• Nie Znaleziono Wyników

Bezpieczeństwo kulturowe w Unii Europejskiej

Bezpieczeństwo kulturowe w Unii Europejskiej i w Stanach Zjednoczonych

6.3. Bezpieczeństwo kulturowe w Unii Europejskiej

Przy tak sformułowanym temacie problem nie jest jednoznaczny, sugeruje bo-wiem, że Unia Europejska ma własną kulturę, o którą powinna się troszczyć i którą powinna chronić. Tymczasem, jak to wynika z wcześniej przedstawionych uwag a także aktów prawa wspólnotowego i dokumentów unijnych, unika ona dość konsekwentnie jakichkolwiek powodów do ewentualnych zarzutów, szczególnie w obszarze kultury, że uzurpuje sobie lub zawłaszcza jakikolwiek obszar, który na-leży do suwerennej kompetencji państw członkowskich. Fakty potwierdzają takie podejście ze strony instytucji, będącej zarówno wyrazem woli swych członków do stworzenia organizacji międzynarodowej, jak i wcześniej już – od zarania Wspól-not Europejskich – do stworzenia podmiotu o cechach ponadnarodowych. Na to nałożył się proces kilkudzięciu lat postępującej integracji europejskiej, zarówno wszerz (rozszerzenie Unii), jak i w głąb, obejmujący coraz wyższy stopień sfede-ralizowania. Taka Unia ma swoją aksjologię, swoje prawo wspólnotowe, swoją kulturę polityczną i buduje kulturę strategiczną, nie mówiąc o innych atrybutach. Taki zespół cech i wartości już każe stawiać i takie kwestie, tym bardziej, że od Traktatu z Maastricht Unia (Wspólnoty) buduje własną tożsamość. Taki ambitny cel zakłada zarówno sukces przedsięwzięcia, jak i możliwość niepowodzenia i po-rażek – zagrożeń dla tej tożsamości. A to nie koniec wątpliwości.

Powołana ponad dwadzieścia lat temu Unia Europejska, od wejścia w życie Traktatu Lizbońskiego będąca organizacją międzynarodową i podmiotem prawa międzynarodowego, od momentu powołania wyraża aspiracje do budowy własnej tożsamości (art. 2 TUE). Ponieważ jest to sprawa delikatna, mogąca w pewnym momencie doprowadzić do konfl iktu z tożsamością narodową państw skich, UE deklaruje poszanowanie dla tożsamości narodowej państw członkow-skich (art. 6.3 TUE), ba – nawet po fi asku Traktatu Konstytucyjnego, nasycone-go symbolami federalizmu, już w Traktacie Lizbońskim nie wspomina o własnej tożsamości, choć oczywiście z niej nie rezygnuje, bo deklaracje o jej budowie mamy w acquis communaitaire a wzmianki o jej umacnianiu w innych dokumen-tach unijnych.

15 Szczegółowe sprawozdanie (do 2012 r.) zob. Kulturalna Unia Europejska. Program Kultura pod lupą. Wiadomości.ngo.pl/fi les/wiadomości.ngo.pl/public/korespondenci_zdjęcia/Kulturalna_Unia_Euro-pejska-PL.pdf [28.06.2013].

Z drugiej strony, państwa członkowskie Unii, chroniąc własną tożsamość przed samą Unią Europejską, mają swoje całkowicie ekskluzywne rewiry i nie chcą nawet słyszeć o uwspólnotowieniu polityki kulturalnej czy polityki zagranicznej i obrony. Równocześnie zarówno Unia jako taka, jak i państwa członkowskie, czują się zagro-żone w zakresie swojej tożsamości przez konsumpcyjną kulturę amerykańską.

Niełatwo w tym wszystkim się rozeznać. Być może niektóre z tych kwestii to na razie problemy hipotetyczne, inne jak pokazała dyskusja i spory w ramach Konwentu Europejskiego i jego produktu w postaci Traktatu konstytucyjnego, już jednak hipotetyczne nie były i znalazły wyraz we wzmocnieniu przez Unię ochrony tożsamości narodowych państw członkowskich. Była to chęć uspokoje-nia obaw o erozję własnej tożsamości przez państwa członkowskie, również przez stworzenie unijnych mechanizmów ochronnych.

Nie zmienia to jednak faktu, iż niektóre z nich nadal podejrzliwie patrzą na jakikolwiek rozrost federalizmu Unii Europejskiej oraz tendencje do tego, aby przekształcić Unię w rodzaj ponadnarodowego superpaństwa. Oznaczałoby to rzeczywistą groźbę dla tożsamości narodowych. Dyskusja na te temat na pewno jeszcze nie raz powróci, a najświeższym przykładem są dyskusje nad nowymi in-stytucjami i mechanizmami w sferze euro, zakładające większą integrację państw tej strefy w zakresie fi nansów, podatków i dyscypliny podatkowej.

Bezpieczeństwo kulturalne państw UE wiąże się z zagrożeniami zewnętrznymi spoza Unii oraz wewnątrzunijnymi. Te ostatnie omówiliśmy przy okazji obaw wy-rażanych w naszym kraju w związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Jeśli chodzi o zagrożenia zewnętrzne, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że większość tych, które dotyczą Polski, zagrażają – w większym lub mniejszym (na ogół mniejszym) stopniu także Europie Zachodniej, choć trzeba też zauważyć, że mechanizmy obronne krajów zachodnich i ich bezpieczeństwo kulturowe miało obiektywny charakter, oparty na prorozwojowej polityce kul-turalnej, doświadczeniach współpracy w obszarze kultury rozwijanych w ramach Rady Europy. Wypracowywała ona wzorce, standardy, konwencje międzynaro-dowe. Nie było też, bo nie mogło być, okresu jakby „zachłyśnięcia się” kulturą zachodnią, zwłaszcza amerykańską, bo kultura zachodnia była dla tych krajów kulturą jakby endemiczną.

To samo dotyczy patologii społecznych, przestępczości, pornografi i, narkoma-nii, a także nihilizmu i dwuznaczności moralnych takich, jak eutanazja, homo-seksualizm, małżeństwa homoseksualne i adopcja przez nie dzieci. Nie wywołu-je to szoku ani poczucia zagrożenia na Zachodzie, tak jak w Polsce, bo były one obecne w społeczeństwie i mówiono o nich otwarcie (lub je legalizowano). Dziś jednak, konsumpcyjna a nawet konsumencka kultura amerykańska wdzierająca się zewsząd także do krajów UE, stanowi istotny problem i zagrożenie, choć bar-dziej dla Francji czy Niemiec, niż dla Wielkiej Brytanii, choćby z tej racji, że język

angielski, choć zachwaszczony (do czego Anglicy są przyzwyczajeni) jest jednak głównym kanałem jej przekazu.

Problem ten jest tylko jednym z czynników globalnych przemian kulturowych i cywilizacyjnych i ich nie wyczerpuje. Wielki strumień różnych wytworów kul-turowych, produktów ponadnarodowych korporacji, płynie do Europy, stwarza-jąc dylematy prawne, polityczne i kulturowe. Do tego dochodzą skutki zderzeń i konfl iktów cywilizacyjnych, religijnych a najczęściej najzwyklejszej biedy, które dla Europy Zachodniej przybierają postać kolejnych fal migracyjnych. Z całym bagażem problemów etniczności, języka, religii, słowem – wielokulturowości.

Są to problemy, z którymi Unia Europejska i kraje członkowskie muszą so-bie radzić zarówno prowadząc politykę wspólnotową (w ramach uregulowań z Schengen), jak i decydując się na doraźne rozwiązania w ramach poszczegól-nych krajów, gdyż problem etniczności istnieje od dawna, jednocześnie zaś nie ma zapewne dnia, by nowi przybysze (na ogół nielegalnie) nie przybywali na „zie-mię obiecaną” UE. Ich wędrówka, migracja, jest też w dużym stopniu skutkiem globalizacji (bo przecież z mediów dowiadują się o bogactwie Zachodu), ale oni przybywają ze świata, który się dezintegruje, w odwrotnym kierunku niż procesy globalizacyjne, ze świata, w którym rozpada się państwo, nie dlatego, bo jest to kryzys państwa narodowego, lecz dlatego, że to ich państwo nigdy nie było oparte o wykrystalizowany naród. Raczej centralna powłoka naciągnięta w okresie de-kolonizacji na struktury klanowo-plemienne, które jako jedyne dziś nadal działa-ją, ale nie są w stanie rozwiązywać problemów. Zwłaszcza biedy, chorób (AIDS), bezrobocia – co jest cechą nadal większości krajów Południa. I jest to problem rozwoju znacznej części globu, w którego rozwiązywanie będzie się musiała Unia Europejska znacznie energiczniej włączyć, bo alternatywą będzie rozwiązywanie problemów tych ludzi u siebie, na obszarze unijnym, bo przecież nikt i nic ich przed emigracją, legalną czy nielegalną, nie powstrzyma. A na pewno nie zbrojne patrole, bo na to demokratyczny obszar jakim jest Unia, nigdy się nie zdecyduje.

Problem, który Unię Europejską najbardziej boli i zagraża jej bezpieczeństwu kulturowemu jest napływ „amerykańszczyzny”. Kultura amerykańska wyrosła z europejskiej, ale stanowi, jak pisze G. Michałowska, jej zbarbaryzowaną czy

zwulgaryzowaną wersję. Amerykańskie dążenie do demokracji uczyniło z niej war-tość naczelną [...], przeniesione zostało także do kultury, z której potrzeby społeczne uczyniły produkt ogólnie dostępny. Zdemokratyzowana kultura, w naturalny sposób musi być płaska, pozbawiona niuansów i subtelności, nie zmuszająca do myślenia, czytelna dla wszystkich, w tym także dla pozbawionych kompetencji kulturalnych od-biorców. Musi także spełniać kryteria ilościowe. Takim warunkiem odpowiada kul-tura masowa, trafi ająca przez media do gustów odbiorców nie tylko amerykańskich, ale na całym świecie, w tym w Europie16.

Taka właśnie, konsumpcyjna, komercyjna kultura masowa made in USA, wdarła się do Europy (i nie tylko, na przykład na obszar islamu, przyczyniając się do tworzenia postaw fundamentalistycznych), rozmywając wyraźną dotąd różni-cę, jaka istniała na stałym kontynencie między kulturą wysoką i kulturą ludową. Jest tania, prosta, wszechobecna i agresywna. A z tym Europejczycy nie chcą się zgodzić, traktując obserwowane zjawisko jako rodzaj imperializmu kulturowego, groźnego i zakłócającego współpracę. Odrzucają też koncepcję kultury demokra-tycznej uznając, że jej część – jakaś jej część – musi pozostać elitarna, zarezerwo-wana dla tych, którzy spełniają pewne warunki intelektualne17.

Ponieważ kultura masowa napływa przede wszystkim za pośrednictwem środ-ków audiowizualnych to ambicją Europejczyśrod-ków od pewnego czasu jest ogranicze-nie i zrównoważeogranicze-nie wpływów amerykańskich, a także japońskich, bo to przecież Japończycy, jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, byli – poprzez swo-ją zalewaswo-jącą cały świat elektroniką użytkową – prawdziwą forpocztą globalizacji. Swych obaw, co do sytuacji na rynku audiowizualnym nie krył ówczesny przewod-niczący Komisji Europejskiej Jacques Delors. Potencjalny rynek liczył wtedy 230 milionów ludzi, a ze Skandynawią i Europą Środkową o 100 milionów więcej. Kto

na nim zarobi? – pytał J. Delors – Jest przecież możliwe, że za dziesięć lat telewizory będą japońskie, programy amerykańskie, tylko publiczność będzie europejska18. Trudno

o trafniejszą prognozę, choć obecnie mamy równie dużo telewizorów koreańskich. Początki polityki audiowizualnej Wspólnot Europejskich sięgają 1974 roku kie-dy to Trybunał Sprawiedliwości w swym orzeczeniu uznał, że: „nadawanie aukie-dycji telewizyjnych” jest formą świadczenia usług, a wszelkie nośniki obrazu i dźwięku są towarami. Najistotniejszym dokumentem UE w obszarze polityki audiowizualnej jest przyjęta w 1989 r. przez Radę Wspólnot Europejskich dyrektywa, zwana Dyrektywą

„Telewizja bez granic”, formułującą dwa, aktualne do dzisiaj, cele wspólnotowej

polity-ki. Pierwszy, to zapewnienie warunków dla swobodnego przepływu transgranicznych usług telewizyjnych w obrębie Wspólnoty, w tym obiegu informacji, opinii i progra-mów telewizyjnych. Drugi cel, to zapewnienie szczególnego statusu programom eu-ropejskim poprzez przyjęcie zasady kwot, czyli obowiązku zapewnienia, aby nadawcy zarezerwowali przynajmniej 50% czasu antenowego dla dzieł europejskich. Kwoty miały być wprowadzane stopniowo. W 1997 r. Dyrektywa została zmodyfi kowana i przystosowana do zmieniającej się sytuacji na rynku mediów elektronicznych i no-wych technologii. Uwzględniała ona nowe aspekty działalności telewizyjnej w zakre-sie reklamy, sponsoringu, telesprzedaży, ochrony małoletnich i porządku publicznego. Wzmocniono ochronę oraz promocję produkcji europejskiej19.

17 Ibidem, s. 146.

18 Za: J.-M. Domenach, Europa: wyzwanie dla kultury, Warszawa 1992, s. 97.

19 L. Słupek, Polityka audiowizualna Unii Europejskiej wobec nowych wyzwań technologicznych, [w:] B. Fi-jałkowska, A, Żukowski, Unifi kacja i zróżnicowanie się współczesnej Europy, Warszawa 2002, s. 371–374.

Polityka audiowizualna UE obejmuje także programy wspierające rozwój sektora medialnego. Do największych przedsięwzięć tego typu należy „Program Media”, wprowadzony przez Komisję w 1990 r. Ma on sprzyjać promocji kultur narodów europejskich, zachęcać do wspólnych inicjatyw produkcyjnych i kultu-rowych w ramach UE oraz państw stowarzyszonych, a także wspierać europejską produkcję telewizyjną i fi lmową. Cele te realizowane są m.in. w trzech obszarach: kształcenia profesjonalistów, wspierania dzieł o potencjalnie największej atrakcyj-ności oraz międzynarodowej dystrybucji fi lmów i programów.

Polityka audiowizualna UE nie daje jednak zamierzonych rezultatów. Dziś, Europejczycy „konsumują” pięć, sześć razy więcej wyrobów audiowizualnych pro-dukowanych w USA niż pochodzących z Europy. We Francji, kraju szczególnie uczulonym na wpływy amerykańskie, zdarza się, że jednego wieczoru telewizja nadaje o tej samej porze pięć różnych spektakli – wszystkie amerykańskie. W in-nych krajach jest znacznie gorzej. Filmy amerykańskie, choć ich produkcja jest na ogół droższa niż europejska, w dystrybucji kosztuje jednak znacznie taniej. Ha-łaśliwe i  brutalne bez umiaru, są dobre technicznie, do tego pozbawione nudy i szarzyzny, jaka charakteryzuje większość ambitnych fi lmów europejskich. Do tego produkowane dla publiczności wielokulturowej. Nie mają problemu języka. Filmy czy programy europejskie napotykają na barierę dubbingu lub tłumaczenia na wiele języków. Decyduje jednak gust odbiorcy. Nie uda się narzucić kultury

europejskiej telewidzom, którzy jej nie chcą, powiedział zachowujący anonimowość

jeden z komisarzy brytyjskich EU. Niezależnie jednak od takich pesymistycznych komentarzy, w 1988 r. uruchomiony został na forum Rady Europy fundusz wspie-rający kooprodukcję, dystrybucję i eksploatację europejskich fi lmów fabularnych i dokumentalnych – Eurimages. Środki funduszu pochodzą ze składek państw i z dochodów z fi lmów.

Inne ambitne zamierzenia Unii Europejskiej w zakresie kultury to propozycja ujednolicenia podatku VAT na książki (obecnie od 0% w Wielkiej Brytanii do 20% w Danii), koordynacja programów przekładów językowych książki europej-skiej, zwłaszcza dzieł stanowiących podstawy kultury (poezja, fi lozofi a, literatu-ra piękna), popliteratu-rawy szybkości wydawanych książek i ich dystrybucji. Wyliteratu-razem współpracy są wspomniane wyżej programy UE w zakresie kultury, jak: Kaleido-scope, Ariane, Raphael, „Europejske miasto kultury”, „Europejski miesiąc kultu-ry”, zawierające też elementy ochrony europejskiego rynku oraz dbałości o bezpie-czeństwo dóbr kultury materialnej w Europie.

Wspólnie z Radą Europy propaguje się i wspomaga fi nansowo nowe atrakcyj-ne kulturowo szlaki turystyczatrakcyj-ne (np. w ramach Rady Europejskiej: jedwabny, cy-stersów, barokowy, wikingów, Mozarta). Inwestuje się w rekonstrukcję oryginal-nych kompleksów architektoniczoryginal-nych, w tym architektury wiejskiej. Prowadzone są wspólne badania archeologiczne.

Coraz częściej właśnie w kulturze dostrzec można myślenie w kategoriach interesu całego kontynentu. Integrująco działa świadomość, że masowy napływ wartości ze świata, z Ameryki, trafi a w najprostsze gusty odbiorców, brutalnie wypierając wartości rodzime. Coraz częściej więc podejmują Europejczycy sko-ordynowane działania mające na celu dostarczenie informacji o Unii Europejskiej i krajach członkowskich, o ich tradycjach, kulturze oraz atrakcyjnych miejscach turystycznych. Zakładane i utrzymywane za publiczne pieniądze są instytuty i centra informacji, ośrodki kultury, upowszechniające w obcym środowisku wie-dzę o jednoczącej się Europie i jej krajach. Temu celowi służą obcojęzyczne pro-gramy i coraz powszechniejsze satelitarne propro-gramy telewizyjne.

Na rynku prasowym od lat dominującym źródłem informacji pozostają ame-rykańskie – UPI, francuska – AFP i brytyjski – Reuter. One też dysponują naj-rozleglejszym bankiem danych. Skoncentrowany jest również transnarodowy system komunikowania przez telewizję satelitarną. Amerykańskie stacje takie, jak CNN-International, Fox News, czy brytyjska – BBC nadają całodobowy serwis informacyjny. Pozwala to upowszechniać swoje poglądy na bieżące wydarzenia światowe i kształtować politykę w tym zakresie, co było szczególnie widoczne w działaniach przeciwko terroryzmowi po 11 września 2001 r. oraz w kulmina-cyjnych momentach kryzysu wokół Iraku.

Te względy, a także wpływy z reklam, skłoniły jedenaście państw Unii Europej-skiej do umocnienia od 1 stycznia 1993 r. sieci telewizyjnej „Euronews”. Emituje ona w ciągu doby 30 dzienników, tworzonych na bazie informacji pochodzących z 39 lokalnych stacji telewizyjnych. Program nadawany jest w języku angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim i hiszpańskim20.

Chwilą prawdy w stosunkach transatlantyckich na podłożu kulturowym jest walka jaką toczą europejscy operatorzy audiowizualni z partnerami zza oceanu. Od lat prowadzone są między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi rozmo-wy na temat zawarcia umorozmo-wy o wolnym handlu (umowa celna), która zniosłaby ograniczenia i bariery we wzajemnej wymianie. Niezwykle ważną częścią ewentu-alnej umowy byłyby usługi audiowizualne, obejmujące produkty branży fi lmowej, muzycznej i telewizyjnej. Waszyngton, który eksportuje do Europy kilkanaście razy więcej produktów rozrywkowych, opowiada się za wolnym handlem w tym zakresie, na co Europa patrzy niechętnie. Głównym oponentem jest Francja, która w ten sposób chce chronić własną kulturę i przemysł audiowizualny, przed zale-wem z Ameryki. Paryż stawia sprawy w kategoriach bezpieczeństwa kulturowe-go Francji i UE, powołując się przy tym na prawo europejskie, która przewiduje tzw. wyjątek kulturalny (podobnie jak w zakresie bezpieczeństwa), pozwalający państwom Unii na wprowadzanie ograniczeń w imporcie produktów branży fi l-20 G. Michałowska, Stosunki międzyspołeczne, [w:] Stosunki międzynarodowe. Geneza, struktura,

mowej, muzycznej i telewizyjnej. Wolny handel, zdaniem producentów z UE, otworzyłby drogę do ekspansji potężnej i skomercjalizowanej rozrywkowej bran-ży amerykańskiej, szczególnie z zakresu fi lmu i muzyki.

W czerwcu 2013 r. obie strony postanowiły kontynuować rozmowy o wolnym handlu, z wyłączeniem sektora audiowizualnego, który zostałby ponownie włą-czony do negocjacji po upływie bliżej nieokreślonego czasu21.

Opisana sytuacja dotycząca branży audiowizualnej w stosunkach USA – UE pokazuje w jaki sposób działają współczesne mechanizmy bezpieczeństwa kultu-rowego, a jednocześnie ochrony rynku w sytuacji gdy produkty kultury ulegają komercjalizacji i liczą się tyle na ile jest możliwość ich sprzedaży.