• Nie Znaleziono Wyników

Ryszarda Lecha sztuka

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 88-91)

ze znakiem

firmowym

Ze względu na swoje peryferyjne położe-nie, Koszalin – mimo że przez pół wieku był stolicą województwa – stał się swego rodza-ju symbolem prowincji. Zupełnie niesłusznie, bo jak wiadomo, prowincjonalizm to mental-ność i sposób myślenia o rzeczywistości. Nie-słusznie także i z innego, ważkiego powodu – wszak do tego niewielkiego miasta przyje-chało wielu wspaniałych ludzi, pośród któ-rych artyści plastycy tworzyli swego rodzaju awangardę, a będąc elitą intelektualną two-rzyli dzieła, nie zawsze zauważane i docenia-ne w czasie, w którym powstawały.

Spośród wielu tych, którzy odeszli, a których artystyczne kreacje zostały nie tylko w zbio-rach muzealnych, ale także w kolekcjach pry-watnych, wymienić trzeba kilku najważniej-szych: Bolesława Kurzawińskiego z Siano-wa, Wojciecha Sawilskiego z Białogardu, oraz twórców koszalińskich – Jerzego Siennickie-go, Ludmiłę Popiel-Fedorowicz, Aleksandrę Sieńkowską i Ryszarda Lecha. Ich twórczość pozostawiła trwały ślad w naszej kulturze. Cho-ciaż dzieliły ich pokolenia i styl tworzonego przez nich malarstwa, to łączyło nade

wszyst-ko szerokie i otwarte spojrzenie na nowe prądy w sztuce, czego dowodem był udział wielu z nich w awangardowych wówczas, przełamu-jących, wręcz odrzucających socrealizm i nio-sących powiew wolności (oczywiście pozornej w naszych realiach) plenerach w podkoszaliń-skich Osiekach, które wyznaczają ważną cezurę w sztuce polskiej drugiej połowy XX wieku i we-szły do jej historii.

Ryszard Lech był uczniem znakomitego grafi-ka Tadeusza Kulisiewicza, w którego pracowni w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie uzy-skał dyplom z wyróżnieniem w roku 1953. Gra-fika była pasją Ryszarda, która odcisnęła pięt-no także na jego malarstwie. Być może pasja ta zrodziła się w kilkunastoletnim chłopcu, któ-ry, podczas niemieckiej okupacji, zajmował się w Warszawie podrabianiem kennkart i innych dokumentów. Precyzyjna kreska, doskonałe li-ternictwo i pewna ręka stały się dla Ryszarda Lecha atutami, dzięki którym realizował swoje geometryczne wizje otaczającego go świata.

Dyplom u znanego grafika był dla koszaliń-skiego (od 1959 roku) malarza nie tylko czymś w rodzaju zobowiązania – noblesse oblige; on patrzył na świat precyzyjnym, dość chłodnym spojrzeniem i ukazywał go w sobie tylko wła-ściwy sposób. Ryszard Lech był bardzo ciekawą osobowością, co przejawiało się nie tyko w jego wysublimowanej sztuce, ale także w życiu pry-watnym; na pozór niedostępny, oschły i wiecz-nie wiecz-niezadowolony, był, przy bliższym pozna-niu, życzliwym, ciepłym i serdecznym człowie-kiem, mającym swoiste, sarkastyczne poczucie humoru. Uwidaczniało się ono szczególnie wy-raźnie w karykaturach, jakimi obdarzał znajo-mych i przyjaciół.

Bardzo interesującym, chociaż niezbyt zna-nym i zupełnie niewykorzystazna-nym rozdziałem artystycznej pracy Lecha była teka grafik, które w latach sześćdziesiątych zrobił w swojej pra-cowni, otrzymanej od władz miasta Koszalina.

Siedemdziesiąt pięć linorytów, ukazujących najciekawsze zabytki i fragmenty miast i miej-scowości naszego regionu, tworzą nie tylko

in-Sztuka i Architektura . 87 teresującą całość, ale także dokument

ikono-graficzny obiektów, z których część tylko prze-trwała do naszych czasów. Wydanie takiej uni-katowej teki linorytów nieżyjącego już artysty byłoby dla naszego miasta i regionu świetną promocją i jednocześnie hołdem dla Ryszarda Lecha. Wcześniej, w latach pięćdziesiątych, ar-tysta zajmował się akwarelą, tworząc pejzaże i schematyczne, industrialne widoki miast. Do Połczyna Zdroju, w którym – przed przyjazdem do Koszalina – mieszkał i tworzył przez kilkana-ście miesięcy i w którym zorganizowano wysta-wę jego malarstwa – przyjeżdżał kilkadziesiąt lat później na plenery, bardzo dobrze współ-pracując z młodszymi pokoleniami swych ko-legów. Wbrew pozorom Ryszard był bardzo towarzyski, chociaż jego osobowość, pełną chłodu i rezerwy, odbierano powierzchownie.

Brał udział w wielu Spotkaniach Artystów, Teo-retyków i Naukowców w Osiekach, jeździł tak-że na plenery nie tylko w kraju, z wielką

esty-mą wspominając Krym. Chociaż wielokrotnie nagradzany i wyróżniany, zawsze był skromny i nieco stojący na uboczu, zachowując pewien dystans do świata i ludzi.

Chociaż był grafikiem z wykształcenia i świa-domego wyboru, skierował jednak swą twór-czość w stronę malarstwa, które było niezwy-kłe, jedyne w swoim rodzaju. On sam, chociaż niezmiernie skromny i powściągliwy w oce-nach, podsumował kiedyś swoją sztukę taki-mi słowataki-mi: największym moim osiągnięciem jest wypracowanie własnego stylu. Jest jak znak firmowy. Bez podpisu wiadomo, że to malował Lech... To prawda, co powiedział artysta o swo-im niepowtarzanym stylu. Jego dzieła – nie-ważne, w jakiej technice stworzone – poznaje się od razu. Sztuka, którą stworzył, obnaża je-go charakter, spojrzenie i stosunek do życia. To przedziwne obrazy, pokazujące smutne zaułki, puste ulice, surową achitekturę. Kamienice, ko-ścioły i dwory, latarnie morskie, miejskie mury

fot. Ilona Łukjaniuk Ryszard Lech i jego piksele.Wystawa malarstwa w Muzeum w Koszalinie.

Czynna od 1 czerwca do 4 lipca 2012 r.

– schematyczne i geometryczne ukazują to, co stworzył człowiek, jak gdyby artysta zadawał pytanie: czy jest się czym zachwycać? Powtarza-jące się, takie same okna, gzymsy, prostokątne cegły składają się na dziwną, trochę bajkową całość, zawsze pokazaną na tle rozjaśnionego jasną poświatą nieba. Wszystkie obrazy Lecha mają zawsze wyraźnie zaznaczony punkt zbie-gu linii perspektywy, z którego emanuje tajem-nicze światło. Może tu tkwi zagadka tej dziwnej aury, która otacza każde jego dzieło?

Artysta ten każdy ze swych obrazów tworzył starannie dobranymi odcieniami – od śnieżnej bieli, kość słoniową, ugry, poprzez lazur, błękit paryski i ultramarynę do fioletów i brązów we wszystkich odcieniach. Chyba tylko on potrafił tak wspaniale nasycić barwy swej palety, prze-chodzące od ciemnego granatu po rozbielony, pastelowy błękit. Jego obrazy, precyzyjnie prze-myślane i wykończone do ostatniego wręcz detalu są swego rodzaju geometryczną wizją świata, którego chyba artysta nie lubił. Z każ-dej ramy wyziera głęboka melancholia i smu-tek, wyrażone smutnymi barwami. Malarstwo Lecha to zbiór niewielkich kwadracików, cegie-łek, z których buduje swą ulubioną architektu-rę. Każdy z nich ma swoją starannie dobraną i przemyślaną barwę, a są one skomponowane w taki sposób, że tworzą głębię, jak gdyby trzeci wymiar, nadając całości dodatkową przestrzeń.

Ten niezwykły malarz miewał w swym arty-stycznym życiu takie okresy, w których odda-wał się kolejnym tematom. Było ich niemało – najważniejsze z nich to karykatury i ideogra-my. Podczas ostatnich pobytów na plenerach w Połczynie Zdroju, dokąd jeździł pracować wraz z członkami Stowarzyszenia Pastelistów Polskich, Ryszard – baczny obserwator swych bliźnich, zaczął rysować im karykaturalne nie-co konterfekty, nazywając ten cykl profilami lekko satyrycznymi. Rysunek okazał się kolejną pasją, a zachowane karykatury pokazują, jak

mistrzowsko Lech operował skrótem, dodając sporą dawkę ironii i właściwego sobie sarka-zmu, podlanego sosem życzliwości i sympatii.

Kiedyś zachwycił się koreańskim pismem, owymi piktogramami, których dekoracyjność i kunsztowna konstrukcja stały się dla Ryszarda bodźcem do stworzenia nowego cyklu. Przypo-minały mu jego ulubiony motyw – architektu-rę, a namalowane przez niego ideogramy były pokazane na wystawie w foyer Teatru Wielkiego w Warszawie.

Artysta ten poszukiwał nieustannie tematów, trzymając się swego ulubionego stylu – po ko-lorowych, architektonicznych kompozycjach, jakimi były ideogramy, zainteresował się świa-tem zwierząt, których symetryczne formy od-powiadały jego poczuciu estetyki. Powstał in-teresujący cykl zawierający nowe treści, które stworzył w swoim własnym, od lat wypracowa-nym stylu.

W 1997 roku w koszalińskiej Galerii “Na Pię-trze” można było podziwiać wybrane przez ma-larza obrazy i grafiki, a z okazji 50-lecia pracy artystycznej dużą wystawę dorobku Lecha zor-ganizowało w roku 2004 Muzeum w Koszalinie.

Wówczas, niespełna rok przed śmiercią artysty, nakładem wydawnictwa “Millennium” Bogdana Gutkowskiego ukazał się album, oparty na słyn-nej jego tece linorytów, stworzosłyn-nej w latach sześćdziesiątych.

Obrazy koszalińskiego malarza, który zmarł w 2005 roku, są w licznych kolekcjach prywat-nych, a także w muzeach Polski, Niemiec, Rosji i Ukrainy. Dzięki zabiegom znanego koszaliń-skiego marszanda sztuki, Zbigniewa Janasika oraz życzliwości brata Ryszarda Lecha można było w Muzeum w Koszalinie, w którego zbio-rach jest wiele obrazów tego artysty, obejrzeć niezwykłą wystawę i docenić jego wyjątkową osobowość, kreatywność i wielki talent tego wyjątkowego wybrańca muz.

Sztuka i Architektura . 89

Grażyna Preder

Urodziny ulicy,

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 88-91)