• Nie Znaleziono Wyników

Największa ciemność jest zawsze przed świtem. Ale już po chwili rozcieńcza ją pianie kogutów niesionych przez hurtownika („Hurtownik") i zagadkowy uśmiech kozy, białej jak śnieg („Koza"), dźwięki koncertu wiolonczelistów („Koncert") i odgłosy

żydowskie-go wesela („Żydowskie wesele"). Wtedy otwierasz oczy. Otwierasz oczy, żeby śnić...

Na świątecznej ulicy nauczyciel ze swoim uczniem („Rabin i uczeń"), w krętym zauł-ku śpiewak uliczny...

Otwierasz szerzej... Kobiety. Ubrane w codzienność („Siedząca kobieta", „Przy szklance piwa"). A codzienność ich wypełniona czekaniem, podobna do wiader pełnych słońca.

Lecz są jeszcze inne - nagie („Nude", „Elwira w zielonym"). One uznają inny rodzaj piękna. Przychodzą z krainy uczuć gorących, na twoich oczach cudowność dojrzewa w ich ciałach. I tylko włosy pełne ciemności nieśmiało zdradzają niepokój. Fantasmagoria marzeń?

Ale trzeba iść dalej, trzeba wyżej, trzeba bliżej nieba. Na dach. To właśnie tutaj pierw-szy pocałunek („The First Kiss"), to tutaj pierwsze miłosne uniesienie („Love"). Mówią, że gdy się chce zobaczyć swoją przyszłość, trzeba wejść na dach. Trzeba wejść na dach, gdy się już kogoś pokochało. Jak w żydowskich piosenkach - i miłość na dachu, i szczęście...

Otwierasz oczy, żeby śnić sen migdałowy. Bo tylko w takim śnie widać sen migdałowy.

Bo tylko w takim śnie widać doskonale kształt zaginionego świata, bo tylko w migdało-wym śnie między zielenią a błękitem rosną jeszcze czerwone drzewa. I świetli się światło w zaginionych zaułkach, i czuć zapach gruszek... To nic, że po chwili już nie wiesz, czy to zapach miodownika, czy dobrej nowiny ( a może to zapach dzikiej marchwi?). To nic.

To jest pejzaż żydowski. Pozbawiony martwych natur, okrucieństwa i brutalności. To pamięć, którą się jeszcze udaje oddzielić od grobów. To świat, który ciągle chce być wskrzeszony. To zapach życia. Feeria kolorów i wewnętrznej dynamiki.

Pod ciemnofioletowym niebem Abraham na skrzypcach wygrywa Najwyższemu jego ulubione melodie, a świece palone w szabas zapewniają, że wszystko jeszcze trwa. Ze wszystko jeszcze trwa, i że jest ciągle otwarte. Jak oczy.

Zmierzch zwleka jeszcze przez jakiś czas, a potem już przychodzi ciemność, która gęstnieje coraz bardziej. Mówią, że każda rzecz sieje w nas swoje znaczenie...

Więc idź, innym opowiedz ten sen migdałowy. Opowiedz, jak się w nim żyje i pamię-ta. Opowiedz, jak się w nim kocha.

Marta Jedliczko

Migdałowy sen 1 9 5

Współczesne malarstwo izraelskie jest nam najczęściej zupełnie nieznane. Dobrze się więc stało, że w galerii „Brama Grodzka - Teatr NN" od września do października może-my zobaczyć obrazy malarza z tego kraju.

Simcha Nornberg jest artystą starszego pokolenia. Urodził się w 1918 roku w Brzesku Nowym pod Krakowem. Przeszedł koleje losu środkowoeuropejskiego Żyda XX wieku;

od chederu po Uniwersytet Jagielloński; poprzez obozy Karelji, Archangielska i represje UB aż do ucieczki z Polski i osiedlenia się w Izraelu. Po latach kariery prawniczej decy-duje się poświęcić wyłącznie malarstwu.

Na wystawie lubelskiej Nornberg zaprezentował się w obrazach olejnych i akware-lach. Obrazy są grubo impastowane, budowane szerokimi pociągnięciami pędzla, z eks-presjonistyczną śmiałością. Akwarele są znacznie bardziej wyciszone i zrównoważone.

Malarstwo Nornberga początkowo razi jaskrawymi, prostymi kolorami z rozmachem naniesionymi na płótno i trąci naiwnością. Obraz Jerozolima" i „Żydowskie wesele"

właśnie do takich należą. Lecz gdy z katalogu wystawy dowiadujemy się o życiowych doświadczeniach malarza, nieco inaczej zaczynamy patrzeć na jego twórczość. Jaskrawe, czyste barwy są dla artysty wyrażeniem radości życia. Ale są i inne tonacje. W portrecie Anne Weingasten widzimy kobietę czytającą książkę. Cały obraz utrzymany jest w spo-kojnych ciepłych barwach z bardzo ciekawym ciemnozielonym tłem z błękitnymi reflek-sami. Książka i suknia kobiety są czarne, tylko twarz i ręce odcinają się od całej reszty impastami bieli, ugru i czerwieni. Swoją atmosferą obraz różni się od pozostałych. Jest spokojny i zrównoważony, sposobem malowania przypomina malarstwo Czapskiego.

Drugim interesującym obrazem jest „Czerwone drzewo". Dzięki skontrastowaniu ostrej czerwieni z błękitnym niebem zaczyna się coś dziać; możemy mówić o radosnej ekspresji koloru. Czerwone drzewo obwiedzione jest grubym czarnym konturem, bardzo charakterystycznym dla twórczości malarza.

We wszystkich obrazach Nornberga, nawet w tych, na których nie ma motywów żydowskich, wyczuwalna jest atmosfera odrębnej kultury, dobrze nam znajomej ze sta-łych zdjęć, pocztówek czy chociażby z wyglądu pożydowskich kamieniczek wrośniętych

w każde miasto polskiej prowincji.

Malarstwo Simchy Nornberga może się podobać, jest kolorowe i proste. Autor w róż-nym stopniu korzysta z tradycji ekspresjonistycznej malarzy żydowskich lat międzywo-jennych jak i z wzbogacającego koloru słońca Izraela.

Jarosław Mankiewicz

Idziesz brukowaną uliczką z początku wieku, wchodzisz po schodach, niby niewiele stopni, ale czujesz zmęczenie, zasypiasz... ciemno, słychać płynące gdzieś z oddali dźwię-ki skrzypiec i wiolonczeli - cichy koncert muzydźwię-ki żydowsdźwię-kiej.

196 Jarosław Mankiewicz

Wiolonczela nie wszystkim kojarzy się z kulturą żydowską, nie wszyscy widzą za nią młodą żydówkę głęboko przeżywającą muzykę wychodzącą spod jej palców. Dźwięki są wszędzie, pięciolinie mkną po ścianach obsypując słuchaczy głuchego przedstawienia zielono-niebieskim spokojem, słyszanym uszami wyobraźni. Kilka czerwonych dźwię-ków zakłóca błogą harmonię, wprowadza niepokój - to tylko złudzenie - podenerwowa-nie pochodzi z wnętrza zamyślonej wiolonczelistki, z głębi jej serca, odzwierciedla jej zmieszaną duszę, która straciwszy coś, wspomina. Wbrew oczekiwaniom, niepasująca się czerwień, doskonale zespala się z całością.

Rabin i jego uczeń - stary i młody człowiek, biel i czerń, do końca zależne od siebie skrajności, bez jednego nie byłoby drugiego, bez drugiego nie byłoby pierwszego. Wiedzą 0 powiązaniu i ważności swojej funkcji, znają przyczynę swych powołań. Nauczyciel obejmuje chłopca protektorskim ramieniem, przygarnia do siebie i wpaja siwą wiedzę.

Czerwony płaszcz, jak radosny smutek dodaje życia staremu człowiekowi. Pokolenie idzie-pokolenie odchodzi - dwie smutne twarze, dwa czasy, zupełnie różne i odmienne, niepodobne, przyszłość i przeszłość, zawsze takie same, zawsze się powtarzające, zależ-ne, żydowskie, ale tak polskie. Tak samo polskie jak krajobraz wsi, dachy wychylające się niepewnie ponad niewielkie pagórki i wzburzone pola, nap nimi rozciąga się błękitne niebo i samotnie sunące obłoki - kontemplacja, zamyślenie nad pięknem zapomnianej przez wszystkich przyrody. Rozejrzyj się, dostrzeż wysmukłe zboża, zielone trawy, usłysz ich szum - to śpiew. Niech ta muzyka zamknie ci oczy, uniesie dłonie, niech otoczy cię mgłą wspomnień o traconym życiu, o traconym pięknie, o utraconej kobiecie.

Jej ulubionym kolorem była zieleń, zawsze ubrana w trawiasty sweter. Czy pamiętasz jak ją poznałeś? Pamiętam, sama i smutna siedziała przy szklance piwa. Podszedłem,

zacząłem rozmowę. Dużo łatwiej jest pomagać komuś innemu, doradzać nie sobie. Sam nigdy nie będziesz dla siebie zbawieniem. I co potem, i co potem? Potem była noc i jej gładkie ciało, nagie i piękne. Spała, tak słodko spała na tle żydowskiego krajobrazu pol-skiej Jerozolimy, smutnej i zarazem tak radosnej za smutku, to daje jej moc i siłę do bycia piękną.

Gdzieś po tym mieście chodzi Simcha Nornberg, po ulicach, po peryferiach, wśród pól i łąk, wśród czerwonych drzew i kóz, lecz przede wszystkim wśród ludzi - smutnych 1 radosnych, pięknych i brzydkich ale zawsze ludzi.

Fryderyk Rudziński

Simcha Nornberg - wernisaż wystawy obrazów, Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN", Lublin 9 IX 1997.