• Nie Znaleziono Wyników

Wiedzotwórcze bezrobocie - epistemiczna integracja

Sprawa jest bardzo poważna. W niektórych polskich domach, w autobusach, na ulicach wciąż słychać nerwowe rozmowy o ... bezrobociu. Jednego objęła redukcja; drugi stracił pracę, gdyż upadła jego firma; ktoś inny kończy studia i nie widzi żadnych perspektyw na jakiekolwiek (nawet nie w swoim fachu!) zatrudnienie. Można tu wyjaśniać, że

zjawi-sko to jest (przynajmniej w pewnym stopniu) czymś naturalnym i pożądanym w krajach, które osiągnęły lub dążą do osiągnięcia zdrowej struktury społecznej i gospodarczej; że ci, co się naprawdę na czymś znają i umieją robić cokolwiek pożytecznego na pewno szybko znajdą pracę; że dla dużej części bezrobotnych ich okres bezczynności nie będzie długotrwały, gdyż wiąże się z przejściową adaptacją do nowych warunków itd., itd., itd.

Wszystko to prawda. Jednakże trudno tłumaczyć prawa ekonomii i socjologii tym, którzy naprawdę (a są - poza zwykłymi bumelantami i oszustami - tacy!) stają przed zagroże-niem życia ze stale zmniejszającego się zasiłku lub nieregularnego, przypadkowego za-robku...

Nie ma jednak takiego problemu, którego nie potrafiliby rozwiązać... filozofowie i socjo-logowie. Oni nigdy nie są bezrobotni, gdyż nawet, jeśli nikt im problemów do rozwiąza-nia nie dostarcza, to sami je sobie wymyślają. A jak sobie radzą z bezrobociem swoich bliźnich jako ważnym zagadnieniem teoretyczno-praktycznym?

Po pierwsze, ze stoickim (i nieco ironicznym) spokojem stwierdzają: jest źle, ale będzie jeszcze gorzej! I to nie tylko w Polsce, lecz i na Zachodzie, w całej Europie, i w całym cywilizowanym świecie! Po prostu: gigantyczny rozwój techniki (a przede wszystkim komputeryzacji) doprowadzi do masowej redukcji zatrudnienia w przemyśle (głównie:

stanowisk robotniczych). W zakładach produkcyjnych wystarczy niewielka ilość wysoko wyspecjalizowanej kadry obsługującej skomplikowane urządzenia (automaty, roboty), które będą wykonywać szybko i sprawnie pracę spełnianą dziś przez sporą liczbę osób.

Proces wypierania ludzkiej siły roboczej przez coraz to lepsze środki produkcji trwa już - na tak dużą skalę - co najmniej od dwustu lat. Jednakże dopiero dokonująca się na naszych oczach kolejna rewolucja techniczna (zwana informatyczną czy mikroelektro-niczną) zmieni radykalnie nasze życie. Prawdopodobnie wyeliminuje całkowicie potrze-bę ludzkiej pracy fizycznej, a w pewnej mierze i umysłowej. Miejsce ślusarzy, tokarzy, spawaczy, górników, hydraulików etc. zastąpią programiści i specjaliści od układów sca-lonych. Żadna firma nie przyjmie księgowego czy archiwisty, gdyż ich zadania wykony-wać będzie w stu procentach komputer. Być może wolne etaty pozostaną w sferze usług,

Wiedzotwórcze bezrobocie - epistemiczna integracja

117

ale w ograniczonej ilości. O utratę pracy nie muszą się troszczyć jedynie sekretarki: pra-gnienie życia towarzyskiego nie zna granic (także w świecie maszyn elektronicznych!).

Zbliżające się (na razie tylko przewidywane, ale za dwadzieścia lat jak najbardziej re-alne) totalne cywilizacyjne bezrobocie ma zasadniczo inny charakter niż bezrobocie nam współczesne. Dziś brak pracy wiąże się zazwyczaj z brakiem lub ograniczeniem środków do życia. Natomiast fakt, że gdzieś w połowie XXI wieku ludzie będą mogli podejmować jedynie albo specjalistyczną pracę twórczą, albo pracę tylko „dla zabawy", nie pociągnie za sobą recesji i powszechnej nędzy. Przeciwnie, wszystko będzie prawie że wytwarzać się samo, dóbr wszelkiej jakości będzie wokół pełno... Po prostu: w ogóle nie trzeba bę-dzie pracować! (no bo i po co, skoro robot wykona to, czego dusza zapragnie?). Powsta-nie jednak przerażające pytaPowsta-nie: co robić, skoro robić (tzn. pracować) się Powsta-nie da?, co czynić w wolnym czasie, skoro cały czas to czas wolny?

Odpowiedź filozofa jest prosta: poznawać. Człowiek przecież to animal rationale czy homo studiosus. Jego najwyższymi, odróżniającymi go od wszystkich innych stworzeń, władzami są zdolności poznawcze. Już starożytni Grecy zauważyli, że celem ludzkiego życia jest oglądanie prawdy: czy to zmian przyrody, czy to podstawy Wszechświata, czy to istoty bytu. Człowiek cały dzień haruje po to, by mógł sobie wieczorem pójść do par-ku i popatrzeć na drzewa lub Księżyc. Człowiek cały dzień gania po to, by przed snem usiąść sobie w fotelu i poczytać książkę, rozwiązywać krzyżówkę, gapić się w telewizor.

Człowiek więc przez tysiąclecia pracował na to, by w XXI wieku spełnić cel swej egzy-stencji: oddać się twórczej kontemplacji, rozwiązywaniu intelektualnych zagadek rzeczy-wistości, poznawaniu tego, co jescze nie znane.

Zrealizowanie tego celu wymaga nie tylko środków technicznych, ale i pewnych zmian socjalno-kulturowych. Trzeba by np. wprowadzić system permanentnego kształcenia oraz powiązać z nim strukturę zarobków i prestiżu społecznego. Tak jak dzisiaj poziom życia zależy od wykonywanej pracy, tak w społeczeństwie epistemicznym (episteme = wiedza, poznanie) uposażenie materialne i społeczne uznanie odpowiadałyby posiadanemu wy-kształceniu i dorobkowi intelektualnemu. „Bezrobotni" nie chodziliby do Urzędu Pracy, ale Urzędu Uczenia Się, skąd skierowywano by ich na wolne miejsca na poszczególnych kierunkach studiów. Po ukończeniu jednego fakultetu, szłoby się na następny. Oczywiście, można by też pisać doktoraty, habilitacje itp. Związki zawodowe (czy raczej: szkolenio-we) negocjowałyby zasady naliczania emerytury: czy byłaby ona uzależniona w więk-szym stopniu od ilości zdanych egzaminów, czy od uzyskanych tytułów naukowych, czy wydanych publikacji...

Jakie będą konsekwencje funkcjonowania społeczeństwa uczonych? Jedną z nich bę-dzie powszechna świadomość... naszej niewiedzy. Otóż okaże się, że praca fizyczna może się skończyć, ale praca umysłowa skończyć się nie może. Nikomu nie starczy życia na osiągnięcie pełni wiedzy, pomimo tego, że owo życie będzie poświęcone właśnie prawie tylko nauce! To znowuż powinno doprowadzić wszystkich ludzi do pokory. Dzięki niej

„padnie przesąd racjonalizmu [typu oświeceniowego - J.W.], że upowszechnienie wie-dzy naukowej prowadzi automatycznie do obumierania wiary religijnej."1 Wręcz prze-ciwnie, im bardziej świadomy naukowiec - tzn. im bardziej świadomy nieskończoności przedmiotu swych badań i luk swej wiedzy - tym bardziej otwarty na głęboką wiarę reli-gijną. Wyrasta ona naturalnie z autentycznej postawy poznawczej, która odkrywając

bo-118

Jacek Wojtysiak

gactwo świata, odkrywa zarazem własną ograniczoność i przenikającą wszystko Nieskoń-czoną Tajemnicę...

Myśląc o procesach integracyjnych, warto więc pomyśleć o utopii edukacyjnej. W tej utopii wracamy do kulturowych źródeł Europy: do średniowiecznej (łacińskiej) schola, do starożytnej (greckiej) theoria oraz do... biblijnego Edenu. W tej tradycji szczęśliwy wypoczynek, kontemplacyjne poznawanie dzieła stworzenia oraz obcowanie z Bogiem tworzyły pewną całość.

Przypis:

1 Adam Schaff Dokąd prowadzi droga? Skutki społeczne drugiej rewolucji przemysłowej, Szczecin 1988 (książka powstała w związku z pracami Klubu Rzymskiego), s. 150. Autor („przekonany marksista" do dziś!) ku własnemu zdziwieniu dodaje, że „wiara religijna jako wartość (...) wzrośnie" (tamże). Gwoli sprawiedli-wości należy przyznać, że niniejszy tekst jest m.in. inspirowany właśnie tę książką. Schaff - pozostając za-wsze marksistą - przechodził oficjalnie w stosunku do komunistycznego systemu totalitarnego różne okresy:

od silnego zaangażowania na jego rzecz, poprzez rewizjonizm, kontestację i wieloletni wyjazd na Zachód, aż do powrotu, próby ponowienia współpracy oraz wzajemnej tolerancji.

Kościół nie boi się zjednoczonej Europy, wprost przeciwnie, patrzy na ten proces z nadzieją.

Prymas Polski Kardynał Józef Glemp

Kościół w Polsce boi się zjednoczonej Europy. Ale zjednoczonej Europy nie wolno się bać Europę należy zaakceptować jako wspaniałą szansę, trudne wyzwanie i wiel-kie zadanie apostolswiel-kie Kościoła.

Sekretarz Episkopatu Polski Bp Tadeusz Pieronek

Bartek Machul „Demon" (linoryt)