• Nie Znaleziono Wyników

Wyzwania dla amerykańskiej tożsamości i bezpieczeństwa kulturowego

w Stanach Zjednoczonych Ameryki

6.5.2. Wyzwania dla amerykańskiej tożsamości i bezpieczeństwa kulturowego

Jeśli uznać, że bezpieczeństwo kulturowe, to przede wszystkim zdolność pań-stwa do ochrony tożsamości kulturowej, dóbr kultury i dziedzictwa narodowe-go, w tym symboli, które tworzą zespół identyfi kacji narodowej, czyli tożsamości narodowej, to w zasadzie można by uznać, że bezpieczeństwo kulturowe Stanów Zjednoczonych nie jest zagwarantowane. Sprawa nie jest jednak tak jednoznacz-na, tożsamość narodowa i kulturowa są bowiem wartościami i wzorcami zmien-32 S. Huntington, Kim jesteśmy. Wyzwania dla amerykańskiej tożsamości, Kraków 2007, s. 53.

nymi w czasie. Dotyczy to każdej tożsamości, także polskiej. Zmiany tożsamości zwykle bywają rozłożone w czasie, są wynikiem wydarzeń historycznych, a tak-że wynikają z procesów internalizacji zewnętrznych wzorców, niesprzecznych z tożsamością. Mogą one być jednak skutkiem świadomej polityki, zwłaszcza gdy struktury państwa są czynnikiem integrującym wieloetniczne i wielorasowe spo-łeczeństwo a polityka państwa musi rozwiązywać inne jeszcze narastające na tym tle problemy, wynikające choćby z imigracji.

Obraz sytuacji w Stanach Zjednoczonych nie jest jasny. Z jednej strony za-chodzące procesy budzą jak najdalej idące obawy, z drugiej zaś kierunek przemian jest wyraźnie inspirowany przez różne kręgi społeczne i polityczne, a nawet jest powodem do dumy. Linie podziałów, wcale nieprzypadkowo, biegną w oparciu o podziały partyjne i  tylko od czasu do czasu wielkie autorytety moralne i na-ukowe starają się być arbitrami w tej wewnętrznej wojnie kulturowej w Ameryce. Ilustracją tego mogą być poglądy Patricka J. Buchanana, jednego z kandydatów do stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych z ramienia Partii Republikań-skiej33 i Billa Clintona, przez dwie kadencje prezydenta USA, reprezentującego Par-tię Demokratyczną. Dla Buchanana to co dzieje się w Stanach Zjednoczonych (i po części na obszarze całej cywilizacji zachodniej), podziały społeczne i podziały na tle moralności, wywracany na opak system wartości, wielokulturowość i wieloreligij-ność, zagrażająca tożsamości chrześcijańskiej, inwazja imigrantów, a zwłaszcza Laty-nosów, to fakty, które zmieniają Amerykę i jej tożsamość. Dla Clintona uwolnienie się od dominacji kultury europejskiej miało być symbolicznym dniem spełnienia i tworzenia prawdziwej Ameryki, a jego wiceprezydent Gore strawestował amery-kańskie motto narodowe Et pluribus unum, „w jedności wielość” na „z jedności wie-lość”. Pozornie gra słów, a w rzeczywistości duża różnica.

Rzeczywiste zmiany i dekonstrukcja amerykańskiej tożsamości tak naprawdę zaczęła się ledwie kilka lat po szczycie afi rmacji i dumy z amerykańskiego etosu i jego wartości, jeśli za taki uznać inauguracje prezydentury Johna F. Kennedy’ego i jego słynne „Nie pytaj co twój kraj może zrobić dla ciebie – pytaj, co ty możesz

zrobić dla swojego kraju”. Nasiliła się przede wszystkim na tle rasowym, etniczno–

religijnym i  praw człowieka aktywność ruchów społecznych, których głównym nurtem były żądania poprawy pozycji subnarodowych grup rasowych, etnicznych i kulturowych, odchodzenia od koncepcji jednego narodu amerykańskiego, na rzecz wielu narodów tworzących Stany Zjednoczone. Uzupełniały je wezwania do uznawania wielokulturowości i dwujęzyczności społeczeństwa amerykańskie-go, kosztem pomniejszania znaczenia języka angielskiego jako języka narodowego i kultury pochodzenia europejskiego. W te działania włączyła się znaczna część 33 Właściwie kandydata na kandydata, bo przegrał w rozgrywce wewnętrznej w Partii Republikań-skiej w 2000 r. z Georgem W. Bushem. Poglądy swe prezentuje w: P.J. Buchanan, Śmierć Zachodu, Wrocław 2005.

elit intelektualnych i politycznych (głównie Partii Demokratycznej), przywódcy grup subnarodowych, a nawet urzędnicy rządowi, sędziowie, nauczyciele i wykła-dowcy uniwersyteccy. Dla niektórych autorytetów wspieranie i jawne opowiada-nie się polityków za takimi dezintegrującymi naród działaniami dekonstrukcjo-nistów było zaprzeczeniem jakiegokolwiek instynktu państwowego i sprawą bez precedensu w historii ludzkości34. Działania te osłabiały amerykańską tożsamość narodową, ponownie stawiały na porządku dziennym kwestie etniczne i rasowe, zaprzeczały tezie o jednym narodzie, jednym języku i wspólnej kulturze Ameryka-nów, razem tworzących niepowtarzalny twór w postaci Stanów Zjednoczonych.

Trzeba było dopiero wielkiego szoku, jakim był dramat 11września 2001r., by Amerykanie z całą mocą przypomnieli sobie, że są jednym narodem, a tym co ich spaja są wspólne wartości i rzadko spotykane poczucie patriotyzmu. Czas jed-nak leczy rany, osłabia pamięć i łagodzi wydźwięk największych nawet dramatów, dlatego też ten jedyny chyba pozytywny efekt tamtych wydarzeń, również może ulegać erozji. Wyraźnie widać kontynuację procesów wpływających na zmianę amerykańskiej tożsamości lub będących dla niej wyzwaniem.

Chodzi o kilka niezwykle ważnych spraw. Pierwszą z nich jest osłabianie amerykańskiego credo. Amerykańskie ustawodawstwo (Ustawa o prawach oby-watelskich z 1964 r. i Ustawa o prawie głosu z 1965 r.) zakazujące jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na rasę, kolor skóry, płeć, religię lub pochodzenie et-niczne, potwierdzała jedynie zasadę równych praw dla wszystkich, jedną z pod-staw credo. W praktyce jednak dopuszczanie przedpod-stawicieli różnych grup etnicz-nych i rasowych, w tym Murzynów, których zaczęto nazywać Afroamerykanami, do wszystkich funkcji i zawodów, natychmiast wywołało falę żądań dotyczących wyrównywania szans, zwłaszcza jeśli chodzi o pozycję ekonomiczną, wykształce-nie, zatrudnienie. Żądania te niekiedy osiągały skutek i przekształcały się w pre-ferencje. W sądownictwie zaczęto stosować tzw. dyskryminację afi rmacyjną, czyli traktowano, zwłaszcza Murzynów w  sposób uprzywilejowany. Podobny proces dotyczył uczelni. Zasada równych praw, podstawa credo, zaczęła przekształcać się w swe zaprzeczenie, tym razem z powodu odwrócenia swego sensu.

W działania takie włączył się także biznes amerykański. W większości przy-padków, mimo znacznego sprzeciwu społecznego, stosowano preferencje rasowe, skonstruowane tak, aby skorygować efekt wcześniejszej dyskryminacji. Stopnio-wo jednak, począwszy od lat 80. XX wieku, narastał sprzeciw Stopnio-wobec takich prak-tyk, z których nie byli zadowoleni także potencjalni benefi cjenci, głównie Murzy-ni i Latynosi. PrzeciwMurzy-nicy tego typu rozwiązań, opartych na kryteriach rasowych i etnicznych, podkreślają, że niosą one ze sobą szkodliwe dla amerykańskiego

cre-do przesłanie, że kolor skóry upoważnia cre-do różnicowania ludzi. Wybór Baracka

Obamy, pierwszego czarnoskórego obywatela na prezydenta Stanów Zjednoczo-34 Zob. S. Huntington, Kim jesteśmy…, op. cit., s. 134–135.

nych, stał się swoistą cezurą w tych dyskusjach. Z jednej strony był to czynnik uśmierzający takie dyskusje, z drugiej zaś – zmobilizował białych ekstremistów do całej fali niewybrednych rasistowskich ataków na społeczność Afroamerykańską i na Baracka Obamę osobiście.

Innym problemem ważnym dla tożsamości amerykańskiej staje się kwestia ję-zyka, co ma bezpośredni związek z napływającymi masami emigrantów z Meksy-ku i innych krajów latynoskich. Problem dotyczy więc języka hiszpańskiego, któ-ry na niektóktó-rych obszarach Stanów Zjednoczonych stał się – można powiedzieć ponownie – dominującym językiem35. Chodzi przede wszystkim o obszary nie-gdyś należące do Meksyku, choć dotyczy także Florydy i rodzi pytania, z których najdalej idące brzmi: czy Stany Zjednoczone powinny stać się społeczeństwem dwujęzycznym, w którym hiszpański uzyska rangę równa angielskiemu? Nie trze-ba dużej wyobraźni, aby uzmysłowić sobie jakie skutki mogłoby to pociągnąć dla tożsamości amerykańskiej, której angielski jest ważnym składnikiem.

Być może jednak największym wyzwaniem dla tej tożsamości są zmiany, które zachodzą w kulturze amerykańskiej, dotykające także jej fundamentów. Dotyczy zarówno zagrożeń wynikających z tendencji do zastąpienia amerykańskiej kultu-ry angloprotestanckiej, a w szerszym aspekcie kultukultu-ry europejskiej, wielokulturo-wością. Z drugiej strony problem dotyczy wartości nowej kultury, zwłaszcza jej moralnych wartości, z którymi wielokulturowość ma niewiele wspólnego, a raczej wynika ona z trendów kosmopolitycznych, związków biznesu amerykańskiego ze światem, globalizacji, upodobaniem elit.

Wspieranie wielokulturowości to nurt, który pozostaje w opozycji do kultu-ry europejskiej, a zwłaszcza jej głównego rdzenia, czyli kultukultu-ry angloprotestanc-kiej. Afi rmuje on nie tylko inne wartości duchowe i moralne, ale i ideologiczne. Sprzeciwia się europocentrycznym koncepcjom demokracji, władzy i kultury po-litycznej. Przedstawiciele tego nurtu, wypominając białym elitom dyskryminację kulturową na rzecz dominacji angloprotestanckiej kultury, uzupełnionej innymi wartościami europejskimi, żądają zgodnie z zasadami sprawiedliwości, umożli-wienia rozwoju innych, dławionych dotąd kultur. Według nich Ameryka nie jest już „tyglem kulturowym”, gdyż dawno już z tego tygla wyszła, jest raczej mozaiką albo sałatką36. Podkreślają oni, że Ameryka powinna być zjednoczona – jako stany – lecz nie zunifi kowana kulturowo.

Spory i dyskusje na ten temat trwają nadal w Stanach Zjednoczonych i obej-mują elity intelektualne, naukowców, dziennikarzy. Są one także przedmiotem 35 Autor wielokrotnie usiłował to sprawdzić na obszarach południowo-zachodnich stanów USA, zwracając się do napotkanych osób celowo w języku hiszpańskim i prawie zawsze dostawał odpo-wiedzi po hiszpańsku.

36 P.L. Tiedt, I.M. Tiedt, Multicultural Teaching: A Handbook of Activities, Information and

walki politycznej między partiami. Stopień szerzenia i nauczania wielokulturo-wości w szkołach i na uczelniach jest tak zaawansowany, że jest w praktyce nie do odwrócenia. Obowiązkowe lekcje i wykłady na temat cywilizacji zachodniej zastępowane są kursami dotyczącymi ludów Trzeciego Świata, grup narodowo--etnicznych, dyskryminacji rasowej, sytuacji kobiet. Jest to transfuzja świeżej krwi do serc Amerykanów, skażonych zepsutą krwią spuścizny europejskiej. Rezulta-tem bywa straszliwy spadek wiedzy młodzieży amerykańskiej na Rezulta-temat historii nie tylko Europy, ale nawet świętych faktów z historii Stanów Zjednoczonych.

I jeszcze jedna grupa problemów, która sięga fundamentów kultury amery-kańskiej. Wyrosła z tradycji judeochrześcijańskich, głównie protestanckich, uzu-pełnionych potem katolicyzmem, miała ona niezwykle silne nastawienie pury-tańskie. Nowa kultura, narzucana przez robiące na całym świecie interesy elity intelektualne, zarażone kosmopolityzmem, jest kulturą areligijną (choć Ameryka jest religijna), gdzie króluje hedonizm, seks, sława, pieniądze, a wraz nimi „czterej jeźdźcy apokalipsy”: aborcja, antykoncepcja, pigułka poronna, eutanazja. Cnoty stają się grzechem, grzechy są wynoszone na wyżyny cnoty. Czy nie jest to kultura śmierci – pytają krytycy?

Przestawiony, choć z konieczności powierzchowny obraz kultury amerykań-skiej, wskazuje na dokonujące się zmiany, które mogą odciskać się nawet na tożsa-mości amerykańskiej. Zmiany te to wielki wszechogarniający proces, obejmujący cały obszar tego wielkiego kraju. Zbyt skomplikowany, by jedna, taka czy inna siła, mogła go defi nitywnie ukierunkować lub zatrzymać. Nie układają się one zresz-tą w sposób linearny. Rozwój i efekty będą więc jakąś wypadkową. Dokąd idzie Ameryka, czy nadal będzie częścią Zachodu, czy też odrębną cywilizacją o korze-niach europejskich – nie wiemy.

Po 11 września 2001 r. Amerykanie powołali przy nowo utworzonym Mini-sterstwie Bezpieczeństwa Krajowego Biuro Kulturalne do spraw bezpieczeństwa kulturowego. Próżno by jednak oczekiwać, że będzie ono monitorować zmiany w tożsamości kulturowej Ameryki i dążyć do ich korekty. Zadanie tego urzędu jest ochrona – a bardziej przyczynianie się do ochrony – bezpieczeństwa narodo-wego poprzez podejmowania działań na rzecz zwalczania kultury śmierci (której symbolem są zamachy terrorystyczne), budowy i propagowania kultury bezpie-czeństwa narodowego, współżycia i demokracji37.

***

Nawet, jeśli zgodzimy się co do wspólnych podstaw defi nicji bezpieczeństwa kulturowego, to jak choćby wynika to z tych krótkich analiz, sytuacja w każdym kraju i na każdym obszarze jest inna. Inne są zagrożenia i inne są środki podejmo-37 http://billstclair.com/blog/020918:html [18.04.2007].

wane w celu przeciwdziałaniu tym zagrożeniom. Możliwości są różne, od pełnej kontroli i cenzury, środków, które stosowały dawne kraje socjalistyczne, a którymi nie gardzą nadal kraje, które mają przed sobą ciągle długą drogę transformacji, poprzez kontrolę ustawową, powoływanie specjalnych urzędów, uwrażliwianie społecznych i obywatelskich ram systemu, aż po postulaty pozostawienia spraw samym sobie. Na zasadzie pełnego liberalizmu, tak jak w procesach gospodarki rynkowej.

Coraz częściej jednak, można powiedzieć, że prawie wszyscy, zgadzają się, że przynajmniej w zakresie ochrony materialnych dóbr kultury rola państwa jest niezastąpiona. Taki wniosek wynika także z realizowanego od kilku lat „Pakie-tu ochrony dziedzictwa kul„Pakie-turowego” w Polsce. Unia Europejska, można powie-dzieć, że w pewnym sensie sukcesor i mecenas wielkich tradycji europejskich idzie jednak dalej. Uważa, że wolny rynek nie jest najlepszą forma regulacji zjawisk kulturowych. I mimo iż polityka ta pojawiła się dopiero na pewnym etapie roz-woju integracji europejskiej, to osiągane rezultaty – choćby w zakresie polityki audiowizualnej – pozwalają na coraz szerszą obecność „Europy” w programach europejskich, ograniczając napływ programów amerykańskich. Ale i Amerykanie mają problemy, przede wszystkim ze sobą, choć także i ze światem. Chyba rację mają ci, którzy mówią, że w opcji kosmopolitycznej świat przekształca Amerykę, a w wersji imperialnej – Ameryka przekształca świat.