• Nie Znaleziono Wyników

potrafią patrzeć głęboko.

Dziękuję wszystkim obecnym za to, że podejmujecie zarówno wezwanie Biskupów zgromadzonych na os-tatnim Synodzie Europy, jak i apel Jana Pawia II, aby Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan poprzedzać Dniem Judaizmu. Było dla mnie wielką radością, gdy podczas Synodu właśnie Polska i Włochy zostały wymienione jako kraje, gdzie inicjatywa papie-ska została podjęta w sposób szczególny przez wiele ośrodków duszpasterskich. Wyrażając tę radość, witam serdecznie naszych starszych braci w wierze, którzy przybyli z Warszawy, abyśmy mogli trwać na modlitwie w dzisiejszy wieczór. Ta modlitwa ma tworzyć klimat rodzinny. W rodzinie może być różny nastrój. Są rodziny zdominowane przez pretensje i konflikty. I nie-raz tak było również między nami. Tenie-raz jednak w du-chu Nostra aetate chcemy szukać tego, co nas łączy.

Przede wszystkim musimy pamiętać o naszej wspólnej wierze w jednego Ojca, wyrażanej choćby w pięknej tradycji modlitwy psalmami, które także i dziś pomogą nam złączyć się w modlitwie. Trzeba nam wspólnie szukać tego, co może służyć budowie piękniejszego świata, gdzie człowiek - istota stworzona przez Boga z miłości - jawi się jako centralna wartość w świecie stworzeń. Cieszę się, że tak wielu wiernych z Lublina przyjęło zaproszenie i przybyło, by modlić się wspólnie w tym mieście, w którym Żydzi wpisali się w historię i tradycję w sposób szczególny, swoim działaniem i swoim cierpieniem... Gromadzimy się na modlitwie w Metropolitalnym Seminarium Duchownym, które formować będzie przyszłych kapłanów tworzących kli-mat dialogu i jedności. Na progu XXI wieku będą oni w swej kapłańskiej posłudze realizować kapłaństwo otwarte, inspirowane wielką wizją Soboru Watykań-skiego II, zawartą w Nostra aetate, ukazywaną w naucza-niu i praktyce pasterskiej Jana Pawła II.

99

Tyle piękna jest w tej wspólnotowej modlitwie jednoczącej starszych i młod-szych braci. To piękno ma swój dodatkowy urok, gdyż nasze dzisiejsze spotkanie przy-gotowane zostało przez młodą generację mieszkańców Lublina, chodzących po tych ulicach, które niegdyś przecierały stopy Żydów. Ci ostatni odeszli stąd, wpisując swe imiona w dramaty historii. Doświad-czenie wspólnoty jest dziś dla nas doświad-czeniem wędrówki w stronę głębi, w stronę ukrytych głęboko korzeni, które nas jed-noczą. Ci, którzy patrzą płytko, nie potrafią dostrzec wspólnoty korzeni, z jakich wy-rastamy. Ich uwaga koncentruje się tylko na liściach albo na kwiatach. Nie potrafią patrzeć głęboko. Dlatego istnieje tyle nie-porozumień, tyle konfliktów, gdyż osoby powołujące się na tradycję chrześcijańską bywają czasem odległe od zrozumienia tych słów, które przed chwilą powtarzaliśmy w modlitwie za Janem Pawłem II, prosząc, aby chrześcijanie zrozumieli wielkość cier-pień narodu żydowskiego. Starając się żyć tą wizją, którą ukazuje nasz wielki rodak, musimy przezwyciężać wiele uprzedzeń, stereotypów, schematów. Na miejsce ideo-logicznych obciążeń musimy wprowadzać klimat rodziny, w której do tego Boga, który nas jednoczy, możemy wołać wspól-nie: „Ojcze!". Znamienne jest to, że teolo-gowie, reprezentujący zarówno chrześcijań-stwo, jak i judaizm, mówią, że samo okreś-lenie „bracia" nie wystarczy, by wyrazić więź między judaizmem a chrześcijań-stwem. Ze strony żydowskiej Chaim Perel-muter, zaś ze strony chrześcijańskiej ks.

John Pawlikowski, twierdzą, że jesteśmy braćmi bliźniakami. To już nie jest tylko braterstwo, ale ta dodatkowa silna więź wspólnoty losów sprawia, że mimo różnic jesteśmy związani wspólnotą tej wielkiej tradycji, gdzie szlakiem Abrahama kroczy-my codziennie między naszym Ur a Kanaa-nem, przeżywając napięcia, zmagając się z ciemnością, starając się podtrzymywać nadzieję wbrew nadziei...

Ilekroć każdy z kapłanów sięga każdego dnia po brewiarz, włącza się w tę wielką

Dawidową tradycję, która tak silnie jedno-czy w modlitwie obydwu braci bliźniaków.

Ta tradycja staje się rzeczywistością. Miesz-kający blisko Hajfy Ryszard i Lucyna Mon-tusiewiczowie (korespondenci Katolickiej Agencji Informacyjnej), kiedy składali mi niedawno wizytę, opowiadali o problemach swojej rodziny oraz ich ósemki dzieci, którfe tam wychowują. Na pytanie, jak są tam traktowani przez mieszkańców Izraela, od-powiedzieli, że nadzwyczajnie życzliwie i to z motywacją teologiczną. Słyszą bowiem od swoich żydowskich sąsiadów: „My też kie-dyś żyliśmy w Egipcie, w obcym, odległym kraju. Też potrzebowaliśmy serca i życzli-wości. Dobrze wiemy, jak drogi jest dla obcokrajowców każdy znak dobroci płyną-cej z głębi serca". To osadzenie we wspólnej wielkiej tradycji i ta wędrówka w świat duchowej głębi aż do korzeni, sprawia, że możemy przezwyciężać uprzedzenia i ste-reotypy, które bardzo często usiłowano wprowadzać na teren naszej rodziny.

Wśród tych uprzedzeń, które wciąż spotykamy mimo tylu lat, jakie upłynęły od Deklaracji Soborowej Nostra aetate, naj-częściej można spotkać schemat, w którym Żydów wciąż jeszcze próbuje się obarczać odpowiedzialnością za skazanie na śmierć Chrystusa i odwołuje się do słów: „Krew jego na nas i na dzieci nasze" (Mt 27, 25).

Sam wielokrotnie słyszałem tego typu in-terpretacje. Musimy mieć świadomość, że jeśli ktoś, znany jako awanturnik czy

intry-gant, rozwinie jakąś intrygę i powie, że on to robi jako Polak i patriota, nie ma wtedy powodu, aby go uważać za reprezentanta narodu polskiego, czy za wzorcowego pa-triotę. Tak samo i tamci, którzy zorganizo-wali farsę procesu, nie mogli występować w imieniu całego narodu żydowskiego. Nie ma więc powodu, by do ich słów i deklaracji przywiązywać większą wagę.

Czymś, co prowadzi do wielu nieporo-zumień jest teoria zastępstwa narodu żydowskiego przez chrześcijan. Teoria ta wynika raczej z przesłanek politycznych niż teologicznych. Jej popularność związa-na była z wojną żydowską, kiedy to izwiąza-naczej

W stronę wspólnych korzeni

zachowywali się w walce z okupantem rzymskim Żydzi, którzy pozostali wierni swej tradycji, a inaczej ci Żydzi, którzy w Chrystusie rozpoznali Mesjasza. Tlo po-lityczne rzutowało w dużym stopniu na przekonanie, że Naród Wybrany skończył swoją misję i został zastąpiony przez chrześcijan. Tymczasem z dala od Jerozoli-my, w tych środowiskach, gdzie wojna i czynnik religijny nie odgrywały tak wiel-kiej roli, jeszcze w trzecim wieku można było znaleźć wspólnoty Żydów i chrześcijan gromadzących się razem na odmawianiu psalmów. Nowe badania Robina Scroge czy Antoniego Sanderiniego ukazują tę wspólnotę, która jednoczyła na modlitwie wyznawców judaizmu i chrześcijaństwa w trosce o wspólne korzenie, w trosce o wierność tradycji, z której wyrosło chrześcijaństwo.

Nasze miasto jest również naznaczone tą wielką tradycją, której powinniśmy być wierni, podtrzymując pamięć o tych war-tościach, które są nam z wielu powodów bliskie. Mam przed sobą książkę polskiego Żyda, który w Stanach Zjednoczonych zdo-był popularność jako literat. Był nim Isaac Bashevis Singer, autor Sztukmistrza z Lubli-na. Książka przedstawia historię Żyda, któ-ry wędrując z trupą artystyczną miał inną filozofię życia niż jego bracia w wierze.

Wino, kobiety i śpiew wyrażały tę filozofię.

Któregoś dnia bohater poszedł jednak do synagogi i popatrzył na Żydów śpiewają-cych Szma Israel, wysłuchał recytacji błogo-sławieństw i poczuł, że coś rozpala się w jego duszy. Zobaczył wtedy błąd swojego

życia, w którym powierzchowność była wartością najwyższą. Pomyślał wówczas,

że to właśnie z filakterii promieniowała jakaś siła, która weszła w jego mózg, która

odkryła ukryty świat, oświeciła ciemność, rozpaliła światło. To z tych modlitw wy-czuł, że istnieje Bóg, który widzi, który słyszy, który jest pełen miłosierdzia, do-trzymuje obietnic, przebacza grzechy, chce, abyśmy pokutowali, karze zło i wynagradza dobro. Istnieje inny świat, czuł to i powie-dział sobie: muszę być Żydem. Żydem jak ci

w synagodze. Dla Jaszy odnajdywanie świa-ta korzeni, z których wyszedł, było również odnalezieniem świata bardziej ludzkiego niż ten powierzchowny świat jego teatral-nego żywota.

Dziś, kiedy bardzo często wielu współ-czesnych usiłuje epatować nieznośną lek-kością bytu, kiedy happening i przymrużo-ne oko stają się naczelną filozofią życia, ta wspólnota tradycji judeochrześcijańskiej może stanowić ważną formę pogłębienia naszej odpowiedzialności za kulturę.

Troszcząc się o te wartości, które były ważne dla rozwoju polskiej kultury, musi-my szczególną wagę kłaść na znaczenie krwi męczenników. Na tę ziemię spadała krew i pot cierpiących Żydów. Z niej kiero-wali swe modlitwy do Boga i usiłokiero-wali przezwyciężyć swoją rozpacz wówczas, gdy Bóg zdawał się milczeć. Nam dziś nie wolno milczeć, kiedy usiłuje się twierdzić, że „cyklon B" służył w obozach tylko do celów higienicznych. Mieliśmy już patolo-gię nauki uprawianą w przeszłości przez partyjnych historyków. Choćby wtedy, gdy usiłowali dowodzić, że nie wiadomo kto w Katyniu mordował Polaków. Dziś ta tradycja ma swych nieoczekiwanych konty-nuatorów. Dlatego ważne jest, byśmy pa-miętali o chrześcijańskiej odpowiedzialnoś-ci za prawdę. Wielu dziś tę prawdę chce zniekształcać, szukając łatwej publicity.

Traktować ich należy w ten sposób, jak ongiś traktowaliśmy ideologów Wieczoro-wego Uniwersytetu Marksizmu i Leniniz-mu. Ci, którzy reprezentowali patologię nauki, nie byli traktowani jako przedstawi-ciele środowiska akademickiego. Jeśli dziś pojawiają się prace, w których usiłuje się rozmywać prawdę o obozach koncentracyj-nych, to recenzentów podobnych prac na-leży w perspektywie chrześcijańskiej odpo-wiedzialności za prawdę traktować jak tam-tych profesorów z WUML. Nie jest to jednak tylko wyzwanie dla środowisk aka-demickich. My wszyscy współtworzymy klimat, w którym albo mamy poczucie dramatu polskiej historii, żydowskiej his-torii, naszej wspólnej hishis-torii, albo

traktu-Scriptores Scholarum 1 0 1

jemy to wszystko z niefrasobliwością, lek-ceważąc tę Prawdę, która dla chrześcijan pojawia się jako Prawda uosobiona w Chrystusie.

W tej wielkiej perspektywie, którą uka-zuje Sobór Watykański II, dziś chylimy czoła przed wielkim wspólnym dziedzic-twem. Modlimy się, byśmy mogli dzisiejsze

spotkanie przekuwać na język konkretów w naszej odpowiedzialności za wzajemną miłość, za ducha jedności, za przewagę wiary nad ideologią i polityczną popraw-nością. Byśmy konsekwentną wędrówkę w stronę wspólnych korzeni potrafili roz-wijać w duchu szacunku dla tych wartości, które zjednoczyły nas w ten wieczór.

Scriptores Scholarum 1 (26) 2000