• Nie Znaleziono Wyników

Na szczęście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pożytki płynące z wieży Babel są ogromne i widzę je następująco:

Scriptores Scholarum 5 1

1. Różnorodność, a co więcej, nawet nieprzekładalność poszczególnych świa-toobrazów, poszerza mój świat; dostrze-gam, że inni ludzie myślą inaczej i że mają jakieś podstawy, by myśleć inaczej. Nie wszyscy inaczej myślący są przecież idiota-mi (wyżej wykluczyłem już cynicznych ma-nipulatorów).

2. Świadomość tych różnic każe porzu-cić pewność, że nasz własny punkt widze-nia jest jedynym z możliwych. On jest po prostu jednostronny.

Konrad Lorenz, wybitny austriacki eto-log, laureat Nagrody Nobla z medycyny, mówił o zaletach poznawczej metody „wza-jemnie oświetlających się danych". W po-znawaniu świata nie należy odrzucać od-miennych światoobrazów. To tak, jakbyśmy odrzucali jako zupełnie nam zbędną fizykę kwantową, bo nam dla zrozumienia świata wystarcza np. biologia molekularna. A fizy-ka kwantów i biologia molekularna są praktycznie nieprzekładalnymi dziedzina-mi jednej nauki.

Obecność różnych światoobrazów każe nam też nieustannie wracać do rozważania tych samych problemów, ale nie jest to bezcelowe kręcenie się w kółko. Powraca-my do tych problemów na innym (zwykle wyższym) poziomie poznawczym. Lorenz i Gerhard Vollmer mówią w takim przy-padku o poznawczej spirali, a nie o błędnym kole5.

Unikanie metody wzajemnie oświet-lających się danych i konstytutywnych różnic światoobrazowych może wpędzić nas w sytuację poznawczą „Marsjan", którzy wiedzę o Ziemi czerpią tylko z jed-nego brukowego czasopisma albo jakiegoś jednego, niezbyt wysokich lotów, kanału telewizyjnego. Gdyby zapytać takiego Mar-sjanina, czym jest samolot, odpowie, że latającą maszyną, która się rozbija.

5 G. Vollmer, Was konnen wir wissen?, cz. 1, Stutt-gart 1985, s. 65, podobnie W.V.O. Quine, Granice wie-dzy i inne eseje filozoficzne, tłum. B. Stanosz, Warszawa 1986.

3. Dają szansę bycia pełniejszym czło-wiekiem. (Chrześcijaninowi, być może, da-je szansę okazania swej Miłości względem

innego człowieka, choć ja osobiście tej kategorii nie lubię. Jakie to trudne, pisze np. ks. Józef Tischner: „Jak to dobrze, że nie muszę przekazywać znaku pokoju tym wszystkim komuchom i kandydatom na posłów z Bożej łaski"6).

4. Nie pozwalają intelektualnie zgnuś-nieć. Muszę ciągle myśleć, jak się w tym gąszczu nieprzekładalnych światoobrazów zorientować i znaleźć. Aby nie popaść w ja-kiś eklektyczny, sztucznie wszystko łączący światoobraz, rzeczywiście niebezpiecznie bliski relatywizmowi.

Innym pożytkiem, który dla mnie jest ważny, ale ma wyłącznie subiektywny cha-rakter, jest to, że świat byłby potwornie nudny, gdyby wszyscy byli tak dialogiczni jak Sławomir Żurek. Trudno wyobrazić so-bie świat bez grzechu, bez skandalistów, albo bez zła. Niepotrzebni wówczas byliby kaznodzieje, lekarze, moraliści na kated-rach uniwersyteckich i w opiniotwórczych mediach, sędziowie, prokuratorzy i adwoka-ci, niepotrzebne byłyby takie spotkania jak to w Laskach.

Całkiem poważnie: zagrożenia stwarza-ne przez wieżę Babel, czyli nieprzekładal-ność światoobrazów, istnieją realnie i nie można ich zbyć żarcikami. Świadomość tego rodzi ponownie zapotrzebowanie na autorytety. Dla wielu ludzi, także nie-wierzących, autorytetem jest papież. Inni mają szczęście spotykać jakąś wybitną po-stać w swoim otoczeniu. Uznanie i korzys-tanie z mądrości autorytetu jest ważne, aby pycha nie zgubiła nas, jak budujących wieżę do nieba bram mieszkańców Babilonu. Jeśli jesteśmy otwarci (obojętne czy w Kościele

czy poza Kościołem), nawet jeśli nie rozu-miemy jakiegoś poglądu albo się buntuje-my, powinniśmy sobie zadawać pytanie: jak człowiek tak rozumny może tak myśleć, w sposób dla nas (w pierwszym

przynajm-6 J. Tischner, Ksiqdz na manowcach, Kraków 1999, s. 23.

O pożytkach płynących z wieży Babel

niej momencie) nie do przyjęcia? Odrzuca-nie autorytetów Odrzuca-nie świadczy bynajmOdrzuca-niej 0 niezależności, lecz o pysze i braku roz-sądku (tym bardziej, że moralny i intelek-tualny autorytet łatwo odrzucić, bo to nic nie kosztuje; gdy jesteśmy poważnie cho-rzy, idziemy jednak do lekarza - już nie jesteśmy tacy niezależni).

Z autorytetami wiąże się kluczowy, moim zdaniem, problem możliwości zmia-ny (do pewnego stopnia, w części kulturo-wej) własnego światoobrazu. Światoobraz człowieka można porównać do paradygma-tu w nauce. Paradygmaty to, według Tho-masa Kuhna, pewne wzorce pracy bada-wczej, zawierające zbiór założeń pojęcio-wych, metodologicznych i metafizycznych.

Zmiana paradygmatu może się odbywać tylko na drodze rewolucji naukowej7. Nasz światoobraz to też zbiór założeń pojęcio-wych (nie tylko w różnych kulturach są one inne, ale nawet wśród ludzi żyjących w tym samym społeczeństwie), metodologicznych 1 metafizycznych. Zarówno w nauce, jak i w światoobrazie praktycznie prawie do-wolnie długo można bronić każdego sen-sownego (a nawet jawnie nie-absurdalne-go) paradygmatu. Tzw. teza Duhema-Qui-ne'a głosi, że poprzez dodatkowe założenia, drobne modyfikacje, korekty itp. można bronić dowolnie długo solidnej teorii.

(Quine: „Każde zdanie może obowiązywać niezależnie od doświadczenia, o ile doko-namy dostatecznie daleko idącego przysto-sowania reszty systemu"8.) Tak samo do-wolnie długo można bronić tezy, że UE nas wynarodowi i sprzeda zachodnim kapitalis-tom, jak tej, że gdy wstąpimy do UE, to każdy będzie miał mercedesa, ładną żonę i nie zachoruje na raka. Da się bronić i pośrednich wersji rozsądnych. Spotkania z autorytetem mogą dokonać w nas rewo-lucji; możemy przekroczyć (nie porzucić!) skostniały, z konieczności jednostronny

pa-7 Por. np. I.G. Barbour, Mity, modele, paradygmaty, tłum. M. Krośniak, Kraków 1984, s. 136 nn.

8 I. Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych, tłum. W. Sady, Warszawa 1995, s. 161.

radygmat naszego światoobrazu i przyjąć paradygmat nowy.

I to jest postęp. Nie trzeba przekreślać własnego światoobrazu (to zresztą jest z ra-cji genetycznych niemożliwe), należy go poszerzać. Gdy w nauce paradygmat fizyki Newtona został zastąpiony przez paradyg-mat Einsteinowski, fizyka Newtonowska zachowała swą przydatność w codziennym życiu. Porzucić nasz światoobraz (jego część kulturową) należy tylko wtedy, gdy uznamy go za absurdalny. Jeśli był „niepeł-ny", wypada go tylko (lub aż) przekroczyć.

Wierzę, że jest to wykonalne. Chyba, że nasza kondycja jest taka, jaką proponują skrajni socjobiolodzy, tzn. że „geny pro-wadzą nas na smyczy". I to krótkiej smy-czy9.

Możliwość rewolucji światoobrazowej jest kolejnym argumentem na rzecz

dobro-dziejstw płynących z wieży Babel. Gdyby nie było pomieszania języków - byłby je-den, w pełni akceptowalny przez wszyst-kich, światoobraz-paradygmat. I raj już na ziemi.

Co do głównego tematu naszego spot-kania w Laskach: Kościół otwarty na (czy dla?) wszystkich. Aby był otwarty na wszystkie światoobrazy (nie światopoglądy i ideologie), powinien zaakceptować, że:

1. Dialog należy prowadzić ze wszyst-kimi, którzy chcą dialogu (choćby dla dobra Kościoła).

2. Należy przyjąć, że w każdym człowie-ku jest coś, o co można „pozytywnie zaha-czyć" (a więc przyjąć „jezuicką", kazuis-tyczną postawę).

3. Przez niewierzących Kościół trakto-wany jest jako rzeczywistość czysto ludzka, bez żadnych Boskich elementów. (Tak więc ludzie mają prawo domagać się od Kościoła tego samego, czego od innych organizacji, np. jawności finansów.)

4. Ludzie Kościoła, jeśli akceptują, że np. media „kontrolują" instytucje publicz-ne, muszą zaakceptować, że media według

9 E.O. Wilson, O naturze ludzkiej, tłum. B. Szacka, Warszawa 1988.

Scriptores Scholarum 5 3

tych samych reguł „kontrolują" instytucje kościelne. (Argument, że krytyka z zewnątrz jest niemożliwa jest nietrafny, bo w ogóle

niemożliwe jest zrozumienie pełne czego-kolwiek. Ignorancja jest przypadłością wszystkich.)

Dumnym babilończykom nie powiodła się budowa wieży do bram nieba, bo nie potrafili się porozumieć. Z tej przypowieści można wyciągnąć jednak i pozytywny wniosek: trzeba się uczyć obcych języków i dzieło kontynuować. W przypadku bu-downiczych wieży Babel było złe założenie:

że dojdą do nieba bram. Natomiast można budować wieżę doskonale wiedząc, że celu tego się nie osiągnie. Podobnie, jak nie można - przynajmniej tak uważają

domi-nujące kierunki filozofii - dojść do prawdy w nauce, można się do niej tylko zbliżać.

W przypadku wieży Babel zupełnie wystar-cza, aby zbliżać się do zrozumienia świa-toobrazu innego człowieka.

W Kalendarzu Ekumenicznym 2000 znajduje się myśl Simone Weil, doskonale pointująca, w dwóch zdaniach, to, o czym tu piszę. W zasadzie zamiast tego wykładu lepiej byłoby może po prostu przytoczyć te zdania, a potem przez pół godziny w samot-ności i ciszy je rozważyć. Oto one: „Dwaj więźniowie w sąsiednich celach nawiązują-cy łączność stukaniem w mur. Mur jest tym, co ich dzieli, ale również tym, co im pozwala nawiązać łączność"10.

10 Kalendarz Ekumeniczny 2000, Lublin 2000.

rys. R. Ruzik

Scriptores Scholarum 1 (26) 2000