• Nie Znaleziono Wyników

KOSZART antyatomowy

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 82-88)

dla nielicznych

Mogło by się wydawać, że KOSZART 2012 (25-26 maja) z jego debiutem w 2011 roku łączy jedynie nazwa i nazwiska organizato-rów. Druga odsłona imprezy to inny pomysł i estetyka. Jednak obie te realizacje – chociaż w różny sposób – pokazały, na czym polega Festiwal Sztuki w Przestrzeni Publicznej. Po-le uwagi jest tu właściwie nieograniczone – stałym elementem jest jedynie miasto z jego strukturą, problemami i energią. Koszalinowi, miastu w pewnym sensie bez właściwości, ta-ki festiwal być może jest bardziej potrzebny, niż jakiemukolwiek innemu. Także dlatego, że w idei „Koszartu” jest coś niezwykle pozytyw-nego: chęć odkrywania, przywracania, za-miany świata nieprzedstawionego w przed-stawiony. KOSZART z atomem w temacie to wciąż ta sama impreza, owszem, artystycz-na, ale także społeczartystycz-na, polityczna i – przede wszystkim – dyskursywna. Taka właśnie jest sztuka współczesna.

Miało być inaczej. Ryszard Ziarkiewicz, dy-rektor KOSZART-u , na fali dobrego przyjęcia fe-stiwalu w 2011 r. snuł plan mocniejszego „wyjścia w miasto” w następnej jego edycji. Zapowiadał uruchomienie energii miejskiej przez muzykę, teatr, taniec, potencjał młodych i obecność

zna-mienitych postaci kultury i sztuki. Kilka miesię-cy później ogłosił, że owszem, KOSZART będzie o energii, ale atomowej. Jakby „od czapy”, nie po drodze. Koncepcja założycielska festiwalu – po-dobna dla wszystkich tego typu inicjatyw – czyli miasto z jego dziedzictwem, dynamiką, specy-ficznym potencjałem będącym inspiracją dla ar-tystów – to jasny kierunek, ale – na litość boską – co ma atom do sztuki? Czy sztuka w ogóle da radę o tym opowiadać? I po co?

Warto pamiętać, że wszelkie inicjatywy reali-zowane w przestrzeni publicznej – także festi-wale takie jak KOSZART – zawsze mają charak-ter publicystyczny. Ich naturą jest przepływ my-śli społecznej, wyrażonej przez sztukę. W tym kontekście temat – „Atomowy Koszalin?” nie wydaje się już ani dziwny, ani głupi. Ani nawet zaskakujący – chyba, że trafnością wyboru pola problemowego.

A atom to problem i z pewnością dotyczy przestrzeni publicznej: Koszalina, regionu i Pol-ski. Jak ważny i wciąż aktualny to temat, można się przekonać, ucinając sobie spacer po Mielnie, gdzie co drugi płot zdobi żółty plakat z napisem

„atom stop”. Dziś (maj 2013) wiadomo, że elek-trownia w Gąskach prawdopodobnie nie po-wstanie, czyli „gąskobylu” nie musimy się oba-wiać. Jednak w drugim półroczu 2011 i pierw-szej połowie 2012 r. żaden temat nie budził tak silnych i skrajnych emocji i wciąż wisiał w po-wietrzu. W mediach, prywatnych rozmowach, syntezach i analizach specjalistów, w kontekście ekonomicznym, ekologicznym, społecznym, politycznym. Część lokalnej społeczności na pomysł zareagowała po prostu strachem, ma-jąc przed oczami świeże telewizyjne obrazy ka-taklizmu po wybuchu reaktorów w Fukushimie.

Wizja gigantycznych dymiących kominów, któ-re wyłaniają się z Bałtyku chłodzącego któ-reaktory, w regionie turystycznym, do którego na waka-cje zjeżdża pół Polski, by cieszyć się widokami, przyrodą i czystym powietrzem, dla wielu osób brzmi jak ponury żart. Z rozbawienia należy wyłączyć nadmorskich przedsiębiorców utrzy-mujących się z turystyki – dla nich

perspekty-Sztuka i Architektura . 81 wa bankructwa lub (i) konieczności szukania

nowego sposobu na życie raczej skłaniała do sięgnięcia po środki uspokajające. Część osób pozostała w poczuciu ambiwalencji, podnosząc argument, że inwestycja to ogromne pieniądze, kilkanaście tysięcy miejsc pracy i szansa rozwo-ju dla całego regionu. Jeszcze inni ten właśnie argument w ogóle uznali za arbitralny wobec obciążonego dużym bezrobociem, martwego przemysłowo Koszalina. Elektrownia to worek z pieniędzmi – twierdzili – będziemy z tego wszyscy korzystać, a ryzyko wybuchu przy sto-sowanych współcześnie technologiach jest, rzekomo, minimalne.

Organizatorzy KOSZART-u postanowili rozdź-więk w postawach wykorzystać twórczo i uczy-nić z festiwalu plebiscyt: – Festiwal nie ma ni-czego wyrokować. Ma być natomiast forum do rozmowy. Tak mało i aż tyle. „Atomowy Kosza-lin?” – znak zapytania jest tu najistotniejszy.

Za-sada bezstronności obowiązywała we wszyst-kich festiwalowych propozycjach, odpowiedź dawały realizacje artystyczne. Wyzwanie pod-jęła fotografia, film, graffitti, teatr, happening, po raz kolejny dowodząc, że sztuka nie boi się mówić o wszystkim, zadawać niewygodnych pytań, a każdy temat potrafi przetłumaczyć na swój język.

Dyskusja od początku – trochę wbrew pla-nom organizatorów – miała jednak wymiar jed-nostronny i festiwal, w sposób niezamierzony, stał się właściwie dwudniowym happeningiem przeciw budowie elektrowni. Na palcach jed-nej ręki można policzyć otwarte proatomowe deklaracje, za to aktywiści po stronie „anty” do festiwalu przygotowali się na szóstkę. Ubrani w charakterystyczne żółte stroje zajrzeli w każ-dy zakamarek festiwalowych miejsc; uzbrojeni w ulotki, broszury, informatory, flagi, gadżety i wiedzę dyskutowali z widzami,

przechodnia-fot. Wojciech Grela

„Koszart”- antyatomowy happening pod „Hasiorem”.

mi i namawiali do podpisywania petycji anty-atomowej. W centrum festiwalowym – stanowił je doprawdy uroczy, wydzielony między dwo-ma trawnikami niedaleko amfiteatru placyk w Parku Książąt Pomorskich – wartę pełniły pla-stikowe maszkarony naturalnych rozmiarów, w maskach przeciwgazowych, stoły zapełniały broszury, wydawnictwa i rozliczne opracowa-nia dostarczone przez kilkunastu współorga-nizatorów KOSZART-u – instytucji związanych głównie z ekologią i promowaniem alternatyw-nych źródeł energii.

Spadkobiercy Czarnobyla

KOSZART 2012 otworzyła wystawa fotogra-fii Roberta Knotha (to nie literówka; Robert Knuth, nota bene, też się na festiwalu pojawił) pn. „Nigdy więcej Czarnobyla”. Knoth to uty-tułowany holenderski twórca, niegdyś znany z portretowania gwiazd muzyki, potem z repor-terskich wypraw do m.in. Afganistanu, Kosowa, Sudanu, Kazachstanu i Somalii. Obok usytu-owanej przy centrum festiwalowym ekspozycji uzupełnionej lapidarnymi opisami Antoinette de Jong trudno było przejść obojętnie. Przypo-minają – wbrew atomowej propagandzie – że gdy jednak zawiedzie ta niezawodna technika, ofiarę poniosą ludzie. Zdeformowane ciała, no-wotwory, schorzenia przekazywane z pokole-nia na pokolenie to cena za eksperyment, który przed 26 kwietnia 1986 r. miał się przecież po-wieść. Jego spadkobiercy przez dwa festiwalo-we dni patrzyli widzom prosto w twarz.

Filmy atomowe

Niejako festiwal w festiwalu stanowił po-kaz filmów „atomowych”. Ich wyboru dokonał współpracujący z Galerią Scena Przemysław Młyńczyk, prezes Fundacji Młodego Kina, or-ganizator goszczącego u nas festiwalu Euro-shorts i reżyser dokumentu „Artyści z Koszali-na” poświęconego koszalińskiemu środowisku twórców i propagatorów sztuki współczesnej.

Okazuje się, że filmów o tematyce atomowej na przestrzeni pięćdziesięciu lat powstało całkiem

sporo. Pozostając w poetyce bezstronności kaz podzielony został na dwie części: „Atom po-zytywny” – seanse w pierwszym dniu festiwalu i „Atom negatywny” – drugiego dnia. W repertu-arze znalazło się kilkanaście pozycji: dokumen-ty, fabuły i animacje m.in. z USA, Wielkiej Bry-tanii, Japonii i Polski, w tym produkcje sprzed kilkudziesięciu lat i te najnowsze, o katastrofie w Fukushimie.

O ile filmy z dnia pierwszego poświęcone by-ły głównie aspektom technologicznym, proce-durom i korzyściom płynącym ze stosowania energii jądrowej, o tyle produkcje na „nie” to już wybór obrazów poruszających kwestie bezpie-czeństwa i tragicznych skutków ewentualne-go wybuchu. I tak obok animacji „A jak atom”

z 1952 r., pokazującej pokojowe wykorzysta-nie energii atomowej, znalazła się już bardzo współczesna japońska animacja „2053”, ukazu-jąca topografię miejsc wybuchów atomowych.

Obok utrwalonego w filmie „Wielki dzień” za-pisu otwarcia pierwszej na świecie elektrowni atomowej w Anglii w 1956 roku, można było obejrzeć godzinny belgijsko-francusko-japoń-ski dokument „Czarnobyl Forever”, którego re-żyser poświęcił dziesięciolecia na badanie dłu-gotrwałych skutków wybuchu reaktora, odczu-wanych przez mieszkańców Ukrainy, i prób ich minimalizowania.

Trucizna na fladze

Swoim krótkim happeningiem „Nuklear Po-sitiv” konsternację wywołał Robert Knuth. War-to przypomnieć, że w czasie ubiegłorocznego Koszartu performance artysty był najszerzej omawianym festiwalowym wydarzeniem, któ-re doczekało się komentarza nawet tych, którzy o festiwalu nie mieli w ogóle pojęcia. Knuth wy-kazał się wówczas albo ogromną intuicją, albo czysty przypadek sprawił, że wykreowane przez niego zdarzenie – obwieszenie pomnika „Byli-śmy – Jeste„Byli-śmy – Będziemy” starymi billboar-dami w symbolicznym geście sprzeciwu wobec czynienia „historycznie podejrzanego” postu-mentu obiektem kultu – stało się preludium do

Sztuka i Architektura . 83 dyskusji o przeniesieniu pomnika spod

moder-nizowanego ratusza w inne miejsce. Dziś osią-gnęła ona apogeum.

Tym razem Knuth, przy połamanych dźwię-kach hymnu narodowego wygrywanych przez trąbkę i gitarę oraz zakłócanych przez elektro-nikę, oblał flagę Polski żółtą farbą. Tłumaczył, że to czytelny przekaz: żółć symbolizuje truciznę, zatem jego gest to nie chęć zbezczeszczenia narodowych symboli – tak dosłownie odczyta-ła dziaodczyta-łanie część publiczności – ale wręcz prze-ciwnie, wyraz zaniepokojenia faktem, iż proato-mowi lobbyści-ignoranci zamierzają bezcześcić kraj i truć go atomem w imię zysku.

Poważnie i swobodnie

Jednym z najważniejszych punktów progra-mu KOSZART-u, a zarazem częścią ogólnopol-skiego projektu „Demokracja energetyczna” – była debata pod tytułowym hasłem festiwalu

– „Atomowy Koszalin?”. Zaplanowana jako po-kojowe starcie na argumenty zebrała zwolen-ników i przeciwzwolen-ników elektrowni, polityków, lu-dzi biznesu, kultury, nauki, aktywistów, wszyst-kich zainteresowanych tematem. Czas okazał się niefortunny – w kilka dni później Politech-nika Koszalińska na większą skalę zorganizo-wała konferencję poświęconą energii jądrowej.

W skromnym więc gronie przeprowadzona de-bata okazała się jednak udana, wyważona, me-rytoryczna, ze znakomitym wystąpieniem pre-zesa Fundacji Nauka dla Środowiska, Pawła Jaśkiewicza.

Nie do końca udany był też piknik na bło-niach Politechniki Koszalińskiej, który zwień-czyć miało odpalenie „Ptaków” Władysława Ha-siora, zainicjowane w 2011 r. podczas pierwsze-go Koszartu. Szkoda, że organizatorzy pokona-ni przez chłód i wiatr zdecydowali się na ten gest na godzinę przed planowanym czasem.

fot. Wojciech Grela Aneta Husejko w monodramie „Kobieta-bomba”.

Widzowie, którzy dotarli na błonia punktualnie, mogli jedynie powąchać dym dopalających się pochodni. Ci natomiast, którzy na pikniku po-jawili się wcześniej, obejrzeli m.in. malownicze widowisko pt. „Gąski, gąski, do domu”, przygo-towane przez grupę teatralną Wojciecha Wę-glowskiego. Humory poprawiła z pewnością Pecha Kucha zorganizowana tym razem w am-fiteatrze. Była wyjątkowa, bo prezentacje wy-świetlone zostały na jego dachu – w ten sposób Stowarzyszenie Warsztat Koszalin, organizator PK w Koszalinie, podkreślił wyjątkowość obiek-tu, na którego wykorzystanie nikt w mieście nie ma szczególnego pomysłu.

Stop–atom na ścianach

Koszart miał też swój wymiar edukacyjny.

„Warsztat dobrej energii” prowadziła para eta-towych animatorów Galerii Scena: Maria Sta-fyniak i Paweł Kula. Zajęcia miały charakter swobodnej gry, jednak w istocie miały obja-wić młodzieży wszelkie zagadnienia związane z energetyką jądrową. Efekty drugiego warszta-tu wciąż można zobaczyć na kilku ścianach wo-kół budynku amfiteatru. Dariusz Paczkowski to guru i prekursor polskiego street artu, współ-założyciel grupy 3fala.art.pl. i prezes Fundacji

„Klamra”. Człowiek wielkiej wiedzy, charyzmy, społecznik. Lista uczestników warsztatów graf-fiti „Energia zielona czy atomowa”, które popro-wadził, zapełniła się błyskawicznie. Paczkowski podkreśla – w Koszalinie robił to przy każdej okazji – że należy przywrócić graffiti status sztu-ki przyjaznej miastu, formy, która nie powinna szpecić, ale może zdobić mury. Piętnaście osób pod okiem mistrza przeszło wszystkie etapy po-wstawania muralesu – od pomysłu, przez wyci-nanie szablonu, w końcu malowanie wzoru.

Oczywiście antyatomowego.

Dwa teatry

W czasie KOSZART-u swoją premierę miał monodram „Kobieta – bomba” w wykonaniu

Anety Husejko i reżyserii Wojciecha Węglow-skiego. Spektakl powstał kilka miesięcy wcze-śniej i wcale nie na okoliczność KOSZART-u, w co trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę ide-alnie wpisujący się w hasło festiwalu temat.

Przedstawienie powstało z inspiracji utworem chorwackiej pisarki, Ivany Sajko. Jego sceno-graficznym centrum stała się... szafa, pełniąca różne, czasem dziwne funkcje, co nadało spek-taklowi nieco surrealistyczny wymiar, co w zde-rzeniu ze słowami wypowiadanymi przez ko-bietę zamierzającą wysadzić się w powietrze, dało dość mroczny efekt. To jeden z ciekaw-szych punktów programu Koszartu. Jednak wydarzeniem najważniejszym i wykraczają-cym rangą poza festiwal, jednocześnie pięknie kończącym jego dwa dni, był spektakl Komuny Warszawa, teatru niezależnego, który powstał w miejsce anarchistycznej wspólnoty Komuna Otwock. Członkowie KW nie kryją dziś rozcza-rowania wynikającego z poczucia bezskutecz-ności wcześniejszych działań, które nie miały istotnego wpływu na rzeczywistość. W miejsce manifestów proponują przypowieści, filozoficz-ne rozważania ubrafilozoficz-ne w spektakl lub po prostu opowiadają historie. Ich „Radio Fukushima” po-wstało specjalnie z myślą o Koszarcie. Dziwnej, onirycznej i niepokojącej „ostatniej transmisji radiowej z Fukushimy”, miasta-widma, w aurze zapadającego zmierzchu wysłuchała garstka widzów na Rynku Staromiejskim. Wielka szko-da. Rzadko mamy możliwość obcowania ze sztuką współczesną najwyższej jakości.

***

Założeniem KOSZART-u było udostępnienie pola dyskusji w równym stopniu zwolennikom atomu i jego przeciwnikom. Wyszło antyato-mowo. To zgodna opinia uczestników i obser-watorów festiwalu. Wielu z nich wyraz tej opinii dało we wpisach na Tablicy Pamięci ustawionej przy centrum festiwalowym, choć zdarzały się tu również egzotyczne hasła w stylu „atom jest

Sztuka i Architektura . 85 erotyczny”. Krytyczny wobec atomu wydźwięk

miały najważniejsze wydarzenia artystyczne, od wystaw począwszy, przez happeningi i spek-takle, na muralach powstałych podczas warsz-tatów z Dariuszem Paczkowskim kończąc.

– Mam wrażenie, że zwolennikom atomu za-brakło odwagi do otwartej wypowiedzi – pod-sumował Ryszard Ziarkiewicz. – A może festiwal dał po prostu odpowiedź, jaki jest nasz pogląd na energetykę jądrową? Może po prostu większość z nas jest na „nie”? Dyrektor KOSZART-u dodał też, że tegoroczny festiwal wypadł lepiej niż de-biut w 2011 r., jednak przyznaje, że wciąż ma słabe punkty. – Kilkakrotnie zawodziła nas tech-nika – mówi. – Najbardziej jednak zabolała mnie słaba frekwencja. Szczególnie dojmująca była niewielka liczba widzów na spektaklu Komuny

Warszawa. Szkoda, bo to był chyba najmocniej-szy punkt programu. Musimy też pomyśleć o tym, by podczas kolejnego festiwalu powstało coś, co zostanie na trwałe w przestrzeni miejskiej. Będzie-my też starać się o dotacje zewnętrze, a zatem większy budżet festiwalu.

Nic dodać nic ująć. Ważne, by z tej samokry-tyki wyciągnąć wnioski. Warto też zastanowić się jak lepiej wykorzystać potencjał KOSZAR-T-u i nadać mu rangę wydarzenia naprawdę dla miasta istotnego. Niech jego inicjatywy budzą wątpliwości, drażnią i prowokują. Odbiorcą Ko-szartu, podobnie jak każdego festiwalu w prze-strzeni publicznej, jest każdy, komu miejsce, w którym mieszka, nie jest obojętne; każdy, kto uważa, że miasto, w którym kultura wymaga odnowy, jest warte stawiania pytań.

Koszart kosztował 30 tysięcy złotych z budżetu organizatora – Galerii Scena, działającej w ramach Centrum Kultury 105. Był częścią odbywają-cych się równolegle Dni Koszalina.

W organizację festiwalu włączyły się: Fundacja im. Heinricha Böella – przedstawicielstwo w Polsce, Fundacja im. Róży Luksemburg – przedsta-wicielstwo w Polsce, Fundacja Nauka dla Środowiska, Fundacja Przestrze-nie Dialogu, Gmina Mielno, Green European Foundation, Zielony Instytut, a także Europejska Organizacja Badań Jądrowych CERN, Fundacja Młodego Kina w Warszawie, Greenpeace, Klub 13 Muz w Szczecinie, Latarnia Stowa-rzyszenie Rozwoju Miejscowości Gąski, Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, Pałac Młodzieży w Koszalinie, Stowarzyszenie Edukacyjno-Artystyczne „Oswajanie Sztuki”, Stowarzyszenie Ekologiczne Nasze Sarbi-nowo, Stowarzyszenie Upiększania Miasta Warsztat Koszalin.

Anna Mosiewicz

Ryszarda Lecha

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 82-88)