• Nie Znaleziono Wyników

w stronę kultury heweliuszowskiej

W dokumencie Towarzystwa Naukowe w Polsce (Stron 82-93)

Gdańskie Towarzystwo Naukowe powstało 11 lipca 1922 roku1 (rejestra-cja 18 listopada 1922 początkowo jako „e.V. Towarzystwo Przyjaciół Nauki i Sztuki2” – zainicjowane przez ks. Kamila Kantaka – nawiązujące do wielo-letniej tradycji poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i skupiające polską inteligencję Wolnego Miasta Gdańska).

W historycznej tożsamości GTN znaczący jest „Rocznik Gdański” – wyda-wany od stycznia 1928 roku, czyli niemal od początku istnienia Towarzystwa;

rocznik, którego ukazanie się stanowiło moment przełomowy w jego dziejach, ponieważ rozpoczynało działalność naukową, a nie jedynie popularyzatorską (która – de facto – miała w początkach GTNiS – jedynego o tym charakterze, polskiego stowarzyszenia w Wolnym Mieście Gdańsku – duże znaczenie z uwagi na potrzebę upowszechniania wiedzy o polskiej nauce).

Działalność naukowa w okresie przedwojennym – z uwagi na cele związane z krzewieniem polskości – rozwijała się najszerzej w zakresie historii i fi lologii polskiej. W czasach PRL, kiedy Gdańsk stawał się miejscem coraz większej liczby uczelni, Towarzystwo rozwijało się w ramach wielu dziedzin i dyscyplin, wyodrębniając kolejne wydziały. Obecnie GTN liczy 5 wydziałów:

1. Nauk Społecznych i Humanistycznych 2. Nauk Biologicznych i Medycznych

1 Historyczne informacje o Towarzystwie zaczerpnięte zostały ze źródła: M. Pelczar, Zarys dziejów Gdańskiego Towarzystwa Naukowego 1922–1971, w: Pięćdziesiąt lat Gdańskiego Towa-rzystwa Naukowego, 1922–1972 Księga Pamiątkowa, GTN, Gdańsk 1972, s. 11–213.

2 Status instytucji: eingetragener Verein stanowił ważne, polityczne osiągnięcie Towarzystwa, umożliwiając jego członkom występowanie na zewnątrz bez żadnych ograniczeń (zob.: M. Pelczar, dz. cyt., s. 19–20).

3. Nauk Matematyczno-Fizyczno-Chemicznych 4. Nauk Technicznych

5. Nauk o Ziemi

W nowo rozpoczętej kadencji Towarzystwo ustaliło na swoim walnym zebra-niu, iż podejmie wyzwania, jakie przed nim stoją. Dla niektórych z nich pewną ilustrację stanowił mój wykład Uczeni i ich miejsca, przedstawiony Walnemu Zebraniu GTN 16 maja 2013 roku. Posłużę się więc dalej jego tezami, przed-stawiając tu ogólną orientację na najbliższe lata w działalności gdańskiego śro-dowiska skupionego w Towarzystwie.

Jakie są wspomniane wyzwania?

Współcześnie, w atmosferze niezgody na rzeczywistość, w tym w szczegól-ności ukształtowane w jej warunkach znaczenie uczonych, działających global-nie i oderwanych od miejsc, w których osadzona jest ich uczelnia, coraz gorętszą kwestią staje się problem relacji: uczony/uczelnia – lokalna społeczność oraz zagadnienie społecznych oczekiwań jej dotyczących.

W tych warunkach może wzbudzać zainteresowanie kultura, którą – z pamię-cią o jednym z gdańszczan: XVII-wiecznym uczonym i społeczniku, artyście i biznesmenie, Janie Heweliuszu – można określać mianem kultury heweliuszow-skiej. Z jednej strony stanowi którąś z możliwych odpowiedzi na postawioną kwestię, z drugiej jest pewnym rozwiązaniem problemu, z którego wyrasta pyta-nie o społeczny sens naukowców, formułowane z perspektywy lokalnej.

Kultura heweliuszowska koncentruje się na – ukształtowanym pod wpły-wem sposobu bycia w świecie Jana Heweliusza – paradygmatycznym rodzaju myślenia (i ugruntowanego w nim działania) o lokalnych wymiarach tożsamości uczonego; o uczonym w miejscu, jakim jest lokalna wspólnota, w której działa i której część stanowi. Kultura heweliuszowska, to także lokalne praktyki spo-łeczne, które – jak na przykład w rodzinnym dla Heweliusza Gdańsku i także GTN – mogą przybierać postać różnych form wiązania świata nauki z ideą samorządności, lokalnej kultury i integracji lokalnej wspólnoty.

GTN idzie w tym kierunku, planując w latach 2013–2016 zintensyfi kowane działania w stronę wypełniania – za pośrednictwem różnorodnych form swojej działalności naukowej i popularyzatorskiej – przestrzeni pomiędzy kulturą, edu-kacją i nauką w mieście (konkretniej: więcej partnerów we współpracy środowi-skowej, większy jej zakres oraz więcej jej form). Mówił o tym Przewodniczący GTN – prof. dr hab. Jerzy Błażejowski; wpisał to w swoje plany Zarząd GTN, a także największy Wydział I, Nauk Społecznych i Humanistycznych Towarzy-stwa.

Dlaczego? Jakie stoją za tym uwarunkowania i jaki jest tego kontekst?

Przede wszystkim chodzi o kondycję współczesnego uniwersytetu, która nie jest obecnie dobra. GTN chce dążyć do zmiany rzeczywistości, w której naukowiec kojarzy się raczej źle. Uwikłany w globalne zależności, pracujący

badawczo w rozproszonych, licznych sieciach, a dydaktycznie – w kilku naj-częściej jednostkach, wygląda na mało zainteresowanego zarówno uczelnią, jak miejscem, w którym żyje i pracuje (warto mieć tu też na uwadze niskie zaanga-żowanie członków GTN w prace Towarzystwa; na zebrania przychodzi ok. 10%

zaproszonych, niełatwo uaktualnić listę członków, itd.). Nie bez goryczy stwier-dzić trzeba, że do uczelni dzisiejszy uczony przynależy bardziej z powodu for-malnoprawnych wymagań i konieczności precyzyjnego określenia afi liacji, niż rzeczywistej więzi z nią, a miejsce życia i pracy, przy jej charakterze i for-mach realizacji (niekończąca się podróż) coraz bardziej staje się heterogeniczne i w jakiś sposób umowne, a – co za tym idzie – niekoniecznie jest to „miejsce własne”, ważne dla jego tożsamości.

Kultura heweliuszowska jest w tym świetle pewnym sposobem, wpisu-jącym się w aktualne uwarunkowania, nie zagrażawpisu-jącym globalnemu wymia-rowi naukowego funkcjonowania. To sposób kształtowania związku uczonych – a przez nich też uczelni – z miejscem, w którym działają i ludźmi, dla których pracują lub na których rzecz mogą być aktywni. Przy czym mowa o aktywno-ści, zorientowanej założeniem, że tym, co robić warto, jest przyczynianie się do społecznego, wspólnego dobra.

W przypadku środowiska akademickiego wykładnią tego założenia może być ślubowanie składane przez przystępujących do tej wspólnoty studentów, z naci-skiem akcentujące to dobro:

„Wstępując do społeczności akademickiej Uniwersytetu Gdańskiego, ślubuję zdobywać wiedzę i postępować w mądrości, by służyć ludziom gdziekolwiek będę (podkr.MM). Ojczyźnie mojej, moim nauczycielom i kolegom, najbliższym swoim i sobie przyrzekam wierność ideałom humanizmu i tradycjom toleran-cji oraz prawość postępowania, odwagę, dociekliwość i pracowitość w dążeniu do prawdy. Uznając prawa zwierzchności akademickiej i obyczaje społeczności studenckiej – z wolą sprostania moim obowiązkom – przystępuję do wspólnoty budujących godność tego Uniwersytetu i godność stanu akademickiego”.3

Ślubowanie kładzie przy tym nacisk także na miejsce: gdziekolwiek będę…

Dobro wspólne, społeczne ma bowiem swój wymiar lokalny. Przykład Hewe-liusza, obywatela świata i gdańszczanina pokazuje, że publico bono leży blisko;

działając szeroko, globalnie, można znakomicie kształtować wspólne dobro bez fi zycznego dystansu, „na miejscu” i w miejscu, które staje się dzięki temu coraz bardziej własne.

To czynienie miejsca własnym jest ważne z punktu widzenia dobra wspól-nego, ale także dobra samych uczonych, których w pewnym sensie gubi uwi-kłanie w globalny świat.

3 Tekst ślubowania studentów: http://www.ug.edu.pl/pl/dz_org/prawo/?tpl=statut [dostęp z dnia 6.05.2012].

Na wzrastające znaczenie tożsamości „bliżej domu”, „u-miejscowionej”

zwracają uwagę badacze rzeczywistości, w której żyjemy; późnej nowoczesno-ści, jak opisywał ją Anthony Giddens4, albo hipernowoczesności, jak ujmuje ją Marc Augé5. Tożsamość ta coraz bardziej jest pożądana z powodu powiększa-jącej się pustki znaczeniowej, braku znaczenia przestrzeni i miejsc. Ze swoimi nadmiarami, wręcz ekstazami nadmiarowości, która odnosi się do trzech fi gur:

czasu (nadmiaru wydarzeń), przestrzeni, która rozpycha nasze światy i czyni chwiejną ich naszość, oraz ego, którego wybujałość wydaje się właśnie osiągać granice, hipernowoczesność – zdaniem Augé – tworzy nie-miejsca, które nie są utopiami, bo istnieją, ale nie kryją w sobie żadnego społeczeństwa organicz-nego6. Znana matryca Durkheima oparta o więzi, przydatna w opisie nowocze-sności, przestała działać w opisie dzisiejszej rzeczywistości. W nie-miejscach, charakterystycznych dla hipernowoczesności, według Augé zakłada się, że jed-nostki będą wchodziły w relacje – nie między sobą – ale z tekstami, instruk-cjami takich nadawców jak podmioty prawne, instytucje, korporacje. Interakcje z automatami, znakami zakazu i nakazu stawać się mają normą, a samotność – dominującą kondycją współczesności.

Nie-miejsca, anonimowe przestrzenie lotnisk, hipermarketów, hoteli, czy kolejnych kampusów, laboratoriów i sal wykładowych, nie zapadając w pamięć, pamięci nie mają i są w związku z tym bez znaczenia. Znaczeniowo puste, a rozprzestrzeniające się nie-miejsca, stają się miejscami życia i kształtowania tożsamości naukowców. Kiedy więc ich normalne funkcjonowanie oznacza nie-ustanną podróż, lokalność musi przybierać na wartości. Jak zauważa Tomasz Szkudlarek – w zalewie szczegółów, związanych z wszystkimi możliwymi miej-scami na świecie, zaczyna nas obchodzić coraz częściej właściwie tylko szczegół miejsca własnego. To redukcja mozaiki do elementu, holografi czna koncentracja świata do jednego punktu na mapie7. Trzeba budować na tej obserwacji; kon-struować rzeczywistość, w której uczeni – dla dobra tak własnego, jak innych – będą bardziej zadomowieni, nie przestając być aktywnymi w świecie. Spoglą-dając w stronę Jana Heweliusza można dostrzec dla takiego budowania nośną perspektywę.

Podsumowując, gra lokalnego z globalnym, tocząca się współcześnie w naukowcach przekłada się na kondycję życia zarówno uczelni, jak

społeczno-4 A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość. ‘Ja’ i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesno-ści, tłum. A. Szulżycka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2001.

5 M. Augé, Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, tłum. R. Chym-kowski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.

6 M. Augé, Nie-miejsca…, dz. cyt., s. 77.

7 Szkudlarek T., Miejsce, przemieszczenie, tożsamość, w: Pamięć, miejsce, obecność. Współ-czesne refl eksje nad kulturą i ich implikacje pedagogiczne, red., J.P. Hudzik, J. Mizińska, Wydaw-nictwo UMCS, Lublin 1997, s. 152.

ści lokalnych, które tracą jeżeli w tej grze przeważa globalne. Tracą też uczeni, kształtując swoją tożsamość w nie-miejscach.

W kulturze heweliuszowskiej ta gra może przekształcać się w harmonię relacji uczonego z miejscem, które będzie czynił własnym, w pewnym sensie sprowa-dzając świat do niego – tak, jak robił to Jan Heweliusz (oczywiście, posługując się innymi kanałami komunikacyjnymi, opierając się na innych technologiach).

Zatem w warunkach upowszechniania się tej kultury może to być gra owocna zarówno dla uczonych, jak lokalnych wspólnot.

Kończąc to krótkie wystąpienie, chcę z własnej perspektywy – jako członkini wspólnoty GTN i przewodnicząca I Wydziału Nauk Społecznych i Humani-stycznych – dodać, że wpisuje się ono w nurt refl eksji o autokreacyjnych zna-czeniach związku pomiędzy podmiotem i miejscem, i – z tego powodu – widzę w działaniach Towarzystwa podążających ku kulturze heweliuszowskiej ważny przyczynek do interesującej mnie pedagogiki miejsca8. W tej perspektywie bada-cza (i mnie osobiście) interesuje wszystko, co dzieje się w ramach wspomnia-nego związku, ale w centrum jego zainteresowania leży myśl o zmianie zarówno w podmiocie, jak miejscu. Trzeba tu zauważyć, że kultura heweliuszowska, reprezentując taki zakres, skupia uwagę pedagoga miejsca, w tym tekście pyta-jącego o relację uczony – miejsce, w którym żyje. Jest to relacja zapośredni-czona przez ponadlokalne i globalne wpływy, które dzisiaj zmieniają wszystkich, ale w odniesieniu do naukowców wydają się utrudniać, a nawet uniemożliwiać odpowiedź na ważne zarówno dla nich, jak dla lokalnych społeczności pytanie o to, gdzie jest to miejsce. W odniesieniu do społeczności sytuacja ta zdaje się skutkować oczekiwaniem aktywności uczonych, jako członków lokalnych wspólnot (nabiera mocy pytanie, co im po naukowcach, którzy są, lecz jakby ich nie było…). Poza tym, pedagog miejsca analizujący relację uczony – miejsce, za pośrednictwem swoich studiów i badań dokonuje w nią pewnej interwencji, która może doprowadzić do zmian korzystnych dla obu stron tej relacji. Kulturę heweliuszowską rekomenduję więc z nadzieją na ich zaistnienie…

Kultura heweliuszowska9

Kulturę heweliuszowską rozumiem paradygmatycznie, jako pewien wzór myślenia i działania odnoszący się do relacji pomiędzy naukowcami i miejscami,

8 M.in.: M. Mendel, (red.) Pedagogika miejsca, Wyd. DSW, Wrocław 2006; M. Mendel, Społe-czeństwo i rytuał. Heterotopia bezdomności, Wyd. A. Marszałek, Toruń 2007; M. Mendel, A. Zbierz-chowska (red.) Tożsamość gdańszczan. Budowanie na (nie)pamięci, Wyd. UG, Gdańsk 2010.

9 Przedstawiana część jest wykorzystaniem obszernych fragmentów tekstu M. Mendel, Uczeni i ich miejsca, w: Jan Heweliusz i kultura heweliuszowska. Utilitas et delectatio, pod red.

M. Mendel, J. Arno-Włodarskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2013.

w których żyją i pracują (lokalne społeczności i uczelnie). W ramach tego wzoru mogą pojawiać się określone praktyki indywidualne i społeczne, sposoby ukła-dania się – z jednej strony – uczonych z miejscami, o których (miedzy innymi wskutek tego układania się) mogą powiedzieć nasze. Z drugiej, mogą to być roz-maite formy działania wspólnoty, której są oni częścią; inicjatywy samorządowe, wiążące ich z lokalną społecznością, miastem, gminą. Ważne jest przy tym, by podkreślić, iż ów „paradygmat” kultury heweliuszowskiej rozumiem bardziej jak etos, niż zobowiązujący format. Etos w znaczeniu, bliskim temu, które przyjął Jacek Kurczewski w ramach swoich badań nad klasa średnią, wyczytując go bardziej z ludzkich serc, niż z paragrafów10. Chcę tym samym powiedzieć, że kultury heweliuszowskiej nie sposób zaszczepić, w sposób zewnętrzny zaapli-kować, jak antidotum na bolączki i kiepską kondycję zarówno współczesnych uczelni, jak lokalnych wspólnot. To raczej rodzaj proponowanej identyfi kacji, perspektywa, którą może przyjąć za własną, albo w której może odnaleźć się naukowiec, uniwersytet, czy określona społeczność.

Kultura heweliuszowska powinna być w związku z tym rozumiana nie jako remedium, lecz opcjonalna odpowiedź na współczesny kryzys, dotykający zarówno uczelnie i uczonych, jak lokalne społeczności, które w warunkach ano-mii tracą wspólnotowy klimat i słabo rozwijają się, nie mając bodźców w postaci aktywności naukowców, obecności myśli naukowej, implantującej nowe roz-wiązania, technologie, itd. Uczelnie bowiem komercjalizują się, w poszukiwa-niu profi tów aktywizując się ponadlokalnie, a profesorowie wydają się mało zainteresowani zarówno swoimi studentami, jak światem, z którego przychodzą.

Tymczasem świat ten mógłby korzystnie zmieniać się, jeżeliby uczelnie i uczeni wykazywali (większą) do niego przynależność – mniej więcej tak, jak robił to Heweliusz.

A jak to robił? W książce Jan Heweliusz i kultura heweliuszowska. Utilitas et delectatio11 znaleźć można znakomite studia, w sposób wielowymiarowy ukazu-jące biografi ę i dzieła tego uczonego. Ukazują one Heweliusza jako obywatela świata i gdańszczanina, reprezentanta władz miasta i wsłuchanego w głos gdań-szczan samorządowca, wreszcie uczonego, artystę, organizatora życia publicz-nego i producenta dóbr. Treść tych wypowiedzi tworzy pewną ramę dla mojego myślenia o Heweliuszu, dawcy podstaw koncepcji kultury heweliuszowskiej.

Jednak z intencją przedstawienia niuansów, które – jak każdy szczegół w obrazie – sporo mogą mówić o nim całym, wezmę dalej pod uwagę kilka wątków z biografi i i dorobku Heweliusza. W ich świetle koncept kultury hewe-liuszowskiej może okazać się bardziej wyrazisty.

10 J. Kurczewski, Biznes i klasy średnie: studia nad etosem, Zakład Socjologii Obyczajów i Prawa, Instytut Stosowanych Nauk Społecznych, Uniwersytet Warszawski 1994.

11 Tamże.

Miejsce i przestrzeń w kulturze heweliuszowskiej:

otwarty dom Heweliusza

Zacznę od obserwacji poczynionej przez Jacka Friedricha, w przywołanym tomie analizującego architekturę w czasach Heweliusza. Autor ten zauważa, jak ciekawe jest to, że będąc posiadaczem trzech sąsiadujących ze sobą kamienic Heweliusz nie uległ pokusie by połączyć je w jeden znaczniejszych rozmiarów dom, jak to się stało w poprzednim stuleciu w wypadku tak zwanego Domu Anielskiego (zwanego także Angielskim), którego skali nie dorównała już później żadna gdańska kamienica. Najwyraźniej astronom wolał mieszkać w budynkach nie odbiegających niczym od ówczesnego gdańskiego standardu. Z jednym wyjątkiem – to, co zdecydowanie różniło jego siedzibę od domów pozostałych mieszczan gdańskich znajdowało się na dachach jego kamienic, a był to oparty na nich rozległy taras stanowiący astronomiczne obserwatorium Heweliusza. Ten równocześnie zwyczajny i bardzo niezwykły dom, na płaszczyźnie architektonicznej odwzorowywał więc niejako podwójność losu samego Heweliusza, który z jednej strony wiódł życie zwykłego obywatela miasta – prowadzącego browarniczy interes i sprawującego miejskie urzędy, z drugiej zaś utrzymywał korespondencję z europejską elitą uczonych, prowa-dził wyrafi nowane obserwacje astronomiczne, a ich wyniki ogłaszał w pięknie opracowanych naukowych publikacjach12.

Rzeczywiście, ciekawe to bardzo, szczególnie w kontekście myśli o kulturze heweliuszowskiej, której ta obserwacja stwarza pewną perspektywę. Wzmacnia ją biografka Heweliusza, Karolina Targosz potwierdzając niejako słowa Jacka Friedricha i akcentując także inne aspekty tej „ciekawostki”. Targosz pisała, że Heweliusz, od 1664 roku członek Royal Society, jednego z pierwszych w Europie stowarzyszeń akademickich, w swoim domu stworzył – można by powiedzieć: pierwowzór Gdańskiego Towarzystwa Naukowego – prywatne, nie-formalne kółko, mogące poprzedzać – tak jak obserwował to na przykład we Włoszech i Anglii – ukonstytuowanie się ofi cjalnego stowarzyszenia akademic-kiego w mieście13. Gościnny, otwarty dla wszystkich chętnych do dyskusji dom Heweliusza w ten sposób ogniskował w sobie świat i – jednocześnie – dom ten i miasto Heweliusza zarazem, wchodziło tak w światowy obieg, stawało się aktywną częścią ówczesnego świata. Z jednej bowiem strony Heweliusz, czyniąc ze swojego gdańskiego domu miejsce otwarte na nie mającą granic refl eksję, czynił je światowym. Z drugiej, Gdańsk stawał się dzięki temu rozpoznawalnym, mniej anonimowym punktem ówczesnej mapy.

12 J. Friedrich, tekst w: Jan Heweliusz i kultura…, dz. cyt.

13 K. Targosz, Jan Heweliusz uczony – artysta, Wydawnictwo Zakład Narodowy im. Ossoliń-skich, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1986, s. 92.

Spotykają się w tym miejsce i przestrzeń, dwie kategorie pozwalające w prze-strzenny sposób opisywać naszą jednostkową i zbiorową tożsamość. Jak pisał Yi-Fu Tuan, kategorie te w latach ’70 wprowadzający do języka humanistyki i – jak okazało się później – również do teorii społecznej, przestrzeń i miejsce są to słowa zwykłe, określające powszechne doświadczenie (…). Miejsce to bez-pieczeństwo, przestrzeń to wolność: przywiązani jesteśmy do pierwszego i tęsk-nimy za drugą14. Miejsce stanowi „oswojony” wycinek przestrzeni; czujemy się w nim bezpiecznie, ponieważ każdy jego element jest nam znany i trudno w nim o zaskoczenia. Miejsce kusi zatem swojskością i bezpieczeństwem, natomiast przestrzeń – inaczej – kusząca jest przez wolność, którą obiecuje, ale niejako w zamian za oderwanie się od budzącego zaufanie miejsca. Przestrzeń wzywa nas wolnością, którą zapowiada, kiedy wyjdziemy poza miejsce, przestrzeń

„własną”. Kształtujemy siebie pomiędzy miejscem i przestrzenią, uczącymi nas w ciągłym doświadczaniu mniej lub bardziej dramatycznych wyborów. Miejsce i przestrzeń są bowiem edukacyjne, co widać szczególnie, gdy – miotani roz-terkami wynikającymi z ich opozycyjnej natury – zmieniamy się, pokonując rozmaite kryzysy, rozwijając się w cyklu życia15.

Przykład domu Heweliusza i jego w nim otwierającej na świat, nieustannie zapraszającej, inspirującej aktywności – inicjowanie debat i promocja refl eksyj-ności – wszystko to wydaje się być spójnym działaniem, w rezultacie którego opozycyjność miejsca wobec przestrzeni staje się pożądaną normą; kondycją wymiany, która znakomicie służy ludziom.

Warto też zwrócić uwagę na charakter wspomnianych debat, które można by nazwać dyskusjami „o świecie w miejscu i o miejscu w świecie”. W domu Heweliusza koncentrowały one liczne, dzisiaj powiedzielibyśmy – interdyscy-plinarne i międzynarodowe – środowiska, a przy tym podejmowaną proble-matyką wykraczały poza sprawy nauki, skupione wokół tematów społecznych, z pola polityki, kultury i sztuki, edukacji. Jak twierdzi jeden z uczestników tych spotkań, toczyły się one nie tylko na tematy astronomiczne, ale i historyczne oraz literackie16. Wszystko to prowadzi do – skądinąd zaskakująco prostego – wniosku, że dobrze jest, kiedy światli ludzie dzielą swoją mądrość i nie kana-lizują jej w jednym nurcie refl eksji, otwarci na różne problemy. Erudycyjność uczonych również dzisiaj powinna służyć dobrej sprawie, która nie powinna być zawężona, na przykład do znaczenia rozwoju określonej dyscypliny naukowej, czy rozwiązania problemu naukowego. Kultura heweliuszowska jest w tym

kon-14 Y.F. Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW, Warszawa 1987, s. 13.

15 Por.m.in.: M. Mendel, Społeczeństwo i rytuał. Heterotopia bezdomności, Wydawnictwo A. Marszałek, Toruń 2007; M. Mendel, (red.) Pedagogika miejsca, Wydawnictwo DSW, Wrocław 2006.

16 K. Targosz , Jan Heweliusz uczony – artysta, Wydawnictwo Zakład Narodowy im. Ossoliń-skich, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1986, s. 93.

tekście wychodzeniem poza te, a także inne ograniczenia. To kultura, w której naukowcy są ludźmi, zaangażowanymi i w miejsce, i w przestrzeń; ludźmi dzie-lącymi swoją mądrość i doświadczenie z innymi, czyniąc to zarówno dla nich, jak dla siebie; użytecznie i z radością (o czym więcej w kolejnej części).

Zasada użyteczności i przyjemności w pracy uczonych:

utilitas et delectatio

Jak to przedstawiałam, kultura heweliuszowska znajduje swoją reprezentację

Jak to przedstawiałam, kultura heweliuszowska znajduje swoją reprezentację

W dokumencie Towarzystwa Naukowe w Polsce (Stron 82-93)