• Nie Znaleziono Wyników

Rozmowa z pochodzącą z Koszalina skrzypaczką

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 123-126)

Martą Kowalczyk

Marta Kowalczyk naukę gry na skrzypcach rozpoczęła w wieku 7 lat w Zespole Państwo-wych Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz w Koszalinie, w klasie Jolanty Libickiej. Kolej-ną jej nauczycielką skrzypiec była Małgorza-ta Kobierska. Obecnie MarMałgorza-ta Kowalczyk jest studentką Uniwersytetu Muzycznego Fryde-ryka Chopina w Warszawie, gdzie kształci się w klasie prof. Jana Staniendy. Rozpoczęła tak-że studia w Royal Academy of Music w Londy-nie. W 2008 roku wygrała polskie eliminacje Konkursu Eurovision Young Musicians i repre-zentowała Polskę w finale w Wiedniu. (Pisali-śmy o tym sukcesie w publikacji „Kultura Ko-szalińska. Almanach 2008” – dop. red.) Kon-certowała w wielu krajach Europy, a ponadto w Chinach, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Rosji. Wielokrotnie występowała z orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej; ostatnio w paź-dzierniku 2012 roku.

Beata Górecka-Młyńczak: Pamiętasz taki pierwszy moment, Ty i skrzypce?

Marta Kowalczyk: Pamiętam mamę, która prosiła mnie, żebym zdała do szkoły muzycznej.

Nie miałam żadnych doświadczeń z muzyką, nie myślałam o tym jako dziecko, to nie było moje marzenie, żeby zacząć grać na skrzypcach. Mama prosiła mnie, żebym zaczęła ćwiczyć na fortepia-nie, ponieważ mamy w domu pianino, natomiast ja uparłam się, nie wiem dlaczego, że muszą to być skrzypce albo flet, no i padło na skrzypce.

B.G.-M.: Czyli to właściwie mama wybrała dla Ciebie drogę życiową?

M.K.: Myślę, że wpływ mieli też dziadkowie.

Babcia grała na skrzypcach, dziadek na klarnecie, rodzice nie mają żadnego profesjonalnego do-świadczenia z muzyką, więc to chyba jakiś sen-tyment mamy do muzyki sprawił, że ja również gram.

B.G.-M.: Uparłaś się na te skrzypce, bo była to taka miłość od pierwszego wejrzenia?

M.K.: Raczej nie. Przyznam, że w szkole podsta-wowej to nie była moja pasja, nie przykładałam wagi do ćwiczenia, raczej byłam troszkę

przymu-fot. Mariusz Król Marta Kowalczyk.

szana przez rodziców, natomiast w gimnazjum i liceum już wiedziałam, że to jest to, co chcę ro-bić w życiu. Teraz nie wyobrażam sobie siebie bez skrzypiec. Cały czas biorę udział w różnych projek-tach, stawiam nowe cele, do których dążę, mam dużo koncertów, ciągle muszę przygotowywać nowy program, jestem właściwie zmuszona cały czas ćwiczyć i nie rozstawać się z instrumentem.

B.G.-M.: Zawód muzyka jest niezwykle wy-magający i trudny, ale możliwość obcowania z wybitnymi artystami daje dodatkową satys-fakcję. Czy pamiętasz takie spotkanie, które w jakiś sposób zmieniło Twoje spojrzenie na skrzypce?

M.K:. Na pewno moje pierwsze spotkanie z ma-estro Antonim Witem. Miałam ogromny zaszczyt wystąpić na festiwalu „Chopin i jego Europa”, wraz z Orkiestrą Filharmonii Narodowej. Było to chyba najbardziej stresujące doświadczenie w moim ży-ciu; wykonywałam wtedy IV koncert Grażyny Ba-cewicz, to było trzy dni po moich 18. urodzinach.

Nie mogłam więc za bardzo świętować . B.G.-M.: Pamiętam Twoje spotkanie z pro-fesorem Janem Staniendą, po jego koncercie w Salonie Muzycznym Radia Koszalin; czy wtedy zapadła decyzja, że to on właśnie zo-stanie Twoim pedagogiem?

M.K.: Moja współpraca z profesorem rozpoczę-ła się przypadkowo: grał wtedy koncert z Filhar-monią Koszalińską i moja nauczycielka, pani Mał-gorzata Kobierska poprosiła Profesora o konsul-tacje. Tę lekcję wspominam bardzo ciepło, ponie-waż mimo tego, iż Profesor Stanienda głównie pracuje ze studentami, był dla mnie bardzo miły i zabawny. I tak jest do tej pory.

B.G.-M.: Pracujesz z nim do dziś, ale bierzesz udział także w kursach mistrzowskich.

M.K.: Regularnie jeżdżę na kursy, również do Profesora Staniendy; te warsztaty odbywają się głównie podczas wakacji i to jest jedyny sposób, żeby więcej popracować. Oczywiście uważam, że kontakt z innymi profesorami jest bardzo potrzeb-ny. Tak właśnie poznałam profesora Igora Petru-shevskiego z Royal Academy of Music w Londy-nie, gdzie dostałam się na studia.

B.G.-M.: Czy wybrałaś tę uczelnię ze wzglę-du na profesora?

M.K.: Tak. Igor Petrushevski bardzo mnie do te-go namawiał. Miałam już wtedy rozpoczynać stu-dia w Szwajcarii – w Bazylei, gdzie zdałam egza-min parę miesięcy wcześniej i właściwie w jeden dzień zmieniłam zdanie. Egzamin w Londynie wspominam bardzo dobrze. Składał się z dwóch etapów, w pierwszym grało się dosłownie dzie-sięć minut przed jedną komisją, potem część przechodziła do drugiego etapu, gdzie grała przed najważniejszymi osobami z Akademii; było to znowu tylko pięć minut grania, potem długa rozmowa

B.G.-M.: Bardzo wcześnie zaczęłaś starto-wać w konkursach skrzypcowych, zawsze bę-dąc w gronie laureatów. Czy Ty jesteś takim typem konkursowicza?

M.K.: Kiedyś bardzo chętnie jeździłam na kon-kursy, nawet kilka razy w roku. Teraz przychodzi mi to ciężej i robię to rzadziej. Przygotowuję się do dwóch dużych konkursów w 2013 roku, dlate-go ograniczam liczbę koncertów i skupiam się na programie konkursowym.

B.G.-M.: Wiadomo, że ten największy sukces zawsze jest przed nami. Patrząc z pewnej per-spektywy o którym konkursie mogłabyś po-wiedzieć, że otworzył Ci drzwi do kariery?

M.K.: Najważniejszym dla mnie był Konkurs im.

Johanessa Brahmsa w Austrii; zdobyłam na nim trzecią nagrodę. Nie spodziewałam się takiego wyróżnienia, ponieważ brało w nim udział prawie stu skrzypków. Tylko trzy osoby przeszły do finału i występowały z orkiestrą. Bardzo ciepło wspomi-nam też udział w konkursie duetów w Warszawie, gdzie zdobyłam pierwszą nagrodę wraz z pianistą Łukaszem Chrzęszczykiem. To zwycięstwo da-ło nam wiele koncertów w Polsce, a bardzo lubię występować w kraju i grać muzykę kameralną.

B.G.-M.: Jakie utwory najchętniej wykonu-jesz?

M.K.: To się zmienia; ostatnio bardzo podoba mi się muzyka XX wieku, muzyka rosyjska, chcę nauczyć się koncertów Szostakowicza i wykony-wać je z orkiestrą, teraz nad tym właśnie pracuję.

Nasi w świecie . 123 B.G.-M.: W Koszalinie grałaś, bardzo

pięk-nie, koncert A-dur Mieczysława Karłowicza.

Muzyka Polska także chyba jest Ci bliska?

M.K.: Tak, oczywiście, staram się możliwie czę-sto grać polską muzykę, bardzo bliski jest mi ten koncert Karłowicza, grałam również koncerty Gra-żyny Bacewicz i Karola Szymanowskiego.

B.G.-M.: Na całym świecie koncertujesz z or-kiestrami, ale też masz swój zespół kameralny...

M.K.: Tak, właśnie ostatnio też odnieśliśmy suk-ces z moim triem, w którym gram z Łukaszem Chrzęszczykiem i Martą Kordykiewicz. Zdobyli-śmy nagrodę rektorów na konkursie muzyki ka-meralnej w Poznaniu. Nagrodą jest dziesięć krajo-wych koncertów, a to jest zawsze wielka przyjem-ność występować w Polsce, tym bardziej z zespo-łem – zero stresu i dobra zabawa.

B.G.-M.: Czujesz, że Twoje marzenia się spełniają?

M.K.: Tak ...(śmiech)

B.G.-M.: Szczególnie dla skrzypków waż-ną sprawą jest instrument. Na jakim Ty grasz w tej chwili?

M.K.: Cały czas gram na swoich skrzypcach zro-bionych przez lutnika, natomiast komisja w Lon-dynie obiecała mi, że będę mogła wypożyczyć je-den instrument z kolekcji Royal Academy of Music, która jest naprawdę niesamowita.

B.G.-M.: Czy myślimy o Stradivariusie?

M.K.: Coś w tym stylu.

B.G.-M.: Czy jesteś osobą szczęśliwą?

M.K.: Tak, czuję się spełniona w życiu zawodo-wym i osobistym, te dwie rzeczy muszą się uzu-pełniać, inaczej jest źle.

B.G.-M: Czego zatem należy Ci życzyć?

M.K.: Wytrwałości przede wszystkim i dobrej zabawy z grania.

B.G.-M.: Tego zatem Ci życzymy.

fot. archiwum FK Marta Kowalczyk była solistką jednego z koncertów Filharmonii Koszlińskiej,

poprowadzonego przez Rubena Silvę.

Zdzisław Pacholski

Uwalnianie

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2012 (Stron 123-126)