• Nie Znaleziono Wyników

praktyka działań społecznych

W dokumencie Moc sprawcza ludzi i organizacji (Stron 26-33)

Działaniem politycznym jest takie, którego intencją albo skutkiem jest wpływ na rządzenie – bezpośrednio w wyniku oddziaływania na two-rzenie lub realizację polityki, albo pośrednio w wyniku oddziaływania na wybór ludzi, którzy mają uprawiać politykę4. W polityce można dzia-łać indywidualnie, ale takie działanie jest mało skuteczne. Doświad-czenie uczy, że lepiej działać w ramach dobrze zorganizowanych zbio-rowości jawnych (oficjalnie zarejestrowanych partii, instytucji itp.) albo grup niejawnie funkcjonujących (koterii, lóż, grup lobbystów, korporacji, mafii itp.) W tym drugim przypadku występuje się w roli „niewidzialnej ręki”, postrzeganej przez masy jak obiektywny, czyli niezależny od ludzi czynnik, który kształtuje system społeczny, albo z koniecznością dziejową, która jak jakieś fatum rządzi tym systemem bez udziału ludzi i któremu żadna ludzka siła nie jest w stanie się przeciwstawić. A nie ma sensu działać przeciw przeznaczeniu, ponieważ stoi się z góry na straconej pozycji. W związku z tym masy nie anga-żują się w działania polityczne i poddają się losowi, opatrzności, wo-dzowi lub idolowi i robią to, co wszyscy, czyli to, co „się robi”, tzn. nic, bo i po co, skoro jeśli coś ma być, to i tak będzie. Zazwyczaj polityką rządziły tajemnicze i skrywane przed ludźmi układy społeczne, które z czasem rozrastały się, przekształcały się w bardziej splątane i sil-niejsze sieci i coraz skuteczniej działały.

Mogłoby się wydawać, że ustroju demokratycznym, gdzie rzekomo władza należy do ludu, ogół społeczeństwa powinien współrządzić,

4 “By political participation we refer simply to activity that has the intent or effect of influencing government action – either directly by affecting the making or implementation of public policy or indirectly by influencing the selection of people who make those policies” (Verba, Nie i Jae-on Kim, 1978).

tzn. podejmować działania polityczne, by wpływać na decyzje polityczne aktualne i te, których konsekwencje ujawnią się w przyszłości, a w szcze-gólności przeciwstawiać się decyzjom złym i szkodliwym. Jednak wcale tak nie jest. W działania polityczne zaangażowanych jest niewielu ludzi, przede wszystkim politycy zawodowi oraz niezawodowi. Cała reszta społeczeństwa nie jest zainteresowana działaniem politycznym bądź ze strachu – z tymi „na górze” lepiej nie zadzierać – bądź z wy-gody lub lenistwa – niech ci na górze, których wybraliśmy do władzy, rządzą i męczą się, bo oni najlepiej się na tym znają i sprawia im to przyjemność – bądź też z braku nadziei na powodzenie. Przecież walka jednostek z siłami społecznymi zorganizowanymi w układy nie rokuje nadziei na zwycięstwo. A im więcej tych układów (grup nacisku), tym trudniej się w nich rozeznać i łatwiej się w nich pogubić, zwłaszcza że często ci sami ludzie należą do różnych układów. O ile z jedną grupą nacisku dałoby się może jakoś poradzić, o tyle z wieloma raczej nie:

nec Hercules contra plures.

Współczesna polityka jest w większym stopniu dziełem układów quasi-mafijnych, korporacyjnych i lożopodobnych aniżeli oficjalnych instytucji politycznych. Dlatego de facto ludzie spoza tych układów mogą wpływać na politykę nieznacznie albo w kwestiach mało ważnych. Wielu ludzi, który nie interesują się polityką i nie znają jej mechaniz-mów i arkanów funkcjonowania, wierzy w czystość polityki i nieskazi-telność liderów kierujących się zasadami etyki. Żywią oni przekonanie, że politycy, którzy rzekomo działają zgodnie z obiektywnymi prawami społecznymi, kierują się interesami i celami jednostek, społeczeństw, narodów i państw, a nawet całej ludzkości. I są im wdzięczni za trud związany z podjęciem się tej misji (jest to jeden z wielu skutków maso-wego bałwanienia ludzi przez różne ośrodki władzy). Nie wiedzą albo nie dopuszczają myśli o tym, jak bardzo działania polityczne są nie-moralne, jak dla polityków liczy się przede wszystkim skuteczność realizacji ich celów egoistycznych za pomocą wszelkich dostępnych środków i kosztem obojętnie ilu i jakich ofiar.

Z różnych przyczyn świat staje się coraz bardziej upolityczniony, a polityka zdaje się już coraz bardziej przenikać wszystkie sfery życia społecznego. Znacznie wzrosła też ostatnio jej rola. Wydawałoby się, że odpowiednio wzrastać będą świadomość i aktywność polityczna ludzi. A jest inaczej. Daje się zauważyć postępujący spadek wiedzy z zakresu nauk politycznych i angażowania się w politykę. Czynnie udzielają się głównie ci, którzy liczą na korzyści materialne płynące z działania

politycznego i ze sprawowania władzy. Co gorsze, drastycznie zmniej-szyła się liczba polityków z powołania – prawdziwych, „rasowych”, bezinteresownych ideowców i społeczników. Zastępują ich zwykli karierowicze, nieudacznicy (jak się ktoś na niczym nie zna i nie potrafi niczego zrobić, to pcha się do polityki, jak słusznie napisał Kazimierz Kik5 „Idą do polityki, żeby się urządzić!”) oraz miernoty, nieprzebie-rające w środkach szybkiego robienia kariery i dążące bez skrupułów do zajmowania najwyższych i dobrze płatnych stanowisk.

Notuje się nie tylko spadek angażowania się w politykę nie tylko czynnego, ale także biernego. Świadczy o tym np. malejąca liczba osób uczestniczących w wyborach, mimo organizowania coraz bardziej atrak-cyjnych, choć prymitywnych, organizowanych „pod publiczkę” imprez przedwyborczych w myśl maksymy „igrzysk i chleba” – w istocie więcej jest byle jakich igrzysk, a chleba, czyli przysłowiowej kiełbasy wyborczej, w ogóle już nie ma. Ich celem jest ogłupianie elektoratu i zwracanie uwagi na sprawy mało istotne. Chodzi o to, by wyborcy – masy społeczne – legitymizowali wybraną władzę, zachwycali się nią, chwalili ją, bez sprzeciwu wykonywali jej polecenia i utrzymywali ją ze swoich podatków. Zawsze i wszędzie władza jest żądna poklasku, aprobaty i uległości; nawet w ustrojach niedemokratycznych lub tota-litarnych znienawidzeni tyrani albo wodzowie chcieli być wielbieni przez lud. Po początkowej euforii spowodowanej demokratycznymi, a więc niby wolnymi wyborami ludzie dość szybko rozczarowują się. Stwier-dzają, że wyniki wyborów nie są wprawdzie fałszowane, ale są z góry przesądzone, że faktycznie wybór władz nie dokonuje się w trakcie wyborów, lecz dużo wcześniej w obrębie koterii partyjnych, na konwen-tach i kongresach, gdzie zażarcie walczy się o pierwsze miejsca na listach wyborczych, gdyż one gwarantują zwycięstwo w wyborach i intratne stanowiska potem. Ani liczba wyborców, ani ich głosy nie są w stanie zmienić wcześniejszych ustaleń, zwłaszcza w tych krajach, gdzie głosuje się na osoby kandydujące z list partyjnych. Oprócz tego, obojętne, na jakiego kandydata i z jakiej listy partyjnej oddałoby się głos, to i tak z dużym prawdopodobieństwem wybierze się jakąś mier-notę, aferzystę, karierowicza lub głupca, którego z różnych względów partie wyforowały, a którego z pewnością nie wybrano by w wyborach bezpośrednich na konkretnego człowieka. Z różnych przyczyn żyjemy

w czasach wyjątkowo niesprzyjających mądrości, między innymi dlatego, że jesteśmy narażeni na stałe przeciążenie sensoryczne dzięki wszech-obecnym mediom i reklamie. Siłą rzeczy w ogłupionym społeczeństwie trudno znaleźć mądrego kandydata do władzy. Dlatego słusznie upa-truje się zagrożenia w idiokracji (zob. W. Sztumski, 2013). Teraz „rządzić może każdy (...) dureń albo psychopata, który uzyska wymaganą liczbę głosów przez otumanionych wyborców” (zob. Sztumski, 2012). Nic więc dziwnego, że ludzi nie interesują takie w gruncie rzeczy fikcyjne wybory, które są też formą działania politycznego. O obojętności ludzi na to, kto będzie nimi rządził, świadczy zastraszająco niska frekwencja wyborcza, która wykazuje tendencję spadkową6. Obywatele przekonują się bowiem na co dzień, że w istocie wybory niczego nie zmieniają; za-zwyczaj skutkują tylko przetasowaniem stanowisk, a kto dorwie się do władzy, ten już dobrowolnie z niej nie zrezygnuje, lecz otacza się swoi- mi kumplami, tworzy nowe koterie, grupy poparcia i ani mu w głowie dotrzymanie obietnic głoszonych w programie wyborczym. Po wygra-nych wyborach odnosi się do swojego elektoratu nonszalancko (arogan-cja władzy). Przypomina sobie o wyborcach dopiero wtedy, kiedy zbliża się termin kolejnych wyborów, reaguje na ich żądania wówczas, gdy dochodzi do ostrych protestów, strajków itp. Ma jeden zasadniczy cel: skorzystać z tego, że jest we władzach i, mówiąc kolokwialnie, nachapać się, ile się da, dotrwać do następnych wyborów i zabiegać o przedłu-żenie swojej kadencji. Za każdym razem nowo wybrani władcy powta-rzają ten proceder. A nowa władza z reguły odrzuca plany i pomysły dawnych władz i tworzy nowe koncepcje, wcale nie lepsze, żeby wyka-zać się twórczą pracą, a nie ich realizacją. Nie liczy się z tym, że brak ciągłości władzy, polityki i strategii rozwoju przeważnie wywołuje niekorzystne efekty. Racjonalne uprawianie polityki, a w szczególności rządzenie, wymaga wiedzy multidyscyplinarnej, przede wszystkim z za-kresu nauk społecznych i zarządzania, a także szeroko zakrojonych badań. Tymczasem, na ogół reprezentanci władz takiej wiedzy nie mają, mimo że skończyli studia wyższe, podyplomowe, jakieś kursy i posiadają nawet tytuły naukowe. Dyplom nie jest atestem wiedzy ani umiejętności, zwłaszcza jeśli uzyskuje się go w nierenomowanych uczel-niach i „po znajomości”, co niestety, coraz częściej się zdarza, a tym

6 W Polsce w wyborach parlamentarnych 1989 r. uczestniczyło 62,70% wyborców, a w 2011 tylko 48,92%. Jeszcze gorsza frekwencja jest w wyborach samorządowych – oscyluje tu wokół 35%, a w 2011 r. w województwie śląskim spadła nawet do 16%.

bardziej nie świadczy o mądrości. Przykładem braku podstawowej wiedzy parlamentarzystów i członków rządu jest to, że parlament (od-powiednie komisje, których członkami są dyplomowani prawnicy) uchwala ustawy, które zawierają mnóstwo błędów logicznych oraz nieściśle artykułowane frazy albo są rażąco sprzeczne z ustawami wyższego rzędu, z Konstytucją, i dlatego stale odsyłane są do poprawek i – co stało się już regułą – do Trybunału Konstytucyjnego. Do tego trzeba jeszcze dodać brak wyobraźni autorów ustaw i ich myślenia prospektywnego – tworzy się je przeważnie na użytek doraźny. Te braki ujawniają się również w wystąpieniach publicznych elit władzy w par-lamencie, na spotkaniach, w programach telewizyjnych „Młodzież kontra”, „Tomasz Lis na żywo” itp. oraz w wywiadach, gdzie trzeba zabierać głos ad hoc bez przygotowania i korzystania z pomocy ukła-daczy pięknych przemówień. Nie dość, że ich wypowiedzi są nieskład- ne, to nie potrafią dyskutować, bo nie znają zasad erystyki – dyskusja przekształca się w kłótnię w maglu, nad którą redaktor prowadzący nie jest w stanie zapanować i z reguły kończy się „na niczym” – po pro-stu stracony czas antenowy i czas widzów, a jedyną korzyścią dla odbiorców jest utwierdzenie się w przekonaniu o niekompetencji elit rządzących krajem.

Działacze polityczni na wyższych i odpowiedzialnych stanowiskach, przede wszystkim we władzach centralnych, powinni mieć odpowiednio wysoki poziom inteligencji (IQ) i nie mogą mieć zaburzeń psychicznych. Ale tego nikt od nich nie wymaga i nie sprawdza na drodze jakiejś preselekcji. W efekcie do władz dostają się różni ludzi o niedostatecznym poziomie inteligencji, niezrównoważeni i dewianci psychiczni. Dziwne, że kandydat na kierowcę autobusu miejskiego, który odpowiada za bezpieczeństwo kilkudziesięciu pasażerów, musi zaliczyć pozytywnie test psychologiczny, w przeciwieństwie do kandydata na ministra albo prezydenta, który odpowiada za życie nie kilkudziesięciu, a nawet mi-lionów osób.

Człowiek sprawujący władzę powinien poza tym działać odpowiedzial-nie i ponosić odpowiedzialność za to, co robi. A jak jest w rzeczywisto-ści? W administracji państwowej i samorządowej szybko wzrasta liczba urzędników. Wraz z tym zmniejsza się ich odpowiedzialność za zała-twianie spraw, decyzje i inne czynności urzędnicze, ponieważ rozkłada się ona na liczbę osób pracujących w danym urzędzie. Odnosi się to również do elit politycznych zasiadających w parlamencie, minister-stwach itp. instytucjach centralnych. Proporcjonalnie do liczby osób

rządzących rozmywa się odpowiedzialność pojedynczej, konkretnej, znanej z nazwiska osoby w odpowiedzialności zespołowej. Oprócz tego łatwiej jest pociągnąć do odpowiedzialności jednego człowieka aniżeli całą grupę, tym bardziej, że prawo nie sankcjonuje odpowiedzialności zbiorowej, lecz indywidualną. Na im wyższym szczeblu zarządzania usytuowany jest przedstawiciel władzy, tym większą powołuje liczbę doradców, ponieważ czuje się niekompetentny, a w razie czego może na nich zrzucić odpowiedzialność: „Nie jestem winien, bo tak mi doradzili eksperci”. Przedstawiciele władzy nie chcą sami podejmować decyzji nawet w najprostszych sprawach – odsyłają interesantów do instancji nadrzędnych – do kierownika, prezesa, dyrektora, komendanta, a naj-lepiej do ministra, premiera i prezydenta. Sami faktycznie za nie nie odpowiadają, nie podlegają kontroli społecznej, funkcjonują poza pra-wem, między innymi za sprawą immunitetów, i nie muszą przestrzegać norm moralnych mimo istnienia kodeksu etycznego pracownika służby cywilnej. Praktycznie ich odpowiedzialność pozostaje anonimowa, abstrakcyjna i niewymierna. Dlatego mogą działać bezkarnie i zacho-wywać się arogancko wobec interesantów. A gdy w żaden sposób nie udaje się im uniknąć odpowiedzialności, zrzucają winę na coś nieuchwyt-nego, na przykład na systemy, jakby te systemy stworzyła opatrzność, a nie oni sami.

I w końcu politycy powinni mieć godność, zachowywać się godnie, żeby cieszyć się powszechnym szacunkiem. Ale z tym też bywa różnie. W obecnych czasach godność ulega odwartościowaniu z wielu powo-dów: ekonomicznych, zawodowych, światopoglądowych, politycznych, psychologicznych itd. Tendencja do deflacji godności będzie zwyżkowa, ponieważ imperatyw etyki jest wypierany przez imperatyw komercji, a godność przekształciła się w towar (zob. Sztumski, 2014). Wskutek tego można nią kupczyć. Najbardziej kupczą swoją godnością celebryci – ludzie cieszący się powszechnym zaufaniem społecznym: artyści, aktorzy, lekarze, eksperci i politycy. Oni nie musieliby tego procederu uprawiać, ale robią to z chęci łatwego bogacenia się; niestety, czynnik ekonomiczny przeważa nad etycznym. Inni szargają swoją godność, bo jest im po prostu niepotrzebna, a czasami przeszkadza w robieniu kariery. W skomercjalizowanym świecie wskutek szerzenia się ideolo-gii konsumpcjonizmu, godność nie ma znaczenia – liczą się pieniądze. Dla ich zdobycia rezygnuje się z godności. Elity polityczne też ulegają temu. A masy widzą ich niegodne zachowania i przestają je szanować. Dziś każdy może w zasadzie bezkarnie, bo np. anonimowo w Internecie

obrażać polityków i co gorsze, oni przestali na to reagować i oburzać się, jakby to nic dla nich nie znaczyło.

Jeśli uświadomi się sobie wszystkie przedstawione powyżej fakty, to łatwo można zrozumieć, dlaczego wzrastającemu upolitycznieniu obszarów życia społecznego towarzyszą narastający indyferentyzm polityczny jednostek, pogarda dla polityków, awersja do polityki i nie-chęć do podejmowania działań politycznych. A w takim razie w prak-tyce działania te musi realizować wąskie grono polityków, a nie masy społeczne, jak powinno być w społeczeństwie obywatelskim. Efektem między innymi tego jest postępująca koncentracja władzy politycznej, wskutek czego coraz mniej ludzi decyduje o losie coraz większej liczby ludzi i coraz bardziej ogranicza ich obszary oraz siłę działań politycznych.

Bibliografia

Bunge, M. (1968). Causality – the Place of the Causal Principle in Modern

Science. Cambridge, Mass: Cambridge University Press.

Handlungstheorie – http://www.multimediapflege.de/paed/soziologie/

pars37.html (27.03.2014).

Hongbing, S. (2010). Wojna o pieniądz. Prawdziwe źródło kryzysów

finan-sowych. Wrocław: Wydawnictwo Wektory.

Krajewski, W. (1967). Związek przyczynowy. Warszawa: PWN.

Parsons, T. (1966). The Structure of Social Action, A Study in Social

The-ory with special Reference to a Group of Recent European Writers. New

York/London.

Prof. Kazimierz Kik o nepotyzmie, Fakt.pl (09.01.2013).

Smelser, N.J. i Baltes, P.B. (red.) (2001). International Encyclopedia of the

Social Behavioral Sciences. Amsterdam: Elsevier.

Sztumski, J. (2013). Systemowa analiza społeczeństwa. Katowice: Wydawnic-two Naukowe Śląsk.

Sztumski, W. (2012). Władza i rozum. Sprawy Nauki, 4.

Sztumski, W. (2013). Dylemat filozofii polityki: rządy głupich czy bandytów? W: Aktualnyje problemy socjalno-gumanitarnych nauk. Mogiliev: Wyd. MGU im A.A. Kulešova.

Sztumski, W. (2014). Upadek godności. Sprawy Nauki, 4.

Verba, S., Nie, N.H., Jae-on Kim (1978). Participation and Political Equality. Cambridge: Cambridge University Press.

W dokumencie Moc sprawcza ludzi i organizacji (Stron 26-33)