• Nie Znaleziono Wyników

Joseph Rohrer w swych Bemerkungen auf einer Reise von der Tiirkischen Grtinze iiber die Bukowina durch Ost- und Westgalizien, Schlesien und Mahren nach Wien

3.2. Postrzeganie niemiecko-austriackich urzędników przez otoczenie

Jak zatem Niemcy byli postrzegani przez mieszkańców Galicji, przede wszystkim warstwy wykształcone, szlachtę, inteligencję? Oburzenie na często aroganckie i po­ gardliwe traktowanie ze strony przyjezdnych urzędników było wyrażane przez wiele osób, które miały okazję się z nimi zetknąć. Fakt, że to obcy rządzili i wydawali roz­ kazy był szczególnie bolesny dla inteligencji i szlachty, i to właśnie te warstwy żądały niepodległości Polski. Natomiast chłopi mieli nadzieję, że urzędnicy po wyzwoleniu ich w roku 1781 z poddaństwa, będą ich chronić przed żądaniami wysuwanymi przez właścicieli ziemskich w zakresie, w jakim im podlegali. Rola urzędników jako rzeko­ mych obrońców chłopów była z kolei przez szlachtę i inteligencję rozumiana jako polityka prowadzona według zasady

divide et impera.

Wydana w Lipsku w roku 1847 anonimowo pod tytułem

Memoiren und Actenstiicke aus Galizien im Jahre 1846. Ge-

sammelt von einem Mahren

[Wspomnienia i dokumenty z Galicji roku 1846. Zebrane

przez Morawianina] broszura wyszła spod pióra galicyjskiego polityka i deputowane­ go Maurycego Kraińskiego, a nie Morawianina, co sugerowałby tytuł. Chłopi, którzy stanowili zdecydowaną większość ludności, byli, według Kraińskiego, pozyskiwani dla sprawy państwa austriackiego i podburzani przeciwko „polskim panom”, których w kręgach rządowych uznawano za element niepewny. Powodem konfliktu pomię­ dzy oboma warstwami społecznymi była pańszczyzna. Co prawda już w roku 1818 ówczesny prezydent gubernium Franz Krieg von Hochfelden „przedstawił plan do­ tyczący likwidacji pańszczyzny; ale odpowiedziano mu, że jest jakobinem i powinien się zajmować innymi rzeczami”.

I dalej zaznacza Kraiński:

Jednak, jak już powiedziałem, wadliwe ustawy Austrii nie dałyby aż takich smut­ nych rezultatów, bez wpływu urzędników, a jest to warstwa licznie reprezentowana w Galicji i składa się po większej części z Niemców lub ze zgermanizowanych Polaków. Niejednokrotnie budzi zdziwienie, że ten sam Niemiec, który nad brzegami Renu czy Łaby jest humanistą o wielkim sercu, w Austrii czy Rosji staje się zręcznym narzędziem represji29.

[Maurycy Kraiński], Memoiren und Actenstiicke aus Galizien, im Jahre 1846. Gesammelt von

einem Mahren, Leipzig 1847 (reprint: Berlin 1990), s. 124-127: „und im Jahre 1818 hatte auch Herr Krieg, Prdsident von Galizien an der Stelle des Herm Hauer einen Plan, die Abschaffung der Roboten betrejfend, vorgelegt; es wurde ihm abergeantwortet, er sei ein Jacobiner und solle sich mit anderen Sachen beschaftigen. [...] Jedoch, wiegesagt, Oesterreichs fehlerhafte Gesetze hdtten dergleichen traurige Resultate nicht hervorgebracht ohne den Einflufi der Beamten, und diese Klasse ist zahlreich in Galizien und besteht meistentheils aus Deutschen odergermanisier- ten Polen. Man ist manchmal erstaunt, wenn man bedenkt, dafi derselbe Deutsche, welcher an

W swojej wypowiedzi autor staje po stronie szlachty, którą - w odróżnieniu od ludności wiejskiej - określa jako naród. W swoich

Obserwacjach sytuacji społecznej

w Galicji

podkreśla, że rząd austriacki, anektując Galicję, miał tylko dwa sposoby, żeby stworzyć polityczny ład w tym kraju, a mianowicie postrzegać ten nowy obszar „jako polską prowincję [...], w której główną rolę odgrywa naród polski”, ewentualnie „do­ prowadzić do ujednolicenia administracyjnych pryncypiów publicznej edukacji, jak również upowszechnianie jednego i tego samego języka, połączyć ją ze starszymi pro­ wincjami państwa i zasymilować z nimi”* 30. Podkreśla też, że przez wybranie drugiej drogi „naród i biurokracja” zmuszone zostały do konfrontacji jako dwa wrogie ży­ wioły i w ten sposób rząd austriacki chciał „naród niemiecki przeciwstawić narodowi polskiemu i wyprzeć ten drugi przez ten pierwszy”. Według Kraińskiego jednak oba narody nie były wobec siebie wrogie, a dotyczyło to jedynie przedstawicieli biurokra­ cji, która na wschodnich peryferiach monarchii habsburskiej żyła własnym życiem:

Narodowość niemiecka nie występowała wobec narodu polskiego jako wrogi element, inaczej natomiast wyglądało to w przypadku władzy obcych urzędników, którzy wy­ rwawszy się spod kontroli i pozostawieni sami sobie, rozrośli się w potężny aparat urzęd­ niczy. Biurokracja ze swojej natury jest wroga nie tylko wobec obcego, ale także wobec własnego narodu. Raz powołana do życia odgórnym rozporządzeniem, rozwija się i dąży uparcie w dół, aby zabrać wszystko to, co dźwigający się w górę lud stara się osiągnąć i co dla obu jest wspólnym celem, mianowicie częściowy udział we władzy31.

Opinia Kraińskiego, że biurokracja jako taka jest wrogo nastawiona zarówno wobec własnego, jak i obcego narodu jest zupełnie wyjątkowa, ponieważ publikacje z pierwszej połowy XIX wieku ukazują korpus urzędniczy w Galicji jako zdecydowa­ nie niemiecki, a przez to siłą rzeczy mający wrogie podejście wobec Polaków. Kra- iński natomiast postrzega biurokrację ogólnie jako instytucję nastawioną mniej lub bardziej negatywnie wobec obywateli danego państwa.

den Ufern des Rheins oder der Elbe mit einem hohen Geist und biederem Herzen begabt ist, in Oesterreich und Ruflland ein geschicktes Werkzeug der Unterdrtickung wird”.

30 Ibidem, s. 68-69: „aiseinepolnischeProvinz [...] unterdem Einflusse derpolnischen Nationali-

tdt” zu betrachten oder „Bei der Theilung Polens, ais die k. k. ósterreichische Regierung Galizien in Besitz nahm, standenfur dieselbe zwei Wege ojfen: entweder Galizien ais eine polnische Pro­ vinz zu betrachten und die darin bestehenden dlteren Verhdltnisse und Civilisationselemente unter dem Einjlusse der polnischen Nationalitat, nach der ihrer Natur angemessenen Richtung, sich entwickeln und ausbilden zu lassen - oder się durch Gleichartigkeit der Administrations- -Grundsatze der óffentlichen Erziehung, so wie der Verbreitung einer und derselben Sprache, mit den dlteren Provinzen des Reichs zu verbinden und diesen zu assimiliren”.

31 Ibidem, s. 70: „Die deutsche Volksthumlichkeit trat daher der polnischen Nationalitat nicht ais

eine feindliche Macht entgegen, aber wohl die Gewalt der fremden Beamten, welche dem Auge der Central-Regierung entruckt und sich selbst uberlassen, zur machtigen Btireaukratie erwach- sen ist. Die Bureaukratie tritt schon ihrem Wesen nach nicht nur jederfremden, sondern auch der eignen Nationalitat entgegen. Sie erhdlt ihrLeben von oben, entwickelt sich nach untern und strebt bestdndig, an sich zu reifien, was die von untern nach oben sich erhebende Volksthumlich­ keit zu erreichen trachtet und was beider gemeinschaftlicher Zweck ist, ndmlich die graduelle Theilnahme an der Regierung”.

Autor omawia następnie dyskryminację pięciu milionów przedstawicieli miej­ scowej ludności, będącą rezultatem uprzywilejowanej pozycji „zaledwie około tysiąca urzędników” oraz ich rodzin i wprowadzenia języka niemieckiego do szkół i urzę­ dów w Galicji. Dla dzieci ludności miejscowej wynikały z tego poważne utrudnienia w szkole, ponieważ tylko w miastach, gdzie przede wszystkim mieszkali urzędnicy ze swoimi rodzinami, funkcjonowały szkoły wyższego stopnia. Skutkiem tej sytuacji było upośledzenie ludności miejscowej również w jej późniejszym życiu zawodowym32. Te uwagi autora są niewątpliwie słuszne. Jednak jego stwierdzenie, że z powodu niewy­ starczającej opieki ze strony rodziców, którzy musieli oddać swoje dzieci w obce ręce, aby umożliwić im uczęszczanie do szkoły w mieście, młodzież nadużywająca uroków miejskiego życia nierzadko była usuwana ze szkoły, nie jest słuszne. Sytuacja ta nie ograniczała się wszak do miejscowych gimnazjalistów czy studentów. Również wiele dzieci urzędników - o czym można się przekonać w studiach przypadków - musia­ ło opuścić rodzinny dom i uczęszczać do gimnazjum w jednym z większych miast galicyjskich, także i one często nie odznaczały się dyscypliną w trakcie nauki. Gra w karty oraz odwiedzanie lokali było wśród gimnazjalistów i studentów - niezależnie od przynależności narodowej - powszechnym zwyczajem, a zajmujący się tymi wy­ kroczeniami urzędnicy skarżyli się z tego powodu swoim przełożonym.

Kraiński porusza również poważny problem, który dotyczył całej warstwy biu­ rokracji, a mianowicie korupcji i nadużywania urzędu. Twierdzi on, że zwierzchnicy ciągle próbowali bronić urzędników przed tego typu oskarżeniami:

Wśród wszystkich urzędników, którzy w Galicji nadużywali swojego stanowiska, ukara­ no tylko kilku kasjerów, którzy przywłaszczyli sobie pieniądze z kasy państwowej. Tylko urzędnik publiczny pan Miihlbacher [Milbacher], ponieważ ze względu na swoją bru­ talność był tak znienawidzony, został przeniesiony do Lwowa, gdzie zachował to samo stanowisko starosty cyrkularnego czy też prefekta33.

Urzędnikiem pozbawionym skrupułów nazywa Kraiński szczególnie znienawi­ dzonego przez Polaków starostę tarnowskiego Josepha Breinla von Wallersterna, któ­ remu rzekomo sprawiało wielką radość, „gdy mógł ujrzeć jak dzieci narodu polskiego pozbawiają się honoru przez niegodne zachowanie, jeszcze bardziej radował się, gdy korupcja wkradała się do szkół publicznych; a obywatele oddawali się hazardowi”34.

W tej sytuacji nie powinno dziwić, że w opiniach ówczesnych Polaków po­ wszechna była negatywna ocena przyjezdnych urzędników. Często powtarzano też

32 Ibidem, s. 71-72.

33 Ibidem, s. 128-129: „Unter alien Beamten, welche in Galizien ihre Stellung miflbrauchten, hat

man nur einige Kassirer, welche das Geld der Staatskasse entwendeten, bestraft. Ein einziger óffentlicher Beamter, H en Miihlbacher [Milbacher - I. R.-R.], wurde, weil er sich durch seine Brutalitdt so verhafit gemacht hatte, nach Lemberg versetzt, das heiflt in die Hauptstadt der Provinz, wo er dieselbe Stelle als Kreishauptmann oder Prafect beibehielt”.

34 Ibidem, s. 130: „Seine gróflte Freude war, wenn er Polens Kinder sich entehren sah durch un-

wtirdige Handlungen, als die Corruption sich in die offentlichen Schulen einschlich und die Spielwuth sich mehrerer Burger bemachtigte”.

zarzut, że rząd austriacki wysyłał do Galicji najgorszych urzędników. Nic jednak nie wskazuje na to, iż w wypadku Galicji stosowano jakiś rodzaj zorganizowanego „do­ boru negatywnego” pracowników. Jest wysoce prawdopodobne, że z powodu uprze­ dzeń dotyczących niskiego poziomu cywilizacji, złego klimatu, biedy, z jakimi ko­ jarzona była Galicja, kraj ten jako miejsce pracy miał złą opinię wśród urzędników austriackich z innych prowincji. To z kolei, w razie otrzymania przydziału do Galicji, mogło skłaniać bardziej ustosunkowanych młodych urzędników do podejmowania prób uzyskania zmiany tej rzekomo niekorzystnej decyzji władz i z pewnością okre­ ślonemu procentowi osób się to udawało. Oznacza to jednak tylko tyle, że galicyjski korpus urzędniczy był - być może - mniej elitarny pod względem społecznym niż w innych krajach monarchii, co w żadnym stopniu nie przesądza o mniejszym profe­ sjonalizmie urzędników przysyłanych do Galicji. Udowodnienie hipotetycznych ten­ dencji, o których tu mowa, wymagałoby przeprowadzenia bardzo rozległych badań nad urzędnikami w całej monarchii i ich mobilnością.

Również urodzony w roku 1771 pod Lublinem literat Kajetan Koźmian prze­ kazał w swoich napisanych w latach 1852-1855 wspomnieniach negatywny i pełen stereotypów obraz przyjezdnego urzędnika. W taki sposób opisał Koźmian przyby­ łych na Lubelszczyznę po trzecim rozbiorze Polski w latach 1795-1796 urzędników, do których zaliczał się również Franz Xaver Poll, ojciec Wincentego Pola. Oto w jak drastyczny sposób z perspektywy 50 lat szkicuje przybycie austriackich urzędników:

Kiedy tak dwie części Polski, Galicją przecięte, współubiegały się z sobą w okazywaniu, gdzie lepiej, Galicja, jakby śmiercią ozioniona, wystawiała obraz trupa skościałego, mar­ twego, zamarłego, którego obsiadło drobne a dokuczliwe robactwo, zadając przykre świerzbienie, nieznośniejsze od samego bólu. Chociaż pod zwierzchnikami słusznymi, oświeconymi i łagodnymi równie w administracji, jak w sądownictwie (bo oddajmy spra­ wiedliwość temu rządowi, w czym na nią zasłużył), biurokracja demokratyczna, ta plaga dokuczająca ludzkości, rozpostarła swój nieuleczony jad po składach, sądach i cyrkułach; złożona z samych ubogich, nędznych, zgłodniałych, chciwych i przekupnych Niemców, a wyznajmy na nasz wstyd i zniemczonych Polaków - bo się do niej w pierwotnych wy­ borach podłością, intrygami powciskało, nawet w grono sędziów i komisarzów cyrkular­ nych, wielu z targowiczanów lub w Galicji wschodniej dokuczliwością rodakom znanych anty-Polaków35.

Koźmian podkreśla jednak w dalszej części swego wywodu, że z biegiem cza­ su jak najbardziej dochodzi do zbliżenia pomiędzy „oficjalistami austriackimi” oraz „oficerami wojskowymi” z polską szlachtą, która zapraszała urzędników wraz z ich rodzinami do swoich dworów. Niemcy bardzo upodobali sobie w tych towarzyskich wydarzeniach:

Tak więc od owego wstrętu i odosobnienia początkowego zaczęto niejako nawykać do siebie, a przynajmniej się znosić wzajemnie. Niemcy przekonali się, że Polacy nie mogą przestać być patriotami. Polacy w miarę tego przekonania w postępowaniu nie odrażali ich od siebie. Przyznajmy tę zasługę płci nadobnej z obu narodów. Polki nie wyradzają

się, rzadki przeciwny przykład nawet w najwyższych towarzystwach; wśród powierz­ chowności ogłady francuskiej, języka i przyjemności towarzyskich, do których tak lgną, żywią zawsze w sobie uczucia prawdziwie narodowe, kochają ojczyznę i ją nad wszystkie przenoszą. W średnich stanach nigdy przykład wynarodowienia się spostrzegać się nie dał, a w niskich tym bardziej. Mają nawet wstręt do połączenia się z cudzoziemcami, a jeżeli która bądź z potrzeby, bądź ze skłonności wejdzie w te związki, wpływem swoim i dom przerabia na polski, i dzieci wychowuje na Polaków. Z tej przyczyny uważałem i poznałem tych w potomstwie spolszczonych Niemców równie gorliwymi, a czasem zapaleńszymi Polakami niż czyści Polacy narodowcy. Niemki łatwiej się wynaradawia­ ją, szczególniej w Polsce; bądź wrodzona im zalotność, bądź chęć wyrównania Polkom w powabach i wdziękach, bądź obyczaje polskie mniej grube w obejściu, gościnne, a dla płci żeńskiej uprzejmiejsze i z oszczędnością niemiecką sprzeczne, wywierają ten wpływ, nie umiem sądzić, lecz to wiem, że atmosfera polska ma jakiś urok dla nich, że w Polsce polszczeją, wzdychają do ślubów z Polakami i natychmiast się przeistaczają w patriotki polskie, języka swego nawet mniej chętnie używają, polskiego się uczą i nim powszech­ nie mówią. W Lublinie, starosty cyrkularnego z pięciu córek, które wszystkie tak piękne były, jak rzadko da się widzieć, trzy poszły za Polaków i dały krajowi dobrych żołnierzy i obywateli. Ostatniego kreiskapitana Mannsdorfa córka znaną była za zagorzałą patriot- kę w Lublinie. Pocztmistrza Grundlicha potomstwo na patriotów polskich się przerodzi­ ło. Gerlica synowie walczyli w szeregach polskich i zasłużyli na znaki męstwa i zasługi wojskowe. Pola, konsyliarza feralnego syn jest gorliwym auto-Polakiem i polskim zna­ komitym poetą36.

Jak łatwo zauważyć, Koźmian rozumuje w duchu egoizmu narodowego i stosuje różne miary do Polaków i Niemców, a szczególnie Polek i Niemek: u Polek chwali ich stałość w kwestiach narodowych, czyli siłę ich tożsamości, tymczasem u Niemek jako cechę pozytywną eksponuje łatwość, z jaką się asymilują.

Jak się wydaje, niektórzy Galicjanie mieli problem z akceptacją swego niemiec­ kiego pochodzenia, a zdarzało się nawet podejście do niemieckich korzeni dziadka jak do skazy w rodowodzie. Przykład tego dał Kazimierz Girtler, którego zmarły w 1833 roku ojciec Sebastian Girtler był profesorem medycyny, dziekanem i rekto­ rem Uniwersytetu Jagiellońskiego, a urodził się w 1767 roku jako syn kupca pocho­ dzącego z Tyrolu. Kazimierz Girtler podkreśla w swoich wspomnieniach, że nigdy nie pozwoliłby swojej córce na poślubienie Niemca: „Ostatnia to rzecz Polkom Niemce rodzić! Ja się z dziada Niemca wiodę, alebym nigdy córki za Niemca nie dal, a żeby się to po mej śmierci stało, to bym się w trumnie przewracał i groził”37. To kategoryczne odrzucanie niemieckiego zięcia mogło się wiązać ze złymi doświadczeniami, jakie miał on w przeszłości. Być może jednak chciał tego typu stwierdzeniami podkreślić w sposób szczególny swoją przynależność do polskiego społeczeństwa.

Pisarz Kazimierz Brodziński (1791-1835) różnie wspominał swoich niemiec­ kich kolegów ze szkolnej ławy, jak i niemieckich nauczycieli. Z czasów szkolnych

36 Ibidem, t. 1, s. 285-286.

37 K. Girtler, Opowiadania. Pamiętniki z lat 1803-1831, wyd. i oprać. Z. Jabłoński i J. Staszel, t. 1, Kraków 1971, s. 79. Por. też: Z. Jabłoński, Przedmowa, [w:] ibidem, s. 8-17.

spędzonych w Krakowie (około 1805 roku) na temat niemieckich kolegów pisał, „że­ śmy spółuczniów Niemców bili i przezywali, jako Niemców”38. Po swojej przejściowej nauce w Krakowie uczęszczał on do gimnazjum w Tarnowie, gdzie, jak się wydaje, żył w lepszych stosunkach z Niemcami, chociaż akurat okres szkolny był szczególnie sprzyjający dla rozwoju niechęci i nienawiści wobec Niemców, jak pisał:

Trudno sobie wystawić, jak mało mieliśmy wszyscy młodzi wyobrażenia o naszej Polsce, o jej dziejach i stanie; miłość ku niej żyła tylko wrodzonem uczuciem, niedokładnemi tradycyami i jakąś przez zwyczaj szkolny odziedziczoną nienawiścią ku Niemcom. Ja tej nienawiści nie czułem; malowanie pięknej natury w niemieckich poetach najwięcej mnie zajmowało, przywiązały mnie oraz do ich kraju i ludzi, których sobie zawsze po Gesnerowsku wyobrażałem. Nawet w towarzystwie uczniów (Niemców?) [zapis orygi­ nalny - przyp. autora] ci, może stąd, iż powszecznie byli prześladowani, ale więcej dla tego, iż mieli więcej słodyczy i przywiązania do kraju, chociaż mniej bystrości. Młodzież polska była wtedy daleko więcej niż dzisiaj nieposkromnioną. Bitwy z wieśniakami z oko­ lic (nie mówię już o Żydach), rabowanie w żołnierski sposób owoców, grochu, rzepy z pola, wyzywanie na kije, były to zwyczajne zabawy39.

Patriotyczne uczucia według Brodzińskiego dały się zauważyć u polskiej mło­ dzieży dopiero po roku 1806, a więc od czasu, kiedy Napoleon zadał armii pruskiej druzgocącą klęskę pod Jeną i Auerstedt, a krótko potem wkroczywszy do Berlina, zbliżył się do granic Polski.

W odróżnieniu od wypowiedzi cytowanych do tej pory Polaków we wspomnie­ niach Benedykta Gregorowicza (1810-1878), urzędnika pracującego w gubernium i jako sekretarz w Galicyjskim Towarzystwie Kasy Oszczędności, który na swych niemieckich kolegów patrzył z bliska, nie znajdujemy śladów zapiekłej nienawiści do niemieckich urzędników z gubernium. Przeciwnie, niektóre rodziny urzędnicze stawia za przykład, jak chociażby rodzinę Kraussów40, z której aż trzej synowie: Karl, Philipp i Franz, zrobili jako urzędnicy świetne kariery. Tak o nich pisze: „Tak zna­ komici mężowie byli naszymi profesorami, dyrektorami i wzorami. Takie powagi i wzory kierowały krokami niektórych kolegów moich, a poniekąd i moimi”41. Fran- za Kraussa nazywa nawet „moim wielkim protektorem”. Jego kolegą ze studiów na Uniwersytecie Lwowskim był, już tutaj wymieniany, o dwa lata młodszy, Agenor hrabia Gołuchowski, o którym Gregorowicz pisze, że zrobił „najświetniejszą karierę” i że był pierwszym hrabią, który otrzymał tytuł doktora (4 lipca 1839 roku) na tym uniwersytecie. Co prawda od czasu do czasu Gregorowicz nie szczędził krytyki swo­ im przełożonym, wśród których byli Polacy, Niemcy, ale również Rusini, nie wiązał

38 [K. Brodziński], Kazimierza Brodzińskiego „Wspomnienia mojej młodości” i inne urywki auto­

biograficzne, wyd. i wstęp prof. J. Tretiak, Kraków 1901, s. 41.

39 Ibidem, s. 63.

40 Szerzej zajmuję się urzędniczą rodziną Kraussów w studium przypadku poświęconym rodzi­ nie Ostermannów.

41 B. Gregorowicz, Pamiętnik, [w:] Pamiętniki urzędników galicyjskich, wyd. I. Homola i B. Ło­ puszański, Kraków 1978, s. 167.

jednak tej krytyki bezpośrednio z określoną narodowością. Skarżył się na przykład na to, że jego niemiecki współpracownik Joseph Baumann miał pierwszeństwo przy awansie na radcę gubernialnego, chociaż Wydział Miejski jemu przyznał pierwszeń­ stwo przy awansie. I chociaż prezes magistratu Karl Hópflingen von Bergendorf uhonorował lepsze wyniki w pracy Gregorowieża, to jednak ze względu na dłuższy staż pracy Baumanna to właśnie jemu przyznano pierwsze stanowisko wśród radców gubernialnych, co jednocześnie wiązało się z podwyżką pensji. Gregorowicz skomen­ tował takie podejście bardzo lakonicznie: „On Niemiec, ja Polak!”42. Należy jednak podkreślić, że zasada awansowania według długości stażu pracy była wtedy czymś naturalnym, i stosowano ją powszechnie wobec urzędników, niezależnie od ich przy­ należności narodowej.

Natomiast urodzony w zachodniogalicyjskim Pilźnie Andrzej Józefczyk (1816— 1878) pisał o Niemcach, przekonany o ich odwiecznej wrogości wobec Słowian, że po powstaniu listopadowym 1830 roku:

napchano urzędników Niemców, nieprzyjaciół wszystkich Słowian, od czasów, jakie tylko pamięci historya przekazała, nieumiejących po polsku, nie mających nic z nami wspólnego, prócz ludzkiej postaci; ludzie bez miłości własnego kraju, który tak łatwo dla chleba porzucają, nie mogli mieć miłości dla kraju, z którym ich nic nie łączyło, w którym wszystko co spotkali, było barbarzyńskie, a oni powołanymi apostołami uszczęśliwiają­ cej cywilizacyi niemieckiej. Oni nie myśleli o podniesieniu dobrego bytu kraju, jedynie o środkach jakiemiby dojść do wyższych godności i pensyi, i jakby swoje dochody powięk­ szyć. Sieć ta biurokratyczna tak sztucznie była powiązana, że nawet krajowcy wszedłszy w to ciało urzędnicze, takimi samymi a często gorszymi się stawali, mianowicie, jeżeli wyrobili sobie zasadę, że dla uzyskania wyższych godności potrzeba podłością, i zapar­ ciem się swego pochodzenia zyskać sobie zaufanie wyższych i patent, że przestali być Polakami43.