• Nie Znaleziono Wyników

Dla muzyki warto żyć

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 161-166)

Agnieszka Anna Tobik – koncertmistrz or-kiestry symfonicznej Filharmonii Koszaliń-skiej, w roku 2012 obchodziła mały jubileusz swojej pracy artystycznej: 15 lat wcześniej, zatem w 1997 roku ukończyła z wyróżnie-niem Katowicką Akademię Muzyczną w klasie skrzypiec prof. Ryszarda Fasnachta i wystąpiła z Zabrzańską Orkiestrą Symfoniczną wykonu-jąc I część Koncertu d-moll Jana Sibeliusa.

Agnieszka Tobik naukę gry na skrzypcach rozpoczęła mając 8 lat, ale wcale nie była prze-konana do tego instrumentu. Wolałaby flet albo harfę, ale nie było wówczas tych instrumentów dostosowanych do możliwości dzieci. Podczas egzaminu do chorzowskiej szkoły muzycznej okazało się, że ma świetny słuch i dłonie stwo-rzone do gry na skrzypcach. Ostatecznie prze-konały ją entuzjazm i zachęta babci. Mimo po-czątkowych oporów robiła szybkie postępy – w jednym roku zaliczyła nawet dwie klasy – ale ciągle nie przywiązywała do tego szczególnej wagi. Zastanawiała się nawet, czy nie wybrać szkoły o profilu matematyczno – fizycznym. Po-szła jednak do Liceum Muzycznego im. Karola

Szymanowskiego w Katowicach, gdzie uczyła się w klasie mgr Marka Kowalskiego.

Naukę kontynuowała w Katowickiej Akade-mii Muzycznej, następnie w mistrzowskiej klasie skrzypiec u prof. Grigirija Żyslina w Hochschule für Musik w Würzburgu. W czasie nauki w Niem-czech była stypendystką miasta Chorzowa.

Nigdy nie spodziewała się, że będzie stu-diowała u prof. Grigorija Żyslina, wspaniałego wirtuoza, człowieka i pedagoga. Po raz pierw-szy zetknęła się z jego nazwiskiem, gdy miała 13 lat. Wtedy przypadkowo przesłuchała płytę analogową, na której była nagrana Chaconne’a Bacha i Preludia Szostakowicza, właśnie w wy-konaniu Żyslina. Grą profesora była oczarowa-na – zachwycił ją sposobem słyszenia muzyki, produkcji dźwięku, jego barwą, techniką, wir-tuozerią. Później dowiedziała się, że było to na-granie dokonane bezpośrednio po Konkursie im. Nicola Paganiniego w Genui, na którym do-stał I nagrodę.

Wspomniana płyta nie dawała jej spokoju.

Zapragnęła zostać jego uczennicą. Mama jed-nak stwierdziła, że jest to tak wielki artysta, że chyba nie ma szans, by dostać się do jego klasy.

Po jedenastu latach wyczytała, że jest w Niem-czech kurs skrzypcowy prowadzony przez pro-fesora. Zebrały więc z mamą pieniądze i wyru-szyła w świat autobusem. To była długa i mę-cząca droga, ale się opłacało, bo nauka u niego była niezwykła. Grigoruj Żyslin to wręcz kulto-wy artysta.

Pół roku później profesor zadzwonił do Agnieszki i powiadomił ją, że w jego klasie jest miejsce i może przyjechać na egzamin. Była bardzo zaskoczona i szczęśliwa. Egzamin zdała i rozpoczęła wymarzone studia u swego mi-strza. Nauka przebiegała harmonijnie i mia-ła ogromny wpływ na ogólny rozwój młodej skrzypaczki, na rozumienie muzyki. Była prze-szczęśliwa. Zajęcia prowadzone w Niemczech były dla niej pewnym zaskoczeniem, np. przyja-cielskie relacje między profesorami a studenta-mi. Na każdej indywidualnej lekcji zawsze była pełna klasa i wszyscy z nutami śledzili przebieg

muzyczny, słuchali różnych rozwiązań. Te lek-cje czasami kończyły się bardzo późno i wtedy profesor zapraszał ich do siebie, albo do jakiejś knajpki i właściwie była to kontynuacja lekcji...

G. Żyslin pracował w Würzburgu i w Royal Colle-ge of Music w Londynie, więc lekcje nie zawsze były regularne. W czasie nieobecności profeso-ra studenci jednak spotykali się i sami staprofeso-rali się rozwiązywać różne problemy. To uczyło samo-dzielnej pracy.

Dobra współpraca skrzypaczki z profesorem trwa do tej pory. Występują wspólnie na kon-certach symfonicznych i kameralnych. Agniesz-ka Tobik jest jego asystentką podczas między-narodowych kursów mistrzowskich, jakie od-bywają się m.in. w Polsce, Francji, Słowenii i we Włoszech. W udzielonym mi wywiadzie prof.

Grigorij Żyslin o współpracy z Agnieszką Tobik mówił w samych superlatywach. Z uznaniem podkreślał jej umiejętności, muzykalność, obo-wiązkowość i wyjątkowy sposób pracy ze stu-dentami. Agnieszka zaś uważa, że zawsze trze-ba uczyć się od lepszych od siebie, uczestniczy-ła więc w kursach prowadzonych przez wybit-nych profesorów, takich jak: Wolfgang Mar-schner, Maria Jaszwili, Antoni Cofalik.

Z powodzeniem koncertuje jako solistka i ka-meralistka. Występuje w różnych formacjach, ze znakomitymi artystami. Kameralistykę wręcz kocha, to w jej życiu artystycznym bardzo bo-gata i owocna dziedzina. W roku 1999 wraz z ze-społem kameralnym działającym przy Katedrze w Würzburgu zdobyła medal na 39 Międzyna-rodowym Festiwalu Zespołów Kameralnych w Loreto we Włoszech. Dwa lata później – w roku 2001 – grając z Joanną Piszczelok, zo-stała laureatką I nagrody w kategorii duetów na V Międzynarodowym Konkursie Współczesnej Muzyki Kameralnej im. Krzysztofa Pendereckie-go w Krakowie. W 2004 roku wraz z zespołem kameralnym Schelmentrio wystąpiła na Mię-dzynarodowym Konkursie Muzyki Kameralnej w Kuhmo w Finlandii, a w roku 2006 była uczest-niczką konkursu w Genui we Włoszech.

Dokonała także nagrań dla TVP w

Katowi-cach, Radia Koszalin i Radia Berlińskiego.

Koncertowała jako solistka i kameralistka w wielu miastach w Polsce, a także w Niem-czech, Anglii, Francji, Włoszech i Kazachstanie.

Mówiąc o występach Agnieszki Tobik, nale-ży wspomnieć o tych najbardziej pamiętnych, m.in. o koncertach festiwalowych: w roku 2002 jako członek zespołu kameralnego Trio Czajkow-ski brała udział w Festival di Musica da Kamera

„Cittai Lucka” we Włoszech, natomiast w 2009 r.

wystąpiła gościnnie ze znakomitymi skrzypkami Robertem Kabarą i prof. Grigorijem Żyslinem w koncercie inaugurującym I Festiwal im. Jerze-go Waldorffa, w pałacu w Radziejowicach i na fe-stiwalu „La Musica da Camera” w Krakowie.

Niezapomnianym przeżyciem dla artystki był występ w duecie z prof. Żyslinem w Gstaad w Szwajcarii podczas Music Promenade Festival w 2007 roku. Organizatorką tego ekskluzyw-nego festiwalu była wybitna pianistka – księż-na Karoliksięż-na Haffner Murat, z cesarskiego rodu we Francji. Na wspomnianej imprezie wszystko było niezwykłe: piękna oprawa, niepowtarzal-na atmosfera, goście oraz koncert zatytułowa-ny Maxim Vengerov i jego przyjaciele, który po-prowadził sam mistrz, gwiazda światowej wio-linistyki. Siedząc na scenie, przedstawiał swoich przyjaciół i przeprowadzał z nimi rozmowy.

Dla Agnieszki była to wielka nobilitacja, wy-jątkowe doświadczenie i doping do dalszej pra-cy. Gratulacje i wyrazy uznania, jakie otrzymała po koncercie od Maxima Vengerova, innych wybitnych artystów i samej księżnej, sprawi-ły jej ogromną radość, satysfakcję i obudzisprawi-ły przekonanie, że rozwija się w dobrym kierunku, że dla muzyki warto żyć.

W kwietniu 2009 roku wydarzeniem arty-stycznym w życiu kulturalnym Koszalina było wykonanie z Orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej Symfonii koncertującej Es-dur KV 364 W.A. Mo-zarta, pod batutą Mirosława Jacka Błaszczyka z udziałem solistów: Agnieszki Tobik – skrzyp-ce, Grigorija Żyslina – altówka. Oboje grali Mo-zarta jak jeden artystyczny organizm, była to za-chwycająca projekcja wzajemnego zrozumienia

Jubileusze . 161 i piękna. – napisał po tym koncercie Kazimierz

Rozbicki.

* * *

Agnieszka Tobik: Wiadomo, że ten podwój-ny koncert jest to jedno z najtrudniejszych dzieł wiedeńskiego klasyka. Jest to utwór bardzo piękny, ale dla wykonawców niewdzięczny. Na szczęście wszystko się udało, profesor był za-dowolony i gratulował mi, był zdumiony, że tak szybko się nauczyłam tego koncertu.

Maria Słowik-Tworke: Jest Pani wzorem su-mienności i wytrwałości w pracy, czy był więc jakiś okres, że wytrzymała Pani bez skrzypiec?

A.T.: Kilka lat temu, po bardzo intensywnym roku, zdarzyła mi się taka dwumiesięczna prze-rwa. W ogóle nie brałam skrzypiec do rąk, na-wet futerału nie otworzyłam, tak jakbym zapo-mniała o instrumencie. Pewnego jednak dnia zadzwoniła moja przyjaciółka, pianistka Joan-na Karasiewicz, która mieszka w Niemczech i zapytała, kiedy przyjadę do Würzburga, bo za dwa tygodnie mamy koncert we Frankfurcie.

Musiałam się szybko zmobilizować do pracy.

W pierwszej chwili nie odczuwałam tej przerwy w graniu, ale potem, niestety, tak, zarówno in-strument jak i ja. Już nigdy więcej czegoś po-dobnego nie zrobiłam. Zawsze, nawet w czasie wakacji, gram około dwóch godzin dziennie, aby utrzymać formę. Ćwiczenie, to jak codzien-na toaleta, mycie zębów, prysznic. Jeśli nie po-ćwiczę, nie posłucham muzyki, to bardzo źle się czuję. Muszę wziąć instrument do ręki, pograć i wtedy wszystko jest w porządku. To jest taki nałóg.

M.S.-T.: Czyli nie tylko talent i pasja, ale i systematyczna praca.

A.T.: Ludzie nawet bardzo utalentowani, któ-rym pewne rzeczy przychodzą bardzo łatwo, popełniają błąd mniej czasu poświęcając na re-gularne ćwiczenie. Okazuje się bowiem, że ar-tyści trochę mniej zdolni ale pracowici, w pew-nym momencie mogą grać lepiej niż ci pierwsi.

Genialny kompozytor i pianista Ignacy Jan Pa-derewski twierdził, że w 95 procentach

najlep-sze rezultaty osiąga się dzięki wytrwałej pracy.

Dla mnie takim impulsem do pracy jest pozna-wanie nowych utworów. Np. teraz mam na pul-picie, jak to się mówi, Preludium Bacha z Partity E-dur, którego nigdy nie grałam i stwierdziłam, że czas najwyższy, by się tego nauczyć, zwłasz-cza, że usłyszałam je w Internecie w świetnych interpretacjach: Yehudi Menuhina, Hilary Hahn i Yaschy Heifezta.

M.S.-T.: Skrzypce w rękach wirtuoza stają się czymś żywym i jakoś dziwnie, tajemniczo

fot. strona domowa Agnieszki Tobik Agnieszka Tobik.

zespalają się z człowiekiem. Są instrumentem najbardziej zbliżonym do głosu ludzkiego.

A.T.: Zgadzam się. To też wpoił mi pan prof. Ży-slin, że granie na instrumencie to nie jest muzyka instrumentalna, to jest śpiewanie. Trzeba słuchać jak najwięcej muzyki operowej, bo najbliżej czło-wieka jest właśnie głos. To najczulszy, najdelikat-niejszy instrument. Tu jest to całe frazowanie, ten właściwy oddech. A więc wszystko to, co po-trzebne jest w grze na instrumencie. Ja kupiłam stary instrument, który był w kiepskim stanie, ale wybrałam go ze względu na jego dźwięk. Wyre-montowałam i jestem zadowolona.

M.S.-T.: Dwanaście lat temu przyjechała Pa-ni do Koszalina po raz pierwszy. Jak się PaPa-ni pracuje w tutejszej orkiestrze symfonicznej na stanowisku koncertmistrza?

A.T.: Czuję się tu bardzo dobrze, orkiestra się ciągle zmienia i rozwija w dobrym kierunku. Jest dużo młodych osób. Dyrektor artystyczny pan Ruben Silva zaprasza bardzo dobrych dyrygen-tów i to jest duży plus, bo możemy się od nich uczyć i rozwijać się. Wpływamy na siebie wza-jemnie i to jest bardzo cenne, daje dobre efekty.

M.S.-T.: Jakie ma Pani obowiązki jako kon-certmistrz?

A.T.: Między innymi na koncertach wprowa-dzam orkiestrę, czuwam nad nastrojeniem ze-społu, a na próbach w pewnym stopniu współ-tworzę obraz muzyczny utworu. Mogę poddać dyrygentowi swoje sugestie muzyczne, które najczęściej są realizowane. Opracowuję też nu-ty – czyli opalcowuję, osmyczkowuję. Czasami, na prośbę dyrektora artystycznego, prowadzę próby sekcyjne, albo prowadzę próbę jeżeli dy-rygent nie przyjedzie na czas.

M.S.-T.: – Czy zajmuje się Pani pracą peda-gogiczną?

A.T.: Zrezygnowałam z uczenia w szkole, bo natłok zajęć nie pozwolił mi kontynuować tę pra-cę. Trochę żałuję, ale nie miałam innego wyboru.

M.S.-T.: Wyżywa się Pani w pracy dydak-tycznej ze studentami jako asystentka pod-czas kursów mistrzowskich, które prowadzi prof. Żyslin.

A.T.: Tak, to prawda. Profesor liczy się z moim zdaniem i akceptuje moje podejście do muzyki i do studentów.

M.S.-T.: Co Panią interesuje, gdy odkłada Pa-ni smyczek?

A.T.: Może będę nudna, ale jeśli nie mam pra-cy w Koszalinie i np. gdzieś wyjeżdżam, to sta-ram się chodzić na koncerty. Ostatnio byłam na koncercie z okazji otwarcia nowego sezonu Na-rodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Ra-dia w Katowicach – dyrygował prof. Krzysztof Penderecki! Koncert był wspaniały i właśnie ta-kie artystyczne wydarzenia są dla mnie impul-sem do dalszej pracy, do ciągłego rozwoju. Po-za tym bardzo lubię odwiedPo-zać muzea.

M.S.-T.: Krzysztofa Pendereckiego poznała Pani osobiście...

A.T.: Miałam okazję współpracować z nim podczas tygodniowego festiwalu w mojej byłej Akademii Muzycznej w Niemczech. Wykonywa-liśmy wówczas Siedem Bram Jerozolimy Krzysz-tofa Pendereckiego, pod jego batutą. Zostałam poproszona o prowadzenie drugich skrzypiec w festiwalowej orkiestrze i muszę podkreślić, że wielkie wrażenie wywarły na mnie jego uwagi interpretacyjne i sposób prowadzenia prób, au-ra, jaką stwarzał, oraz energia, która emanowa-ła na cały zespół i publiczność. Naprawdę kiedy wychodził na podium i podnosił batutę wytwa-rzał się jakiś niecodzienny, fantastyczny klimat.

To wielki charyzmatyczny muzyk i człowiek.

M.S.-T.: Czy teraz wyobraża sobie Pani życie bez skrzypiec, bez muzyki?

A.T.: W ogóle bez sztuki nie wyobrażam so-bie życia. Uważam, że najważniejszy w życiu jest komfort robienia tego, co się lubi, a muzyka klasyczna nas wzbogaca.

M I S C E L L A N E A

Nagrody

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 161-166)