• Nie Znaleziono Wyników

195 3. Znaczenie a przestrzeń publiczna

Odwołując się do Spinozy i Hegla, Taylor twierdzi, że wyrażenia języka zawsze pozostają ze sobą w związku. Nigdy nie jest tak, że wyrażenie językowe mogłoby pojawić się niezależnie od sieci powiązań z całością języka. Niema języka, który składałby się z jednego tylko słowa. W przeciwnym razie nie bylibyśmy zdolni wyróżnić jakiegokolwiek przedmiotu, wydobyć go z tła pozostałych432. Język pozwala na otwarcie wspólnej przestrzeni sensu umożliwiającej porozumienie między partnerami rozmowy.

Dialog odnosi się do tego, co pomiędzy, co jest wspólne dla rozmówców. Podobną myśl znajdujemy już u św. Augustyna w dialogu O wolnej woli, jednak tam autor ma na myśli byty typu platońskiego. Chodzi o istniejące obiektywnie, idealne przedmioty uczestników dysputy. W przeciwieństwie do dzielonego pokarmu, który choć na stole jest jeden, każdy z biesiadników ma w ustach swój własny kęs. Obiekty matematyczne, będące przedmiotem rozmowy pozostają wspólne i niezależne od każdego partykularnego ujęcia (co najwyżej błąd może być „prywatny”).

Taylor ma na myśli następujące w oparciu o język konstytuowanie się wspólnoty.

Ważne jest przy tym, że język nie musi występować w funkcji narzędzia komunikacji i w funkcji reprezentowania. Wskazuje przykłady kształtowania się relacji towarzyskich, które choć praktycznie biorą początek z wypowiedzi czy znaczących gestów, wcale nie polegają na „wymianie informacji” czy porozumiewania się w sensie przekazywania sobie sprawozdawczej reprezentacji odnośnie jakichś obiektów czy stanów rzeczy.

Wypowiedź „Ale tu gorąco!” może być raczej gestem sympatii, werbalnym działaniem, mającym na celu rozładowanie napięcia uciążliwej ciszy (gdy dwaj pasażerowie dłuższy czas znajdują się w jednym przedziale pociągu), niż zakomunikowanie spostrzeżenia dotyczącego pewnego faktycznego stanu. Międzyludzka przestrzeń dialogu, choć zbudowana z aktów mowy, milczenia, czy gestów (w ostateczności z ekwiwalentów wypowiedzi), wcale nie jest ufundowana na reprezentacji jako głównej funkcji języka.

Bardziej może przypominać taniec, grę towarzyską dla zabicia czasu, także niewątpliwie opartą o językowy wymiar – pogawędkę itp. W wielu takich czynnościach na pierwszy plan wysuwa się okazywanie uprzejmości, osiąganie satysfakcji w relacjach z drugim człowiekiem, nieraz – po prostu zabawę. We wspomnianej sytuacji w przedziale kolejowym, wygłaszanie przemowy – mającej na celu wyłącznie informowanie, gdzie

432 Por. tamże, s.156-157.

196

zarazem język spełnia wyłącznie funkcję reprezentacji – niekiedy mogłoby być czymś sztucznym, śmiesznym, swoistym „obcym ciałem” w subtelnej tkance przestrzeni towarzyskiej.

Jak czytamy: „Objaśnianie tej sytuacji jako przypadku komunikowania jest w rzeczywistości nietrafne z tego powodu, że nie dostrzega się w nim publicznej przestrzeni. Wszystkie stany składające się na wiedzę i przekonanie o czymś uznaje się w nim z stany jednostek wiedzących coś albo będących o czymś przekonanych.”433

Taylor podkreśla znaczenie różnych odmian publicznych przestrzeni, zarówno instytucjonalnych jak i nieformalnych, które są warunkiem samoidentyfikacji i kształtowania się tożsamości jednostki. Od parlamentu, wspólnoty nauki, przez szeroko pojętą opinię publiczną, po grupy towarzyskie, kręgi rodzinne. Funkcja języka, konstytutywna dla wielu z tych wspólnot również nie sprowadza się do pojęcia znaczenia jako reprezentacji. Owszem, merytoryczny głos w debacie niewątpliwie tak, jednak presupozycje uczestnictwa i statusu przestrzeni publicznej często pozostają niewyartykułowane, założone implicite, lub z różną dozą trafności domniemane. W życiu publicznym pewne obszary wolności bywają uświadomione dopiero po stracie, wcześniej zaś istnieją jako oczywistości, które zdają się czymś naturalnym. „Ślepota na to, co publiczne, jest oczywiście kolejną konsekwencją epistemologicznej tradycji, która uprzywilejowuje rekonstrukcję wiedzy jako własności cechującej krytyczną jednostkę.

Postawę monologicznego obserwatora każe uznawać ona nie za zwykłą normę, lecz rzeczywistą charakterystykę podmiotu. To całkowita nieprawda.434

Z tradycji romantycznej wywodzi się myśl, że poeta lub wybitny intelektualista są tymi, którzy powołują do istnienia nowe ścieżki dyskursu, nowe kategoryzacje pozornie ogólnodostępnego obrazu świata. Można powiedzieć, że niekiedy ważne ruchy społeczne i przemiany polityczne zaczynają się dopiero wtedy, kiedy znajdują się dla nich adekwatne konceptualizacje – diagnozy sytuacji i wynikające z nich artykulacje roszczeń.

I odwrotnie, znane są sytuacje społecznego niezadowolenia, którym brak nośnych haseł, wiarygodnego przywództwa, zdolnego w wyrazistych formułach wyartykułować wezwanie do konstruktywnego współdziałania. Taylor pisze: „Rolą języka jest zatem artykulacja, a także tworzenie przestrzeni publicznej. Lecz po trzecie, język stanowi

433Tamże, s. 157.

434Tamże, s. 157-158.

197

również medium, dzięki któremu mogą w ogóle docierać do nas niektóre z najbardziej zajmujących nas, specyficznie ludzkich spraw.”435

W celu ukazania językowego ufundowania najbardziej elementarnych ludzkich doświadczeń Taylor wskazuje przykład rozróżnienia między rozgniewaniem a oburzeniem. Oburzenie zakłada istnienie winowajcy, a więc wiąże się z dziedziną wartościowania. Wartościowanie dokonuje się przy językowej artykulacji. Wymaga uzasadnienia winy. Gniew może się pojawić w sytuacjach pozbawionych moralnej kwalifikacji, np. w gdy zachodzi konflikt interesów lub niezawinione uchybienie. Fakt, że nie dostałem biletu na premierowy spektakl, może być przyczyną gniewu podobnie jak fakt, że spektakl ten został odwołany. Oba przykładowe zdarzenia nie podpadają jednak pod żadną istotną moralną kwalifikację, a ich opis dokonany w języku nie stanowi o ich istocie. Coś budzi wstręt, ponieważ ma pewne cechy dające podstawę do takiej kwalifikacji, jednak bez związku z oceną moralną. O tym, że coś jest podłe orzekamy odwołując się do innych kryteriów niż te, które służą nam do uznania czegoś za fizycznie wstrętne. Podobnie różnica zachodzi między zagniewaniem a oburzeniem. Podstawą do oburzenia jest moralnie negatywna ocena czyjegoś zachowania, bądź stanu rzeczy, którego zajściu nikt nie przeszkodził. Jak czytamy: „Oburzonym jest się tylko na winowajcę (albo na kogoś, kto, jak sądzimy, jest winowajcą). Odczuwać gniew można wobec kogokolwiek, kto drażni, jeśli nawet nie ma w nim winy, choćby nawet racja stała po jego stronie”.436

Kot może stosować się do standardów (odwracając się od nieświeżej ryby), jednak nie uświadamia sobie tych standardów. Po prostu reaguje na pewne obiektywne bodźce.

Jednak: „Kot nie wie, że stosuje się do standardów, nie skupił na nich uwagi, ani nie wyartykułował tych wzorców jako wzorców.”437 Tymczasem „Artykulacja wzorców jest tym, co musi czynić podmiot, by zyskał status podmiotu moralnego.438 Taylor pisze, że możemy sobie wyobrazić istotę, która byłaby bezwzględnie życzliwa. Na przykład wyobraźmy sobie zaprogramowanego humanoida, który w swej „życzliwości” byłby nawet bardziej stały i nieomylny niż żywy człowiek. Jednak jego brak świadomości działania, tj. dobrej woli, nie pozwoliłby nam na klasyfikację moralną jego postępowania.

Robot byłby życzliwy, podobnie i nie mniej, jak fotel, który jest wygodny ponieważ faktycznie odnosimy dzięki niemu pewne satysfakcje. Taylor wskazuje tu na Kantowskie

435 Tamże, s.158.

436 Tamże, s. 159.

437 Tamże, s. 157-158.

438 Tamże, s. 159.

198

rozróżnienie obowiązku i skłonności, które w związku z przywołanym przykładem można rozszerzyć na oddziaływania rzeczy martwych.

Człowiek spontanicznie życzliwy, by zasłużyć na miano osoby postępującej moralnie, musi przynajmniej uświadomić sobie, że czynności, które płynną z obowiązku (choć spełnianie ich przychodzi mu bezrefleksyjnie) mają inny status, niż inne spontaniczne zachowania, jak np. jedzenie dobrych potraw, czy przyjemny spacer439. Bez świadomości tej różnicy, czyny dobre an sich nie różniące się z punktu widzenia preferencji danej osoby od innych czynów dających subiektywną satysfakcję, nie zasługiwałyby na miano moralnych. „Przede wszystkim wahalibyśmy się nawet przed powiedzeniem o kimś, że naprawdę czyni dobrze, jeśli nie byłby świadomy godności ludzkich istot, którym czyni to dobro”440

Zdaniem Taylora, w związku z zachowaniem istoty niezdolnej do zachowań ekspresyjnych nie dałoby się w ogóle orzec czy odróżnia dobro od zła. W jego przekonaniu, „jedynie istoty językowe mogą troszczyć się o standardy jako takie.”441 „Dobre (dla nas) zachowanie kota lub psa, nie jest w tym ujęciu zachowaniem dobrym moralnie. Może ono mieć znamiona gestu altruistycznego, być może nawet należeć do kategorii zdarzeń ratujących nam życie, jednak nie będzie się różniło od obiektywnych zaszłości w rodzaju dobrej pogody, faktu, że ominął nas huragan, chemicznego działania leku, itp. Również wstyd lub wyrzuty sumienia, a także dumę czy poczucie godności może odczuwać tylko istota, która ma świadomość odpowiedzialności moralnej wynikającej z faktu, że jest podmiotem, usytuowanym pośród innych podmiotów, zdolnych rozpoznawać aksjologiczny walor jej postępowania. Jak czytamy:

„Człowiek jest istotą językową nie tylko dlatego, że potrafi coś formułować i tworzyć reprezentacje, a tym samym myśleć o zajmujących go sprawach i kalkulować, czego nie potrafią zwierzęta, lecz również z tego powodu, że to, co uznajemy za podstawowe sprawy dotyczące ludzi odsłania się jedynie w języku i może być przedmiotem troski tylko dla istoty językowej.”442 Człowiek zatem zawsze żyje w świecie zinterpretowanym.

Owa interpretacja dokonuje się w języku. Tam gdzie kończy się możliwość językowego ujęcia (w tym oceny moralnej) tam zaczyna się środowisko procesów naturalnych, odziaływań fizycznych biochemicznych itd. Ten fizyczny wymiar jest oczywiście zawsze podstawą w sensie warunku koniecznego zachodzących zdarzeń, niemniej moralny sens

439 Por. tamże, s.160

440 Tamże.

441 Tamże.

442 Tamże, s. 161.

199

ludzkiego postępowania nigdy się do niej nie ogranicza i nie da się sprowadzić do samego jej opisu.

4. Znaczenie a wymiar ekspresji

Za bardzo istotny aspekt znaczenia Taylor uznaje ekspresję. Język nie ogranicza się bowiem do artykulacji, lecz zawsze również coś wyraża. Oprócz tego, że coś charakteryzuje, informuje o czymś, pozwala zdać sprawę z określonego stanu rzeczy, służy także nawiązaniu relacji. Wzmianka o pogodzie, po której nawet nie musi rozwinąć się żadna istotna rozmowa, jest nawiązaniem kontaktu, będącym wyrazem uprzejmości.

Taka wypowiedź niesie pewne stwierdzenie na temat „warunków atmosferycznych”

jednak przede wszystkim jest ekspresją życzliwości.443 Wyrażenie wiąże się z uczynieniem danego problemu widzialnym niejako stojącym przed nami. W ten sposób kształtuje się przestrzeń publiczna. Jest ona „przestrzenią rzeczy będącymi przedmiotami dla nas. Pierwszą osobę liczby mnogiej uznaje się tu za skrót przywołujący jakiś spójnik funkcji prawdziwościowej.”444

Taylor stwierdza, że nasze pozornie monologiczne wypowiedzi, zawsze opierają się na przeświadczeniu o następującym schemacie „Ja wiem, że ty wiesz” – „Ja jestem go świadom, że ty jesteś go świadom”. Jakkolwiek wyrażenia podobnego typu zdają się nośnikami informacji na temat otoczenia, to przede wszystkim pełnią funkcję ekspresyjną, ustanawiającą perspektywę wspólnoty. Przecież to, że np. pada deszcz, obydwaj stojący obok siebie widzą, więc samo stwierdzenie powyższego faktu posiada małą wartość informacyjną. Tym, co istotne jest potwierdzenie życzliwego uczestnictwa w sytuacji. Forma ekspresji odzwierciedla charakter więzi, jaka ma miejsce pomiędzy uczestnikami sytuacji. Odpowiedni dobór słów (choć nieistotny w aspekcie informacji o zewnętrznym przedmiocie), może przybrać odcień sympatii, niechęci albo ironii. I to jest najistotniejszy przekaz, nie zaś stwierdzenie, ze pada deszcz, czy że jest gorąco. Inny przykład: przedstawienie teatralne w którym dwoje bohaterów prowadzi dialog o hodowli pszczół – literalnie nonsensowny i groteskowy – zawiera całą gamę błyskotliwych wypowiedzi – szermierki słownej stanowiącej flirt. Jak pisze filozof: „Być może ironia w głosie i dobór słów zdradzają mój dystans wobec absurdalnego świata społecznego, w

443 Por. tamże.

444 Tamże, s. 162.

200

którym ludzie prowadzą tak puste rozmowy, a ja jakbym zapraszał cię do tego, abyś stanął ze mną ponad nimi w punkcie, z którego będziemy mogli wspólnie przyglądać się szaleństwu ludzi. Także w tym przypadku – paradoksalnie – tak złośliwe z pozoru uwagi mogą wytworzyć niezwykłego rodzaju intymność”445.

Tymczasem sposób wypowiadania się ukształtowany na potrzeby nauk przyrodniczych może sugerować, że moglibyśmy obyć się bez wymiaru ekspresyjnego.

Ich powodzenie opiera się jednak na tym, że w istocie nie są one językami konwersacji.

Mają zastosowanie jedynie w bardzo ograniczonym zakresie relacji międzyludzkich, np.

jako język wykładu czy bezosobowy styl podręcznika akademickiego.

Ideałem spełniającym wymogi naturalistycznej koncepcji znaczenia byłby język, który służy wyłącznie przekazywaniu informacji. Za jego główne walory należy uznawać możliwie najwyższy stopień adekwatności przedstawienia oraz maksymalną przejrzystość, tj. taki rodzaj doboru środków stylistycznych, aby forma wypowiedzi nie odwracała uwagi od merytorycznej treści. Jakkolwiek dyskurs naukowy zgodny ze scjentystycznym wymogiem obiektywizmu, unikanie sformułowań ujawniających emocje autora zbliża się niekiedy do takiego ideału. Język teorii naukowej ma być oczyszczony z wszelkich subiektywnych wtrętów. Autor pisze, że ideał ten najlepiej spełniają sztuczne języki formalne.

Według Taylora własną postawę ujawniamy dzięki ekspresji. W życiu ludzkim, poza wąskim kontekstem komunikacji dotyczącym nauk przyrodniczych, ekspresja wypowiedzi pełni zasadniczą rolę. Istnieją jednak specyficznie ludzkie przedmioty – przedmioty troski, czci, poszanowania dostępne wyłącznie dzięki językowej artykulacji, ponieważ tylko w języku odsłania się wrażliwość na nie. Język jest miejscem, w którym ukazują się rozróżnienia i wzorce, resp. systemy wartości, które są konstytutywne dla tego rodzaju przedmiotów. Nie ma uznania, bez językowego wyrazu i, przede wszystkim, językowego uzasadnienia446.

Sposób, w jaki dokonujemy samoprezentacji w przestrzeni międzyludzkiejstanowi jeszcze jeden aspekt omawianego zagadnienia447. Zawsze jest to pewien styl wyrażający samoocenę, zarazem forma ujawniania swoich cech podług tego, jak chcemy być

445 Tamże, s. 163.

446 Jest rzeczą oczywistą, że wśród zwierząt występuje rywalizacja, hierarchia w stadzie czy dominacja w obrębie zawłaszczonego terytorium. Istnieją też popisy siły, czy w – okresie godowym – manifestacje atrakcyjności osobniczej. Jednak dla istot nieposługujących się językiem nie ma norm, standardów, które konstytuowałyby sytuacje rywalizacji. U zwierząt te sytuacje nie są wyrazem uprzednich językowo wyartykułowanych zależności.

447 Por. tamże, s.165.