• Nie Znaleziono Wyników

Trupy

- Żona, panie, na mnie narzeka. Dzieci to wyparły się mnie już dawno. Niby pijak jestem, alkoholik, tak mówią. A jak tu, panie, nie pić. Całe życie przy trupach robię, będzie już ze czterdzieści trzy, nie, nawet czterdzieści cztery lata. - Popił trochę z butel-ki z widocznym zadowoleniem. - Młody człowiek był, to o śmierci nie myślał. Dużo płacili, to się zgodziłem. Wtedy inne czasy były, zaraz po wojnie, to człowiek się i trupa nie bał. Oswojony był. Ile to panie ich na ziemi leżało i gnili. Był taki lasek niedaleko naszej wsi, gdzie partyzanci się chowali. Panie, jaki tam cmentarz czasami był, a leśne zwierzaki jaką ucztę czasami miały z nich, że ho, ho. Ale na wojnie, panie, to co innego.

W szpitalu gorzej. Ludziska nie chcą umierać, oj, nie chcą. Wyją czasami godzinami, spać innym nie dają. Nikt się już nimi nie przejmuje, wiedzą przecież lekarze, że to ostat-nie godziny. Wolą se te młode pielęgniarki podskubać, zawsze to przyjemostat-niejsze, niż umarlaka, panie, doglądać, zresztą, panie, zwariować można, tak całe życie chorych oglą-dać, zastrzyki dawać, patrzyć, jak człowiek dogorywa. Chore niech tam se i pokrzyczą, jak im to ulgę przynosi, ale na początek, panie, to ten krzyk jeszcze w kostnicy słychać.

Na twarzy to się takiemu trupowi jeszcze jakiś grymas robi, jakby chciał co powiedzieć, ale już nie może. Ja to panie ich tylko do kostnicy wywożę, na takim wózku, pod prze-ścieradłem. Najgorzej to zdjąć takiego trupa z wózka i położyć na tym, no jak to tam, stole. Człowieka mrozi, bo to jeszcze ciepły, a czasem zdaje się, jakby oddychał. I oczy czasami mają otwarte, jakby wszystko widzieli. Ten wzrok, panie, to do kości przeszy-wa. Jak taki umarlak spojrzy na ciebie, to jakbyś prądem został porażony. Jakby chciał powiedzieć, że ci tego nie wybaczy, co go do kostnicy wywozisz. Popił znowu. -Mówią, panie, że ja alkoholik, że ratunku dla mnie nie ma. Ale ja się, panie, pytam, kto by to wytrzymał. Dużo, panie, za to pieniędzy dają, ale chętnych nie ma. Ja już na eme-ryturę miałem iść, ale nie chcą mnie puścić. Doświadczony jesteś, mówią, wiesz, jak to robić. A co to ja, panie, jakiś przyjaciel czy brat tych umarlaków, czy co? Czasem to żona mówi, że ja z nimi lepiej żyję, niby z tymi trupami, niż z rodziną. - Zamilkł na chwilę, jakby o czymś intensywnie myślał. - Ale, panie, jak ktoś całe życie tylko z umar-łymi siedzi, to potem i gadać z nimi zaczyna i sam jak umarły wygląda. Toć tam więcej się człowiek o życiu dowie, niż gdziekolwiek indziej. Taki umarlak to wszystko na twa-rzy ma wypisane. Człowiek od razu wie, czy szczęśliwy był, czy nie, czy zdradzał żonę, ile dzieci miał. - Poprosił o jeszęze jedną butelkę. Z namaszczeniem ją odkręcił i nalał sobie pełen kieliszek. - Kiedyś to inaczej było. Młody człowiek był, lęku żadnego nie czuł. Umył się człowiek, panie, w jeziorze i czysty do domu wracał, żonę mógł całować.

Teraz, panie, taki lęk czuję jak wchodzę do trupiarni, że szkoda mówić. Jak sobie

pomyś-156 Ireneusz Ziemiński

lę, że kiedyś i mnie tak będą przewalać z kąta w kąt, jak innych, to rzygać się chce. Nic, panie, dla nich człowiek nie znaczy. Umarł, to jego sprawa i tyle. Owiną w jakieś szmaty, wewalą na wózek i wywiozą do kostnicy. Tam już się nim nikt nie przejmuje. Jak czło-wiek zaczynał, to taki był chwat, jak nie wiem co. Zarobić chciał, głupi. Teraz ręki mu nie podają, bo niby trupem śmierdzi. Taki już nasz los, umrzyki nas nazywają. Bo najgo-rzej, panie, to wyjść stamtąd na ulicę. Człowiek jakby trupem śmierdział, jakby tego tru-pa na twarzy miał wypisanego. Choćby, tru-panie, krawat założył i w olejkach się wykątru-pał, to śmierdzi. Niby to nic, panie, umyć takiego trupa, ogolić, ubrać. Czasem, nie powiem, to nawet i ładna jakaś kobitka, zwłaszcza młoda się trafi. Ale potem, panie, to żal jakiś serce ściska i rzygać się chce. Jak, panie, człowiek żonę rozbierze, jak jej, jak to się mówi, tak jakoś zapragnie, to nic tylko trupa widzi. Ja to panie już nawet na dzieciaki, jak goło latają, patrzeć nie mogę. Wszędzie tylko trupa widzę, gołe ciało mi jakoś tak, panie, wo-skowiną śmierdzi. Toteż i żona, panie, się ode mnie odwróciła, sam zresztą widziałem, że rzygać jej się chciało, jak ją pieściłem tymi łapami od trupów. Sny, panie, ciężkie miała, zwłaszcza jak w ciąży była. Ze to niby ja ją żywcem do grobu pakuję czy co. Popił zno-wu, powoli, z namaszczeniem. - Ręki, panie, to nikt mi już od lat nie podaje. Czuje to człowiek, jak taka rodzinka, panie, jakimś samochodem przyjeżdża, w foliach ubranie przy-nosi i każe ubrać tatuśka albo jakąś tam starą babcię. Niby sami to się brzydzą, a jakże, pobrudzili by se te rączki białe od pudru. A jeszcze powiedzą zawsze, że to wszystko nowe, czyste. Niby to żebym nie ukradł, czy coś. Nie powiem, panie, czasami to czło-wiek i podmienił tak jakąś koszulę albo bieliznę. No bo, panie, jak tak pomyśleć, to po co temu w grobie nowe fatałaszki, chyba żeby robaki zjedli. Ale to już nie moja rzecz.

Golę, ubieram, choć czasem, panie, to już takie zimne, że ręki wykręcić się nie da. Naj-gorzej, jak jeszcze jakieś płyny z nich wypływają albo i krew. Nie wie człowiek, co zro-bić. - Napił się ponownie i zamówił jeszcze jedna butelkę. - Ja już na żywych inaczej nie mogę patrzeć. Każdego widzę jak umarlaka, co to go kiedyś do trumny będę ubierał.

Jak ktoś mi na odcisk nadepnie, to od razu se w duchu mówię, oj spotkamy się jeszcze, ciekawe, czy wtedy będzie z ciebie taki chwat. Małe to przecież, panie, miasto, każdego się zna. Ile już było, panie, takich, co mi ręki nie chcieli podać, a potem to ich do trumny szykowałem. Niby to, mówią, trupowi obojętne, co się z nim po śmierci dzieje, ale to chyba, panie, nieprawda. Czasem widzę już te baby, co to na moim pogrzebie powiedzą, że trupów ubierał, a teraz sam do ziemi poszedł. Grabarz, panie, to ma czystszą robotę. Dół kopie, zawali potem, zgarnie pieniądze i zadowolony. Trupa wcale nie widzi. Na bek ludz-ki tylko się napatrzy, ale potem to może i podziwiać taludz-ki grób, co to kwiatami i wieńcami obłożą. Na cmentarzu trup schowany głęboko, nic nie czuć. W kostnicy, panie, inaczej. -Popił znowu. - Najgorzej, panie, latem, bo szybko jakoś się rozkładają. Widać, panie, zimne ciepłego nie lubi. Najgorzej, że to robactwo to już wtedy się do nich dobiera. Cza-sem, panie, to i mysz jaka albo i szczur w nocy wylizie poskubać takiego. Raz, panie, to myślałem, że zemdleję, jak wszedłem a tam, panie, pluskwy czy karaluchy, sam nie wiem co, ucztowały w najlepsze. Jak pomyślę, że i mnie tak zeżrą, to, panie, słabo mi się robi.

Odkręcił kolejną butelkę, nalał sobie kieliszek i wpatrywał się w niego przez chwilę. -Ludziska wolą o tym, panie, nie myśleć. Pudrują się, panie, jakby to jakie lekarstwo na śmierć było. Modlą się, te babki stare, żeby ich Pan Bóg od śmierci wybawił. Niech się, pa-nie, modlą, żeby ich robactwo oszczędziło. Tyle, papa-nie, człowiek wart, co go zeżrą w ziemi.

Trupy

157

Nic nie zostanie. A jeszcze cię, panie, jakimś kamieniem przywalą, żebyś czasem z tej uczty nie uciekł. Co to, panie, za strach by wszystkich obleciał, jakby tak nagle ludzie z gro-bów zaczęli wychodzić. Albo jakby tak taki umrzyk, co to go rodzinka pochowała, wstał na-gle spod tej kupy wieńców i na stypę przyszedł z dzieciakami ucztować. Niby to, panie, wierzą, że człek nie umiera, ale zobaczyć to by go już nie chcieli. - Popił znowu i nalał sobie kolejny kieliszek. - Ja to, panie, jednego nie rozumiem, dlaczego człek taki głupi, że się oszukuje. Całe życie myśli, że wielki pan, głowę zadziera, mądrego zgrywa. A jak przyjdzie na niego kolej, to wyje, że niby jeszcze trochę chciałby pożyć. Wszystko, pa-nie, odda, żeby tylko chwilkę dłużej jeszcze życiem się nacieszyć. Na kolanach, papa-nie, żebrze nie wiadomo kogo. Taka to i jego wiara, że do nieba go wezmą. A jużci, niebo zobaczysz, akurat. Już ci te robaki dobrze oczy wyżrą, żebyś nie widział, gdzie skoń-czysz. - Wypił kolejny kieliszek. - Mówią, panie, że to jedyna sprawiedliwość na ziemi.

Jaka tam, panie, sprawiedliwość. Czasem, panie, to dziecko małe jak lalka albo jak anioł jaki, ledwo co świat zobaczy już robakom na żer idzie. Takie to, panie, ubierać aż serce pęka. Leciutkie to, panie, i gładkie jak pisklaczek jaki. Człowiek by najlepiej do domu zabrał i nie dał nikomu. Ale co, panie, może biedny umrzyk poradzić. - Popił znowu. Po chwili lekko się uśmiechnął. - Czasem, panie, to sen taki mnie nachodzi, że do nieba frunę, a tam, na mój widok Pan Bóg każe aniołom bramy wszystkie otwierać, stoły za-stawiać, dziewice przyodziać, bo to niby oblubieniec przybywa. Muzyka, panie, niebiań-ska jakaś rozbrzmiewa, wonnymi olejkami aniołowie człowieka nacierają a Pan Bóg przychodzi do mnie i mówi: „Dobrześ się, chłopie, spisał. Nagroda ci się należy." I bie-rze mnie, panie, biednego umrzyka, za rękę i do swego tronu prowadzi. Ten tron, panie, to jakiś olbrzymi i chyba ze złota cały, bo lśni tak, że aż oślepia. Idę, panie po schodach na ten tron i lekko mi jakoś, śpiewnie tak, że swego, panie, śmierdzącego ciała nie czuję.

Wokoło jakieś wonności, żadnego, panie, trupa nie widać w pobliżu. Tylko gdzieś tam jakiś głos jakby Pana Boga, panie, słychać, że niby to moje wszystko, ten tron i te

dzie-wice. A te niby to anioły, to mi do posługiwania przysłane. Tak mi się, panie, czasem przyśni, że budzić by się człowiek nie chciał. - Znużony opróżnił butelkę do końca, wstał i na chwiejących się nogach podszedł do lady. Uregulował rachunek, kelnerowi dał sowi-ty napiwek i ukłoniwszy się wyszedł.

„Scriptores Scholarum"

Zeszyt Teatralny „Dramat w szkole" (1996, nr 11/12)

• Spotkania akademickie z autorytetami uniwersyteckimi: Wojciechem Kaczmarkiem (KUL);

Bożeną Chrząstowską (UAM); Jerzym Stuhrem (PWST); Mikołajem Grabowskim (PWST).

• Historia teatru: I. Sławińska, Życie teatralne szkoły, A. Lesiakowski, Stary teatr w Lublinie -rzut oka; P. Więczkowski, Teatr za czasów Władysława IV.

• Teatry Lublina: Teatr alternatywny - teatr konwencjonalny - debata z twórcami lubelskich teatrów nierepertuarowych; W teatrze na prowincji... - spotkanie z Henrykiem Sobiechartem.

• Krytyka teatralna: „Cień teatru" - fragmenty spotkania z T. Nyczkiem i J. Koenigiem;

Sumienie środowiska teatralnego - spotkanie z redakcją „Didaskalii"; W. Kaczmarek, Recenzja teatralna jako dokument przedstawienia teatralnego; próbki uczniowskich recenzji teatralnych.

• Dwugłos o dramacie w szkole: I. Sławińska i M. Bobrzyński.

• Dydaktyka teatralna; próbki dramatyczne i teatralne uczniów; recenzje nieteatralne; w antrak-tach - wiersze.

Zeszyt 13. pluralizmów - kontynuacje i polemiki (1997, nr 14)

• rozmowy a k a d e m i c k i e o pluralizmie z prof. Jerzym Gałkowskim (KUL); prof. W i e s ł a w e m Theissem (UW); o. drem Sergiuszem Gajkiem (KUL); prof. Krzysztofem Pomianem (FNOBN).

• s p o t k a n i a kultur: S. C. Napiórkowski OFMConv, Ekumenizm w Spotkaniach kultur, J. Woj-tysiak, Spotkania kultur- Zeszyt Siedmiu Ekumenizmów; Atmosfera dialogu (zapis dyskusji na

promocji) - o. prof. W. Hryniewicz, o. prof. S.C. Napiórkowski, ks. dr J. R. Weksler-Waszkinel, ks. dr A. Wierzbicki, S. J. Żurek, P. Więczkowski, J. Wojtysiak, J, Bojarski, ks. R. Pracki, A. Ko-nopka); polemiki neomodemłstyczne - A. Zawisza, Neomodernizm, czyli Sobór ukradziony, J. Wojtysiak, W o b r o n i e rzekomych złodziei (Arturowi Zawiszy w odpowiedzi)-, K.-P. Friedrich,

0 Dachau, Nietzsche-Polaku, stosunkach polsko-niemieckich i polsko-żydowskich-, rozmowy o kul-turze z Ibanem Cuadrat Seix i Lydią Bauman; religia i człowiek - Z. Charytanowicz, Biedny chrześcijanin patrzy na Talmud; M. Kopaczewski, O historii Kościoła Zielonoświątkowe-go, jego p o c z ą t k a c h i działalności na terenie Polski; miejsca i narody - A. Eppel, Południe-, J. Bauman, Dorota; M. Staszyc, Majdanek-, L. Pokrzycka, Tatarzy krymscy w Lublinie: C. Tara-cha, Po drogach polsko-hiszpańskich; M. Pokrzycka, Świat w Tilburgu.

• e d u k a c j a i środki s p o ł e c z n e g o przekazu: ks. H. Niemiec, Uwagi etyka o istocie wycho-wania-, M. Braun-Gałkowska, A. Gałkowska, I. Ulfik, Zabawa w zabijanie; S. J. Żurek, Młodzi 1 media (katolickie).

• filozofia w szkole; D. Jakubiak, Opis szkoły pojęciami filozoficznymi; lekcje filozofii - P. Mazur, Program filozofii; I. Rupik, Testament Sokratesa; B. Wosk, System filozoficzny Arystotelesa;

warsztaty filozoficzne „Intermezzo tauromachiczne": dydaktyka filozofii - inaczej.

• o teatrze, literaturze i kinie: R. Doktór, O cnotach i grzechach teatralnych „Scriptores Scholarum"; wiersze i proza oraz recenzje.

• kronika: kalendarium działań edukacyjnych Ośrodka „Brama Grodzka - Teatr NN" oraz redakcji

„Scriptores Scholarum"; alfabetyczny indeks nazwisk rozmówców i autorów publikujących w „Scrip-tores Scholarum" w latach 1993-1996 (nr 1-13).

Ewelina Zarzeka