelnika
[ 2 7 ]
w innych regionach Polski. Nie jestem przeciwnikiem literatury tworzonej w gwa
rze. Ale trudno napisać w gwarze dla przykładu — esej, trudno na gwarę prze
tłumaczyć „Odyseję“ . Czasem środowisku regionalnemu trzeba po prostu — cho
ciażby w wypadku grup polskich — narzu
cać polszczyznę piękniejszą, mającą tra
dycję językową, wielowiekową tradycję.
A to, że między sobą społeczeństwo poro
zumiewa się gwarą . . . Ja z moimi kolegami gimnazjalnymi, kiedy się spotykamy przy piwie albo przy grze w skata — bo to jest chyba najpopularniejsza tutaj gra w karty
— to sobie też czasem gwarą pogadamy.
Ale to już jest nasz zupełnie prywatny spo
sób komunikowania się. Natomiast na ze
wnątrz używamy tego języka, który nam dała szkoła i który jest językiem narodo
wym. Mnie się wydaje, że w ten sposób gwara może funkcjonować i, jak mówię, niektóre formy literackie mogą oczywiście z niej korzystać — na przykład sztuki dla teatru ludowego, jakieś utwory poetyckie, nawet liryczne, bo gwara — o czym świad
czy pieśń ludowa — wyraża przecież uczu
cia liryczne czasem bardzo delikatnie.
Przyznaję, że jest potrzebna, i wiem, że ona w jakiś sposób akcentuje i rodzimość, i pewną odrębność. Wszystko jednak za
leży od tego, co się w tej gwarze wypowia
da. Jeżeli się wypowiada treści pozytywne czy treści, które można by równie dobrze wypowiedzieć w jakimś języku narodo
wym, to dlaczegóż by nie wypowiedzieć te
go w gwarze, skoro ona ma odbiorców.
— Sporo uwagi poświęca pan sprawom historii Śląska. Czy — pana zdaniem — jest ona dokładnie opracowana, czy też może są jeszcze jakieś „biate plamy“ ?
— Ostatni taki zarys historii Śląska dał Kazimierz Popiołek, sam zresztą z Cieszy
na pochodzący; jego ojciec, Franciszek Popiołek, też był historykiem ziemi cie
szyńskiej, w jego pracach też już Śląsk jest solidnie uwzględniony. Ale to jeszcze
wciąż jest za mało. Można dać ogólny zarys
— obiektywny, ale to jeszcze nie daje wszystkiego. Trzeba rozwijać badania his
toryczne często nad drobnymi sprawami, trzeba trochę jeszcze do archiwów za
glądać. Cały kłopot młodych historyków w Polsce i na Śląsku to jest nieznajomość języków. Nie znają łaciny, a więc stara do
kumentacja archiwalna, po łacinie, nie do
ciera do nich. Nie znają języka niemieckie
go, żeby móc Się rozprawiać z kłamstwami historyków niemieckich. Oużo jest także dokumentów czeskich, bo język czeski, a raczej morawski, był w pewnych wiekach używany na całym Śląsku — przecież na Górnym Śląsku nawet niektóre akta miej
skie są spisane w języku czeskim. Ja uważam, że pisanie o Śląsku to nie jest tyl
ko zadanie polityczne we współczesnym świecie, ale to jest również zadanie we- wnątrznarodowe. Nie można się od tego oddzielać. W Czechosłowacji zresztą też — w Opawie sprowadzono „Slezsky üstav“
do roli takiego małego przyczółka nauko
wego, zresztą oni tam bardziej zajmują się historią klasy robotniczej niż historią w ogóle. Otrzymuję wydawnictwo tej pla ani wzmianki w prasie czeskiej. . .
— Czy w historii Śląska jest może jakiś konkretny okres, konkretna problematyka, którą należałoby bliżej zbadać, wyjaśnić?
— Teraz, kiedy uporałem się już trochę z dziewiętnastym wiekiem, właśnie w „Syn
dromie śląskim“ przypomniałem między innymi raz jeszcze Walentego Roździeń- skiego, siedemnastowiecznego poetę, bo zawsze pisano o nim jako o człowieku, któ
ry stworzył jakby rymowany podręcznik za
wodowy dla górników i hutników, ale jego poetyckość nikogo nie interesowała, utwo
rem tym zajmowali się głównie mineralo
[ 2 8 ]
dzy, geolodzy, historycy przemysłu, bo dla nich to była ciekawostka. Więc ja uważam obecnie, że najważniejsze jest rozpoznanie całego okresu międzywojennego, po po
wstaniach śląskich do roku 1939, bo okres okupacyjny został dosyć solidnie opraco
wany. Zresztą w historii wciąż jeszcze są kwestie sporne, sprawy drażliwe, kontro
wersyjne postacie.
— A pan takimi właśnie postaciami lubi się zajmować. Wystarczy przeczytać wspomnia
ny tu już „Syndrom śląski“ . . . ostrymi polemicznymi akcentami, z przy
pomnieniem takich postaci, jak Paweł Mu- sioł z Wędryni, który miał przed wojną taki jeden „brzydki“ szczegół w życiorysie. Ale ja staram się doszukiwać pozytywnych ak
centów w życiu i działaniach tej czy innej osoby. A z Pawłem Musiołem byłem razem w więzieniu — siedział tam, gdzie i ja byłem przez blisko dwa lata, w Katowicach, i tam też został ścięty. Spotkałem się też z Lyso- horskim — przed wojną, kiedy pracowałem jako kierownik literacki polskiego radia w Katowicach. Krótko przed wojną nada
waliśmy stąd audycje informacyjne w języ
ku czeskim i słowackim oraz taką audycję miesięczną — „Ćeska hodinka“ się nazy
wała, była to taka audycja słowno-muzycz
na, w realizowaniu której pomagali nam uciekający z Czech intelektualiści. Zatrzy
mywali się często właśnie w Katowicach i między innymi był tu także Lysohorski, był tu także jego przyjaciel z lat młodości, mianowicie Jiri Taufer, niedawno zmarły komunista — on w tej audycji występował jako Jan Nosić, przygotował felietony w języku czeskim, sam je zresztą czytał, bo wtedy nie było jeszcze w radiu takiej tech
niki, jak dzisiaj, większość programów szła na żywo. Tą czeską audycją zajmowaliśmy się m. in. ja i Hierowski — znany krytyk lite
racki, dziś już niestety nieżyjący.
— Jeżeli mówi się w związku ze Śląskiem o konfliktach, ma się zazwyczaj na myśli kon
flikty polsko-niemieckie. A jak na przestrzeni historii układały się stosunki polsko-czeskie?
— Cóż, wiadomo, że każde pogranicze wytwarza konflikty. Nie było od nich wolne także pogranicze polsko-czeskie. Ja jed
nak uważam, że o wiele ważniejsze od pod
kreślenia różnic jest szukanie punktów stycznych i dążenie do zrozumienia siebie nawzajem. A jeśli chodzi o stosunki pol
sko-czeskie w historii, myślę, że są też jeszcze pewne białe plamy, które historycy obu narodów powinni spróbować wy
jaśnić. Najlepiej chyba byłoby, gdyby się spotkali, przedyskutowali te problemy, żeby te stanowiska nie były zbyt jedno
stronne. Dla przykładu w wypadku roku dziewiętnastego to raczej Czesi powinni uznać nasze racje, z kolei jeśli chodzi 0 rok trzydziesty dziewiąty, my mielibyśmy raczej słuchać opinii czeskich. Choć w per
spektywie polityki międzynarodowej wszystkie te problemy powinny być rozpa
trzone nie tylko w sferze wzajemnych sto
sunków polsko-czeskich po pierwszej woj
nie, ale również i w aspekcie polityki międzynarodowej, czym ona zawiniła, jaki miała wpływ na te konflikty czesko-polskie.
Bo po co my mamy na siebie brać — i Cze
si, i Polacy — całą winę? Były przecież ja
kieś międzynarodowe wpływy, powiązania, naciski — to powinno się wyjaśnić. Dzisiaj już archiwa z tamtego okresu są otwarte.
— Interesuje pana nie tylko historia, ale 1 współczesność. W tym także współczes
ność Śląska Cieszyńskiego i polskiej grupy narodowościowej w Czechosłowacji żyjącej na tym terenie.
— Przede wszystkim muszę powiedzieć, że zawsze bardzo mnie drażni, kiedy nazy
wa się was „Polonią“, bo to są przecież Po-[ 2 9 ]
lacy, którzy emigrowali, a tam, gdzie jest rodzima ludność polska, to przecież nie może być Polonia. Ale nasi dziennikarze to tak poprzekręcali, zwłaszcza młodzi nie mają o tym pojęcia, dla nich Polonia to wszyscy Polacy żyjący za granicą. A jeśli chodzi o waszą grupę narodowościową — z dużym zainteresowaniem śledzę wszyst
ko, co się dzieje u was. Regularnie czytuję
„Głos Ludu“ — zazwyczaj w redakcji „Pa
noramy“, „Zwrot“ też otrzymuję, tylko
„Kalendarze Śląskie“ do mnie nie docie
rają. A szkoda, bo mam cały komplet „Ka
lendarzy“ z dawniejszych lat, jeszcze z okresu, kiedy wydawał je Paweł Kubisz.
Zresztą z Kubiszem byłem w dużej przy
jaźni — też był kontrowersyjny, i dla Pola
ków, i dla Czechów, ale to, co pozostawił, warte jest zainteresowania. Ja kiedyś w te
lewizji całą jedną swoją gawędę mu poświęciłem i tam pokazałem wartości poetyckie jego twórczości. Właściwie on
— tak jak Kazimierz Tetmajer wprowadził do literatury polskiej podhalańską gwarę
— to on właśnie w gwarze cieszyńskiej stworzył znakomite utwory, buntownicze, bo on zawsze był buntownikiem, do końca życia, co mu na dobre nie wyszło — ale któ
ryż buntownik jest szczęśliwy w życiu? Tak więc śledzę z zainteresowaniem z niedu przypisał mi za dużo bohaterstwa. A ja żad
nym bohaterem nie jestem i nie chciałem być nigdy, robiłem to, co do mnie należało.
Ale to tak na marginesie. A wracając do te
matu — uważam, że ta samodzielność kul
turalna waszej grupy narodowościowej jest może przez was samych ograniczana. Bo dla mnie na przykład jest za dużo folkloru
w tym wszystkim. Natomiast pełne wspar
cie należy się tym, którzy robią coś nowo
czesnego, w języku ojczystym. Dlatego na przykład bardzo sobie cenię takiego pisa
rza, jak Wiesław Adam Berger. To jest no
woczesna proza — polszczyzna znakomita.
Oczywiście, że to nie ma szans dotrzeć do mas — ale przecież nie tworzymy tylko kul
tury masowej, tworzymy też kulturę elitar
ną. Po latach czy po wiekach ocenia się zdolność życiową jakiejś narodowości między innymi po tym, co stworzyła jej elita
— językowa albo artystyczna. Ale rozu
miem, że oczywiście potrzebne są też te utylitarne, masowe formy wyrażania się we własnej rodzimości. Jakkolwiek, jak mó
wię, życzyłbym sobie, aby talenty nie ogra
niczały się tylko do tych utylitarnych. Na przykład Władysław Sikora — mógłby rów
nież poza tę utylitarność wyjść. Albo Wil
helm Przeczek — on jest poetą, który się znakomicie mieści w jakiejś wyższej ran
dze poetyckiej wypowiedzi, poetyckiego wyrazu. Bardzo zresztą jednego i drugiego lubię i cenię. Jest tam tych ta
lentów nawet więcej, i wśród młodych. Kie
dyś przyjechała tutaj taka grupka młodych, była tam taka jedna ciekawa dziewczyna, Renata Putzlacher, jeżeli ona wytrwa w tej poetyce, w rozwijaniu swoich umiejęt
ności, to może z tego coś być. Bardzo mi się też podobała — bo to należy już do lite
ratury — książka Jana Rusnoka, te portrety miast i wsi, napisałem o niej zresztą bardzo serdecznie w „Życiu Literackim“ . I to są formy, które mimo iż wychodzą z regionu, służą regionowi, ale już zyskały rangę wyższą, już należą do literatury polskiej, narodowej, niezależnie od granic politycz
nych. A tak między nami — wie pani, co mi się najbardziej podoba w „Zwrocie“ ?
„Wędrówki nazewnicze“ — bo przecież to nie jest tylko ratowanie jakiejś wiedzy, któ
ra istnieje już tylko u ludu, którą znają tylko ci najstarsi, ale to jest napisane jak po
wieści detektywistyczne. Ja to czytam jak